Nikt nie śmiał budzić Yoh. Spał smacznie prawie do południa, a obudził się dopiero na odgłosy treningu, najprawdopodobniej Tamao, z ogrodu. Powoli otworzył oczy i podniósł się do siadu, przeciągając z głośnym ziewnięciem, przecierając przy tym lewe oko. Obok niego po chwili zmaterializował się Amidamaru.
-Dzień dobry!- wyziewał Yoh, opuszczając dłonie na łóżko.
-Dobrze cię widzieć wyspanego i z dobrym humorem, Yoh-dono.- odpowiedział samuraj. Szaman uśmiechnął się szeroko, zamykając przy tym oczy. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego dobry nastrój miał dwie przyczyny, oczywiście brak koszmaru, ale też wydarzenie z poprzedniego dnia. Zastanawiał się, czy dzisiaj Anna postanowi być dwa razy bardziej okrutna, czy wręcz przeciwnie. W końcu podniósł się i udał do łazienki. Wziął szybki prysznic i przebrał się w strój treningowy.
Im bliżej był kuchni, tym wyraźniej słyszał rozmowy.
-Keiko, powinnaś go powstrzymać.- Yoh zatrzymał się przed wejściem, słysząc głos Yohmei. Jego dobry humor szybko został naruszony.
-Nie.- głos matki padł niemal natychmiast. -Wierzę w Yoh i w to, co robi. Będę go wspierać, nawet jeśli wy tego nie popieracie, ojcze. Yoh jako jedyny jest w stanie odkryć prawdę, której nikt przez 1000 lat nie poznał. Nie będę go powstrzymywać. Mój syn ma prawo podejmować własne decyzje.- te słowa zdecydowanie rozgrzały serce chłopaka.
-Keiko, czy ty nie widzisz, jak bardzo Yoh się zmienia?- dziadek kontynuował.
-Widzę, ojcze. Ale nie doszłoby do tego, gdybyście go nie okłamywali.- szatynka gwałtownie postawiła szklankę na stole. Szaman zdecydował się nie podsłuchiwać dłużej. Wszedł do kuchni, powodując natychmiastowe przerwanie dyskusji.
-Dzień dobry, mamo.- powiedział, jak poprzedniego wieczoru, ignorując zupełnie obecność dziadka.
-Dzień dobry, Yoh. Wyspałeś się?- spytała z delikatnym uśmiechem.
-Oj tak, w końcu. Zostało coś jeszcze na śniadanie?-
Po zjedzonym w ciszy posiłku Yoh wstał od stołu.
-Ile ci jeszcze zostało?- usłyszał, zanim wyszedł. Odwrócił lekko głowę, ale nie spojrzał otwarcie na dziadka.
-Ogień i punkt duchowy.- odpowiedział bezemocjonalnie, a starzec skinął głową. Nie czekając dłużej i nie ryzykując kontynuacji rozmowy, natychmiast opuścił dom. Zdziwiło go, że nigdzie nie widział Anny, ale może po prostu była czymś zajęta, bądź co bądź, naprawdę późno wstał.
No właśnie, zostały już tylko dwie księgi, a Yoh już tyle się nauczył i nie chodziło tylko o wiedzę na temat żywiołów. Jego cel również był osiągalny, wiedział znacznie więcej o swoim bracie, a właściwie o swoim przodku. Zastanawiał się, co jeszcze go czeka. Przyśpieszył kroku, udając się do świątyni, w której coraz bardziej czuł się, jakby był we właściwym miejscu. Choć musiał przyznać szczerze, obawiał się księgi ognia. Czuł, że nie bez powodu to właśnie ogień był głównym żywiołem, z którego korzystał Hao, wszystkie żywioły z czymś się łączyły. Ziemia z determinacją, powietrze ze spokojem, woda z cierpieniem i czuł, że ogień nie będzie pasją. Chyba że można nazwać chęć dążenia do wybicia wszystkich ludzi pasją. Może i tak. Ale czy domyślanie się, że ogień połączy się z gniewem, mogło cokolwiek pomóc, skoro zaklęcia na nie rzucone były w stanie tak mocno wpłynąć na umysł?
Słuchawkowy szaman podszedł powoli do księgi leżącej na podłodze. Wiedział, że tym razem nie będzie inaczej i księga spróbuje go poparzyć. Spojrzał na swoje jeszcze nie do końca zagojone po ostatnim spotkaniu dłonie i westchnął ciężko.
Pierwsza próba podniesienia i utrzymania księgi zakończyła się niepowodzeniem, choć Yoh próbował ją utrzymać jak najdłużej, w pewnym momencie jego organizm po prostu nie wytrzymał i księga ponownie upadła na ziemię, a Yoh syczał cicho z bólu, wpatrując się w poparzone dłonie. Obok niego zmaterializował się Amidamaru.
-Może spróbujemy Jedności Ducha? Nie uchronię cię przed obrażeniami, ale może dłużej wytrzymamy razem. - zasugerował samuraj.
-Warto spróbować- odparł słabo szaman, po czym wykonał Jedność Ducha ze swoim stróżem. Zdziwiło go, jak zupełnie inaczej odczuwa tę podstawową formę szamańskich zdolności, teraz gdy był już tak potężny. Wcześniej czuł, że to Amidamaru był w jego ciele, a teraz, jakby to on był w ciele Amidamaru. A i sam Amidamaru był silniejszy. Schylili się i podnieśli księgę, ponownie ją otwierając. Jednak i to nie pomogło. Po chwili palący ból zaatakował już i tak poranione dłonie szamana, a co ciekawe ból odczuł też Amidamaru. Dodatkowo, ich niesamowicie silna Jedność Ducha podwoiła odczucia obojga. Więc jeżeli poprzedni ból był straszny, to ten był dwa razy gorszy. Szaman i jego duch odskoczyli, upuszczając księgę na ziemię z głośnym jękiem i Yoh szybko zakończył jedność. Amidamaru wyskoczył z jego ciała w formie ducha, a zaraz przybrał pełną postać, wpatrując się w swoje dłonie.
-Tak dawno nie czułem bólu.- wymamrotał.
-Hehehe, witaj w moim świecie.- zaśmiał się szaman, machając lekko dłońmi, by choć trochę złagodzić ogromny ból. Amidamaru westchnął ciężko, ignorując żart chłopaka.
-To, co teraz?- spytał duch.
-Nie wiem, na pewno nie chodziło o Jedność.-
-Może próba nie jest oparta na jakimś wyzwaniu rzuconym przez bóstwo, a na samym otwarciu księgi? Może powinieneś użyć mocy żywiołów?-
Yoh westchnął przeciągle, wpatrując się w leżącą księgę.
-Powietrze na pewno nie zadziała, księga nie staje w ogniu, jedynie parzy, eliminacja tlenu nic nie zmieni, zresztą nie umiem tego zrobić.-
-A woda? Może gdybyś zapewnił sobie osłonę z wody...-
-Ta temperatura doprowadzi wodę do temperatury wrzenia albo wręcz od razu wyparuje. Poza tym Asaha powiedział, że to nie będzie potrzebne.-
-Może chciał cię zmylić? Tak jak wcześniej.- Amidamaru uniósł się nad księgą. -Za każdym razem zamyka się, gdy upada.- mruknął z zainteresowaniem. Yoh podszedł do księgi, zakładając ręce na torsie.
-Możliwe, że chciał mnie zmylić, ale nie widzę sposobu w innych żywiołach. A nad ogniem nie panuje. Może naprawdę chodzi o jej otwarcie.- powiedział z ciekawością i delikatnie kopnął okładkę księgi, otwierając ją.
-Nic się nie dzieje, nie zamyka się.- Amidamaru, przybierając znowu postać formy ducha, podleciał bliżej otwartej księgi.
-Ważne, że nie stanęła w płomieniach.- odparł żartobliwie Yoh i kucnął przy niej, dwoma palcami chwytając za róg strony i ją przekręcił. Z początku, strona była pusta, ale po chwili zaczęły pokrywać ją ogniste symbole, większości z nich Yoh w ogóle nie rozumiał. - Myślisz, że to już?-
-To byłoby zbyt proste, braciszku.- usłyszał głos za sobą. Oczy młodego szamana rozszerzyły się. Natychmiast podniósł się z kucek i odwrócił gwałtownie, Amidamaru okrążył swojego szamana, gotów do ewentualnej walki. Przed Yoh... stał jego brat. W formie, w której ostatnio widział go żywego.
-Hao.- wyszetpał. -Ale...Jak to?-
-Nie ekscytuj się tak. Zmieniłem próbę zaraz po naszych narodzinach, wiedząc, że któregoś dnia sięgniesz po zawartą w nich wiedzę.- powiedział, uśmiechając się przy tym pewnie. Zlustrował brata wzrokiem i zmarszczył brwi. -Spodziewałem się jednak, że nastąpi to znacznie wcześniej. Ile mamy teraz lat? Czternaście?- spytał.
-Piętnaście.- odparł Yoh, niezbyt zadowolony z tego, że staje przed obliczem brata, który nie wiedział o wydarzeniach po ich narodzinach.
-Co tak długo? Myślałem, że połowa mojej duszy sprawi, że będzie cię ciągnęło do tych ksiąg.- Hao wyglądał na lekko zawiedzionego. -Co się stało, Yoh? Czemu nie przyszedłeś wcześniej?- zapytał. Yoh natychmiast poczuł wstyd.
-Rodzina nie pozwalała mi się zbliżyć do tego miejsca. Bardzo długo nawet nie wiedziałem o twoim istnieniu. Spodziewałeś się, że gdy się poznamy, już będę o tobie wiedział?-
-Mhm. Nigdy nie zauważyłeś, że czegoś ci brakuje? Nie odczułeś więzi pomiędzy nami? Przecież jesteśmy bliźniakami. Ot, tak pozwoliłeś się okłamać?- Hao brzmiał na bardzo zawiedzionego, a to wzbudzało w Yoh gniew, ale nie na starszego, a na siebie i na rodzinę.
-Może czułem, ale nie wiedziałem, o co chodzi. Rodzina ukrywała twoje istnienie przez cały czas i nikt nigdy nie powiedział, dlaczego byłem trenowany. Moim celem miało być zdobycie korony szamana, a nie zabicie własnego brata.- wymamrotał chłopak.
-No tak, wybrali cię na tego Asakurę, który ma mnie zabić, oczywiste. Yohmei i Mikihisa nie byli w stanie mnie zgładzić jako niemowlaka. Został im tylko Asakura urodzony razem ze mną. Posiadający połowę mojej duszy i część moich mocy.- mruknął Hao, z delikatnym uśmiechem. -Zakładam, że kiedy zorientowałem się, że nie wiesz, kim jestem, budowałem nieco napięcie, zanim sam ci o tym powiedziałem?- dopytywał. Yoh skinął głową twierdząco.
-Oczywiście. Dałbym szansę rodzinie na powiedzenie ci prawdy, wiedząc, że i tak tego nie zrobią.-
-Chyba liczyli na to, że nigdy się nie dowiem. Dziadek wezwał Annę, by to ona użyła mocy korali, jej jedynie powiedział, że jesteś moim przodkiem, nic więcej. Dopiero kiedy nazwałeś mnie bratem, ojciec opowiedział mi historię naszych narodzin, oczywiście nie całą.- głos Yoh był bardzo niepewny. Czuł, jak robi mu się gorąco ze wstydu, a w ustach miał kompletnie sucho.
-Rozumiem, zakładam, że zrozumiałeś, że nie możesz ufać swojej rodzinie. Może nawet lepiej się stało. Asakurom nie można ufać, ukrywali przed tobą więcej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Zrobili z ciebie narzędzie, tylko tyle dla nich znaczysz. Zakładam, że to zrozumiałeś, dołączyłeś do mnie i teraz uczysz się z ksiąg?- dopytywał, wciąż nastawiony pozytywnie. Zdecydowanie nie potrafił czytać w myślach, bo myśli Yoh były teraz w kompletnym chaosie. Chłopak spuścił głowę, zaciskając dłonie w pięści. Amidamaru przyglądał się swojemu przyjacielowi, zaniepokojony jego postępowaniem. To prawda, że wiele się nauczył o przeszłości Hao, ale ten tutaj nie zamierzał być dobry, a jednak jego szaman okazywał poczucie winy. Niepokojące poczucie winy. -Yoh?- zapytał starszy z bliźniaków.
-Ja... Ja cię zabiłem.- mruknął, nie podnosząc wzroku na starszego.
-Co?-
-Zabiłem cię.- w głowie wracały mu obrazy z koszmarów, gdy Hao przemawiał do niego w czymś, co przypominało miejsce, w którym ich dusze miały się połączyć. Teraz to starszy milczał przez dłuższą chwilę.
-Aż tak cię zniszczyli..- tym razem w jego głosie słychać było gniew. Nagle wszystko wokół nich stanęło w płomieniach. Yoh odskoczył od ognia, stając tym samym bliżej Hao.
-Yoh, coś tu jest nie tak.- mruknął Amidamaru.
-Istniejesz dzięki mnie. Ciebie miało nie być. Doprowadziłem do rozdzielenia, a oni i tak ciebie zniszczyli. Odebrali mi nawet brata, którego sam stworzyłem. Okłamywali cię całe życie, a ty i tak...- wywód Hao przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Oboje zwrócili głowy w stronę Yohmei.
-To niemożliwe...- wyszeptał mężczyzna.
-Dziadku, wyjdź stąd!- krzyknął najmłodszy. Hao natomiast zmarszczył brwi i z ogniem w oczach spojrzał na seniora rodu.
-To wszystko twoja wina. Yoh był moją ostatnią nadzieją na uwolnienie się od gniewu i samotności. Dałem mu wszystko, czego potrzebował, by mnie zrozumieć, i zajrzeć głębiej niż wy, a wy i tak go zniszczyliście.- słysząc gniew Hao, Yoh sam nie wiedział jakie emocje brały w nim górę. Smutek, zawód, strach, a może właśnie gniew na rodzinę. Ten ostatni powoli brał górę, gdy przysłuchiwał się wymianie zdań.
-Yoh, nie wyczuwam...- zaczął Amidamaru, ale młody szaman go uciszył.
-Nie mogliśmy pozwolić, żeby do ciebie dołączył. Jesteś wcielonym złem. Nie mogliśmy stracić jedynego, który mógł cię zniszczyć.- warknął Yohmei, a wokół niego unosiły się liściaste Shikigami. Yoh przesunął się, niemalże od razu dostrzegając, że płomienie odsunęły się tak, by go nie dotykać, a żar z nich bijący, choć odczuwalny, zupełnie mu nie przeszkadzał. Wyciągnął do niego dłoń, a niewielka ognista kulka uniosła się nad jego ręką.
-Dlaczego ogień mnie słucha?- mruknął do siebie.
-Yoh, musisz stąd natychmiast wyjść! Skończ z tymi bzdurami o dobroci Hao, w nim nie ma ani krztyny dobra. To koniec, pokonałeś go.- krzyknął Yohmei.
-Tylko tym dla was był! Narzędziem. Nie miał żadnej wartości jako wnuk czy syn! A może wiedzieliście, że z początku tylko ja miałem się narodzić, ale chciałem mieć kogoś po swojej stronie? Byliście gotowi go zabić, a potem go wykorzystaliście, bo wiedzieliście, że jest dla mnie ważny, jako brat! Kto tu jest potworem?- warknął Hao. Amidamaru mógł przysiąc, że tylko on nie widział tutaj sensu. Hao nie mówiłby o tym tak otwarcie, Yoh przecież nie był w księdze ognia, a ten już go słuchał, a co najważniejsze nie wyczuwał obecności ani Yohmei, ani jego duchów.
-To prawda, ale teraz kiedy cię nie ma, jest jedynym, który może stanowić zagrożenie. Nie możemy do tego dopuścić!- Shikigami Yohmei ruszyły zarówno na Hao, jak i nic niespodziewającego się Yoh.
-Dziadku!- zawołał młodszy szaman, cofając się nieco. Czy jego dziadek naprawdę mógł go zaatakować? Naprawdę uważał go za narzędzie i zagrożenie? Chodziło tylko o to, by Yoh nie zrozumiał Hao i nie stał się taki jak on, a nie o to, jak duże fizyczne i psychiczne krzywdy wyrządziły mu dotychczasowe próby? Yoh był w kompletnym szoku, a zawód i gniew zaczęły się w nim gotować, choć wciąż nie dopuszczał go do siebie. Shikigami pędzące na tę dwójkę nagle stanęły w płomieniach.
-Asakurowie. Wy nigdy nie powinniście powstać.- warknął Hao.
-Możesz winić wyłącznie siebie.- uśmiechnął się złośliwie Yohmei.
-Masz rację. - warknął Hao i ruszył na Yohmei. W mgnieniu oka powalił staruszka na ziemię. Samuraj u boku Yoh przyglądał się temu z niedowierzaniem. Jego wzrok przeniósł się na przyjaciela, którego otaczał ogień. Ogień, który ewidentnie go słuchał.
-Yoh...-
-Okłamywali mnie...-
-Yoh, pomóż mi!- krzyknął Yohmei. Młodszy z bliźniaków przyglądał się, jak w dłoni Hao formuje się miecz. Okłamywali go, to prawda. Ale... nie, Yoh nie chciał tego. Nie chciał niczyjej śmierci... Nie mógł dać ponieść się gniewowi, przecież sam doskonale wiedział, że gniew nie prowadzi do niczego dobrego. Morderstwo nie było odpowiedzią. Były inne sposoby. I choć miał za złe rodzinie, to nie nienawidził ich.
Cholerny Asakura.
-Hao, stój!- zawołał Yoh i rzucił się do przodu, łapiąc brata za nadgarstek. Hao odwrocił twarz i zmierzył spojrzeniem młodszego. Yoh wpatrywał się w niego błagalnie, a ogień wokół nich zaczął przygasać. Starszy uśmiechnął się, zamykając oczy i... rozpłynął się w powietrzu. Płomienie również zniknęły, jakby nigdy ich tu nie było. Słuchawkowy spojrzał na dziadka, ale jego też nie było.
-Co się stało...?- mruknął do siebie.
-To wszystko było iluzją.- usłyszał głos starca za sobą. Gdy się odwrócił, na otwartej księdze ognia siedział niewiele niższy od Manty staruszek. Miał skrzyżowane nogi, a na głowie nosił dziwne naczynie.
-Więc to była próba? Hao...-
-Nie był prawdziwy. Nie zmienił próby. Wybacz mi te kłamstwa, musiałem wywołać u ciebie gniew młody Asakuro, musiałem mieć pewność, że umiesz nad nim zapanować.- odparł, a jego twarz wyrażała prawdziwą skruchę. Nie to, co jego dziadkowie, przeszło Yoh przez myśl.
-Więc to wszystko nie było prawdą?- spytał.
-Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Iluzja została stworzona na podstawie tego, co budzi w tobie największy gniew. U ciebie były to kłamstwa rodziny, osądzanie pana Hao i wykorzystywanie twojej osoby w celach destrukcyjnych, całkowicie wbrew sobie. Czy wypowiadane przed pana Hao i Yohmei słowa były prawdą, nie wiem.- odpowiedział mężczyzna. -Na czas trwania próby dałem ci moc ognia, by zobaczyć, co zrobisz, czy nad nią zapanujesz. Oczywiście została ci już odebrana. Więcej opowie ci na ten temat księga.- dodał, spoglądając w dół, a ton jego głosu jasno sygnalizował koniec tej, jakże krótkiej konwersacji.
-Przepraszam, zanim odejdziesz, czy mogę poznać twoje imię? Zastanawiam się, kogo mój brat wybrał do obrony księgi.- wtrącił Yoh.
-I tak nie powtórzysz. Nazywam się Huehueteotl, jestem azteckim bogiem ognia i roku. Symbolizuję oczyszczenie, transformację i regenerację świata poprzez ogień.- odpowiedział bóg. Gdyby nie dodał ostatniego zdania, Yoh miałby problem z utrzymaniem chichotu. Te ostatnie zdanie wyjątkowo mocno łączyło się z działaniami Hao. Czy to dlatego wybrał ogień?
-Możesz skorzystać z księgi, Yoh Asakuro. Uważaj jednak, bo zbliżasz się do najtrudniejszych zagadnień. Zwłaszcza gdy chodzi o ogień.- powiedział bożek.
-Dziękuję, panie.- odparł szaman, nie ryzykując jednak wymawianiem jego imienia. Bóg skinął głową i zniknął w płomieniach. Na podłodze została otwarta księga.
-To było bardzo dziwne doświadczenie.- mruknął Amidamaru, spoglądając na swojego szamana. Ten nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. -Yoh-dono, wszystko w porządku?- spytał. Krótkowłosy skinął głową.
-Tak, po prostu... Będzie mi teraz to siedzieć w głowie. Pójdziesz po Annę?-
-Tak, Yoh-dono.-
>W tym samym czasie<
-Młody Asakura ocalił nas, ale nie możemy zignorować podejrzeń, że postanowi on zgłębić zakazane nauki Hao Asakury- spokojny kobiecy głos rozbrzmiał w ciemnym pokoju.
-Oczywiście.-
-Pojedź do Izumo, ale pamiętaj, Yoh nie jest naszym wrogiem, upewnij się tylko, że nie staje się naszym zagrożeniem. Nauki Hao Asakury są zakazane, ale Yoh jest jego najbliższą rodziną. Nie mamy prawa zarządzać przedmiotami, które do niego należą. Nie popęłnijmy więcej tego błędu.-
-Tak, pani.-
===================
Witam, witam! A jednak udało się przed Świętami! Co prawda, korzystałam z mojej umiejętności multitaskingu. Pisałam w trakcie wygładów, a słuchałam uważnie.
Jeśli chodzi o zajęcia, w tym roku mam oczywiście japoński, edytorstwo tekstów japońskich na komputerze, kulturę codzienną Japonii, język obcy (angielski, na drugim roku mogę wybrać inny), oczywiście ochronę właśności intelektualnej (o dziwio baaardzo interesujący, fajna pani profesor), wstęp do kultury popularnej Japonii, Internet kultura i społeczności, historia Japonii, zróżnicowanie regionalne Japonii, literatura popolarna Japonii. Ogólnie przedmioty są super, bardzo mi się podoba i nawet nie przeszkadza mi to, że są z domu. Na historię będę pisała na zaliczenie o Onmyodo i Abe no Seimei, więc oczywiście jestem przeszczęśliwa. Ogólnie jestem bardzo zafascynowana i bardzo zadowolona z wyboru. Studiuję w Warszawie w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych.
Aomori, cieszę się, że trochę i Ciebie zmotywowałam, na razie wygląda na to, że tylko my aktywnie piszemy, ale miejmy nadzieję, że niedługo będzie nas więcej. A jeśli nie piszących, to chociaż komentujących. To trochę smutne jak mało tych komentarzy, ale może niedługo będzie więcej. Właściwie to życzę nam tego z okazji zbliżających się Świąt i Nowego Roku!
No właśnie, nie wiem, czy jeszcze coś napiszę przed Świętami, czy Nowym Rokiem. Postaram się, ale jeżeli nie, to życzę wam wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się Świąt, spędźcie je bezpiecznie, zdrowo i ciepło, w miarę możliwości z rodziną. A co do Nowego Roku, cóż, no. Każdy wie jak jest, więc życzę wam aby Nowy Rok nie był tak zły, jak ten, weselszy niż Sylwester, jeżeli spędzacie go samotnie, a jeżeli świętujecie od 17 do 7, to.... wytrwałości XD
Do zobaczenia!
Po tym jak ostatnio słuch o Tobie zaginął codziennie wchodziłam na Twojego bloga żeby sprawdzić czy mi się to nie przyśniło że wróciłaś ;D No i nie ukrywam przeczytałam jeszcze kilka razy poprzednia notkę bo mnie nią po prostu kupiłaś x)
OdpowiedzUsuńCo do tej części to chyba nie do końca zrozumiałam czemu Yoh nie mógł podnieść księgi, a po tym jak go parzyła to nie rozumiem czemu w gole ja dotykał bezpośrednio a nie jakimś prętem ^^ ciekawie wymyśliłaś to jak Jedność Ducha się zmieniła a właściwie odczucia jakie ma Yoh i Amidamaru, sam fakt że Amidamaru może coś tego odczuwać jest na prawdę ciekawy! Mega pomysł!!!
Straszy Pan (wybacz ale na jego imieniu to mogę sobie język połamać :P) miał całkiem niezły pomysł żeby podejść Yoh, mimo to szatyn powinien jeden wysłuchać Amidamaru. Zastanawia mnie czy Yoh nie był w stanie tego również wyczuc? Zakładam że był ale po prostu emocje wzięły górę. Ciekawie było na chwilę znowu poczytać o Hao z ostatniego wcielenia ;) i w gole sam fakt że był to Hao ze świadomościa zaraz po narodzinach! You musiał na prawdę się zebrać w sobie żeby mu wyjawić że go zabił... Zapewne koszmary powrócą :(
Taaak... Wywołać gniew u Yoh nie jest łatwo, chociaż może powinnam powiedzieć że nie było łatwo. Wydaje mi się że teraz jednak poznając cała historie od początku będzie mu właśnie ciężko odnalesc ten jego znamienny spokój. Mimo to cieszę się że całkiem nie porzucił rodziny, jakby nie patrzeć rzucił się na ratunek dziadkowi a to oznacza że tak całkiem go nie nienawidzi :) jednak coś z jego dawnego "ja" zostało!
Na zakończenie chce jeszcze dodać że urzekłaś mnie wzmianka "Zastanawiał się, czy dzisiaj Anna postanowi być dwa razy bardziej okrutna, czy wręcz przeciwnie" - no nic dodać nic ująć, idealnie to ujęłaś xD
Dziękuję za opis studii, zastanawiałam się jak to wygląda i na prawdę ambitnie x) jesteśmy w podobnym wieku i podziwiam że jednak zdecydowałas się na studia ale jesli to Twoje marzenie to w sumie czemu nie... Mnie kusi psychologia, często słyszę od znajomych że powinnam iść na psychologię, ale chyba sobie w odpuszczę ;)
Dziękuję za życzenia świąteczne :) z kolei ja chciałam Ci życzyć dużo zdrowia, bo chyba to jest ostatnio aspekt naszego życia o którym dużo się mówi a jeszcze więcej martwi. Także żeby zdrowie nie było Twoim zmartwieniem ;) ponad to życzę Ci więcej czytelników! A nam obu kolejnej historii do czytania :D może ktoś się skusi na założenie bloga ;)
Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku!!!
Pozdrawiam!
O rany jak mnie tu dawno nie było!Muszę to zwalić na swoją pracę XDD Już biorę się za nadrabianie zaległości
OdpowiedzUsuńOoo, studiujesz na tej samej uczelni (i tym samym kierunku), którą ja kończyłam! Czy też Cię uczy pan B****ga i rozgaduję się na coraz to kolejne dygresje i dygresje dygresji? Miałam z nim zajęcia na 1 i 3 roku. Mimo wszystko był całkiem spoko.
Jednak najmilej wspominam pana Toho, babkę od warsztatów oratorskich i panią M-B**son, pogadajcie z nią, może weźmie was do BUWu na ceremonię parzenia herbaty tak jak mój rocznik^^.
Nie moge doczekać się kolejnej części<3
OdpowiedzUsuń