niedziela, 27 grudnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Księga Ognia

 Yoh został sam w świątyni. Potrzebował tego. Teraz gdy było już po próbie i o niej myślał, zastanawiał się, dlaczego w ogóle uwierzył w całą tę rozegraną przed chwilą scenę. Spoglądał na swoje poparzone dłonie i naprawdę próbował zrozumieć, co się przed chwilą stało.  Powinien zorientować się, że historia nie była prawdziwa. Przede wszystkim, Hao pojawił się w formie, w której widział go po raz ostatni, a przecież powiedział, że próbę niby zmienił po narodzinach. Można to było wyjaśnić faktem, że to nie był jego duch, a mogło być to coś w stylu pieczęci, która dopasowała się do wieku Yoh, w związku z więzią bliźniaczą. Chociaż brzmiało to na bardzo zagmatwane. Kolejną sprawą były słowa Hao, nie brzmiały jak te, których używał, gdy jeszcze żył. Jeżeli Hao widział w nim brata, to ukrywał to naprawdę głęboko i nie przyznałby się do tego tak łatwo, nie po tym, co przeżył. Owszem, wierzył, że Yoh do niego dołączy, ale nawet jemu nie zaufałby od razu. Z kolei tu widać było, że widmo brata było przekonane, że młodszy sięgnął po księgi pod pozytywnym wpływem starszego. Najbardziej zaskakujące jest, że nie zorientował się, że była to próba, gdy z jakiegoś powodu ogień zaczął go słuchać.

Jego rozmyślania przerwał powrót Amidamaru wraz z Anną. 

-Zanim gdziekolwiek pójdziesz. Siadaj i ręce. Bez dyskusji.- powiedziała stanowczo, pokazując na podłogę. Yoh nie protestował. Natychmiast usiadł na podłodze po turecku i położył otwarte dłonie na swoich kolanach. Blondynka nic nie powiedziała, ale gniewnie zerknęła w stronę księgi ognia, zanim usiadła naprzeciw chłopaka i wyjęła z papierowej torby, którą miała ze sobą, specyfiki Kino, gazę i bandaże. Powoli zaczęła delikatnie pokrywać jego ciężko poparzoną, pokrytą bąblami i pęcherzami skórę. Yoh syczał cicho, napinając się, żeby odruchowo nie zabierać dłoni. 

-Co cię dręczy?- spytała.

-Ta próba była naprawdę dziwna. Z jednej strony była bez sensu, a z drugiej obawiam się, że mogła mieć w sobie ziarno prawdy.- odpowiedział z ciężkim westchnieniem. -Myślisz, że dziadek widzi we mnie zagrożenie?- spytał. Anna uniosła wzrok na chwilę, by później skupić się na okładzie i bandażowaniu.

-Kiedyś powiedziałabym, że nie.- zaczęła -Yoh, przeglądasz księgi, których nikt nigdy nie widział. Jesteś bardzo potężnym szamanem, mocą zaczynasz dorównywać Hao z pierwszego wcielenia, samą siłą już dorównałeś. Gdy opanujesz pięć punktów Wuxing, Yin Yang Jutsu nie będzie dla ciebie tajemnicą, a tym samym staniesz się najpotężniejszym szamanem na świecie. Jesteś nie tylko potomkiem i bratem Hao, ale też jego częścią. To poniekąd zrozumiałe, że boją się, co może się z tobą stać.- odparła, kończąc opatrywać lewą dłoń i zabierając się za prawą. -A to czy boją, bo nie chcą cię stracić, czy boją się, że mógłbyś się stać drugim Hao... Myślę, że to pierwsze.- dodała. Chłopak nie odpowiadał przez chwilę, przyglądając się jak drobne, acz silne dłonie blondynki sprawie zajmują się gazą i bandażem.

-Zaczynam się obawiać, że klon Hao to jedyne co we mnie widzieli.- mruknął cicho.

-Nie mów tak, Yoh. A nawet jeżeli tak jest, pamiętaj, że jesteś pierwszym Asakurą, który ma możliwość zmienić podejście rodu. To ty kiedyś będziesz jego głową i to od ciebie będzie zależało, co przekażesz dalej.- powiedziała dość chłodno. -A zresztą, spróbuj nie, to ja już przywołam cię do porządku.- dodała, na co szaman zaśmiał się cicho.

-Tak jest, pani rodu!- powiedział i zasalutował zabandażowaną dłonią. Medium przewaliła oczami i wstała z ziemi, ściągając swoje korale. Wykonała odpowiednie gesty i rzuciła koralami w powietrze nad księgą, tworząc do niej portal.

-No, to idę.- powiedział z lekkim uśmiechem i wszedł do portalu. Anna natomiast spojrzała na Amidamaru.

-Opowiedz mi o tej próbie. Ze szczegółami.- rozkazała.


-Witaj ponownie, Yoh.- usłyszał, gdy tylko przekroczył "próg" portalu. Znajdowali się na jakiejś polanie, wokół nich było ciemno, a jedynym źródłem światła było niewielkie ognisko. Asaha siedział na jednym konarze drzewa, a drugi czekał wolny. -Zajmij miejsce, to będzie najdłuższa lekcja.- mężczyzna wskazał na konar obok. Yoh podszedł do niego i usiadł przy ogniu, kładąc dłonie na kolanach. Te natychmiast przyciągnęły wzrok wróżbity.

-Jak ostatecznie otworzyłeś księgę?- spytał.

-Nogą, na podłodze.- mruknął, a jego nauczyciel roześmiał się -Po co to było? To znaczy, normalnie trzyma się książki w rękach, myślałem, że to część wyzwania. Determinacja czy coś.- dodał.

-Niewielki dowcip.- odparł z uśmiechem.

-Chyba mamy odmienne poczucie humoru.- westchnął Yoh, a Asaha ponownie się zaśmiał.

-Tak jak powiedziałeś, książki trzyma się w rękach. A musiałem w jakiś sposób odwrócić twoją uwagę, by próba była zaskoczeniem, łatwiej mogła się zakamuflować. Pewnie teraz, kiedy myślisz o tej próbie, zastanawiasz się, jak ty w to wszystko uwierzyłeś, prawda?- spytał, przenosząc wzrok na płomienie.

-Tak.-

-Oparzenia i myślenie, że otwarcie księgi mogły być jedyną próbą, miały odwrócić twoją uwagę, zmniejszyć twoją czujność. W ten sposób nie spodziewałeś się, że byłeś poddawany próbie, a natychmiastowy wpływ czegoś, co wywołuje u ciebie złość, zacierało logiczne myślenie. Tak działa gniew, przysłania nasze myśli i umiejętność oceny sytuacji. Wiesz o tym, dlatego wiedziałem, że poradzisz sobie z tą próbą.- wyjaśnił. -Nie myśl, że to coś złego, że uwierzyłeś w tamte wydarzenia i słowa. Wykorzystany został element zaskoczenia, to normalna, ludzka rzecz, że się zdekoncentrowałeś. O to chodziło. Na tym polegała próba. Nie jesteś naiwny, głupi czy słaby. Czynnik ludzki zadziałał odpowiednio. Po jakimś wydarzeniu albo jedynie je obserwując łatwiej nam coś dostrzec, lecz gdy coś się dzieje w tej chwili i dotyczy nas, wygląda to inaczej.- 

Yoh w życiu nie spodziewałby się, że usłyszy takie rzeczy od przodka. Jak najbardziej miały one sens i chłopak natychmiast poczuł się lepiej, nie obwiniając się dłużej o niezbyt logiczne podejście do próby.

-Czy masz jeszcze jakieś pytania dotyczące próby, zanim przejdziemy do zagadnienia żywiołu ognia, ale nie tylko. - onmyoji spojrzał na młodszego.

-Właściwie to mam dwa pytania. Kiedy próbowałem podnieść i otworzyć księgę, by rozpocząć próbę, wykonałem Jedność Ducha ze swoim stróżem...- zaczął Yoh, Asaha od razu zwrócił głowę w jego stronę, wyczekując kontynuacji z zainteresowaniem, ale wiedząc już, do czego młody szaman dążył. -Oczywiście księga nas oparzyła, ale mój duch stróż również odczuł ból. Czy to była kwestia samej próby?- spytał.

-Poniekąd tak, a poniekąd nie. Jesteś teraz bardzo potężny Yoh, każde wejście w księgi uwalnia nowe pokłady mocy szamana drzemiące głęboko w tobie. Pokłady, które odziedziczyłeś po mnie i wytrenowałeś samodzielnie. Nie otrzymujesz wprawdzie mocy żywiołów, a jedynie wiedzę, z której musisz korzystać samodzielnie. Doskonale jednak wiesz, że siły szamana nie mierzy się tylko w energii, ale też w umyśle. Rozwijając swoją moc i umysł wzmacniasz więź ze swoim duchem stróżem i innymi duchami, a także żywiołami. Stajecie się całkowitą jednością. W tej chwili twój samuraj w Jedności Ducha jest w stanie korzystać z twojego ciała zupełnie tak, jakby korzystał ze swojego, choć różnicie się posturą. Stałeś się szklanką o elastycznym kształcie, będziesz dostosowywał się do możliwości ducha, a nie swoich. W ten sposób Jedność stała się czymś większym, oboje czerpiecie z niej więcej. Nie złamiesz tym Kontroli Ducha, ale ona też nie złamie ciebie. Skuteczna samoobrona. Całkowita Jedność oznacza też, że twój duch odczuwa wszystko jako on, nie przez pewnego rodzaju ścianę, którą jest korzystanie z cudzych dłoni. Chociaż fakt, że odczuł aż tak realistyczny ból, to jest zasługa zaklęcia na księdze. Nie może jej ruszyć żaden szaman, człowiek, duch czy Shikigami. Zresztą nie mogą ruszyć żadnej księgi, oprócz Zenki i Goki, którzy strzegli Senji Ryakketsu. A drugie pytanie?- Yoh słuchał z taką ciekawością, podziwiając umiejętność opowiadania przodka, nie dziwiąc się już, dlaczego rodzina Asakura od powstania była znana jako rodzina trenująca nowe pokolenia szamanów. 

-Ten Huehue-coś tam, przepraszam, nie wymówię jego imienia, powiedział, że na czas próby dał mi moc ognia, a później mi ją odebrał. Powiedziałeś wcześniej, że mocy żywiołów nie da się odebrać.- mówił. 

-Cieszę się, że o to pytasz.- Asaha oparł łokcie o kolana i gestykulucjąc dłońmi wspomagał swoje wyjaśnienia. - Huehueteotl dał ci własną moc, własną siłę. Użyczył ci jej, tak jak duch stróż użycza swoich umiejętności. Nie masz tych umiejętności po rozłączniu, prawda? Ta moc należała do niego, w trakcie próby połączyłeś się z jego umiejętnościami, ale nie należały one do ciebie. Twojej własnej siły nikt nie może ci odebrać. Pamiętasz, gdy mówiłem, że wszystkie bóstwa opiekujące się konkretnym żywiołem muszą cię dopuścić do wiedzy? Dopuszczają, nie dają. Huehueteotl przekazał ci coś, co mógł odebrać. A własną moc żywiołów musisz opanować sam. Ta moc ognia była bardzo potrzebna, na krótką chwilę odgrywała rolę taką, jaką będzie pełnić, gdy żywioł całkowicie się otworzy. Nie chodziło o to, czy kogoś zabijesz, pozwolisz zabić i jak cała sytuacja się potoczy, a o to czy zapanujesz nad gniewem, a tym samym nie stracisz kontroli nad ogniem. Czy zrozumiałeś?- wróżbita spojrzał na potomka. Yoh skinął powoli głową.

-Dobrze, przejdźmy teraz do bardzo ważnego aspektu. To ostatni raz, gdy rozmawiamy o żywiołach. W ostatniej księdze omówimy duchową perspektywę łączenia się nimi, byś mógł opanować ostatni punkt Wuxing, a to przybliży cię do rytuału Taizan Fukun no Sai. Rytuału nieśmiertelności. Sam rytuał będziesz jednak musiał opanować samodzielnie. Ja nie mogę ci w tym pomóc. Jest on opisany w Księdze Duszy, ale resztę będziesz musiał zrobić sam. Musisz też opanować techniki onmyodo, czyli Yin Yang Jutsu przed przystąpieniem do Taizan Fukun no Sai.- powiedział. Asakura kiwał głową z uwagą. Taizan Fukun no Sai... Nie spodziewał się, że naprawdę będzie mógł spróbować sił w walce o władanie życiem i śmiercią. Szczerze mówiąc, nie był pewien, czy chciał. To było w życiu piękne, że było jedno i nie wiadomo co ze sobą niosło, a świadomość jak ono wygląda, przechodzenie dzieciństwa z umysłem dorosłego jakoś niespecjalnie go fascynowało. Nikt jednak nie mówił, że miał używać tego za każdym razem. Od możliwości reinkarnacji chciał tylko jednego. Ponownego spotkania brata. Asaha przyglądał mu się uważnie, odczytując jego myśli, ale w żaden sposób ich nie komentując. 

-W poprzednich księgach nauczyłeś się, że żywioły reprezentują konkretne uczucia i emocje, a także, że staną się częścią ciebie. Szaman to ogniwo łączące świat ludzi, ze światem duchów i zawsze nim pozostanie. Będzie widział duchy, a jeśli straci wzrok, wciąż będzie je wyczuwał i komunikował się z nimi. To coś, co nigdy nie zostanie nam odebrane. Tak samo jest z mocą żywiołów, którą posiądziesz sam. Kapłan Wuxing, bo myślę, że tak to można nazwać, będzie ogniwem łączącym świat ludzi z żywiołami, wraz z ich duchowym aspektem. Ich moc stanie się częścią ciebie, co oznacza, że musisz nauczyć się ją kontrolować. Jest to trudniejsze od zdolności szamana. Każdy żywioł z czymś się łączy. Najważniejszym jest...- przerwał, by Yoh mógł dokończyć.

-Ziemia, bo to ona trzyma w harmonii pozostałe żywioły.-

-Tak. Ziemia łączy się z determinacją, bo to na jej podstawie odpowiednio jesteś w stanie zapanować nad sobą pod wpływem innych emocji. Wykazałeś się ogromną determinacją, dochodząc aż tutaj, pomimo ciężkich prób, którym byłeś poddawany, ale też innym przeciwnościom. Powietrze to...- znów chwila przerwy dla ucznia.

-Spokój i opanowanie.- 

-Tak. Determinacja bezpośrednio się z nimi łączy, jeśli pomimo determinacji zachowujesz spokój, to dochodzi do pierwszego połączenia, jak rośliny wytważające tlen w powietrzu.- Asaha machnął w powietrzu ręką z wyprostowanymi palcami wskazującym i środkowym, rysując pierwsze dwie linie od dolnego, lewego rogu do góry i w dół do prawego rogu. Srebrna linia pozostała w powietrzu. -Spokój powinien być zachowany nawet wtedy, gdy cierpimy, tak jak tlen znajduje się w wodzie.-  z prawego dolnego rogu narysował srebrną linię do lewego górnego rogu. -Cierpienie prowadzi do gniewu, który poniekąd jest przeciwieństwem, a wpływają na siebie wzajemnie. Woda i ogień są przeciwieństwem, po wybuchu gniewu również powracamy do etapu cierpienia, które gasi gniew, jak woda gasi...-

-Ogień.- dokończył Yoh, a Asaha narysował prostą linię z lewej do prawej strony wyłaniającej się gwiazdy.

-Po cierpieniu, prowadzącego do wybuchu gniewu i frustracji, zalaniu się łzami, gaszącymi pożar, uspokajamy się i wracamy do początku. Co spalone zmienia się w proch, odrodzenie po ogniu.-

-Wszystko od niej się zaczyna i na niej się kończy.- zacytował słowa Asahy z lekcji w Księdze Ziemi, a wróżbita narysował ostatnią linię, kończąc pentagram Wuxing, który zaczął emitować niewielkie zielone światło.

-Ziemia i powietrze to dwie podstawy.- chińskie symbole oznaczające oba żywioły rozbłysły w odpowiednich rogach. -Ich obecność jest ważna w pełnym i bezpiecznym kontrolowaniu pozostałej dwójki. Wody i ognia.- kolejne dwa symbole pojawiły się w górnych rogach. -A nad nimi pieczę sprawuje...-

-Dusza.- dokończył Yoh, a ostatni symbol pojawił się na górze.

-A duszę ma wszystko. Nawet kamień. Dlatego przedmioty również mogą stać się demonami.- dodał Asaha, uśmiechając się lekko, zadowolony z postępów ucznia.

-Determinacja, spokój, cierpienie i gniew to tylko podstawowy. Wszystkie emocje, uczucia, cechy przynależą do konkretnych żywiołów. Miłość, gniew, pasja, ekstaza to ogień. Cierpienie, tęsknota, powaga i zmienność to woda. Spokój, zadziorność, zabawowość i ciekawość to powietrze. Determinacja, harmonia, zrozumienie i otwartość to ziemia. Oczywiście jest ich więcej.- tłumaczył Asaha, a pentagram powoli zanikał. -Rozumiesz, do czego dążę? Połączenie żywiołów z emocjami ma swoją jedną ogromną wadę i to tego musisz się nauczyć. Umiejętność panowania nad emocjami, by te nie wychodziły poza naszą własną duszę nie jest, powtarzam, nie jest wymogiem uzyskania dostępu do mocy żywiołów. - wróżbita spojrzał poważnie na Yoh, a ten przełknął głośno ślinę.

-Oznacza to, że nieumyślnie możesz wywołać powódź, trzęsienie ziemi, wichury, pożary i wiele innych zjawisk. Jeżeli nie stworzysz w sobie pewnego rodzaju ściany. Ogromną rolę w tym pełni część duchowa, a w niej medytacja, łączenie się, rozpoznawanie części własnej duszy i oddzielanie jej od żywiołów.-  Yoh pokiwał głową ze zrozumieniem.

-Nie musisz mieć dużego doświadczenia w odczuwaniu konkretnych emocji, żeby mieć lepsze stosunki z żywiołem, ale musisz panować nad sobą. Zwłaszcza teraz, gdy sięgnąłeś po ogień. To żywioł najłatwiejszy do rozpoczęcia współpracy, a jednocześnie najtrudniejszy do kontrolowania, najniebezpieczniejszy i najpiękniejszy. Tak jak zresztą emocje, które nim rządzą. Piękna miłość, niebezpieczny gniew, trudna do kontrolowania pasja i stosunkowo łatwa do osiągnięcia ekstaza, jeśli mówimy o jej fizycznym znaczeniu.- szaman o mało nie zakrztusił się powietrzem na ostatnie słowa. -Yoh, musisz już zacząć pracować nad duszą. Właściwie nie potrzebujesz Księgi Duszy do opanowania tego elementu. W odpowiedniej medytacji i oddaniu się naturze samodzielnie opanujesz ten punkt, choć jeśli chcesz posiąść umiejętności reinkarnacji, teleportacji i przyśpieszyć sam proces to wskazówki w niej zawarte na pewno się przydadzą. Zacznij medytować, bo ogień już wie o twoim zainteresowaniu, a pozostałe żywioły otwierają się na ciebie. Pamiętaj też, że co człowiekowi wydaje się złe, naturze nie musi. Jeśli będziesz chciał zamordować osobę niszczącą środowisko lub nieokazującego szacunku naturze i źródłom wiedzy o niej, żywioły cię w tym wesprą, jeszcze zanim je opanujesz, chociaż morderstwo nie jest niczym dobrym.-

-To wszystko tak bardzo się ze sobą łączy. Ilość tych wszystkich informacji jest przytłaczająca.-

-Dlatego tak ważne jest, żebyś zaczął pracować nad wzmocnieniem własnej duszy. Gdy wszystko opanujesz, rzadne wypadki nie będą ci grozić, a żywioły będą reagowały tylko wtedy, gdy tego chcesz. Będą twoimi przyjaciółmi, będą cię osłaniać bo będziesz z nimi jednym. Przyzwyczajenie nadejdzie szybciej, niż ci się wydaje, gdy będziesz miał wsparcie duchowe. Nie ćwicz zbyt wiele z ogniem, dopóki nie nauczysz się trzymać emocji w granicach własnej duszy. I bądź ostrożny. Przeszedłeś próbę, co oznacza, że nie powinieneś łatwo ulec gniewowi na tyle silnemu, by nieświadomie użyć ognia. Czy masz jakieś pytania?- spytał, wpatrując się intensywnie w oczy młodego szamana.

-Pewnie mam ich bardzo dużo, ale nawet nie umiem o nich teraz myśleć.-

-Będziesz miał sporo czasu na zastanowienie się. Ostatnia próba będzie jednocześnie najtrudniejsza i najłatwiejsza. Zbierz pytania, a ja odpowiem ci na nie przy następnym spotkaniu.- powiedział, podnosząc się z miejsca, a Yoh wraz z nim. - Do tego czasu, ćwicz i ćwicz.- dodał, wsuwając dłonie w rękawy, łącząc się w centrum własnego ciała. Yoh ukłonił się nisko w podziękowaniu.

-Dziękuję, Asaha-sama. Będę ćwiczył i do zobaczenia.- powiedział uprzejmie, po czym uśmiechnął się szeroko. Asaha skinął delikatnie głową, obserwując, jak szaman wychodzi przez portal.


***

Wrzaski. Kompletnie niezrozumiałe. Nie potrafiła rozpoznać głosów. Czerwonawy blask. Trzaski. I ta jedna, samotna postać. Czarna na jarzącym się tle. Falujące włosy. Długie. A może jednak nie? Ból. Cierpienie. Gniew. Ruiny. Inna postać powalona na ziemię. Nie widziała jego lub jej twarzy. Ktoś wysoki. Skupiła się na tej pierwszej postaci. Czy to mógł być? Nie. To nie był on. Było zdecydowanie gorzej.

-Yohmei-sama!- Tamao wybiegła z upomieszczenia w poszukiwaniu seniora rodu.


================

Witam! Przyznaje bez bicia, notka pisana 20 grudnia XD Co ja poradzę, że mam wenę w trakcie zajęć. I naprawdę słucham na zajęciach!

Aomori, mam nadzieję, że wyjaśniłam wszystkie wątpliwości. Szczerze mówiąc lubię, gdy się pojawiają, wtedy staram się je jakoś rozwiązać, a po zakończeniu pierwszej części będę je poprawiać by wszystko ujednolicić. Trochę lubię zostawiać niedopowiedzenia, które później objaśniam. 

Jednak tu kilka rzeczy chciałabym wyjaśnić. Wiem, że Asaha przekazał dużo informacji i tak miało być, to że można się w tym pogubić jest zamierzone. To jedno, a drugie pentagram Wuxing, zresztą jak całe Wuxing to moje własne tworzenie fikcji na podstawie czegoś co istnieje. Podobnie jak Takei, korzystam ze źródeł, by powstało coś nowego. Bogowie używani w próbach istnieją (w mitologiach) i dopasowywałam ich do każdej próby, Wuxing istnieje, ale są inne żywioły (ziemia, drewno, metal, woda, ogień), proszę się nie sugerować wyjaśnieniami Asahy dotyczących żywiołów, ich połączeń między sobą i znaczeniem itd. to jest całkowicie mój wymysł, w porównaniu do Bogów wcześniej, NIEPRAWDZIWY. 

To tyle, myślę, że kliknę "opublikuj" z weekend po Świętach, więc jeszcze raz SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU. + Na 1 stycznia planuję dwa one-shoty, jeden na urodziny Rena i jeden.... niespodzianka.

sobota, 19 grudnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Próba Ognia

Nikt nie śmiał budzić Yoh. Spał smacznie prawie do południa, a obudził się dopiero na odgłosy treningu, najprawdopodobniej Tamao, z ogrodu. Powoli otworzył oczy i podniósł się do siadu, przeciągając z głośnym ziewnięciem, przecierając przy tym lewe oko. Obok niego po chwili zmaterializował się Amidamaru.

-Dzień dobry!- wyziewał Yoh, opuszczając dłonie na łóżko.

-Dobrze cię widzieć wyspanego i z dobrym humorem, Yoh-dono.- odpowiedział samuraj. Szaman uśmiechnął się szeroko, zamykając przy tym oczy. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego dobry nastrój miał dwie przyczyny, oczywiście brak koszmaru, ale też wydarzenie z poprzedniego dnia. Zastanawiał się, czy dzisiaj Anna postanowi być dwa razy bardziej okrutna, czy wręcz przeciwnie. W końcu podniósł się i udał do łazienki. Wziął szybki prysznic i przebrał się w strój treningowy.

Im bliżej był kuchni, tym wyraźniej słyszał rozmowy. 

-Keiko, powinnaś go powstrzymać.- Yoh zatrzymał się przed wejściem, słysząc głos Yohmei. Jego dobry humor szybko został naruszony.

-Nie.- głos matki padł niemal natychmiast. -Wierzę w Yoh i w to, co robi. Będę go wspierać, nawet jeśli wy tego nie popieracie, ojcze. Yoh jako jedyny jest w stanie odkryć prawdę, której nikt przez 1000 lat nie poznał. Nie będę go powstrzymywać. Mój syn ma prawo podejmować własne decyzje.- te słowa zdecydowanie rozgrzały serce chłopaka.

-Keiko, czy ty nie widzisz, jak bardzo Yoh się zmienia?- dziadek kontynuował.

-Widzę, ojcze. Ale nie doszłoby do tego, gdybyście go nie okłamywali.- szatynka gwałtownie postawiła szklankę na stole. Szaman zdecydował się nie podsłuchiwać dłużej. Wszedł do kuchni, powodując natychmiastowe przerwanie dyskusji.

-Dzień dobry, mamo.- powiedział, jak poprzedniego wieczoru, ignorując zupełnie obecność dziadka.

-Dzień dobry, Yoh. Wyspałeś się?- spytała z delikatnym uśmiechem. 

-Oj tak, w końcu. Zostało coś jeszcze na śniadanie?-


Po zjedzonym w ciszy posiłku Yoh wstał od stołu.

-Ile ci jeszcze zostało?- usłyszał, zanim wyszedł. Odwrócił lekko głowę, ale nie spojrzał otwarcie na dziadka.

-Ogień i punkt duchowy.- odpowiedział bezemocjonalnie, a starzec skinął głową. Nie czekając dłużej i nie ryzykując kontynuacji rozmowy, natychmiast opuścił dom. Zdziwiło go, że nigdzie nie widział Anny, ale może po prostu była czymś zajęta, bądź co bądź, naprawdę późno wstał. 

No właśnie, zostały już tylko dwie księgi, a Yoh już tyle się nauczył i nie chodziło tylko o wiedzę na temat żywiołów. Jego cel również był osiągalny, wiedział znacznie więcej o swoim bracie, a właściwie o swoim przodku. Zastanawiał się, co jeszcze go czeka. Przyśpieszył kroku, udając się do świątyni, w której coraz bardziej czuł się, jakby był we właściwym miejscu. Choć musiał przyznać szczerze, obawiał się księgi ognia. Czuł, że nie bez powodu to właśnie ogień był głównym żywiołem, z którego korzystał Hao, wszystkie żywioły z czymś się łączyły. Ziemia z determinacją, powietrze ze spokojem, woda z cierpieniem i czuł, że ogień nie będzie pasją. Chyba że można nazwać chęć dążenia do wybicia wszystkich ludzi pasją. Może i tak. Ale czy domyślanie się, że ogień połączy się z gniewem, mogło cokolwiek pomóc, skoro zaklęcia na nie rzucone były w stanie tak mocno wpłynąć na umysł?

Słuchawkowy szaman podszedł powoli do księgi leżącej na podłodze. Wiedział, że tym razem nie będzie inaczej i księga spróbuje go poparzyć. Spojrzał na swoje jeszcze nie do końca zagojone po ostatnim spotkaniu dłonie i westchnął ciężko. 

Pierwsza próba podniesienia i utrzymania księgi zakończyła się niepowodzeniem, choć Yoh próbował ją utrzymać jak najdłużej, w pewnym momencie jego organizm po prostu nie wytrzymał i księga ponownie upadła na ziemię, a Yoh syczał cicho z bólu, wpatrując się w poparzone dłonie. Obok niego zmaterializował się Amidamaru.

-Może spróbujemy Jedności Ducha? Nie uchronię cię przed obrażeniami, ale może dłużej wytrzymamy razem. - zasugerował samuraj.

-Warto spróbować- odparł słabo szaman, po czym wykonał Jedność Ducha ze swoim stróżem. Zdziwiło go, jak zupełnie inaczej odczuwa tę podstawową formę szamańskich zdolności, teraz gdy był już tak potężny. Wcześniej czuł, że to Amidamaru był w jego ciele, a teraz, jakby to on był w ciele Amidamaru. A i sam Amidamaru był silniejszy. Schylili się i podnieśli księgę, ponownie ją otwierając. Jednak i to nie pomogło. Po chwili palący ból zaatakował już i tak poranione dłonie szamana, a co ciekawe ból odczuł też Amidamaru. Dodatkowo, ich niesamowicie silna Jedność Ducha podwoiła odczucia obojga. Więc jeżeli poprzedni ból był straszny, to ten był dwa razy gorszy. Szaman i jego duch odskoczyli, upuszczając księgę na ziemię z głośnym jękiem i Yoh szybko zakończył jedność. Amidamaru wyskoczył z jego ciała w formie ducha, a zaraz przybrał pełną postać, wpatrując się w swoje dłonie. 

-Tak dawno nie czułem bólu.- wymamrotał. 

-Hehehe, witaj w moim świecie.- zaśmiał się szaman, machając lekko dłońmi, by choć trochę złagodzić ogromny ból. Amidamaru westchnął ciężko, ignorując żart chłopaka.

-To, co teraz?- spytał duch.

-Nie wiem, na pewno nie chodziło o Jedność.- 

-Może próba nie jest oparta na jakimś wyzwaniu rzuconym przez bóstwo, a na samym otwarciu księgi? Może powinieneś użyć mocy żywiołów?- 

Yoh westchnął przeciągle, wpatrując się w leżącą księgę.

-Powietrze na pewno nie zadziała, księga nie staje w ogniu, jedynie parzy, eliminacja tlenu nic nie zmieni, zresztą nie umiem tego zrobić.-

-A woda? Może gdybyś zapewnił sobie osłonę z wody...-

-Ta temperatura doprowadzi wodę do temperatury wrzenia albo wręcz od razu wyparuje. Poza tym Asaha powiedział, że to nie będzie potrzebne.-

-Może chciał cię zmylić? Tak jak wcześniej.- Amidamaru uniósł się nad księgą. -Za każdym razem zamyka się, gdy upada.- mruknął z zainteresowaniem. Yoh podszedł do księgi, zakładając ręce na torsie.

-Możliwe, że chciał mnie zmylić, ale nie widzę sposobu w innych żywiołach. A nad ogniem nie panuje. Może naprawdę chodzi o jej otwarcie.- powiedział z ciekawością i delikatnie kopnął okładkę księgi, otwierając ją. 

-Nic się nie dzieje, nie zamyka się.- Amidamaru, przybierając znowu postać formy ducha, podleciał bliżej otwartej księgi.

-Ważne, że nie stanęła w płomieniach.- odparł żartobliwie Yoh i kucnął przy niej, dwoma palcami chwytając za róg strony i ją przekręcił. Z początku, strona była pusta, ale po chwili zaczęły pokrywać ją ogniste symbole, większości z nich Yoh w ogóle nie rozumiał. - Myślisz, że to już?-

-To byłoby zbyt proste, braciszku.- usłyszał głos za sobą. Oczy młodego szamana rozszerzyły się. Natychmiast podniósł się z kucek i odwrócił gwałtownie, Amidamaru okrążył swojego szamana, gotów do ewentualnej walki. Przed Yoh... stał jego brat. W formie, w której ostatnio widział go żywego.

-Hao.- wyszetpał. -Ale...Jak to?-

-Nie ekscytuj się tak. Zmieniłem próbę zaraz po naszych narodzinach, wiedząc, że któregoś dnia sięgniesz po zawartą w nich wiedzę.- powiedział, uśmiechając się przy tym pewnie. Zlustrował brata wzrokiem i zmarszczył brwi. -Spodziewałem się jednak, że nastąpi to znacznie wcześniej. Ile mamy teraz lat? Czternaście?- spytał.

-Piętnaście.- odparł Yoh, niezbyt zadowolony z tego, że staje przed obliczem brata, który nie wiedział o wydarzeniach po ich narodzinach. 

-Co tak długo? Myślałem, że połowa mojej duszy sprawi, że będzie cię ciągnęło do tych ksiąg.- Hao wyglądał na lekko zawiedzionego. -Co się stało, Yoh? Czemu nie przyszedłeś wcześniej?- zapytał. Yoh natychmiast poczuł wstyd.

-Rodzina nie pozwalała mi się zbliżyć do tego miejsca. Bardzo długo nawet nie wiedziałem o twoim istnieniu. Spodziewałeś się, że gdy się poznamy, już będę o tobie wiedział?- 

-Mhm. Nigdy nie zauważyłeś, że czegoś ci brakuje? Nie odczułeś więzi pomiędzy nami? Przecież jesteśmy bliźniakami. Ot, tak pozwoliłeś się okłamać?- Hao brzmiał na bardzo zawiedzionego, a to wzbudzało w Yoh gniew, ale nie na starszego, a na siebie i na rodzinę.

-Może czułem, ale nie wiedziałem, o co chodzi. Rodzina ukrywała twoje istnienie przez cały czas i nikt nigdy nie powiedział, dlaczego byłem trenowany. Moim celem miało być zdobycie korony szamana, a nie zabicie własnego brata.- wymamrotał chłopak.

-No tak, wybrali cię na tego Asakurę, który ma mnie zabić, oczywiste. Yohmei i Mikihisa nie byli w stanie mnie zgładzić jako niemowlaka. Został im tylko Asakura urodzony razem ze mną. Posiadający połowę mojej duszy i część moich mocy.- mruknął Hao, z delikatnym uśmiechem. -Zakładam, że kiedy zorientowałem się, że nie wiesz, kim jestem, budowałem nieco napięcie, zanim sam ci o tym powiedziałem?- dopytywał. Yoh skinął głową twierdząco.

-Oczywiście. Dałbym szansę rodzinie na powiedzenie ci prawdy, wiedząc, że i tak tego nie zrobią.- 

-Chyba liczyli na to, że nigdy się nie dowiem. Dziadek wezwał Annę, by to ona użyła mocy korali, jej jedynie powiedział, że jesteś moim przodkiem, nic więcej. Dopiero kiedy nazwałeś mnie bratem, ojciec opowiedział mi historię naszych narodzin, oczywiście nie całą.- głos Yoh był bardzo niepewny. Czuł, jak robi mu się gorąco ze wstydu, a w ustach miał kompletnie sucho.

-Rozumiem, zakładam, że zrozumiałeś, że nie możesz ufać swojej rodzinie. Może nawet lepiej się stało. Asakurom nie można ufać, ukrywali przed tobą więcej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Zrobili z ciebie narzędzie, tylko tyle dla nich znaczysz. Zakładam, że to zrozumiałeś, dołączyłeś do mnie i teraz uczysz się z ksiąg?- dopytywał, wciąż nastawiony pozytywnie. Zdecydowanie nie potrafił czytać w myślach, bo myśli Yoh były teraz w kompletnym chaosie. Chłopak spuścił głowę, zaciskając dłonie w pięści. Amidamaru przyglądał się swojemu przyjacielowi, zaniepokojony jego postępowaniem. To prawda, że wiele się nauczył o przeszłości Hao, ale ten tutaj nie zamierzał być dobry, a jednak jego szaman okazywał poczucie winy. Niepokojące poczucie winy. -Yoh?- zapytał starszy z bliźniaków.

-Ja... Ja cię zabiłem.- mruknął, nie podnosząc wzroku na starszego.

-Co?-

-Zabiłem cię.- w głowie wracały mu obrazy z koszmarów, gdy Hao przemawiał do niego w czymś, co przypominało miejsce, w którym ich dusze miały się połączyć. Teraz to starszy milczał przez dłuższą chwilę.

-Aż tak cię zniszczyli..- tym razem w jego głosie słychać było gniew. Nagle wszystko wokół nich stanęło w płomieniach. Yoh odskoczył od ognia, stając tym samym bliżej Hao.

-Yoh, coś tu jest nie tak.- mruknął Amidamaru.

-Istniejesz dzięki mnie. Ciebie miało nie być. Doprowadziłem do rozdzielenia, a oni i tak ciebie zniszczyli. Odebrali mi nawet brata, którego sam stworzyłem. Okłamywali cię całe życie, a ty i tak...- wywód Hao przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Oboje zwrócili głowy w stronę Yohmei. 

-To niemożliwe...- wyszeptał mężczyzna.

-Dziadku, wyjdź stąd!- krzyknął najmłodszy. Hao natomiast zmarszczył brwi i z ogniem w oczach spojrzał na seniora rodu.

-To wszystko twoja wina. Yoh był moją ostatnią nadzieją na uwolnienie się od gniewu i samotności. Dałem mu wszystko, czego potrzebował, by mnie zrozumieć, i zajrzeć głębiej niż wy, a wy i tak go zniszczyliście.- słysząc gniew Hao, Yoh sam nie wiedział jakie emocje brały w nim górę. Smutek, zawód, strach, a może właśnie gniew na rodzinę. Ten ostatni powoli brał górę, gdy przysłuchiwał się wymianie zdań.

-Yoh, nie wyczuwam...- zaczął Amidamaru, ale młody szaman go uciszył.

-Nie mogliśmy pozwolić, żeby do ciebie dołączył. Jesteś wcielonym złem. Nie mogliśmy stracić jedynego, który mógł cię zniszczyć.- warknął Yohmei, a wokół niego unosiły się liściaste Shikigami. Yoh przesunął się, niemalże od razu dostrzegając, że płomienie odsunęły się tak, by go nie dotykać, a żar z nich bijący, choć odczuwalny, zupełnie mu nie przeszkadzał. Wyciągnął do niego dłoń, a niewielka ognista kulka uniosła się nad jego ręką.

-Dlaczego ogień mnie słucha?- mruknął do siebie.

-Yoh, musisz stąd natychmiast wyjść! Skończ z tymi bzdurami o dobroci Hao, w nim nie ma ani krztyny dobra. To koniec, pokonałeś go.- krzyknął Yohmei.

-Tylko tym dla was był! Narzędziem. Nie miał żadnej wartości jako wnuk czy syn! A może wiedzieliście, że z początku tylko ja miałem się narodzić, ale chciałem mieć kogoś po swojej stronie? Byliście gotowi go zabić, a potem go wykorzystaliście, bo wiedzieliście, że jest dla mnie ważny, jako brat! Kto tu jest potworem?- warknął Hao. Amidamaru mógł przysiąc, że tylko on nie widział tutaj sensu. Hao nie mówiłby o tym tak otwarcie, Yoh przecież nie był w księdze ognia, a ten już go słuchał, a co najważniejsze nie wyczuwał obecności ani Yohmei, ani jego duchów. 

-To prawda, ale teraz kiedy cię nie ma, jest jedynym, który może stanowić zagrożenie. Nie możemy do tego dopuścić!- Shikigami Yohmei ruszyły zarówno na Hao, jak i nic niespodziewającego się Yoh. 

-Dziadku!- zawołał młodszy szaman, cofając się nieco. Czy jego dziadek naprawdę mógł go zaatakować? Naprawdę uważał go za narzędzie i zagrożenie? Chodziło tylko o to, by Yoh nie zrozumiał Hao i nie stał się taki jak on, a nie o to, jak duże fizyczne i psychiczne krzywdy wyrządziły mu dotychczasowe próby? Yoh był w kompletnym szoku, a zawód i gniew zaczęły się w nim gotować, choć wciąż nie dopuszczał go do siebie. Shikigami pędzące na tę dwójkę nagle stanęły w płomieniach.

-Asakurowie. Wy nigdy nie powinniście powstać.- warknął Hao.

-Możesz winić wyłącznie siebie.- uśmiechnął się złośliwie Yohmei.

-Masz rację. - warknął Hao i ruszył na Yohmei. W mgnieniu oka powalił staruszka na ziemię. Samuraj u boku Yoh przyglądał się temu z niedowierzaniem. Jego wzrok przeniósł się na przyjaciela, którego otaczał ogień. Ogień, który ewidentnie go słuchał. 

-Yoh...-

-Okłamywali mnie...- 

-Yoh, pomóż mi!- krzyknął Yohmei. Młodszy z bliźniaków przyglądał się, jak w dłoni Hao formuje się miecz. Okłamywali go, to prawda. Ale... nie, Yoh nie chciał tego. Nie chciał niczyjej śmierci... Nie mógł dać ponieść się gniewowi, przecież sam doskonale wiedział, że gniew nie prowadzi do niczego dobrego. Morderstwo nie było odpowiedzią. Były inne sposoby. I choć miał za złe rodzinie, to nie nienawidził ich.

Cholerny Asakura.

-Hao, stój!- zawołał Yoh i rzucił się do przodu, łapiąc brata za nadgarstek. Hao odwrocił twarz i zmierzył spojrzeniem młodszego. Yoh wpatrywał się w niego błagalnie, a ogień wokół nich zaczął przygasać. Starszy uśmiechnął się, zamykając oczy i... rozpłynął się w powietrzu. Płomienie również zniknęły, jakby nigdy ich tu nie było. Słuchawkowy spojrzał na dziadka, ale jego też nie było.

-Co się stało...?- mruknął do siebie.

-To wszystko było iluzją.- usłyszał głos starca za sobą. Gdy się odwrócił, na otwartej księdze ognia siedział niewiele niższy od Manty staruszek. Miał skrzyżowane nogi, a na głowie nosił dziwne naczynie.

-Więc to była próba? Hao...-

-Nie był prawdziwy. Nie zmienił próby. Wybacz mi te kłamstwa, musiałem wywołać u ciebie gniew młody Asakuro, musiałem mieć pewność, że umiesz nad nim zapanować.- odparł, a jego twarz wyrażała prawdziwą skruchę. Nie to, co jego dziadkowie, przeszło Yoh przez myśl.

-Więc to wszystko nie było prawdą?- spytał.

-Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Iluzja została stworzona na podstawie tego, co budzi w tobie największy gniew. U ciebie były to kłamstwa rodziny, osądzanie pana Hao i wykorzystywanie twojej osoby w celach destrukcyjnych, całkowicie wbrew sobie. Czy wypowiadane przed pana Hao i Yohmei słowa były prawdą, nie wiem.- odpowiedział mężczyzna. -Na czas trwania próby dałem ci moc ognia, by zobaczyć, co zrobisz, czy nad nią zapanujesz. Oczywiście została ci już odebrana. Więcej opowie ci na ten temat księga.- dodał, spoglądając w dół, a ton jego głosu jasno sygnalizował koniec tej, jakże krótkiej konwersacji.

-Przepraszam, zanim odejdziesz, czy mogę poznać twoje imię? Zastanawiam się, kogo mój brat wybrał do obrony księgi.- wtrącił Yoh.

-I tak nie powtórzysz. Nazywam się Huehueteotl, jestem azteckim bogiem ognia i roku. Symbolizuję oczyszczenie, transformację i regenerację świata poprzez ogień.- odpowiedział bóg. Gdyby nie dodał ostatniego zdania, Yoh miałby problem z utrzymaniem chichotu. Te ostatnie zdanie wyjątkowo mocno łączyło się z działaniami Hao. Czy to dlatego wybrał ogień?

-Możesz skorzystać z księgi, Yoh Asakuro. Uważaj jednak, bo zbliżasz się do najtrudniejszych zagadnień. Zwłaszcza gdy chodzi o ogień.- powiedział bożek. 

-Dziękuję, panie.- odparł szaman, nie ryzykując jednak wymawianiem jego imienia. Bóg skinął głową i zniknął w płomieniach. Na podłodze została otwarta księga.

-To było bardzo dziwne doświadczenie.- mruknął Amidamaru, spoglądając na swojego szamana. Ten nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. -Yoh-dono, wszystko w porządku?- spytał. Krótkowłosy skinął głową.

-Tak, po prostu... Będzie mi teraz to siedzieć w głowie. Pójdziesz po Annę?-

-Tak, Yoh-dono.-


>W tym samym czasie<

-Młody Asakura ocalił nas, ale nie możemy zignorować podejrzeń, że postanowi on zgłębić zakazane nauki Hao Asakury- spokojny kobiecy głos rozbrzmiał w ciemnym pokoju.

-Oczywiście.-

-Pojedź do Izumo, ale pamiętaj, Yoh nie jest naszym wrogiem, upewnij się tylko, że nie staje się naszym zagrożeniem. Nauki Hao Asakury są zakazane, ale Yoh jest jego najbliższą rodziną. Nie mamy prawa zarządzać przedmiotami, które do niego należą. Nie popęłnijmy więcej tego błędu.- 

-Tak, pani.-


===================

Witam, witam! A jednak udało się przed Świętami! Co prawda, korzystałam z mojej umiejętności multitaskingu. Pisałam w trakcie wygładów, a słuchałam uważnie.

Jeśli chodzi o zajęcia, w tym roku mam oczywiście japoński, edytorstwo tekstów japońskich na komputerze, kulturę codzienną Japonii, język obcy (angielski, na drugim roku mogę wybrać inny), oczywiście ochronę właśności intelektualnej (o dziwio baaardzo interesujący, fajna pani profesor), wstęp do kultury popularnej Japonii, Internet kultura i społeczności, historia Japonii, zróżnicowanie regionalne Japonii, literatura popolarna Japonii. Ogólnie przedmioty są super, bardzo mi się podoba i nawet nie przeszkadza mi to, że są z domu. Na historię będę pisała na zaliczenie o Onmyodo i Abe no Seimei, więc oczywiście jestem przeszczęśliwa. Ogólnie jestem bardzo zafascynowana i bardzo zadowolona z wyboru. Studiuję w Warszawie w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. 

Aomori, cieszę się, że trochę i Ciebie zmotywowałam, na razie wygląda na to, że tylko my aktywnie piszemy, ale miejmy nadzieję, że niedługo będzie nas więcej. A jeśli nie piszących, to chociaż komentujących. To trochę smutne jak mało tych komentarzy, ale może niedługo będzie więcej. Właściwie to życzę nam tego z okazji zbliżających się Świąt i Nowego Roku!

No właśnie, nie wiem, czy jeszcze coś napiszę przed Świętami, czy Nowym Rokiem. Postaram się, ale jeżeli nie, to życzę wam wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się Świąt, spędźcie je bezpiecznie, zdrowo i ciepło, w miarę możliwości z rodziną. A co do Nowego Roku, cóż, no. Każdy wie jak jest, więc życzę wam aby Nowy Rok nie był tak zły, jak ten, weselszy niż Sylwester, jeżeli spędzacie go samotnie, a jeżeli świętujecie od 17 do 7, to.... wytrwałości XD

Do zobaczenia!

sobota, 12 grudnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Woda

Yoh ciekawiło, co też Anna planowała. Akurat sam fakt, że przywołała Shikigami, by znów jej stróżowali, jakoś bardzo go nie dziwił. Co trzy demony, to nie jeden. Oj, ale by oberwał, gdyby usłyszała jego myśli. Szatyn zaśmiał się na sam ich wydźwięk i wyobrażenie kary. Ktoś mógłby stwierdzić, że jest masochistą, uśmiechając się do wizji niesamowitego cierpienia, ale on po prostu widział Annę taką, jaka była naprawdę. Wracając do rozmyślań, Zenki i Goki mogli przydać się w przyszłości, ale czego jeszcze potrzebowała z Cho-Senjiryakketsu? Przecież już nad nimi panowała. Wiedział jednak, że nie wyciągnie z niej nic, dopóki sama nie postanowi mu powiedzieć. A sam miał się skupić na trenowaniu. Szatyn nabrał głęboko powietrza i powoli je wypuścił, po czym oczyścił swój umysł z pytań, wątpliwości i wyobrażeń, a skupił się na otaczającym go świecie. Miękkiej, pachnącej trawie, na której siedział, delikatnym powiewie wiatru, muskającym jego twarz i dźwięku szeleszczących na nim liści, który mieszał się z szumem wody i dźwiękiem opadającego bambusa dochodzącego z dużej shishi-odoshi*. Regularne stukanie bambusa o kamień nie było irytujące, a wręcz pomagające wprowadzić się w trans i jedność z naturą.


Annie chwilę zajęło odnalezienie Yoh. Z początku myślała, że będzie przy grobie przodka, ale się pomyliła. Znów musiała skorzystać z pomocy liściastego shikigami, który zaprowadził ją na tyły ogrodu w części dla byłych uczniów posiadłości. Po cichu stanęła kilka metrów od Yoh, opierając się o drzewo i obserwując go. Gdy tak medytował, albo spał, przypomniały jej się czasu treningu jeszcze przed rozpoczęciem Turnieju. Tak bardzo się od tego czasu zmienił, a wciąż pozostawał sobą. Był znacznie bardziej dojrzały, w tym krótkim czasie, podobnie jak inni młodzi uczestnicy walk, wydoroślał. Co prawda, większość czasu wciąż był tym samym luzakiem, ale częściej widać w nim było determinację. Nie był już takich chudziakiem, trening sprawił, że mięśnie, a przynajmniej ramion, które teraz widziała, zarysowały się. Ale to ostatnie dni odcisnęły na nim największe piętno. Właśnie te ramiona pokrywały szramy, które pozostawiła po sobie próba księgi ziemi, które wciąż się goiły, jego twarz pokrywały niewielkie siniaki i zadrapania, a kostium treningowy był nieco wybrzuszony w miejscu, gdzie przechodził bandaż chroniący jego złamane żebro. Był bledszy, a pod oczami miał cienie od koszmarów, które męczyły go nocami, nawet jeśli ostatnio miał okazję, by się wyspać, to tylko dlatego, że ostatnia próba wykończyła go i fizycznie i psychicznie. W pewnym momencie Anna poczuła ukłucie smutku i frustracji, że ktoś taki, jak on został obarczony tak ciężkim zadaniem, a teraz brał na siebie odpowiedzialność za postępowanie całego rodu. Ale była z niego dumna. I nawet nie myślała tu już o koronie Królowej Szamanów, po prostu o nim jako człowieku, którego pokochała już wtedy w Aomori.

Kącik ust Yoh uniósł się w lekkim uśmiechu. Z pomocą wiatru wiedział, kiedy się pojawiła, a potem chciał tylko sprawdzić, czy znów mu się uda i akurat wpadł na te słowa. Od razu przestał korzystać z tego, co dawał mu wiatr i uśmiechnął się w pełni, nie otwierając oczu.

-Długo już tak stoisz?- spytał, choć doskonale wiedział ile. 

-Czy to jakaś zemsta, za moje nasyłanie duchów, by cię śledziły?- odpowiedziała mu pytaniem na pytanie. 

-Można tak powiedzieć, moc wiatru jest bardzo przydatna, ze wszystkich żywiołów chyba najbardziej mi się podoba.- szatyn otworzył oczy i rozluźnił się nieco, spoglądając na swoją narzeczoną zanim odchylił się do tyłu i oparł dłońmi na trawie za sobą. Znów jej obecność była tak kojąca. 

-Jak ci idzie?- spytała.

-Bo ja wiem. Znośnie. Ale Asaha mówił, że żywioły staną się częścią mnie, a chociaż powietrze i ziemia raczej mnie słuchają, to nie czuję tego. Słuchają mnie, ale nie czuję jeszcze z nimi jedności.- odparł, rozprostowując nogi, a blondynka usiadła obok niego.

-A woda?- spytała. Yoh zacisnął usta i spojrzał na przelewającą się wodę w fontannie.

-Boję się jej.- przyznał. Medium spojrzała na niego przenikliwie, a po chwili Zenki trzepnął szamana tak mocno, że ten przewrócił się na trawę z jękiem.

-Jak chcesz zdobyć szacunek czegoś, czego się boisz, Yoh? Wiem, że próba wody okrutnie cię zraniła, ale nie możesz przez to zaniedbywać pracy nad opanowaniem jej.-

-Gdybyś widziała, to co ja. To cierpienie. Twoje, Hao, Rena, Manty, wszystkich, nawet X-Laws czy popleczników Hao...- wyszeptał.

-Yoh!- warknęła na niego chłodno, natychmiast zamykając szamanowi usta.

-Przeszłości nie zmieniesz. Każdy z nas wiele wycierpiał, a ty wcale nie mniej. Cierpienie skumulowało się w jednej próbie, ale to, przez co kiedyś przechodziliśmy zaprowadziło nas tam, gdzie teraz jesteśmy. Gdyby rodzice mnie nie porzucili, pewnie teraz bym z tobą nie rozmawiała. Sam zawsze powtarzałeś, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli chcesz opanować wszystkie pięć punktów, nie możesz się bać wody tylko dlatego, że pokazała ci cierpienie najbliższych.- mówiła srogim, ale też i opiekuńczym tonem. Szatyn uważnie jej słuchał i podniósł się z powrotem do siadu, a jego wzrok skierował się na wodę przelewającą się przez bambusową fontannę.

-Asaha powiedział, ze woda reprezentuje cierpienie.-

-Choćbyś nie wiem co zrobił, Yoh, cierpienie jest częścią życia. Nigdy się go nie pozbędziesz. Nawet Król Szamanów nie jest w stanie nad tym zapanować. Ty również się w swoim życiu nacierpiałeś i nawet nie waż się porównywać swojego cierpienia do cierpienia innych. Wszyscy cierpią, ty w tej chwili też.- dodając ostatnie zdanie, sprawiła, że Yoh spojrzał prosto w jej czarne oczy. To przenikliwe spojrzenie sprawiło, że po chwili blondynka musiała odwrócić wzrok. - Nie ruszymy się stąd, dopóki nie zatrzymasz przepływu wody w fontannie, choć na chwilę.-

I jak powiedziała, tak też musiało być. Niechęć Yoh do wody sprawiła, że żywioł nie był zbyt chętny do współpracy, nie jako oznaka niezadowolenia, a dlatego, że Asakurze ciężko było sięgnąć do pełni swojego potencjału. Zdarzało się nawet, że frustrując się na wodę, wiatr zaczynał mocniej wiać. Z początku Anna nie zwracała na to uwagi, dopiero po chwili zorientowała się, że mocniejsze podmuchy spowodowane są utratą kontroli Yoh. Nie wiedziała, czy powinna być dumna, czy raczej się martwić. Z tego, co mówił oznaczało to, że powietrze, jako żywioł najbardziej zbliżony do jego osobowości stawał się jednością z Yoh, a z drugiej, mógł przesadzić z brakiem kontroli. Nie pośpieszała go, to nie był trening, którym mogła zarządzać. Z drugiej strony, żadne z nich nie miało ochoty na kontakt z rodziną chłopaka, więc w ogóle im nie przeszkadzało siedzenie w ogrodzie do ciemnej nocy. 

Kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem, a Yoh z frustracji aż ściągnął swoje słuchawki.

-Odsapnij chwilę, oczyść umysł.- spróbowała mu poradzić. -Im bardziej się frustrujesz, tym mniejsza szansa, że ci się uda.- dodała. Asakura odetchnął głęboko i zamknął oczy. 

-Zawsze, gdy mama nadzorowała mój liściasty trening i znowu mi się nie udawało, głaskała mnie po włosach i od razu mi wychodziło.- mruknął, niczym zdeterminowane dziecko. Ot, tak, tak powiedział. Nie spodziewał się, że po chwili ogromnego wahania poczuje rękę blondynki w swoich włosach. Otworzył oczy, mrugając nimi z zaskoczeniem i skierował swoje spojrzenie na nią, a ona natychmiast użyła tej dłoni, by nakierować jego głowę z powrotem na fontannę, mocno skrępowana tym niewielkim pokazem uczuć. Chłopak cicho zachichotał.

-Skup się albo oberwiesz tą fontanną.- warknęła i wróciła do przeczesywania mu włosów.

Tym razem Yoh oczyścił całkowicie umysł, skupił się na przyjemnym uczuciu, które dawała mu obecność medium i jej dotyk. Pozytywna energia i myśli budowały się w jego umyśle, a frustrację zastąpiła wiara, że w końcu mu się uda. Nie myślał o żadnych rozkazach, po prostu chciał, by woda przestała płynąć.

-Yoh, zobacz.- usłyszał jej głos. Nie otwierał oczu, ale zorientował się, że coś się zmieniło. Rytmiczne stukanie bambusa ustało. Dopiero wtedy uniósł powieki. Woda nie płynęła, fontanna się zatrzymała. -Udało ci się.- powiedziała, zanim woda znów ruszyła.

-Mówiłem, że głaskanie po włosach działa.- odpowiedział, odwracając głowę w jej stronę z szerokim uśmiechem, takim, który zawsze rozgrzewał serce medium. Dziewczyna zaczęła wycofywać swoją dłoń, znów czując się nieswojo, ale Yoh uchwycił ją w swoją. Czuła, że jego dłoń wciąż leczy się z oparzeń z pierwszego kontaktu z księgami Hao. Bogom wszelkich religii dziękowała, że było ciemno.

-Cóż, lepiej się nie przywyczajaj, nie będę cię głaskać po głowie w trakcie walk.- odpowiedziała, starając się brzmieć srogo.

-Wiem, wiem, ale przynajmniej będę miał co wspominać. Poza tym nie planuję w walkach szamanów korzystać z mocy żywiołów. Nie chcę, by ktokolwiek wypowiadał się na temat posiadania mocy podobnych do Hao.- odparł, wpatrując się w blondynkę. Ta unikała jego spojrzenia. 

-Spróbuj o tym komuś powiedzieć...- zaczęła, ale przerwał jej chichot chłopaka.

-I mówi to ta, która, kiedy się dało, wspominała o naszym narzeczeństwie.- powiedział z rozbawieniem. Odruchem Anny było użycie wolnej ręki, by go zdzielić albo w twarz, albo w tył głowy, ale Yoh był szybszy i uchwycił jej nadgarstek w locie. W końcu spojrzała na niego gniewnie i okazało się, że jego twarz była bliżej niż przypuszczała. Pomimo ciemności widziała zmianę w wyrazie jego twarzy, z uśmiechniętego do jakby zamyślonego. Dystans pomiędzy nimi zaczął się powoli zmniejszać, a oboje byli tak jakby w transie, żadne z nich nie myślało o tym, co robi, coś ich po prostu przyciągało do siebie. W końcu jego usta zetknęły się z jej. Pocałunek ten był kompletnie nieporadny, wręcz nieruchomy, jakby oboje bali się ruszyć, w końcu żadne z nich nie miało w tym doświadczenia, a jednak było w nim coś magicznego. Yoh opuścił ich dłonie i po chwili odsunęli się od siebie. Rumieńce skrywały się w ciemności, ale oboje potrafili je u siebie dostrzec. Anna ocknęła się pierwsza. Yoh nawet nie zauważył, kiedy pojawił się Goki i odciągnął go za fraki, sprawiając, że puścił dziewczynę.

-Wracamy do domu.- powiedziała i szybko podniosła się z ziemi. Ktoś mógłby odnieść wrażenie, że była zła, ale nie Yoh, pomimo agresywnej reakcji shikigami, uśmiechał się szeroko. Demon zniknął, ale obok pojawił się Amidamaru z wymowną miną.

-No co? Albo nie, nic nie mów.- powiedział szaman, a samurai założył ręce na torsie z uśmieszkiem, ale nic się nie odezwał.


Do końca wieczora nie odezwali się do siebie, w sumie nie potrzebowali. On wiedział, że ona potrzebuje chwili, by przestać o tym myśleć, a ona wiedziała, że ją rozumie. Wrócili do domu witając się z Keiko i Tamao, a starszyźnie Anna skinęła głową, natomiast chłopak ich zignorował. 

Tej nocy nie miał koszmarów.

*shishi-odoshi - japońskie fontanny z kamieni i bambusa

================

No tak, cześć wszystkim. Przyznam, że nie wiem, co powiedzieć oprócz ogromnego PRZEPRASZAM!!! Nie zawieszam i nie chcę zawieszać bloga, sytuacja, która u mnie wystąpiła była po prostu zbyt stresująca i demotywująca. Wszystkie historie z lekarzami, stres w pracy w związku z przechodzeniem na wyższe stanowisko, masa nowych obowiązków, stwierdzenie w wieku 26 lat, że chcę zrobić studia z kultury Japonii, szkolenia z tłumaczeń audiowizualnych, zbliżające się święta i w ogóle tyle tego było. Zjazdy mam co dwa tygodnie w weekendy i to sprawiło, że po prostu nie miałam sił, a jeszcze cały listopad przekaszlałam, bo nasza opieka zdrowotna kuleje przez koronawirusa. Wyobraźcie sobie, że cholerne trzy tygodnie czekałam trzy tygodnie aż dostanę lekarstwo, o które poprosiłam w pierwszym kontakcie z lekarzem tydzień po tym jak kaszel mi się nie uspokajał. Bo najpierw test na koronawirusa + kwarantanna, o którą musiałam się prosić żeby mi ją zdjeli, gdy przyszedł wynik negatywny. Bez tego luxmed nie chciał mi dać skierowania na wizytę u lekarza, leku też nie chcieli przepisać bo najpierw trzeba mnie osłuchać, potem zdjęcie kwarantanny, potem czekanie na teleporadę, potem wystawienie skierowania w czwartek, a skierowanie ważne przez trzy dni, a ni cholery wolnych terminów, więc znowu czekanie na teleporadę, by znowu dostać skierowanie, w końcu skierowanie, i udało się zapisać i potem znowu czekanie na samą wizytę żeby się dowiedzieć, że od początku mogłam dostać lek, o który prosiłam (do nebulizatora). I tak trzy dni po dostaniu leku kaszel się skończył. 3 tygodnie + tydzień przed, męczyłam się z kaszlem, który można było załatwić bez tych 3 tygodni, gdyby nasza opieka zdrowotna nie kulała. I sanepid, który zwlekał ze zdjęciem kwarantanny. No nic, przepraszam was bardzo za te opóźnienia, i postaram się dodawać notki znów dość często, chociaż nie obiecuję ze względu na zbliżający się koniec semestru i ilością prac do napisania na zaliczenie. Ta notka miała być dłuższa i miała zawierać próbę ognia, ale pomysł sceny między Anną i Yoh przyszedł sam z siebie i stwierdziłam, że tak to już zostawię, a próbę ognia dam następnym razem. Wiem, że krótkie.

Aomori, bardzo Cię przepraszam, że nie skomentowałam nic u Ciebie (no jak to czytasz, to już się to zmieniło) i bardzo Ci dziękuję za dedykację! I przyznam szczerze, że pomysł, by ta notka była o Yoh i Annie przyszedł po Twojej dedykacji, więc i ja dedykuję tą część Tobie~! Dziękuję też za polecenie bloga. Zakładam, że wszyscy ewentualni czytelnicy i tak pochodzą od Ciebie, ale jeśli ktoś nie zna, to zapraszam do Aomori i jej opowiadania!


Postaram się dodać nową notkę jeszcze przed Świętami. Tak jak wspominałam, zbliżamy się do dość kluczowych i finalnych momentów I części tego opowiadania.

Jeszcze raz, przepraszam za te opóźnienia.