sobota, 12 grudnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Woda

Yoh ciekawiło, co też Anna planowała. Akurat sam fakt, że przywołała Shikigami, by znów jej stróżowali, jakoś bardzo go nie dziwił. Co trzy demony, to nie jeden. Oj, ale by oberwał, gdyby usłyszała jego myśli. Szatyn zaśmiał się na sam ich wydźwięk i wyobrażenie kary. Ktoś mógłby stwierdzić, że jest masochistą, uśmiechając się do wizji niesamowitego cierpienia, ale on po prostu widział Annę taką, jaka była naprawdę. Wracając do rozmyślań, Zenki i Goki mogli przydać się w przyszłości, ale czego jeszcze potrzebowała z Cho-Senjiryakketsu? Przecież już nad nimi panowała. Wiedział jednak, że nie wyciągnie z niej nic, dopóki sama nie postanowi mu powiedzieć. A sam miał się skupić na trenowaniu. Szatyn nabrał głęboko powietrza i powoli je wypuścił, po czym oczyścił swój umysł z pytań, wątpliwości i wyobrażeń, a skupił się na otaczającym go świecie. Miękkiej, pachnącej trawie, na której siedział, delikatnym powiewie wiatru, muskającym jego twarz i dźwięku szeleszczących na nim liści, który mieszał się z szumem wody i dźwiękiem opadającego bambusa dochodzącego z dużej shishi-odoshi*. Regularne stukanie bambusa o kamień nie było irytujące, a wręcz pomagające wprowadzić się w trans i jedność z naturą.


Annie chwilę zajęło odnalezienie Yoh. Z początku myślała, że będzie przy grobie przodka, ale się pomyliła. Znów musiała skorzystać z pomocy liściastego shikigami, który zaprowadził ją na tyły ogrodu w części dla byłych uczniów posiadłości. Po cichu stanęła kilka metrów od Yoh, opierając się o drzewo i obserwując go. Gdy tak medytował, albo spał, przypomniały jej się czasu treningu jeszcze przed rozpoczęciem Turnieju. Tak bardzo się od tego czasu zmienił, a wciąż pozostawał sobą. Był znacznie bardziej dojrzały, w tym krótkim czasie, podobnie jak inni młodzi uczestnicy walk, wydoroślał. Co prawda, większość czasu wciąż był tym samym luzakiem, ale częściej widać w nim było determinację. Nie był już takich chudziakiem, trening sprawił, że mięśnie, a przynajmniej ramion, które teraz widziała, zarysowały się. Ale to ostatnie dni odcisnęły na nim największe piętno. Właśnie te ramiona pokrywały szramy, które pozostawiła po sobie próba księgi ziemi, które wciąż się goiły, jego twarz pokrywały niewielkie siniaki i zadrapania, a kostium treningowy był nieco wybrzuszony w miejscu, gdzie przechodził bandaż chroniący jego złamane żebro. Był bledszy, a pod oczami miał cienie od koszmarów, które męczyły go nocami, nawet jeśli ostatnio miał okazję, by się wyspać, to tylko dlatego, że ostatnia próba wykończyła go i fizycznie i psychicznie. W pewnym momencie Anna poczuła ukłucie smutku i frustracji, że ktoś taki, jak on został obarczony tak ciężkim zadaniem, a teraz brał na siebie odpowiedzialność za postępowanie całego rodu. Ale była z niego dumna. I nawet nie myślała tu już o koronie Królowej Szamanów, po prostu o nim jako człowieku, którego pokochała już wtedy w Aomori.

Kącik ust Yoh uniósł się w lekkim uśmiechu. Z pomocą wiatru wiedział, kiedy się pojawiła, a potem chciał tylko sprawdzić, czy znów mu się uda i akurat wpadł na te słowa. Od razu przestał korzystać z tego, co dawał mu wiatr i uśmiechnął się w pełni, nie otwierając oczu.

-Długo już tak stoisz?- spytał, choć doskonale wiedział ile. 

-Czy to jakaś zemsta, za moje nasyłanie duchów, by cię śledziły?- odpowiedziała mu pytaniem na pytanie. 

-Można tak powiedzieć, moc wiatru jest bardzo przydatna, ze wszystkich żywiołów chyba najbardziej mi się podoba.- szatyn otworzył oczy i rozluźnił się nieco, spoglądając na swoją narzeczoną zanim odchylił się do tyłu i oparł dłońmi na trawie za sobą. Znów jej obecność była tak kojąca. 

-Jak ci idzie?- spytała.

-Bo ja wiem. Znośnie. Ale Asaha mówił, że żywioły staną się częścią mnie, a chociaż powietrze i ziemia raczej mnie słuchają, to nie czuję tego. Słuchają mnie, ale nie czuję jeszcze z nimi jedności.- odparł, rozprostowując nogi, a blondynka usiadła obok niego.

-A woda?- spytała. Yoh zacisnął usta i spojrzał na przelewającą się wodę w fontannie.

-Boję się jej.- przyznał. Medium spojrzała na niego przenikliwie, a po chwili Zenki trzepnął szamana tak mocno, że ten przewrócił się na trawę z jękiem.

-Jak chcesz zdobyć szacunek czegoś, czego się boisz, Yoh? Wiem, że próba wody okrutnie cię zraniła, ale nie możesz przez to zaniedbywać pracy nad opanowaniem jej.-

-Gdybyś widziała, to co ja. To cierpienie. Twoje, Hao, Rena, Manty, wszystkich, nawet X-Laws czy popleczników Hao...- wyszeptał.

-Yoh!- warknęła na niego chłodno, natychmiast zamykając szamanowi usta.

-Przeszłości nie zmieniesz. Każdy z nas wiele wycierpiał, a ty wcale nie mniej. Cierpienie skumulowało się w jednej próbie, ale to, przez co kiedyś przechodziliśmy zaprowadziło nas tam, gdzie teraz jesteśmy. Gdyby rodzice mnie nie porzucili, pewnie teraz bym z tobą nie rozmawiała. Sam zawsze powtarzałeś, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli chcesz opanować wszystkie pięć punktów, nie możesz się bać wody tylko dlatego, że pokazała ci cierpienie najbliższych.- mówiła srogim, ale też i opiekuńczym tonem. Szatyn uważnie jej słuchał i podniósł się z powrotem do siadu, a jego wzrok skierował się na wodę przelewającą się przez bambusową fontannę.

-Asaha powiedział, ze woda reprezentuje cierpienie.-

-Choćbyś nie wiem co zrobił, Yoh, cierpienie jest częścią życia. Nigdy się go nie pozbędziesz. Nawet Król Szamanów nie jest w stanie nad tym zapanować. Ty również się w swoim życiu nacierpiałeś i nawet nie waż się porównywać swojego cierpienia do cierpienia innych. Wszyscy cierpią, ty w tej chwili też.- dodając ostatnie zdanie, sprawiła, że Yoh spojrzał prosto w jej czarne oczy. To przenikliwe spojrzenie sprawiło, że po chwili blondynka musiała odwrócić wzrok. - Nie ruszymy się stąd, dopóki nie zatrzymasz przepływu wody w fontannie, choć na chwilę.-

I jak powiedziała, tak też musiało być. Niechęć Yoh do wody sprawiła, że żywioł nie był zbyt chętny do współpracy, nie jako oznaka niezadowolenia, a dlatego, że Asakurze ciężko było sięgnąć do pełni swojego potencjału. Zdarzało się nawet, że frustrując się na wodę, wiatr zaczynał mocniej wiać. Z początku Anna nie zwracała na to uwagi, dopiero po chwili zorientowała się, że mocniejsze podmuchy spowodowane są utratą kontroli Yoh. Nie wiedziała, czy powinna być dumna, czy raczej się martwić. Z tego, co mówił oznaczało to, że powietrze, jako żywioł najbardziej zbliżony do jego osobowości stawał się jednością z Yoh, a z drugiej, mógł przesadzić z brakiem kontroli. Nie pośpieszała go, to nie był trening, którym mogła zarządzać. Z drugiej strony, żadne z nich nie miało ochoty na kontakt z rodziną chłopaka, więc w ogóle im nie przeszkadzało siedzenie w ogrodzie do ciemnej nocy. 

Kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem, a Yoh z frustracji aż ściągnął swoje słuchawki.

-Odsapnij chwilę, oczyść umysł.- spróbowała mu poradzić. -Im bardziej się frustrujesz, tym mniejsza szansa, że ci się uda.- dodała. Asakura odetchnął głęboko i zamknął oczy. 

-Zawsze, gdy mama nadzorowała mój liściasty trening i znowu mi się nie udawało, głaskała mnie po włosach i od razu mi wychodziło.- mruknął, niczym zdeterminowane dziecko. Ot, tak, tak powiedział. Nie spodziewał się, że po chwili ogromnego wahania poczuje rękę blondynki w swoich włosach. Otworzył oczy, mrugając nimi z zaskoczeniem i skierował swoje spojrzenie na nią, a ona natychmiast użyła tej dłoni, by nakierować jego głowę z powrotem na fontannę, mocno skrępowana tym niewielkim pokazem uczuć. Chłopak cicho zachichotał.

-Skup się albo oberwiesz tą fontanną.- warknęła i wróciła do przeczesywania mu włosów.

Tym razem Yoh oczyścił całkowicie umysł, skupił się na przyjemnym uczuciu, które dawała mu obecność medium i jej dotyk. Pozytywna energia i myśli budowały się w jego umyśle, a frustrację zastąpiła wiara, że w końcu mu się uda. Nie myślał o żadnych rozkazach, po prostu chciał, by woda przestała płynąć.

-Yoh, zobacz.- usłyszał jej głos. Nie otwierał oczu, ale zorientował się, że coś się zmieniło. Rytmiczne stukanie bambusa ustało. Dopiero wtedy uniósł powieki. Woda nie płynęła, fontanna się zatrzymała. -Udało ci się.- powiedziała, zanim woda znów ruszyła.

-Mówiłem, że głaskanie po włosach działa.- odpowiedział, odwracając głowę w jej stronę z szerokim uśmiechem, takim, który zawsze rozgrzewał serce medium. Dziewczyna zaczęła wycofywać swoją dłoń, znów czując się nieswojo, ale Yoh uchwycił ją w swoją. Czuła, że jego dłoń wciąż leczy się z oparzeń z pierwszego kontaktu z księgami Hao. Bogom wszelkich religii dziękowała, że było ciemno.

-Cóż, lepiej się nie przywyczajaj, nie będę cię głaskać po głowie w trakcie walk.- odpowiedziała, starając się brzmieć srogo.

-Wiem, wiem, ale przynajmniej będę miał co wspominać. Poza tym nie planuję w walkach szamanów korzystać z mocy żywiołów. Nie chcę, by ktokolwiek wypowiadał się na temat posiadania mocy podobnych do Hao.- odparł, wpatrując się w blondynkę. Ta unikała jego spojrzenia. 

-Spróbuj o tym komuś powiedzieć...- zaczęła, ale przerwał jej chichot chłopaka.

-I mówi to ta, która, kiedy się dało, wspominała o naszym narzeczeństwie.- powiedział z rozbawieniem. Odruchem Anny było użycie wolnej ręki, by go zdzielić albo w twarz, albo w tył głowy, ale Yoh był szybszy i uchwycił jej nadgarstek w locie. W końcu spojrzała na niego gniewnie i okazało się, że jego twarz była bliżej niż przypuszczała. Pomimo ciemności widziała zmianę w wyrazie jego twarzy, z uśmiechniętego do jakby zamyślonego. Dystans pomiędzy nimi zaczął się powoli zmniejszać, a oboje byli tak jakby w transie, żadne z nich nie myślało o tym, co robi, coś ich po prostu przyciągało do siebie. W końcu jego usta zetknęły się z jej. Pocałunek ten był kompletnie nieporadny, wręcz nieruchomy, jakby oboje bali się ruszyć, w końcu żadne z nich nie miało w tym doświadczenia, a jednak było w nim coś magicznego. Yoh opuścił ich dłonie i po chwili odsunęli się od siebie. Rumieńce skrywały się w ciemności, ale oboje potrafili je u siebie dostrzec. Anna ocknęła się pierwsza. Yoh nawet nie zauważył, kiedy pojawił się Goki i odciągnął go za fraki, sprawiając, że puścił dziewczynę.

-Wracamy do domu.- powiedziała i szybko podniosła się z ziemi. Ktoś mógłby odnieść wrażenie, że była zła, ale nie Yoh, pomimo agresywnej reakcji shikigami, uśmiechał się szeroko. Demon zniknął, ale obok pojawił się Amidamaru z wymowną miną.

-No co? Albo nie, nic nie mów.- powiedział szaman, a samurai założył ręce na torsie z uśmieszkiem, ale nic się nie odezwał.


Do końca wieczora nie odezwali się do siebie, w sumie nie potrzebowali. On wiedział, że ona potrzebuje chwili, by przestać o tym myśleć, a ona wiedziała, że ją rozumie. Wrócili do domu witając się z Keiko i Tamao, a starszyźnie Anna skinęła głową, natomiast chłopak ich zignorował. 

Tej nocy nie miał koszmarów.

*shishi-odoshi - japońskie fontanny z kamieni i bambusa

================

No tak, cześć wszystkim. Przyznam, że nie wiem, co powiedzieć oprócz ogromnego PRZEPRASZAM!!! Nie zawieszam i nie chcę zawieszać bloga, sytuacja, która u mnie wystąpiła była po prostu zbyt stresująca i demotywująca. Wszystkie historie z lekarzami, stres w pracy w związku z przechodzeniem na wyższe stanowisko, masa nowych obowiązków, stwierdzenie w wieku 26 lat, że chcę zrobić studia z kultury Japonii, szkolenia z tłumaczeń audiowizualnych, zbliżające się święta i w ogóle tyle tego było. Zjazdy mam co dwa tygodnie w weekendy i to sprawiło, że po prostu nie miałam sił, a jeszcze cały listopad przekaszlałam, bo nasza opieka zdrowotna kuleje przez koronawirusa. Wyobraźcie sobie, że cholerne trzy tygodnie czekałam trzy tygodnie aż dostanę lekarstwo, o które poprosiłam w pierwszym kontakcie z lekarzem tydzień po tym jak kaszel mi się nie uspokajał. Bo najpierw test na koronawirusa + kwarantanna, o którą musiałam się prosić żeby mi ją zdjeli, gdy przyszedł wynik negatywny. Bez tego luxmed nie chciał mi dać skierowania na wizytę u lekarza, leku też nie chcieli przepisać bo najpierw trzeba mnie osłuchać, potem zdjęcie kwarantanny, potem czekanie na teleporadę, potem wystawienie skierowania w czwartek, a skierowanie ważne przez trzy dni, a ni cholery wolnych terminów, więc znowu czekanie na teleporadę, by znowu dostać skierowanie, w końcu skierowanie, i udało się zapisać i potem znowu czekanie na samą wizytę żeby się dowiedzieć, że od początku mogłam dostać lek, o który prosiłam (do nebulizatora). I tak trzy dni po dostaniu leku kaszel się skończył. 3 tygodnie + tydzień przed, męczyłam się z kaszlem, który można było załatwić bez tych 3 tygodni, gdyby nasza opieka zdrowotna nie kulała. I sanepid, który zwlekał ze zdjęciem kwarantanny. No nic, przepraszam was bardzo za te opóźnienia, i postaram się dodawać notki znów dość często, chociaż nie obiecuję ze względu na zbliżający się koniec semestru i ilością prac do napisania na zaliczenie. Ta notka miała być dłuższa i miała zawierać próbę ognia, ale pomysł sceny między Anną i Yoh przyszedł sam z siebie i stwierdziłam, że tak to już zostawię, a próbę ognia dam następnym razem. Wiem, że krótkie.

Aomori, bardzo Cię przepraszam, że nie skomentowałam nic u Ciebie (no jak to czytasz, to już się to zmieniło) i bardzo Ci dziękuję za dedykację! I przyznam szczerze, że pomysł, by ta notka była o Yoh i Annie przyszedł po Twojej dedykacji, więc i ja dedykuję tą część Tobie~! Dziękuję też za polecenie bloga. Zakładam, że wszyscy ewentualni czytelnicy i tak pochodzą od Ciebie, ale jeśli ktoś nie zna, to zapraszam do Aomori i jej opowiadania!


Postaram się dodać nową notkę jeszcze przed Świętami. Tak jak wspominałam, zbliżamy się do dość kluczowych i finalnych momentów I części tego opowiadania.

Jeszcze raz, przepraszam za te opóźnienia.

2 komentarze:

  1. O jaaa *-* ależ mi dzień zrobiłaś!!! Już myślałam że nic nie napiszesz :( to też mnie dobiło i nie chciało mi się pisać ale czuję że nabrałam weny po Twoim opowiadaniu!!! I chęci oczywiście :D
    Mam nadzieję że już doszłaś do siebie zdrowotnie, współczuję walki że służba zdrowia, mi to jakoś gładko poszło...
    No i gratuluję zapisania się na studia :D daj znać jakie masz zajęcia i jak to wygląda bo zainteresowałaś mnie ;)

    Co do opowiadania to dziękuję Ci ze postanowiłaś go nieco zmodyfikować :) to było bardzo urocze i aż do tej pory się cieszę sama do siebie. Coś czuję że jeszcze kilka razy przeczytam tę część bo aż się rozpływam... Bardzo trafnie opisałaś ich uczucia i odczucia. A to jak Yoh Sprowokował Anne żeby go pogłaskała był świetny x) uwielbiam Cie za tą notkę i bardzo ale to bardzo się cieszę że wróciłas i nas nie zostawiasz!

    Dziękuję za polecenie bloga. Ostatnio co raz mnie osób komentuje,co niestety też negatywnie wpływa na moje checi do pisania ale kto wie skoro wróciłas może będzie lepiej :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja pierdo... znaczy się o jak pięknie!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że kontynujesz pisanie tej opowieści.Prawdę powiedziawszy to zwątpiłam, że do niej wrócisz >_< Zwłaszcza patrząc na datę publikacji (coraz większy zapierdziel na koniec semestru) oraz reszte problemów, które wymieniłaś. Naprawdę droga autorko,dziwię się że ci chce, bo mnie osobiście by się w takim momencie nie chciało. Tym większy szacunek, że znalazłaś sobie siłę i oczywiście zagospodarowałaś sobie odpowiednio czas na to żeby dalej pisać.
    Co do rozdziału, to dość luźny i przyjemny. Ach, tego mi było na ten moment trzeba!:3 Mniej angażująca emocjonalnie historyjka o tym jak bohaterowie sobie leżą na trawce i próbują zatrzymać wodę. No i piknie. Ja sobie leżę (i delektuję się lekturką), oni sobie leżą. Wszystko jest na swoim miejscu. Ale mówiąc bardziej ogólniej, to po tamtej bombie, którą nam zrzuciłaś dwa rozdziały temu, jest potrzeba się trochu uspokoić. Chociaż wywód Anny o cierpieniu skłonił i nadal skłania mnie do pewnych przemyśleń ...

    Nie mniej jednak, super że wróciłaś oby mniej takich niefajnych doświadczeń, ja tymczasem lecę nadrabiać resztę.
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń