niedziela, 31 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Cmentarz

Tej nocy nie tylko Yoh nie mógł spać. Dwa pokoje dalej, pusty pozostawiając ten, który był przygotowany dla drugiego z bliźniaków, pewna blondynka również nie mogła zmrużyć oka. Siedziała na parapecie, z nogami zgiętymi lekko w kolanach, a delikatny wiatr lekko rozwiewał jej jasne włosy i choć było już późno, a temperatura nieco spadła, nie marzła. Można nawet rzec, że rześkie powietrze działało kojąco.

To nie tak, że Anna nigdy nie martwiła się o Yoh, jedynie inaczej to okazywała, a jej wiara w zdolności narzeczonego była silniejsza od strachu. A może po prostu nie umiała sobie wyobrazić, że któregoś dnia mógłby po prostu nie wrócić. Tak przynajmniej było przed informacją o istnieniu Hao. Wciąż jednak zachowywała spokój, aż do dnia sabotażu turnieju. Wiedziała, że Hao jest silniejszy, na własne oczy widziała zaciętą walkę, która miała miejsce po powrocie Yoh do życia. Może ze względu na poziom adrenaliny, tamto zamartwianie się było zupełnie inne niż to, co odczuwała teraz. Coś jej mówiło, że droga obrana przez Asakurę jest bardzo niebezpieczna, czuła, że coś złego czyha w nadchodzących dniach. Wiedziała jednak, że nie może nic zrobić. Słuchawkowy był zbyt uparty i nawet jeśli rozkazałaby mu zaprzestać czytania ksiąg Wielkiego, nie posłuchałby. Nie tym razem. Najprawdopodobniej wspomniałby o zaklęciu otaczającym Księgi, a że to ona otwiera portale do ich świata, to strach, który mają wywoływać wpływa i na nią. Właściwie, skąd miała wiedzieć, czy to rzeczywiście nie jest tym spowodowane? Skoro to nie ona wchodzi do świata Ksiąg, a jedynie umożliwia to Yoh, to może Księgi jedynie wywołują u niech silniejszy strach o chłopaka.

Niepokoiło ją kilka aspektów. Przede wszystkim próby, którym poddawany miał być chłopak. Pierwsza pozostawiła po sobie te straszne, głębokie i czarne zadrapania. Mogły doprowadzić do wykrwawienia się chłopaka, a pozostałe miały przecież być jeszcze bardziej niebezpieczne. Kolejną przyczyną zmartwień blondynki był wpływ zawartości na młodego Asakurę. Wciąż stała po jego stronie i chciała go wspierać, ale jej podejście nie różniło się wiele od podejścia Mikihisy. Już teraz widziała, że chłopak zaczął się zmieniać. Częściej był pogrążony we własnych przemyśleniach, nie jadł, wyraźnie się nie wysypiał, nie za bardzo chciał się dzielić swoimi przeżyciami czy myślami, nie wiedziała co siedzi w jego głowie, ale zaczynała się obawiać, że choć Hao został pokonany, to jego wspomnienie może trwale zmienić Yoh.

A zmiana w cichego chłopaka, żyjącego wyrzutami sumienia mogła się okazać lepszą wersją zmian, które mogły im grozić.

Wiedziała jednak, że najgorsze co mogą zrobić, to odsunąć się od Yoh. Musieli okazać mu wsparcie i zrozumienie.

Tej nocy, oboje prawie w ogóle nie spali, siedząc na parapetach ich własnych pokoi, wpatrując się w gwiazdy na niebie.


Niewyspana Anna to zła Anna. Yoh szybko to odczuł, gdy blondynka dwa razy ostrzej niż wczoraj przypomniała mu, że ma zakaz zbliżania się do świątyni Wielkiego w ciągu najbliższych 24 godzin. Oraz kiedy próbował nie zjeść całego śniadania. Grzecznie więc skończył poranny posiłek i obiecując kilka razy, a następnie akceptując obecność Shikigami dziadka, które miały pilnować dotrzymania obietnicy, wyszedł. Podczas wczorajszego spaceru z Anną, jego wzrok przykuła pewna brama i doskonale wiedział dokąd ona prowadzi. To też był jego cel. Przywitał się z trenującą Tamao, dopingując ją przez kilka minut, po czym skierował swoje kroki we właściwą stronę.

Stara brama zaskrzypiała, gdy Yoh powoli ją otworzył. Przed nim znajdował się piękny cmentarz. Był zupełnie inny niż te w Tokio. Miał w sobie coś, co pozwalało Yoh odczuć czas i historię tego miejsca. Porośnięte lekkim mchem kamienne schodki i starsze, wysokie nagrobki dawały mu niesamowity wygląd, od razu świadcząc, że pochowani na nim są wszyscy członkowie klanu Asakura. Yoh podniósł drewniane wiaderko i nalał do niego wody, a do kieszeni spodni schował gąbkę i szczotkę oraz zapałki, natomiast w drugiej dłoni trzymał świeczkę. Im głębiej się zapuszczał, tym starsze były groby. Patrzył na każde z imion, a nazwisko za każdym razem było takie samo. Asakura. Zatrzymał się przy imieniu, które ostatnio "obiło mu się o uszy". Yohken.

Zastanawiał się, jaki był i jakie miał podejście wobec Hao. Pewnie zupełnie inne niż on. Nie był jego bratem, nie dzielił z nim duszy, ba, wtedy nawet nie byli wtedy rodziną. To była reinkarnacja Hao, ale z plemienia Patch i siłą rzeczy było inaczej. Yoh powoli, lecz dokładnie zajął się oczyszczaniem grobu swojego poprzednika. Jak na coś, co stało tu 500 lat był naprawdę dobrze zachowany, najwyraźniej musiał być często odwiedzany. Nawet stała tu jeszcze dość świeża świeca, nie do końca wypalona. Przed Yoh wciąż była dość sporo część cmentarza, pnąca się w górę między drzewami. Postanowił w końcu zapalić świeczkę, która już stała na grobie, a sam szczyt polał wodą nabraną z drewnianego wiaderka. Dłonie złożył razem i zamknął oczy, przez kilka minut oddając się modlitwie.

Opuszczając grób Yohken'a, skierował się dalej, na wzgórze w głąb cmentarza. Im wyżej, tym starsze były nagrobki i coraz mniej zadbane, ale na pewno lepiej niż na publicznych miejscach pochówku. W końcu dotarł na sam szczyt. Gdyby szedł tędy rozmawiając z kimś, na pewno odebrałoby mu mowę. Okolica była tak bardzo zaniedbana, że miał wrażenie, że odkąd to miejsce powstało, nikt tu nie wchodził. Drzewa i krzewy rosły wszędzie, tworząc mały las na szczycie wzgórza. Szczerze mówiąc, z daleka patrząc na cmentarz, nawet nie wiedział, że wzgórze jest jego częścią. W gęstwinach wysokiej trawy widać było niewielkie kamienne bloki z symbolem gwiazdy i to właśnie one świadczyły o tym, że warto iść dalej, choć ścieżka była kompletnie zarośnięta i musiał uważać, żeby nie kopnąć w któryś z kamieni. W sandałach byłoby to bardzo bolesne przeżycie. Niewielka brama miała zawaloną górną część, a zaraz za nią stał kamień ze znakami kanji, który pewnie w ogóle by nie zrozumiał, nawet gdyby nie były wyblakłe i porośnięte mchem. Górna część kamienia również była pęknięta, a kawałek, który odpadł leżał kilka kroków dalej. Po lewej omszałe schodki kierowały na najwyższą i docelową część wzgórza.

Imię i nazwisko umiał odczytać. Więc jednak rodzina zajęła się odpowiednim pochówkiem pierwszego z Asakurów. Choć wyraźnie na nagrobku tkwiła też inkantacja, która najpewniej była złożona w celu utrzymania ducha Hao z dala od świata żywych zaraz po jego zamordowaniu. Obok zniszczonego, porośniętego mchem kamiennego grobu stała też sotoba, drewniana tabliczka z datami sprzed 500 lat. Zapewne postawiona przez Yohken'a. Yoh poczuł jak w gardle rośnie gula, a oczy zachodzą lekką mgłą. Zacisnął mocno usta w cienką linię i ostrożnie podszedł do tabliczki, klękając przy niej. Nie miał niestety nic, czym mógłby wyciąć na niej nowe daty. Obiecał sobie, że wróci następnego dnia.

Z jednej strony cieszył się, że tu przyszedł, a z drugiej, stojąc właściwie na grobie swojego przodka, który w trzecim życiu był jego bratem bliźniakiem, sprawiało, że teraz przechodził przez prawdziwą żałobę. Powoli, zabrał się za zbieranie gałęzi i zwiędłych liści z samego grobu.

-Amidamaru...?- zaczął Yoh, a stróż zmaterializował się obok niego.

-Nie wiem jak mam o to zapytać, przepraszam, jeśli przywołam jakieś przykre wspomnienia, ale... czy ktoś kiedyś przyszedł na twój grób?- spytał niepewnie. Samuraj odpowiedział dopiero po chwili milczenia.

-Większość czasu spędziłem uwięziony przez rodzinę Fudou, nawet jeśli ktoś przyszedł, nie było mnie wtedy na Strasznym Wzgórzu.- odpowiedział. Szaman kiwnął głową ze zrozumieniem. Samuraj przez chwilę wpatrywał się w niego, domyślając, co kryło się za tym pytaniem. -Wiem jednak, że duchy przodków słyszą modlitwy składane nad ich grobem. Nawet jeśli są w zaświatach.- dodał. Wyraźnie było to coś, co Yoh chciał usłyszeć.

Siedział tam już ponad godzinę, a grób nie wyglądał ani trochę lepiej. Gałęzie odrzucił na bok, planując wyniesienie ich w ciągu kilku dni, ale mech i bluszcz oraz wyrastająca spomiędzy kamieni trawa były bardzo upierdliwe. Końca jego pracy nie było widać. W pewnym momencie, gdy próbował wyrwać chwast z naprawdę głębokim korzeniem, poślizgnął się na mchu i upadł do tyłu obijając swoje cztery litery boleśnie o kamienną krawędź. Przelało to czarę tego, co już bardzo chciał zrobić. Przechylił się jedynie by usiąść na kolanach, a dłonie położył na udach, zaciśnięte w pięści.

-Wybacz mi, Hao, że nie uprzątnąłem twojego grobu przed modlitwą. Właściwie, nie jest to jedyna rzecz, którą chciałbym, żebyś mi wybaczył. Mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz jesteś, czekając na następny Turniej Szamanów, usłyszysz moją modlitwę.- Amidamaru zdematerializował się, chcąc dać Yoh pełną prywatność. -Tak bardzo żałuję... Rozumiem twoją niechęć do rodziny, przyznaję, że i ja ją odczuwam. Nie tylko do tych, sprzed tysiąca czy pięciuset lat. Gdybym wiedział wcześniej o twoim istnieniu, może... dałoby się to załatwić inaczej. Może... mógłbym cię uratować. Wiesz, kiedyś miałem przyjaciela, mój pierwszy duch stróż, Matamune, był nekomatą. Właściwie, pewnie go znasz, miał ponad tysiąc lat. On też... kogoś kiedyś zawiódł i do końca tego żałował. Dlatego poświęcił się, żebym mógł uratować Annę. Ona mu przypominała osobę, którą stracił i przez tysiąc lat żył wyrzutami sumienia. Teraz rozumiem jego ból, o którym mi opowiadał, zanim wykonałem na nim Hyoi Gattai. Tak jak o tym myślę, to zastanawiam się, czy nie mówił czasem o tobie. Gdybym tylko miał taką samą okazję na ocalenie cię, jaką miałem z Anną. Przysięgam, że zrobiłbym wszystko.- po policzkach zaczęły ciec słone łzy, które skapywały na mech przed nim. Yoh potrzebował kilku minut, by znów móc mówić. -Przepraszam cię, Hao. Nie wiem, dlaczego nie próbowałem tego zrobić inaczej, a przecież dawałeś mi szansę. Może gdybym do ciebie dołączył i spędził z tobą trochę czasu, udałoby się nam wspólnie odnaleźć lepszą drogę. Boję się myśleć, że może ty specjalnie rozdzieliłeś swoją duszę na dwie części, bo nie chciałeś być sam, a ja... Zamiast pokazać ci, że nie musisz i wspólnie z tobą znaleźć sposób na ocalenie planety.... Poszedłem za tym, co mówiła rodzina. Tak naprawdę wbrew sobie. Hao, nie wiem, czy czujesz, kiedy otwieram twoje dawne księgi, ale... Przysięgam, że nie zostawię tego tak. Nie... Nie oczekuję wybaczenia, tego, co zrobiłem chyba nie da się wybaczyć. - jego głos drżał, gdy to mówił. Bardzo chciał wierzyć, że tak będzie, ale wiedział, że w oczach starszego nie zasługiwał.

-Przysięgam ci, Hao, zostanę Królem Szamanów i spełnię twoje marzenie, ale po swojemu. Naprawię tę planetę, przypomnę ludziom co naprawdę się liczy i czym jest ta planeta. Znajdę sposób. Musi jakiś być. Musi się udać. Nie odpuszczę, nigdy. Kto wie, może uda mi się powtórzyć twoje osiągnięcie. Opanować wszystkie punkty Wuxing i odrodzić się razem z tobą, a wtedy dać ci to, czego nie miałeś przez ostatnie trzy życia, podczas gdy planeta będzie przeze mnie naprawiona. Obiecuję, że to zrobię, obiecuję.- powtarzał, jednocześnie motywując samego siebie.

-Przeszedłem już przez Senji Ryakketsu* i Księgę Ziemi. Zostały jeszcze cztery. Wiem, że będą trudniejsze, ale ja się nie poddam, słyszysz? Przejdę wszystkie próby. Poznam cię lepiej, Asaho, od innej strony niż wszyscy. Nie zostawię cię tak.- zatracony w monologu, osłabiony przez płacz, ale też przeżycia z ostatnich dni sprawiły, że Yoh musiał podeprzeć się dłońmi o ziemię.

-Twój grób jest taki zaniedbany. To cud, że ktoś w ogóle pomyślał, by go postawić, ale nikt najwyraźniej nie palił się do dbania o niego. Wiem, mają swoje powody, ale... Tak nie powinno być.- Yoh pochylił się i oparł przed ramionami o pokrywę grobu, chowając w nich swoją twarz. Jego łzy spływały na mech. Minęło chyba pół godziny, nim Yoh się uspokoił.

-Przepraszam, jeśli naprawdę mnie słyszysz, musisz uważać mnie za słabego i żałosnego.- powiedział i zaśmiał się cicho. -Chitchi na**- mruknął, cytując często określenie padające z ust Hao. Podniósł głowę i otarł twarz bandażem na dłoni, wciąż chroniącym jego poparzenia. Gdy otworzył oczy... widok zaparł mu dech w piersi.

Trawa, liście i chwasty zniknęły. Sam nagrobek był jedynie poszarzały, a bluszcz piął się po nim i delikatnie owijał go, ale w zupełnie inny sposób, jakby był specjalnie ułożony by obejmował kamień niczym ozdoba, nie jak coś, co nie powinno tu rosnąć, natomiast płyta nagrobka pokrywa była równomiernym mchem, tworząc piękny, zielony całun. Jedynie u podstawy kamienia było puste miejsce na świecę. Oniemiały szatyn spojrzał na swoje dłonie, a później znów na oczyszczony i ozdobiony darami ziemi grób.

-Ja to zrobiłem?- wymamrotał, a zaraz uśmiechnął się szeroko. Oczywiście nie oznaczało to, że ziemia już postanowiła się mu podporządkować w pełni, ale przynajmniej teraz otrzymał odrobinę zaufania. Poderwał się z miejsca i trzymając w dłoni gąbkę zająć się oczyszczaniem samego kamienia nagrobka z resztek brudu, a następnie polał jego szczyt. Podniósł z ziemi świecę, którą przyniósł i zapalił ją zapałką, stawiając ją na czystym od mchu miejscu.

Zostało jeszcze jedno. Nie był pewien czy to zadziała. W niektórych wierzeniach dotyczących pięciu żywiołów drewno było oddzielnym elementem. Jednak Wuxing nie brał go pod uwagę, a najbliżej mu było mimo wszystko do ziemi. Podszedł do drewnianej tabliczki i zamknął oczy, palcem rysując nowe znaki, tym razem oczyszczając myśli ze wszystkiego, prócz treści, którą zapisywał palcem na drewnie i wierze w moc żywiołu.

Gdy otworzył oczy ujrzał to, co chciał, wycięty w drewnie napis.

"Mojemu bratu. 12.05.1985 - 20.06.2000***"

Yoh podniósł się z zadowolonym z siebie uśmiechem, dziękując opiekunom ziemi za ich zaufanie i pozwolenie na użycie mocy na takim poziomie, nie był pewien na jak dużo mu pozwolili i postanowił, że zapyta o to przy okazji następnej wizyty w kolejnej księdze. Gdy się odwrócił, obok niego znów był Amidamaru. Patrzył na słuchawkowego z nieukrywaną dumą. Był dumny z tego, jak Yoh się rozwijał jako szaman. Białowłosy przeniósł wzrok na grób, a w jego głowie pojawiła się myśl, że w gruncie rzeczy ma Hao za co dziękować. To on rozpoczął historię rodu Asakura, a Yoh szedł coraz dalej dzięki motywacji, jaką wzbudziła chęć odpłacenia się bratu za zło wyrządzone przez poprzednich członków rodziny. Zamknął oczy i pochylił nisko głowę, tym samym okazując pierwszemu Asakurze szacunek.

-Dziękuję, Amidamaru.- powiedział Yoh kilka minut później, gdy kierowali się do wyjścia z cmentarza.

-Zdążyłem się już przekonać, że twoja intuicja jest niepowtarzalna. Myślę, że Hao słyszał twoją modlitwę. Będę ci towarzyszył na drodze do zostania Królem Szamanów i wspierał twoją misję z opanowaniem Wuxing.- odpowiedział duch.

-Skoro o tym mowa...- Yoh wyrzucił gałęzie, które wcześnie odłożył na bok do kontenera, a kierując się w stronę domu, podrapał się niepewnie po karku. -Czy jeśli uda mi się odrodzić za 500 lat, mogę liczyć na twoją obecność? Może mógłbym cię po prostu zabrać tak, jak Hao zabrał z powrotem Ducha Ognia.- zaśmiał się Yoh.

-Czułbym się urażony, gdybyś mi tego nie zaproponował, Yoh-dono.- odpowiedział z rozbawieniem samuraj, po czym oboje wybuchli śmiechem.


Reszta dnia minęła Yoh znacznie lepiej niż poprzednie dni. Wszyscy dostrzegli tę nagłą zmianę w zachowaniu szatyna, nieschodzący z twarzy uśmiech, typowe dla niego poczucie humoru i pozytywne nastawienie. Trzeba przyznać, że nawet Yohmei odetchnął z ulgą. Mieli nadzieję, że ten nastrój utrzyma się dłużej i starali się nie myśleć o powrocie do Ksiąg wraz z następnym dniem.



*Senji Ryakketsu - zmieniłam nazwę Księgi Szamanów, którą Yoh czytał w notce "Księga Szamanów", wyjaśnię dlaczego poniżej.
** Chitchi na - czasami zapisywane jako "Chicci na". To znane "So tiny/small/pathetic". Hao wypowiada to zarówno w mandze jak i japońskim anime (pokonując ostatniego z Wodzów, przerywając atak Yohmei po narodzinach, w stronę młodego Lyserga po zamordowaniu jego rodziców, w trakcie swojej pierwszej walki w II Rundzie Turnieju, chwytają Jeanne pod Bramą Babilonu i walcząc z Mikihisą.)
*** data śmierci Hao jest przeze mnie wymyślona. Akcja Turnieju ma miejsce w 2000 roku wypchnęłam to więc tak, jakby szamani wyruszyli do Patch pod koniec marca, w kwietniu przeszli przez pustynię, a w maju i czerwcu trwała II Runda.

======================

Witam po tygodniu! Ah, jak mi brakowało pisania! Ale miałam zajęcie, kupiłam książkę o Yokai i przez cały tydzień się w nią zaczytuję. Przyznam, że nie miałam pojęcia, że postać Hao jest wzorowana na postaci historycznej, wokół której krążą legendy. Abe no Seimei jest naprawdę fascynującą postacią, ale powiem wam, że brak świadomości wcześniej i odkrycie tego wraz z poznaniem tej postaci w książce było bardzo fajnym przeżyciem. Kiedy czytałam, w jakich czasach żył, potężny onmyouji zgłębiający tajemnice filozofii Wuxing i moje pierwsze "heh, normalnie jak Hao", później informacje o symbolach gwiazdy, Shikigami, które według legendy posiadał, informacje o matce, która była ocalonym lisem, co łączy się z nazywaniem Asanohy "demon fox", ale jak dotarłam do informacji, że przed staniem się onmyouji nazywał się Douji, czyli tak jak Hao, to już nie wytrzymałam. Po głośnym przekleństwie upewniłam się i rzeczywiście, Hao jest wzorowany na Abe no Seimei. Mało tego, Seimei stworzył albo brał udział w powstaniu księgi Senji Ryakketsu. Tytuł bardzo bardzo podobny to Cho-Senjiryakketsu, prawda? Stąd ta powyższa zmiana, wiem, że nie powinnam jej wprowadzać w trakcie opowiadania, ale nie mogłam się powstrzymać.

Polecam tą książkę, jak wpiszecie "Yokai" na empik.com to będzie, tak samo o Yurei, za którą się jeszcze nie zabrałam. Możliwe, że będę lekko opóźniać opowiadanie ze względu na nowe informacje z książek, które mogą mi się przydać, ale tylko możliwe, za bardzo lubię tą historię, więc pewnie znajdę sposób albo będę wrzucać one-shoty jeżeli będę potrzebować chwili na zapoznanie z książkami.

Widzę też, że trochę osób czyta moje opowiadanie, a przynajmniej ostatnia notka miała 22 wyświetlenia. Nie zmuszam oczywiście, ale byłoby mi miło przeczytać kolejne komentarze! To tylko takie tam marzenie, same wyświetlenia też mnie cieszą, więc drogi czytelniku, nie czuj się jakoś bardzo zobowiązany, to po prostu miłe przeczytać komentarz :D

Jednocześnie dziękuję Aomori i Villemo za komentarze! <3

Do zobaczenia za tydzień!

2 komentarze:

  1. Doskonale wiem jak irytujące może być nie komentowanie dlatego zawsze pisze jak przeczytam!

    W każdym razie mega się cieszę że czerpies z niektóre fragmenty opowiadania z Mangi która jest mi zdecydowanie bliższa niż Anime. A fakt że dodajesz coś z prawdziwych wierzeń jest jak wisienka na torcie!

    Bardzo wzruszają notka i mam wrażenie że ten tydzień przerwy sprawił że jest bardziej dopracowana - nie zrozum mnie źle, piszesz na prawdę dobrze, ale sama po sobie widzę że czasem lepiej poczekać ze wstawieniem i mieć czas na poprawę ewentualnych błędów.

    Na początku myślałam jak opisywałaś Yoh i Anne że coś może między nimi się wydarzy - wybacz ale mam mega niedosyt ich jako pary ^^. Ale myślę że to jak opisałaś ten fragment był na swój sposób wspolny dla nich i uroczy :D

    Potem opis cmentarza... Cudo *.* opisałaś to tak że czułam że tam jestem i przeżywam to co Yoh. Trafione w punkt, oddałaś magię okolicy. Nie wiem czy się męczyłaś przy pisaniu tego ale było to idealne i oby więcej takich fragmentów!

    Cieszę się że wstawiłaś i aż mi się zachciało coś popisać do swojego opowiadania. Co prawda nie wiem kiedy wstawię coś ale miły prezent mam od Ciebie na dzień dziecka ;)

    Pozdrawiam Aomori!

    OdpowiedzUsuń
  2. Yey nowa notka! Mam co czytać!
    Podczas czytania fragmentu z grobem Hao aż sama poczułam gulę w gardle. Umiesz idealnie odwzorować atmosferę;** Z rozdziału na rozdział czuję się coraz bardziej wciągana w tą historię i absolutnie mi to nie przeszkadza XDD

    Znalazłam kilka literówek np. "Oniemiały szTan spojrzał na swoje dłonie..." I ja się absolutnie nie czepiam, to tylko takie moje "zboczenie zawodowe", wyłapywać wszystkie szczegóły XD

    Zainteresowałaś mnie tą książką o Yokai, muszę jej poszukać w swoim empiku albo zamówić online. Chyba mogłabym ci też polecić książkę pt "Źródła Klasycznej Demonologii japońskiej" jako uzupełnienie tych podanych przez ciebie. Znajdziesz w niej rozdziały o Oni, Amuletach, Shikigami itd. Nie wiem czy jest w empiku, ja swój egzemplarz zamawiałam z bonito.

    OdpowiedzUsuń