niedziela, 16 maja 2021

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Próba Duchowa

Yoh od rana próbował złapać Tamao, a jednocześnie nie wpaść na starszyznę. Niestety, tak jak mógł się spodziewać, Tamao obwiniała siebie o wczorajszą sytuację do tego stopnia, że unikała chłopaka. To prawda, że wizjonerka złamała daną przyjacielowi obietnicę, która była dla niej całym życiem i ponad którą wszystko pragnęła spełnić. Kiedyś tak bardzo chciała mieć w końcu jakąś większą wizję na jego temat, coś, czym mogłaby się mu pochwalić. No dobra, wystarczyłaby jej nawet mała wizja z cheeseburgerami. To prawda, że raczej marzyła o czymś pozytywnym, a nie o płomieniach i zniszczeniu, ale była to pierwsza duża wizja od czasu przepowiedzenia wyjścia Yoh z Yomi. Czułą, że swoim strachem i przyuczeniem, że musi zawsze pójść do mistrza, który w aktualnej sytuacji raczej tracił szacunek całej zgromadzonej w posiadłości młodzieży, doprowadziła do niesnasek. I zupełnie nie widziała w tym nieswojej winy, nie widziała czegoś, co było oczywiste. Jako wciąż ucząca się dziewczynka podjęła właściwą decyzję. Dodatkowo słowa Yoh na temat jej umiejętności, choć wypowiedziane w obronie własnych postępowań, ubodły ją jeszcze mocniej i kompletnie w siebie zwątpiła. Na trening się stawiła tylko dlatego, że to był jedyny sposób, by skutecznie ominąć Yoh. Szaman nie miał więc wyboru i będzie musiał spróbować później, a na razie skierował się w stronę świątyni.

Przed nim była ostatnia próba. Zastanawiał się, co na niego czekało. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, z wczorajszej lekcji wiedział jedynie, że punkt duchowy miał wiele wspólnego z silniejszym połączeniem ze światem duchowym,. W teorii mógł go opanować samodzielnie, ale księga miała pomóc w opanowaniu innych umiejętności, a także przyśpieszyć zabezpieczenie przed ewentualnymi wypadkami związanymi z żywiołami. Dusza sprawowała opiekę nad wszystkim, więc mógł założyć, że w próbie będzie coś, co łączy wszystkie pozostałe cechy. Jednocześnie miała być najłatwiejsza i najtrudniejsza. Amidamaru pojawił się obok Yoh, dopiero gdy znaleźli się w świątyni. 

-Już czas, gotów?- spytał szaman, stając naprzeciw ostatniej z ksiąg.

-Jak zawsze, Yoh-dono.- odparł duch. Chłopak uśmiechnął się i sięgnął po Księgę Duszy. Biorąc głęboki wdech, powoli uniósł jej okładkę. Długo nie musiał czekać, by księga zareagowała. Uniosła się delikatnie z jego rąk i odsunęła na kilka metrów, lewitując na wysokości twarzy. Czarna łuna zaczęła otaczać przedmiot, tworząc coś w rodzaju portalu, przypominającego te, które tworzyła Anna, ale ten prowadziły do znacznie mroczniejszego miejsca. Yoh przesunął się odrobinę, starając dostrzec co znajduje się za przejściem. To było jakieś pomieszczenie, na samym środku stał ogromny, ale pusty stół, dostrzegł dwie postaci krzątające się wokół niego, a trzecia siedziała na tronie za stołem. Wszystko było kamienne i mroczne. Osoba zasiadająca na tronie podniosła się i powolnym krokiem przemieszczała wzdłuż stołu, zabierając z niego coś, co później okazało się nożem, ale to nie to zwracało największą uwagę. To była kobieta, na pewno, ale tylko połowa jej ciała była ludzka. Reszta była... cóż, w późnym stadium rozkładu i przeważnie szkieletem. Ta ludzka część ciała była piękna. Długie czarne włosy okalające jej jasną połowę twarzy i nagie ciało, przenikliwe, wręcz błyszczące zielone oko. I choć ta część była piękna, to ta koścista, rozkładająca się połowa była przerażająca.

-A ja myślałem, że kościotrupy Fausta były przerażające...- mruknął Yoh do Amidamaru.

-Jestem Hel.- warknęła kobieta, a przez plecy Yoh przebiegł dreszcz. Jej głos brzmiał... dość mrocznie, ale sam widok poruszającej się szczęki był czymś, co zdecydowanie będzie przyprawiało go o koszmary. W sumie może lepsze od tych, co ostatnio go nawiedzają.

-Nordycka bogini śmierci. Ciebie znam.- powiedział szaman, skłaniając lekko głowę, gdy ją uniósł, portalu już nie było.

-Uprzejmości na nic się zdadzą, w obliczu śmierci.- odparła chłodno. -Choć czegóż innego spodziewać się po Asakurze.- dodała, przemieszczając się bliżej w stronę chłopaka, który szczerze mówiąc ledwo się trzymał przed wycofaniem się. Próbował skupić swój wzrok na ludzkiej stronie bogini, ale ten dźwięk poruszających się kości, ten zapach... śmierci.

-Jakim cudem mój brat namówił cię do tego zadania?- spytał, gdy kobieta zaczęła go obchodzić, ale on nie podążał za nią wzrokiem.

-Był uprzejmy. A poza tym, obserwowanie i odprawianie zmarłych w głąb piekła jest mało interesujące. Choć, gdy zgodziłam się na ochronę księgi, byłam pewna, że zapewni mi to więcej rozrywki. Oprócz tego Douji rozważał pomiędzy mną, a Cerberem. Nie lubię tego kundla, więc pozbawiłam go rozrywki.- odparła spokojnie, podczas gdy mózg Yoh procesował informacje na temat boga mitologii greckiej. Wyglądało na to, że właściwie wszystkie religie i mitologie opowiadały o prawdziwych istotach, które wspólnie panowały nad porządkiem. -Ale dość tych pogaduszek. Nie przyszedłeś tu rozmawiać o mnie.- kobieta znów stanęła naprzeciw niego, dość blisko. Yoh starał się, ale mimo wszystko nie umiał się powstrzymać od przełknięcia głośno śliny. Samo patrzenie na boginię z tak bliskiej odległości budziło grozę i mogło być testem. 

-Tak, no, właściwie to przyszedłem tu, by otrzymać pozwolenie na przeczytanie Księgi Duszy.- mruknął, w międzyczasie robiąc przerwę na odchrząknięcie. Bogini zaśmiała się złowrogo.

-Oczywiście, tylko że ta Księga przekaże ci ogromną wiedzę, w tym, jak oszukać śmierć. Jak się domyślasz, my bogowie śmierci niezbyt jesteśmy chętni do przekazania takiej wiedzy.- powiedziała, obracając w cielesnej dłoni nóż, który po niewielkim zamachnięciu wydłużył się do rozmiarów dziwnego miecza. -Dlatego, jeśli uda ci się uniknąć śmierci już teraz, pozwolę ci przejrzeć Księgę.- dodała. Szaman spojrzał na miecz w jej dłoni. Dzięki Turniejowi udało mu się poznać szamanów z całego świata, ale nigdy nie widział takiej broni. 

-A więc mamy walczyć, a ja mam uniknąć śmierci?- dopytał Yoh.

-Masz pięć podejść, by mnie pokonać. Przy piątym albo wygrasz, albo cię zabiję. Przygotuj się do walki. - powiedziała, kiwając na niego głową.

-Nie.... Nie zabrałem ze sobą broni.- wymamrotał, klepiąc się po udach, ale jego kieszeń, w której trzymał Futunomitama no Turugi, był pusty, a Harusame nie było zawieszone u jego boku.

-Masz pięć podejść. Próbujesz albo wychodzisz, tracąc jedno z nim.- powiedziała, podchodząc do drewnianych desek leżących z boku pod ścianą. Położyła na jednej z nich swoją kościstą dłoń, a po chwili podniosła katanę. - Nie wykonasz na tym Kontroli Ducha, ale przyda się do Jedności.- powiedziała, jej kościste palce zaciskały się swobodnie na ostrzu, podczas gdy rękojeść była wyciągnięta w jego stronę.

-Co robimy, Yoh?- spytał samuraj. Asakura przyglądał się katanie.

-Podejmiemy próbę walki. Nawet jeśli Jedność Ducha jest niewystarczająca, przynajmniej poznamy techniki Hel.- powiedział szaman, wyciągając dłoń w stronę broni. Ostrze wysuwając z pomiędzy palców bogini, wydało nie przyjemny dźwięk, który sprawił, że Yoh niemal się wzdrygnął.

-Tak jest.- Amidamaru przybrał już formę ducha, unosząc się obok swojego przyjaciela, a sekundę później byli już połączeni w Hyoi Gattai. Lekko błękitna poświata unosiła się wokół Yoh, świadcząc o 100% jedności szamana z duchem. Zupełnie jak wczoraj, gdy próbowali podnieść Księgę Ognia, potęga Hyoi Gattai była znacznie większa, niż ta, którą pamiętał sprzed spotkania z Silvą. 

-A teraz walcz!- niemalże w tej samej chwili, co okrzyk dotarł do jego uszu, miecz bogini świsnął tuż przy brzuchu chłopaka. Dzięki refleksowi samuraja, w ostatniej chwili odskoczył do tyłu, a robiąc obrót, zablokował kolejne uderzenie, trzymając katanę obiema rękami. Ostrze jej broni znajdowało się tuż przy jego twarzy. Właściwie, gdyby kobieta użyła większej siły, to jego własna katana mogłaby my nawet odciąć nos. 

"Yoh, musimy odskoczyć, bo zaraz naprawdę stracisz nos." Mruknął Amidamaru w jego głowie. Jak zasugerował, tak zrobili, jednak jednocześnie Hel zadała cios w od dołu, z kompletnie innej strony, a ostrze rozcięło nie tylko kostium Yoh, ale i bandaże osłaniające jego złamane wcześniej żebra, pozostawiając po sobie głębokie nacięcie. Chłopak upadł na ziemie, na kolana, w ostatniej chwili powstrzymując się od uderzania o podłogę całym ciałem, co pewnie skończyłoby się jeszcze gorzej dla jego żeber. Asakura już chciał się podnieść i szybko skorzystać z rozciętego bandaża, by zasłonić krwawiącą ranę, ale zanim wykonał jakikolwiek ruch poczuł kościste palce, zaciskające się na materiale jego kostiumu na plecach. Sekundę później z ogromną siłą uderzył całym ciałem o ścianę. Ból we wciąż zrastających się żebrach i gojących po poprzednich próbach ranach rozlał się po jego całym ciele, a bolesny krzyk wydobył się z jego gardła.

-Yoh-dono!- choć wciąż w Jedności Ducha, Amidamaru zmaterializował się obok Yoh.

-Może... ta walka w Jedności to nie był najlepszy pomysł.... jeśli nie możemy wykorzystać naszego pełnego potencjału.- wymamrotał Yoh, próbując podnieść się z ziemi. Normalnie nie takie bitwy toczył, ale teraz wszystko było inaczej. Nie walczył z innym szamanem, a z boginią. Nie miał swojej broni i korzystał z Jedności Ducha. Dodatkowo miał połamane żebra, skórę rozciętą i poparzoną w wielu miejscach, a tam, gdzie nie było bąbli i sznyt, to były siniaki. Fakt, goił się szybciej niż zwykły człowiek. Z furyoku, które posiadał i babcią Kino był na poziomie miesiąca leczenia, a minęło tylko kilka dni. Od poparzeń to właściwie jeden. -Dowiedziałem się jedynie, że jest bezwzględna i bardzo silna.- mruknął Yoh, podnosząc się do siadu, a chwilę później z ziemi. Hel, chodziła przed nim w tę i z powrotem, raz ukazując ludzką połową, a raz tę rozkładającą się. Wzrok chłopaka padł na jej nogi. A gdyby udało mu się odciąć tą, której stawy były kompletnie niczym niechronione? Może zdobyłby choć odrobinę przewagi. Tylko jak zdać taki cios. To nie była byle jaka istota, zdecydowanie umiała walczyć. "Damy radę, Yoh-dono." usłyszał w głowie głos Amidamaru, nim podniósł z ziemi katanę i ruszył na boginię, trzymając broń jedną ręką. Przez chwilę wymieniali ciosy, dopóki bogini nie uderzyła w jego żebra powodując, natychmiastową dekoncentrację. Kobieta pozwoliła swojemu mieczowi upaść, by ludzką dłonią chwycić jego lewy nadgarstek, a kościstą zacisnęła na jego szyi, powoli odcinając chłopakowi dopływ powietrza. 

-Chyba pora kończyć na dziś, Asakura.- mruknęła, przysuwając jego twarz do swojej, znów przyprawiając chłopaka o dreszcze. 

-J-jeszcze nie... skończyłem.- burknął i wolną ręką uderzył w staw łokciowy, doprowadzając do odczepienia przedramienia od reszty ręki. Drugą dłonią wypuścił katanę i zwinnie chwycił prawą ręką, zadając cios w staw kolanowy. Ten również odczepił się od reszty. Uścisk jej normalnej dłoni zwolnił się i Yoh natychmiast się cofnął. Hel pomimo odcięcia kości przedramienia i łydki, stała prosto. Spojrzała w dół na swoją odciętą kończynę, a następnie na zadowolonego Yoh. Jego uśmiech szybko jednak zniknął, gdy pomimo odłączenia od reszty, koścista dłoń zacisnęła się jeszcze mocniej na jego gardle. Asakura chwycił za kość i próbował oderwać ją od siebie, gdy to nie pomagało, uderzył w staw nadgarstka, odczepiając przedramię, ale palce wciąż się zaciskały. Chłopak w końcu opadł na kolana, zamglonym wzrokiem obserwując, jak Hel z powrotem doczepia sobie nogę, a po chwili podchodzi do leżącego obok niego przedramienia. Po doczepieniugo do łokcia, kucnęła przy duszącym się chłopaku.

-Koniec na dzisiaj. Masz jeszcze cztery próby.- powiedziała, łącząc przedramię ze swoją dłonią i zwolniła uścisk na jego szyi. Yoh natychmiast złapał powietrze, krztusząc się i kaszląc, a Amidamaru wyszedł z jego ciała, natychmiast materializując się obok niego. -Będę czekać, Asakura. Chyba że się poddasz.- dodała, kierując się w stronę Księgi, która ponownie zmieniła się w portal. Chwilę później bogini zniknęła.

-Yoh-dono, wszystko dobrze?- Amidamaru schylił się bliżej przyjaciela, który wciąż łapał oddech.

-T-tak.... chyba tak...- mruknął, opadając ciężko do tyłu, by oprzeć się o ścianę. -Chyba wolałbym jednak tego Cerbera. Wystarczyłoby coś zagrać i by zasnął. Chociaż... to chyba nie ten trójgłowy pies.- wymamrotał, a widząc zdezorientowaną minę Amidamaru, zachichotał. -Tak, tamten się nazywał Puszek i był z tej książki, którą polecił Lyserg. Harry Potter.- zażartował Yoh, starając się utrzymać pozytywny nastrój. Choć tak naprawdę pojedynek z Hel bardzo go martwił. 

-Co teraz zamierzasz, Yoh?- spytał samuraj.

-Zakładam, że Hel będzie dopasowywała swój styl walki do naszego tak długo, aż będziemy ją przerastać siłą. Przynajmniej do piątej próby, w której po prostu mnie poszatkuje. Jutro przyjdziemy z Harusame, później spróbujemy z Podwójnym Medium.- odparł, powoli podnosząc się z ziemi.

-Nie lepiej od razu zaatakować pełną mocą?- 

-Nie, wolę najpierw poznać jej sposoby walki. Wiemy, że koścista bogini jest bardzo silna i w sumie nasze ciosy nic jej nie zrobiły. A wejście z pełną parą może się wiązać z dużymi obrażeniami na samym początku walk.-

-Jest to pewien sposób...- mruknął samuraj. Szaman w końcu powoli zaczął udawać się do wyjścia. W głowie Yoh rozbrzmiewało pytanie, co znaczyło, że ta próba jest najtrudniejsza i najłatwiejsza jednocześnie?


========


No w końcu coś napisałam! Przepraszam, ze tyle kazałam czekać, ale po prostu strasznie dużo mi się dzieje i w sumie jak mam chwilę, to nie wiem za co się zabrać i czasem ostatecznie zabieram się za nic XD Ale w końcu się zmotywowałam! Postaram się teraz nie zniknąć, bo zostały mi tylko cztery rozdziały do końca pierwszej części opowiadania. Na razie trochę więcej akcji, a mniej przemyśleń i ale spokojnie, już od następnego rozdziału zacznie to się zmieniać. 

Villemo, tak B***** uczy i się rozgaduje XD Ma u nas łańcuch fanek XD Mieliśmy z nim zajęcia w poprzednim semestrze i mamy na drugim roku. Pana Toho jeszcze nie poznaliśmy, ale M-B i od oratorskich już nas uczą w tym semestrze i faktycznie są super! Właściwie to zdecydowanie nie mam na co narzekać jeśli chodzi o wykładowców, jest fajnie XD

Jeśli chodzi o zakończenie semestru to poszło mi całkiem dobrze, z 11 przedmiotów tylko trzy 4 i jedno 4+, a reszta piąteczki XD Zobaczymy jak będzie tym razem.

niedziela, 24 stycznia 2021

Notka organizacyjna

 Hejka,

Jak się okazało, doszły kolejne prace na ostatnią chwilę. Mam teraz tydzień urlopu żeby je nadgonić, ale nie wiem czy uda mi się napisać kolejną notkę. Za dwa tygodnie mam ostatni zjazd w tym semestrze, więc podejrzewam, że dopiero wtedy będę w stanie napisać kolejną część do opowiadania. Ale spokojnie, niedługo wrócę, jak tylko ogarnę się z tymi pracami! Próbowałam pisać dzisiaj, ale coś mi zupełnie nie idzie tak fajnie, jak szło ostatnio podczas zajęć. Więc, przepraszam, ale najprawdopodobniej kolejna część będzie za dwa tygodnie. Jeżeli się uwinę z pracami to szybciej, ale lepiej się nastawić na opóźnienie.

niedziela, 10 stycznia 2021

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Następstwo

Rok 1998


-Tamao!- różowowłosa zesztywniała słysząc głos chłopca, z którym właściwie się wychowywała. Niby był dla niej jak starszy brat, ale był też dla niej tą dziecięcą sympatią. Może to dlatego, że właściwie był jedynym, który z nią "rozmawiał", a przynajmniej nie zrażał się jej małomównością. Trzymając swoją niedawno otrzymaną tablicę kokkuri, odwróciła się powoli, nie podnosząc jednak wzroku.

-Słyszałem od dziadka, że miewasz wizje! To prawda? Zostaniesz wizjonerką?- pytał podekscytowany. Dziewczynka pokiwała niepewnie głową, a twarz przyjaciela rozjaśnił szeroki uśmiech.

-Ale super! Jesteś w stanie przewidzieć czy zostanę Królem Szamanów i będę królem rocka?!- wykrzykiwał. I tak resztę dnia marzył na głos o dniu, kiedy Tamao mu coś wywróży.


Rok 1999


-M-musisz jechać?- spytała nieśmiało, widząc, jak Yoh pakuje ostatnie rzeczy do swojego worka. Chłopak zachichotał cicho.

-Muszę, Tamao. Turniej Szamanów niedługo się rozpocznie, a ja wciąż nie mam Ducha Stróża. Czuję, że w Tokyo uda mi się znaleźć tego właściwego ducha.- odpowiedział, zaciskają sznurki od worka i odwracając się do młodszej dziewczynki. Głowę miała spuszoną, wyraźnie była zasmucona. - Hej, nie widzimy się przecież ostatni raz w życiu.- powiedział pogodnie, choć i jego bolało rozstanie z jedyną osobą, która go nie oceniała, czy naśmiewała się z niego. 

-Wiem, tylko... Będzie tu teraz tak cicho... I boję się, że nie dam sobie rady sama...- wyjąkała cichutko. Yoh przechylił lekko głowę, to chyba była jej najdłuższa wypowiedź, jak do tej pory. Właściwie to nie myślał, że aż tak był dla niej ważny, zwykle to on gadał, a ona cicho potakiwała, kręciła głową, odpowiadała kilkoma słowami.

-Dasz sobię radę, Tamao. Musisz po prostu uwierzyć w siebie. Dziadek i tata mówią, że masz wielki potencjał, ale musisz w siebie uwierzyć.- powiedział, uśmiechając się do niej ciepło.

-Ale... to już rok i moje wizje... wciąż... nie są... dobre.- mówiła.

-Przecież ci już opowiadałem, jak długo nie potrafiłem opanować najbardziej podstawowej techniki naszego rodu. Wszystko będzie dobrze, Tamao. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Ja ci to przewiduję!- uśmiechnął się szeroko i zachichotał. -Jestem pewien, że któregoś dnia twoje wizje będą lepsze. Wcale nie idzie ci tak źle. Któregoś dnia będziesz miała prawdziwe, wyraźne wizje. Ja w ciebie wierzę, więc i ty uwierz w siebie.- powiedział pogodnie. Dziewczynka czuła jakby miała się zaraz zapaść pod ziemię i w sumie czułaby się bardziej komfortowo. Jej twarz dosłownie płonęła ze wstydu. -Jak tylko będziesz miała wizję na mój temat, chcę być pierwszym, który o niej usłyszy!-


Teraźniejszość (czyli druga połowa 2000)


Tamao niemal natychmiast pożałowała, że tak szybko popędziła do Yohmei. To był odruch. Tyle razy coś zepsuła, że gdy tylko miała wizję, od razu pędziła do swojego nauczyciela. Wystarczyło, że spytał, co widziała i już chciała zachować to dla siebie. Dopiero wtedy pomyślała, że jeśli powie prawdę, seniorzy rodu nie zareagują pozytywnie. Ale nie potrafiła kłamać. Potrafiłaby milczeć, ale nie kłamać, a teraz stała przed swoim mistrzem i jego małżonką, mierzona wyczekującym spojrzeniem.

-Ja... Widziałam płomienie. Jakiś zniszczony budynek.- powiedziała, stwierdzając, że postara się jak najmniej mówić, a może ominie szczegóły bez ich ujawniania.

-Wiesz, co to był za budynek?- spytała stara medium.

-Niestety nie, Kino-sama. Większość zabudowań już runęła.- odpowiedziała z zawstydzeniem.

-Widziałaś kogoś? Wiesz, kto wywołał pożar?- dopytywał Yohmei. Nadzieja prysła, choć nigdy nie była wielka. Tamao pokiwała powoli głową.

-Kogo?-

-Nie wiem, kto wywołał pożar. Ale widziałam dwie postaci. Jedna niewyraźna. Był powalony na ziemię. Wysoki, ale nie rozpoznaje sylwetki. Na pewno nie był to Mikihisa-sama, Ryu-san ani Faust. Nie jestem pewna, kim był.- powiedziała cicho.

-A ta druga osoba?- spytał Yohmei. Tamao milczała. Kino zacisnęła dłoń na lasce, domyślając się powodu milczenia uczennicy męża.

-Tamao, musisz nam powiedzieć, kim była druga postać.- powiedziała surowo. Dziewczyna wciąż milczała. Wiedziała, że to nie jest dobry pomysł. Czuła, że jedyne, do czego ujawnienie wizji może się przyczynić to pchanie w stronę jej spełnienia i lepiej byłoby, gdyby ją przemilczała.

-Tamao, twoje wizje są wciąż wątpliwe, ale musisz nam powiedzieć, kim była druga postać.

-To był... Yoh.- powiedziała bardzo cicho, tak cicho, że Yohmei nie dosłyszał odpowiedzi, ale Kino już ciężko westchnęła.

-Kto?- dopytał staruszek.

-Yoh.- powtórzyła głośniej. Zapadła cisza. Różowowłosa wolała nawet nie wiedzieć, co dzieje się w głowach seniorów. Czekała na kolejne pytania, wiedziała, że na tym się nie skończy.

-Jesteś pewna?- odezwał się w końcu Yohmei.

-Z początku myślałam, że to Hao. Ale to niemożliwe, przecież nie żyje. Wydawało mi się, że miał długie włosy, ale gdy wizja się rozjaśniła, okazało się, że są krótkie. Miał na sobie strój treningowy, a przede wszystkim naszyjnik od Matamune na szyi. Chociaż kiedy odwrócił twarz w moim kierunku, znów miałam wątpliwości.- dodała i natychmiast pożałowała, ze te słowa padły z jej ust. Gdyby mogła, uciekłaby.

-Co masz na myśli?- dziewczynka spojrzała na swoje dłonie, kręcąc się niepewnie.

-Był... wściekły. Chyba walczył z tą drugą osobą.- odparła, jej głos brzmiał, jakby miała się zaraz rozpłakać. Tak bardzo żałowała, że się odezwała. Koło Yohmei pojawił się liściasty Shikigami.

-Znajdź Keiko.- powiedział, a duszek wyleciał przez okno.

A Tamao wciąż czuła, że zawiodła tego, któremu była gotowa oddać wszystko.


-I jak było?- spytała blondynka, zbierając z ziemi korale.

-Ogniście, mózg mi spłonął.- mruknął Yoh, masując sobie skronie. Jeżeli ktokolwiek kiedyś powiedział, że od nauki głowa nie boli, to z pewnością nie uczył się z zaczarowanych ksiąg z okresu Heian. -Za dużo informacji... Chyba muszę pomedytować. Idziesz ze mną?- spytał, spoglądając na blondynkę. Skinęła jedynie głową i razem udali się nad rzekę. Po drodze opowiedział jej o ostrzeżeniach, które otrzymał.

-Musisz być teraz bardzo ostrożny, Yoh. Mówiłeś, że powietrze i ziemia reagowały bez twojego rozkazu. Nie zrobiły nic złego, ale ogień może zachować się inaczej.- powiedziała Anna.

-Wiem, tego się obawiam. Nie chcę w ogóle wchodzić w interakcje z ogniem, dopóki nie opanuję duchowego punktu.- odparł. Zasiedli razem, w tym samym miejscu, gdzie ostatnio. Nie chciała mu przeszkadzać, więc została kilka kroków za nim, opierając się o drzewo i rozmyślając. Yoh wspomniał, że następna próba ma być jednocześnie najtrudniejsza i najłatwiejsza. Co miało to niby oznaczać? Poprzednie próby mogły zabić jej narzeczonego, więc co czekało go teraz? Obawa o jego życie i zdrowie powoli przywodziła na myśl słowa strażnika pieczęci. Ale nawet z pomocą rytuału, wezwanie ducha prawdziwego Hao mogło być bardziej ryzykowne. Zawsze istniała szansa, że są zwodzeni. Wszyscy. A wezwanie ducha Hao doprowadziłoby do ponownego połączenia się dusz, ale w ciele Yoh. Postanowiła, że tej nocy uda się do Hao-jinja* i poczyta o wspomnianym rytuale.

Godzinę, a może dwie później, Yoh podniósł się z miejsca, oznajmiając, że na dziś już skończył. Następnego dnia planował ponownie odwiedzić wodospad. Wraz z rozwojem niesnasek z rodziną, wolał dmuchać na zimne i trzymać się z dala od czegokolwiek co mogłoby wywołać u niego gniew. 

I jakby wykrakał, zbliżając się do budynku głównego posiadłości. Narzeczeni popatrzyli po sobie, słysząc podniesione głowy dochodzące z kuchni. Zdjęli buty i zbliżyli się do pomieszczenia.

-Nie obchodzi mnie to, ojcze. To jest mój syn i ja będę decydować o tym, co mu wolno, a czego nie. Nie podoba mi się, że tak na niego patrzycie. To jest dobry chłopiec!- rozpoznali głos Keiko.

-Nasza rodzina zobowiązała się...-

-Nie chcę tego słuchać! Nasza rodzina wiele złego w imieniu dawnych przysiąg zrobiła! Tak nie może dłużej być. Jestem dumna z tego, że Yoh podjął taką decyzję i będę go wspierać. Wierzę w niego i wiem, jaki jest. Wy też powinniście w niego uwierzyć. Jeszcze trochę będziecie go w ten sposób traktowali, a sami go zniszczycie. Nie widzicie, że to wasze podejście prowadzi do jego gniewu? To całe zwątpienie w niego i te wszystkie kłamstwa do tego doprowadzają. Jeśli ta wizja się sprawdzi, to będzie to następstwo waszych decyzji. - mówiła, a odgłosy kroków świadczyły o tym, że chodziła w tę i z powrotem. 

-Keiko, posłuchaj...- Yohmei wciąż próbował rozmawiać.

-Nie będę słuchać. Nie powiem Yoh, że ma zakończyć próby. Nie obchodzi mnie, co działo się w wizji. Yoh jest moim synem i to ja podejmuję ostateczną decyzje. Powinnam była sprzeciwić się już wtedy, gdy zaplanowaliście zabicie ich po narodzinach. To są moi synowie!- cierpliwość Keiko już się kończyła, ale uwagę Yoh, oprócz ciepła, gdy kobieta uparcie go broniła, a jednocześnie nazwała Hao synem, przykuło słowo "wizja".

-Jaka wizja?- spytał, wchodząc do pomieszczenia. Anna stanęła za nim, a wyraz jej twarzy świadczył o tym, że zdecydowanie stała po stronie swojego narzeczonego. Chłopak rozejrzał się po zgromadzonych. Dziadek z babką siedzieli przy stole. Kino ściskała laskę w obu dłoniach, a ręce Yohmei były złożone na stole. Keiko natomiast zatrzymała się, ale wcześniej wyraźnie chodziła wzdłuż krótszej krawędzi stołu. W kącie kuchni natomiast stała wycofana, zmieszana i przestraszona Tamao. To na niej Yoh zatrzymał wzrok, powodując u niej jeszcze większe przerażenie, a wręcz mógł przysiąc, że widział łzy w jej oczach.

-Miałaś wizję?- spytał ją, a ona ledwo dostrzegalnie kiwnęła głową.

-Wizja Tamao nie była pozytywną wizją.- wtrącił Yohmei, zanim Yoh zdążył o cokolwiek zapytać. Keiko prychnęła i odwróciła się w stronę blatu z zamiarem zaparzenia herbaty, a szatyn przeniósł wzrok na dziadka.

-To znaczy, co widziała?- spytał.

-Widziała zrójnowane miejsce w płomieniach. Dwie osoby, jedną powaloną na ziemię i drugą stojącą nad nią. Tą drugą byłeś ty. Przepełniony gniewem. Sądzimy, że walczyłeś z tą postacią, a wizja mogła pojawić się teraz, po twoim wejściu do Księgi Ognia. Nie wiadomo, kim była leżąca na ziemi osoba, ani skąd wziął się ogień i co spłonęło.- powiedział dziadek. Yoh stał w milczeniu. A wzrok każdego wbijał się w niego wyczekująco niczym ostrza. Chyba tylko Keiko patrzyła na niego ze współczuciem. Chłopak zamknął oczy, oddychając głęboko, żeby się uspokoić.

-Jeżeli oczekujecie ode mnie wycofania się z ksiąg, to odpowiedź brzmi nie.- powiedział, siląc się na uprzejmy ton. Miał już dość tego tematu.

-Yoh, ta wizja...- 

-Wizje Tamao są wątpliwe i niestabilne!- przerwał starszemu. Różowowłosa, choć nikt się na niej już nie skupiał, skuliła się w kącie, niemal całkowicie chowając twarz w tablicy. Do tej pory Yoh był jedyną osobą, która w nią otwarcie wierzyła i nigdy nie powiedziała otwarcie czegoś takiego, choć zdarzało mu się delikatnie wątpić, gdy próbowała wywołać wizję z nikłym powodzeniem. Zawsze był przy tym taktowny i uprzejmy. Słowa, które teraz padły, zabolały ją tak mocno, jak nigdy. Choć mogła się tego spodziewać. 

-Mam już naprawdę dość tego, jak wtrącacie się w moje działania. To wy jesteście im winni. Gdybyście byli ze mną szczerzy i nie próbowali mnie odciągać od mojej misji, to wszystko nie miałoby miejsca. A ta wizja.- spojrzał na Tamao, a później na dziadka. -Jeżeli się sprawdzi to tylko dlatego, że nie bierzecie tego jako ostrzeżenia, że powinniście przestać we mnie wątpić i igrać z ogniem. Jeśli ktokolwiek wywołuje mój gniew, to wy i wasze kłamstwa. Ale co to was obchodzi, jak ja się czuję?! Jestem tylko narzędziem. Miałem być tym, który pokona Hao i o to tylko wam chodziło! Gdyby wiedza z tych ksiąg miała pomóc go pokonać, nawet nie mrugnąłbyś okiem, tylko mnie do nich wysłał. Wszystko, byle spełnić święty i wielki obowiązek rodziny Asakura. A teraz co? Wam nawet nie chodzi o moje własne zdrowie, czy moje uczucia. Wy tylko chcecie mieć pewność, że nie będzie kolejnego do zabicia w obowiązkach Asakurów. A jeżeli chcecie wiedzieć, to nie mogę teraz przerwać nauki, bo jeżeli nie opanuję duchowego punktu, to mogę stracić kontrolę nad żywiołami i rzeczywiście doprowadzić do katastrofy! - Yoh po prostu pękł. Tamao wciąż chowała się za tablicą i drżała od niemego płaczu. Łzy leciały jej po policzkach, ale nie śmiała wydać z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Anna spojrzała na nią i po cichu podeszła do niej, chwytając ją za ramiona i wyprowadzając z kuchni.

-Leć do siebie, nic mu nie będzie, nie jest na ciebie zły.- powiedziała do niej cicho, a Tamao pokiwała głową i natychmiast pobiegła do swojego pokoju. Tak bardzo żałowała, że się odezwała. Powinna była porozmawiać najpierw z samym Yoh. Ostrzegłaby go, poradziła się. Zresztą obiecała mu, że to on pierwszy usłyszy o wizji o nim. Wprawdzie miała kilka innych przed tą, ale wszystkie, kiedy on był nieosiągalny. Po prostu, czuła, że go zawiodła.

-Nie będę dłużej rozmawiał z wami na ten temat. Nie mogę już o tym słuchać. Naprawdę nie wiem, kim przez całe życie dla was byłem. Nie jestem głodny, mamo. Przepraszam.- powiedział, a gdy Keiko skinęła ze zrozumieniem głową, odwrócił się, chcąc wyjść.

-Yoh...- zaczął dziadek, ale samo to już wywołało atak gniewu.

-Powiedziałem, dość!- wrzasnął chłopak. Nie tylko to było czymś nienormalnym. Nagle płomienie wszystkich świeczek intensywniej się rozpaliły, by po chwili całkowicie zgasnąć, a w pomieszczeniu zapadł półmrok. Może i dobrze się stało, dzięki temu, Yoh natychmiast przypomniał sobie o trzymaniu emocji na wodzy, choć na jego twarzy pojawiło się niewielkie przerażenie. Nie mówiąc już ani słowa, po prostu wybiegł z kuchni i również znalazł się w swoim pokoju. Anna stała przez chwilę w kuchni w ciszy.

-Yoh pomyślnie przeszedł próbę i Księgę Ognia. Wszystkie cztery żywioły zaczynają się na niego otwierać. Myślę, że mogę użyć określenia, że wspierają go. Teraz musi ćwiczyć nad nimi, ale musi jak najszybciej opanować punkt duchowy, żeby nauczyć się oddzielać emocje od reprezentujących je żywiołów. Inaczej może doprowadzić do nieumyślnej katastrofy. Wydaje mi się też, że im mniej ma te żywioły opanowane, tym bardziej mogą zaszkodzić otoczeniu. Żywioły mają teraz wolną wolę we współpracy z nim. Mogą zrobić coś na jego rozkaz lub dnia niego, bez jego prośby. Jeśli Yoh nie opanuje tego drugiego, wizja może się sprawdzić. Yohmei-sama, jest już za późno. Więc jeśli nie chcecie, by Yoh coś spalił, zwracam się z prośbą o pozostawienie go w spokoju. Yoh nie może się teraz wycofać. Żywioły muszą się mu podporządkować.- powiedziała sucho. 

-Mężu, nie mamy już wyboru. Anna ma rację. Pozwólmy Yoh działać.- powiedziała Kino. Choć nikt tego nie dostrzegł, młoda medium odetchnęła z ulgą, podobnie Keiko.

-Dobrze.- powiedział staruszek, a jego wzrok padł na zgaszoną świeczkę.

-Dziękuję, Yohmei-sama, Kino-sama.- powiedziała Anna, a następnie wyszła z kuchni, kierując się do sypialni młodego szamana. Zapukała, po czym po cichu weszła. Yoh siedział na parapecie i wpatrywał się w pierwsze pojawiające się na niebie gwiazdy.

-Dadzą ci spokój.- powiedziała, podchodząc do niego, dopiero z bliska zauważyła, że oczy Yoh błyszczały od łez, a twarz wykrzywiał strach. -Yoh...- zaczęła, ale chłopak spuścił nogi z parapetu i zwrócił się przodem do itako. Po chwili jego ramiona objęły ją w pasie i kurczowo przyciągnęły do siebie, chowając głowę pod jej szyją.

-Tylko na chwilę. Potrzebuję.- poprosił, czując, że blondynka chciała się odsunąć. Na dźwięk jego głosu, zatrzymała się i niepewnie objęła go za ramiona, delikatnie głaszcząc go po włosach.

-Powinieneś porozmawiać z Tamao.- powiedziała cicho.

-Wiem, porozmawiam z nią jutro rano.- odparł. Czuł się winny swoich słów, nie chciał czegoś takiego powiedzieć w jej obecności.


-Cudownie. Ci głupcy. Są niezastąpieni.-


*Hao-jinja - Świątynia Hao. 

==========

No i jest! Kolejna notka do główego opowiadania. Troszkę mrocznie. Porobiłam sobie szablony do postów i do końca pierwszej serii tego opowiadania zostało jeszcze 5 części! Postaram się dodawać dalej notki, ale mam trochę prac do napisania na zaliczenia na studia, więc może mi nie wyjść regularnie, ale będę się starać. Swoją drogą, jedna z prac jest o Abe no Seimei, więc może dowiem się czegoś nowego o postaci, na której wzorowany jest Hao, co mogłabym później wykorzystać w opowiadaniu tym, albo innym. Poza tym, przykro mi, że babka od kultury codziennej nie odpowiada na wiadomości, bo próbuję podać własny temat - o Ajnu.  I przyznajm, że się nie zdziwię jeśli za te trzy lata nawet do licencjatu wciągnę Króla Szamanów, bo po prostu jest tu o czym mówić, tyle odniesień od kultury Japonii, wierzeń itd. 

Aomori, nie wrzucałam wczoraj komentarza, że jest brakujący one-shot u mnie, bo chciałam dzisiaj masowo XD Osorezan Revoir myślę, że dostanie swoją serię, bardziej skupioną na Hao i Annie, głównie dlatego, że nie mam pojęcia jak poszłoby Yoh, gdyby nie było przy nim Anny XD Więc historia byłaby raczej z punktu widzenia starszego z bliźniaków.

Pozdrawiam wszystkich i do następnego (oby za tydzień!)

sobota, 9 stycznia 2021

Shaman King; One-Shot: Osorezan Revoir

1 stycznia 1996 roku.

Miał jedynie 10 lat. A przynajmniej fizycznie. Jego dusza była znacznie starsza, ale umysł dorosłego zamknięty w ciele dziecka zupełnie mu nie przeszkadzał. Miało to swoje zalety. To już trzeci raz, gdy przechodził przez dorastanie, a drugi, gdy duchem był już przy tym kompletnie dorosły. A za każdym razem, gdy się odradzał był jeszcze silniejszy, niż w poprzednim życiu. Jego aura zdecydowanie nie przypominała aury dziesięciolatka, nawet jeśli tylko na niego spojrzeć. I właściwie to mógł to wykorzystać na swoją korzyść. Taka siła u dziecka sprawiała, że o wiele łatwiej było mu zebrać popleczników. 

Pierwszy był Blocken. Dotarł do niego, gdy był jeszcze noworodkiem. Hao nie mógł zaprzeczyć, że wiele mu zawdzięczał. Duch Ognia nie mógł mu we wszystkim pomagać, a w tym nieporadnym ciele, pomimo wewnętrznej siły, był bezradny. Blocken pomógł mu przejść przez ten najbardziej żałosny okres człowieczeństwa. Cztery lata później odnalazł braci Zen, w 1990 Zang-Ching, a Peyote w kolejnym roku. W 1991 zdobył zaufanie Mohammada, a w 1992 skierował swoją uwagę na Europę. W wieku 7 lat przygarnął pod swoje skrzydła Marion, Matildę i Kannę, w 1993 Borisa, w 1994 Yamadę, a w 1995 Billa Burtona. W międzyczasie wyeliminował też sporo szamanów, którzy odrzucili jego propozycję lub próbowali go powstrzymać, w tym państwo Diethel.

Oczywiście nigdy nie przestał myśleć o Yoh. Kilka razy wracał do Izumo i obserwował jego postępy. Wiele razy myślał nad tym, by po prostu go zabrać, zwłasza wtedy, kiedy przez młodszego bliźniaka przemawiała nienawiść do ludzi. Podobnie do Hao w pierwszym życiu, koniec końców wyrastał na dobrego chłopca i starszy zdecydował, że lepiej będzie, jeśli jego brat sam się w tej swojej dobroci sparzy. Poza tym, był ciekaw, jak ich życie się potoczy, gdy druga połowa jego duszy zostanie wychowana przez Asakurów. Był jednak przekonany, że kto jak kto, ale to właśnie Yoh go zrozumie jak nikt inny. Nie martwił się o to, czy koniec końców do niego dołączy, czy nie, ani też o to, że przez dłuższy czas chłopiec nie robił żadnych szamańskich postępów. Był cierpliwy. Ufał jedynie sobie, więc nie mogło być tak, że część jego samego będzie przeciwko niemu. A fakt, że zdawał sobie sprawę z tego, że Yoh żyje w kłamstwie i potajemnie jest wychowywany i trenowany na jego przyszłego zabójcę, sprawiał że był niemal pewien, że bliźniak do niego dołączy, gdy tylko odkryje prawdę. 

Od czasu wyjazdu do Europy, Hao nie odwiedzał Izumo. Po dołączeniu Billa do jego grupy zostawił swoich popleczników w Stanach, a sam udał się do rodzimego kraju. Idealnie w momencie, gdy Yoh dowiedział się, że rodzinka wybrała mu narzeczoną. Wiedząc, że zależało im na utrzymaniu silnych mocy szamańskich, domyślał się, że wybranka musi być zdolna i z potencjałem. Więc z czystej ciekawości podążył za Yoh do Aomori. Co prawda, obserwowanie tego małego zdrajcy, jego dawnego przyjaciela, Matamune wraz z Yoh było naprawdę bolesne. Jak zresztą za każdym razem, gdy widział tego, który miał go chronić, i któremu bezgranicznie niegdyś ufał. Dodatkowo musiał być też bardzo ostrożny, by ani członkowie rodziny, ani nekomata nie wyczuli jego obecności.

Im bliżej Aomori byli, tym wyraźniej wyczuwał obecność naprawdę silnej osobistości. Co więcej, po miejscowości dosłownie pałętały się małe demony. Podobne do tych, które niegdyś sam tworzył, jeszcze jako dziecko z pierwszego wcielenia. Ktoś w tej okolicy musiał mieć serce konsumowane niczym świąteczny obiad. I znalezienie 'źródła' demonów nie było dla niego żadnym wyzwaniem. Emanowała niesamowicie silną energią, a gdy tylko się zbliżył i usłyszał jej myśli, wiedział, jak niesamowita jest i szybko wzniósł w swoim umyśle barierę, by dziewczyna go nie usłyszała. Obserwując ją, słysząc chaos w jej głowie, echem odbijające się te same myśli innych, które i on bezpośrednio słyszał, zrozumiał, że po raz pierwszy w jego trzech życiach natknął się na innego użytkownika Reishi. Obserwował ją przez cały czas, zapominając właściwie, po co ciągnął się tu za Yoh i przypominając o tym, dopiero gdy okazało się, że to właśnie ta dziewczynka miała być przyszłą żoną jego brata. Żałosne, co ta rodzina sobie myślała. Starszy Asakura nie mógł się jednak nadziwić, że umysł blondynki był nie tylko bardzo podobny do jego, ale z wyglądu niesamowicie przypominała mu jego matkę, Asanohę.

Szczerze mówiąc, Hao dość szybko podjął decyzję o konfrontacji z Anną. I chyba nawet przez chwilę nie chodziło mu o jej siłę. Choć był pod wrażeniem, że tak młoda medium była już tak silna. Słyszał i czuł, jak bardzo cierpiała, ale obawiał się, że za wcześnie może stworzyć potężniejsze od siebie demony, które po prostu ją zabiją. Po raz pierwszy od czasu wizji patrzył na kogoś z prawdziwym współczuciem.

-Jesteś idiotą, Yoh.- skwitował Hao, obserwując, jak bliźniak zabiera Annę na Osorezan. I to w taki dzień. Nie miał pojęcia, na jakie cierpienie naraził Annę. Jego głupota będzie kosztowała go wiele. I nawet nie był zaskoczony, gdy przed nimi pojawił się Oh-Oni, którego nawet Matamune nie był w stanie pokonać.

-No proszę, kociak niedługo zużyje całe moje furyoku.- Hao uśmiechnął się złośliwie, jednocześnie gdzieś w środku bolało go, że jego dawny przyjaciel tak się poświęcał. Demon został jedynie odrobinę zraniony, ale i to nie przeszkodziło mu w porwaniu Anny i zabraniu jej do świątyni, bramy do piekieł. A to była szansa dla niego. Asakura podążył za nimi, słuchał tego, co działo się w umyśle blondynki. Strach, ból odrzucenia i samotności, cierpienie i nienawiść dosłownie wylewały się z niej. Hao wiedział, że choć była silna, nie dałaby sobie rady. Blondynka nie była jeszcze gotowa na taką walkę. Zresztą, jedynie demon mógł zabić demona, a ona nie umiała żadnego opanować. 

Nie czekał więc ani chwili dłużej. Wezwał Zenki i Goki, a ognisty miecz pojawił się w jego dłoni. Najpierw z użyciem właśnych umiejętności i technik zranił Oh-Oni, a następnie jego Shikigami go wykończyły. Nie minęło nawet pół minuty. Szaman w postaci chłopca odwrócił się i spojrzał na dziewczynkę w zakrwawionym ubraniu. Słyszał, jak jej umysł powoli uwalniał się spod wpływu demona, a strach zastąpił szok. Ktoś ją uratował, mało tego, nie słyszała jego myśli. 

"Jesteś cała?" usłyszała nagle w swojej głowie. Podniosła swoje czarne oczy prosto na chłopca. Nie ruszał ustami, a jednak wyraźnie zwracał się do niej, ale w myślach. Chwilę później, jak przez mgłę, mogła usłyszeć i poznać jego serce. Wyczuła w nim to samo cierpienie i tę samą nienawiść, która pożerała ją. I tą samą moc. On również czytał w myślach.

"Zgadza się." odpowiedział na jej niezadane słownie pytanie.

"Kim jesteś?" spytała, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał dokładnie jak Yoh, tylko jego włosy były znacznie dłuższe.

"Asakura Hao. Tak, Asakura. Yoh to mój brat bliźniak, który nawet nie wie o moim istnieniu, więc tym bardziej i ty nie wiesz." odparł, od razu też odpowiadając na nowo powstające pytania. Pozwolił jej też wyczytać z jego umysłu wspomnienia z dnia narodzin. Anna zmarszczyła brwi, zwłaszcza gdy w jego wspomnieniu dostrzegła też Kino, jedyną osobę, która do tej pory się nią zajęła. W jej głowie formowało się tysiące pytań, a Hao stopniowo ujawniał na nie odpowiedzi, po części pokazując jej wspomnienia, a po części po prostu opowiadając.

"Reishi jest częścią mnie od ponad 1000 lat." wyjaśnił. Jego umysł zaczął też ujawniać, co Asakurowie robili przez wszystkie jego życia, jak go zdradzili. Nie rozumieli. Ani jego, ani jej. 

"Nigdy nie zastanawiałaś się, dlaczego nie słyszysz myśli Kino? Nie chciałaby, żebyś wiedziała, dlaczego tak bardzo chcą właśnie ciebie. Celem Yoh nie jest korona Króla Szamanów, a zamordowanie mnie. O niczym nie wie, myśli, że w jego treningu chodzi tylko o Turniej. Okłamują go wszyscy, włącznie z Matamune, które istnieje dzięki mnie, a który już dwukrotnie czynnie brał udział w zamordowaniu mnie. A ty, mała dziewczynka z ogromnym potencjałem i niesamowitą siłą, masz stanąć u jego boku, by mnie zabić, gdy przyjdzie czas. Nie obchodzi ich, jak się czujesz, co myślisz, nie obchodzi ich twoja przeszłość i cierpienie, którym żyjesz z dnia na dzień, w każdej minucie. Jedyne co ich interesuje, to twoja moc. Chcą, byś pomogła Yoh i Matamune. A ty i ja... Prawie się nie różnimy naszym podejściem. Jak myślisz, co zrobią, gdy nie przestaniesz nienawidzić ludzi?" opowiadał jej cicho, podchodząc nieco bliżej dziewczynki. Dostrzegł, że drżała z zimna, nic dziwnego, jej ubranie było całe przemoczone od śniegu.

"Pozwolisz?" spytał, wysuwając w jej stronę otwartą dłoń, nad którą pojawiła się niewielka kulka ognia. "Otwórz dłoń. Nie oparzy cię."

Blondynka spojrzała z zaskoczeniem na jego dłoń, nim zadała pytanie, wiedziała już, że chłopak miał moce umożliwiające kontrolę żywiołów. Niepewnie otworzyła swoją dłoń, a płomień prześlizgnął się na nią, natychmiastowo rozprowadzając przyjemne ciepło. W jej umyśle szalał całkowity chaos, ale w końcu udało jej się pozbierać je we właściwe słowa.

"Zauważyłam, że próbują zmienić sposób mojego myślenia. Kino-sama mówiła, że osłania swoje myśli, żebym mogła odpocząć w jej domu. Nie myślałam, że może to mieć drugie dno." podniosła wzrok z ogrzewającego jej dłonie płomienia. "A ty? Dlaczego mi pomogłeś? Nie robisz tego dla siebie?"

"Moja droga Anno, od dawna nie zrobiłem czegoś dla drugiej osoby. Widziałaś, jak bardzo zawodziłem się na tych, którym ufałem. Ale ty jesteś pierwszą osobą od tysiąca lat, która rozumie, przez co przechodzę, która widzi to samo zło w ludziach, które widzę ja. Potrzebujesz pomocy, inaczej prędzej czy później te demony cię pokonają. Wiem, jak to jest i chcę ci pomóc. To prawda, że twoja moc byłaby bardzo przydatna, ale nie musisz brać udziału w mojej walce, wiem, że mnie rozumiesz i to mi wystarcza. Nie da się okłamać osoby używającej Reishi. Można blokować niektóre myśli, ale Reishi pozwoli odkryć nawet najlepiej skrywane kłamstwo. Nawet ci, którzy kłamią w myślach, nie potrafią ukryć przed nami prawdy. Wszystko, co widzisz i słyszysz, jest prawdziwe. Mogę cię wszystkiego nauczyć. Przyzywania Shikigami, które zajmą się twoimi demonami, kontrolowania ich oraz ich powstawania, kontrolowania Reishi. Ale oczywiście ja nie mogę tu zostać, więc musiałabyś odejść ze mną." mówił w myślach, a ona przetwarzała jego odpowiedź. Nie poganiał jej, dał jej chwilę do namysłu i nie komentował jej myśli, dopóki nie zwróciła się do niego bezpośrednio.

"A co z Yoh?"

"Yoh zostaje, musi sam przekonać się, do czego zdolna jest jego rodzina i ludzie. Ale nie martw się o niego, poradzi sobie."

"Nie jestem pewna."

"Zróbmy tak, zostawię cię tutaj. Zostawię też to." płomienie ufromowały w jego dłoni talizman z symbolem gwiazdy. "A gdy dotrzesz do domu, pozwolę ci usłyszeć myśli Kino. Wtedy przekonasz się samodzielnie, ile dla nich znaczysz i podejmiesz decyzję." Talizman upadł na śnieg, a w oddali słychać było odgłosy nadjeżdżającego samochodu. Dochodziły ich myśli obcego człowieka i Yoh. "Więc jak?"

"Zgoda." powiedziała, a chłopiec uśmiechnął się do niego ciepło. Na tyle, że mogła przysiąc, że naprawdę widziała Yoh.

"Będę na ciebie czekał. Po prostu mnie zawołaj w myślach, będę w pobliżu cały czas." powiedział, po czym rozpłynął się w powietrzu. Chwilę później zjawił się Yoh i Matamune.

-Anna! Wszystko dobrze? Gdzie Oh-Oni?- zawołał Yoh biegnąć w jej stronę, a Matamune obok niego.

-Ktoś go pokonał.- powiedziała chłodno, typowo dla niej.

-Kto taki?- Matamune wychylił się, by rozejrzeć się po okolicy. Niemal natychmiast dostrzegł talizman leżący na śniegu. Gdyby mógł, pobladłby. -Anno, czy widziałaś, kto cię ocalił?- spytał poważnie, podnosząc kawałek papieru.

-Nie.- odparła i wzruszyła ramionami, kierując się w stronę samochodu, którym przyjechali.W myślach Yoh słyszała ich rozmowę.

-Co to?- spytał szaman, patrząc na kawałek papieru w łapie kota.

-Nic takiego. Pieczęć osoby, która uratowała Annę, nigdy wcześniej nie widziałem tego symbolu.- skłamał Matamune, chowając kartkę do kieszeni. Dziewczynka zmarszczyła brwi. Kłamstwa. -Wracajmy do domu.-



Dziewczynka nie musiała długo czekać. Gdy tylko zniknęła za drzwiami swojego pokoju, usłyszała myśli swojej mentorki, a w nich również rozmowę z Matamune.

-Znalazłem to.-

"Mój boże."
-Wuxing.- 

-Hao-sama nas pewnie obserwuje.- powiedział kot, w jego głosie dało się słyszeć lekki smutek.

-Rozmawiał z Anną?- spytała Kino.

-Nie wiem. Anna twierdzi, że nie wie, kto ją uratował, ale równie dobrze może kłamać. Zapewne nigdy się tego nie dowiemy od niej.- odpowiedział Matamune.

"Niedobrze. Jeśli Hao wie o istnieniu Anny, na pewno będzie chciał ją zabrać. Jej siła jest niesamowita, wzmocniłaby bardzo jego szeregi, a podobieństwo między nimi przemawia na naszą niekorzyść. Jeśli już z nią rozmawiał, jeśli powiedział jej wszystko, to nie ma szans, by zmienić jej podejście. Nawet Yoh nie da rady tego zrobić, choć byliśmy bardzo blisko sukcesu. Jeżeli Anna przejdzie na stronę Hao, wtedy jesteśmy zgubieni." myślała. Anna siedziała w ciszy pod drzwiami. Hao miał rację, chodziło im tylko o jej moce. Mało tego, tylko to brali pod uwagę, podczas gdy długowłosy Asakura nie mógł jej okłamać i szczerze wyznał, że chce jej pomóc. Naprawdę pomóc, a nie ją zmieniać.

-Co robimy, droga Kino?- spytał Matamune.

-Nie mamy wyboru, Matamune. Ryzyko jest zbyt duże.- mówiła staruszka, a kot westchnął ciężko.

-Myślę, że nie powinniśmy wysuwać pochopnych wniosków. Może Yoh da jeszcze radę. Bez niej, możemy nie dać rady pokonać Hao. Jest już zbyt silny.-

-Yoh nie może się dowiedzieć o jego istnieniu, dopóki nie będzie to konieczne, a tym bardziej o ich bliźniaczej więzi. Nie zabiłby własnego brata. Najlepiej, by nigdy się nie dowiedział. Anna nie dość, że może znać prawdę, lub poznać ją niedługo, to jeszcze może się do niego przyłączyć. A jej moc nie może znaleźć się po jego stronie. Nie mamy wyboru, Matamune.-

-To tylko dziecko, droga Kino.-

-Ale kiedyś dorośnie, a wtedy może już być za późno.-

Łzy płynęły po policzkach blondynki. Kino nie powiedziała tego na głos, ale chodź staruszka była przepełniona bólem, mała dziewczynka skupiła się na tym, że właśnie była na coś skazywana.

"Hao..."

"Tak?" głos odpowiedział jej niemal natychmiast.

"Zabierz mnie stąd."

"Z przyjemnością." przy jej oknie pojawił się niewielki, ognisty duch, na którym siedział Hao.

-Kino!-

-Czuję!- wrzaski, a chwilę później odgłosy biegu. Anna szybko chwyciła dłoń Hao i pozwoliła się wciągnąć. Gdy drzwi od jej pokoju się otworzyły, było już za późno. Matamune podbiegł do okna, ale Duch Ognia był już bardzo wysoko. Jego kocie oczy dostrzegły dwie sylwetki. Szatyn zwrócił lekko głowę i na krótko jego spojrzenie skrzyżowało się z Matamune. Nienawiść w jego czarnych oczach była wyraźniejsza niż cokolwiek innego.

-Straciliśmy ją.-

============
..................... ZAPOMNIAŁAM WCISNĄĆ OPUBLIKUJ I TAK TO SOBIE TU KWITŁO.

A miało być na Nowy Rok ze względu na umiejscowienie w czasie całej scenerii. Szczerze mówiąc wciąż się zastanawiam nad zrobieniem z tego małej serii, ale ni cholery nie mam pojęcia, w którą stronę historia się potoczy. Dobra, czy zła. Więc ewentualnie zostawię to na kiedyś kiedyś, ewentualnie jak mi coś zacznie przychodzić do głowy. Zawsze mogę zrobić dwie wersje? Ale póki co pozostaje to one-shotem. A do Demona będę pisać jutro.

sobota, 2 stycznia 2021

Shaman King; One-Shot: Przyjaciel

 -99, 100, 101, 102...-


A więc Turniej Szamanów został wznowiony. Nie było to żadnym zaskoczeniem, zaledwie dwa dni temu niebo przecięła Ragoh, więc siłą rzeczy, zwiastując ponowne rozpoczęcie walk. Od ich przerwania minęło zaledwie pół roku, ale niektórzy i tak zdążyli wypłodzić teorie, że bliźniacze gwiazdy symbolizowały Yoh i Hao, zniszczenie powracające co 500 lat to starszy Asakura, a planecie już nic nie grozi, więc Turniej nie jest już potrzebny. 

"Idioci", powtarzał za każdym razem Ren. Hao był pokonywany co 500 lat przed końcem Turnieju, a Królem Szamanów nie został żaden z Asakurów. Natomiast sabotaż Turnieju, a co najważniejsze, bezpośrednie zagrożenia życia po życiu Króla Duchów, były czymś nowym i to oczywiste, że potrzebowali czasu.


-103, 104, 105, 106...-


Ogłoszono, że Druga Runda zostaje uznana za zakończoną. Szamani mieli dwa tygodnie na załatwienie swoich spraw i powrót do Patch Village. Ponadto, ogłoszono, że walki w Trzeciej Rundzie będą odbywały się w parach. O ile łatwiej byłoby, gdyby Król Duchów sam połączył ich w pary, a nie dawał wolność wyboru. Z drugiej strony, mógłby wtedy wylądować z kimś z X-laws lub niedobitkami po poplecznikach Hao.


-231, 232, 233, 234...-


Z początku, młody Tao miał kompletnie w nosie to, z kim będzie w parze. Była ich siódemka, ktoś na pewno będzie musiał wybrać kogoś spoza ich grupki przyjaciół, ale raczej był przekonany, że nie będzie miał z tym problemu. Jednak jakiś czas później, słuchając rozmowy Yoh i Manty, oczywiście udając, że tego nie robi i jest skupiony na mleku, zaczął się nad tym zastanawiać. W gruncie rzeczy nie tylko był sobie w stanie wyobrazić, że jeżeli Lyserg nie stwierdzi, że chce być w parze z kimś z X-laws, to właśnie on, w świetle swojej dumy i złośliwości zostanie tym, który będzie musiał znaleźć sobie kogoś innego do pary, ale też doskonale wiedział, z kim chciałby walczyć ramię w ramię.


Był jego pierwszym przyjacielem. Mógł sobie mówić, co chce, wpierać innym i sobie, że jest inaczej, ale Asakura Yoh był dla niego wzorem. Od ich pierwszej walki, widział w nim przeciwnika, od którego mógł się uczyć. Zazdrościł mu wszystkiego. Wolności, swobody ducha, przyjaciół, umiejętności nie tylko walki, ale i percepcji. Obserwował Yoh i uczył się od niego. Uratował mu życie nie dlatego, że sam chciał mu je odebrać, a dlatego, że wiedział, że tylko od niego może nauczyć się czegoś, co przez całe życie było poza jego zasięgiem. Yoh miał też niesamowite zdolności przywódcze, ale był liderem, nie szefem. Ren widział tę różnicę i dlatego zasugerował, że to on powinien przewodzić ekipie w drodze do wioski na Turniej. I młody Tao gdzieś w głębi czuł, że to Asakura jest najlepszym materiałem na Króla Szamanów, choć nie potrafił tego przyznać w tej chwili nawet przed samym sobą, to gdyby Yoh wygrał, odczuwałby taką samą ulgę, jak wtedy gdy myślał, że nie przejdzie do kolejnej rundy. Chińczyk po prostu wiedział, że pierwsze co zrobiłby Yoh, po zjedzeniu tony cheeseburgerów, to właśnie spełnienie marzeń przyjaciół. On nigdy nie myślał najpierw o sobie, choć mogłoby się tak wydawać, gdy mówił, że chciałby wieść łatwe życie. Wszyscy wiedzieli, że bycie Królem Szamanów nie jest proste. Yoh z każdym kolejnym dniem uczył Rena czegoś nowego. Nie tylko jako szaman, ale też jako człowiek i przyjaciel. Ale tak, jako szaman też. I to z nim Ren chciał walczyć ramię w ramię.


-348, 349, 350, 351...-


Gdyby tylko duma Rena nie była tak trudna. Wiadome było, że Yoh sam nie będzie proponował nikomu partnerstwa. Ale spodziewał się, że Ryu i Faust byliby pierwszymi kandydatami. Horo Horo zapewne również skłaniałby się w stronę słuchawkowego. Mógł się założyć, że Ryu już dzwonił do Asakurów. Jedyną nadzieją była Anna, która mogłaby chcieć, żeby Yoh współpracował z kimś silniejszym. Wtedy zdecydowanie byłby to Ren, skromnie mówiąc. 


-Reeeeen, upiekłam ciastka. Zaniesiesz je Annie?- już prawie dochodził do 500, kiedy w siłowni ich apartamentowca pojawiła się Jun.

-Ćwiczę.- odburknął.

-To zrób sobie przerwę, póki są ciepłe i chrupiące. Dobrze ci zrobi wyjście. Poza tym słyszałam, że Ryu i Horo Horo jeszcze nie przyjechali, a Lyserg i Chocolove będą czekać już w Patch. Chyba chcesz porozmawiać z Yoh o kolejnej rundzie?- zasugerowała z niewinnym uśmiechem, jakby był to jakiś głośno i jasno stwierdzony fakt. Ren natychmiast się naburmuszył, unosząc brwi i w końcu przerwał ćwiczenia, wycierając pot z klatki ręcznikiem.

-Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Jun.- odparł chłodno, a zielonowłosa zachichotała.

-Daj spokój, przecież wiem, że chcesz z nim walczyć. A to doskonała okazja, żeby o tym porozmawiać. No już, bierz prysznic i leć do Inn En.- powiedziała, rzucając przed chłopakiem plecak, zapewne wypełniony ciastkami. Czubowłosy westchnął ciężko i dłużej nie dyskutował. Bo i po co, skoro to rzeczywiście była okazja, by połączyć siły z przyjacielem?


Po szybkim prysznicu ubrał swoją standardową koszulę, szorty i żółtą marynarkę, zgarnął plecak i ruszył na piechotę w stronę domu Asakury. Bason w postaci kulki unosił się koło niego, ale nie odzywał. Wiedział, że to będzie naprawdę trudne zadanie dla jego mistrza. Powiedzieć Yoh, że chce walczyć z nim w parze. Ren natomiast zastanawiał się, jak ubrać to wszystko w słowa. Co prawda wiedział, że Yoh był ostatnią osobą, która cokolwiek by mu wypomniała, a że nie ma pozostałych, to nie groziły mu żarty Horo Horo ani protesty Ryu i pewnie, nawet jeśli się zająknie, albo wręcz powie jedno słowo, to Asakura będzie wiedział, o co mu chodzi i ułatwi mu przejście przez tę mękę. Mimo to było to stresujące i jakoś w końcu musiał zacząć.

-Hej, Ren! Jun znowu zrobiła ciastka?- Ren niemal podskoczył w miejscu na dźwięk głosu Yoh. -Heeeej, to tylko ja, nie musisz się mnie bać!- zaśmiał się słuchawkowy, truchtając wolniej, by być na równi z przyjacielem. Tao prychnął i skrzyżował ramiona na torsie.

-Wcale się nie przestraszyłem, Asakura. Po prostu się ciebie nie spodziewałem.- mruknął od niechcenia, a szatyn zachichotał.

-Wychodzi na to samo. To co tam dziś przynosisz?- spytał, szybko zmieniając temat. Czyli to, co miał na myśli Ren. Yoh zdecydowanie nawet nie zbliżał się do granicy cierpliwości Tao, ani nawet nie sprawiał, że Chińczyk miałby się wycofywać za swój lodowy mur, tak jak to się działo pod wpływem Horo Horo.

-Nawet nie wiem, nie zaglądałem.- odparł, zerkając do tyłu, na plecak. -Sądząc po zapachu, chyba coś kokosowego.- mruknął, marszcząc nos delikatnie, a Yoh znów się zaśmiał. Przez chwilę tak się przemieszczali w ciszy. Ren wciąż zastanawiał się jak zacząć temat, a Yoh udawał, że kompletnie nie widzi, że przyjaciela coś dręczy, dając mu szansę na samodzielne otwarcie się, ale gdy na horyzoncie już widać było jego posiadłość, zdecydował się w końcu odezwać.

-Powiesz mi, co cię trapi, czy raczej nie?- spytał, nawet nie patrząc na przyjaciela, by ewentualnie ułatwić mu zadanie. Ren spojrzał na niego, jak na wariata, a tak naprawdę nawet nie był zaskoczony, że Asakura dostrzegł, że coś jest nie tak. Ale nie, niestety nie dał rady się przyznać.

-Irytuje mnie, że Jun sama nie może przyjść z tymi ciastkami. Powinienem trenować do walk.- warknął, a Yoh zaśmiał się cicho, nie żeby uwierzył w jego słowa.

-Daj spokój, każdy potrzebuje czasem odpoczynku. Jestem pewien, że i tak zrobiłeś ćwiczeń za cały tydzień.- zażartował z pogodnym uśmiechem. Uśmiechem, dzięki któremu Ren wiedział, że nie udało mu się go oszukać, a chłopak dodawał mu otuchy do przełamania się.

-Ha, też powinieneś podwoić treningi. Chcę cię pokonać w finale.- złotooki uśmiechnął się złośliwe.

-Jeśli powiesz to przy Annie, to nigdy ci tego nie zapomnę.- jęknął Asakura.

-Nie leń się. Pewnie będziesz w parze w Ryu, więc będziecie łatwym celem do pokonania.- powiedział złośliwie, zahaczając delikatnie o temat, do którego dążył.

-Tak właściwie... To jeszcze nie wiem, z kim będę w parze.- odpowiedział Asakura, a Ren powoli przeniósł na niego wzrok. Czyżby to był ten moment? Nie umiał się jednak do tego zebrać, jak dobrać słowa.

-A ty już wiesz, z kim będziesz walczył? Może Jun dołączy do Turnieju.- zachichotał szatyn.

-Nie żartuj sobie! Prędzej dołączyłbym do Żelaznej Damy, niż startował w rundzie z siostrą!- wrzasnął, a jego czub na głowie aż się nastroszył. Natychmiast jednak złagodniał, widząc minę Yoh. A więc jeszcze przeżywał to, co musiał zrobić własnemu bratu. Ren zacisnął usta w wąską linię. Teraz za wszelką cenę chciał odwrócić uwagę przyjaciela od ostatnich wydarzeń.

-Może...-

-Może chciałbyś w takim razie walczyć ze mną?- przerwał mu Yoh, w ostatniej chwili wybawiając Tao z niesamowitej opresji, przy której walka z Hao to pikuś. Więc jednak. Nawet pod wpływem negatywnych myśli, Yoh i tak wiedział już, o co chodziło. Ren spojrzał na przyjaciela, a ten uśmiechał się do niego ciepło. Oboje udawali, że wyszło to całkowicie ot, tak, przypadkowo. Oboje wiedzieli, że drugi wie. Ren uśmiechnął się delikatnie. 

-Pewnie się boisz, że będziesz walczył przeciwko mnie wcześniej i skopię ci tyłek zanim dotrzesz do finałów. Ale w gruncie rzeczy, jesteś najsilniejszy z tej całej bandy. Czemu nie, Asakura.- odpowiedział, w pełni w swoim stylu. Yoh zachichotał, szczerząc się do przyjaciela.

-Znowu spóźniony!- zawołała Anna, gdy tylko dotarli do progu, a twarz szatyna natychmiast pobladła. Chłopak przyśpieszył, a Ren z lekkim uśmiechem podążył za nim. Na podwórku zmaterializowali się Amidamaru i Bason.

-Dziękuję ci, Amidamaru.- powiedział Bason, a samurai spojrzał na niego z rozbawieniem.

-Nie zdążyłem nic powiedzieć Yoh. Sam się domyślił, że Ren chce z nim walczyć.- odparł. Zdolności Yoh nie zaskakiwały już nawet i ducha chińskiego wojownika. Mężczyzna uśmiechnął się na dźwięk hałasów z domu. Był szczęśliwy wreszcie mogąc służyć Tao, którego nie zżerało zgorzknienie i samotność. 


Tak, wraz z przyjaźnią Yoh, Ren otrzymał najpiękniejszy prezent w życiu.

==============

Dzień doberek! A raczej, dobry wieczór! Witam was w 2021! Z lekkim opóźnieniem, wrzucam one-shot z okazji urodzin Rena! Nie jest on nawiązujący do samych urodzin, stwierdziłam, że to będzie lepsze. Osobiście jestem ogromną fanką więzi między Renem, a Yoh więc postanowiłam właśnie na niej się skupić. Wiem, że krótkie, ale postawiłam raczej na jakość oddania myślenia obu bohaterów. 

Drugi one-shot wrzucę jutro, jak go napiszę XD Natomiast w przyszłym tygodniu mam zajęcia, więc pewnie napiszę nowe części do Demona. 

Aomori, co do zapowiedzi, to ja w sumie też przez chwilę miałam taką myśl, ale potem sobie przypomniałam, że właściwie początek anime jakoś bardzo nie odbiegał od mangi (w porównaniu z tym, co było później) i wydaje mi się, że o ile pierwsza zapowiedź sygnalizowała, że anime będzie zbliżone do mangi, to druga miała za zadanie obudzić nostalgię u tych, którzy stare anime widzieli. Kreska zarąbiście mi się podoba, nie mogę się napatrzeć, nie mogę się doczekać aż zobaczę Rena w ruchu, bo tam to go ledwo widać było, no i Paku Romi we właściwym miejscu! W następnej zapowiedzi pewnie poznamy resztę głównej obsady, a już na pewno Horo Horo.

No! Tak więc to tyle na dziś. Do jutra!