Zaalarmowani przez Amidamaru Yohmei, Keiko i Anna pojawili się w świątyni w mgnieniu oka.
-Yoh!- matka podbiegła do nieprzytomnego syna. Uklękła przy nim i przekręciła na plecy opierając jego głowę o swoje kolana. -Jest rozpalony.- powiedziała, kładąc dłoń na jego czole. Anna zacisnęła dłoń na koralach, a wzrok Yohmei skierował się na leżącą na podłodze Księgę Wody. Wystarczyło jedynie pomyśleć o podniesieniu jej, a jego umysł już opanował niewyjaśniony strach, tak silny jakby właśnie działo się coś, czego obawia się najbardziej. To najwyraźniej musiał być wpływ zaklęcia, o którym wspominał Yoh. Mimo to, najstarszy z rodu zrobił kilka kroków w stronę dzieła przodka, a z każdym kolejnym strach rósł w siłę. Starając się mu przeciwstawić, zbliżał się coraz bardziej, a wtedy książka zaczęła się trząść ostrzegawczo. -Ojcze? Musimy go zabrać do domu.- odezwałą się Keiko, nie zauważając działania starszego. Anna natomiast przyglądała się temu z niepokojem, na szczęście głos córki uzmysłowił Yohmei, że wyciągnięcie dłoni do Księgi jest bezsensowne. Yoh był już silniejszy od niego, a i jemu te Księgi sprawiają ogromną trudność. Kiwnął jedynie głową i z pomocą swoich Shikigami zabrał wnuka z powrotem do domu. Po przebraniu go i osuszeniu jego włosów ręcznikiem zostawili go, by spokojnie przespał ile będzie potrzebował, pozostawiając Amidamaru na straży.
A potrzebował długiego snu. Minęła już reszta dnia, noc i pół kolejnego.
-Zupełnie jak tego demona, mnie również stworzyło czyjeś zaklęcie.- Yoh spojrzał na Matamune. -Jednakże, gdy tylko zaklęcie zostanie przełamane, nie będę mógł powrócić do swej fizycznej formy.-
-To....To niesprawiedliwe!- jego własny, dziecięcy krzyk wypełnił wnętrze pojazdu, w którym znajdował się wraz z nekomatą. -Dopiero się poznaliśmy... I już... musimy się rozdzielić? Czy nie ma innej drogi...?- płaczliwym tonem odtrącał od siebie przygnębiającą rzeczywistość.
-Wsłuchaj się w to, co mówi ci twoje serce. Ja również miałem kiedyś kogoś, kogo chciałem chronić za wszelką cenę. Ale straciłem wiarę w tę osobę. Żyłem tysiąc lat w żalu i wyrzutach sumienia. A teraz historia mroku w ludzkich sercach powtarza się. Ludzkość otaczają wojny, przyciąga ich smutek i ziemskie potrzeby, które są ulotne. A to wszystko dlatego, że ludzie nie ufają sobie nawzajem. Nieważne jak bardzo ktoś został zniszczony od środka, jeśli tylko mają kogoś, komu mogą zaufać. Ponieważ nie ma nic wspanialszego, niż wiara w kogoś. To się nazywa miłość. Nie chodziło o to, czy ta osoba była zła, czy dobra. A o to, że to ja, przestałem w niego wierzyć... To prawdziwa ciemność w ludzkim sercu.- słowa te rozchodziły się niczym echo, dudniące w umyśle Yoh. Zamknął oczy, ale nawet gdy je otworzył, widział już tylko ciemność.
Rozejrzał się, kilkakrotnie zawołał Matamune, lecz nikt mu nie odpowiadał. Dopiero po chwili usłyszał czyjś śpiew.
"Minąć musiało lat tysiąc.
Od przejmującej samotności w końcu mogę odpocząć.
Nawet jeśli nie na zawsze.
Nawet jeśli nie na zawsze.
To wątłe serce.
Ten ciężki mur, w końcu mogę go zburzyć.
Nawet jeśli nie ma grobowca.
Nawet jeśli nie ma grobowca.
Wśród ludzi żyłem, a jednak wciąż czuję ten smutek.
Każdy nowy rok starałem się szczęściem przywitać.
Miłość to spotkanie.
Miłość to rozstanie.
To przezroczysty kawałek tkaniny.
W Osorezan spotkamy się ponownie.
Żegnaj, Osorezan."
Yoh rozpoznał w tej pieśni fragment poematu, który pozostawił mu Matamune. Łzy ponownie popłynęły po jego policzkach.
-Yoh-sama. Nie wolno ci się poddać, musisz chronić tę dziewczynę, tak jak ja nie byłem w stanie ochronić swojego pana. Nigdy nie przestanę czuć do siebie wstrętu i obrzydzenia, że skreśliłem go tak, jak inni. Dolewając jedynie oliwy do ognia. Nigdy nie przestanę żałować, że dwukrotnie podniosłem na niego swoje ostrze.-
-Matamune!!- Yoh poderwał się do siadu, a po jego policzkach znów ciekły łzy. Szaman nawet nie zauważył, że podnosząc się przeniknął przez Amidamaru, który od dobrych kilku minut próbował obudzić chłopaka. Samurai ponownie zmaterializował się przed swoim przyjacielem, wpatrując się w niego zmartwiony.
-Yoh-dono, w końcu się obudziłeś.- zaczął, patrząc jak szatyn rozgląda się zdezorientowany najpierw po pomieszczeniu, a potem po sobie. -Straciłeś przytomność zaraz po powrocie z próby. Spałeś półtora dnia.- wyjaśnił duch.
Yoh natychmiast przypomniał sobie te wszystkie okropności, których był świadkiem, ale również wyjaśnienia dotyczące Hao i dowód na to, że nie był całkowicie przesiąknięty złem. Zacisnął dłonie na pościeli, a jego ciało znów zaczęło drżeć.
-Nie udało ci się przejść próby?- spytał ostrożnie jego stróż. Szaman pokręcił głową.
-Przeszedłem. Mogę wejść do Księgi Wody. Ale jestem głodny.. Chyba czas zejść na dół i w końcu coś zjeść, mój żołądek rozpacza.- chłopak spróbował się uśmiechnąć do samuraja i powoli zaczął podnosić się z łóżka.
Z pomocą samuraja dotarł w końcu do kuchni, gdzie, chwalić Wielkiego Ducha, akurat krzątała się Keiko.
-Yoh, kochanie! W końcu się obudziłeś. Jak się czujesz?- spytała troskliwie kładąc dłoń na czole syna. -Wciąż masz podwyższoną temperaturę, siadaj, zaraz podam ci gorącej zupy.- powiedziała, szybko wracając do garnka, w której akurat gotowała się pięknie pachnąca zupa z kurczaka.
Kilka minut później dołączyła do nich reszta rodziny oraz Anna i Tamao. Blondynka starała się za wszelką cenę uchwycić wzrok narzeczonego, lecz ten zręcznie go omijał. Właściwie to przeważnie wpatrywał się w swoje dłonie. Rodzina najwyraźniej bała się poruszać ten temat, więc w końcu ona to zrobiła.
-Przeszedłeś chociaż tę próbę?- spytała. Wzrok Tamao utkwił w szatynie, Keiko zdrętwiała i delikatnie odwróciła głowę, by kątem oka spojrzeć na syna, Kino upiła kilka łyków ciepłego naparu, a Yohmei udawał niezainteresowanego. Czegoś się obawiał, ale sam nie wiedział czego, może to wciąż był wpływ próby podejścia do Księgi?
-Tak.- Yoh jednak nie był zbyt rozmowny. Keiko chcąc bronić syna przed wyraźnie bolesną opowieścią przyśpieszyła podanie obiadu do stołu.
Konsumpcja posiłku minęła im w ciszy. Yoh nie miał sił, by opowiedzieć rodzinie wszystko, czego doświadczył i czego dowiedział się o swoim bracie. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedział, czy chce się tym dzielić. Nie po tym, jak był świadkiem wydania na niego i Hao wyroku śmierci jeszcze przed ich narodzinami. Nie podobała mu się ta hipokryzja, wtedy byli gotowi zabić niemowlęta, w tym jedno niewinne. Teraz, gdy jedno z nich próbowało poznać drugie, stawało wbrew przeciwnościom losu, by naprawić błędy przodków i najbliższej rodziny, widmo śmierci nagle było złe. Do głowy przychodziło mu, że to wcale nie chodziło o jego dobro, a o utrzymanie wizerunku Hao. No bo jakie mogło być inne wyjaśnienie. Co oni sobie właściwie myśleli? Czy ich troska była prawdziwa?
Nie, Yoh nie mógł w ten sposób myśleć, to nie mogło być tak. Po prostu zrozumieli swój błąd i chcieli chronić jedynego syna i wnuka, który im pozostał.
Szkoda, że nie przyszło im to do głowy, zanim rozpoczęli trening mordercy, pod przykrywką udziału w śmiertelnie niebezpiecznym Turnieju.
W jego głowie trwała walka, walka pomiędzy wiarą w to, że rodzina chciała dobrze, a tym, że myśleli jedynie o interesach najpotężniejszego klanu w Japonii, a może nawet i na świecie, choć to nie Asakura został Królem Szamanów w dwóch ostatnich Turniejach.
Yoh potrząsnął głową gwałtownie, starając się przepędzić przygnębiające myśli, przyciągając tym samym zdezorientowane spojrzenia rodziny. Szybko postanowił zacząć jakikolwiek temat.
-Babciu, czy wiedziałaś kim był Matamune?- spytał Yoh w końcu i podniósł wzrok na najstarszą. Ta przez chwilę milczała, popijając spokojnie herbatę. Staruszka nie była pewna, dlaczego Yoh zadał to pytanie, ale w jego głosie słyszała jedynie ciekawość, nie było w tym podstępu. Zastanawiała się, czym mądrym było mówienie teraz Yoh prawdy. Jak zareagowałby wiedząc, że rodzina zdawała sobie sprawę z tego, że Matamune pod koniec swojego pośmiertnego życia widział szansę dla swojego dawnego pana. A Yoh chciał jedynie podzielić się tym, czego dowiedział się podczas próby.
-Wiem tylko, że służył klanowi przez tysiąc lat. Współpracował z naszymi przodkami przy pokonaniu Hao.- odpowiedziała omijając najważniejszą część prawdy.
"Kłamstwo." Ledwo słyszalny szept rozległ się dosłownie w uchu słuchawkowego. Yoh zamrugał zaskoczony. "Kłamie. Wiedziała wszystko." Rozległ się ponownie szept, tym razem bardziej przypominał on delikatny podmuch wiatru. Yoh spojrzał na resztę, ale wyglądało na to, że tylko on to słyszał. Przypomniał sobie słowa Asahy, powietrze potrafiło przenikać umysł i przekazywać mu myśli innych, a żywioły stawały się powoli częścią młodego szamana. On potrzebował znać prawdę, a więc usłyszał poszlakę.
-Dlaczego mnie okłamujesz?- spytał beznamiętnym głosem.
Yohmei zatrzymał łyżeczkę, którą właśnie mieszał herbatę i spojrzał zaskoczony na swoją małżonkę. On też znał historię Matamune, może nie tak dobrze, jak ona, ale wiedział, że Kino pominęła prawdę, jednak nikt nie spodziewał się, że Yoh może spodziewać się kłamstwa.
"Wiedziała, że Matamune został stworzony przez Hao, wiedziała też, że żałował tego co zrobił i liczył, że nabierzesz doświadczenia w obronie Anny, stając się jedynym, który ocali duszę twojego brata." Szept wyjawił już całą prawdę. Yoh zacisnął dłonie w pięści.
-Jak możecie wciąż to robić? Po tym wszystkim co przeszła nasza rodzina, Hao, Matamune... Matamune by tego nie chciał, chciał żebym go uratował. Dlaczego teraz, wy wciąż mnie okłamujecie?- głos Yoh był pełen wyrzutów, żalu, był też zawód.
-Yoh...- zaczęła Keiko.
-Nie, mam dość. Nie można na was polegać, nie można wam ufać. Nie jesteście ani trochę lepsi od naszych przodków. Dlaczego wy to robicie? On był twoim synem!- przy ostatnim spojrzał gniewnie na matkę. Kobieta zasłoniła usta, a w jej oczach malowało się ogromne poczucie winy, choć teraz w ogóle nie miała pojęcia o co chodzi, ona nie znała przeszłości Matamune.
-Uspokój się Yoh, twoja matka nic nie wiedziała.- wtrącił Yohmei.
-A więc przed nią też to ukrywaliście? Nie chcieliście żeby stanęła po mojej stronie, gdy zdecyduję nie zabijać brata? Jeśli się dowie, że Matamune żałował i już wiedział czego zabrakło, by ocalić jego pana, pana którym był Hao!- Yoh zmarszczył brwi, mrużąc przy tym oczy. Nawet Anna wpatrywała się w niego z miną, której nigdy wcześniej nie dało się u niej dostrzec. Choć Hao często miewał ten wyluzowany wyraz twarzy, bliźniaków wciąż można było łatwo rozpoznać po samym spojrzeniu. Yoh był spokojny, uśmiechnięty i wyluzowany, a Hao pewny siebie, raz spoglądając na kogoś z pogardą, ale czasem też z gniewem. To spojrzenie, pełne gniewu... Yoh wyglądał teraz dokładnie tak, jak wyglądał Hao podczas walki w Sanktuarium Gwiazdy. Przemawiał przez nich ten sam zawód i ból, podobna nienawiść.
Słuchawkowy szaman zacisnął dłonie w pięści i spuścił głowę, po czym wybiegł z domu.
-Synku!- zawołała Keiko, chciała za nim ruszyć, ale powstrzymał ją Yohmei. Anna przeniosła wzrok z drzwi, za którymi zniknął jej narzeczony na swoją mentorkę.
-Czy Yoh mówił prawdę, czy jest to jakaś sztuczka Hao?- spytała. Zwykle nie miałaby odwagi użyć tak niezadowolonego tonu w kierunku Kino, ale tym razem miała ku temu bardzo dobre powody.
-Tak. Yoh mówił prawdę.- odpowiedział Yohmei, gdy jego córka w końcu usiadła i schowała twarz w dłoniach. Anna westchnęła ciężko i pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Nie chcieliśmy ryzykować. Yoh miał zbyt dobre serce, baliśmy się, że jeżeli postanowi dać Hao szansę, on go wykorzysta i przeciągnie na swoją stronę. Za każdym razem, gdy Hao się odradza, jest silniejszy. Już teraz byłby niepokonany, gdyby nie to, że część jego mocy posiada Yoh. Gdybyśmy stracili tak silnego sprzymierzeńca, nic by nie powstrzymało już Hao.- wyjaśniła Kino.
-Sprzymierzeńca?- powtórzyła Anna. -On jest chłopcem. Żywym, mającym uczucia. Jest waszym wnukiem i synem. A nie obcym, który postanawia się do was przyłączyć. Zasługiwał na prawdę, już dawno, o bracie, o przeszłości i o Matamune.- skomentowała chłodno.
-Moja droga Anno, podejmowane przez nas decyzje były kierowane dobrem świata, ale też i samego Yoh. Wiele się wydarzyło na przestrzeni 1000 lat i nie mogliśmy ryzykować. A co do Matamune, Yoh nigdy nie pytał, więc nie było powodu by zaprzątać mu tym głowę, skoro sam Hao nic nie powiedział.- Kino również użyła mrożącego krew w żyłach tonu. Do tej pory milcząca Tamao, w końcu zdobyła się na odwagę i zabrała głos, choć ten bardzo jej drżał.
-Teraz zapytał...-
-I został okłamany.- kontynuowała za nią Anna. - Idę go odnaleźć.- powiedziała i wyszła z pomieszczenia, Tamao już miała za nią iść, gdy zatrzymał ją Yohmei.
-Zostań, dziecko. Niech Anna sama z nim porozmawia.- westchnął cicho, trzymając dłoń na ramieniu Keiko.
-Tak jest... mistrzu...- odpowiedziała z wahaniem, wpatrując się w matkę bliźniaków.
-Co myśmy zrobili...- załkała kobieta we własne dłonie.
Anna nie miała pojęcia, gdzie może szukać Yoh. Zaczęła jednak od świątyni, choć wiedziała, że szaman nie wejdzie samodzielnie do księgi. Jednak raczej nie spodziewała się jego obecności w takim celu. Yoh był poważnie osłabiony, w dodatku wciąż miał gorączkę, na pewno nie byłby na tyle głupi, by chcieć wejść do księgi lub podjąć się próby ognia. I nie myliła się, nie był, ale również nie było go w świątyni Hao. Wzrok blondynki na krótko padł na wciąż leżącą na ziemi Księgę Wody. Nikt nie miał odwagi, by odłożyć ją na miejsce. Nawet teraz, Anna nie była w stanie nawet pomyśleć o podniesieniu jej. Żałowała, że Hao odebrał jej Shikigami, Yoh wspominał, że księgi chroni pieczęć, może gdyby rozkazała Shikigami podnieść jedną z nich, udałoby się jej porozmawiać ze strażnikiem. Właściwie, mogłaby spróbować sama przywołać Shikigami. Znała przecież odpowiednią technikę i z jakiegoś powodu nigdy nie przyszło jej do głowy, by sprowadzić ponownie Zenki i Goki.
To jednak nie był czas na takie rozważania. Musiała odnaleźć Yoh. Opuściła szybko świątynię i westchnęła ciężko nim skupiła swoją energię. Po chwili przed nią unosił się mały, liściasty duszek.
-Zaprowadź mnie do Yoh.- rozkazała mu, a maluch natychmiast zawrócił i skierował się w stronę cmentarza. Blondynka bez wahania podążyła za nim. Rozglądała się między nagrobkami, odsuwając gałęzie, które stały jej na drodze, gdy zapuszczali się coraz bardziej w zarośniętą część, co gorsza pod górkę. W końcu dostrzegła pierwsze ślady potencjalnej obecności Yoh. Wystarczyło jedno spojrzenie na kamień z symbolem gwiazdy Wuxing, by wiedzieć, że jej narzeczony przesiadywał w miejscu pochówku swojego przodka, pierwotnego Hao.
Tak też było. Yoh siedział na kamieniu przed grobem. Anna rozejrzała się po okolicy uważnie, wokół miejsce było zaniedbane, zarośnięte i zapomniane, nawet brama wejściowa była uszkodzona, ale sam nagrobek wyglądał jak nowy, a przynajmniej niedawno bardzo odświeżony.
-Ty to zrobiłeś?- spytała, a on skinął głową bez patrzenia na nią.
-A raczej samo się zrobiło. W końcu to wszystko to ziemia.- odpowiedział, spoglądając na blondynkę z lekkim uśmiechem, a po chwili znów spojrzał na mech przed sobą. -Będziesz mnie pouczać?- spytał. Medium prychnęła złowrogo i usiadła koło szatyna, podtrzymując swoją sukienkę od dołu na udach.
-Udam, że nie zabrzmiało to bezczelnie. Nie, limit pouczania wykorzystali twoi dziadkowie.- odparła spokojnie. Yoh zerknął na nią z niemałym zaskoczeniem, ale również z wdzięcznością. -Wiesz, wciąż mam wątpliwości, co do tego treningu z księgami Hao, nie podoba mi się to, jak cierpisz. Ale nawet teraz, w takich chwilach oni byli w stanie podjąć kolejną próbę okłamania cię. Obok takich rzeczy nie przechodzi się obojętnie, wygląda na to, że te księgi to naprawdę jedyna droga by poznać Hao.- przyznała, choć sama nie była do końca zadowolona z tego pomysłu.
-Dziękuję.- powiedział krótko i obdarował blondynkę szczerym uśmiechem, od którego jej serce delikatnie przyspieszyło. Odwróciła więc głowę, zamykając przy tym oczy, by ukryć swoje emocje.
-Nie myśl, że pozwolę ci tam iść dzisiaj. Masz gorączkę i jesteś przemęczony, wiem, że to tylko Księga, a nie kolejna próba, ale wolę nie ryzykować, że coś ci się tam stanie.- zmieniła szybko temat. Słuchawkowy kiwnął głową, przyglądając się dziewczynie z wdzięcznością. -Jeszcze jedno, nie bądź zbyt oschły wobec swojej matki. Skoro również nic nie wiedziała, nie zawiniła.- dodała.
-Nie mam zamiaru. Ona też dużo wycierpiała.- odpowiedział spokojnie, po czym przeniósł wzrok na trawnik. Położył na nim dłoń, a po chwili wyrosła niewielka stokrotka. Zerwał ją i ostrożnie położył na kolanie blondynki. Gdy w końcu zwróciła uwagę na kwiatek, a w końcu przeniosła wzrok na szatyna, ten uśmiechnął się do niej szczerze.
-W trakcie próby, ujrzałem wspomnienia stu najboleśniejszych wydarzeń. W tym twoje porzucenie.- powiedział cicho. Spojrzenie blondynki natychmiast się zmieniło. Chwyciła kwiatek w jedną dłoń i to na nim się skupiła. -Twoja mama chciała cię chronić. Nie chciała żeby coś ci się stało, a nie chciałaś jej zostawić, więc cię przepłoszyła. Kochała cię.- powiedział spokojnym tonem.
Nie wiedział, jak wielkie znaczenie miały dla Anny te słowa, zawsze myślała, że oboje rodzice jej nienawidzili i się jej bali. Przyłożyła stokrotkę do serca, zamykając przy tym oczy i delikatnie się uśmiechnęła. Yoh wiedział, że to było podziękowanie. Jej obecność sprawiła, że obolałe i zranione serce, otrzymało czuły okład. Otwarta w nim rana przestała krwawić.
Ale skaza pozostała. A zakażenie było już nie do uleczenia.
==============
No i w końcu jest. Przyznam, że bardzo się boję tych rozdziałów, są one bardzo wymagające ze względu na przeżycia Yoh i ich wpływ na niego. Poza tym, mam dobrą wiadomość! Pozostały tylko dwa tygodnie do mojego urlopu, czyli tylko jedna część opowiadania zanim notki będą pojawiały się częściej! W przyszłym tygodniu nie wiem, czy napisze rozdział do tego opowiadania, czy do Innej Drogi. Będzie dostępna BETA do gry Avengers i już się zapisałam na testowanie, więc zależy ile mi się zejdzie na graniu XD Im dłużej, tym większa szansa, że pojawi się Inna Droga. Tamto opowiadanie jest mniej bolesne.
Ah no i jak widać, tutaj też Matamune odgrywa dużą rolę, ja nic nie poradzę, że mam pretensję do anime o pominięcie jego wątku. W mandze to mój ulubiony wątek.
Poraz kolejny przepraszam za błędy, słońce dotarło do mojego pokoju i muszę uciekać do salonu zanim się ugotuję...
Ewidentnie masz słabość do Matamune :D ale nie żebym Cie winiła, sama lubię wątek tego kociaka ;) wykrojenie go z Anime jakoś sprawiło że przestałam mieć ochotę na oglądanie go... To tak jakby robić ciasto bez cukru ^^
OdpowiedzUsuńCo do samej notki to jestem dumna z Yoh że udało mu się wreszcie przeciwstawić i powiedzieć to co myśli. Fajnie by było poznać też uczucia i myśli Kino czy Yohmei jakie nimi kierują przy tych kłamstwach i niedomówieniach, bo przecież zawsze są dwie strony medalu... A jakoś mam wrażenie że samo to że Yoh mógłby przejść na stronę Hao podczas Turnieju jest niedomówieniem i coś skrywają większego... Albo mam paranoje x)
W każdym razie opis uczuć bezbłędny a pomysł z tym że wiatr podpowiada Yoh o kłamstwach fenomenalny!!! Kłaniam się nisko i krzyczę ucz mnie :D na prawdę cudne to bylo i nie dziwię się że trochę jest to dla Ciebie męczące.
Postaram się dzisiaj coś do siebie na bloga wstawić :)
Pozdrawiam i życzę powodzenia w testowaniu gry!
Cześć :) informuje że wstawiłam kolejna część, zapraszam na:
OdpowiedzUsuńhttp://hoshi-no-seichi.blogspot.com/2020/08/61-podarunek.html?m=0
Udało mi się w końcu nadrobić zaległości (jak ja kocham swoją pracę).
OdpowiedzUsuńZ części na część coraz bardziej nie lubię dziadków Yoh, w anime też za nimi nie przepadałam, ale tu mam ochotę po prostu im nawrzucać i ciężko stwierdzić które z nich jest gorsze.
Matamune uwielbiam (ach ta moje miłość do kotów XD) i cieszę się, że nie zapomniałaś o nim i ciągle jego postać jest przywoływana, chociażby na chwilkę^^ Mam wrażenie, że może stać się jedną z kluczowych postaci tutaj.
Czekam z niecierpliwością na kolejne części, na próbę ognia i czy do rodzinki Yoh w końcu dotrze co próbowali zrobić i co zrobili.
P.S. Czy można na Twoim blogu komentować jako Anonimowy, bo zostawiałam już takie komentarze, ale żadnego z nich nie widzę. Ten też piszę drugi raz. Na telefonie jestem zalogowana na inne konto i łatwiej mi pisać z Anonima i po prostu się podpisywać niż się przelogowywać. A może to ja robię coś źle idk.
Pozdrawiam
Villemo