poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Księga Wody

Yoh do końca dnia unikał swojej rodziny. Annie udało się go uspokoić, choć nawet nie musiała za bardzo się starać, wystarczyło po prostu, że przy nim była i stanęła po jego stronie. Młody Asakura zaczął się obawiać, że droga wiodąca do odkupienia win rodziny, jak i brata, prowadzi również do samotności, jednak Anna, Amidamaru i Tamao, a także Keiko postanowili okazać mu wsparcie. Chociaż słuchawkowy starał się nie wchodzić w drogę starszym ze swojego rodu, to wieczorem, gdy wrócił spod prysznica, w jego pokoju czekała właśnie jego matka.

-Przepraszam, że tak weszłam, możemy porozmawiać?- spytała łagodnie, patrząc na syna, jakby chciała w ten sposób mu przekazać, że jeżeli chce, to może śmiało odmówić. Po chwili namysłu skinął głową i zamknął za sobą drzwi.

-Chciałam cię... przeprosić. Za wszystko, co nasza rodzina zrobiła. Nie znałam prawdy o Matamune, prawdę mówiąc, w ogóle nie znałam tego kociaka, ale wiem, ile dla ciebie znaczył. Chociaż nie brałam udziału w ostatnim kłamstwie, to brałam w pozostałych.- zaczęła, kiedy Yoh powoli zajął miejsce obok niej. -Czułam, że ukrywanie prawdy przed tobą było błędem, ale nie umiałam się sprzeciwić, w końcu, co ja mogłam wiedzieć na ten temat. Jestem waszą matką, to oczywiste, że bym was obu broniła.- powiedziała smutno.

-Ale dali ci możliwość wyboru, gdy pytali o zabicie nas.- powiedział, głos może i miał łagodny, ale wyraźnie zaznaczał, że zna prawdę. Keiko westchnęła i skinęła głową.

-Słowną. Tak, owszem. Zapytali, czy jestem pewna i się zgadzam. Ale myślisz, że gdybym nie zgodziła się od razu, coś by to zmieniło?-

-Pewnie nie. Tylko by przedłużyło bolesną decyzję.- odparł cicho, od razu rozumiejąc podejście matki. To była bolesna decyzja, łatwiej było podjąć ją od razu, niż przedłużać to argumentami i gdybaniami, zwłaszcza, że starszyzna rodu była nieustępliwa. Nawet teraz. Keiko uśmiechnęła się smutno, ale z lekka nutą podziwu, że Yoh mimo wszystko umiał tak łatwo zrozumieć innych.

-No właśnie. Wtedy wolałam tę decyzję podjąć od razu. Jak to się mówi, mieć to z głowy. Dzisiaj... Po tym wszystkim, co już wiemy, nie dopuściłabym do zamordowania żadnego z was. Nawet Hao, choć on nie widzi we mnie matki.- odparła. Yoh spuścił wzrok, wbijając go w podłogę.

-Bardzo żałuję tego, przez co musiałeś przejść i przez co teraz przechodzisz. Zostałeś skrzywdzony równie mocno, co Hao. Masz pełne prawo czuć się wykorzystany, nie będę bronić naszych błędnych decyzji. Chcę jednak żebyś wiedział, że jestem z ciebie dumna.- przerwała na chwilę, by zebrać myśli. -To, że nie poddajesz się, jesteś zdeterminowany, by odkryć prawdę i znaleźć rozwiązanie, nie dajesz się myśli, robisz coś wbrew temu, czego oczekują inni. Wierzę, że jeśli ktoś zdoła odmienić Hao, to będziesz to właśnie ty. Mój mały cudzie.- Na te ostatnie słowa, Yoh podniósł wzrok i skierował je z powrotem na matkę. Po chwili obdarzył ją ciepłym, choć smutnym uśmiechem.

-Tak nazwała Hao jego pierwsza matka, tuż przed śmiercią.- odparł, a po chwili opowiedział swojej rodzicielce o przeżyciach z próby, której poddała go morska bogini. 

-Muszę przyznać, że Hao mocno zabezpieczył te księgi, ale ty radzisz sobie świetnie. Co prawda drżę ze strachu, gdy długo nie wracasz, ale dajesz sobie radę.- pochwaliła go, delikatnie głaszcząc syna po policzku, ścierając płynącą po nim łzę.


Noc znów nie była łaskawa dla Yoh. Kolejne koszmary, wspomnienia i wyrzuty, które skrywał jego umysł nieustannie go nawiedzały. Amidamaru po raz kolejny musiał pogodzić się z faktem, że Asakura nie wykazuje żadnych oznak koszmarów i nie jest w żaden sposób pomóc przyjacielowi. Przecież nie będzie go budził co dziesięć minut by się upewnić, że nie ma koszmarów. Szaman po raz kolejny go uspokajał, że nie ma powodu, by się tym zadręczać, on się musi po prostu przyzwyczaić do tych koszmarów. Taką ponosił karę za zamordowanie własnego brata. Nawet nie chciał czuć się lepiej. 

Gdy Yoh wszedł do kuchni, musiał zmierzyć się z tym, czego udało mu się uniknąć poprzedniego dnia. Gorączki już nie miał, jego organizm mimo wszystko szybciej niż u zwykłego człowieka poradził sobie z ozdrowieniem, nie było więc powodu, by go zatrzymywać i starszyzna to wiedziała. Wiedzieli też, że Yoh nie uszanuje ich zdania, cokolwiek by nie powiedzieli. Stracili jego szacunek, a co gorsza również i zaufanie. Chociaż, kto wiedział, co bardziej mogło ich zaboleć. Tak ich w tej chwili widział Yoh. 

-Dziadku, pamiętasz ten dzień, w którym po raz pierwszy udało mi się przywołać Shikigami?- spytał nagle Yoh, zbierając się do wyjścia. Zaskoczony mężczyzna spojrzał na niego i kiwnął głową. -Hao nas wtedy obserwował. Gdy mnie zostawiłeś na skarpie o mało z niej nie spadłem. Gdyby nie Hao i zdolność panowania nad wiatrem, ciekawe kogo wtedy byście wysłali na zamordowanie go.- powiedział chłodno. Tamao ukradkiem zerkała na Yohmei, który sam nie wiedział, jak ma zareagować na taką rewelację. Zadrwić? Odpowiedzieć złośliwością? Spuścić wzrok? Zwrócić mu uwagę? Na szczęście od pełnej konfrontacji wybawiła go obecność Anny, gotowej do wyjścia do świątyni.

-Nie podoba mi się jego podejście.- stwierdziła Kino. -Zachowuje się, jak Hao, celowo wykorzystuje uczucia i słabe punkty.-

-Nie możemy go za to winić. Właściwie, kiedy tak mówisz sam fakt, że wykorzystał poczucie winy świadczy o tym, że zdaje sobie sprawę z tego, że je mamy. A to chyba dobrze.- odparł mężczyzna.

-O ile nie chciał ci tylko w ten sposób okazać, jak bardzo nisko upadliśmy, że życie ratował mu ten, którego chcieliśmy tak bardzo zniszczyć.- mruknęła chłodno.

-Myślę, że obie wersje są poprawne.- usłyszeli za sobą głos Keiko. -Bardzo go zraniliście.- dodała, a w domyśle była też ona sama, choć i ona zauważyła, że chęć zranienia uczuć dziadka nie była w stylu Yoh. Z drugiej jednak strony, było to zrozumiałe.


-To co, do zobaczenia za chwilę.- powiedział Yoh stając przed portalem z korali. Blondynka skinęła głową, a gdy tylko szatyn zniknął od razu skierowała się do Cho-Senjiryakketsu. Usiadła wygodnie na schodku i zaczęła kartkować księgę w poszukiwaniu potrzebnego jej rytuału, a chwilę później rozpoczęła przygotowywanie papierowych talizmanów.


-Witaj z powrotem, Yoh.- Młodego Asakurę przywitał przyjemny powiew morskiej bryzy. Powietrze było zupełnie inne niż w Japonii, a może... po prostu jeszcze nie skażone, a wybrzeża nie otaczały elektrownie jądrowe i inne nieciekawe przybytki. Choć w teorii elektrownie jądrowe miały tak nie szkodzić środowisku. Asaha stał kilka metrów od niego, na piachu, przed nimi rozciągało się morze, a za nimi wysokie klify, na szczycie porośnięte drzewami. -Widzę, że udało ci się ukończyć próbę wody. Muszę przyznać, że zastanawiałem się, czy sobie poradzisz.- stwierdził spokojnie, gdy młodszy do niego podszedł.

-Dlaczego?- zapytał.

-Jeżeli próba nie zmieniła się od czasu mojego powstania, to miała za zadanie przedstawić ci 50 najgorszych dla ciebie wizji przyszłości bazując na twoich obawach. Podczas naszych ostatnich spotkań zdążyłem już zauważyć, że jesteś wysoce empatyczny, mógłbyś sobie nie dać rady, a tym samym zginąć podczas próby.- wyjaśnił spokojnie.

-Cóż... Próba całkowicie się zmieniła. Jurete pokazała mi 100 najgorszych wspomnień z przeszłości ludzi, których znam, w tym twoich. Przyznam, że o mało nie zginąłem, gdyby nie wiedza o powietrzu.- odpowiedział młody szaman.

-A więc zmieniłem tę próbę, zastanawiam się jednak, co mnie do tego skłoniło, taka zmiana mogła znacznie ułatwić przejście próby. Wizje przyszłości, których się obawiamy są znacznie bardziej bolesne.- skomentował Asaha. Yoh powoli usiadł na piasku wpatrując się w morskie fale.

-Myślę, że właśnie dlatego to zrobiłeś.- tymi słowami, skupił na sobie zainteresowanie starszego. -Nie wiem kiedy dokładnie powstała pieczęć, zaklęcie odstraszające i zmienione zostały próby, ale jeśli zrobiłeś to po wizji zniszczenia świata, przez którą według moich przodków straciłeś zmysły, to pewnie przez świadomość, jak silny wpływ mogą mieć takie wizje, zmieniłeś próbę. Nie zdziwiłbym się gdyby namówił cię do tego Matamune.- wyjaśnił, zerkając na twarz starszego. Widział ten ciepły uśmiech na jego twarzy. On jeszcze nie wiedział co Matamune zrobił.

-Pewnie tak. - jego ton głosu nagle stał się nieco smutny, a uśmiech zniknął i wzrok pognał na fale. Dopiero wtedy Yoh przypomniał sobie o umiejętności czytania w myślach. 

-Ja.. Przepraszam, nie wiedziałeś, że...-

-Musiał mieć swoje powody.- Asaha przerwał, a zaraz ustawił się w stronę wody. -Czego się nauczyłeś z tej próby?- spytał, zmieniając temat, choć Yoh wyraźnie widział, że zdrada Matamune bardzo go zabolała.

-Woda to bardzo emocjonalny żywioł. Nie bez powodu miała taką próbę.-

-To prawda. Dlatego żeglarze nadają wodzie żeńskie cechy, stąd też pochodzenie słów, że serce kobiety to ocean tajemnic, ale również ocean emocji. Smutek zwierząt, w tym ludzi przejawia się łzami, wodą. Wiesz pewnie jak to jest, gdy się wypłaczesz, nagle czujesz się lepiej. Woda, którą są twoje łzy, przechowuje twoje wspomnienia i emocje. Oceany, morza, rzeki i jeziora są zdradliwe i podstępne, takie cechy niektórzy niegdyś przepisywano kobietom, które urokiem wkradały się w męskie serca, gdy tak naprawdę miały w tym swoje cele. Ocean wydaje się być taki niewinny przed uderzeniem tsunami, prawda? - gdy to powiedział, woda całkowicie się uspokoiła i zaczęła wycofywać. Wyglądało to, jakby ktoś dosłownie pogłaskał powierzchnię uspokajająco. A po chwili na horyzoncie pojawiła gigantyczna fala.

-Woda i ogień to żywioły, przy których najbardziej musisz uważać, jeśli chodzi o twoje emocje. Są swoim przeciwieństwem. O ogniu porozmawiamy w kolejnej księdze, ale woda reprezentuje smutek, ból i cierpienie.-

-To dlatego na pogrzebach tak często pada deszcz.- powiedział cicho Yoh.

-Tak, choć tylko prawdziwy żal wielu osób o silnych przekonaniach potrafi wywołać deszcz. Niestety, nie każdy chowa bliskiego z prawdziwym żalem, lub jest jedyną osobą, która żałuje.- 

-Jurete powiedziała, że woda ma pamięć, zastanawiam się dlaczego w takim razie oryginalnym testem były wizje przyszłości.-

-Nie chodziło o zrozumienie żywiołu od tej strony, choć jest to wartościowa informacja, której miałeś nauczyć się dopiero ode mnie. Oryginalnie chodziło tylko o wykorzystanie reprezentację wody wśród ludzkich narządów, czyli mózg. Chodziło o wizje. Chociaż faktycznie wspomnienia, które zachowała i ukazała, choć nie były twoje, mają większy sens. Wcześniej jednak wolałem mieć pewność, że próby nie przejdzie osoba, która nie potrafi zapanować nad strachem, czy bólem.- gigantyczna fala opadła zanim sięgnęła brzegu.

-Nie przeszedłem tej próby, bo potrafiłem nad sobą zapanować.- 

-Wiem, dobrze się stało, sięgnąłeś do umiejętności związanych z powietrzem. Gdyby nie to, zginąłbyś i tego się obawiałem. Cieszę się, że udało ci się zdobyć szacunek żywiołów. A powietrze bardzo do ciebie pasuje. Najbardziej ze wszystkich żywiołów.- stwierdził, a Yoh podniósł się z ziemi.

-Ja też czuje największą więź z powietrzem. Może powinienem go wybrać na taki swój główny żywioł. Ty głównie korzystałeś z ognia, ja mógłbym z powietrza.- słuchawkowy zaśmiał się na swój własny komentarz, zamykając przy tym oczy, nie dostrzegając krótkiej nuty niepokoju wypisanej na twarzy Asahy wywołany wspomnieniem o ogniu, jako najczęściej używanym żywiole.

-Z początku również najczęściej korzystałem z powietrza.- odpowiedział już spokojnie. Yoh otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko. -Zmiana próby na taką, która wyjawiła już największy sekret wody sprawiła, że nie mam ci już nic więcej do przekazania. Jestem pewien, że niedługo zobaczymy się w Księdze Ognia. - uśmiechnął się w stronę dalekiego potomka, choć wyraźnie wymagająco. Yoh skinął głową.

-Na pewno. Choć chyba powinienem trochę poćwiczyć współpracę z wodą, zanim zabiorę się do próby.-

-Nie będzie to konieczne. Choć praktyka czyni mistrza, ale nie musisz na to marnować czasu, nie sądzę by ta próba została zmieniona.-

-Rozumiem, dziękuję.- odparł ciepło i ruszył w stronę wyjścia. Był dumny z siebie, bo widział rosnącą w nim sympatię i zaufanie. Skoro był w stanie go sobie zjednać, to może prawdziwy Hao też kiedyś go zaakceptuje. Wciąż lepiej czuł się w tym wymiarze, niezbyt chciał wracać do swojego, a świadomość, że trening powoli dobiegał końca niepokojąco bolał. Yoh poznając lepiej Hao z przeszłości zaczynał coraz bardziej żałować tego, co zrobił, ale też bliźniacza więź, która mimo wszystko między nimi była, rosła w siłę, a tym samym pojawiała się tęsknota.


Gdy tylko opuścił portal, czekała na niego Anna, a przy niej stały...

-Shikigami Hao?! Ale... jak to?- spytał zaskoczony, gdy korale opadły.

-Hao opisał w Cho-Senjiryakketsu nie tylko sposób na okiełznanie ich, ale też jak ich przywołać. Przydadzą się, jeśli znowu będziesz próbował wejść uszkodzony do Księgi, jak przy ostatnich dwóch.- stwierdziła chłodno. -Wracaj już, ja muszę coś jeszcze sprawdzić w tej księdze.-

-Nie chcesz żebym ci pomógł?-dopytywał zaskoczony.

-Poradzę sobie, idź.- jej głos znowu nie znosił sprzeciwu. Yoh wolał więc nie pyskować i szybko opuścił świątynię, stwierdzając, że to dobry moment, by poćwiczyć jedność z poznanymi żywiołami.

A wzrok blondyki padł na oryginalną księgę, na Senjiryakketsu.

-Zenki. Podnieś księgę.- powiedziała i choć przeszył ją okrutny strach, nie było już odwrotu. Zenki nie czuł strachu, był Shikigami i musiał być jej posłuszny. Yoh mówił, że to oni mieli strzec tę księgę, ale zostali przeniesieni na jej nową wersję. Zenki ruszył na Senjiryakketsu i bez najmniejszego problemu, podniósł ją. Nagle Annę oślepiło jasne światło, a gdy zniknęło, w miejscu Shikigami stał Asakura Hao z pierwszego życia, tak jak z Amidamaru, przejmując duchową energię jej stróża, by utworzyć swoją postać.

-No, no. Jestem pod wrażeniem.- skomentował, uśmiechając się lekko złośliwe.

======================

No i jest! Szczerze mówiąc, nie miałam zbytnio pomysłu na wodę, ale coś tam mi się udało wyskrobać. Bardziej się nie mogę doczekać konfrontacji między Anną, a strażnikiem pieczęci, czyli dawnym Hao. Miało być w tej notce, ale stwierdziłam, że zrobię tu jednak przerwę. 

Świadomie zmieniłam nieco historię z mangi, tutaj Matamune towarzyszył Hao jeszcze zanim zmienił imię, chciałam żeby u przewodnika księgi pojawiły się emocje, gdy wyczyta z myśli Yoh o zdradzie przyjaciela. W Shaman King 0 Hao był chyba jeszcze nastolatkiem, gdy cesarz zmienił mu imię, natomiast w tym opowiadaniu Hao robi to sam i znacznie później. 

Teraz notki mogą pojawiać się częściej. Urlop <3

Co do komentarzy anonimowych, z tego co patrzyłam w ustawieniach, to można komentować anonimowo.. Ale jeszcze popatrzę, mam nadzieję, że uda mi się znaleźć przyczynę, dzięki za info Villemo! EDIT: W teorii mam ustawione, że można dodawać anonimowe komentarze, ale jak sama próbowałam sobie zostawić z karty incognito to też nie zadziałało...

sobota, 15 sierpnia 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Skaza

-Doskonale. Wszystko idzie zgodnie z planem. W ranę wdało się zakażenie. Teraz to tylko kwestia czasu.-


Zaalarmowani przez Amidamaru Yohmei, Keiko i Anna pojawili się w świątyni w mgnieniu oka. 

-Yoh!- matka podbiegła do nieprzytomnego syna. Uklękła przy nim i przekręciła na plecy opierając jego głowę o swoje kolana. -Jest rozpalony.- powiedziała, kładąc dłoń na jego czole. Anna zacisnęła dłoń na koralach, a wzrok Yohmei skierował się na leżącą na podłodze Księgę Wody. Wystarczyło jedynie pomyśleć o podniesieniu jej, a jego umysł już opanował niewyjaśniony strach, tak silny jakby właśnie działo się coś, czego obawia się najbardziej. To najwyraźniej musiał być wpływ zaklęcia, o którym wspominał Yoh. Mimo to, najstarszy z rodu zrobił kilka kroków w stronę dzieła przodka, a z każdym kolejnym strach rósł w siłę. Starając się mu przeciwstawić, zbliżał się coraz bardziej, a wtedy książka zaczęła się trząść ostrzegawczo. -Ojcze? Musimy go zabrać do domu.- odezwałą się Keiko, nie zauważając działania starszego. Anna natomiast przyglądała się temu z niepokojem, na szczęście głos córki uzmysłowił Yohmei, że wyciągnięcie dłoni do Księgi jest bezsensowne. Yoh był już silniejszy od niego, a i jemu te Księgi sprawiają ogromną trudność. Kiwnął jedynie głową i z pomocą swoich Shikigami zabrał wnuka z powrotem do domu. Po przebraniu go i osuszeniu jego włosów ręcznikiem zostawili go, by spokojnie przespał ile będzie potrzebował, pozostawiając Amidamaru na straży.

A potrzebował długiego snu. Minęła już reszta dnia, noc i pół kolejnego.


-Zupełnie jak tego demona, mnie również stworzyło czyjeś zaklęcie.- Yoh spojrzał na Matamune. -Jednakże, gdy tylko zaklęcie zostanie przełamane, nie będę mógł powrócić do swej fizycznej formy.-

-To....To niesprawiedliwe!- jego własny, dziecięcy krzyk wypełnił wnętrze pojazdu, w którym znajdował się wraz z nekomatą. -Dopiero się poznaliśmy... I już... musimy się rozdzielić? Czy nie ma innej drogi...?- płaczliwym tonem odtrącał od siebie przygnębiającą rzeczywistość.

-Wsłuchaj się w to, co mówi ci twoje serce. Ja również miałem kiedyś kogoś, kogo chciałem chronić za wszelką cenę. Ale straciłem wiarę w tę osobę. Żyłem tysiąc lat w żalu i wyrzutach sumienia. A teraz historia mroku w ludzkich sercach powtarza się. Ludzkość otaczają wojny, przyciąga ich smutek i ziemskie potrzeby, które są ulotne. A to wszystko dlatego, że ludzie nie ufają sobie nawzajem. Nieważne jak bardzo ktoś został zniszczony od środka, jeśli tylko mają kogoś, komu mogą zaufać. Ponieważ nie ma nic wspanialszego, niż wiara w kogoś. To się nazywa miłość. Nie chodziło o to, czy ta osoba była zła, czy dobra. A o to, że to ja, przestałem w niego wierzyć... To prawdziwa ciemność w ludzkim sercu.- słowa te rozchodziły się niczym echo, dudniące w umyśle Yoh. Zamknął oczy, ale nawet gdy je otworzył, widział już tylko ciemność. 

Rozejrzał się, kilkakrotnie zawołał Matamune, lecz nikt mu nie odpowiadał. Dopiero po chwili usłyszał czyjś śpiew.

"Minąć musiało lat tysiąc.
Od przejmującej samotności w końcu mogę odpocząć.
Nawet jeśli nie na zawsze.
Nawet jeśli nie na zawsze.

To wątłe serce.
Ten ciężki mur, w końcu mogę go zburzyć.
Nawet jeśli nie ma grobowca.
Nawet jeśli nie ma grobowca.

Wśród ludzi żyłem, a jednak wciąż czuję ten smutek.
Każdy nowy rok starałem się szczęściem przywitać.
Miłość to spotkanie.
Miłość to rozstanie.
To przezroczysty kawałek tkaniny.
W Osorezan spotkamy się ponownie.
Żegnaj, Osorezan."

Yoh rozpoznał w tej pieśni fragment poematu, który pozostawił mu Matamune. Łzy ponownie popłynęły po jego policzkach.

-Yoh-sama. Nie wolno ci się poddać, musisz chronić tę dziewczynę, tak jak ja nie byłem w stanie ochronić swojego pana. Nigdy nie przestanę czuć do siebie wstrętu i obrzydzenia, że skreśliłem go tak, jak inni. Dolewając jedynie oliwy do ognia. Nigdy nie przestanę żałować, że dwukrotnie podniosłem na niego swoje ostrze.-


-Matamune!!- Yoh poderwał się do siadu, a po jego policzkach znów ciekły łzy. Szaman nawet nie zauważył, że podnosząc się przeniknął przez Amidamaru, który od dobrych kilku minut próbował obudzić chłopaka. Samurai ponownie zmaterializował się przed swoim przyjacielem, wpatrując się w niego zmartwiony.

-Yoh-dono, w końcu się obudziłeś.- zaczął, patrząc jak szatyn rozgląda się zdezorientowany najpierw po pomieszczeniu, a potem po sobie. -Straciłeś przytomność zaraz po powrocie z próby. Spałeś półtora dnia.- wyjaśnił duch.

Yoh natychmiast przypomniał sobie te wszystkie okropności, których był świadkiem, ale również wyjaśnienia dotyczące Hao i dowód na to, że nie był całkowicie przesiąknięty złem. Zacisnął dłonie na pościeli, a jego ciało znów zaczęło drżeć.

-Nie udało ci się przejść próby?- spytał ostrożnie jego stróż. Szaman pokręcił głową.

-Przeszedłem. Mogę wejść do Księgi Wody. Ale jestem głodny.. Chyba czas zejść na dół i w końcu coś zjeść, mój żołądek rozpacza.- chłopak spróbował się uśmiechnąć do samuraja i powoli zaczął podnosić się z łóżka.

Z pomocą samuraja dotarł w końcu do kuchni, gdzie, chwalić Wielkiego Ducha, akurat krzątała się Keiko.

-Yoh, kochanie! W końcu się obudziłeś. Jak się czujesz?- spytała troskliwie kładąc dłoń na czole syna. -Wciąż masz podwyższoną temperaturę, siadaj, zaraz podam ci gorącej zupy.- powiedziała, szybko wracając do garnka, w której akurat gotowała się pięknie pachnąca zupa z kurczaka. 


Kilka minut później dołączyła do nich reszta rodziny oraz Anna i Tamao. Blondynka starała się za wszelką cenę uchwycić wzrok narzeczonego, lecz ten zręcznie go omijał. Właściwie to przeważnie wpatrywał się w swoje dłonie. Rodzina najwyraźniej bała się poruszać ten temat, więc w końcu ona to zrobiła.

-Przeszedłeś chociaż tę próbę?- spytała. Wzrok Tamao utkwił w szatynie, Keiko zdrętwiała i delikatnie odwróciła głowę, by kątem oka spojrzeć na syna, Kino upiła kilka łyków ciepłego naparu, a Yohmei udawał niezainteresowanego. Czegoś się obawiał, ale sam nie wiedział czego, może to wciąż był wpływ próby podejścia do Księgi? 

-Tak.- Yoh jednak nie był zbyt rozmowny. Keiko chcąc bronić syna przed wyraźnie bolesną opowieścią przyśpieszyła podanie obiadu do stołu.

Konsumpcja posiłku minęła im w ciszy. Yoh nie miał sił, by opowiedzieć rodzinie wszystko, czego doświadczył i czego dowiedział się o swoim bracie. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedział, czy chce się tym dzielić. Nie po tym, jak był świadkiem wydania na niego i Hao wyroku śmierci jeszcze przed ich narodzinami. Nie podobała mu się ta hipokryzja, wtedy byli gotowi zabić niemowlęta, w tym jedno niewinne. Teraz, gdy jedno z nich próbowało poznać drugie, stawało wbrew przeciwnościom losu, by naprawić błędy przodków i najbliższej rodziny, widmo śmierci nagle było złe. Do głowy przychodziło mu, że to wcale nie chodziło o jego dobro, a o utrzymanie wizerunku Hao. No bo jakie mogło być inne wyjaśnienie. Co oni sobie właściwie myśleli? Czy ich troska była prawdziwa? 

Nie, Yoh nie mógł w ten sposób myśleć, to nie mogło być tak. Po prostu zrozumieli swój błąd i chcieli chronić jedynego syna i wnuka, który im pozostał. 

Szkoda, że nie przyszło im to do głowy, zanim rozpoczęli trening mordercy, pod przykrywką udziału w śmiertelnie niebezpiecznym Turnieju. 

W jego głowie trwała walka, walka pomiędzy wiarą w to, że rodzina chciała dobrze, a tym, że myśleli jedynie o interesach najpotężniejszego klanu w Japonii, a może nawet i na świecie, choć to nie Asakura został Królem Szamanów w dwóch ostatnich Turniejach. 

Yoh potrząsnął głową gwałtownie, starając się przepędzić przygnębiające myśli, przyciągając tym samym zdezorientowane spojrzenia rodziny. Szybko postanowił zacząć jakikolwiek temat.

-Babciu, czy wiedziałaś kim był Matamune?- spytał Yoh w końcu i podniósł wzrok na najstarszą. Ta przez chwilę milczała, popijając spokojnie herbatę. Staruszka nie była pewna, dlaczego Yoh zadał to pytanie, ale w jego głosie słyszała jedynie ciekawość, nie było w tym podstępu. Zastanawiała się, czym mądrym było mówienie teraz Yoh prawdy. Jak zareagowałby wiedząc, że rodzina zdawała sobie sprawę z tego, że Matamune pod koniec swojego pośmiertnego życia widział szansę dla swojego dawnego pana. A Yoh chciał jedynie podzielić się tym, czego dowiedział się podczas próby.

-Wiem tylko, że służył klanowi przez tysiąc lat. Współpracował z naszymi przodkami przy pokonaniu Hao.- odpowiedziała omijając najważniejszą część prawdy. 

"Kłamstwo." Ledwo słyszalny szept rozległ się dosłownie w uchu słuchawkowego. Yoh zamrugał zaskoczony. "Kłamie. Wiedziała wszystko." Rozległ się ponownie szept, tym razem bardziej przypominał on delikatny podmuch wiatru. Yoh spojrzał na resztę, ale wyglądało na to, że tylko on to słyszał. Przypomniał sobie słowa Asahy, powietrze potrafiło przenikać umysł i przekazywać mu myśli innych, a żywioły stawały się powoli częścią młodego szamana. On potrzebował znać prawdę, a więc usłyszał poszlakę.

-Dlaczego mnie okłamujesz?- spytał beznamiętnym głosem. 

Yohmei zatrzymał łyżeczkę, którą właśnie mieszał herbatę i spojrzał zaskoczony na swoją małżonkę. On też znał historię Matamune, może nie tak dobrze, jak ona, ale wiedział, że Kino pominęła prawdę, jednak nikt nie spodziewał się, że Yoh może spodziewać się kłamstwa.

"Wiedziała, że Matamune został stworzony przez Hao, wiedziała też, że żałował tego co zrobił i liczył, że nabierzesz doświadczenia w obronie Anny, stając się jedynym, który ocali duszę twojego brata." Szept wyjawił już całą prawdę. Yoh zacisnął dłonie w pięści.

-Jak możecie wciąż to robić? Po tym wszystkim co przeszła nasza rodzina, Hao, Matamune... Matamune by tego nie chciał, chciał żebym go uratował. Dlaczego teraz, wy wciąż mnie okłamujecie?- głos Yoh był pełen wyrzutów, żalu, był też zawód.

-Yoh...- zaczęła Keiko.

-Nie, mam dość. Nie można na was polegać, nie można wam ufać. Nie jesteście ani trochę lepsi od naszych przodków. Dlaczego wy to robicie? On był twoim synem!- przy ostatnim spojrzał gniewnie na matkę. Kobieta zasłoniła usta, a w jej oczach malowało się ogromne poczucie winy, choć teraz w ogóle nie miała pojęcia o co chodzi, ona nie znała przeszłości Matamune.

-Uspokój się Yoh, twoja matka nic nie wiedziała.- wtrącił Yohmei.

-A więc przed nią też to ukrywaliście? Nie chcieliście żeby stanęła po mojej stronie, gdy zdecyduję nie zabijać brata? Jeśli się dowie, że Matamune żałował i już wiedział czego zabrakło, by ocalić jego pana, pana którym był Hao!- Yoh zmarszczył brwi, mrużąc przy tym oczy. Nawet Anna wpatrywała się w niego z miną, której nigdy wcześniej nie dało się u niej dostrzec. Choć Hao często miewał ten wyluzowany wyraz twarzy, bliźniaków wciąż można było łatwo rozpoznać po samym spojrzeniu. Yoh był spokojny, uśmiechnięty i wyluzowany, a Hao pewny siebie, raz spoglądając na kogoś z pogardą, ale czasem też z gniewem. To spojrzenie, pełne gniewu... Yoh wyglądał teraz dokładnie tak, jak wyglądał Hao podczas walki w Sanktuarium Gwiazdy. Przemawiał przez nich ten sam zawód i ból, podobna nienawiść. 

Słuchawkowy szaman zacisnął dłonie w pięści i spuścił głowę, po czym wybiegł z domu.

-Synku!- zawołała Keiko, chciała za nim ruszyć, ale powstrzymał ją Yohmei. Anna przeniosła wzrok z drzwi, za którymi zniknął jej narzeczony na swoją mentorkę.

-Czy Yoh mówił prawdę, czy jest to jakaś sztuczka Hao?- spytała. Zwykle nie miałaby odwagi użyć tak niezadowolonego tonu w kierunku Kino, ale tym razem miała ku temu bardzo dobre powody.

-Tak. Yoh mówił prawdę.- odpowiedział Yohmei, gdy jego córka w końcu usiadła i schowała twarz w dłoniach. Anna westchnęła ciężko i pokręciła głową z niedowierzaniem. 

-Nie chcieliśmy ryzykować. Yoh miał zbyt dobre serce, baliśmy się, że jeżeli postanowi dać Hao szansę, on go wykorzysta i przeciągnie na swoją stronę. Za każdym razem, gdy Hao się odradza, jest silniejszy. Już teraz byłby niepokonany, gdyby nie to, że część jego mocy posiada Yoh. Gdybyśmy stracili tak silnego sprzymierzeńca, nic by nie powstrzymało już Hao.- wyjaśniła Kino.

-Sprzymierzeńca?- powtórzyła Anna. -On jest chłopcem. Żywym, mającym uczucia. Jest waszym wnukiem i synem. A nie obcym, który postanawia się do was przyłączyć. Zasługiwał na prawdę, już dawno, o bracie, o przeszłości i o Matamune.- skomentowała chłodno.

-Moja droga Anno, podejmowane przez nas decyzje były kierowane dobrem świata, ale też i samego Yoh. Wiele się wydarzyło na przestrzeni 1000 lat i nie mogliśmy ryzykować. A co do Matamune, Yoh nigdy nie pytał, więc nie było powodu by zaprzątać mu tym głowę, skoro sam Hao nic nie powiedział.- Kino również użyła mrożącego krew w żyłach tonu. Do tej pory milcząca Tamao, w końcu zdobyła się na odwagę i zabrała głos, choć ten bardzo jej drżał.

-Teraz zapytał...-

-I został okłamany.- kontynuowała za nią Anna. - Idę go odnaleźć.- powiedziała i wyszła z pomieszczenia, Tamao już miała za nią iść, gdy zatrzymał ją Yohmei.

-Zostań, dziecko. Niech Anna sama z nim porozmawia.- westchnął cicho, trzymając dłoń na ramieniu Keiko.

-Tak jest... mistrzu...- odpowiedziała z wahaniem, wpatrując się w matkę bliźniaków.

-Co myśmy zrobili...- załkała kobieta we własne dłonie.


Anna nie miała pojęcia, gdzie może szukać Yoh. Zaczęła jednak od świątyni, choć wiedziała, że szaman nie wejdzie samodzielnie do księgi. Jednak raczej nie spodziewała się jego obecności w takim celu. Yoh był poważnie osłabiony, w dodatku wciąż miał gorączkę, na pewno nie byłby na tyle głupi, by chcieć wejść do księgi lub podjąć się próby ognia. I nie myliła się, nie był, ale również nie było go w świątyni Hao. Wzrok blondynki na krótko padł na wciąż leżącą na ziemi Księgę Wody. Nikt nie miał odwagi, by odłożyć ją na miejsce. Nawet teraz, Anna nie była w stanie nawet pomyśleć o podniesieniu jej. Żałowała, że Hao odebrał jej Shikigami, Yoh wspominał, że księgi chroni pieczęć, może gdyby rozkazała Shikigami podnieść jedną z nich, udałoby się jej porozmawiać ze strażnikiem. Właściwie, mogłaby spróbować sama przywołać Shikigami. Znała przecież odpowiednią technikę i z jakiegoś powodu nigdy nie przyszło jej do głowy, by sprowadzić ponownie Zenki i Goki. 

To jednak nie był czas na takie rozważania. Musiała odnaleźć Yoh. Opuściła szybko świątynię i westchnęła ciężko nim skupiła swoją energię. Po chwili przed nią unosił się mały, liściasty duszek.

-Zaprowadź mnie do Yoh.- rozkazała mu, a maluch natychmiast zawrócił i skierował się w stronę cmentarza. Blondynka bez wahania podążyła za nim. Rozglądała się między nagrobkami, odsuwając gałęzie, które stały jej na drodze, gdy zapuszczali się coraz bardziej w zarośniętą część, co gorsza pod górkę. W końcu dostrzegła pierwsze ślady potencjalnej obecności Yoh. Wystarczyło jedno spojrzenie na kamień z symbolem gwiazdy Wuxing, by wiedzieć, że jej narzeczony przesiadywał w miejscu pochówku swojego przodka, pierwotnego Hao. 

Tak też było. Yoh siedział na kamieniu przed grobem. Anna rozejrzała się po okolicy uważnie, wokół miejsce było zaniedbane, zarośnięte i zapomniane, nawet brama wejściowa była uszkodzona, ale sam nagrobek wyglądał jak nowy, a przynajmniej niedawno bardzo odświeżony. 

-Ty to zrobiłeś?- spytała, a on skinął głową bez patrzenia na nią.

-A raczej samo się zrobiło. W końcu to wszystko to ziemia.- odpowiedział, spoglądając na blondynkę z lekkim uśmiechem, a po chwili znów spojrzał na mech przed sobą. -Będziesz mnie pouczać?- spytał. Medium prychnęła złowrogo i usiadła koło szatyna, podtrzymując swoją sukienkę od dołu na udach.

-Udam, że nie zabrzmiało to bezczelnie. Nie, limit pouczania wykorzystali twoi dziadkowie.- odparła spokojnie. Yoh zerknął na nią z niemałym zaskoczeniem, ale również z wdzięcznością. -Wiesz, wciąż mam wątpliwości, co do tego treningu z księgami Hao, nie podoba mi się to, jak cierpisz. Ale nawet teraz, w takich chwilach oni byli w stanie podjąć kolejną próbę okłamania cię. Obok takich rzeczy nie przechodzi się obojętnie, wygląda na to, że te księgi to naprawdę jedyna droga by poznać Hao.- przyznała, choć sama nie była do końca zadowolona z tego pomysłu. 

-Dziękuję.- powiedział krótko i obdarował blondynkę szczerym uśmiechem, od którego jej serce delikatnie przyspieszyło. Odwróciła więc głowę, zamykając przy tym oczy, by ukryć swoje emocje.

-Nie myśl, że pozwolę ci tam iść dzisiaj. Masz gorączkę i jesteś przemęczony, wiem, że to tylko Księga, a nie kolejna próba, ale wolę nie ryzykować, że coś ci się tam stanie.- zmieniła szybko temat. Słuchawkowy kiwnął głową, przyglądając się dziewczynie z wdzięcznością. -Jeszcze jedno, nie bądź zbyt oschły wobec swojej matki. Skoro również nic nie wiedziała, nie zawiniła.- dodała.

-Nie mam zamiaru. Ona też dużo wycierpiała.- odpowiedział spokojnie, po czym przeniósł wzrok na trawnik. Położył na nim dłoń, a po chwili wyrosła niewielka stokrotka. Zerwał ją i ostrożnie położył na kolanie blondynki. Gdy w końcu zwróciła uwagę na kwiatek, a w końcu przeniosła wzrok na szatyna, ten uśmiechnął się do niej szczerze.

-W trakcie próby, ujrzałem wspomnienia stu najboleśniejszych wydarzeń. W tym twoje porzucenie.- powiedział cicho. Spojrzenie blondynki natychmiast się zmieniło. Chwyciła kwiatek w jedną dłoń i to na nim się skupiła. -Twoja mama chciała cię chronić. Nie chciała żeby coś ci się stało, a nie chciałaś jej zostawić, więc cię przepłoszyła. Kochała cię.- powiedział spokojnym tonem. 

Nie wiedział, jak wielkie znaczenie miały dla Anny te słowa, zawsze myślała, że oboje rodzice jej nienawidzili i się jej bali. Przyłożyła stokrotkę do serca, zamykając przy tym oczy i delikatnie się uśmiechnęła. Yoh wiedział, że to było podziękowanie. Jej obecność sprawiła, że obolałe i zranione serce, otrzymało czuły okład. Otwarta w nim rana przestała krwawić.

Ale skaza pozostała. A zakażenie było już nie do uleczenia.

==============

No i w końcu jest. Przyznam, że bardzo się boję tych rozdziałów, są one bardzo wymagające ze względu na przeżycia Yoh i ich wpływ na niego. Poza tym, mam dobrą wiadomość! Pozostały tylko dwa tygodnie do mojego urlopu, czyli tylko jedna część opowiadania zanim notki będą pojawiały się częściej! W przyszłym tygodniu nie wiem, czy napisze rozdział do tego opowiadania, czy do Innej Drogi. Będzie dostępna BETA do gry Avengers i już się zapisałam na testowanie, więc zależy ile mi się zejdzie na graniu XD Im dłużej, tym większa szansa, że pojawi się Inna Droga. Tamto opowiadanie jest mniej bolesne. 

Ah no i jak widać, tutaj też Matamune odgrywa dużą rolę, ja nic nie poradzę, że mam pretensję do anime o pominięcie jego wątku. W mandze to mój ulubiony wątek. 

Poraz kolejny przepraszam za błędy, słońce dotarło do mojego pokoju i muszę uciekać do salonu zanim się ugotuję... 

sobota, 8 sierpnia 2020

Shaman King; Inna Droga: Uniżony sługa klanu Asakura

Cóż, słów mądrości oczywiście zabrakło. Horo Horo wyszczerzył się w stronę Chocolove, a ten westchnął ciężko. Najwyraźniej przegra ich mały zakład. Do końca Turnieju nie zostało już wiele, a Goldva do tej pory nie zjawiła się przygotowana do wielkich przemów. Horo Horo nieustannie twierdził, że wszystkie przemowy przewodniczącej Rady skupią się na wyładowywaniu złości na sędziego, który akurat byłby odpowiedzialny za karteczki ze ściągami, a Chocolove, że chociaż raz musi jej się udać. Tym razem Talim zapomniał. Najpierw myślał, że już je zabrał, a później, że sprawdził, czy na pewno je ma. A nie miał.

-No trudno, innym razem...- stwierdziła Goldva.

-Taa, jasne..- niebieskowłosy trącił amerykanina łokciem, a ten przewalił oczami.

-Przejdźmy do rzeczy. Czas rozpocząć trzecią rundę Turnieju! Ostatnią przed ćwierćfinałami! W tej rundzie również będziecie walczyli trójkami. A teraz, różnice. Drużyny nie będą ustalone z góry. Przed każdą walką szamani otrzymają informacje o czasie i miejscu, ale też o dwóch osobach, z którymi wspólnie stawią czoła przeciwnikowi, ale tego poznacie dopiero na arenie. W tych walkach nie wygrywacie drużynowo, a osobiście. Szamani tracący furyoku w trakcie walki, kończą swoją przygodę w Turnieju. Jednak musicie pamiętać, że wciąż liczy się tu współpraca, a niedozwolonym jest atak na zawodnika ze swojej drużyny. Powiadomienia będą przychodziły wieczorami, następny dzień możecie przeznaczyć na omówienie strategii walki ze swoją drużyną, a kolejnego odbędzie się starcie. Wam pozostawiamy wybór czy zdecydujecie się na współpracę, walkę w pojedynkę czy solowe popisy. Pierwsze walki zostaną ogłoszone jutro. I jeszcze jedno, możecie próbować marnować czas na poszukiwanie swoich przeciwników, lecz radziłabym poświęcić go na współpracę ze swoją drużyną. To tyle. Możecie się rozejść.- 


Nikt już nie pamiętał o wydarzeniu sprzed ogłoszenia kolejnej rundy turnieju. Szamani opuszczali arenę podekscytowani, żywo rozprawiając o nadchodzących walkach i snując różne scenariusze. Raczej nikt nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że mogliby walczyć przeciw Hao lub w drużynie z nim, choć z dwojga złego, lepiej byłoby z nim, zgodnie z zasadami rundy, niedozwolone były ataki wewnątrz drużyny. Natomiast były takie osoby, które już planowały brutalną zemstę na którymś z popleczników Hao oddzielonym od swoich kolesi.

Nawet wesoła gromadka przemieszczająca się na czele z blond medium była podekscytowana, choć nie każdemu ten rodzaj walki przypadał do gustu.

-Co, boisz się, że ktoś zbierze wszystkie laury z wygranej, krótkomajtku?- zaśmiał się Horo Horo w odpowiedzi na niezadowoloną minę Rena.

-Chciałbyś!- zaczął Ren i kłótnia rozwinęła się na dobre. Yoh przyglądał się temu z szerokim uśmiechem, chichocząc pod nosem.

-Hao-sama, a co jeżeli Opacho zostanie odseparowana?- usłyszał dziecięcy, przerażony głosik. Uśmiech natychmiast zniknął z twarzy szatyna i skierował wzrok w stronę, z której padły słowa. Opacho trzymała się peleryny Hao, ściskając dłoń w piąstkę i wpatrywała się w górę z wyraźnym strachem. Yoh podążył za jej spojrzeniem, na swojego bliźniaka. Wyraz jego twarzy był... dosłownie pusty. Można wręcz odnieść wrażenie, że w ogóle go to nie ruszało, ale fakt, że nie było tego pewnego siebie błysku w oczach sprawił, że Yoh był w stanie wyczytać z niej... troskę? Niepokój? Coś zdecydowanie go dręczyło i słuchawkowy dałby sobie rękę, a nawet głowę uciąć, że chodziło właśnie o Opacho. Yoh zdziwiło, że Hao w ogóle nie reagował na jego myśli, tak jak reagował wcześniej. Starszy w ogóle nie zwracał na nikogo uwagi, a gdy w końcu odsunął się od tłumu wraz ze swoimi poplecznikami, po prostu zniknął w płomieniach.

-Yoh-kun, wszystko w porządku?- spytał Manta, wpatrując się w przyjaciela i tym samym odwracając jego uwagę od pustego miejsca, gdzie przed chwilą stał ognisty szaman.

-Taaak, chodźmy coś zjeść.- odparł, klaszcząc przy tym raz w ręce. 


Kolejna runda, kolejna dieta. Yoh i Horo Horo rozpaczali nad miską ryżu z warzywami obserwując jak Chocolove i Ryu zajadają się pysznymi specjałami knajpy Karima, a Ren spokojnie kończy kaczkę po pekińsku z ryżem. Brak z góry ustalonych drużyn sprawił, że zarówno Anna, jak i Pirika nie naciskały na innych, prócz ich chłopców. 

-Ciekawi mnie kto będzie moim pierwszym sprzymierzeńcem i przeciwnikiem. Dlaczego będą ogłaszać dopiero jutro, tak bardzo nie mogę się doczekać!!!- zawołał Horo Horo niemalże rzucając pałeczkami po skończonym posiłku.

-Prawdę mówiąc, wszyscy są bardzo podekscytowani, włącznie z radą.- powiedział Silva, stawiając przed Anną lemoniadę.

-Co masz na myśli, Silva?- łzy Yoh przestały płynąć w ryż, a on sam zwrócił się w stronę strażnika.

-To pierwszy raz, gdy Trzecia Runda wygląda inaczej. Zasady przyszły od Króla Duchów kilka dni temu. Możliwe, że incydent z Bramą Babilonu doprowadził do decyzji w sprawie nowej wersji tej rundy. W poprzednich Turniejach, szamani faktycznie nie znali swoich przeciwników i przechodzili tylko ci, którym zostało furyoku, ale skład drużyn był wybierany samodzielnie przez zawodników.- wyjaśnił długowłosy, zbierając puste naczynia ze stolików szamanów.

-Królowi Duchów zebrało się na integrację.- skwitował Ren.

-Wydaje mi się raczej, że Król Duchów chce przypomnieć, po co tu wszyscy jesteśmy. Nie po to żeby się nawzajem niszczyć, a żeby wybrać najsilniejszego i najmądrzejszego z nas, który będzie w stanie uratować planetę.- wtrącił Yoh. Silva uśmiechnął się do siebie, słysząc te słowa. W jego oczach wciąż Yoh był najlepszym kandydatem na koronę szamana. Nie mógł tego jednak wypowiedzieć na głos, ale miał nadzieję, że kiedyś mu pogratuluje i wtedy przyzna, że od początku to w nim widział.

-A właśnie Silva, widziałeś gdzieś mojego ojca?- spytał nagle Yoh, przypominając sobie, że koniecznie musi go o coś zapytać. Nim sędzia zdążył się odezwać, Mikihisa zawisł głową w dół z sufitu, powodując, że Yoh aż przewrócił się z krzesłem do tyłu, przyciągając tym samym pełne politowania spojrzenie blondynki.

-Dziwna rodzina...- wymamrotał Chocolove.

-Asakurowie. Tam chyba nikt nie jest normalny. To chyba dlatego Ren dobrze dogaduje się z Yoh, ciągnie swój do swego.- zaśmiał się niebieskowłosy. I kolejna kłótnia.

-O co chodzi, Yoh?- spytał Mikihisa, ignorując zamieszanie tuż obok niego. Słuchawkowy podniósł się z ziemi i położył dłoń na pazurach przyczepionych do naszyjnika.

-Czy wiesz kim dokładnie był Matamune?- spytał i od razu wyczuł zmianę w nastroju Mikihisy, nie trzeba było widzieć jego twarzy. Mężczyzna nie odezwał się przez krótką chwilę, decydując co ma zrobić. Uznał w końcu, że skoro Yoh zadał pytanie wprost, nie będzie go okłamywał. Mógłby powiedzieć, że nie zna historii i pozostawić decyzję Kino, która najlepiej znała nekomatę, ale Yoh nie zasługiwał na kolejne kłamstwa.

-To nie jest rozmowa na teraz i tutaj. Pogadamy, gdy wrócicie do swoich domków.- odparł w końcu, a powaga w jego głosie uciszyła sprzeczkę obok. Yoh skinął głową ze zrozumieniem. A więc jednak coś się za tym kryło.


-A więc chcesz poznać historię Matamune....- zaczął Mikihisa, gdy Yoh, Anna i Manta zajęli miejsca w salonie ich domku. Anna, choć nie wiedząc jeszcze jak bardzo się myli, stwierdziła, że Matamune to historia rodziny Asakura, która nie ma nic wspólnego z Hao, więc nie ma potrzeby, by wszyscy jej wysłuchiwali. Yoh wtedy nie zaprotestował, na razie wolał sam poznać prawdę, gdyby od razu wyjawił skąd wzięło się to pytanie, to pewnie nie byłaby tak stanowcza.

-Tak. Matamune powiedział, że służył klanowi od ponad tysiąca lat, opowiadał mi też o swoim panie, którego zdradził. A teraz Hao dziwnie zareagował, gdy zauważył mój naszyjnik, który mi został po Matamune. Oni się znali, prawda?- wyjaśnił Yoh, kończąc swoją wypowiedź pytaniem, na które w sumie znał już odpowiedź. Anna spojrzała na narzeczonego z zaskoczeniem, ale nic nie powiedziała.

-Cóż, sam nie znałem za dobrze Matamune, twoja babcia za to była z nim dość blisko, ale myślę, że znam większą część historii.- zaczął Mikihisa. -Zgadza się, Matamune i Hao znali się. Pan, o którym wspominał, to Hao, a naszyjnik z trzema pazurami niedźwiedzia, który nosisz, to jedyne co pozostało po ich więzi.- 

Mikihisa przynajmniej nie owijał w bawełnę i od razu udzielił odpowiedzi. Yoh zacisnął mocno usta, ale jeszcze się nie odezwał, natomiast Anna bacznie go obserwowała. Wiedziała, ile Matamune znaczył dla słuchawkowego i taka informacja mogła być dla niego bardzo trudna. Manta natomiast nie miał pojęcia o co chodzi. Był tu, bo Yoh tego chciał.

-Hao znalazł Matamune, gdy ten jeszcze żył. Kociak przechadzał się po polach zasłanych trupami. Hao ocalił Matamune od śmierci i przygarnął go. Z opowieści Kino wynika, że Matamune stał się jedyną istotą, której Hao bezgranicznie ufał. Gdy go przygarnął już był wielkim onmyoji, a pomimo to, gdziekolwiek się nie udał, Matamune mu towarzyszył. Po śmierci kota, Hao zmienił go w Goryoushin*, zamykając swoje furyoku w naszyjniku, który teraz na sobie nosisz. Jednak zadaniem Matamune nie była ochrona stolicy, a ochrona samego Hao. Wciąż wszędzie mu towarzyszył, ale już jako nekomata, zaznajomiony i nauczony technik swojego pana.- opowiadał.

-Byli przyjaciółmi...- mruknął cicho Yoh.

-Tak, w pewnym sensie tak. Przyjaźń w okresie Heian była czymś rzadko spotykanym i wyglądała zupełnie inaczej. Matamune wciąż był sługą Hao. Gdy Hao zaczął tracić zmysły, a jego egocentryzm i pragnienie nieskończonej władzy, a także marzenie zniszczenia ludzkości, klan Asakurów wyparł się go, a Matamune... Matamune zdecydował stanąć po ich stronie i opuścił Hao. Później pomógł w pokonaniu go. 500 lat temu współpracował z Yohken'em i razem pokonali Hao w wcieleniu Patch. To wszystko, co wiem.- zakończył Mikihisa. 

Młody Asakura siedział przez chwilę w ciszy, łącząc teraz wszystkie fakty ze sobą.

-Matamune bardzo żałował swojego czynu. Kiedy jechałem z nim za Oh-Oni i Anną, opowiedział mi o swoich wątpliwościach. Powiedział, że miał kogoś, kogo chciał chronić, ale stracił w niego wiarę i żył w wyrzutach sumienia przez te tysiąc lat. Mówił, że nie chodziło o to, czy był dobry, czy zły, a o to że stracił w niego wiarę i zostawił go, zamiast mu pomóc. Teraz wiem, że mówił to o Hao.- powiedział cicho. Anna zacisnęła dłonie w pięści, wydarzenia z tamtej nocy i poczucie winy dotyczące odejścia nekomaty do tej pory ją dręczyły.

-Ale Yoh...- zaczął Manta, dostrzegając, że Yoh zaczyna okazywać dziwne zrozumienie wobec Hao.

-Matamune powiedział, że to co działo się wtedy z Anną, działo się z jego panem. Że to dokładnie to samo, ale wtedy nie wiedział co robić. Obiecał mi pomóc ratować Annę i chronić ją przed tym samym losem, który spotkał jego pana. Anna... Hao dzisiaj słyszał moje myśli.- Yoh zwrócił się w stronę blondynki i wtedy dostrzegł jej wyraz twarzy. Natychmiast zrobiło mu się źle, że ten temat w ogóle został poruszony.

-Reishi.- mruknął Mikihisa.

-Moc samotnych.- dodała Anna.

-Czy ktoś mi może wyjaśnić o co chodzi?!- wrzasnął Manta. Słuchawkowy natychmiast przeniósł na niego wzrok, ale pierwsza odezwała się Anna.

-Moi rodzice porzucili mnie, gdy dostrzegli moje moce. Przygarnęła mnie babcia Yoh i zaczęła szkolić na medium. Odrzucenie, którego wtedy doznałam, nienawiść, która mnie otaczała spowodowały, że dobrowolnie wybrałam samotność, której też nie znosiłam. Moja moc duchowa zareagowała aktywując Reishi. Umiejętność czytania w ludzkich sercach i umysłach. Wydaje się brzmieć użytecznie, lecz to nie jest coś, co można kontrolować. Słyszysz wszystkich, chyba, że ktoś potrafi ustawić barierę własnego umysłu. Poza tym, nie ma wyjątku. Nieustannie towarzyszy ci hałas w głowie, a poznając ludzkie okrucieństwo tlące się sercach...- Anna starała się mówić bezemocjonalnym głosem, jakby po prostu prowadziła zajęcia, a nie mówiła o swojej przeszłości. -Rodzina Yoh wybrała mnie na jego narzeczoną widząc mój potencjał. Gdy Yoh zjawił się w Aomori, raczej nie chciałam go znać.-

-Heh, uparcie życzyłaś mi śmierci.- zażartował Yoh, jednak natychmiast umilkł, widząc jej ostrzegawcze spojrzenie i pozwolił jej kontynuować.

-Przez Reishi starałam się nie wychodzić z domu. Gdy dobre serce zaczyna przepełniać zło, przyciąga to, a raczej tworzy demony. Gdziekolwiek się nie udałam, one były wszędzie. Więc unikałam wychodzenia do ludzi. Yoh mimo odrzucenia starał się do mnie trafić i przekonał mnie, by iść do świątyni w noc sylwestrową. Wszystkie ludzkie myśli, marzenia i żądze spowodowały, że stworzyłam ogromnego demona.- mówiła, a Manta bał się okazać jakąkolwiek reakcję na jej słowa. Był ciekaw całej historii i bał się, że jeśli chociaż drgnie mu brew, to Anna przestanie opowiadać.

-Oh-Oni porwał Annę, a jej serce powoli zaczęło ulegać zmianie. Powtarzała, że nienawidzi i zniszczy wszystkich ludzi, a Oh-oni z radością chciał jej służyć.- wtrącił Yoh, wiedząc, że następna część jest najtrudniejsza.

-Moje poglądy w tamtej chwili były dokładnie takie same, jak Hao. Gdyby tego dnia Hao po mnie przyszedł, dziś byłabym pewnie pod jego wpływem.- dodała tak pewnym tonem, że Mantę aż zmroziło. Anna po stronie Hao... To byłby ich koniec.

-Więc... Jak to się stało...- zaczął niski.

-Tylko mocą innego demona, jesteś w stanie zabić drugiego. Demon zabija demona. Od tego są Shikigami. Matamune kazał mi wykonać Hyoi Gattai, tym samym pozbawiając go resztek furyoku. Został mi po nim tylko ten naszyjnik.- wyjaśnił słuchawkowy.

-A Anna?-

-Poświęcenie Yoh i Matamune wstrząsnęło mną wystarczająco by obudzić się z zamroczenia. Stanęłam po ich stronie.- odparła wciąż spokojnie.

-A Reishi... Czy ty wciąż...-

-Nie. Reishi to moc samotnych. Gdy dopuszczasz do siebie innych, pomimo doświadczeń wyniesionych z posiadania mocy, zaczynasz im ufać i sam przed sobą przyznajesz, że powierzyłbyś im swoje życie, Reishi znika. Nie możesz jej kontrolować, gdy jest, ale to od ciebie zależy, czy będzie aktywna. - Anna wzruszyła ramionami, dzielnie ukrywając swoje prawdziwe emocje związane z tą historią.

-Co jednak jest nie lada wyczynem. Reishi, tak jak wspomniała Anna powoduje, że do czystych i niewinnych serc wkrada się mrok, a jego właściciel cierpi i zatraca się w nim. Gdy serce pochłonie ciemność, nie ma już odwrotu.- wtrącił Mikihisa, podkreślając ostatnią część wypowiedzi.

-Czyli... Skoro Annie przydarzyło się to samo, co Hao...- Manta spojrzał na Yoh, domyślając się co Mikihisa miał na myśli w zakończeniu swojej wypowiedzi.

-Serce Anny nie przeszło wtedy całkowicie na stronę ciemności. Yoh zdołał ją zatrzymać. To tak, jak ze spadaniem w przepaść. Yoh chwycił Annę zanim spadła i wyciągnął ją z ciemności. Hao już do niej wpadł i spędził w niej ponad tysiąc lat. Na to już nic nie poradzimy.- zakończył stanowczo Mikihisa. Niepokoiło go, że Yoh milczał. Zaczynał się zastanawiać, czy to dobrze, że chłopak poznał prawdę.

-Myślę, że na dzisiaj koniec już tego dobrego.- zarządziła Anna, tonem nie znoszącym nawet odrobiny sprzeciwu. Młody szaman wciąż się nie odzywał, więc Mikihisa jedynie pożegnał się z młodymi. 


Gdy Manta zajął łazienkę jako ostatni, Anna ubrana w yukatę postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza. Wspomnienie tamtego zimowego dnia były najgorszymi, jakie kiedykolwiek posiadała. I okazało się, że nie tylko ona potrzebowała tego powietrza.

-Co chcesz zrobić?- spytała podchodząc do Yoh, stojącego na werandzie, opartego przedramionami o płotek i wpatrującego się w gwiazdy.

-Jeszcze nie wiem. Ale na pewno go nie zabiję.- odpowiedział cicho.

-Yoh, zdajesz sobie sprawę z tego, że Mikihisa może mieć rację? Hao, którego żałował Matamune może już tam dawno nie być.- blondynka stanęła obok niego. -Podjęcie próby ocalenia go może spowodować jego wygraną.-

-Nawet jeśli go zabijemy, to co z tego. Za każdym razem, gdy się odradza, jest silniejszy. W końcu i tak wygra. 1000 lat temu Matamune nie wiedział, że była szansa by go uratować. Może tak samo nie wiemy, że wciąż można go z tego wyciągnąć. Zobacz, jak troszczy się o Opacho. Ktoś przesiąknięty złem nie wychowywałby dziecka, tylko je zniszczył. Zwłaszcza, że jest słaba, a on nie chciał słabych szamanów.-

-Może i tak, ale pamiętaj, że Opacho to malutka dziewczynka, a opanowała już więcej technik, niż ty, gdy byłeś rok od niej starszy. Słaba jest teraz, ale Hao może wiedzieć, że gdy dorośnie będzie potężna. Nie doszukuj się w tym dobroci.- 

-Nie byłbym wtedy sobą.- odparł z szerokim uśmiechem. Blondynka westchnęła ciężko i delikatnie odwzajemniła ten gest.

-Masz wygrać Turniej. I nie dać się zabić. To prowadzi do posłusznego trenowania. A resztę pozostawiam tobie. Kładź się, jutro zaczynasz nowy trening.- powiedziała, zostawiając chłopaka samego. Nie miała zamiaru go powstrzymywać, to prawda, że jeżeli ktoś mógł udowodnić rację Yoh, to właśnie on sam. 

-Znajdę inną drogę.- mruknął Yoh do siebie, nim również udał się do sypialni.


*Goryoushin - Shikigami stworzony przez onmyouji (wróżbita/egozrcysta), którego zadaniem była ochrona stolicy przed innymi demonami.

======================

Ponownie wstawiam część do tego opowiadania, nie do Demona. Niestety, mam zawalone weekendy i za chwilę jadę do rodziców, na urodziny mamy, więc znowu nie poprawiam zbytnio błędów. W przyszły weekend nie mam żadnych planów, więc postaram się napisać nową część do Demona. Bardzo przepraszam, ze tyle na nią czekacie, ale jest ona naprawdę dla mnie ważna i nie chcę, by cokolwiek tam wyglądało na wymuszone.