sobota, 8 sierpnia 2020

Shaman King; Inna Droga: Uniżony sługa klanu Asakura

Cóż, słów mądrości oczywiście zabrakło. Horo Horo wyszczerzył się w stronę Chocolove, a ten westchnął ciężko. Najwyraźniej przegra ich mały zakład. Do końca Turnieju nie zostało już wiele, a Goldva do tej pory nie zjawiła się przygotowana do wielkich przemów. Horo Horo nieustannie twierdził, że wszystkie przemowy przewodniczącej Rady skupią się na wyładowywaniu złości na sędziego, który akurat byłby odpowiedzialny za karteczki ze ściągami, a Chocolove, że chociaż raz musi jej się udać. Tym razem Talim zapomniał. Najpierw myślał, że już je zabrał, a później, że sprawdził, czy na pewno je ma. A nie miał.

-No trudno, innym razem...- stwierdziła Goldva.

-Taa, jasne..- niebieskowłosy trącił amerykanina łokciem, a ten przewalił oczami.

-Przejdźmy do rzeczy. Czas rozpocząć trzecią rundę Turnieju! Ostatnią przed ćwierćfinałami! W tej rundzie również będziecie walczyli trójkami. A teraz, różnice. Drużyny nie będą ustalone z góry. Przed każdą walką szamani otrzymają informacje o czasie i miejscu, ale też o dwóch osobach, z którymi wspólnie stawią czoła przeciwnikowi, ale tego poznacie dopiero na arenie. W tych walkach nie wygrywacie drużynowo, a osobiście. Szamani tracący furyoku w trakcie walki, kończą swoją przygodę w Turnieju. Jednak musicie pamiętać, że wciąż liczy się tu współpraca, a niedozwolonym jest atak na zawodnika ze swojej drużyny. Powiadomienia będą przychodziły wieczorami, następny dzień możecie przeznaczyć na omówienie strategii walki ze swoją drużyną, a kolejnego odbędzie się starcie. Wam pozostawiamy wybór czy zdecydujecie się na współpracę, walkę w pojedynkę czy solowe popisy. Pierwsze walki zostaną ogłoszone jutro. I jeszcze jedno, możecie próbować marnować czas na poszukiwanie swoich przeciwników, lecz radziłabym poświęcić go na współpracę ze swoją drużyną. To tyle. Możecie się rozejść.- 


Nikt już nie pamiętał o wydarzeniu sprzed ogłoszenia kolejnej rundy turnieju. Szamani opuszczali arenę podekscytowani, żywo rozprawiając o nadchodzących walkach i snując różne scenariusze. Raczej nikt nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że mogliby walczyć przeciw Hao lub w drużynie z nim, choć z dwojga złego, lepiej byłoby z nim, zgodnie z zasadami rundy, niedozwolone były ataki wewnątrz drużyny. Natomiast były takie osoby, które już planowały brutalną zemstę na którymś z popleczników Hao oddzielonym od swoich kolesi.

Nawet wesoła gromadka przemieszczająca się na czele z blond medium była podekscytowana, choć nie każdemu ten rodzaj walki przypadał do gustu.

-Co, boisz się, że ktoś zbierze wszystkie laury z wygranej, krótkomajtku?- zaśmiał się Horo Horo w odpowiedzi na niezadowoloną minę Rena.

-Chciałbyś!- zaczął Ren i kłótnia rozwinęła się na dobre. Yoh przyglądał się temu z szerokim uśmiechem, chichocząc pod nosem.

-Hao-sama, a co jeżeli Opacho zostanie odseparowana?- usłyszał dziecięcy, przerażony głosik. Uśmiech natychmiast zniknął z twarzy szatyna i skierował wzrok w stronę, z której padły słowa. Opacho trzymała się peleryny Hao, ściskając dłoń w piąstkę i wpatrywała się w górę z wyraźnym strachem. Yoh podążył za jej spojrzeniem, na swojego bliźniaka. Wyraz jego twarzy był... dosłownie pusty. Można wręcz odnieść wrażenie, że w ogóle go to nie ruszało, ale fakt, że nie było tego pewnego siebie błysku w oczach sprawił, że Yoh był w stanie wyczytać z niej... troskę? Niepokój? Coś zdecydowanie go dręczyło i słuchawkowy dałby sobie rękę, a nawet głowę uciąć, że chodziło właśnie o Opacho. Yoh zdziwiło, że Hao w ogóle nie reagował na jego myśli, tak jak reagował wcześniej. Starszy w ogóle nie zwracał na nikogo uwagi, a gdy w końcu odsunął się od tłumu wraz ze swoimi poplecznikami, po prostu zniknął w płomieniach.

-Yoh-kun, wszystko w porządku?- spytał Manta, wpatrując się w przyjaciela i tym samym odwracając jego uwagę od pustego miejsca, gdzie przed chwilą stał ognisty szaman.

-Taaak, chodźmy coś zjeść.- odparł, klaszcząc przy tym raz w ręce. 


Kolejna runda, kolejna dieta. Yoh i Horo Horo rozpaczali nad miską ryżu z warzywami obserwując jak Chocolove i Ryu zajadają się pysznymi specjałami knajpy Karima, a Ren spokojnie kończy kaczkę po pekińsku z ryżem. Brak z góry ustalonych drużyn sprawił, że zarówno Anna, jak i Pirika nie naciskały na innych, prócz ich chłopców. 

-Ciekawi mnie kto będzie moim pierwszym sprzymierzeńcem i przeciwnikiem. Dlaczego będą ogłaszać dopiero jutro, tak bardzo nie mogę się doczekać!!!- zawołał Horo Horo niemalże rzucając pałeczkami po skończonym posiłku.

-Prawdę mówiąc, wszyscy są bardzo podekscytowani, włącznie z radą.- powiedział Silva, stawiając przed Anną lemoniadę.

-Co masz na myśli, Silva?- łzy Yoh przestały płynąć w ryż, a on sam zwrócił się w stronę strażnika.

-To pierwszy raz, gdy Trzecia Runda wygląda inaczej. Zasady przyszły od Króla Duchów kilka dni temu. Możliwe, że incydent z Bramą Babilonu doprowadził do decyzji w sprawie nowej wersji tej rundy. W poprzednich Turniejach, szamani faktycznie nie znali swoich przeciwników i przechodzili tylko ci, którym zostało furyoku, ale skład drużyn był wybierany samodzielnie przez zawodników.- wyjaśnił długowłosy, zbierając puste naczynia ze stolików szamanów.

-Królowi Duchów zebrało się na integrację.- skwitował Ren.

-Wydaje mi się raczej, że Król Duchów chce przypomnieć, po co tu wszyscy jesteśmy. Nie po to żeby się nawzajem niszczyć, a żeby wybrać najsilniejszego i najmądrzejszego z nas, który będzie w stanie uratować planetę.- wtrącił Yoh. Silva uśmiechnął się do siebie, słysząc te słowa. W jego oczach wciąż Yoh był najlepszym kandydatem na koronę szamana. Nie mógł tego jednak wypowiedzieć na głos, ale miał nadzieję, że kiedyś mu pogratuluje i wtedy przyzna, że od początku to w nim widział.

-A właśnie Silva, widziałeś gdzieś mojego ojca?- spytał nagle Yoh, przypominając sobie, że koniecznie musi go o coś zapytać. Nim sędzia zdążył się odezwać, Mikihisa zawisł głową w dół z sufitu, powodując, że Yoh aż przewrócił się z krzesłem do tyłu, przyciągając tym samym pełne politowania spojrzenie blondynki.

-Dziwna rodzina...- wymamrotał Chocolove.

-Asakurowie. Tam chyba nikt nie jest normalny. To chyba dlatego Ren dobrze dogaduje się z Yoh, ciągnie swój do swego.- zaśmiał się niebieskowłosy. I kolejna kłótnia.

-O co chodzi, Yoh?- spytał Mikihisa, ignorując zamieszanie tuż obok niego. Słuchawkowy podniósł się z ziemi i położył dłoń na pazurach przyczepionych do naszyjnika.

-Czy wiesz kim dokładnie był Matamune?- spytał i od razu wyczuł zmianę w nastroju Mikihisy, nie trzeba było widzieć jego twarzy. Mężczyzna nie odezwał się przez krótką chwilę, decydując co ma zrobić. Uznał w końcu, że skoro Yoh zadał pytanie wprost, nie będzie go okłamywał. Mógłby powiedzieć, że nie zna historii i pozostawić decyzję Kino, która najlepiej znała nekomatę, ale Yoh nie zasługiwał na kolejne kłamstwa.

-To nie jest rozmowa na teraz i tutaj. Pogadamy, gdy wrócicie do swoich domków.- odparł w końcu, a powaga w jego głosie uciszyła sprzeczkę obok. Yoh skinął głową ze zrozumieniem. A więc jednak coś się za tym kryło.


-A więc chcesz poznać historię Matamune....- zaczął Mikihisa, gdy Yoh, Anna i Manta zajęli miejsca w salonie ich domku. Anna, choć nie wiedząc jeszcze jak bardzo się myli, stwierdziła, że Matamune to historia rodziny Asakura, która nie ma nic wspólnego z Hao, więc nie ma potrzeby, by wszyscy jej wysłuchiwali. Yoh wtedy nie zaprotestował, na razie wolał sam poznać prawdę, gdyby od razu wyjawił skąd wzięło się to pytanie, to pewnie nie byłaby tak stanowcza.

-Tak. Matamune powiedział, że służył klanowi od ponad tysiąca lat, opowiadał mi też o swoim panie, którego zdradził. A teraz Hao dziwnie zareagował, gdy zauważył mój naszyjnik, który mi został po Matamune. Oni się znali, prawda?- wyjaśnił Yoh, kończąc swoją wypowiedź pytaniem, na które w sumie znał już odpowiedź. Anna spojrzała na narzeczonego z zaskoczeniem, ale nic nie powiedziała.

-Cóż, sam nie znałem za dobrze Matamune, twoja babcia za to była z nim dość blisko, ale myślę, że znam większą część historii.- zaczął Mikihisa. -Zgadza się, Matamune i Hao znali się. Pan, o którym wspominał, to Hao, a naszyjnik z trzema pazurami niedźwiedzia, który nosisz, to jedyne co pozostało po ich więzi.- 

Mikihisa przynajmniej nie owijał w bawełnę i od razu udzielił odpowiedzi. Yoh zacisnął mocno usta, ale jeszcze się nie odezwał, natomiast Anna bacznie go obserwowała. Wiedziała, ile Matamune znaczył dla słuchawkowego i taka informacja mogła być dla niego bardzo trudna. Manta natomiast nie miał pojęcia o co chodzi. Był tu, bo Yoh tego chciał.

-Hao znalazł Matamune, gdy ten jeszcze żył. Kociak przechadzał się po polach zasłanych trupami. Hao ocalił Matamune od śmierci i przygarnął go. Z opowieści Kino wynika, że Matamune stał się jedyną istotą, której Hao bezgranicznie ufał. Gdy go przygarnął już był wielkim onmyoji, a pomimo to, gdziekolwiek się nie udał, Matamune mu towarzyszył. Po śmierci kota, Hao zmienił go w Goryoushin*, zamykając swoje furyoku w naszyjniku, który teraz na sobie nosisz. Jednak zadaniem Matamune nie była ochrona stolicy, a ochrona samego Hao. Wciąż wszędzie mu towarzyszył, ale już jako nekomata, zaznajomiony i nauczony technik swojego pana.- opowiadał.

-Byli przyjaciółmi...- mruknął cicho Yoh.

-Tak, w pewnym sensie tak. Przyjaźń w okresie Heian była czymś rzadko spotykanym i wyglądała zupełnie inaczej. Matamune wciąż był sługą Hao. Gdy Hao zaczął tracić zmysły, a jego egocentryzm i pragnienie nieskończonej władzy, a także marzenie zniszczenia ludzkości, klan Asakurów wyparł się go, a Matamune... Matamune zdecydował stanąć po ich stronie i opuścił Hao. Później pomógł w pokonaniu go. 500 lat temu współpracował z Yohken'em i razem pokonali Hao w wcieleniu Patch. To wszystko, co wiem.- zakończył Mikihisa. 

Młody Asakura siedział przez chwilę w ciszy, łącząc teraz wszystkie fakty ze sobą.

-Matamune bardzo żałował swojego czynu. Kiedy jechałem z nim za Oh-Oni i Anną, opowiedział mi o swoich wątpliwościach. Powiedział, że miał kogoś, kogo chciał chronić, ale stracił w niego wiarę i żył w wyrzutach sumienia przez te tysiąc lat. Mówił, że nie chodziło o to, czy był dobry, czy zły, a o to że stracił w niego wiarę i zostawił go, zamiast mu pomóc. Teraz wiem, że mówił to o Hao.- powiedział cicho. Anna zacisnęła dłonie w pięści, wydarzenia z tamtej nocy i poczucie winy dotyczące odejścia nekomaty do tej pory ją dręczyły.

-Ale Yoh...- zaczął Manta, dostrzegając, że Yoh zaczyna okazywać dziwne zrozumienie wobec Hao.

-Matamune powiedział, że to co działo się wtedy z Anną, działo się z jego panem. Że to dokładnie to samo, ale wtedy nie wiedział co robić. Obiecał mi pomóc ratować Annę i chronić ją przed tym samym losem, który spotkał jego pana. Anna... Hao dzisiaj słyszał moje myśli.- Yoh zwrócił się w stronę blondynki i wtedy dostrzegł jej wyraz twarzy. Natychmiast zrobiło mu się źle, że ten temat w ogóle został poruszony.

-Reishi.- mruknął Mikihisa.

-Moc samotnych.- dodała Anna.

-Czy ktoś mi może wyjaśnić o co chodzi?!- wrzasnął Manta. Słuchawkowy natychmiast przeniósł na niego wzrok, ale pierwsza odezwała się Anna.

-Moi rodzice porzucili mnie, gdy dostrzegli moje moce. Przygarnęła mnie babcia Yoh i zaczęła szkolić na medium. Odrzucenie, którego wtedy doznałam, nienawiść, która mnie otaczała spowodowały, że dobrowolnie wybrałam samotność, której też nie znosiłam. Moja moc duchowa zareagowała aktywując Reishi. Umiejętność czytania w ludzkich sercach i umysłach. Wydaje się brzmieć użytecznie, lecz to nie jest coś, co można kontrolować. Słyszysz wszystkich, chyba, że ktoś potrafi ustawić barierę własnego umysłu. Poza tym, nie ma wyjątku. Nieustannie towarzyszy ci hałas w głowie, a poznając ludzkie okrucieństwo tlące się sercach...- Anna starała się mówić bezemocjonalnym głosem, jakby po prostu prowadziła zajęcia, a nie mówiła o swojej przeszłości. -Rodzina Yoh wybrała mnie na jego narzeczoną widząc mój potencjał. Gdy Yoh zjawił się w Aomori, raczej nie chciałam go znać.-

-Heh, uparcie życzyłaś mi śmierci.- zażartował Yoh, jednak natychmiast umilkł, widząc jej ostrzegawcze spojrzenie i pozwolił jej kontynuować.

-Przez Reishi starałam się nie wychodzić z domu. Gdy dobre serce zaczyna przepełniać zło, przyciąga to, a raczej tworzy demony. Gdziekolwiek się nie udałam, one były wszędzie. Więc unikałam wychodzenia do ludzi. Yoh mimo odrzucenia starał się do mnie trafić i przekonał mnie, by iść do świątyni w noc sylwestrową. Wszystkie ludzkie myśli, marzenia i żądze spowodowały, że stworzyłam ogromnego demona.- mówiła, a Manta bał się okazać jakąkolwiek reakcję na jej słowa. Był ciekaw całej historii i bał się, że jeśli chociaż drgnie mu brew, to Anna przestanie opowiadać.

-Oh-Oni porwał Annę, a jej serce powoli zaczęło ulegać zmianie. Powtarzała, że nienawidzi i zniszczy wszystkich ludzi, a Oh-oni z radością chciał jej służyć.- wtrącił Yoh, wiedząc, że następna część jest najtrudniejsza.

-Moje poglądy w tamtej chwili były dokładnie takie same, jak Hao. Gdyby tego dnia Hao po mnie przyszedł, dziś byłabym pewnie pod jego wpływem.- dodała tak pewnym tonem, że Mantę aż zmroziło. Anna po stronie Hao... To byłby ich koniec.

-Więc... Jak to się stało...- zaczął niski.

-Tylko mocą innego demona, jesteś w stanie zabić drugiego. Demon zabija demona. Od tego są Shikigami. Matamune kazał mi wykonać Hyoi Gattai, tym samym pozbawiając go resztek furyoku. Został mi po nim tylko ten naszyjnik.- wyjaśnił słuchawkowy.

-A Anna?-

-Poświęcenie Yoh i Matamune wstrząsnęło mną wystarczająco by obudzić się z zamroczenia. Stanęłam po ich stronie.- odparła wciąż spokojnie.

-A Reishi... Czy ty wciąż...-

-Nie. Reishi to moc samotnych. Gdy dopuszczasz do siebie innych, pomimo doświadczeń wyniesionych z posiadania mocy, zaczynasz im ufać i sam przed sobą przyznajesz, że powierzyłbyś im swoje życie, Reishi znika. Nie możesz jej kontrolować, gdy jest, ale to od ciebie zależy, czy będzie aktywna. - Anna wzruszyła ramionami, dzielnie ukrywając swoje prawdziwe emocje związane z tą historią.

-Co jednak jest nie lada wyczynem. Reishi, tak jak wspomniała Anna powoduje, że do czystych i niewinnych serc wkrada się mrok, a jego właściciel cierpi i zatraca się w nim. Gdy serce pochłonie ciemność, nie ma już odwrotu.- wtrącił Mikihisa, podkreślając ostatnią część wypowiedzi.

-Czyli... Skoro Annie przydarzyło się to samo, co Hao...- Manta spojrzał na Yoh, domyślając się co Mikihisa miał na myśli w zakończeniu swojej wypowiedzi.

-Serce Anny nie przeszło wtedy całkowicie na stronę ciemności. Yoh zdołał ją zatrzymać. To tak, jak ze spadaniem w przepaść. Yoh chwycił Annę zanim spadła i wyciągnął ją z ciemności. Hao już do niej wpadł i spędził w niej ponad tysiąc lat. Na to już nic nie poradzimy.- zakończył stanowczo Mikihisa. Niepokoiło go, że Yoh milczał. Zaczynał się zastanawiać, czy to dobrze, że chłopak poznał prawdę.

-Myślę, że na dzisiaj koniec już tego dobrego.- zarządziła Anna, tonem nie znoszącym nawet odrobiny sprzeciwu. Młody szaman wciąż się nie odzywał, więc Mikihisa jedynie pożegnał się z młodymi. 


Gdy Manta zajął łazienkę jako ostatni, Anna ubrana w yukatę postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza. Wspomnienie tamtego zimowego dnia były najgorszymi, jakie kiedykolwiek posiadała. I okazało się, że nie tylko ona potrzebowała tego powietrza.

-Co chcesz zrobić?- spytała podchodząc do Yoh, stojącego na werandzie, opartego przedramionami o płotek i wpatrującego się w gwiazdy.

-Jeszcze nie wiem. Ale na pewno go nie zabiję.- odpowiedział cicho.

-Yoh, zdajesz sobie sprawę z tego, że Mikihisa może mieć rację? Hao, którego żałował Matamune może już tam dawno nie być.- blondynka stanęła obok niego. -Podjęcie próby ocalenia go może spowodować jego wygraną.-

-Nawet jeśli go zabijemy, to co z tego. Za każdym razem, gdy się odradza, jest silniejszy. W końcu i tak wygra. 1000 lat temu Matamune nie wiedział, że była szansa by go uratować. Może tak samo nie wiemy, że wciąż można go z tego wyciągnąć. Zobacz, jak troszczy się o Opacho. Ktoś przesiąknięty złem nie wychowywałby dziecka, tylko je zniszczył. Zwłaszcza, że jest słaba, a on nie chciał słabych szamanów.-

-Może i tak, ale pamiętaj, że Opacho to malutka dziewczynka, a opanowała już więcej technik, niż ty, gdy byłeś rok od niej starszy. Słaba jest teraz, ale Hao może wiedzieć, że gdy dorośnie będzie potężna. Nie doszukuj się w tym dobroci.- 

-Nie byłbym wtedy sobą.- odparł z szerokim uśmiechem. Blondynka westchnęła ciężko i delikatnie odwzajemniła ten gest.

-Masz wygrać Turniej. I nie dać się zabić. To prowadzi do posłusznego trenowania. A resztę pozostawiam tobie. Kładź się, jutro zaczynasz nowy trening.- powiedziała, zostawiając chłopaka samego. Nie miała zamiaru go powstrzymywać, to prawda, że jeżeli ktoś mógł udowodnić rację Yoh, to właśnie on sam. 

-Znajdę inną drogę.- mruknął Yoh do siebie, nim również udał się do sypialni.


*Goryoushin - Shikigami stworzony przez onmyouji (wróżbita/egozrcysta), którego zadaniem była ochrona stolicy przed innymi demonami.

======================

Ponownie wstawiam część do tego opowiadania, nie do Demona. Niestety, mam zawalone weekendy i za chwilę jadę do rodziców, na urodziny mamy, więc znowu nie poprawiam zbytnio błędów. W przyszły weekend nie mam żadnych planów, więc postaram się napisać nową część do Demona. Bardzo przepraszam, ze tyle na nią czekacie, ale jest ona naprawdę dla mnie ważna i nie chcę, by cokolwiek tam wyglądało na wymuszone.

1 komentarz:

  1. Cudowna część :) nie ma w niej wiele akcji ale da się poczuć klimat SK :D szczególnie podobał mi się sam początek, a pomysł na kolejną rundę też jest całkiem ciekawy :D No i sam fakt że to Król Duchów ingerował by zmienić zasady wzbudza zainteresowanie ;)
    Nie da się ukryć ze anime mega zniszczyło zapoznanie Yoh i Anny więc cieszę się że ten fragment zaczerpnęłaś z mangi :D ich historia w Osorezan jest wyjątkowa :D

    Hao musi być zaniepokojony tym że Opacho może walczyć sama, jakby nie patrzeć na swój sposób się o nią troszczy.

    Czekam na ciąg dalszy :) u mnie się coś pojawi w drugiej połowie miesiąca :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń