niedziela, 10 stycznia 2021

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Następstwo

Rok 1998


-Tamao!- różowowłosa zesztywniała słysząc głos chłopca, z którym właściwie się wychowywała. Niby był dla niej jak starszy brat, ale był też dla niej tą dziecięcą sympatią. Może to dlatego, że właściwie był jedynym, który z nią "rozmawiał", a przynajmniej nie zrażał się jej małomównością. Trzymając swoją niedawno otrzymaną tablicę kokkuri, odwróciła się powoli, nie podnosząc jednak wzroku.

-Słyszałem od dziadka, że miewasz wizje! To prawda? Zostaniesz wizjonerką?- pytał podekscytowany. Dziewczynka pokiwała niepewnie głową, a twarz przyjaciela rozjaśnił szeroki uśmiech.

-Ale super! Jesteś w stanie przewidzieć czy zostanę Królem Szamanów i będę królem rocka?!- wykrzykiwał. I tak resztę dnia marzył na głos o dniu, kiedy Tamao mu coś wywróży.


Rok 1999


-M-musisz jechać?- spytała nieśmiało, widząc, jak Yoh pakuje ostatnie rzeczy do swojego worka. Chłopak zachichotał cicho.

-Muszę, Tamao. Turniej Szamanów niedługo się rozpocznie, a ja wciąż nie mam Ducha Stróża. Czuję, że w Tokyo uda mi się znaleźć tego właściwego ducha.- odpowiedział, zaciskają sznurki od worka i odwracając się do młodszej dziewczynki. Głowę miała spuszoną, wyraźnie była zasmucona. - Hej, nie widzimy się przecież ostatni raz w życiu.- powiedział pogodnie, choć i jego bolało rozstanie z jedyną osobą, która go nie oceniała, czy naśmiewała się z niego. 

-Wiem, tylko... Będzie tu teraz tak cicho... I boję się, że nie dam sobie rady sama...- wyjąkała cichutko. Yoh przechylił lekko głowę, to chyba była jej najdłuższa wypowiedź, jak do tej pory. Właściwie to nie myślał, że aż tak był dla niej ważny, zwykle to on gadał, a ona cicho potakiwała, kręciła głową, odpowiadała kilkoma słowami.

-Dasz sobię radę, Tamao. Musisz po prostu uwierzyć w siebie. Dziadek i tata mówią, że masz wielki potencjał, ale musisz w siebie uwierzyć.- powiedział, uśmiechając się do niej ciepło.

-Ale... to już rok i moje wizje... wciąż... nie są... dobre.- mówiła.

-Przecież ci już opowiadałem, jak długo nie potrafiłem opanować najbardziej podstawowej techniki naszego rodu. Wszystko będzie dobrze, Tamao. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Ja ci to przewiduję!- uśmiechnął się szeroko i zachichotał. -Jestem pewien, że któregoś dnia twoje wizje będą lepsze. Wcale nie idzie ci tak źle. Któregoś dnia będziesz miała prawdziwe, wyraźne wizje. Ja w ciebie wierzę, więc i ty uwierz w siebie.- powiedział pogodnie. Dziewczynka czuła jakby miała się zaraz zapaść pod ziemię i w sumie czułaby się bardziej komfortowo. Jej twarz dosłownie płonęła ze wstydu. -Jak tylko będziesz miała wizję na mój temat, chcę być pierwszym, który o niej usłyszy!-


Teraźniejszość (czyli druga połowa 2000)


Tamao niemal natychmiast pożałowała, że tak szybko popędziła do Yohmei. To był odruch. Tyle razy coś zepsuła, że gdy tylko miała wizję, od razu pędziła do swojego nauczyciela. Wystarczyło, że spytał, co widziała i już chciała zachować to dla siebie. Dopiero wtedy pomyślała, że jeśli powie prawdę, seniorzy rodu nie zareagują pozytywnie. Ale nie potrafiła kłamać. Potrafiłaby milczeć, ale nie kłamać, a teraz stała przed swoim mistrzem i jego małżonką, mierzona wyczekującym spojrzeniem.

-Ja... Widziałam płomienie. Jakiś zniszczony budynek.- powiedziała, stwierdzając, że postara się jak najmniej mówić, a może ominie szczegóły bez ich ujawniania.

-Wiesz, co to był za budynek?- spytała stara medium.

-Niestety nie, Kino-sama. Większość zabudowań już runęła.- odpowiedziała z zawstydzeniem.

-Widziałaś kogoś? Wiesz, kto wywołał pożar?- dopytywał Yohmei. Nadzieja prysła, choć nigdy nie była wielka. Tamao pokiwała powoli głową.

-Kogo?-

-Nie wiem, kto wywołał pożar. Ale widziałam dwie postaci. Jedna niewyraźna. Był powalony na ziemię. Wysoki, ale nie rozpoznaje sylwetki. Na pewno nie był to Mikihisa-sama, Ryu-san ani Faust. Nie jestem pewna, kim był.- powiedziała cicho.

-A ta druga osoba?- spytał Yohmei. Tamao milczała. Kino zacisnęła dłoń na lasce, domyślając się powodu milczenia uczennicy męża.

-Tamao, musisz nam powiedzieć, kim była druga postać.- powiedziała surowo. Dziewczyna wciąż milczała. Wiedziała, że to nie jest dobry pomysł. Czuła, że jedyne, do czego ujawnienie wizji może się przyczynić to pchanie w stronę jej spełnienia i lepiej byłoby, gdyby ją przemilczała.

-Tamao, twoje wizje są wciąż wątpliwe, ale musisz nam powiedzieć, kim była druga postać.

-To był... Yoh.- powiedziała bardzo cicho, tak cicho, że Yohmei nie dosłyszał odpowiedzi, ale Kino już ciężko westchnęła.

-Kto?- dopytał staruszek.

-Yoh.- powtórzyła głośniej. Zapadła cisza. Różowowłosa wolała nawet nie wiedzieć, co dzieje się w głowach seniorów. Czekała na kolejne pytania, wiedziała, że na tym się nie skończy.

-Jesteś pewna?- odezwał się w końcu Yohmei.

-Z początku myślałam, że to Hao. Ale to niemożliwe, przecież nie żyje. Wydawało mi się, że miał długie włosy, ale gdy wizja się rozjaśniła, okazało się, że są krótkie. Miał na sobie strój treningowy, a przede wszystkim naszyjnik od Matamune na szyi. Chociaż kiedy odwrócił twarz w moim kierunku, znów miałam wątpliwości.- dodała i natychmiast pożałowała, ze te słowa padły z jej ust. Gdyby mogła, uciekłaby.

-Co masz na myśli?- dziewczynka spojrzała na swoje dłonie, kręcąc się niepewnie.

-Był... wściekły. Chyba walczył z tą drugą osobą.- odparła, jej głos brzmiał, jakby miała się zaraz rozpłakać. Tak bardzo żałowała, że się odezwała. Koło Yohmei pojawił się liściasty Shikigami.

-Znajdź Keiko.- powiedział, a duszek wyleciał przez okno.

A Tamao wciąż czuła, że zawiodła tego, któremu była gotowa oddać wszystko.


-I jak było?- spytała blondynka, zbierając z ziemi korale.

-Ogniście, mózg mi spłonął.- mruknął Yoh, masując sobie skronie. Jeżeli ktokolwiek kiedyś powiedział, że od nauki głowa nie boli, to z pewnością nie uczył się z zaczarowanych ksiąg z okresu Heian. -Za dużo informacji... Chyba muszę pomedytować. Idziesz ze mną?- spytał, spoglądając na blondynkę. Skinęła jedynie głową i razem udali się nad rzekę. Po drodze opowiedział jej o ostrzeżeniach, które otrzymał.

-Musisz być teraz bardzo ostrożny, Yoh. Mówiłeś, że powietrze i ziemia reagowały bez twojego rozkazu. Nie zrobiły nic złego, ale ogień może zachować się inaczej.- powiedziała Anna.

-Wiem, tego się obawiam. Nie chcę w ogóle wchodzić w interakcje z ogniem, dopóki nie opanuję duchowego punktu.- odparł. Zasiedli razem, w tym samym miejscu, gdzie ostatnio. Nie chciała mu przeszkadzać, więc została kilka kroków za nim, opierając się o drzewo i rozmyślając. Yoh wspomniał, że następna próba ma być jednocześnie najtrudniejsza i najłatwiejsza. Co miało to niby oznaczać? Poprzednie próby mogły zabić jej narzeczonego, więc co czekało go teraz? Obawa o jego życie i zdrowie powoli przywodziła na myśl słowa strażnika pieczęci. Ale nawet z pomocą rytuału, wezwanie ducha prawdziwego Hao mogło być bardziej ryzykowne. Zawsze istniała szansa, że są zwodzeni. Wszyscy. A wezwanie ducha Hao doprowadziłoby do ponownego połączenia się dusz, ale w ciele Yoh. Postanowiła, że tej nocy uda się do Hao-jinja* i poczyta o wspomnianym rytuale.

Godzinę, a może dwie później, Yoh podniósł się z miejsca, oznajmiając, że na dziś już skończył. Następnego dnia planował ponownie odwiedzić wodospad. Wraz z rozwojem niesnasek z rodziną, wolał dmuchać na zimne i trzymać się z dala od czegokolwiek co mogłoby wywołać u niego gniew. 

I jakby wykrakał, zbliżając się do budynku głównego posiadłości. Narzeczeni popatrzyli po sobie, słysząc podniesione głowy dochodzące z kuchni. Zdjęli buty i zbliżyli się do pomieszczenia.

-Nie obchodzi mnie to, ojcze. To jest mój syn i ja będę decydować o tym, co mu wolno, a czego nie. Nie podoba mi się, że tak na niego patrzycie. To jest dobry chłopiec!- rozpoznali głos Keiko.

-Nasza rodzina zobowiązała się...-

-Nie chcę tego słuchać! Nasza rodzina wiele złego w imieniu dawnych przysiąg zrobiła! Tak nie może dłużej być. Jestem dumna z tego, że Yoh podjął taką decyzję i będę go wspierać. Wierzę w niego i wiem, jaki jest. Wy też powinniście w niego uwierzyć. Jeszcze trochę będziecie go w ten sposób traktowali, a sami go zniszczycie. Nie widzicie, że to wasze podejście prowadzi do jego gniewu? To całe zwątpienie w niego i te wszystkie kłamstwa do tego doprowadzają. Jeśli ta wizja się sprawdzi, to będzie to następstwo waszych decyzji. - mówiła, a odgłosy kroków świadczyły o tym, że chodziła w tę i z powrotem. 

-Keiko, posłuchaj...- Yohmei wciąż próbował rozmawiać.

-Nie będę słuchać. Nie powiem Yoh, że ma zakończyć próby. Nie obchodzi mnie, co działo się w wizji. Yoh jest moim synem i to ja podejmuję ostateczną decyzje. Powinnam była sprzeciwić się już wtedy, gdy zaplanowaliście zabicie ich po narodzinach. To są moi synowie!- cierpliwość Keiko już się kończyła, ale uwagę Yoh, oprócz ciepła, gdy kobieta uparcie go broniła, a jednocześnie nazwała Hao synem, przykuło słowo "wizja".

-Jaka wizja?- spytał, wchodząc do pomieszczenia. Anna stanęła za nim, a wyraz jej twarzy świadczył o tym, że zdecydowanie stała po stronie swojego narzeczonego. Chłopak rozejrzał się po zgromadzonych. Dziadek z babką siedzieli przy stole. Kino ściskała laskę w obu dłoniach, a ręce Yohmei były złożone na stole. Keiko natomiast zatrzymała się, ale wcześniej wyraźnie chodziła wzdłuż krótszej krawędzi stołu. W kącie kuchni natomiast stała wycofana, zmieszana i przestraszona Tamao. To na niej Yoh zatrzymał wzrok, powodując u niej jeszcze większe przerażenie, a wręcz mógł przysiąc, że widział łzy w jej oczach.

-Miałaś wizję?- spytał ją, a ona ledwo dostrzegalnie kiwnęła głową.

-Wizja Tamao nie była pozytywną wizją.- wtrącił Yohmei, zanim Yoh zdążył o cokolwiek zapytać. Keiko prychnęła i odwróciła się w stronę blatu z zamiarem zaparzenia herbaty, a szatyn przeniósł wzrok na dziadka.

-To znaczy, co widziała?- spytał.

-Widziała zrójnowane miejsce w płomieniach. Dwie osoby, jedną powaloną na ziemię i drugą stojącą nad nią. Tą drugą byłeś ty. Przepełniony gniewem. Sądzimy, że walczyłeś z tą postacią, a wizja mogła pojawić się teraz, po twoim wejściu do Księgi Ognia. Nie wiadomo, kim była leżąca na ziemi osoba, ani skąd wziął się ogień i co spłonęło.- powiedział dziadek. Yoh stał w milczeniu. A wzrok każdego wbijał się w niego wyczekująco niczym ostrza. Chyba tylko Keiko patrzyła na niego ze współczuciem. Chłopak zamknął oczy, oddychając głęboko, żeby się uspokoić.

-Jeżeli oczekujecie ode mnie wycofania się z ksiąg, to odpowiedź brzmi nie.- powiedział, siląc się na uprzejmy ton. Miał już dość tego tematu.

-Yoh, ta wizja...- 

-Wizje Tamao są wątpliwe i niestabilne!- przerwał starszemu. Różowowłosa, choć nikt się na niej już nie skupiał, skuliła się w kącie, niemal całkowicie chowając twarz w tablicy. Do tej pory Yoh był jedyną osobą, która w nią otwarcie wierzyła i nigdy nie powiedziała otwarcie czegoś takiego, choć zdarzało mu się delikatnie wątpić, gdy próbowała wywołać wizję z nikłym powodzeniem. Zawsze był przy tym taktowny i uprzejmy. Słowa, które teraz padły, zabolały ją tak mocno, jak nigdy. Choć mogła się tego spodziewać. 

-Mam już naprawdę dość tego, jak wtrącacie się w moje działania. To wy jesteście im winni. Gdybyście byli ze mną szczerzy i nie próbowali mnie odciągać od mojej misji, to wszystko nie miałoby miejsca. A ta wizja.- spojrzał na Tamao, a później na dziadka. -Jeżeli się sprawdzi to tylko dlatego, że nie bierzecie tego jako ostrzeżenia, że powinniście przestać we mnie wątpić i igrać z ogniem. Jeśli ktokolwiek wywołuje mój gniew, to wy i wasze kłamstwa. Ale co to was obchodzi, jak ja się czuję?! Jestem tylko narzędziem. Miałem być tym, który pokona Hao i o to tylko wam chodziło! Gdyby wiedza z tych ksiąg miała pomóc go pokonać, nawet nie mrugnąłbyś okiem, tylko mnie do nich wysłał. Wszystko, byle spełnić święty i wielki obowiązek rodziny Asakura. A teraz co? Wam nawet nie chodzi o moje własne zdrowie, czy moje uczucia. Wy tylko chcecie mieć pewność, że nie będzie kolejnego do zabicia w obowiązkach Asakurów. A jeżeli chcecie wiedzieć, to nie mogę teraz przerwać nauki, bo jeżeli nie opanuję duchowego punktu, to mogę stracić kontrolę nad żywiołami i rzeczywiście doprowadzić do katastrofy! - Yoh po prostu pękł. Tamao wciąż chowała się za tablicą i drżała od niemego płaczu. Łzy leciały jej po policzkach, ale nie śmiała wydać z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Anna spojrzała na nią i po cichu podeszła do niej, chwytając ją za ramiona i wyprowadzając z kuchni.

-Leć do siebie, nic mu nie będzie, nie jest na ciebie zły.- powiedziała do niej cicho, a Tamao pokiwała głową i natychmiast pobiegła do swojego pokoju. Tak bardzo żałowała, że się odezwała. Powinna była porozmawiać najpierw z samym Yoh. Ostrzegłaby go, poradziła się. Zresztą obiecała mu, że to on pierwszy usłyszy o wizji o nim. Wprawdzie miała kilka innych przed tą, ale wszystkie, kiedy on był nieosiągalny. Po prostu, czuła, że go zawiodła.

-Nie będę dłużej rozmawiał z wami na ten temat. Nie mogę już o tym słuchać. Naprawdę nie wiem, kim przez całe życie dla was byłem. Nie jestem głodny, mamo. Przepraszam.- powiedział, a gdy Keiko skinęła ze zrozumieniem głową, odwrócił się, chcąc wyjść.

-Yoh...- zaczął dziadek, ale samo to już wywołało atak gniewu.

-Powiedziałem, dość!- wrzasnął chłopak. Nie tylko to było czymś nienormalnym. Nagle płomienie wszystkich świeczek intensywniej się rozpaliły, by po chwili całkowicie zgasnąć, a w pomieszczeniu zapadł półmrok. Może i dobrze się stało, dzięki temu, Yoh natychmiast przypomniał sobie o trzymaniu emocji na wodzy, choć na jego twarzy pojawiło się niewielkie przerażenie. Nie mówiąc już ani słowa, po prostu wybiegł z kuchni i również znalazł się w swoim pokoju. Anna stała przez chwilę w kuchni w ciszy.

-Yoh pomyślnie przeszedł próbę i Księgę Ognia. Wszystkie cztery żywioły zaczynają się na niego otwierać. Myślę, że mogę użyć określenia, że wspierają go. Teraz musi ćwiczyć nad nimi, ale musi jak najszybciej opanować punkt duchowy, żeby nauczyć się oddzielać emocje od reprezentujących je żywiołów. Inaczej może doprowadzić do nieumyślnej katastrofy. Wydaje mi się też, że im mniej ma te żywioły opanowane, tym bardziej mogą zaszkodzić otoczeniu. Żywioły mają teraz wolną wolę we współpracy z nim. Mogą zrobić coś na jego rozkaz lub dnia niego, bez jego prośby. Jeśli Yoh nie opanuje tego drugiego, wizja może się sprawdzić. Yohmei-sama, jest już za późno. Więc jeśli nie chcecie, by Yoh coś spalił, zwracam się z prośbą o pozostawienie go w spokoju. Yoh nie może się teraz wycofać. Żywioły muszą się mu podporządkować.- powiedziała sucho. 

-Mężu, nie mamy już wyboru. Anna ma rację. Pozwólmy Yoh działać.- powiedziała Kino. Choć nikt tego nie dostrzegł, młoda medium odetchnęła z ulgą, podobnie Keiko.

-Dobrze.- powiedział staruszek, a jego wzrok padł na zgaszoną świeczkę.

-Dziękuję, Yohmei-sama, Kino-sama.- powiedziała Anna, a następnie wyszła z kuchni, kierując się do sypialni młodego szamana. Zapukała, po czym po cichu weszła. Yoh siedział na parapecie i wpatrywał się w pierwsze pojawiające się na niebie gwiazdy.

-Dadzą ci spokój.- powiedziała, podchodząc do niego, dopiero z bliska zauważyła, że oczy Yoh błyszczały od łez, a twarz wykrzywiał strach. -Yoh...- zaczęła, ale chłopak spuścił nogi z parapetu i zwrócił się przodem do itako. Po chwili jego ramiona objęły ją w pasie i kurczowo przyciągnęły do siebie, chowając głowę pod jej szyją.

-Tylko na chwilę. Potrzebuję.- poprosił, czując, że blondynka chciała się odsunąć. Na dźwięk jego głosu, zatrzymała się i niepewnie objęła go za ramiona, delikatnie głaszcząc go po włosach.

-Powinieneś porozmawiać z Tamao.- powiedziała cicho.

-Wiem, porozmawiam z nią jutro rano.- odparł. Czuł się winny swoich słów, nie chciał czegoś takiego powiedzieć w jej obecności.


-Cudownie. Ci głupcy. Są niezastąpieni.-


*Hao-jinja - Świątynia Hao. 

==========

No i jest! Kolejna notka do główego opowiadania. Troszkę mrocznie. Porobiłam sobie szablony do postów i do końca pierwszej serii tego opowiadania zostało jeszcze 5 części! Postaram się dodawać dalej notki, ale mam trochę prac do napisania na zaliczenia na studia, więc może mi nie wyjść regularnie, ale będę się starać. Swoją drogą, jedna z prac jest o Abe no Seimei, więc może dowiem się czegoś nowego o postaci, na której wzorowany jest Hao, co mogłabym później wykorzystać w opowiadaniu tym, albo innym. Poza tym, przykro mi, że babka od kultury codziennej nie odpowiada na wiadomości, bo próbuję podać własny temat - o Ajnu.  I przyznajm, że się nie zdziwię jeśli za te trzy lata nawet do licencjatu wciągnę Króla Szamanów, bo po prostu jest tu o czym mówić, tyle odniesień od kultury Japonii, wierzeń itd. 

Aomori, nie wrzucałam wczoraj komentarza, że jest brakujący one-shot u mnie, bo chciałam dzisiaj masowo XD Osorezan Revoir myślę, że dostanie swoją serię, bardziej skupioną na Hao i Annie, głównie dlatego, że nie mam pojęcia jak poszłoby Yoh, gdyby nie było przy nim Anny XD Więc historia byłaby raczej z punktu widzenia starszego z bliźniaków.

Pozdrawiam wszystkich i do następnego (oby za tydzień!)

1 komentarz:

  1. Ależ to było cudowne!! Tyle emocji że aż nie wiem od czego zacząć! Chyba muszę ochłonąć chwilkę żeby zebrać myśli ^^`

    Może lepiej jak zacznę od końca. Motyw przyłączenia się Anny do Hao też mnie niejednokrotnie kusił, ale właśnie byloby dla mnie zbyt problematyczne umieszczenie w tej historii Yoh. I chyba to mnie powstrzymuje/powstrzymywało przed napisaniem czegoś takiego. Chociaż jak sama widzisz mam do pary AnnaxHao słabość i lubię ich ze sobą łączyć w oneshotach a i w głównej historii ich relacje są moim zdaniem ciekawe :D
    Chętnie bym przeczytała Twoja wersję ale moim zdaniem stworzenie takiej historii jest cięższe niż pisanie "dalszego ciągu po turnieju". Trzymam kciuki, a i chętnie "omówię" a właściwie "popisze" z Tobą na ten temat jakbyś miała wątpliwości :D

    Kwestia numer dwa czyli Twoje studia... Za każdym razem kiedy coś dodajesz na blogu liczę na końcu na jakąś wzmiankę na ich temat bo bardzo mnie nimi zaciekawiłaś. Swoją drogą też mnie urzekło w mandze to że Takei potrafił przemycić w swojej historii te odniesienia do kultury i wzorować swoje postacie na realnych ludziach. To nadaje tej historii smaczku i zauważyłam że sama to robisz za co jestem Ci wdzięczna :D Sama przez chwilę myślałam nad jakimś kursem japońskiego, ale stwierdziłam że moją motywacją nie powinien być Król Szamanów i że szybko by mi przeszło. O studiach w ogóle nie myślałam ale widać w tych krótkich skrawkach informacji od Ciebie że cieszy Cie to i interesuje :) także trzymam kciuki również za to by Ci dobrze poszło na wszelkich sesjach ;)

    No i doszliśmy do sedna czyli skomentowania tej części która mnie wywaliła z butów.. Jest w niej dosłownie wszystko. Ta retrospekcja z Tamao trafiona w punkt, nie przedłużałaś jej niepotrzebnymi opisami tylko kilka zdań które ukazują ich rozwijającą się relacje i koniec końców obietnice która dla Tamao była chyba sensem życia (serio nieśmiałość tej dziewczyny mnie powala i ciężko mi pisać o niej w moim opowiadaniu dlatego muszę szybko zrobić coś co ja zmieniło w jak to ujęłaś badass xD). Fantastyczny pomysł by zacząć od tego wspomnienia, trochę się czułam jakbym oglądała zajebisty odcinek serialu i widziałam to wszystko co się działo w Twojej notce w swojej głowie :D
    Idziemy dalej do punktu kulminacyjnego czyli wybuchu Yoh. Cieszę się że w końcu to z siebie wyrzucił. Jasno wyznaczył warunki które w końcu on dyktuje. Ale coś mi ciężko uwierzyć że Kino i Yohmei tak to przyjęli. Ja rozumiem z Yoh do tej pory na wszystko, a raczej na większość przytakiwał i się słuchał starszych, dlatego też jego wybuch mógł zaskoczyć rodzinę ale Kino jest kombinatorka i zastanawiam się czy nie zacznie działać na własną rękę...

    Ah i ten końcowy moment miedzy Yoh i Anna <3 to było takie słodkie... wiesz ze lubię o nich pisać i czytać także jak dla mnie... WINCYJ!!!! To znaczy bardzo proszę o więcej scen z nimi :D

    Naturalnie zastanawia mnie ostatnie zdanie i kto je wypowiedział, ale chyba wyczerpałam swoje możliwości emocjonalne na ten rozdział żeby jeszcze się głowic o co w tym chodzi x) liczę że się wyjaśni :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń