niedziela, 27 grudnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Księga Ognia

 Yoh został sam w świątyni. Potrzebował tego. Teraz gdy było już po próbie i o niej myślał, zastanawiał się, dlaczego w ogóle uwierzył w całą tę rozegraną przed chwilą scenę. Spoglądał na swoje poparzone dłonie i naprawdę próbował zrozumieć, co się przed chwilą stało.  Powinien zorientować się, że historia nie była prawdziwa. Przede wszystkim, Hao pojawił się w formie, w której widział go po raz ostatni, a przecież powiedział, że próbę niby zmienił po narodzinach. Można to było wyjaśnić faktem, że to nie był jego duch, a mogło być to coś w stylu pieczęci, która dopasowała się do wieku Yoh, w związku z więzią bliźniaczą. Chociaż brzmiało to na bardzo zagmatwane. Kolejną sprawą były słowa Hao, nie brzmiały jak te, których używał, gdy jeszcze żył. Jeżeli Hao widział w nim brata, to ukrywał to naprawdę głęboko i nie przyznałby się do tego tak łatwo, nie po tym, co przeżył. Owszem, wierzył, że Yoh do niego dołączy, ale nawet jemu nie zaufałby od razu. Z kolei tu widać było, że widmo brata było przekonane, że młodszy sięgnął po księgi pod pozytywnym wpływem starszego. Najbardziej zaskakujące jest, że nie zorientował się, że była to próba, gdy z jakiegoś powodu ogień zaczął go słuchać.

Jego rozmyślania przerwał powrót Amidamaru wraz z Anną. 

-Zanim gdziekolwiek pójdziesz. Siadaj i ręce. Bez dyskusji.- powiedziała stanowczo, pokazując na podłogę. Yoh nie protestował. Natychmiast usiadł na podłodze po turecku i położył otwarte dłonie na swoich kolanach. Blondynka nic nie powiedziała, ale gniewnie zerknęła w stronę księgi ognia, zanim usiadła naprzeciw chłopaka i wyjęła z papierowej torby, którą miała ze sobą, specyfiki Kino, gazę i bandaże. Powoli zaczęła delikatnie pokrywać jego ciężko poparzoną, pokrytą bąblami i pęcherzami skórę. Yoh syczał cicho, napinając się, żeby odruchowo nie zabierać dłoni. 

-Co cię dręczy?- spytała.

-Ta próba była naprawdę dziwna. Z jednej strony była bez sensu, a z drugiej obawiam się, że mogła mieć w sobie ziarno prawdy.- odpowiedział z ciężkim westchnieniem. -Myślisz, że dziadek widzi we mnie zagrożenie?- spytał. Anna uniosła wzrok na chwilę, by później skupić się na okładzie i bandażowaniu.

-Kiedyś powiedziałabym, że nie.- zaczęła -Yoh, przeglądasz księgi, których nikt nigdy nie widział. Jesteś bardzo potężnym szamanem, mocą zaczynasz dorównywać Hao z pierwszego wcielenia, samą siłą już dorównałeś. Gdy opanujesz pięć punktów Wuxing, Yin Yang Jutsu nie będzie dla ciebie tajemnicą, a tym samym staniesz się najpotężniejszym szamanem na świecie. Jesteś nie tylko potomkiem i bratem Hao, ale też jego częścią. To poniekąd zrozumiałe, że boją się, co może się z tobą stać.- odparła, kończąc opatrywać lewą dłoń i zabierając się za prawą. -A to czy boją, bo nie chcą cię stracić, czy boją się, że mógłbyś się stać drugim Hao... Myślę, że to pierwsze.- dodała. Chłopak nie odpowiadał przez chwilę, przyglądając się jak drobne, acz silne dłonie blondynki sprawie zajmują się gazą i bandażem.

-Zaczynam się obawiać, że klon Hao to jedyne co we mnie widzieli.- mruknął cicho.

-Nie mów tak, Yoh. A nawet jeżeli tak jest, pamiętaj, że jesteś pierwszym Asakurą, który ma możliwość zmienić podejście rodu. To ty kiedyś będziesz jego głową i to od ciebie będzie zależało, co przekażesz dalej.- powiedziała dość chłodno. -A zresztą, spróbuj nie, to ja już przywołam cię do porządku.- dodała, na co szaman zaśmiał się cicho.

-Tak jest, pani rodu!- powiedział i zasalutował zabandażowaną dłonią. Medium przewaliła oczami i wstała z ziemi, ściągając swoje korale. Wykonała odpowiednie gesty i rzuciła koralami w powietrze nad księgą, tworząc do niej portal.

-No, to idę.- powiedział z lekkim uśmiechem i wszedł do portalu. Anna natomiast spojrzała na Amidamaru.

-Opowiedz mi o tej próbie. Ze szczegółami.- rozkazała.


-Witaj ponownie, Yoh.- usłyszał, gdy tylko przekroczył "próg" portalu. Znajdowali się na jakiejś polanie, wokół nich było ciemno, a jedynym źródłem światła było niewielkie ognisko. Asaha siedział na jednym konarze drzewa, a drugi czekał wolny. -Zajmij miejsce, to będzie najdłuższa lekcja.- mężczyzna wskazał na konar obok. Yoh podszedł do niego i usiadł przy ogniu, kładąc dłonie na kolanach. Te natychmiast przyciągnęły wzrok wróżbity.

-Jak ostatecznie otworzyłeś księgę?- spytał.

-Nogą, na podłodze.- mruknął, a jego nauczyciel roześmiał się -Po co to było? To znaczy, normalnie trzyma się książki w rękach, myślałem, że to część wyzwania. Determinacja czy coś.- dodał.

-Niewielki dowcip.- odparł z uśmiechem.

-Chyba mamy odmienne poczucie humoru.- westchnął Yoh, a Asaha ponownie się zaśmiał.

-Tak jak powiedziałeś, książki trzyma się w rękach. A musiałem w jakiś sposób odwrócić twoją uwagę, by próba była zaskoczeniem, łatwiej mogła się zakamuflować. Pewnie teraz, kiedy myślisz o tej próbie, zastanawiasz się, jak ty w to wszystko uwierzyłeś, prawda?- spytał, przenosząc wzrok na płomienie.

-Tak.-

-Oparzenia i myślenie, że otwarcie księgi mogły być jedyną próbą, miały odwrócić twoją uwagę, zmniejszyć twoją czujność. W ten sposób nie spodziewałeś się, że byłeś poddawany próbie, a natychmiastowy wpływ czegoś, co wywołuje u ciebie złość, zacierało logiczne myślenie. Tak działa gniew, przysłania nasze myśli i umiejętność oceny sytuacji. Wiesz o tym, dlatego wiedziałem, że poradzisz sobie z tą próbą.- wyjaśnił. -Nie myśl, że to coś złego, że uwierzyłeś w tamte wydarzenia i słowa. Wykorzystany został element zaskoczenia, to normalna, ludzka rzecz, że się zdekoncentrowałeś. O to chodziło. Na tym polegała próba. Nie jesteś naiwny, głupi czy słaby. Czynnik ludzki zadziałał odpowiednio. Po jakimś wydarzeniu albo jedynie je obserwując łatwiej nam coś dostrzec, lecz gdy coś się dzieje w tej chwili i dotyczy nas, wygląda to inaczej.- 

Yoh w życiu nie spodziewałby się, że usłyszy takie rzeczy od przodka. Jak najbardziej miały one sens i chłopak natychmiast poczuł się lepiej, nie obwiniając się dłużej o niezbyt logiczne podejście do próby.

-Czy masz jeszcze jakieś pytania dotyczące próby, zanim przejdziemy do zagadnienia żywiołu ognia, ale nie tylko. - onmyoji spojrzał na młodszego.

-Właściwie to mam dwa pytania. Kiedy próbowałem podnieść i otworzyć księgę, by rozpocząć próbę, wykonałem Jedność Ducha ze swoim stróżem...- zaczął Yoh, Asaha od razu zwrócił głowę w jego stronę, wyczekując kontynuacji z zainteresowaniem, ale wiedząc już, do czego młody szaman dążył. -Oczywiście księga nas oparzyła, ale mój duch stróż również odczuł ból. Czy to była kwestia samej próby?- spytał.

-Poniekąd tak, a poniekąd nie. Jesteś teraz bardzo potężny Yoh, każde wejście w księgi uwalnia nowe pokłady mocy szamana drzemiące głęboko w tobie. Pokłady, które odziedziczyłeś po mnie i wytrenowałeś samodzielnie. Nie otrzymujesz wprawdzie mocy żywiołów, a jedynie wiedzę, z której musisz korzystać samodzielnie. Doskonale jednak wiesz, że siły szamana nie mierzy się tylko w energii, ale też w umyśle. Rozwijając swoją moc i umysł wzmacniasz więź ze swoim duchem stróżem i innymi duchami, a także żywiołami. Stajecie się całkowitą jednością. W tej chwili twój samuraj w Jedności Ducha jest w stanie korzystać z twojego ciała zupełnie tak, jakby korzystał ze swojego, choć różnicie się posturą. Stałeś się szklanką o elastycznym kształcie, będziesz dostosowywał się do możliwości ducha, a nie swoich. W ten sposób Jedność stała się czymś większym, oboje czerpiecie z niej więcej. Nie złamiesz tym Kontroli Ducha, ale ona też nie złamie ciebie. Skuteczna samoobrona. Całkowita Jedność oznacza też, że twój duch odczuwa wszystko jako on, nie przez pewnego rodzaju ścianę, którą jest korzystanie z cudzych dłoni. Chociaż fakt, że odczuł aż tak realistyczny ból, to jest zasługa zaklęcia na księdze. Nie może jej ruszyć żaden szaman, człowiek, duch czy Shikigami. Zresztą nie mogą ruszyć żadnej księgi, oprócz Zenki i Goki, którzy strzegli Senji Ryakketsu. A drugie pytanie?- Yoh słuchał z taką ciekawością, podziwiając umiejętność opowiadania przodka, nie dziwiąc się już, dlaczego rodzina Asakura od powstania była znana jako rodzina trenująca nowe pokolenia szamanów. 

-Ten Huehue-coś tam, przepraszam, nie wymówię jego imienia, powiedział, że na czas próby dał mi moc ognia, a później mi ją odebrał. Powiedziałeś wcześniej, że mocy żywiołów nie da się odebrać.- mówił. 

-Cieszę się, że o to pytasz.- Asaha oparł łokcie o kolana i gestykulucjąc dłońmi wspomagał swoje wyjaśnienia. - Huehueteotl dał ci własną moc, własną siłę. Użyczył ci jej, tak jak duch stróż użycza swoich umiejętności. Nie masz tych umiejętności po rozłączniu, prawda? Ta moc należała do niego, w trakcie próby połączyłeś się z jego umiejętnościami, ale nie należały one do ciebie. Twojej własnej siły nikt nie może ci odebrać. Pamiętasz, gdy mówiłem, że wszystkie bóstwa opiekujące się konkretnym żywiołem muszą cię dopuścić do wiedzy? Dopuszczają, nie dają. Huehueteotl przekazał ci coś, co mógł odebrać. A własną moc żywiołów musisz opanować sam. Ta moc ognia była bardzo potrzebna, na krótką chwilę odgrywała rolę taką, jaką będzie pełnić, gdy żywioł całkowicie się otworzy. Nie chodziło o to, czy kogoś zabijesz, pozwolisz zabić i jak cała sytuacja się potoczy, a o to czy zapanujesz nad gniewem, a tym samym nie stracisz kontroli nad ogniem. Czy zrozumiałeś?- wróżbita spojrzał na potomka. Yoh skinął powoli głową.

-Dobrze, przejdźmy teraz do bardzo ważnego aspektu. To ostatni raz, gdy rozmawiamy o żywiołach. W ostatniej księdze omówimy duchową perspektywę łączenia się nimi, byś mógł opanować ostatni punkt Wuxing, a to przybliży cię do rytuału Taizan Fukun no Sai. Rytuału nieśmiertelności. Sam rytuał będziesz jednak musiał opanować samodzielnie. Ja nie mogę ci w tym pomóc. Jest on opisany w Księdze Duszy, ale resztę będziesz musiał zrobić sam. Musisz też opanować techniki onmyodo, czyli Yin Yang Jutsu przed przystąpieniem do Taizan Fukun no Sai.- powiedział. Asakura kiwał głową z uwagą. Taizan Fukun no Sai... Nie spodziewał się, że naprawdę będzie mógł spróbować sił w walce o władanie życiem i śmiercią. Szczerze mówiąc, nie był pewien, czy chciał. To było w życiu piękne, że było jedno i nie wiadomo co ze sobą niosło, a świadomość jak ono wygląda, przechodzenie dzieciństwa z umysłem dorosłego jakoś niespecjalnie go fascynowało. Nikt jednak nie mówił, że miał używać tego za każdym razem. Od możliwości reinkarnacji chciał tylko jednego. Ponownego spotkania brata. Asaha przyglądał mu się uważnie, odczytując jego myśli, ale w żaden sposób ich nie komentując. 

-W poprzednich księgach nauczyłeś się, że żywioły reprezentują konkretne uczucia i emocje, a także, że staną się częścią ciebie. Szaman to ogniwo łączące świat ludzi, ze światem duchów i zawsze nim pozostanie. Będzie widział duchy, a jeśli straci wzrok, wciąż będzie je wyczuwał i komunikował się z nimi. To coś, co nigdy nie zostanie nam odebrane. Tak samo jest z mocą żywiołów, którą posiądziesz sam. Kapłan Wuxing, bo myślę, że tak to można nazwać, będzie ogniwem łączącym świat ludzi z żywiołami, wraz z ich duchowym aspektem. Ich moc stanie się częścią ciebie, co oznacza, że musisz nauczyć się ją kontrolować. Jest to trudniejsze od zdolności szamana. Każdy żywioł z czymś się łączy. Najważniejszym jest...- przerwał, by Yoh mógł dokończyć.

-Ziemia, bo to ona trzyma w harmonii pozostałe żywioły.-

-Tak. Ziemia łączy się z determinacją, bo to na jej podstawie odpowiednio jesteś w stanie zapanować nad sobą pod wpływem innych emocji. Wykazałeś się ogromną determinacją, dochodząc aż tutaj, pomimo ciężkich prób, którym byłeś poddawany, ale też innym przeciwnościom. Powietrze to...- znów chwila przerwy dla ucznia.

-Spokój i opanowanie.- 

-Tak. Determinacja bezpośrednio się z nimi łączy, jeśli pomimo determinacji zachowujesz spokój, to dochodzi do pierwszego połączenia, jak rośliny wytważające tlen w powietrzu.- Asaha machnął w powietrzu ręką z wyprostowanymi palcami wskazującym i środkowym, rysując pierwsze dwie linie od dolnego, lewego rogu do góry i w dół do prawego rogu. Srebrna linia pozostała w powietrzu. -Spokój powinien być zachowany nawet wtedy, gdy cierpimy, tak jak tlen znajduje się w wodzie.-  z prawego dolnego rogu narysował srebrną linię do lewego górnego rogu. -Cierpienie prowadzi do gniewu, który poniekąd jest przeciwieństwem, a wpływają na siebie wzajemnie. Woda i ogień są przeciwieństwem, po wybuchu gniewu również powracamy do etapu cierpienia, które gasi gniew, jak woda gasi...-

-Ogień.- dokończył Yoh, a Asaha narysował prostą linię z lewej do prawej strony wyłaniającej się gwiazdy.

-Po cierpieniu, prowadzącego do wybuchu gniewu i frustracji, zalaniu się łzami, gaszącymi pożar, uspokajamy się i wracamy do początku. Co spalone zmienia się w proch, odrodzenie po ogniu.-

-Wszystko od niej się zaczyna i na niej się kończy.- zacytował słowa Asahy z lekcji w Księdze Ziemi, a wróżbita narysował ostatnią linię, kończąc pentagram Wuxing, który zaczął emitować niewielkie zielone światło.

-Ziemia i powietrze to dwie podstawy.- chińskie symbole oznaczające oba żywioły rozbłysły w odpowiednich rogach. -Ich obecność jest ważna w pełnym i bezpiecznym kontrolowaniu pozostałej dwójki. Wody i ognia.- kolejne dwa symbole pojawiły się w górnych rogach. -A nad nimi pieczę sprawuje...-

-Dusza.- dokończył Yoh, a ostatni symbol pojawił się na górze.

-A duszę ma wszystko. Nawet kamień. Dlatego przedmioty również mogą stać się demonami.- dodał Asaha, uśmiechając się lekko, zadowolony z postępów ucznia.

-Determinacja, spokój, cierpienie i gniew to tylko podstawowy. Wszystkie emocje, uczucia, cechy przynależą do konkretnych żywiołów. Miłość, gniew, pasja, ekstaza to ogień. Cierpienie, tęsknota, powaga i zmienność to woda. Spokój, zadziorność, zabawowość i ciekawość to powietrze. Determinacja, harmonia, zrozumienie i otwartość to ziemia. Oczywiście jest ich więcej.- tłumaczył Asaha, a pentagram powoli zanikał. -Rozumiesz, do czego dążę? Połączenie żywiołów z emocjami ma swoją jedną ogromną wadę i to tego musisz się nauczyć. Umiejętność panowania nad emocjami, by te nie wychodziły poza naszą własną duszę nie jest, powtarzam, nie jest wymogiem uzyskania dostępu do mocy żywiołów. - wróżbita spojrzał poważnie na Yoh, a ten przełknął głośno ślinę.

-Oznacza to, że nieumyślnie możesz wywołać powódź, trzęsienie ziemi, wichury, pożary i wiele innych zjawisk. Jeżeli nie stworzysz w sobie pewnego rodzaju ściany. Ogromną rolę w tym pełni część duchowa, a w niej medytacja, łączenie się, rozpoznawanie części własnej duszy i oddzielanie jej od żywiołów.-  Yoh pokiwał głową ze zrozumieniem.

-Nie musisz mieć dużego doświadczenia w odczuwaniu konkretnych emocji, żeby mieć lepsze stosunki z żywiołem, ale musisz panować nad sobą. Zwłaszcza teraz, gdy sięgnąłeś po ogień. To żywioł najłatwiejszy do rozpoczęcia współpracy, a jednocześnie najtrudniejszy do kontrolowania, najniebezpieczniejszy i najpiękniejszy. Tak jak zresztą emocje, które nim rządzą. Piękna miłość, niebezpieczny gniew, trudna do kontrolowania pasja i stosunkowo łatwa do osiągnięcia ekstaza, jeśli mówimy o jej fizycznym znaczeniu.- szaman o mało nie zakrztusił się powietrzem na ostatnie słowa. -Yoh, musisz już zacząć pracować nad duszą. Właściwie nie potrzebujesz Księgi Duszy do opanowania tego elementu. W odpowiedniej medytacji i oddaniu się naturze samodzielnie opanujesz ten punkt, choć jeśli chcesz posiąść umiejętności reinkarnacji, teleportacji i przyśpieszyć sam proces to wskazówki w niej zawarte na pewno się przydadzą. Zacznij medytować, bo ogień już wie o twoim zainteresowaniu, a pozostałe żywioły otwierają się na ciebie. Pamiętaj też, że co człowiekowi wydaje się złe, naturze nie musi. Jeśli będziesz chciał zamordować osobę niszczącą środowisko lub nieokazującego szacunku naturze i źródłom wiedzy o niej, żywioły cię w tym wesprą, jeszcze zanim je opanujesz, chociaż morderstwo nie jest niczym dobrym.-

-To wszystko tak bardzo się ze sobą łączy. Ilość tych wszystkich informacji jest przytłaczająca.-

-Dlatego tak ważne jest, żebyś zaczął pracować nad wzmocnieniem własnej duszy. Gdy wszystko opanujesz, rzadne wypadki nie będą ci grozić, a żywioły będą reagowały tylko wtedy, gdy tego chcesz. Będą twoimi przyjaciółmi, będą cię osłaniać bo będziesz z nimi jednym. Przyzwyczajenie nadejdzie szybciej, niż ci się wydaje, gdy będziesz miał wsparcie duchowe. Nie ćwicz zbyt wiele z ogniem, dopóki nie nauczysz się trzymać emocji w granicach własnej duszy. I bądź ostrożny. Przeszedłeś próbę, co oznacza, że nie powinieneś łatwo ulec gniewowi na tyle silnemu, by nieświadomie użyć ognia. Czy masz jakieś pytania?- spytał, wpatrując się intensywnie w oczy młodego szamana.

-Pewnie mam ich bardzo dużo, ale nawet nie umiem o nich teraz myśleć.-

-Będziesz miał sporo czasu na zastanowienie się. Ostatnia próba będzie jednocześnie najtrudniejsza i najłatwiejsza. Zbierz pytania, a ja odpowiem ci na nie przy następnym spotkaniu.- powiedział, podnosząc się z miejsca, a Yoh wraz z nim. - Do tego czasu, ćwicz i ćwicz.- dodał, wsuwając dłonie w rękawy, łącząc się w centrum własnego ciała. Yoh ukłonił się nisko w podziękowaniu.

-Dziękuję, Asaha-sama. Będę ćwiczył i do zobaczenia.- powiedział uprzejmie, po czym uśmiechnął się szeroko. Asaha skinął delikatnie głową, obserwując, jak szaman wychodzi przez portal.


***

Wrzaski. Kompletnie niezrozumiałe. Nie potrafiła rozpoznać głosów. Czerwonawy blask. Trzaski. I ta jedna, samotna postać. Czarna na jarzącym się tle. Falujące włosy. Długie. A może jednak nie? Ból. Cierpienie. Gniew. Ruiny. Inna postać powalona na ziemię. Nie widziała jego lub jej twarzy. Ktoś wysoki. Skupiła się na tej pierwszej postaci. Czy to mógł być? Nie. To nie był on. Było zdecydowanie gorzej.

-Yohmei-sama!- Tamao wybiegła z upomieszczenia w poszukiwaniu seniora rodu.


================

Witam! Przyznaje bez bicia, notka pisana 20 grudnia XD Co ja poradzę, że mam wenę w trakcie zajęć. I naprawdę słucham na zajęciach!

Aomori, mam nadzieję, że wyjaśniłam wszystkie wątpliwości. Szczerze mówiąc lubię, gdy się pojawiają, wtedy staram się je jakoś rozwiązać, a po zakończeniu pierwszej części będę je poprawiać by wszystko ujednolicić. Trochę lubię zostawiać niedopowiedzenia, które później objaśniam. 

Jednak tu kilka rzeczy chciałabym wyjaśnić. Wiem, że Asaha przekazał dużo informacji i tak miało być, to że można się w tym pogubić jest zamierzone. To jedno, a drugie pentagram Wuxing, zresztą jak całe Wuxing to moje własne tworzenie fikcji na podstawie czegoś co istnieje. Podobnie jak Takei, korzystam ze źródeł, by powstało coś nowego. Bogowie używani w próbach istnieją (w mitologiach) i dopasowywałam ich do każdej próby, Wuxing istnieje, ale są inne żywioły (ziemia, drewno, metal, woda, ogień), proszę się nie sugerować wyjaśnieniami Asahy dotyczących żywiołów, ich połączeń między sobą i znaczeniem itd. to jest całkowicie mój wymysł, w porównaniu do Bogów wcześniej, NIEPRAWDZIWY. 

To tyle, myślę, że kliknę "opublikuj" z weekend po Świętach, więc jeszcze raz SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU. + Na 1 stycznia planuję dwa one-shoty, jeden na urodziny Rena i jeden.... niespodzianka.

sobota, 19 grudnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Próba Ognia

Nikt nie śmiał budzić Yoh. Spał smacznie prawie do południa, a obudził się dopiero na odgłosy treningu, najprawdopodobniej Tamao, z ogrodu. Powoli otworzył oczy i podniósł się do siadu, przeciągając z głośnym ziewnięciem, przecierając przy tym lewe oko. Obok niego po chwili zmaterializował się Amidamaru.

-Dzień dobry!- wyziewał Yoh, opuszczając dłonie na łóżko.

-Dobrze cię widzieć wyspanego i z dobrym humorem, Yoh-dono.- odpowiedział samuraj. Szaman uśmiechnął się szeroko, zamykając przy tym oczy. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego dobry nastrój miał dwie przyczyny, oczywiście brak koszmaru, ale też wydarzenie z poprzedniego dnia. Zastanawiał się, czy dzisiaj Anna postanowi być dwa razy bardziej okrutna, czy wręcz przeciwnie. W końcu podniósł się i udał do łazienki. Wziął szybki prysznic i przebrał się w strój treningowy.

Im bliżej był kuchni, tym wyraźniej słyszał rozmowy. 

-Keiko, powinnaś go powstrzymać.- Yoh zatrzymał się przed wejściem, słysząc głos Yohmei. Jego dobry humor szybko został naruszony.

-Nie.- głos matki padł niemal natychmiast. -Wierzę w Yoh i w to, co robi. Będę go wspierać, nawet jeśli wy tego nie popieracie, ojcze. Yoh jako jedyny jest w stanie odkryć prawdę, której nikt przez 1000 lat nie poznał. Nie będę go powstrzymywać. Mój syn ma prawo podejmować własne decyzje.- te słowa zdecydowanie rozgrzały serce chłopaka.

-Keiko, czy ty nie widzisz, jak bardzo Yoh się zmienia?- dziadek kontynuował.

-Widzę, ojcze. Ale nie doszłoby do tego, gdybyście go nie okłamywali.- szatynka gwałtownie postawiła szklankę na stole. Szaman zdecydował się nie podsłuchiwać dłużej. Wszedł do kuchni, powodując natychmiastowe przerwanie dyskusji.

-Dzień dobry, mamo.- powiedział, jak poprzedniego wieczoru, ignorując zupełnie obecność dziadka.

-Dzień dobry, Yoh. Wyspałeś się?- spytała z delikatnym uśmiechem. 

-Oj tak, w końcu. Zostało coś jeszcze na śniadanie?-


Po zjedzonym w ciszy posiłku Yoh wstał od stołu.

-Ile ci jeszcze zostało?- usłyszał, zanim wyszedł. Odwrócił lekko głowę, ale nie spojrzał otwarcie na dziadka.

-Ogień i punkt duchowy.- odpowiedział bezemocjonalnie, a starzec skinął głową. Nie czekając dłużej i nie ryzykując kontynuacji rozmowy, natychmiast opuścił dom. Zdziwiło go, że nigdzie nie widział Anny, ale może po prostu była czymś zajęta, bądź co bądź, naprawdę późno wstał. 

No właśnie, zostały już tylko dwie księgi, a Yoh już tyle się nauczył i nie chodziło tylko o wiedzę na temat żywiołów. Jego cel również był osiągalny, wiedział znacznie więcej o swoim bracie, a właściwie o swoim przodku. Zastanawiał się, co jeszcze go czeka. Przyśpieszył kroku, udając się do świątyni, w której coraz bardziej czuł się, jakby był we właściwym miejscu. Choć musiał przyznać szczerze, obawiał się księgi ognia. Czuł, że nie bez powodu to właśnie ogień był głównym żywiołem, z którego korzystał Hao, wszystkie żywioły z czymś się łączyły. Ziemia z determinacją, powietrze ze spokojem, woda z cierpieniem i czuł, że ogień nie będzie pasją. Chyba że można nazwać chęć dążenia do wybicia wszystkich ludzi pasją. Może i tak. Ale czy domyślanie się, że ogień połączy się z gniewem, mogło cokolwiek pomóc, skoro zaklęcia na nie rzucone były w stanie tak mocno wpłynąć na umysł?

Słuchawkowy szaman podszedł powoli do księgi leżącej na podłodze. Wiedział, że tym razem nie będzie inaczej i księga spróbuje go poparzyć. Spojrzał na swoje jeszcze nie do końca zagojone po ostatnim spotkaniu dłonie i westchnął ciężko. 

Pierwsza próba podniesienia i utrzymania księgi zakończyła się niepowodzeniem, choć Yoh próbował ją utrzymać jak najdłużej, w pewnym momencie jego organizm po prostu nie wytrzymał i księga ponownie upadła na ziemię, a Yoh syczał cicho z bólu, wpatrując się w poparzone dłonie. Obok niego zmaterializował się Amidamaru.

-Może spróbujemy Jedności Ducha? Nie uchronię cię przed obrażeniami, ale może dłużej wytrzymamy razem. - zasugerował samuraj.

-Warto spróbować- odparł słabo szaman, po czym wykonał Jedność Ducha ze swoim stróżem. Zdziwiło go, jak zupełnie inaczej odczuwa tę podstawową formę szamańskich zdolności, teraz gdy był już tak potężny. Wcześniej czuł, że to Amidamaru był w jego ciele, a teraz, jakby to on był w ciele Amidamaru. A i sam Amidamaru był silniejszy. Schylili się i podnieśli księgę, ponownie ją otwierając. Jednak i to nie pomogło. Po chwili palący ból zaatakował już i tak poranione dłonie szamana, a co ciekawe ból odczuł też Amidamaru. Dodatkowo, ich niesamowicie silna Jedność Ducha podwoiła odczucia obojga. Więc jeżeli poprzedni ból był straszny, to ten był dwa razy gorszy. Szaman i jego duch odskoczyli, upuszczając księgę na ziemię z głośnym jękiem i Yoh szybko zakończył jedność. Amidamaru wyskoczył z jego ciała w formie ducha, a zaraz przybrał pełną postać, wpatrując się w swoje dłonie. 

-Tak dawno nie czułem bólu.- wymamrotał. 

-Hehehe, witaj w moim świecie.- zaśmiał się szaman, machając lekko dłońmi, by choć trochę złagodzić ogromny ból. Amidamaru westchnął ciężko, ignorując żart chłopaka.

-To, co teraz?- spytał duch.

-Nie wiem, na pewno nie chodziło o Jedność.- 

-Może próba nie jest oparta na jakimś wyzwaniu rzuconym przez bóstwo, a na samym otwarciu księgi? Może powinieneś użyć mocy żywiołów?- 

Yoh westchnął przeciągle, wpatrując się w leżącą księgę.

-Powietrze na pewno nie zadziała, księga nie staje w ogniu, jedynie parzy, eliminacja tlenu nic nie zmieni, zresztą nie umiem tego zrobić.-

-A woda? Może gdybyś zapewnił sobie osłonę z wody...-

-Ta temperatura doprowadzi wodę do temperatury wrzenia albo wręcz od razu wyparuje. Poza tym Asaha powiedział, że to nie będzie potrzebne.-

-Może chciał cię zmylić? Tak jak wcześniej.- Amidamaru uniósł się nad księgą. -Za każdym razem zamyka się, gdy upada.- mruknął z zainteresowaniem. Yoh podszedł do księgi, zakładając ręce na torsie.

-Możliwe, że chciał mnie zmylić, ale nie widzę sposobu w innych żywiołach. A nad ogniem nie panuje. Może naprawdę chodzi o jej otwarcie.- powiedział z ciekawością i delikatnie kopnął okładkę księgi, otwierając ją. 

-Nic się nie dzieje, nie zamyka się.- Amidamaru, przybierając znowu postać formy ducha, podleciał bliżej otwartej księgi.

-Ważne, że nie stanęła w płomieniach.- odparł żartobliwie Yoh i kucnął przy niej, dwoma palcami chwytając za róg strony i ją przekręcił. Z początku, strona była pusta, ale po chwili zaczęły pokrywać ją ogniste symbole, większości z nich Yoh w ogóle nie rozumiał. - Myślisz, że to już?-

-To byłoby zbyt proste, braciszku.- usłyszał głos za sobą. Oczy młodego szamana rozszerzyły się. Natychmiast podniósł się z kucek i odwrócił gwałtownie, Amidamaru okrążył swojego szamana, gotów do ewentualnej walki. Przed Yoh... stał jego brat. W formie, w której ostatnio widział go żywego.

-Hao.- wyszetpał. -Ale...Jak to?-

-Nie ekscytuj się tak. Zmieniłem próbę zaraz po naszych narodzinach, wiedząc, że któregoś dnia sięgniesz po zawartą w nich wiedzę.- powiedział, uśmiechając się przy tym pewnie. Zlustrował brata wzrokiem i zmarszczył brwi. -Spodziewałem się jednak, że nastąpi to znacznie wcześniej. Ile mamy teraz lat? Czternaście?- spytał.

-Piętnaście.- odparł Yoh, niezbyt zadowolony z tego, że staje przed obliczem brata, który nie wiedział o wydarzeniach po ich narodzinach. 

-Co tak długo? Myślałem, że połowa mojej duszy sprawi, że będzie cię ciągnęło do tych ksiąg.- Hao wyglądał na lekko zawiedzionego. -Co się stało, Yoh? Czemu nie przyszedłeś wcześniej?- zapytał. Yoh natychmiast poczuł wstyd.

-Rodzina nie pozwalała mi się zbliżyć do tego miejsca. Bardzo długo nawet nie wiedziałem o twoim istnieniu. Spodziewałeś się, że gdy się poznamy, już będę o tobie wiedział?- 

-Mhm. Nigdy nie zauważyłeś, że czegoś ci brakuje? Nie odczułeś więzi pomiędzy nami? Przecież jesteśmy bliźniakami. Ot, tak pozwoliłeś się okłamać?- Hao brzmiał na bardzo zawiedzionego, a to wzbudzało w Yoh gniew, ale nie na starszego, a na siebie i na rodzinę.

-Może czułem, ale nie wiedziałem, o co chodzi. Rodzina ukrywała twoje istnienie przez cały czas i nikt nigdy nie powiedział, dlaczego byłem trenowany. Moim celem miało być zdobycie korony szamana, a nie zabicie własnego brata.- wymamrotał chłopak.

-No tak, wybrali cię na tego Asakurę, który ma mnie zabić, oczywiste. Yohmei i Mikihisa nie byli w stanie mnie zgładzić jako niemowlaka. Został im tylko Asakura urodzony razem ze mną. Posiadający połowę mojej duszy i część moich mocy.- mruknął Hao, z delikatnym uśmiechem. -Zakładam, że kiedy zorientowałem się, że nie wiesz, kim jestem, budowałem nieco napięcie, zanim sam ci o tym powiedziałem?- dopytywał. Yoh skinął głową twierdząco.

-Oczywiście. Dałbym szansę rodzinie na powiedzenie ci prawdy, wiedząc, że i tak tego nie zrobią.- 

-Chyba liczyli na to, że nigdy się nie dowiem. Dziadek wezwał Annę, by to ona użyła mocy korali, jej jedynie powiedział, że jesteś moim przodkiem, nic więcej. Dopiero kiedy nazwałeś mnie bratem, ojciec opowiedział mi historię naszych narodzin, oczywiście nie całą.- głos Yoh był bardzo niepewny. Czuł, jak robi mu się gorąco ze wstydu, a w ustach miał kompletnie sucho.

-Rozumiem, zakładam, że zrozumiałeś, że nie możesz ufać swojej rodzinie. Może nawet lepiej się stało. Asakurom nie można ufać, ukrywali przed tobą więcej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Zrobili z ciebie narzędzie, tylko tyle dla nich znaczysz. Zakładam, że to zrozumiałeś, dołączyłeś do mnie i teraz uczysz się z ksiąg?- dopytywał, wciąż nastawiony pozytywnie. Zdecydowanie nie potrafił czytać w myślach, bo myśli Yoh były teraz w kompletnym chaosie. Chłopak spuścił głowę, zaciskając dłonie w pięści. Amidamaru przyglądał się swojemu przyjacielowi, zaniepokojony jego postępowaniem. To prawda, że wiele się nauczył o przeszłości Hao, ale ten tutaj nie zamierzał być dobry, a jednak jego szaman okazywał poczucie winy. Niepokojące poczucie winy. -Yoh?- zapytał starszy z bliźniaków.

-Ja... Ja cię zabiłem.- mruknął, nie podnosząc wzroku na starszego.

-Co?-

-Zabiłem cię.- w głowie wracały mu obrazy z koszmarów, gdy Hao przemawiał do niego w czymś, co przypominało miejsce, w którym ich dusze miały się połączyć. Teraz to starszy milczał przez dłuższą chwilę.

-Aż tak cię zniszczyli..- tym razem w jego głosie słychać było gniew. Nagle wszystko wokół nich stanęło w płomieniach. Yoh odskoczył od ognia, stając tym samym bliżej Hao.

-Yoh, coś tu jest nie tak.- mruknął Amidamaru.

-Istniejesz dzięki mnie. Ciebie miało nie być. Doprowadziłem do rozdzielenia, a oni i tak ciebie zniszczyli. Odebrali mi nawet brata, którego sam stworzyłem. Okłamywali cię całe życie, a ty i tak...- wywód Hao przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Oboje zwrócili głowy w stronę Yohmei. 

-To niemożliwe...- wyszeptał mężczyzna.

-Dziadku, wyjdź stąd!- krzyknął najmłodszy. Hao natomiast zmarszczył brwi i z ogniem w oczach spojrzał na seniora rodu.

-To wszystko twoja wina. Yoh był moją ostatnią nadzieją na uwolnienie się od gniewu i samotności. Dałem mu wszystko, czego potrzebował, by mnie zrozumieć, i zajrzeć głębiej niż wy, a wy i tak go zniszczyliście.- słysząc gniew Hao, Yoh sam nie wiedział jakie emocje brały w nim górę. Smutek, zawód, strach, a może właśnie gniew na rodzinę. Ten ostatni powoli brał górę, gdy przysłuchiwał się wymianie zdań.

-Yoh, nie wyczuwam...- zaczął Amidamaru, ale młody szaman go uciszył.

-Nie mogliśmy pozwolić, żeby do ciebie dołączył. Jesteś wcielonym złem. Nie mogliśmy stracić jedynego, który mógł cię zniszczyć.- warknął Yohmei, a wokół niego unosiły się liściaste Shikigami. Yoh przesunął się, niemalże od razu dostrzegając, że płomienie odsunęły się tak, by go nie dotykać, a żar z nich bijący, choć odczuwalny, zupełnie mu nie przeszkadzał. Wyciągnął do niego dłoń, a niewielka ognista kulka uniosła się nad jego ręką.

-Dlaczego ogień mnie słucha?- mruknął do siebie.

-Yoh, musisz stąd natychmiast wyjść! Skończ z tymi bzdurami o dobroci Hao, w nim nie ma ani krztyny dobra. To koniec, pokonałeś go.- krzyknął Yohmei.

-Tylko tym dla was był! Narzędziem. Nie miał żadnej wartości jako wnuk czy syn! A może wiedzieliście, że z początku tylko ja miałem się narodzić, ale chciałem mieć kogoś po swojej stronie? Byliście gotowi go zabić, a potem go wykorzystaliście, bo wiedzieliście, że jest dla mnie ważny, jako brat! Kto tu jest potworem?- warknął Hao. Amidamaru mógł przysiąc, że tylko on nie widział tutaj sensu. Hao nie mówiłby o tym tak otwarcie, Yoh przecież nie był w księdze ognia, a ten już go słuchał, a co najważniejsze nie wyczuwał obecności ani Yohmei, ani jego duchów. 

-To prawda, ale teraz kiedy cię nie ma, jest jedynym, który może stanowić zagrożenie. Nie możemy do tego dopuścić!- Shikigami Yohmei ruszyły zarówno na Hao, jak i nic niespodziewającego się Yoh. 

-Dziadku!- zawołał młodszy szaman, cofając się nieco. Czy jego dziadek naprawdę mógł go zaatakować? Naprawdę uważał go za narzędzie i zagrożenie? Chodziło tylko o to, by Yoh nie zrozumiał Hao i nie stał się taki jak on, a nie o to, jak duże fizyczne i psychiczne krzywdy wyrządziły mu dotychczasowe próby? Yoh był w kompletnym szoku, a zawód i gniew zaczęły się w nim gotować, choć wciąż nie dopuszczał go do siebie. Shikigami pędzące na tę dwójkę nagle stanęły w płomieniach.

-Asakurowie. Wy nigdy nie powinniście powstać.- warknął Hao.

-Możesz winić wyłącznie siebie.- uśmiechnął się złośliwie Yohmei.

-Masz rację. - warknął Hao i ruszył na Yohmei. W mgnieniu oka powalił staruszka na ziemię. Samuraj u boku Yoh przyglądał się temu z niedowierzaniem. Jego wzrok przeniósł się na przyjaciela, którego otaczał ogień. Ogień, który ewidentnie go słuchał. 

-Yoh...-

-Okłamywali mnie...- 

-Yoh, pomóż mi!- krzyknął Yohmei. Młodszy z bliźniaków przyglądał się, jak w dłoni Hao formuje się miecz. Okłamywali go, to prawda. Ale... nie, Yoh nie chciał tego. Nie chciał niczyjej śmierci... Nie mógł dać ponieść się gniewowi, przecież sam doskonale wiedział, że gniew nie prowadzi do niczego dobrego. Morderstwo nie było odpowiedzią. Były inne sposoby. I choć miał za złe rodzinie, to nie nienawidził ich.

Cholerny Asakura.

-Hao, stój!- zawołał Yoh i rzucił się do przodu, łapiąc brata za nadgarstek. Hao odwrocił twarz i zmierzył spojrzeniem młodszego. Yoh wpatrywał się w niego błagalnie, a ogień wokół nich zaczął przygasać. Starszy uśmiechnął się, zamykając oczy i... rozpłynął się w powietrzu. Płomienie również zniknęły, jakby nigdy ich tu nie było. Słuchawkowy spojrzał na dziadka, ale jego też nie było.

-Co się stało...?- mruknął do siebie.

-To wszystko było iluzją.- usłyszał głos starca za sobą. Gdy się odwrócił, na otwartej księdze ognia siedział niewiele niższy od Manty staruszek. Miał skrzyżowane nogi, a na głowie nosił dziwne naczynie.

-Więc to była próba? Hao...-

-Nie był prawdziwy. Nie zmienił próby. Wybacz mi te kłamstwa, musiałem wywołać u ciebie gniew młody Asakuro, musiałem mieć pewność, że umiesz nad nim zapanować.- odparł, a jego twarz wyrażała prawdziwą skruchę. Nie to, co jego dziadkowie, przeszło Yoh przez myśl.

-Więc to wszystko nie było prawdą?- spytał.

-Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Iluzja została stworzona na podstawie tego, co budzi w tobie największy gniew. U ciebie były to kłamstwa rodziny, osądzanie pana Hao i wykorzystywanie twojej osoby w celach destrukcyjnych, całkowicie wbrew sobie. Czy wypowiadane przed pana Hao i Yohmei słowa były prawdą, nie wiem.- odpowiedział mężczyzna. -Na czas trwania próby dałem ci moc ognia, by zobaczyć, co zrobisz, czy nad nią zapanujesz. Oczywiście została ci już odebrana. Więcej opowie ci na ten temat księga.- dodał, spoglądając w dół, a ton jego głosu jasno sygnalizował koniec tej, jakże krótkiej konwersacji.

-Przepraszam, zanim odejdziesz, czy mogę poznać twoje imię? Zastanawiam się, kogo mój brat wybrał do obrony księgi.- wtrącił Yoh.

-I tak nie powtórzysz. Nazywam się Huehueteotl, jestem azteckim bogiem ognia i roku. Symbolizuję oczyszczenie, transformację i regenerację świata poprzez ogień.- odpowiedział bóg. Gdyby nie dodał ostatniego zdania, Yoh miałby problem z utrzymaniem chichotu. Te ostatnie zdanie wyjątkowo mocno łączyło się z działaniami Hao. Czy to dlatego wybrał ogień?

-Możesz skorzystać z księgi, Yoh Asakuro. Uważaj jednak, bo zbliżasz się do najtrudniejszych zagadnień. Zwłaszcza gdy chodzi o ogień.- powiedział bożek. 

-Dziękuję, panie.- odparł szaman, nie ryzykując jednak wymawianiem jego imienia. Bóg skinął głową i zniknął w płomieniach. Na podłodze została otwarta księga.

-To było bardzo dziwne doświadczenie.- mruknął Amidamaru, spoglądając na swojego szamana. Ten nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. -Yoh-dono, wszystko w porządku?- spytał. Krótkowłosy skinął głową.

-Tak, po prostu... Będzie mi teraz to siedzieć w głowie. Pójdziesz po Annę?-

-Tak, Yoh-dono.-


>W tym samym czasie<

-Młody Asakura ocalił nas, ale nie możemy zignorować podejrzeń, że postanowi on zgłębić zakazane nauki Hao Asakury- spokojny kobiecy głos rozbrzmiał w ciemnym pokoju.

-Oczywiście.-

-Pojedź do Izumo, ale pamiętaj, Yoh nie jest naszym wrogiem, upewnij się tylko, że nie staje się naszym zagrożeniem. Nauki Hao Asakury są zakazane, ale Yoh jest jego najbliższą rodziną. Nie mamy prawa zarządzać przedmiotami, które do niego należą. Nie popęłnijmy więcej tego błędu.- 

-Tak, pani.-


===================

Witam, witam! A jednak udało się przed Świętami! Co prawda, korzystałam z mojej umiejętności multitaskingu. Pisałam w trakcie wygładów, a słuchałam uważnie.

Jeśli chodzi o zajęcia, w tym roku mam oczywiście japoński, edytorstwo tekstów japońskich na komputerze, kulturę codzienną Japonii, język obcy (angielski, na drugim roku mogę wybrać inny), oczywiście ochronę właśności intelektualnej (o dziwio baaardzo interesujący, fajna pani profesor), wstęp do kultury popularnej Japonii, Internet kultura i społeczności, historia Japonii, zróżnicowanie regionalne Japonii, literatura popolarna Japonii. Ogólnie przedmioty są super, bardzo mi się podoba i nawet nie przeszkadza mi to, że są z domu. Na historię będę pisała na zaliczenie o Onmyodo i Abe no Seimei, więc oczywiście jestem przeszczęśliwa. Ogólnie jestem bardzo zafascynowana i bardzo zadowolona z wyboru. Studiuję w Warszawie w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. 

Aomori, cieszę się, że trochę i Ciebie zmotywowałam, na razie wygląda na to, że tylko my aktywnie piszemy, ale miejmy nadzieję, że niedługo będzie nas więcej. A jeśli nie piszących, to chociaż komentujących. To trochę smutne jak mało tych komentarzy, ale może niedługo będzie więcej. Właściwie to życzę nam tego z okazji zbliżających się Świąt i Nowego Roku!

No właśnie, nie wiem, czy jeszcze coś napiszę przed Świętami, czy Nowym Rokiem. Postaram się, ale jeżeli nie, to życzę wam wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się Świąt, spędźcie je bezpiecznie, zdrowo i ciepło, w miarę możliwości z rodziną. A co do Nowego Roku, cóż, no. Każdy wie jak jest, więc życzę wam aby Nowy Rok nie był tak zły, jak ten, weselszy niż Sylwester, jeżeli spędzacie go samotnie, a jeżeli świętujecie od 17 do 7, to.... wytrwałości XD

Do zobaczenia!

sobota, 12 grudnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Woda

Yoh ciekawiło, co też Anna planowała. Akurat sam fakt, że przywołała Shikigami, by znów jej stróżowali, jakoś bardzo go nie dziwił. Co trzy demony, to nie jeden. Oj, ale by oberwał, gdyby usłyszała jego myśli. Szatyn zaśmiał się na sam ich wydźwięk i wyobrażenie kary. Ktoś mógłby stwierdzić, że jest masochistą, uśmiechając się do wizji niesamowitego cierpienia, ale on po prostu widział Annę taką, jaka była naprawdę. Wracając do rozmyślań, Zenki i Goki mogli przydać się w przyszłości, ale czego jeszcze potrzebowała z Cho-Senjiryakketsu? Przecież już nad nimi panowała. Wiedział jednak, że nie wyciągnie z niej nic, dopóki sama nie postanowi mu powiedzieć. A sam miał się skupić na trenowaniu. Szatyn nabrał głęboko powietrza i powoli je wypuścił, po czym oczyścił swój umysł z pytań, wątpliwości i wyobrażeń, a skupił się na otaczającym go świecie. Miękkiej, pachnącej trawie, na której siedział, delikatnym powiewie wiatru, muskającym jego twarz i dźwięku szeleszczących na nim liści, który mieszał się z szumem wody i dźwiękiem opadającego bambusa dochodzącego z dużej shishi-odoshi*. Regularne stukanie bambusa o kamień nie było irytujące, a wręcz pomagające wprowadzić się w trans i jedność z naturą.


Annie chwilę zajęło odnalezienie Yoh. Z początku myślała, że będzie przy grobie przodka, ale się pomyliła. Znów musiała skorzystać z pomocy liściastego shikigami, który zaprowadził ją na tyły ogrodu w części dla byłych uczniów posiadłości. Po cichu stanęła kilka metrów od Yoh, opierając się o drzewo i obserwując go. Gdy tak medytował, albo spał, przypomniały jej się czasu treningu jeszcze przed rozpoczęciem Turnieju. Tak bardzo się od tego czasu zmienił, a wciąż pozostawał sobą. Był znacznie bardziej dojrzały, w tym krótkim czasie, podobnie jak inni młodzi uczestnicy walk, wydoroślał. Co prawda, większość czasu wciąż był tym samym luzakiem, ale częściej widać w nim było determinację. Nie był już takich chudziakiem, trening sprawił, że mięśnie, a przynajmniej ramion, które teraz widziała, zarysowały się. Ale to ostatnie dni odcisnęły na nim największe piętno. Właśnie te ramiona pokrywały szramy, które pozostawiła po sobie próba księgi ziemi, które wciąż się goiły, jego twarz pokrywały niewielkie siniaki i zadrapania, a kostium treningowy był nieco wybrzuszony w miejscu, gdzie przechodził bandaż chroniący jego złamane żebro. Był bledszy, a pod oczami miał cienie od koszmarów, które męczyły go nocami, nawet jeśli ostatnio miał okazję, by się wyspać, to tylko dlatego, że ostatnia próba wykończyła go i fizycznie i psychicznie. W pewnym momencie Anna poczuła ukłucie smutku i frustracji, że ktoś taki, jak on został obarczony tak ciężkim zadaniem, a teraz brał na siebie odpowiedzialność za postępowanie całego rodu. Ale była z niego dumna. I nawet nie myślała tu już o koronie Królowej Szamanów, po prostu o nim jako człowieku, którego pokochała już wtedy w Aomori.

Kącik ust Yoh uniósł się w lekkim uśmiechu. Z pomocą wiatru wiedział, kiedy się pojawiła, a potem chciał tylko sprawdzić, czy znów mu się uda i akurat wpadł na te słowa. Od razu przestał korzystać z tego, co dawał mu wiatr i uśmiechnął się w pełni, nie otwierając oczu.

-Długo już tak stoisz?- spytał, choć doskonale wiedział ile. 

-Czy to jakaś zemsta, za moje nasyłanie duchów, by cię śledziły?- odpowiedziała mu pytaniem na pytanie. 

-Można tak powiedzieć, moc wiatru jest bardzo przydatna, ze wszystkich żywiołów chyba najbardziej mi się podoba.- szatyn otworzył oczy i rozluźnił się nieco, spoglądając na swoją narzeczoną zanim odchylił się do tyłu i oparł dłońmi na trawie za sobą. Znów jej obecność była tak kojąca. 

-Jak ci idzie?- spytała.

-Bo ja wiem. Znośnie. Ale Asaha mówił, że żywioły staną się częścią mnie, a chociaż powietrze i ziemia raczej mnie słuchają, to nie czuję tego. Słuchają mnie, ale nie czuję jeszcze z nimi jedności.- odparł, rozprostowując nogi, a blondynka usiadła obok niego.

-A woda?- spytała. Yoh zacisnął usta i spojrzał na przelewającą się wodę w fontannie.

-Boję się jej.- przyznał. Medium spojrzała na niego przenikliwie, a po chwili Zenki trzepnął szamana tak mocno, że ten przewrócił się na trawę z jękiem.

-Jak chcesz zdobyć szacunek czegoś, czego się boisz, Yoh? Wiem, że próba wody okrutnie cię zraniła, ale nie możesz przez to zaniedbywać pracy nad opanowaniem jej.-

-Gdybyś widziała, to co ja. To cierpienie. Twoje, Hao, Rena, Manty, wszystkich, nawet X-Laws czy popleczników Hao...- wyszeptał.

-Yoh!- warknęła na niego chłodno, natychmiast zamykając szamanowi usta.

-Przeszłości nie zmieniesz. Każdy z nas wiele wycierpiał, a ty wcale nie mniej. Cierpienie skumulowało się w jednej próbie, ale to, przez co kiedyś przechodziliśmy zaprowadziło nas tam, gdzie teraz jesteśmy. Gdyby rodzice mnie nie porzucili, pewnie teraz bym z tobą nie rozmawiała. Sam zawsze powtarzałeś, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli chcesz opanować wszystkie pięć punktów, nie możesz się bać wody tylko dlatego, że pokazała ci cierpienie najbliższych.- mówiła srogim, ale też i opiekuńczym tonem. Szatyn uważnie jej słuchał i podniósł się z powrotem do siadu, a jego wzrok skierował się na wodę przelewającą się przez bambusową fontannę.

-Asaha powiedział, ze woda reprezentuje cierpienie.-

-Choćbyś nie wiem co zrobił, Yoh, cierpienie jest częścią życia. Nigdy się go nie pozbędziesz. Nawet Król Szamanów nie jest w stanie nad tym zapanować. Ty również się w swoim życiu nacierpiałeś i nawet nie waż się porównywać swojego cierpienia do cierpienia innych. Wszyscy cierpią, ty w tej chwili też.- dodając ostatnie zdanie, sprawiła, że Yoh spojrzał prosto w jej czarne oczy. To przenikliwe spojrzenie sprawiło, że po chwili blondynka musiała odwrócić wzrok. - Nie ruszymy się stąd, dopóki nie zatrzymasz przepływu wody w fontannie, choć na chwilę.-

I jak powiedziała, tak też musiało być. Niechęć Yoh do wody sprawiła, że żywioł nie był zbyt chętny do współpracy, nie jako oznaka niezadowolenia, a dlatego, że Asakurze ciężko było sięgnąć do pełni swojego potencjału. Zdarzało się nawet, że frustrując się na wodę, wiatr zaczynał mocniej wiać. Z początku Anna nie zwracała na to uwagi, dopiero po chwili zorientowała się, że mocniejsze podmuchy spowodowane są utratą kontroli Yoh. Nie wiedziała, czy powinna być dumna, czy raczej się martwić. Z tego, co mówił oznaczało to, że powietrze, jako żywioł najbardziej zbliżony do jego osobowości stawał się jednością z Yoh, a z drugiej, mógł przesadzić z brakiem kontroli. Nie pośpieszała go, to nie był trening, którym mogła zarządzać. Z drugiej strony, żadne z nich nie miało ochoty na kontakt z rodziną chłopaka, więc w ogóle im nie przeszkadzało siedzenie w ogrodzie do ciemnej nocy. 

Kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem, a Yoh z frustracji aż ściągnął swoje słuchawki.

-Odsapnij chwilę, oczyść umysł.- spróbowała mu poradzić. -Im bardziej się frustrujesz, tym mniejsza szansa, że ci się uda.- dodała. Asakura odetchnął głęboko i zamknął oczy. 

-Zawsze, gdy mama nadzorowała mój liściasty trening i znowu mi się nie udawało, głaskała mnie po włosach i od razu mi wychodziło.- mruknął, niczym zdeterminowane dziecko. Ot, tak, tak powiedział. Nie spodziewał się, że po chwili ogromnego wahania poczuje rękę blondynki w swoich włosach. Otworzył oczy, mrugając nimi z zaskoczeniem i skierował swoje spojrzenie na nią, a ona natychmiast użyła tej dłoni, by nakierować jego głowę z powrotem na fontannę, mocno skrępowana tym niewielkim pokazem uczuć. Chłopak cicho zachichotał.

-Skup się albo oberwiesz tą fontanną.- warknęła i wróciła do przeczesywania mu włosów.

Tym razem Yoh oczyścił całkowicie umysł, skupił się na przyjemnym uczuciu, które dawała mu obecność medium i jej dotyk. Pozytywna energia i myśli budowały się w jego umyśle, a frustrację zastąpiła wiara, że w końcu mu się uda. Nie myślał o żadnych rozkazach, po prostu chciał, by woda przestała płynąć.

-Yoh, zobacz.- usłyszał jej głos. Nie otwierał oczu, ale zorientował się, że coś się zmieniło. Rytmiczne stukanie bambusa ustało. Dopiero wtedy uniósł powieki. Woda nie płynęła, fontanna się zatrzymała. -Udało ci się.- powiedziała, zanim woda znów ruszyła.

-Mówiłem, że głaskanie po włosach działa.- odpowiedział, odwracając głowę w jej stronę z szerokim uśmiechem, takim, który zawsze rozgrzewał serce medium. Dziewczyna zaczęła wycofywać swoją dłoń, znów czując się nieswojo, ale Yoh uchwycił ją w swoją. Czuła, że jego dłoń wciąż leczy się z oparzeń z pierwszego kontaktu z księgami Hao. Bogom wszelkich religii dziękowała, że było ciemno.

-Cóż, lepiej się nie przywyczajaj, nie będę cię głaskać po głowie w trakcie walk.- odpowiedziała, starając się brzmieć srogo.

-Wiem, wiem, ale przynajmniej będę miał co wspominać. Poza tym nie planuję w walkach szamanów korzystać z mocy żywiołów. Nie chcę, by ktokolwiek wypowiadał się na temat posiadania mocy podobnych do Hao.- odparł, wpatrując się w blondynkę. Ta unikała jego spojrzenia. 

-Spróbuj o tym komuś powiedzieć...- zaczęła, ale przerwał jej chichot chłopaka.

-I mówi to ta, która, kiedy się dało, wspominała o naszym narzeczeństwie.- powiedział z rozbawieniem. Odruchem Anny było użycie wolnej ręki, by go zdzielić albo w twarz, albo w tył głowy, ale Yoh był szybszy i uchwycił jej nadgarstek w locie. W końcu spojrzała na niego gniewnie i okazało się, że jego twarz była bliżej niż przypuszczała. Pomimo ciemności widziała zmianę w wyrazie jego twarzy, z uśmiechniętego do jakby zamyślonego. Dystans pomiędzy nimi zaczął się powoli zmniejszać, a oboje byli tak jakby w transie, żadne z nich nie myślało o tym, co robi, coś ich po prostu przyciągało do siebie. W końcu jego usta zetknęły się z jej. Pocałunek ten był kompletnie nieporadny, wręcz nieruchomy, jakby oboje bali się ruszyć, w końcu żadne z nich nie miało w tym doświadczenia, a jednak było w nim coś magicznego. Yoh opuścił ich dłonie i po chwili odsunęli się od siebie. Rumieńce skrywały się w ciemności, ale oboje potrafili je u siebie dostrzec. Anna ocknęła się pierwsza. Yoh nawet nie zauważył, kiedy pojawił się Goki i odciągnął go za fraki, sprawiając, że puścił dziewczynę.

-Wracamy do domu.- powiedziała i szybko podniosła się z ziemi. Ktoś mógłby odnieść wrażenie, że była zła, ale nie Yoh, pomimo agresywnej reakcji shikigami, uśmiechał się szeroko. Demon zniknął, ale obok pojawił się Amidamaru z wymowną miną.

-No co? Albo nie, nic nie mów.- powiedział szaman, a samurai założył ręce na torsie z uśmieszkiem, ale nic się nie odezwał.


Do końca wieczora nie odezwali się do siebie, w sumie nie potrzebowali. On wiedział, że ona potrzebuje chwili, by przestać o tym myśleć, a ona wiedziała, że ją rozumie. Wrócili do domu witając się z Keiko i Tamao, a starszyźnie Anna skinęła głową, natomiast chłopak ich zignorował. 

Tej nocy nie miał koszmarów.

*shishi-odoshi - japońskie fontanny z kamieni i bambusa

================

No tak, cześć wszystkim. Przyznam, że nie wiem, co powiedzieć oprócz ogromnego PRZEPRASZAM!!! Nie zawieszam i nie chcę zawieszać bloga, sytuacja, która u mnie wystąpiła była po prostu zbyt stresująca i demotywująca. Wszystkie historie z lekarzami, stres w pracy w związku z przechodzeniem na wyższe stanowisko, masa nowych obowiązków, stwierdzenie w wieku 26 lat, że chcę zrobić studia z kultury Japonii, szkolenia z tłumaczeń audiowizualnych, zbliżające się święta i w ogóle tyle tego było. Zjazdy mam co dwa tygodnie w weekendy i to sprawiło, że po prostu nie miałam sił, a jeszcze cały listopad przekaszlałam, bo nasza opieka zdrowotna kuleje przez koronawirusa. Wyobraźcie sobie, że cholerne trzy tygodnie czekałam trzy tygodnie aż dostanę lekarstwo, o które poprosiłam w pierwszym kontakcie z lekarzem tydzień po tym jak kaszel mi się nie uspokajał. Bo najpierw test na koronawirusa + kwarantanna, o którą musiałam się prosić żeby mi ją zdjeli, gdy przyszedł wynik negatywny. Bez tego luxmed nie chciał mi dać skierowania na wizytę u lekarza, leku też nie chcieli przepisać bo najpierw trzeba mnie osłuchać, potem zdjęcie kwarantanny, potem czekanie na teleporadę, potem wystawienie skierowania w czwartek, a skierowanie ważne przez trzy dni, a ni cholery wolnych terminów, więc znowu czekanie na teleporadę, by znowu dostać skierowanie, w końcu skierowanie, i udało się zapisać i potem znowu czekanie na samą wizytę żeby się dowiedzieć, że od początku mogłam dostać lek, o który prosiłam (do nebulizatora). I tak trzy dni po dostaniu leku kaszel się skończył. 3 tygodnie + tydzień przed, męczyłam się z kaszlem, który można było załatwić bez tych 3 tygodni, gdyby nasza opieka zdrowotna nie kulała. I sanepid, który zwlekał ze zdjęciem kwarantanny. No nic, przepraszam was bardzo za te opóźnienia, i postaram się dodawać notki znów dość często, chociaż nie obiecuję ze względu na zbliżający się koniec semestru i ilością prac do napisania na zaliczenie. Ta notka miała być dłuższa i miała zawierać próbę ognia, ale pomysł sceny między Anną i Yoh przyszedł sam z siebie i stwierdziłam, że tak to już zostawię, a próbę ognia dam następnym razem. Wiem, że krótkie.

Aomori, bardzo Cię przepraszam, że nie skomentowałam nic u Ciebie (no jak to czytasz, to już się to zmieniło) i bardzo Ci dziękuję za dedykację! I przyznam szczerze, że pomysł, by ta notka była o Yoh i Annie przyszedł po Twojej dedykacji, więc i ja dedykuję tą część Tobie~! Dziękuję też za polecenie bloga. Zakładam, że wszyscy ewentualni czytelnicy i tak pochodzą od Ciebie, ale jeśli ktoś nie zna, to zapraszam do Aomori i jej opowiadania!


Postaram się dodać nową notkę jeszcze przed Świętami. Tak jak wspominałam, zbliżamy się do dość kluczowych i finalnych momentów I części tego opowiadania.

Jeszcze raz, przepraszam za te opóźnienia.

sobota, 12 września 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Asaha vs Anna

 -No, no, jestem pod wrażeniem.- 

W miejscu Shikigami stał teraz nie kto inny, a sam przodek jej narzeczonego. W dłoni trzymał Senjiryakketsu, a jego przenikliwe spojrzenie wbite było w blondynkę, usta wykrzywione w złośliwym uśmiechu.

-Asaha, zgadza się?- spytała całkowicie spokojnie, jakby jego obecność nie robiła na niej żadnego wrażenia.

-Czy to próba okazania niewielkiego szacunku w postaci "wiem, do kogo przychodzę"?- odparł mężczyzna, a z jego twarzy wciąż nie znikał ten uśmieszek.

-Niewielkiego, słowo klucz. Znam cię pod imieniem Hao.- blondynka skrzyżowała ramiona na piersi, wpatrując się we wróżbitę spokojnie.

-Podkreślanie niewielkiego szacunku wobec mnie jest raczej błędem, jeśli masz zamiar mnie pokonać i uzyskać pozwolenie na przejście prób ksiąg. Chociaż nawet padanie na kolana nic by nie zmieniło.- mężczyzna wyciągnął dłoń, a przed nią uformował się świetlisty symbol gwiazdy. Anna natychmiast złożyła dłonie z wyprostowanymi palcami wskazującymi i środkowymi, mamrocząc cicho pod nosem.

-Kyu-Kyu Nyo Ritsu Ryo*- korale, które miała owinięte wokół nadgarstka, rozjarzyły się i strumień niebieskiego światła wystrzelił na spotkanie ataku strażnika. Po ich zderzeniu światło przygasło, Anna poczuła jak od siły wykonanego zaklęcia kręci jej się w głowie, ale nie zamierzała tego pokazać i dzielnie trzymała pion. Na jej niewypowiedziany rozkaz Goki pojawił się za Asahą, przysuwając ostrze topora do jego szyi.

-Imponujące...- zaczął, lecz medium od razu mu przerwała.

-Nie jestem tu po to, by z tobą walczyć. To mam już za sobą. Nie zamierzam też sięgać po twoje księgi.- 

Mężczyzna spojrzał na nią badawczo, przez pierwsze kilka sekund nie decydując się na żadną odpowiedź, jednak po krótkiej chwili, opuścił dłoń, a Goki odsunął topór, w pełni znikając.

-Czemu więc zawdzięczam tę wizytę?- spytał, wsuwając dłonie do długich rękawów.

-Muszę wiedzieć, kim jesteś.- jej żądanie skomentował cichym śmiechem.

-To trochę ogólnikowa prośba. A może najpierw ty wyjawisz mi swoją tożsamość. To niegrzeczne zakłócać czyjś spokój, żądać spowiedzi, a samemu nawet się nie przedstawić.- skwitował, ponownie uśmiechając się złośliwe. Brew Anny drgnęła ku górze, jednak zamierzałą jak najwięcej wyciągnąć z Asahy, powtórzyła więc w myślach fakt, że to nie jest prawdziwy Asakura Hao i wciągnęła głęboko powietrze.

-Nazywam się Kyoyama Anna, jestem duchowym medium. Jestem także narzeczoną Yoh.- odparła najściślej, jak potrafiła.

-Narzeczona Yoh? Rozumiem. Widzę, że głowy rodziny za punkt honoru postawiły sobie utrzymanie potężnej mocy płynącej we krwi Asakurów. Jestem pod wrażeniem twoich mocy i sprytu, zapewne skorzystałaś z nauk zamieszczonych w tej drugiej księdze, która powstała już po moich stworzeniu.- mężczyzna zwrócił głowę w stronę Cho-Senjiryakketsu. -Wykorzystanie Shikigami, które miały strzec księgi, było bardzo imponujące. Zenki i Goki miały chronić Senjiryakketsu, w związku z tym pieczęć i zaklęcie odstraszające im nie zaszkodziło, w dodatku nawet przejmując energię Zenki, wciąż możesz korzystać z Goki. Nauczyłaś się też podstawowych zaklęć obronnych. Całe szczęście, że nie użyłem wobec ciebie silniejszych zaklęć.- mówił, a Anna przewaliła oczami. Akurat pochwały ze strony Hao usłyszała już wcześniej, choć te brzmiały znacznie lepiej, gdy nie były wstępem do przekonywania na swoją stronę.

-Dość tych komplementów, Douji.- wtrąciła sucho. Wróżbita znów skierował na nią swój wzrok i zaśmiał się krótko. Jak bardzo ona mu teraz przypominała Asanohę. Choć był jedynie strażnikiem, posiadał wspomnienia i wiedzę sprzed swojego powstania, jakby był w pełni duchem Asahy. We wspomnieniach posiadał obraz Asanohy uciszającej go, gdy dopraszał się ulubionego deseru, kołysanki czy historyjki. Jego matka, jako osoba umiejąca rozmawiać z duchami, zawsze miała dziesiątki nowych historii do opowiedzenia, a on uwielbiał ich słuchać przed snem. Gdy odmawiała kolejnych, słodził jej ile się dało, próbując ją udobruchać, a nuż zgodziłaby się opowiedzieć kolejną. Najczęściej jednak kończyła zdaniem "Dość tych komplementów, maluchu." 

-Cóż. Nazywam się Douji Asaha, jestem wielkim onmyouji. Jestem także przyszłym założycielem klanu Asakura, do którego planujesz wejść.- odpowiedział, przedrzeźniając jej sposób przedstawienia. Anna zacisnęła pięści mocno, starając się mu po prostu nie przywalić.

-Zaczynam mieć wrażenie, że jednak niewiele różnisz się od Hao, którego znaliśmy.- warknęła wrednie, a Asaha ponownie się zaśmiał.

-Możliwe, nie wiem, musiałabyś zapytać jego.- tego już było za wiele. Blondynka nie zapanowała nad tym odruchem, w jej głowie zapaliła się jedynie lampka, że Asaha przejął energię Shikigami, jednocześnie stając się znacznie bardziej cielesny, niż zwykły duch, a sekundę później jej dłoń przywaliła mu mocno z liścia. 

-Tsk... Mam nadzieję, że pamiętasz, że nie jestem prawdziwy i właściwie tego nie odczułem.- syknął z rozbawieniem. Jego głowa jedynie odchyliła się na bok od siły ciosu, ale na policzku nie było żadnego śladu.

-Nie obchodzi mnie to, ważne, że reprezentowało moje niezadowolenie.- wzruszyła ramionami.

-Naprawdę bardzo przypominasz mi moją matkę.- stwierdził, znów przenosząc na nią wzrok. -Masz jedynie znacznie krótsze włosy. Z zachowania jeszcze bardziej jesteś do niej podobna.- dodał. 

Anna nie była kobietą, którą pierwsza lepsza informacja potrafiła zbić z pantałyku. Niełatwo było zaskoczyć ją do tego stopnia, by to okazała. Zwykle ukrywała się za bezemocjonalną maską, choć w obecności Yoh coraz częściej znikała. Jednak to nie był Yoh, a jego słowa ją zamurowały. 

-Przypominam ci matkę?- powtórzyła, starając się przy tym brzmieć, jakby z niego drwiła.

-Czyżbym w swoim trzecim życiu traktował cię ulgowo i właśnie dowiedziałaś się dlaczego?- zagaił, ale zaraz uniósł dłonie ku górze, widząc jej spojrzenie.

-Niech ci będzie, Anno. Niestety, tak jak Yoh, nie jestem w stanie ci pomóc. Nie mogę pomóc ci mnie poznać. Jestem pieczęcią, nie mam w pełni wolnej woli. Nie wiem, co się stało, po moim stworzeniu.- jego głos brzmiał już znacznie bardziej pokojowo i nie tak drwiąco.

-Więc kim byłeś i dlaczego powstałeś?- nalegała.

-Nie mogę ci wszystko opowiedzieć, Anno. Nie wiem co się ze mną stało, pytasz o to złą osobę.- 

-Ale ja nie pytam o to, co się z tobą stało, a kim byłeś. Jeżeli jest szansa, że dawny ty wciąż istnieje w twojej duszy, to muszę wiedzieć kim był dawny ty. Yoh ryzykuje życie, by móc spełnić twoje marzenia, stanąć z tobą twarzą w twarz za 500 lat i wydobyć z ciebie dawne dobro. Muszę wiedzieć, czy ono kiedykolwiek istniało.- niemalże weszła mu w słowo, a w jej głosie słychać było nutę frustracji. Mężczyzna wpatrywał się w nią przez chwilę, zaraz odwracając wzrok i rozglądając się po świątyni.

-Jest dokładnie taka, jak ją zapamiętałem. Może odrobinę odnowiona.- zaczął. - Przeniosłem się tutaj z Kyoto, by nauczać nowe pokolenia szamanów. Czasy, w których żyłem, były okrutne i zakłamane, a demony dosłownie wałęsały się po ulicach. Stolicę ochraniało moich dwunastu Shikigami, a ja wiedziałem, że na ochronie nie może się skończyć, to nie wystarczy. Ludzie byli zbyt okrutni. Zbudowałem tę świątynię z myślą o nowym rodzie, klanie szamanów, najpotężniejszym na ziemi. Szkoliłem innych szamanów. Chciałem, by dobro zaczęło wypierać zło. Wtedy po raz pierwszy stwierdziłem, że nazwisko nadane mi przez cesarza nawet brzmi dobrze jako nazwisko najpotężniejszego szamańskiego rodu. Oczywiście chodzi o nazwisko Asakura. Jeszcze go nie przyjąłem, ale planowałem to. W trakcie nauk zdecydowałem, że moce, jakie daje opanowanie wszystkich pięciu punktów Wuxing, są zbyt groźne. To, co umożliwiają żywioły jest niesamowite, pięknie, potężne, ale też bardzo niebezpieczne. Jeśli trafią do kogoś niewłaściwego, mogą przynieść zniszczenie.- opowiadał, a Anna słuchała go uważnie. Zmrużyła lekko oczy na dźwięk jego ostatnich słów.

-A więc, żeby moce nie trafiły do niepowołanych rąk... Stworzyłeś zaklęcie odstraszające, zapieczętowałeś je i każdą osłoniłeś próbami.- podsumowała.

-Zgadza się, mniej więcej. Próby były już przed tym, tylko szamani, którzy byli w stanie przejść próby, mogli zacząć uczyć się żywiołów. Tak naprawdę podeszło do tego tylko trzech wróżbitów. Dwóch zginęło z ręki Shikigami, a jeden dotarł aż do Księgi Wody. Wstępnie podczas próby miały być najstraszliwsze wizje przyszłości.- tłumaczył dalej.

-Zgaduję, że coś poszło nie tak.- wtrąciła, a on skinął głową.

-Od początku wiedziałem, że to nie była właściwa osoba. Ale byłem ciekaw jego postępów. Wiedziałem, że nie da się opanować żywiołów siłą i tylko dlatego, że się chce. Trzeba je rozumieć, czuć, utożsamiać się z nimi, zdobywać ich szacunek, ćwiczyć aż staną się jednością z szamanem. Przejście próby nie równa się z możliwością opanowania żywiołu, to samo zapoznanie się z treścią ksiąg. Więc pozwalałem mu przechodzić przez kolejne próby. Niestety Próba Wody, w której widział najbardziej przerażające go wizje przyszłości, sprawiła, że oszalał i musiałem go wyeliminować. Zmieniłem Próbę Wody na taką, ukazującą traumatyczne wizje z przeszłości, a niewiele później wraz z przyjacielem podjąłem decyzję o zapieczętowaniu ksiąg i dodatkowym zaklęciu. Przeczuwałem, że ludzie powoli zaczynają się mnie obawiać i wkrótce mogą zacząć spiskować.- wyjaśnił. Anna pokiwała powoli głową, przetwarzając informacje w myślach.

-Matamune był tym przyjacielem?- spytała, wywołując na twarzy wróżbity niemałe zaskoczenie.

-Tak, Matamune.-

-Ty naprawdę nie wiesz, co się z tobą stało?- 

-Nie wiem. Yoh też o to pytał.-

-I założę się, że chciał ci oszczędzić tej wiedzy. Po przyjęciu nazwiska Asakura Hao i stworzeniu klanu kontynuowałeś swoją karierę wielkiego onmyouji. Reishi nie dawało ci spokoju i podobnie jak u mnie w przeszłości, kontynuowało tworzenie się demonów, które zatruwały ci serce. W końcu, któregoś dnia miałeś wizję, że ludzie zniszczą planetę i zapragnąłeś zniszczyć całą ludzkość. Chciałeś wziąć udział w Turnieju Szamanów, ale cała rodzina, wraz z Matamune zwróciła się przeciwko tobie i zostałeś zabity po raz pierwszy. Odrodziłeś się 500 lat później, w plemieniu Patch, ale znowu zostałeś pokonany przez członka rodziny Asakura. Twoje trzecie wcielenie powróciło do Asakurów, byłeś starszym bliźniakiem Yoh, który otrzymał połowę twojej duszy. Sabotowałeś Turniej w trakcie trwania Drugiej Rundy, próbowałeś zabić Yoh, wchłaniając jego duszę, ukradłeś Króla Duchów, ale koniec końców, wszyscy szamani oddali swoje furyoku i energię Yoh, któremu udało się ciebie pokonać... i zabić. Yoh ogromnie tego żałuje i stąd jego silne postanowienie, że odkupi winy rodziny, uratuje planetę bez niszczenia ludzi i zyska twoją sympatię.- streściła mu, z niewyobrażalnym chłodem, jakby to, co mówiła nie robiło na niej najmniejszego wrażenia. Najbardziej skupiała się na reakcji strażnika pieczęci. Nie był przecież prawdziwym duchem Asahy, a i tak widziała u niego emocje. Był zawiedziony, niezadowolony, może nawet odrobinę sfrustrowany, ale nie postępowaniem Yoh. Raczej swoim.

-Jak mu idzie?- spytał jedynie.

-Dobrze. Przeszedł nową Próbę Wody, chociaż stara się tego nie pokazywać, była dla niego traumatyczna. Przed chwilą wyszedł z Księgi Wody. Znając jego, jutro będzie chciał przejść przez Próbę Ognia.- odparła, marszcząc brwi, licząc na większe zainteresowanie jego historią.

-Nie umiem ci pomóc, Anno. Bardzo chciałbym powiedzieć, że część mnie wciąż żyje w Hao, którego znaliście. Możliwe, że tak jest, skoro traktowałem cię z jakąś taryfą ulgową, przez twoje podobieństwo do mojej matki. Jednak nie dowiesz się tego ode mnie.- powiedział i wskazał na Senjiryakketsu. -W tej księdze znajduje się rytuał. Nie wiem, czy jest on też w nowej księdze. Rytuał pozwoli ci stworzyć pieczęć, która powinna być w stanie ujarzmić potężne duchy, by nikogo nie opętały po wezwaniu. Będziesz potrzebowała ogromnej ilości energii, żeby utrzymać ducha za barierą. Jest to bardzo ryzykowne, jednak gdy będziesz gotowa i stwierdzisz, że nie ma innej drogi, skorzystaj z rytuału i wezwij mojego prawdziwego ducha. Tylko w rozmowie z nim dowiesz się, ile dobra w nim pozostało.- powiedział, posyłając jej dziwne spojrzenie. Blondynka skinęła głową ze zrozumieniem.

-Może nie będzie to konieczne. Wiem już wystarczająco dużo, by wiedzieć, że działania Yoh mają sens. To dla mnie najistotniejsze.- skwitowała i tym razem to on kiwnął.

-Rozumiem, troskliwa przyszła żona.- zaśmiał się, tym razem chwytając jej nadgarstek, nim dłoń dziewczyny trafiła go w twarz. -Na mnie już czas, droga Anno. Życzę wam obojgu jak najlepiej. Gdybyś zmieniła zdanie, Senjiryakketsu pozostanie dla ciebie odpieczętowana. Powodzenia, dziewczynko.- nie mógł się powstrzymać przed ostatnim rozdrażnieniem blondynki.

-Mam jeszcze lewą dłoń!- warknęła i już miała z niej skorzystać, ale postać Asahy zniknęła, zwalniając jej prawą rękę z uścisku, a przed nią stał teraz Zenki, który rozpłynął się w mgnieniu oka. Blondynka opuściła dłonie, a jej wzrok padł na Senjiryakketsu.

Z jednej strony, ciekawiło ją to, co mogła dać jej ta księga, rytuał, o którym wspominał mógł wiele rozwiązać. Nie chciała jednak ryzykować, Hao był tak potężny, że nie wiadomo, czy pieczęć, o której mówił strażnik, dałaby radę go utrzymać. Nie widziała zresztą sensu takiego ryzyka. Yoh radził sobie świetnie, a zostały mu jeszcze tylko dwie księgi. Wierzyła w niego i nie uważała, by rozmowa z Hao była potrzebna, mogła jedynie zdemotywować lub doprowadzić do czegoś gorszego. Wiedziała już to, czego potrzebowała. Działania Yoh miały sens. 

*Kyu-Kyu Nyo Ritsu Ryo - bezpośrednie tłumaczenie "Z największym pośpiechem, zgodnie z prawem", w sumie można tłumaczyć jako "Zgodnie z prawem, przybądź/stań się/odejdź/działaj natychmiast". Przeszło z onmyodo do taoizmu, aktualnie często używane w grach i anime o tematyce onmyodo jako zwieńczenie zaklęcia i wtedy łatwiej jest to przetłumaczyć.

===================

No i jest nowa część i więcej w niej Anny!

Dziękuję za życzliwe komentarze! Kamień już wyszedł, więc wracam już do siebie. Niestety mam jeszcze dwa w lewej nerce, więc kiedyś czeka mnie powtórka z rozrywki, ale biorę Fitolizynę, więc mam nadzieję, że coś jeszcze pomoże na zmniejszenie złogów. Urlop zaczynam dopiero 27 września, więc nie od razu, na razie dwa tygodnie pracy, więc notki będą jeszcze raz w tygodniu. Powoli zbliżamy się do kulminacji części pierwszej opowiadania i będą też coraz bardziej wychodzić zmiany w Yoh, na razie są one powolne, ale już się w nim pojawiają. Tutaj też się tylko odniosę do opanowywania zdolności, Yoh ich jeszcze nie opanował. Żywioły jedynie czasem z nim współpracują i ma ich zainteresowanie, ale nie opanował ich. Tu zdecydowanie będzie praktyka, ale szczerze mówiąc opisywanie praktyki może być i ciężkie do pisania i nudne do czytania, więc większa praktyka będzie później, ale nie spoileruję w jaki sposób się ona pojawi. Wszystko jest jeszcze przed nami.

Ze względu na to, że bardzo dużo pomysłów przychodzi mi spontanicznie w momencie pisania notki, po zakończeniu pierwszej części (może uda się do końca urlopu nawet) przelecę się przez wszystkie notki poprawiając je by usunąć sprzeczności, dodać jakieś dodatkowe akcje czy opisy, których brakuje. 

Myślę, że nowa notka będzie w przyszły weekend :)



piątek, 4 września 2020

Notka organizacyjna

Hejka. 
Dziękuję wam bardzo za komentarze w poprzednim poście i za konstruktywną krytykę, do której z pewnością odniesie się samo opowiadanie! Niestety nie wiem kiedy dodam nową część. Moje plany i sam urlop zostały przerwane na samym początku tygodnia atakiem kamicy nerkowej. Na razie nie jestem w stanie wysiedzieć, a tym bardziej myśleć, więc niestety dopóki ból nie zniknie, nic nie dodam. Na pocieszenie powiem, że urlop został przerwany zanim dobrze się zaczął kosztem L4, więc jak tylko się to uspokoi to wchodzę prosto w urlop i będę pisać, ale na razie potrzebuję dużo odpoczynku. Od wtorku jestem na przeciwbólowych I szczerze, gdyby nie kalendarz nie wiedziałabym jaki mamy dzień tygodnia. Jeżeli ktoś z was myśli, że picie to picie, walić to jakie, to nie... niestety nerki tak nie myślą, a ja oberwałam za uzależnienie od Coca coli I pepsi.

No nic, życzcie mi szybkiego powrotu do normalności (zdrowia też, ale to akurat lata najpewniej). Myślę, że w przyszłym tygodniu powinno być okej. Mam nadzieję.

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Księga Wody

Yoh do końca dnia unikał swojej rodziny. Annie udało się go uspokoić, choć nawet nie musiała za bardzo się starać, wystarczyło po prostu, że przy nim była i stanęła po jego stronie. Młody Asakura zaczął się obawiać, że droga wiodąca do odkupienia win rodziny, jak i brata, prowadzi również do samotności, jednak Anna, Amidamaru i Tamao, a także Keiko postanowili okazać mu wsparcie. Chociaż słuchawkowy starał się nie wchodzić w drogę starszym ze swojego rodu, to wieczorem, gdy wrócił spod prysznica, w jego pokoju czekała właśnie jego matka.

-Przepraszam, że tak weszłam, możemy porozmawiać?- spytała łagodnie, patrząc na syna, jakby chciała w ten sposób mu przekazać, że jeżeli chce, to może śmiało odmówić. Po chwili namysłu skinął głową i zamknął za sobą drzwi.

-Chciałam cię... przeprosić. Za wszystko, co nasza rodzina zrobiła. Nie znałam prawdy o Matamune, prawdę mówiąc, w ogóle nie znałam tego kociaka, ale wiem, ile dla ciebie znaczył. Chociaż nie brałam udziału w ostatnim kłamstwie, to brałam w pozostałych.- zaczęła, kiedy Yoh powoli zajął miejsce obok niej. -Czułam, że ukrywanie prawdy przed tobą było błędem, ale nie umiałam się sprzeciwić, w końcu, co ja mogłam wiedzieć na ten temat. Jestem waszą matką, to oczywiste, że bym was obu broniła.- powiedziała smutno.

-Ale dali ci możliwość wyboru, gdy pytali o zabicie nas.- powiedział, głos może i miał łagodny, ale wyraźnie zaznaczał, że zna prawdę. Keiko westchnęła i skinęła głową.

-Słowną. Tak, owszem. Zapytali, czy jestem pewna i się zgadzam. Ale myślisz, że gdybym nie zgodziła się od razu, coś by to zmieniło?-

-Pewnie nie. Tylko by przedłużyło bolesną decyzję.- odparł cicho, od razu rozumiejąc podejście matki. To była bolesna decyzja, łatwiej było podjąć ją od razu, niż przedłużać to argumentami i gdybaniami, zwłaszcza, że starszyzna rodu była nieustępliwa. Nawet teraz. Keiko uśmiechnęła się smutno, ale z lekka nutą podziwu, że Yoh mimo wszystko umiał tak łatwo zrozumieć innych.

-No właśnie. Wtedy wolałam tę decyzję podjąć od razu. Jak to się mówi, mieć to z głowy. Dzisiaj... Po tym wszystkim, co już wiemy, nie dopuściłabym do zamordowania żadnego z was. Nawet Hao, choć on nie widzi we mnie matki.- odparła. Yoh spuścił wzrok, wbijając go w podłogę.

-Bardzo żałuję tego, przez co musiałeś przejść i przez co teraz przechodzisz. Zostałeś skrzywdzony równie mocno, co Hao. Masz pełne prawo czuć się wykorzystany, nie będę bronić naszych błędnych decyzji. Chcę jednak żebyś wiedział, że jestem z ciebie dumna.- przerwała na chwilę, by zebrać myśli. -To, że nie poddajesz się, jesteś zdeterminowany, by odkryć prawdę i znaleźć rozwiązanie, nie dajesz się myśli, robisz coś wbrew temu, czego oczekują inni. Wierzę, że jeśli ktoś zdoła odmienić Hao, to będziesz to właśnie ty. Mój mały cudzie.- Na te ostatnie słowa, Yoh podniósł wzrok i skierował je z powrotem na matkę. Po chwili obdarzył ją ciepłym, choć smutnym uśmiechem.

-Tak nazwała Hao jego pierwsza matka, tuż przed śmiercią.- odparł, a po chwili opowiedział swojej rodzicielce o przeżyciach z próby, której poddała go morska bogini. 

-Muszę przyznać, że Hao mocno zabezpieczył te księgi, ale ty radzisz sobie świetnie. Co prawda drżę ze strachu, gdy długo nie wracasz, ale dajesz sobie radę.- pochwaliła go, delikatnie głaszcząc syna po policzku, ścierając płynącą po nim łzę.


Noc znów nie była łaskawa dla Yoh. Kolejne koszmary, wspomnienia i wyrzuty, które skrywał jego umysł nieustannie go nawiedzały. Amidamaru po raz kolejny musiał pogodzić się z faktem, że Asakura nie wykazuje żadnych oznak koszmarów i nie jest w żaden sposób pomóc przyjacielowi. Przecież nie będzie go budził co dziesięć minut by się upewnić, że nie ma koszmarów. Szaman po raz kolejny go uspokajał, że nie ma powodu, by się tym zadręczać, on się musi po prostu przyzwyczaić do tych koszmarów. Taką ponosił karę za zamordowanie własnego brata. Nawet nie chciał czuć się lepiej. 

Gdy Yoh wszedł do kuchni, musiał zmierzyć się z tym, czego udało mu się uniknąć poprzedniego dnia. Gorączki już nie miał, jego organizm mimo wszystko szybciej niż u zwykłego człowieka poradził sobie z ozdrowieniem, nie było więc powodu, by go zatrzymywać i starszyzna to wiedziała. Wiedzieli też, że Yoh nie uszanuje ich zdania, cokolwiek by nie powiedzieli. Stracili jego szacunek, a co gorsza również i zaufanie. Chociaż, kto wiedział, co bardziej mogło ich zaboleć. Tak ich w tej chwili widział Yoh. 

-Dziadku, pamiętasz ten dzień, w którym po raz pierwszy udało mi się przywołać Shikigami?- spytał nagle Yoh, zbierając się do wyjścia. Zaskoczony mężczyzna spojrzał na niego i kiwnął głową. -Hao nas wtedy obserwował. Gdy mnie zostawiłeś na skarpie o mało z niej nie spadłem. Gdyby nie Hao i zdolność panowania nad wiatrem, ciekawe kogo wtedy byście wysłali na zamordowanie go.- powiedział chłodno. Tamao ukradkiem zerkała na Yohmei, który sam nie wiedział, jak ma zareagować na taką rewelację. Zadrwić? Odpowiedzieć złośliwością? Spuścić wzrok? Zwrócić mu uwagę? Na szczęście od pełnej konfrontacji wybawiła go obecność Anny, gotowej do wyjścia do świątyni.

-Nie podoba mi się jego podejście.- stwierdziła Kino. -Zachowuje się, jak Hao, celowo wykorzystuje uczucia i słabe punkty.-

-Nie możemy go za to winić. Właściwie, kiedy tak mówisz sam fakt, że wykorzystał poczucie winy świadczy o tym, że zdaje sobie sprawę z tego, że je mamy. A to chyba dobrze.- odparł mężczyzna.

-O ile nie chciał ci tylko w ten sposób okazać, jak bardzo nisko upadliśmy, że życie ratował mu ten, którego chcieliśmy tak bardzo zniszczyć.- mruknęła chłodno.

-Myślę, że obie wersje są poprawne.- usłyszeli za sobą głos Keiko. -Bardzo go zraniliście.- dodała, a w domyśle była też ona sama, choć i ona zauważyła, że chęć zranienia uczuć dziadka nie była w stylu Yoh. Z drugiej jednak strony, było to zrozumiałe.


-To co, do zobaczenia za chwilę.- powiedział Yoh stając przed portalem z korali. Blondynka skinęła głową, a gdy tylko szatyn zniknął od razu skierowała się do Cho-Senjiryakketsu. Usiadła wygodnie na schodku i zaczęła kartkować księgę w poszukiwaniu potrzebnego jej rytuału, a chwilę później rozpoczęła przygotowywanie papierowych talizmanów.


-Witaj z powrotem, Yoh.- Młodego Asakurę przywitał przyjemny powiew morskiej bryzy. Powietrze było zupełnie inne niż w Japonii, a może... po prostu jeszcze nie skażone, a wybrzeża nie otaczały elektrownie jądrowe i inne nieciekawe przybytki. Choć w teorii elektrownie jądrowe miały tak nie szkodzić środowisku. Asaha stał kilka metrów od niego, na piachu, przed nimi rozciągało się morze, a za nimi wysokie klify, na szczycie porośnięte drzewami. -Widzę, że udało ci się ukończyć próbę wody. Muszę przyznać, że zastanawiałem się, czy sobie poradzisz.- stwierdził spokojnie, gdy młodszy do niego podszedł.

-Dlaczego?- zapytał.

-Jeżeli próba nie zmieniła się od czasu mojego powstania, to miała za zadanie przedstawić ci 50 najgorszych dla ciebie wizji przyszłości bazując na twoich obawach. Podczas naszych ostatnich spotkań zdążyłem już zauważyć, że jesteś wysoce empatyczny, mógłbyś sobie nie dać rady, a tym samym zginąć podczas próby.- wyjaśnił spokojnie.

-Cóż... Próba całkowicie się zmieniła. Jurete pokazała mi 100 najgorszych wspomnień z przeszłości ludzi, których znam, w tym twoich. Przyznam, że o mało nie zginąłem, gdyby nie wiedza o powietrzu.- odpowiedział młody szaman.

-A więc zmieniłem tę próbę, zastanawiam się jednak, co mnie do tego skłoniło, taka zmiana mogła znacznie ułatwić przejście próby. Wizje przyszłości, których się obawiamy są znacznie bardziej bolesne.- skomentował Asaha. Yoh powoli usiadł na piasku wpatrując się w morskie fale.

-Myślę, że właśnie dlatego to zrobiłeś.- tymi słowami, skupił na sobie zainteresowanie starszego. -Nie wiem kiedy dokładnie powstała pieczęć, zaklęcie odstraszające i zmienione zostały próby, ale jeśli zrobiłeś to po wizji zniszczenia świata, przez którą według moich przodków straciłeś zmysły, to pewnie przez świadomość, jak silny wpływ mogą mieć takie wizje, zmieniłeś próbę. Nie zdziwiłbym się gdyby namówił cię do tego Matamune.- wyjaśnił, zerkając na twarz starszego. Widział ten ciepły uśmiech na jego twarzy. On jeszcze nie wiedział co Matamune zrobił.

-Pewnie tak. - jego ton głosu nagle stał się nieco smutny, a uśmiech zniknął i wzrok pognał na fale. Dopiero wtedy Yoh przypomniał sobie o umiejętności czytania w myślach. 

-Ja.. Przepraszam, nie wiedziałeś, że...-

-Musiał mieć swoje powody.- Asaha przerwał, a zaraz ustawił się w stronę wody. -Czego się nauczyłeś z tej próby?- spytał, zmieniając temat, choć Yoh wyraźnie widział, że zdrada Matamune bardzo go zabolała.

-Woda to bardzo emocjonalny żywioł. Nie bez powodu miała taką próbę.-

-To prawda. Dlatego żeglarze nadają wodzie żeńskie cechy, stąd też pochodzenie słów, że serce kobiety to ocean tajemnic, ale również ocean emocji. Smutek zwierząt, w tym ludzi przejawia się łzami, wodą. Wiesz pewnie jak to jest, gdy się wypłaczesz, nagle czujesz się lepiej. Woda, którą są twoje łzy, przechowuje twoje wspomnienia i emocje. Oceany, morza, rzeki i jeziora są zdradliwe i podstępne, takie cechy niektórzy niegdyś przepisywano kobietom, które urokiem wkradały się w męskie serca, gdy tak naprawdę miały w tym swoje cele. Ocean wydaje się być taki niewinny przed uderzeniem tsunami, prawda? - gdy to powiedział, woda całkowicie się uspokoiła i zaczęła wycofywać. Wyglądało to, jakby ktoś dosłownie pogłaskał powierzchnię uspokajająco. A po chwili na horyzoncie pojawiła gigantyczna fala.

-Woda i ogień to żywioły, przy których najbardziej musisz uważać, jeśli chodzi o twoje emocje. Są swoim przeciwieństwem. O ogniu porozmawiamy w kolejnej księdze, ale woda reprezentuje smutek, ból i cierpienie.-

-To dlatego na pogrzebach tak często pada deszcz.- powiedział cicho Yoh.

-Tak, choć tylko prawdziwy żal wielu osób o silnych przekonaniach potrafi wywołać deszcz. Niestety, nie każdy chowa bliskiego z prawdziwym żalem, lub jest jedyną osobą, która żałuje.- 

-Jurete powiedziała, że woda ma pamięć, zastanawiam się dlaczego w takim razie oryginalnym testem były wizje przyszłości.-

-Nie chodziło o zrozumienie żywiołu od tej strony, choć jest to wartościowa informacja, której miałeś nauczyć się dopiero ode mnie. Oryginalnie chodziło tylko o wykorzystanie reprezentację wody wśród ludzkich narządów, czyli mózg. Chodziło o wizje. Chociaż faktycznie wspomnienia, które zachowała i ukazała, choć nie były twoje, mają większy sens. Wcześniej jednak wolałem mieć pewność, że próby nie przejdzie osoba, która nie potrafi zapanować nad strachem, czy bólem.- gigantyczna fala opadła zanim sięgnęła brzegu.

-Nie przeszedłem tej próby, bo potrafiłem nad sobą zapanować.- 

-Wiem, dobrze się stało, sięgnąłeś do umiejętności związanych z powietrzem. Gdyby nie to, zginąłbyś i tego się obawiałem. Cieszę się, że udało ci się zdobyć szacunek żywiołów. A powietrze bardzo do ciebie pasuje. Najbardziej ze wszystkich żywiołów.- stwierdził, a Yoh podniósł się z ziemi.

-Ja też czuje największą więź z powietrzem. Może powinienem go wybrać na taki swój główny żywioł. Ty głównie korzystałeś z ognia, ja mógłbym z powietrza.- słuchawkowy zaśmiał się na swój własny komentarz, zamykając przy tym oczy, nie dostrzegając krótkiej nuty niepokoju wypisanej na twarzy Asahy wywołany wspomnieniem o ogniu, jako najczęściej używanym żywiole.

-Z początku również najczęściej korzystałem z powietrza.- odpowiedział już spokojnie. Yoh otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko. -Zmiana próby na taką, która wyjawiła już największy sekret wody sprawiła, że nie mam ci już nic więcej do przekazania. Jestem pewien, że niedługo zobaczymy się w Księdze Ognia. - uśmiechnął się w stronę dalekiego potomka, choć wyraźnie wymagająco. Yoh skinął głową.

-Na pewno. Choć chyba powinienem trochę poćwiczyć współpracę z wodą, zanim zabiorę się do próby.-

-Nie będzie to konieczne. Choć praktyka czyni mistrza, ale nie musisz na to marnować czasu, nie sądzę by ta próba została zmieniona.-

-Rozumiem, dziękuję.- odparł ciepło i ruszył w stronę wyjścia. Był dumny z siebie, bo widział rosnącą w nim sympatię i zaufanie. Skoro był w stanie go sobie zjednać, to może prawdziwy Hao też kiedyś go zaakceptuje. Wciąż lepiej czuł się w tym wymiarze, niezbyt chciał wracać do swojego, a świadomość, że trening powoli dobiegał końca niepokojąco bolał. Yoh poznając lepiej Hao z przeszłości zaczynał coraz bardziej żałować tego, co zrobił, ale też bliźniacza więź, która mimo wszystko między nimi była, rosła w siłę, a tym samym pojawiała się tęsknota.


Gdy tylko opuścił portal, czekała na niego Anna, a przy niej stały...

-Shikigami Hao?! Ale... jak to?- spytał zaskoczony, gdy korale opadły.

-Hao opisał w Cho-Senjiryakketsu nie tylko sposób na okiełznanie ich, ale też jak ich przywołać. Przydadzą się, jeśli znowu będziesz próbował wejść uszkodzony do Księgi, jak przy ostatnich dwóch.- stwierdziła chłodno. -Wracaj już, ja muszę coś jeszcze sprawdzić w tej księdze.-

-Nie chcesz żebym ci pomógł?-dopytywał zaskoczony.

-Poradzę sobie, idź.- jej głos znowu nie znosił sprzeciwu. Yoh wolał więc nie pyskować i szybko opuścił świątynię, stwierdzając, że to dobry moment, by poćwiczyć jedność z poznanymi żywiołami.

A wzrok blondyki padł na oryginalną księgę, na Senjiryakketsu.

-Zenki. Podnieś księgę.- powiedziała i choć przeszył ją okrutny strach, nie było już odwrotu. Zenki nie czuł strachu, był Shikigami i musiał być jej posłuszny. Yoh mówił, że to oni mieli strzec tę księgę, ale zostali przeniesieni na jej nową wersję. Zenki ruszył na Senjiryakketsu i bez najmniejszego problemu, podniósł ją. Nagle Annę oślepiło jasne światło, a gdy zniknęło, w miejscu Shikigami stał Asakura Hao z pierwszego życia, tak jak z Amidamaru, przejmując duchową energię jej stróża, by utworzyć swoją postać.

-No, no. Jestem pod wrażeniem.- skomentował, uśmiechając się lekko złośliwe.

======================

No i jest! Szczerze mówiąc, nie miałam zbytnio pomysłu na wodę, ale coś tam mi się udało wyskrobać. Bardziej się nie mogę doczekać konfrontacji między Anną, a strażnikiem pieczęci, czyli dawnym Hao. Miało być w tej notce, ale stwierdziłam, że zrobię tu jednak przerwę. 

Świadomie zmieniłam nieco historię z mangi, tutaj Matamune towarzyszył Hao jeszcze zanim zmienił imię, chciałam żeby u przewodnika księgi pojawiły się emocje, gdy wyczyta z myśli Yoh o zdradzie przyjaciela. W Shaman King 0 Hao był chyba jeszcze nastolatkiem, gdy cesarz zmienił mu imię, natomiast w tym opowiadaniu Hao robi to sam i znacznie później. 

Teraz notki mogą pojawiać się częściej. Urlop <3

Co do komentarzy anonimowych, z tego co patrzyłam w ustawieniach, to można komentować anonimowo.. Ale jeszcze popatrzę, mam nadzieję, że uda mi się znaleźć przyczynę, dzięki za info Villemo! EDIT: W teorii mam ustawione, że można dodawać anonimowe komentarze, ale jak sama próbowałam sobie zostawić z karty incognito to też nie zadziałało...

sobota, 15 sierpnia 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Skaza

-Doskonale. Wszystko idzie zgodnie z planem. W ranę wdało się zakażenie. Teraz to tylko kwestia czasu.-


Zaalarmowani przez Amidamaru Yohmei, Keiko i Anna pojawili się w świątyni w mgnieniu oka. 

-Yoh!- matka podbiegła do nieprzytomnego syna. Uklękła przy nim i przekręciła na plecy opierając jego głowę o swoje kolana. -Jest rozpalony.- powiedziała, kładąc dłoń na jego czole. Anna zacisnęła dłoń na koralach, a wzrok Yohmei skierował się na leżącą na podłodze Księgę Wody. Wystarczyło jedynie pomyśleć o podniesieniu jej, a jego umysł już opanował niewyjaśniony strach, tak silny jakby właśnie działo się coś, czego obawia się najbardziej. To najwyraźniej musiał być wpływ zaklęcia, o którym wspominał Yoh. Mimo to, najstarszy z rodu zrobił kilka kroków w stronę dzieła przodka, a z każdym kolejnym strach rósł w siłę. Starając się mu przeciwstawić, zbliżał się coraz bardziej, a wtedy książka zaczęła się trząść ostrzegawczo. -Ojcze? Musimy go zabrać do domu.- odezwałą się Keiko, nie zauważając działania starszego. Anna natomiast przyglądała się temu z niepokojem, na szczęście głos córki uzmysłowił Yohmei, że wyciągnięcie dłoni do Księgi jest bezsensowne. Yoh był już silniejszy od niego, a i jemu te Księgi sprawiają ogromną trudność. Kiwnął jedynie głową i z pomocą swoich Shikigami zabrał wnuka z powrotem do domu. Po przebraniu go i osuszeniu jego włosów ręcznikiem zostawili go, by spokojnie przespał ile będzie potrzebował, pozostawiając Amidamaru na straży.

A potrzebował długiego snu. Minęła już reszta dnia, noc i pół kolejnego.


-Zupełnie jak tego demona, mnie również stworzyło czyjeś zaklęcie.- Yoh spojrzał na Matamune. -Jednakże, gdy tylko zaklęcie zostanie przełamane, nie będę mógł powrócić do swej fizycznej formy.-

-To....To niesprawiedliwe!- jego własny, dziecięcy krzyk wypełnił wnętrze pojazdu, w którym znajdował się wraz z nekomatą. -Dopiero się poznaliśmy... I już... musimy się rozdzielić? Czy nie ma innej drogi...?- płaczliwym tonem odtrącał od siebie przygnębiającą rzeczywistość.

-Wsłuchaj się w to, co mówi ci twoje serce. Ja również miałem kiedyś kogoś, kogo chciałem chronić za wszelką cenę. Ale straciłem wiarę w tę osobę. Żyłem tysiąc lat w żalu i wyrzutach sumienia. A teraz historia mroku w ludzkich sercach powtarza się. Ludzkość otaczają wojny, przyciąga ich smutek i ziemskie potrzeby, które są ulotne. A to wszystko dlatego, że ludzie nie ufają sobie nawzajem. Nieważne jak bardzo ktoś został zniszczony od środka, jeśli tylko mają kogoś, komu mogą zaufać. Ponieważ nie ma nic wspanialszego, niż wiara w kogoś. To się nazywa miłość. Nie chodziło o to, czy ta osoba była zła, czy dobra. A o to, że to ja, przestałem w niego wierzyć... To prawdziwa ciemność w ludzkim sercu.- słowa te rozchodziły się niczym echo, dudniące w umyśle Yoh. Zamknął oczy, ale nawet gdy je otworzył, widział już tylko ciemność. 

Rozejrzał się, kilkakrotnie zawołał Matamune, lecz nikt mu nie odpowiadał. Dopiero po chwili usłyszał czyjś śpiew.

"Minąć musiało lat tysiąc.
Od przejmującej samotności w końcu mogę odpocząć.
Nawet jeśli nie na zawsze.
Nawet jeśli nie na zawsze.

To wątłe serce.
Ten ciężki mur, w końcu mogę go zburzyć.
Nawet jeśli nie ma grobowca.
Nawet jeśli nie ma grobowca.

Wśród ludzi żyłem, a jednak wciąż czuję ten smutek.
Każdy nowy rok starałem się szczęściem przywitać.
Miłość to spotkanie.
Miłość to rozstanie.
To przezroczysty kawałek tkaniny.
W Osorezan spotkamy się ponownie.
Żegnaj, Osorezan."

Yoh rozpoznał w tej pieśni fragment poematu, który pozostawił mu Matamune. Łzy ponownie popłynęły po jego policzkach.

-Yoh-sama. Nie wolno ci się poddać, musisz chronić tę dziewczynę, tak jak ja nie byłem w stanie ochronić swojego pana. Nigdy nie przestanę czuć do siebie wstrętu i obrzydzenia, że skreśliłem go tak, jak inni. Dolewając jedynie oliwy do ognia. Nigdy nie przestanę żałować, że dwukrotnie podniosłem na niego swoje ostrze.-


-Matamune!!- Yoh poderwał się do siadu, a po jego policzkach znów ciekły łzy. Szaman nawet nie zauważył, że podnosząc się przeniknął przez Amidamaru, który od dobrych kilku minut próbował obudzić chłopaka. Samurai ponownie zmaterializował się przed swoim przyjacielem, wpatrując się w niego zmartwiony.

-Yoh-dono, w końcu się obudziłeś.- zaczął, patrząc jak szatyn rozgląda się zdezorientowany najpierw po pomieszczeniu, a potem po sobie. -Straciłeś przytomność zaraz po powrocie z próby. Spałeś półtora dnia.- wyjaśnił duch.

Yoh natychmiast przypomniał sobie te wszystkie okropności, których był świadkiem, ale również wyjaśnienia dotyczące Hao i dowód na to, że nie był całkowicie przesiąknięty złem. Zacisnął dłonie na pościeli, a jego ciało znów zaczęło drżeć.

-Nie udało ci się przejść próby?- spytał ostrożnie jego stróż. Szaman pokręcił głową.

-Przeszedłem. Mogę wejść do Księgi Wody. Ale jestem głodny.. Chyba czas zejść na dół i w końcu coś zjeść, mój żołądek rozpacza.- chłopak spróbował się uśmiechnąć do samuraja i powoli zaczął podnosić się z łóżka.

Z pomocą samuraja dotarł w końcu do kuchni, gdzie, chwalić Wielkiego Ducha, akurat krzątała się Keiko.

-Yoh, kochanie! W końcu się obudziłeś. Jak się czujesz?- spytała troskliwie kładąc dłoń na czole syna. -Wciąż masz podwyższoną temperaturę, siadaj, zaraz podam ci gorącej zupy.- powiedziała, szybko wracając do garnka, w której akurat gotowała się pięknie pachnąca zupa z kurczaka. 


Kilka minut później dołączyła do nich reszta rodziny oraz Anna i Tamao. Blondynka starała się za wszelką cenę uchwycić wzrok narzeczonego, lecz ten zręcznie go omijał. Właściwie to przeważnie wpatrywał się w swoje dłonie. Rodzina najwyraźniej bała się poruszać ten temat, więc w końcu ona to zrobiła.

-Przeszedłeś chociaż tę próbę?- spytała. Wzrok Tamao utkwił w szatynie, Keiko zdrętwiała i delikatnie odwróciła głowę, by kątem oka spojrzeć na syna, Kino upiła kilka łyków ciepłego naparu, a Yohmei udawał niezainteresowanego. Czegoś się obawiał, ale sam nie wiedział czego, może to wciąż był wpływ próby podejścia do Księgi? 

-Tak.- Yoh jednak nie był zbyt rozmowny. Keiko chcąc bronić syna przed wyraźnie bolesną opowieścią przyśpieszyła podanie obiadu do stołu.

Konsumpcja posiłku minęła im w ciszy. Yoh nie miał sił, by opowiedzieć rodzinie wszystko, czego doświadczył i czego dowiedział się o swoim bracie. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedział, czy chce się tym dzielić. Nie po tym, jak był świadkiem wydania na niego i Hao wyroku śmierci jeszcze przed ich narodzinami. Nie podobała mu się ta hipokryzja, wtedy byli gotowi zabić niemowlęta, w tym jedno niewinne. Teraz, gdy jedno z nich próbowało poznać drugie, stawało wbrew przeciwnościom losu, by naprawić błędy przodków i najbliższej rodziny, widmo śmierci nagle było złe. Do głowy przychodziło mu, że to wcale nie chodziło o jego dobro, a o utrzymanie wizerunku Hao. No bo jakie mogło być inne wyjaśnienie. Co oni sobie właściwie myśleli? Czy ich troska była prawdziwa? 

Nie, Yoh nie mógł w ten sposób myśleć, to nie mogło być tak. Po prostu zrozumieli swój błąd i chcieli chronić jedynego syna i wnuka, który im pozostał. 

Szkoda, że nie przyszło im to do głowy, zanim rozpoczęli trening mordercy, pod przykrywką udziału w śmiertelnie niebezpiecznym Turnieju. 

W jego głowie trwała walka, walka pomiędzy wiarą w to, że rodzina chciała dobrze, a tym, że myśleli jedynie o interesach najpotężniejszego klanu w Japonii, a może nawet i na świecie, choć to nie Asakura został Królem Szamanów w dwóch ostatnich Turniejach. 

Yoh potrząsnął głową gwałtownie, starając się przepędzić przygnębiające myśli, przyciągając tym samym zdezorientowane spojrzenia rodziny. Szybko postanowił zacząć jakikolwiek temat.

-Babciu, czy wiedziałaś kim był Matamune?- spytał Yoh w końcu i podniósł wzrok na najstarszą. Ta przez chwilę milczała, popijając spokojnie herbatę. Staruszka nie była pewna, dlaczego Yoh zadał to pytanie, ale w jego głosie słyszała jedynie ciekawość, nie było w tym podstępu. Zastanawiała się, czym mądrym było mówienie teraz Yoh prawdy. Jak zareagowałby wiedząc, że rodzina zdawała sobie sprawę z tego, że Matamune pod koniec swojego pośmiertnego życia widział szansę dla swojego dawnego pana. A Yoh chciał jedynie podzielić się tym, czego dowiedział się podczas próby.

-Wiem tylko, że służył klanowi przez tysiąc lat. Współpracował z naszymi przodkami przy pokonaniu Hao.- odpowiedziała omijając najważniejszą część prawdy. 

"Kłamstwo." Ledwo słyszalny szept rozległ się dosłownie w uchu słuchawkowego. Yoh zamrugał zaskoczony. "Kłamie. Wiedziała wszystko." Rozległ się ponownie szept, tym razem bardziej przypominał on delikatny podmuch wiatru. Yoh spojrzał na resztę, ale wyglądało na to, że tylko on to słyszał. Przypomniał sobie słowa Asahy, powietrze potrafiło przenikać umysł i przekazywać mu myśli innych, a żywioły stawały się powoli częścią młodego szamana. On potrzebował znać prawdę, a więc usłyszał poszlakę.

-Dlaczego mnie okłamujesz?- spytał beznamiętnym głosem. 

Yohmei zatrzymał łyżeczkę, którą właśnie mieszał herbatę i spojrzał zaskoczony na swoją małżonkę. On też znał historię Matamune, może nie tak dobrze, jak ona, ale wiedział, że Kino pominęła prawdę, jednak nikt nie spodziewał się, że Yoh może spodziewać się kłamstwa.

"Wiedziała, że Matamune został stworzony przez Hao, wiedziała też, że żałował tego co zrobił i liczył, że nabierzesz doświadczenia w obronie Anny, stając się jedynym, który ocali duszę twojego brata." Szept wyjawił już całą prawdę. Yoh zacisnął dłonie w pięści.

-Jak możecie wciąż to robić? Po tym wszystkim co przeszła nasza rodzina, Hao, Matamune... Matamune by tego nie chciał, chciał żebym go uratował. Dlaczego teraz, wy wciąż mnie okłamujecie?- głos Yoh był pełen wyrzutów, żalu, był też zawód.

-Yoh...- zaczęła Keiko.

-Nie, mam dość. Nie można na was polegać, nie można wam ufać. Nie jesteście ani trochę lepsi od naszych przodków. Dlaczego wy to robicie? On był twoim synem!- przy ostatnim spojrzał gniewnie na matkę. Kobieta zasłoniła usta, a w jej oczach malowało się ogromne poczucie winy, choć teraz w ogóle nie miała pojęcia o co chodzi, ona nie znała przeszłości Matamune.

-Uspokój się Yoh, twoja matka nic nie wiedziała.- wtrącił Yohmei.

-A więc przed nią też to ukrywaliście? Nie chcieliście żeby stanęła po mojej stronie, gdy zdecyduję nie zabijać brata? Jeśli się dowie, że Matamune żałował i już wiedział czego zabrakło, by ocalić jego pana, pana którym był Hao!- Yoh zmarszczył brwi, mrużąc przy tym oczy. Nawet Anna wpatrywała się w niego z miną, której nigdy wcześniej nie dało się u niej dostrzec. Choć Hao często miewał ten wyluzowany wyraz twarzy, bliźniaków wciąż można było łatwo rozpoznać po samym spojrzeniu. Yoh był spokojny, uśmiechnięty i wyluzowany, a Hao pewny siebie, raz spoglądając na kogoś z pogardą, ale czasem też z gniewem. To spojrzenie, pełne gniewu... Yoh wyglądał teraz dokładnie tak, jak wyglądał Hao podczas walki w Sanktuarium Gwiazdy. Przemawiał przez nich ten sam zawód i ból, podobna nienawiść. 

Słuchawkowy szaman zacisnął dłonie w pięści i spuścił głowę, po czym wybiegł z domu.

-Synku!- zawołała Keiko, chciała za nim ruszyć, ale powstrzymał ją Yohmei. Anna przeniosła wzrok z drzwi, za którymi zniknął jej narzeczony na swoją mentorkę.

-Czy Yoh mówił prawdę, czy jest to jakaś sztuczka Hao?- spytała. Zwykle nie miałaby odwagi użyć tak niezadowolonego tonu w kierunku Kino, ale tym razem miała ku temu bardzo dobre powody.

-Tak. Yoh mówił prawdę.- odpowiedział Yohmei, gdy jego córka w końcu usiadła i schowała twarz w dłoniach. Anna westchnęła ciężko i pokręciła głową z niedowierzaniem. 

-Nie chcieliśmy ryzykować. Yoh miał zbyt dobre serce, baliśmy się, że jeżeli postanowi dać Hao szansę, on go wykorzysta i przeciągnie na swoją stronę. Za każdym razem, gdy Hao się odradza, jest silniejszy. Już teraz byłby niepokonany, gdyby nie to, że część jego mocy posiada Yoh. Gdybyśmy stracili tak silnego sprzymierzeńca, nic by nie powstrzymało już Hao.- wyjaśniła Kino.

-Sprzymierzeńca?- powtórzyła Anna. -On jest chłopcem. Żywym, mającym uczucia. Jest waszym wnukiem i synem. A nie obcym, który postanawia się do was przyłączyć. Zasługiwał na prawdę, już dawno, o bracie, o przeszłości i o Matamune.- skomentowała chłodno.

-Moja droga Anno, podejmowane przez nas decyzje były kierowane dobrem świata, ale też i samego Yoh. Wiele się wydarzyło na przestrzeni 1000 lat i nie mogliśmy ryzykować. A co do Matamune, Yoh nigdy nie pytał, więc nie było powodu by zaprzątać mu tym głowę, skoro sam Hao nic nie powiedział.- Kino również użyła mrożącego krew w żyłach tonu. Do tej pory milcząca Tamao, w końcu zdobyła się na odwagę i zabrała głos, choć ten bardzo jej drżał.

-Teraz zapytał...-

-I został okłamany.- kontynuowała za nią Anna. - Idę go odnaleźć.- powiedziała i wyszła z pomieszczenia, Tamao już miała za nią iść, gdy zatrzymał ją Yohmei.

-Zostań, dziecko. Niech Anna sama z nim porozmawia.- westchnął cicho, trzymając dłoń na ramieniu Keiko.

-Tak jest... mistrzu...- odpowiedziała z wahaniem, wpatrując się w matkę bliźniaków.

-Co myśmy zrobili...- załkała kobieta we własne dłonie.


Anna nie miała pojęcia, gdzie może szukać Yoh. Zaczęła jednak od świątyni, choć wiedziała, że szaman nie wejdzie samodzielnie do księgi. Jednak raczej nie spodziewała się jego obecności w takim celu. Yoh był poważnie osłabiony, w dodatku wciąż miał gorączkę, na pewno nie byłby na tyle głupi, by chcieć wejść do księgi lub podjąć się próby ognia. I nie myliła się, nie był, ale również nie było go w świątyni Hao. Wzrok blondynki na krótko padł na wciąż leżącą na ziemi Księgę Wody. Nikt nie miał odwagi, by odłożyć ją na miejsce. Nawet teraz, Anna nie była w stanie nawet pomyśleć o podniesieniu jej. Żałowała, że Hao odebrał jej Shikigami, Yoh wspominał, że księgi chroni pieczęć, może gdyby rozkazała Shikigami podnieść jedną z nich, udałoby się jej porozmawiać ze strażnikiem. Właściwie, mogłaby spróbować sama przywołać Shikigami. Znała przecież odpowiednią technikę i z jakiegoś powodu nigdy nie przyszło jej do głowy, by sprowadzić ponownie Zenki i Goki. 

To jednak nie był czas na takie rozważania. Musiała odnaleźć Yoh. Opuściła szybko świątynię i westchnęła ciężko nim skupiła swoją energię. Po chwili przed nią unosił się mały, liściasty duszek.

-Zaprowadź mnie do Yoh.- rozkazała mu, a maluch natychmiast zawrócił i skierował się w stronę cmentarza. Blondynka bez wahania podążyła za nim. Rozglądała się między nagrobkami, odsuwając gałęzie, które stały jej na drodze, gdy zapuszczali się coraz bardziej w zarośniętą część, co gorsza pod górkę. W końcu dostrzegła pierwsze ślady potencjalnej obecności Yoh. Wystarczyło jedno spojrzenie na kamień z symbolem gwiazdy Wuxing, by wiedzieć, że jej narzeczony przesiadywał w miejscu pochówku swojego przodka, pierwotnego Hao. 

Tak też było. Yoh siedział na kamieniu przed grobem. Anna rozejrzała się po okolicy uważnie, wokół miejsce było zaniedbane, zarośnięte i zapomniane, nawet brama wejściowa była uszkodzona, ale sam nagrobek wyglądał jak nowy, a przynajmniej niedawno bardzo odświeżony. 

-Ty to zrobiłeś?- spytała, a on skinął głową bez patrzenia na nią.

-A raczej samo się zrobiło. W końcu to wszystko to ziemia.- odpowiedział, spoglądając na blondynkę z lekkim uśmiechem, a po chwili znów spojrzał na mech przed sobą. -Będziesz mnie pouczać?- spytał. Medium prychnęła złowrogo i usiadła koło szatyna, podtrzymując swoją sukienkę od dołu na udach.

-Udam, że nie zabrzmiało to bezczelnie. Nie, limit pouczania wykorzystali twoi dziadkowie.- odparła spokojnie. Yoh zerknął na nią z niemałym zaskoczeniem, ale również z wdzięcznością. -Wiesz, wciąż mam wątpliwości, co do tego treningu z księgami Hao, nie podoba mi się to, jak cierpisz. Ale nawet teraz, w takich chwilach oni byli w stanie podjąć kolejną próbę okłamania cię. Obok takich rzeczy nie przechodzi się obojętnie, wygląda na to, że te księgi to naprawdę jedyna droga by poznać Hao.- przyznała, choć sama nie była do końca zadowolona z tego pomysłu. 

-Dziękuję.- powiedział krótko i obdarował blondynkę szczerym uśmiechem, od którego jej serce delikatnie przyspieszyło. Odwróciła więc głowę, zamykając przy tym oczy, by ukryć swoje emocje.

-Nie myśl, że pozwolę ci tam iść dzisiaj. Masz gorączkę i jesteś przemęczony, wiem, że to tylko Księga, a nie kolejna próba, ale wolę nie ryzykować, że coś ci się tam stanie.- zmieniła szybko temat. Słuchawkowy kiwnął głową, przyglądając się dziewczynie z wdzięcznością. -Jeszcze jedno, nie bądź zbyt oschły wobec swojej matki. Skoro również nic nie wiedziała, nie zawiniła.- dodała.

-Nie mam zamiaru. Ona też dużo wycierpiała.- odpowiedział spokojnie, po czym przeniósł wzrok na trawnik. Położył na nim dłoń, a po chwili wyrosła niewielka stokrotka. Zerwał ją i ostrożnie położył na kolanie blondynki. Gdy w końcu zwróciła uwagę na kwiatek, a w końcu przeniosła wzrok na szatyna, ten uśmiechnął się do niej szczerze.

-W trakcie próby, ujrzałem wspomnienia stu najboleśniejszych wydarzeń. W tym twoje porzucenie.- powiedział cicho. Spojrzenie blondynki natychmiast się zmieniło. Chwyciła kwiatek w jedną dłoń i to na nim się skupiła. -Twoja mama chciała cię chronić. Nie chciała żeby coś ci się stało, a nie chciałaś jej zostawić, więc cię przepłoszyła. Kochała cię.- powiedział spokojnym tonem. 

Nie wiedział, jak wielkie znaczenie miały dla Anny te słowa, zawsze myślała, że oboje rodzice jej nienawidzili i się jej bali. Przyłożyła stokrotkę do serca, zamykając przy tym oczy i delikatnie się uśmiechnęła. Yoh wiedział, że to było podziękowanie. Jej obecność sprawiła, że obolałe i zranione serce, otrzymało czuły okład. Otwarta w nim rana przestała krwawić.

Ale skaza pozostała. A zakażenie było już nie do uleczenia.

==============

No i w końcu jest. Przyznam, że bardzo się boję tych rozdziałów, są one bardzo wymagające ze względu na przeżycia Yoh i ich wpływ na niego. Poza tym, mam dobrą wiadomość! Pozostały tylko dwa tygodnie do mojego urlopu, czyli tylko jedna część opowiadania zanim notki będą pojawiały się częściej! W przyszłym tygodniu nie wiem, czy napisze rozdział do tego opowiadania, czy do Innej Drogi. Będzie dostępna BETA do gry Avengers i już się zapisałam na testowanie, więc zależy ile mi się zejdzie na graniu XD Im dłużej, tym większa szansa, że pojawi się Inna Droga. Tamto opowiadanie jest mniej bolesne. 

Ah no i jak widać, tutaj też Matamune odgrywa dużą rolę, ja nic nie poradzę, że mam pretensję do anime o pominięcie jego wątku. W mandze to mój ulubiony wątek. 

Poraz kolejny przepraszam za błędy, słońce dotarło do mojego pokoju i muszę uciekać do salonu zanim się ugotuję...