środa, 22 lipca 2020

Shaman King; Inna droga: Efekt Bramy Babilonu

-Ty i ja jesteśmy wystarczająco silni by tu przeżyć. Wiesz, co to znaczy. Nasze przeznaczenie wciąż czeka. Wynośmy się stąd, dobrze?-

Yoh nie miał wyboru. Jeśli zostaliby choć chwilę dłużej, jego przyjaciele nie mieli żadnych szans na przeżycie. Kiwnął głową, a Hao uśmiechnął się złowrogo. W jednej chwili połączyli swoje siły i brama Babilonu została wyważona, czy raczej podziurawiona niczym szwajcarski ser, a ciała jego przyjaciół i X-laws spadły na ziemię. Jedynie bliźniacy, choć wyszli w różnych miejscach, pozostali przytomni. Yoh wspiął się na najbliższą skałę, by ocenić sytuację. 

-W ten sposób go nie pokonamy.- westchnął.


Przez kilka następnych dni nie odbywały się żadne walki, w związku z tym miasto było przepełnione szamanami korzystającymi z wolności. Pierwsze dwa dni były pełne śmiechów i żartów oraz pozytywnej energii, ale z czasem ta cisza stała się niepokojąca. Nikt nie widział Hao oraz jego popleczników, nie widzieli również X-laws. Trzeciego dnia pewna medium wyciągnęła z Silvy informację, że X-laws zostali dość poważnie ukarani za porwanie i napaść na innych uczestników wraz z próbą wyeliminowania ich z użyciem zakazanych praktyk. Pozwolono im jednak pozostać w Patch Village i Turnieju pod warunkiem, że nie będą wtrącać się do walk i nie spróbują już więcej nikogo skrzywdzić. Jak twierdzi Silva, Jeanne obiecała, że zdadzą się na wolę losu, ale będą bacznie obserwować przyszłe działania Asakurów oraz przyjęła do wiadomości, że kolejna taka akcja skończy się wydaleniem z Turnieju i wyrzuceniem z Patch.

-A co z Hao? Zamordował kilku członków X-laws.- zapytał Horo Horo, a Silva westchnął ciężko.

-Hao podobnie jak wy, został uznany za poszkodowanego. Jego działania określono jako koniecznie w ramach udzielania pomocy bratu i obrony własnej.- odpowiedział, a na głowie każdego z przysłuchujących pojawiła się charakterystyczna kropelka, a nawet dwie w przypadku młodszego bliźniaka. Najwyraźniej Król Duchów nie miał w planach utrudniania Hao osiągnięcia swojego celu.

-Cóż..- ciszę przerwał w końcu Yoh. -Jestem pewien, że tytuł poszkodowanego i ratującego życie swoje i ukochanego braciszka i tak wadzi mu na dumie.- zaśmiał się kończąc swoją wypowiedź, starając się jakoś odwrócić całą tą historię w coś pozytywnego. Silva wpatrywał się w niego przez chwilę z niedowierzaniem, po czym sam również się uśmiechnął.

-Ale humor na pewno poprawi mu fakt, że jednym z warunków jakie X-laws musi spełnić by zostać w Turnieju są ich oficjalne i publiczne przeprosiny zarówno w jego stronę, jak i waszą.- 

Nie tylko Hao takie coś poprawiłoby humor. Horo Horo wraz z Chocolove zaczęli płakać ze śmiechu, Ryu czuł się zakłopotany i obawiał się, że Lyserg jeszcze bardziej ich znienawidzi, ale w gruncie rzeczy to chyba też go ta informacja ucieszyła. Nawet Ren uśmiechnął się znad swojej butelki mleka, a Yoh chichotał głupio. Manta spojrzał na Tamao, Pirikę, Jun i Annę, które jedynie przyglądały się swojej gromadce, pierwsze trzy wciąż przeżywały, że o mało nie straciły tej bandy na zawsze. Osobiście uważały, że X-laws powinni błagać na kolanach o przebaczenie. Jedynie Faust nie zwracał na wydarzenia zbytniej uwagi, nikt na jego miejscu by nie uważał, gdyby właśnie podawał sobie swoją dawkę morfiny. 

Nie mogli się doczekać dnia, w którym mieli zostać przeproszeni. Co prawda oznaczało to też ponowne spotkanie z Hao, a nawet to nie mogło się równać tej przyjemności, którą odczuwali z myśli, że X-laws muszą przeprosić, a to właśnie przepraszanie starszego z bliźniaków było dla nich największą porażką, więc było bardziej satysfakcjonujące. Po kolejnych pięciu dniach Dzwonki Wyroczni w końcu się odezwały. Na ekranie pojawiła się wiadomość dotycząca ważnego ogłoszenia na głównym stadionie, na którym obecność była obowiązkowa. Chwilę później Dzwonki The Ren i Funbari Onsen odezwały się ponownie, prosząc a stawienie się na samej arenie o tej samej godzinie. Resztę dnia nic, nawet treningy Anny czy Piriki, nie były w stanie zepsuć humorów wesołej gromadki.  


Następnego dnia, zgodnie z drugą wiadomością, drużyny Funbari Onsen i The Ren zamiast na trybuny stadionu udały się bezpośrednio na arenę, gdzie czekała Goldva oraz jeden ze strażników - Magna. Tuż obok nich stał Hao wraz z małą Opacho.

-A gdzie grabaż?- spytał zadziornie Ren.

-Jedynie Asakura Hao został uznany za poszkodowanego.- odpowiedziała Goldva, a Yoh mógł przysiąc, że usłyszał krótki pomruk niezadowolenia z używania tego słowa.

-W takim razie co tu robi Opacho?- spytał patrząc na murzynkę.

-Opacho jest zawsze tam, gdzie Hao-sama!- zapiszczała dziewczynka z zbulwersowaną miną.

-Hao jest oficjalnym opiekunem Opacho...- zaczęła Goldva, ale nie zdążyła skończyć swojej wypowiedzi, gdy na arenie pojawił się Silva prowadzący za sobą Jeanne, Marco, Lyserga i trzech pozostałych członków X-laws, którzy przetrwali walkę pod Bramą Babilonu. Yoh zerknął kątem oka na Hao. Dziwiło go, że opiekował się małą dziewczynką, nie była silna, nigdy nie walczyła, ba, niejednokrotnie widział, że odważna była jedynie w obecności jego brata, a jeśli zniknął jej z pola widzenia, łatwo panikowała. Podobno Hao nie chciał słabych szamanów w swoim świecie, więc dlaczego to Opacho zawsze była obok niego? Aż tak bardzo mu na niej zależało? Nagle ich wzrok się spotkał i Yoh wyprostował się gwałtownie czując się jakby starszy bliźniak właśnie usłyszał jego myśli.

-Bo tak właśnie jest.- odpowiedział starszy z bliźniaków w odpowiedzi na wewnętrzne rozterki młodszego. Zaskoczony słuchawkowy już miał się odezwać, gdy arenę wypełnił koszmarny pisk z głośników. Tak potworny, że nawet długowłosy się skrzywił. Goldva i jej mikrofony.

-Nim przejdziemy do omówienia kolejnego etapu turnieju, za pewne większość z was już słyszała o wydarzeniach sprzed ponad tygodnia, w których doszło do porwania chłopca spoza Turnieju i zamachu na życie drużyn Funbari Onsen, The Ren oraz Asakury Hao. Do przeprowadzenia ataku zostały również użyte zakazane praktyki. W związku z tymi wydarzeniami, pozostałości po członkach drużyn X-laws zostały otrzymały poważne ostrzeżenie, zostały zobowiązane do przeprosin i prac w Patch Village. Niech to będzie nauczką dla każdego szamana, który postanowi działać na własną rękę w trakcie trwania Turnieju, zwłaszcza z użyciem niebezpiecznych, zakazanych praktyk. Przypominam, że walki poza oficjalnymi, a zwłaszcza zakończone śmiercią jednej ze stron są nielegalne. Od tej chwili każdy kto dopuści się takiego czynu zostanie bezwarunkowo wydalony z Turnieju Szamanów.-

Gdzieś w dali słychać było szepty na temat ukarania również i Hao, lecz nikt, ani Rada, ani sam Hao się nimi nie przejął. Ognisty szaman wiedział co robił. W trakcie drogi do Patch miał prawo eliminować szamanów, ale w samym Patch mógł jedynie podczas trwania oficjalnej walki. Tak więc, oficjalnie nie złamał zasad, a póki Rada będzie się trzymać tej głupiej zasady o działaniu wyłącznie na życzenie Króla Duchów, nie miał się czym przejmować. 

Na przód wystąpiła Jeanne, Yoh w duchu miał nadzieję, że do złożenia przeprosin zostanie zmuszony Marco, ale właściwie to mina blondyna była już wystarczająca. Jego uszu doszedł cichy, ale złośliwy chichot, a kątem oka dostrzegł dziką satysfakcję na twarzy bliźniaka. Ciekawiło go czy była to reakcja na tą sytuację, czy znów na jego myśli.

-Członkowie drużyny Funbari Onsen i The Ren, a zwłaszcza bracia Asakura...- zaczęła Jeanne. Jej głos był uprzejmy i nie brzmiał na fałszywy, zmyślnie użyła zwrotu, który ułatwił jej wypowiadanie konkretnych słów, gdy imię ich największego wroga nie zostało wypowiedziane bezpośrednio. -Przyjmijcie proszę nasze najszczersze przeprosiny.- powiedziała.

Horo Horo wraz z Ryu i Chocolove chichotali, natomiast Hao uśmiechnął się złośliwie.

-W tą szczerość to raczej wątpię, Żelazna Damo.- powiedział, a kilka kroków za Jeanne, Marco od razu się obruszył.

-Jak śmiesz...!-

-Marco.- upomniała go białowłosa, a blondyn natychmiast umilkł. Pamiętał jak Jeanne prosiła ich o powściągliwość, że ten czyn umożliwi im pozostanie w Turnieju, a na tym bardzo jej zależy. Westchnął tylko ciężko i zacisnął dłonie w pięści, zaś dziewczyna zwróciła się z powrotem w stronę Asakurów.

-Możecie nam nie wierzyć, ale szczerze przepraszamy za niepotrzebne narażanie niewinnych żyć.- Jeanne była inteligentna, jak na swój wiek, wiedziała jak dopasować słowa, by stworzyły one wypowiedź, która brzmiała na szczerą, a była jedynie częścią prawdy. Za narażenie niewinnych żyć naprawdę było jej przykro, ale nie wszystkie życia w tym ataku były niewinne.

-Przeprosiny przyjęte, tylko nie róbcie tego więcej.- powiedział Yoh, uśmiechając się szeroko, starszy syknął cicho z politowaniem, zamykając przy tym oczy. Nie miał zamiaru się w to bardziej wtrącać, jego satysfakcja była już i tak na całkiem wysokim poziomie.

-Proszę teraz szamanów o udanie się na trybuny, a za chwilę ogłosimy rozpoczęcie kolejnej rundy turnieju.- obwieściła Goldva. X-laws, z wyjątkiem zachowującej klasę Jeanne, w pośpiechu opuścili arenę, natomiast Hao wraz z Opacho spokojnie odwrócili się i udali do wyjścia z areny. The Ren i większość Funbari Onsen niechętnie ciągnęła się kilka kroków za nimi. Wyjątkiem był Yoh, który przyspieszył, żeby zrównać się ze swoim bratem.

-Ale musisz przyznać, że mina Marco była rozbrajająca.- zagadnął do niego. Hao wiedział, że Yoh do niego idzie i samym dźwiękiem jego głosu nie był zaskoczony, natomiast samym podejściem do tematu i rozmowy młodszego, owszem.

-W żadnym z trzech żyć nie spotkałem nikogo tak irytującego, więc tu muszę przyznać ci rację.- stwierdził zwracając głowę w stronę Yoh. Wtedy dostrzegł coś, co sprawiło, że zapomniał wszystko, co chciał zrobić, czy powiedzieć, pewnie znów miały to być sugestie co do przyłączenia się do niego. Wcześniej tego nie zauważył, Yoh w drodze do Patch nosił płaszcz lub strój bojowy, nie widział go wcześniej za często w białym t-shircie, a nawet jeśli, w ogóle nie zwrócił uwagi na jakąkolwiek część ubioru młodszego. A może po prostu nie stali wcześniej na tyle blisko, nie licząc dnia, gdy powiedział mu, że są braćmi, ale wtedy też miał co innego w głowie. A w innych sytuacjach był raczej pochłonięty walką. Po prostu nie zauważył tego wcześniej, a tym razem miał i okazję i nic innego na głowie. 

Yoh zorientował się, że coś wprawiło starszego w osłupienie i to było coś, co Yoh miał na sobie. Podążył mniej więcej za wzrokiem długowłosego.

-Skąd to masz?- zapytał chłodnym tonem Hao, z myśli młodszego odczytując, że wie już, że chodzi o naszyjnik z trzema pazurami niedźwiedzia.

-Ja... Dostałem. Dlaczego pytasz?- spytał Yoh przenosząc wzrok z powrotem na Hao. Wydawało się, że w ciągu następnych kilku sekund przez twarz starszego przemknęło tysiące emocji zatrzymujące się na żalu i rozgoryczeniu. -Hao...- zaczął, po raz pierwszy widząc ludzkie emocje na jego twarzy. A Yoh miał to do siebie, że nawet jeśli był przeciwny działaniom brata, to zainteresował się jego reakcją i to nie z czystej ciekawości lub by to wykorzystać, a dlatego, że po prostu zawsze chciał dobrze. Na dźwięk zaskoczenia i lekkiej troski w głosie młodszego, Hao od razu zmarszczył brwi i się odwrócił.

-Nie twój interes.- odparł i wraz z Opacho zniknął, otoczony płomieniami.

-O co chodziło?- spytał Ren.

-Nie wiem. Chodźmy na górę. Nie możemy przegapić słów mądrości Goldvy.- odparł szatyn, kręcąc głową i wraz z przyjaciółmi szybko udał się na trybuny gdzie dołączył do Anny, Manty, Piriki, Tamao i Jun. Po zakończonym apelu planował, że odszuka Mikihisę i zapyta go o powiązanie Hao z Matamune. Gdy teraz o tym myślał, Matamune wspominał o swoim pierwszym panie sprzed tysiąca lat, którego zawiódł i nie umiał sobie tego wybaczyć. Ten czas zgadzałby się z okresem pierwszego życia Hao, a ten zdecydowanie rozpoznał naszyjnik, który został młodszemu po nekomacie. Zdecydowanie musiał rozwiązać te zagadkę, ale to po ogłoszeniu. Póki co...

Czas na Trzecią Rundę Turnieju Szamanów.

================
No więc, o to i jest pierwszy rozdział, a teraz śmiesznostka. To miał być prolog, ale wyszedł z tego rozdział, więc najpierw napisałam to, a dopiero prolog. Mam nadzieję, że się podoba. Tutaj, tak jak w pierwszym opowiadaniu skupiam się bardziej na anime, z mangi biorę jedynie przeszłość i jakieś rzeczy, które nie gryzą się z fabułą anime. Jak widać, odcinam się jednak od historii z małego ekranu po odcinku z wyjściem z Bramy Babilonu. Hao nie sabotuje Turnieju Szamanów i walki wciąż trwają. Pierwszy cytat z polskiej wersji anime po prostu bardziej mi tu pasował. 

Widzicie też pewnie, że ponownie nawiązuję do historii Matamunę. Nic nie poradzę, ta część historii Hao jest dość kluczowa, a poza tym uwielbiam tego kota. 

Ogólnie to stwierdziłam, że wstawię ten rozdział, który sobie tu czekał, bo nie wiem kiedy dam radę napisać nowy rozdział do Demona. Po prostu jest dość trudny i potrzebuję chwili wytchnienia, a nie miałam jej w ostatni weekend, w nadchodzący jadę do rodziców na imieniny mamy, więc też mogę nie dać rady. A bardzo mi zależy, żeby nowy rozdział bym udany. Historia, która się tam dzieje jest teraz tak ważna, że źle napisana zepsuje całe opowiadanie, staram się jak najlepiej opisywać przejścia Yoh.

Jeżeli nie uda mi się napisać rozdziału do Demona, to napiszę do tego, jest krótszy i dopiero się rozwija, zresztą to opowiadanie ogólnie będzie łatwiejsze.

Do zobaczenia niedługo!

sobota, 11 lipca 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Próba Wody

Yoh nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że jego prośba wyglądała na lekkomyślną, pewnie naprawdę taka była, ale nie mógł nic na to poradzić. Po prostu czuł, że zawiódł, popełnił błąd i nie było sposobu, żeby go naprawić. Nie umiał pogodzić się z tym, że nie może cofnąć czasu. Nie był też przyzwyczajony do tak ogromnych ilości smutku. To miało sprawić, że nadchodząca próba wody będzie najtrudniejszą do tej pory, o ile nie najtrudniejszą ze wszystkich. Szatyn nie wiedział jeszcze, że z każdym krokiem w strony Księgi Wody, zbliżał się do ogromnego bólu i smutku, ale także do wielu odpowiedzi, które chciał poznać.

Woda była ostatnim z trzech żywiołów, która miała pamięć.

-Powodzenia, Yoh-dono.- powiedział w końcu Amidamaru, nie chcąc puszczać swojego szamana w próbę bez słów otuchy, ta ostatnia ich rozdzieliła i wolał mieć pewność, że słuchawkowy odczuje jego mentalne wsparcie. Młody Asakura skinął głową z uśmiechem, jednocześnie sięgając po księgę. Już miał odpowiedzieć, kiedy nagle spomiędzy kartek wystrzelił strumień wody, formujące trąbę, która natychmiast wchłonęła Yoh. Szybko wstrzymał powietrze i próbował nie dać się zbytnio stłamsić przez wiry. Gdy wszystko ustało, zdecydowanie nie znajdował się już w świątyni, a na dnie morza. I to niesamowicie zimnego morza. Pierwsze co chciał sprawdzić to odległość do powierzchni, właściwie to chyba go nie zdziwiło, gdy zauważył lód pokrywający taflę. To by wyjaśniało bolesny chłód, niczym tysiące igieł wbijanych w jego ciało. Asakura spuścił wzrok, natrafiając na ruiny bursztynowego zamku. Już chciał płynąć w jego stronę z nadzieją, że odnajdzie tam bóstwo, które miało go przetestować, jednak ta, której szukał odezwała się pierwsza.

-Tu jestem, chłopcze.- usłyszał delikatny, piękny i niesamowicie melodyjny głos. Odwrócił się, ale nikogo nie zauważył. -W dole.- naprowadziła go. I wtedy ją ujrzał.

Piękna syrena o długich, zaczesanych do tyłu blond włosach i głębokich, niebieskich oczach i złotym ogonie. Całe jej ciało było przywiązane łańcuchami do skały na samym dnie morza.

-Nie zawracaj sobie tym głowy, nie możesz mi pomóc. Nie po to tu jesteś.- powiedziała smutno, uśmiechając się delikatnie. Zauważyła, że wzrok chłopca błądzi po krępujących ją łańcuchach. Widziała, że chciał się odezwać, ale i tak już brakowało mu powietrza. Syrena machnęła ogonem, a Yoh otoczyła szklana klatka, przypominająca trochę te, z których korzystali magicy przy swoich wodnych sztuczkach, ale tą wypełniało powietrze. 

-Nazywam się Jurate*, jestem boginią tego morza. A raczej jej odtworzonym wspomnieniem. Krępujące mnie zaklęcie zostało zdjęte przez Douji Asahę, którego księgę próbujesz odczytać. Zostałam zdegradowana i uwięziona za miłość, którą żywiłam wobec śmiertelnika. Po uwolnieniu stałam się częścią wody. Jestem wolna, nie zaprzątaj sobie tym głowy.- wyjaśniła spoglądając na otaczające ją łańcuchy. -One po prostu mnie reprezentują. Ta część świata inaczej spogląda na legendy, niż twoja.- dodała, wzruszając delikatnie nagimi, bladymi ramionami.

-Wybacz, Jurate, to już przyzwyczajenie, że chcę wszystkim pomóc.- odpowiedział szaman, uśmiechając się do syreny. Był oczarowany, nigdy nie spodziewał się, że zobaczy syrenę.

-Wiem.- odparła spokojnie, zamykając na chwile oczy. -Woda, podobnie jak powietrze i ziemia przenosi informacje. Znam twoją historię i wiem jaki jesteś. Wiem też…- znów uchyliła powieki, a jej wzrok był przepełniony żalem i współczuciem. -Że ta próba będzie dla ciebie ogromnie bolesna. Pozwól, że przedstawię ci szczegóły, nie wpłyną one na poziom trudności. Jesteś bardzo dobrym chłopcem, jesteś też bratem tego, który mnie wybawił. Gdy już dowiesz się, czym jest twoje wyzwanie, dam ci wybór. Jeśli zdecydujesz się zrezygnować, odeślę cię z powrotem do twojego świata. Choć nie powinnam, ale to nie pierwszy raz, gdy robię coś wbrew zasadom. Nie zmieni to faktu, że nie wejdziesz do Księgi Wody bez przejścia próby.- ton głosu syreny był spokojny, ale było w nim coś, co Yoh odbierał jako natrętnie wdzierające się do jego głowy ostrzeżenie.

-Zamieniam się w słuch.- odparł w końcu.

-Pamięć wody jest niemalże tak dobra, jak pamięć powietrza. W ramach tej próby woda pobierze informacje z tlenu, którym oddychasz i który znajduje się również w niej. Pozostaniesz zamknięty w szklanym akwarium, będziesz czuł gdy dotkniesz jego ścian, ale twój mózg, będący atrybutem wody, zostanie wykorzystany do wytworzenia pełnych halucynacji, wręcz wizji. Powietrze przekaże wodzie wszystkie twoje obawy, nadzieje i marzenia oraz myśli, a ona odtworzy sto** scen z przeszłości, której nie koniecznie musiałeś byś świadkiem. Każda scena będzie prawdziwa, ale każda kolejna będzie coraz bardziej dla ciebie bolesna. A każda uroniona przez ciebie łza otworzy drogę lodowatej wodzie, która zacznie cię otaczać aż w końcu zatopi. Ta próba będzie inna, niż pozostałe, Yoh.- syrena spojrzała szatynowi głęboko w oczy. -Żeby ją przejść, musisz po prostu przeżyć, to jak bardzo zagrożone będzie twoje życie zależeć będzie od tego, jak wiele łez uronisz. Nieczuły flegmatyk przeżyje całą próbę bez problemu, jednak twoje życie będzie bardzo zagrożone, drogie dziecko. Jeśli teraz podejmiesz się próby, nie będę mogła jej przerwać, przeżyjesz lub zginiesz. Nie ma tu miejsca na poddanie się. Nie powinnam w ogóle pytać, czy godzisz się na rozpoczęcie próby, Asakura Yoh?-

Czy się godził? Nie miał wyboru. Domyślał się, że zobaczy rzeczy, których nie chce widzieć. Z drugiej strony możliwe, że była to okazja by dowiedzieć się czegoś, czego nie usłyszy od nikogo.

-Cóż wygląda na to, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Otworzę sobie przejście do kolejnej Księgi i poznam historię, której nikt mi nie opowie. Zgadzam się, Jurate. Zaczynajmy, im szybciej, tym lepiej.- odpowiedział posyłając jej szeroki uśmiech. Syrena jednak nie go nie odwzajemniła. Zamknęła oczy i przez chwilę trwała w ciszy by po chwili zacząć cicho śpiewać. Jej głos się zmienił, wciąż był delikatny, ale nie należał do niej. Na ten dźwięk, Yoh otworzył szeroko oczy.


„Myśli me, zatapiane w bursztynie.
Miecz, zwierciadło i kamień, w dłoniach mych trzy skarby te.
Umysł mój wyniosły, dusza uparta, a serce okrutne.
Miecz za umysł, zwierciadło dla duszy, a serce w kamień.”***

Gdy syrena kończyła swój śpiesz, białe światło oślepiło szamana. Zasłonił ramieniem oczy, a gdy już mógł patrzeć nie widział już syreny, ani dna morza. Wciąż jednak czuł otaczający go chłód.

Gong Pierwszy

-Biegnij Boris! Biegnij! Musisz być silny!- w dole pod nim biegła para, mężczyzna i kobieta, która trzymała za rękę jasnowłosego chłopca. Kilka metrów za nimi rozwścieczona grupa ludzi z pochodniami.

Dotarli na kraniec przepaści, w dole była jedynie rzeka. Yoh rozpoznał sytuację i wygląd chłopca. Obserwował właśnie Borisa, którego później zamordowali X-laws, i jego rodziców.

Pierwszy zginął ojciec. Matka w ostatniej chwili zrzuciła syna prosto w objęcia rzeki nim podzieliła los męża.

-To nie były wampiry! Zabiliśmy niewinnych ludzi!- krzyczał Blaumro.

Gong Drugi, Trzeci, Czwarty, Piąty, Szósty, Siódmy, Ósmy

Yoh poznał więc historię większości członków X-laws. Dowiedział się kogo i jak stracili, co sprawiło, że wybrali drogę Żelaznej Damy.

Gong Dziewiąty

Po członkach X-laws przyszedł czas na samą Jeanne. Lecz tu Yoh obserwował scenę jej poświęcenia, słyszał głos Shamash i poznał szczegóły tego, na co godziła się ta młoda dziewczynka.

Gong Dziesiąty, Jedenasty, Dwunasty

Historia trzech dziewczyn, które poznał w trakcie Drugiej Rundy Turnieju, Hana-gumi, również nie była kolorowa. Wyczuwał, że coś złego musiało je spotkać, nic innego nie przekonałoby ich do dołączenia do Hao. Zwłaszcza blondynkę.

Gong Trzynasty, Czternasty, Piętnasty, Szesnasty, Siedemnasty

Sharona, Sally, Lilly, Ellie i Milly udowodniły swoją determinację w Turnieju w dniu, w którym Yoh wyzwał je do walki, by uchronić je przed Hao. Tego dnia wyznały, że nie mają dokąd wrócić. Już wiedział dlaczego.

Gong Osiemnasty

Tego staruszka już kiedyś widział. Pojawił się, gdy Yoh i jego przyjaciele czekali aż Chocolove obudzi się po walce z Peyote. Teraz został zmuszony patrzeć jak ten umiera ze starości w ramionach przyjaciela.

Gong Dziewiętnasty 

-Zawiodłem się na tobie, mój synu.-

-Ale ojcze…-

Wzrok Yoh skierował padł na Mantę i niewiele wyższego od niego ojca.

-Powinieneś przygotowywać się do przejęcia firmy, a zamiast tego szlajasz się wszędzie z tym całym Asakurą. Myślisz, że nie wiem kim on jest? Syn rodziny, która wciąż żyje jakimiś zabobonami. Nic dziwnego, że twoje wyniki w nauce przestały być zadowalające. Masz natychmiast zerwać wszelkie kontakty z tym chłopakiem. Nie chcę nic więcej słyszeć…-

-Nie zrobię tego! Yoh jest moim przyjacielem! Pierwszym jakiego w życiu miałem! Potrzebuje mnie, a ja potrzebuję jego! Wreszcie czuję się potrzebny, wreszcie czuję się kimś więcej niż twoim następcą! Nie jestem narzędziem, ojcze! Ja też mam uczucia i marzenia, nie każ mi opuścić Yoh, nigdy tego nie zrobię!-

-Manta…- Yoh aż ścisnęło w gardle słysząc błagalny ton przyjaciela i jak bardzo ten go bronił.

-Najwyraźniej pomyliłem się co do ciebie. Zmarnowałem na ciebie tyle pieniędzy by cię ukształtować i tak mi się odwdzięczasz? Nie spodziewaj się, że po tym wybryku z wyjazdem do Ameryki będziesz w stanie do czegoś jeszcze wykorzystać swoją rodzinę. Od tej chwili jesteś sam, Manta. Sam.- mężczyzna odwrócił się i odszedł, a po policzkach Manty płynęły łzy.

Podbródek Yoh zadrżał.

Gong Dwudziesty 

Strzał z broni palnej. Yoh aż podskoczył, czując, że uderza w coś głową. Za pewne była to ściana jego akwarium, którego nie widział. Znajdował się w miejscu, które przypominało jakąś poczekalnię. Możliwe, że była to klinika. Coś poruszyło się w ciemności. Wzrok szamana padł w tym kierunku. Złodziej zamykał kasę fiskalną i uciekł, ale to, co przykuło uwagę Yoh, to długie blond włosy.

-E...-

-ELIZO!- Yoh zacisnął mocno usta słysząc doskonale znany mu głos, po chwili do martwego ciała kobiety dopadł Faust, nie miał jeszcze tych znanych cieni pod oczami, nie był tak blady, a usta miały naturalny odcień. Lekarz uniósł delikatnie ciało ukochanej, klęcząc w kałuży jej krwi.

-Elizo, najdroższa, nie... Dlaczego... Błagam cię, nie odchodź. Przecież ja... nigdy nie widziałem innego świata, niż ten u twojego boku. Elizo, Elizo... Kochana moja...Nie odchodź, przecież.. Nie... Oddychaj, proszę... Kocham cię, słyszysz?! Uratuję cię, przyrzekam, że cię uratuję!-

Yoh oddychał ciężko obserwując rozpaczającego przyjaciela, jak ten odgarnia zakrwawione włosy ukochanej kobiety, jak dotyka jej szyi by sprawdzić tętno, głaszcze jej policzek. Po chwili poderwał się na równe nogi i pobiegł w stronę, jak Yoh się domyślił sali operacyjnej. Oparł się drżącymi dłońmi o niewidzialną szybę.

-Faust!-

Gong Dwudziesty Pierwszy

-Chcesz abym ci pomógł wygrać Turniej Szamanów, który ma odbyć się za 8 lat?- kolejny głos, którego nie znał. Na lewo od niego para. Mężczyzna o zielonych włosach i kobieta. Mężczyzna ubrany był w ten charakterystyczny, brytyjski strój detektywa. I te zielone włosy. Czyżby to byli....

-Tak.- źrenice Yoh rozszerzyły się, ten głos... Dziecięcy, ale... Powoli odwrócił głowę by spojrzeć w prawo. -Jestem jedynym, który może wygrać i połączyć się z Królem Duchów.-

-Hao...- mały chłopiec w pelerynie, tak bardzo podobny do niego samego. A więc to muszą być naprawdę rodzice Lyserga, w dniu, w którym ich zabił.

Yoh obserwował całą scenę z bijącym sercem. Zaskoczyło go, że Hao chciał odejść w pokoju. Niestety Diethel nie był na tyle 'mądry', by odpuścić.

-Nie chcę na to patrzeć...- mruknął Yoh, ale z jakiegoś powodu nie mógł zamknąć oczu, a może mógł, ale i tak wciąż wszystko widział.

Po chwili płomienie, wrzaski wypełnione bólem. Yoh przycisnął się do szklanej ściany, a jego ramiona trzęsły, gdy próbował powstrzymać łzy. To dopiero dwudziesta pierwsza wizja...

Do domu wpadł mały Lyserg i choć słuchawkowy naprawdę nie chciał tego widzieć, to miał wrażenie, że przejście emocji wypisanych na twarzy zielonowłosego chłopca z nieopisanego szczęścia, jakim było uwolnienie Morphine do szoku i dezorientacji, niedowierzania, a później pod wpływem konwersacji z Hao, ogromnego smutku i nienawiści, było w spowolnionym tempie.

I tak pierwsze łzy popłynęły z oczu szamana, a pierwsze centymetry lodowatej wody wlały się do jego szklanej pułapki.

A to dopiero dwudziesta pierwsza wizja. Pierwsza jednak, w której wyraźnie zobaczył swojego brata. W poprzednich widział tylko płomienie.

Gond Dwudziesty Drugi - Pięćdziesiąty

Śmierci i cierpieniu najbliższych nie było końca. Szatyn, choć próbował odwracać wzrok i zamykać oczy, nie był w stanie uchronić się przed widokiem, który na niego czekał. Obserwował śmierć Chroma, rozpacz Silvy za przyjacielem, szaleństwo Nichroma, a następnie Rena, który nie mógł sobie wybaczyć. Dowiedział się co stało się z rodzicami Ryu. Poznał też historię osierocenia Tamao. Obejrzał skutki tragedii sprzed 500 lat, jak lud Seminoa cierpiał po straceniu swych przywódców. Widział wiele scen z życia swoich przyjaciół, dość często pojawiał się w nich Ren, którego życie było wyjątkowo traumatyczne za sprawą jego ojca, a nawet dokładną śmierć Pyrona.

Lodowata woda najwyraźniej sięgała mu już do bioder. Trząsł się z zimna, nóg praktycznie nie czuł. Łzy powoli płynęły po jego policzkach. Jego poziom empatii i nienawiść wobec bezsilności były najsilniejszym bodźcem.

Gong Pięćdziesiąty Pierwszy - Dziewięćdziesiąty

Woda sięgnęła szyi Yoh. Choć musiał unosić głowę, wciąż widział wszystkie obrazy wyraźnie i nawet kąt patrzenia się nie zmieniał, nie ułatwiał. Od siedemdziesiątej wizji zaczęły się przedzierać fragmenty z pierwszego i trzeciego życia Hao. Te z pierwszego skupiały się na zdradzie tych, którym uczył się ufać, zaś z trzeciego wykorzystywały wiarę Yoh w to, że jego brat miał dobro w swoim sercu i udowadniał to, że miał rację. Nie musiał widzieć śmierci, by cierpieć. Widział jego ciepły uśmiech, gdy ratował życie tym, którzy później stawali się jego wiernymi poplecznikami. Widział, jak ich trenował. Jak uratował, przygarnął i zaopiekował się małą Opacho. Zobaczył też prawdopodobnie niedaleką przeszłość, w której murzynka rozpaczała całkowicie samotna, obwiniając się za gniew Hao, gdy ten skrzyczał ją w Kręgu Totemów.

Dziewięćdziesiąty obraz pokazał mu właśnie tą scenę, ale to nie ten widok bolał najbardziej. Powietrze przekazało Yoh myśli Hao z tego momentu.

"Nie mogę dopuścić by wbiegła na linię ognia. Nie może zginąć. Jeśli tu zostanie, a ja przegram na jej oczach... Nie mogę na to pozwolić. Ale nie posłucha mnie jeśli każę jej uciekać. Zresztą, nie okażę takiej słabości i zwątpienia w swoje zwycięstwo. Muszę ją przepędzić i już wiem jak. Przepraszam, Opacho. To dla twojego bezpieczeństwa. Jeśli wygram, odnajdę cię i przeproszę." Szept powietrza formował wypowiedź z myśli Hao.

Hao wtedy nie oszalał. Nastraszył Opacho, by ją ocalić, a następnie postawił wszystko na jedną kartę. Woda wlewała się do środka w zastraszającym tempie, Yoh usilnie starał się nie płakać, lecz wszystkie te dziewięćdziesiąt scen, które ujrzał osłabiły go mentalnie i choć groziła mu śmierć przez utopienie, łzy uparcie nie chciały przestać lecieć.Wyciągał szyję by jak najdłużej mieć dostęp do powietrza.

Gong Dziewięćdziesiąty Pierwszy

-Razem, przywrócimy tej planecie spokój i harmonię. Ludzie nie zasługują na to by żyć wśród nas. Rodzino moja, czy staniecie u mojego boku?- Hao sprzed tysiąca lat, znacznie starszy od tego, który trenował Yoh w Księgach stał przed klanem Asakurów. I tak Yoh stał się świadkiem pierwszej zdrady klanu Asakura, która odrzuciła głowę rodziny i wygnała go z posiadłości, po raz pierwszy próbując go pokonać.

Gong Dziewięćdziesiąty Drugi

-Już dobrze, mój przyjacielu. Za chwilę nie będzie już boleć.- znów głos dorosłego Hao. Yoh kończyła się przestrzeń z dostępem do powietrza. Onmyouji trzymał coś na kolanach, ale długi rękaw zasłaniał krótkowłosemu widok, ale tylko przez chwilę. W końcu Yoh dostrzegł rudego kociaka z paskami na głowie.

-Czy to jest...- wymamrotał.

-Już po wszystkim, a teraz...- Hao nałożył martwemu kotu naszyjnik z trzema niedźwiedzimi pazurami przez głowę. Ten sam naszyjnik, który teraz nosił Yoh. Ten, który dostał od....

-Matamune...- Yoh jęknął w ostatniej chwili łapiąc powietrze, nim lodowata morska woda całkowicie go przykryła.

Usłyszał inkantację wypowiadaną przez Hao, a po chwili na jego kolanach stał kot, którego znał słuchawkowy. Nekomata, który poświęcił się po tylu latach by pomóc Yoh ratować Annę. Wspomnienie przerwało się, by zostać zastąpione przez jego własne z momentu, gdy Matamune opowiadał o swoim panie, którego zdradził i nie potrafił sobie tego wybaczyć.

Gong Dziewięćdziesiąty Trzeci

-To twój koniec, Hao! Nie pozwolimy ci na sianie zniszczenia!- krzyczeli mężczyźni otaczający pierwszego Hao.

-Ciekawe jak macie zamiar to zrobić?! Jestem od was potężniejszy!- zaśmiał się przodek.

-Z moją pomocą.- Grupa mężczyzn z rodziny Asakura rozstąpiła się, robiąc miejsce Matamune. Yoh z zamkniętymi ustami i zatkanym dłonią nosem próbował nie stracić powietrza, lecz szloch, który próbował się wyrwać z jego gardła zdecydowanie mu to utrudniał. Czuł na twarzy łaskotanie bąbelków powietrza, które poza halucynacją musiały uciekać jego ust i nosa.

-Matamune... Ty... Zdradziłeś mnie?- Ten ból wypisany na twarzy Hao był nie do opisania. Zza zamkniętych ust Yoh dochodziło głośne bełkotanie, jakby chciał krzyczeć "nie".

-Dlaczego... Matamune, dlaczego ty?-

-Mój panie, ty sam siebie zatraciłeś. To twoja zdrada.- odpowiedział kot. Chwilę później Yoh obserwował pierwszą śmierć Hao. Pierwszą fizyczną, ale też tak najwyraźniej dokonał żywota Douji Asaha, zdradzony i pokonany przez jedyną istotę, której ufał bezgranicznie. A wspomnienia Yoh z podejścia Matamune do samego siebie, poematu, który mu zostawił sprawiały, że widok ten bolał dwa razy mocniej.

Gong Dziewięćdziesiąty Czwarty

-Nie pójdziesz dalej, Hao!- zawołał głos.

-Ah, Asakura Yohken. Widzę, że nie odpuszczacie.- odpowiedział strażnik z plemienia Patch, Hao sprzed pięciuset lat.

-Nasza rodzina poprzysięgła, że nie dopuści by ziścił się plan najgorszego z nas.- odparł wojownik.

-Tysiąc lat temu potrzeba było 180 wojowników, teraz myślisz, że zdziałasz coś sam?- zaśmiał się szyderczo.

-Nie jest sam.-

-Matamune...-

-Twój czas nadszedł, mój panie.-

Nim sceneria się zmieniła, Yoh dostrzegł 1080 korali, antyczny miecz w ręku Yohkena i kontrolę ducha Matamune.

Gong Dziewięćdziesiąty Czwarty

-To nie jest dziecko! To potwór!- krzyczał mężczyzna.

-Nie rób jej krzywdy! Nieee!- błagała kobieta.

-Odsuń się, nie masz prawa podnosić na mnie głosu! Demonico! Lisica!- pomiędzy wrzaskami, płacz dziecka, dziewczynki.Ledwie przytomny Asakura patrzył jak kobieta uciekła, trzymając na rękach dziecko.

-Wracaj tu!- mężczyzna ruszył za nią, kobieta starała się zgubić go w lesie. W końcu postawiła dziewczynkę na ziemi.

-Trzymaj to, kieruj się na północ. Uciekaj na Osorezan i odnajdź Kino Asakura, przekaż jej ten list. Ona się tobą zaopiekuje.-

-Ale mamo...-

-Odejdź stąd natychmiast! Nikt nie chce tu dzieci takich, jak ty! Wynoś się jak najszybciej, jeśli chcesz żyć!- krzyknęła kobieta, gdy zrozumiała, że inaczej córka jej nie zostawi. Yoh widział jeszcze strach w tych czarnych oczach, które tak dobrze znał. Niedowierzanie, odrzucenie, ból.-Wynoś się!!!- wrzasnęła ponownie, a dziewczynka w końcu uciekła.

-Idź moje dziecko, musisz być silna. Powodzenia. Anno.- powiedziała cicho kobieta ze łzami w oczach obserwując jak dziewczynka ucieka. Chwilę później kula przebiła jej klatkę piersiową.

Gong Dziewięćdziesiąty Piąty

-Lisica! Zabić damona! Niech pokaże swoją prawdziwą postać! Potwór!- krzyczeli ludzie zgromadzeni za grubym mężczyzną. Yoh powoli tracił przytomność. -Douji Asanoha! Ty i twój syn Asaha zostajecie skazani na śmierć w trybie natychmiastowym!- krzyknął mężczyzna.

Asanoha... matka Asahy? Pierwsza matka Hao?

Yoh zdał sobie sprawę, że im bliżej końca próby, tym więcej informacji poznawał na temat przeszłości Hao. Nie mógł się teraz poddać, nie kiedy był tak blisko. Nie podda się. Otworzył oczy z determinacją, choć nie zmieniło to zupełnie jego "widoczności".

-Przepraszam cię, mój synu. Chyba nie doczekam twojego powrotu.- powiedziała cicho kobieta. -Nie będę uciekać, wolę by skupili się na mnie. Może wtedy ty przeżyjesz, mój mały cudzie.- wyszeptała ze łzami w oczach. Yoh przyglądał się blondwłosej kobiecie, niesamowicie przypominała mu Annę. Więc to była matka jego przodka. Podobnie jak matka Anny poświęciła się by ratować swoje dziecko. Dom, w którym byli stanął w płomieniach. Sceneria zmieniła się i Yoh widział teraz małego chłopca w pelerynie, który obserwował płomienie trawiące jego domostwo, słuchając krzyków matki i śmiechu jej mordercy.

-Mamo...-

-Hao...- Yoh odezwał się tracąc tym samym resztkę powietrza, a lodowata woda wdarła się do jego gardła.

Gong Dziewięćdziesiąty Szósty

-Asaha, syn Asanohy. Myli się. Będę nazywał cię Mappa.- demon o lekko króliczym wyglądzie przemówił do chłopca. Yoh nie był w stanie skupić jednocześnie w walce o życie i szczegółach sceny.

"Proszę, jeszcze trochę. Ja muszę to przeżyć. Muszę dowiedzieć się więcej i naprawić swoje błędy." myślał Yoh, podczas gdy wizja w przyśpieszeniu pokazywała przywiązanie małego Asahy do demona, który starał się mu pokazać inną stronę ludzi, uczył go czytać i pisać.

Mężczyzna, którego widział wcześniej nim Asanoha została zamordowana atakował teraz Asahę, ale Yoh widział dalej tylko ciemność, docierały do niego jednak wszystkie dźwięki. Dziecko zamordowało mnicha, ale pozostając za długo w jedności z Ohachiyo pochłonęło jego energię. Ohachiyo przepadł. Tak jak przepadł Matamune.

Gong Dziewięćdziesiąty Siódmy

"Już prawie, muszę... wytrzymać... jeszcze trochę..." Yoh unosił się bezwładnie, nie ruszał się. Nie wiedział co się dzieje, jak przez ścianę słyszał tylko rozmowę. Głosy były niewyraźne, stłumione.

-Nie..... Bliźniacza..... Chłopcy......Turniej...... W rodzinie........Matamune....... Hao......... Powstrzymać........ Zabić.......- te słowa układały się w umyśle Yoh. Najprawdopodobniej natrafił na wspomnienie z rozmowy rodziny, gdy dowiedzieli się, że jednym z bliźniaków ma zostać Hao.

"Powietrze.... Muszę wytworzyć sobie.... Powietrze.... Potrafię..... Nie poddam się. Proszę. Ja się nie poddam." Myślał Yoh, zagłuszając to wspomnienie niemal kompletnie. I wtedy niewielka ilość powietrza wypełniła jego płuca.

-Musimy go zabić. Tylko zaraz po narodzinach będzie bezbronny.- powiedział Yohmei. Nim scena się zmieniła, Yoh dostrzegł, że brzuch Keiko nie był jeszcze tak duży.

Gong Dziewięćdziesiąty Ósmy

-Musimy zabić oboje dzieci.-

Yoh zabolały te słowa. Jak oni mogli podjąć taką decyzję? Ten błąd mógł kosztować ich wszystko. W Yoh żal i smutek mieszały się z gniewem. Nie rozumiał, jak jego rodzina mogła podnieść rękę na dziecko. Skreślili ich oboje. Gdyby Hao się nie ujawnił lub pozwolił by Yoh urodził się pierwszy... Nim tamten by uciekł niewinna istota zostałaby pozbawiona życia przez własną rodzinę. Czy oni naprawdę byli w stanie to zrobić? Jakim trzeba być potworem, by zabić noworodka?

Ciepłe łzy Yoh mieszały się z lodowatą wodą, powietrze znów zaczynało mu się kończyć, więc musiał się opanować, nie wiedział czy powietrze po raz kolejny go posłucha i mu pomoże.

Shikigami dziadka ruszyły na płaczące dziecko. Znał tą historię. Pojawił się Duch Ognia, porywając małego Hao w powietrze, kolejny atak Yohmei i Mikihisy został powstrzymany, a twarz tego drugiego poparzona. Keiko poderwała się z miejsca.

-Ostrożnie Keiko. Nie chcę żeby coś stało się mojemu bratu. Jest dla mnie bardzo ważny. - mówił głos. Jednak.... okazało się, że to nie na tym był koniec wypowiedzi Hao, ojciec nie powiedział całej prawdy. -Szkoda, że podjęliście tak pochopną decyzję, ale to nie pierwszy raz, gdy Asakurowie mnie zawiedli. Yoh ma część mojej duszy. Mam nadzieję, że go nie zepsujecie i okaże się inny, niż wy.- dopiero potem zniknął.

Gong Dziewięćdziesiąty Dziewiąty

"Przecież to ja..." Yoh obserwował siebie bawiącego się na skarpie. Tego dnia dziadek zabrał go na kolejny trening z kontroli liściastych Shikigami. Yoh w końcu udało się wezwać stworka i teraz, gdy dziadek zostawił go na chwilę samego, by wrócić do posiadłości po zasłużony dla chłopca obiad, biegał za nim w tą i z powrotem.

-Wreszcie się nauczył.- powiedział głos. Słuchawkowy spojrzał w stronę, z którego dochodził. Pomiędzy gałęziami siedział mały Hao. -Dobra robota, Yoh, choć trochę ci to zajęło.- dodał i wtedy Yoh przypomniał sobie dokładnie ten dzień. Natychmiast spojrzał w stronę swojej młodszej wersji. Tak, jak pamiętał. Tego dnia wydawało mu się, że ktoś go pochwalił i spojrzał właśnie w stronę gałęzi, czując wtedy jakieś dziwne ciepło.

-O proszę. Nie wie, a wyczuł.- zaśmiał się cicho długowłosy widząc, że Yoh patrzy w jego stronę, ale nie widzi go przez gałęzie i liście. Chłopczyk przez chwilę nie patrzył dokąd biegnie i nagle stracił równowagę. Powinien wtedy spaść ze skarpy, ale silnych powiew wiatru popchnął go do tyłu. Starszy Yoh powoli spojrzał z powrotem na swojego brata. -Co za niezdara. Gdyby mnie tu nie było już byłby martwy. Zaczynam myśleć, że zostawienie go Asakurom to zły pomysł.- mruknął, a wiatr zatańczył wokół niego.

Jak długo Hao sprawował nad nim pieczę? Yoh miał nieskończoną ilość historii, w których był bardzo nieostrożny, a jednak jakoś wychodził z sytuacji z niewielkimi obrażeniami. Lub żadnymi. Ojciec wyjeżdżał, matka się przepracowywała, babcia przebywała w Osorezan, a dziadek... to dziadek.

-Hao....- Starszy Yoh znów się odezwał, tracąc przy tym całe uzyskane powietrze. Ale została już tylko jedna historia...

Gong Setny

Mógł się tego spodziewać. Yoh zatrzymał lodowatą wodę w ustach i nie podejmował walki by skupić się na scenie przed sobą. Scenie walki w Kręgu Totemów raz jeszcze. Nie ruszał się, nie walczył, w głowie tylko prosił o "jeszcze jedna chwilkę"

-To nie tak miało wyglądać. Ty miałeś walczyć ze mną, a nie przeciw mnie. Miałeś stać obok mnie. Miałeś mnie wspierać. Mieliśmy to zrobić razem. Powinienem był cię wtedy zabrać. Dlaczego mnie nie rozumiesz, dałem ci część swojej duszy, a ty wciąż jesteś tacy, jak oni. Zabiję cię, Yoh, zniszczę cię i nie obchodzi mnie co się stanie z drugą połową mojej duszy. Ty nigdy nie powinieneś istnieć. Stworzyłem swoją własną porażkę.- myśli Hao przeniesione w powietrzu trafiły do uszu Yoh. Widział nienawiść brata, to był ten moment, gdy próbował go zniszczyć strumieniem ognia.

-Nienawidzę cię, Yoh. Najbardziej ze wszystkich Asakurów.- usłyszał jeszcze, nim furyoku jego przyjaciół zmiotło atak starszego.

Do samego końca walki Yoh słyszał, jak jego brat powtarza jak bardzo go nienawidzi.

-Beze mnie byłbyś nikim.- pomyślał jeszcze Hao nim zapadł ostateczny cios.

Gong

Znów był na dnie morza. Syrena nie była już uwięziona. Unosiła się na wodzie tuż przy szklanej ścianie. W sekundę poziom wody opadł, a Yoh odkaszlnął i zaczął wypluwać lodowatą wodę.

-Czy... wszystko... było prawdą?- spytał zachrypniętym głosem, podnosząc wzrok na boginię. Ona smutno pokiwała głową.

-Wszystko.- odparła. Yoh upadł na kolana, wciąż kaszląc i oddychając ciężko, wybuchając teraz już niepohamowanym szlochem. -Bardzo mi przykro, Yoh. Ale zakończyłeś próbę. Możesz wrócić do swojego świata. Powodzenia w dalszej drodze.- powiedziała, ale szatyn nie zareagował, nie miał jak. Syrenia bogini po raz ostatni spojrzała na niego smutno, nim machnęła ogonem, tworząc portal, który przeniósł chłopaka z powrotem do świątyni.

Słuchawkowy nie zareagował na zmianę otoczenia. Wciąż słaniał się na ziemi, trzęsąc z zimna, w kompletnie mokrych ubraniach, a z jego oczu leciały łzy.

-Yoh-dono!- Amidamaru zawołał radośnie, minęło kilka dobrych godzin od zniknięcia szamana. Po chwili jednak dostrzegł stan przyjaciela. Kilkukrotnie wołał jego imię, lecz on nie reagował, a wręcz pochylił się i mając nogi pod sobą, schował też twarz w ramionach na podłodze, nim opadł całkowicie z wycieńczenia, tracąc przy tym przytomność. Samurai natychmiast wyleciał ze świątyni w stronę głównej posiadłości po pomoc.

*Jurate - litewska bogini Bałtyku
** sto - w japońskim folklorze liczba sto miała ogromne znaczenie
*** przerobiony fragment "Fukidokuritsu" - piosenki śpiewanej przez Minami Takayamę, aktorkę, która dała głos Hao. Ta piosenka i Inyou no Chigiri to character songs Hao.


==================


To najdłuższa i najtrudniejsza notka. Sama nie wiem czy jestem z niej zadowolona, czy nie. Jednak jest ona bardzo ważna dla dalszego rozwoju sytuacji Yoh, który wreszcie poznaje przeszłość Hao i powoli rozumie co się z nim działo. Jest smutna, a przynajmniej starałam się, żeby była smutna, a wyszło, jak wyszło. Nie muszę za bardzo tłumaczyć teorii humoralnej, ponieważ Jurate zrobiła to sama. Wodę reprezentuje zima (temperatura morza i zamrożona powierzchnia), mózg (wizjo-halucynacje), starość (tutaj pokazana raczej jako upływ czasu, czyli przejście przez historię), biel (białe światło), słony smak (morze i łzy są słone) oraz flegmatyzm (bezemocjonalna osoba lepiej by sobie poradziła, ale wytrwałość w działaniu łączy się z pozostałymi trzecha żywiołami).


To tyle. Do zobaczenia za tydzień! Albo za dzień lub dwa jeśli zdecyduję się dodać pierwszy rozdział drugiego opowiadania, zwłaszcza, że w porównaniu do tego, tamtej jest raczej śmieszny.

sobota, 4 lipca 2020

Shaman King; Inna droga: Prolog

Zło musi zostać zniszczone.
-Iron Maiden Jeanne.

Musi zostać zniszczone.

Wyeliminowane.

Zniknąć z tego świata.

Wydaje się, że każde z określeń jest w stanie zastąpić siebie nawzajem. Właściwie, to tak może być, jeśli tylko używający tych zwrotów rozumieją je w ten sam sposób.

Dla jednych oznaczają morderstwo, dla innych czynności, które sprawią, że zło przestanie być zagrożeniem bez konieczności ponoszenia ofiar, a przynajmniej nie tak ogromnych i bolesnych. 

Czy walka to jedyne wyjście? Morderstwo nie jest rozwiązaniem. Jedynie upodabnia do tego, który jest uznany za "złego". W dodatku jest bezsensowne. Opóźnia jedynie to, co w końcu stanie się nieuniknione.

Asakura Hao, potężny onmyouji z ery Heian. Ponad tysiąc lat temu opanował pięć żywiołów Wuxing, ziemię, powietrze, wodę, ogień i świat duchowy. Ten ostatni umożliwił mu zapanowanie nad własnym ciągiem życia i śmierci. Stał się najpotężniejszym szamanem nie tylko swojego czasu, ale aż do teraźniejszości. Przeszłość nie była dla niego delikatna, a to wraz z jego potężnymi mocami sprowadziło nań szaleństwo. A przynajmniej tak mówiła legenda, przekazywana w sekrecie wewnątrz rodziny Asakura, ale również długowiecznych rodzin, których korzenie sięgają co najmniej ostatniego Turnieju Szamanów. 

Od ery Heian, Asakura Hao miał już trzy wcielenia. To właściwe, 500 lat później w plemieniu Patch i aktualne, z powrotem w rodzinie Asakura. Za każdym razem, gdy się odradzał, klan Asakurów był zobowiązany do pozbycia się zła z tego świata. 

Tym razem los był podwójnie okrutny. Obowiązek wyeliminowania Asakury Hao spadł na młodego chłopca. Brata bliźniaka odrodzonego onmyouji, Asakurę Yoh.

Choć rysy ich twarzy były identyczne, byli zupełnie inni. I nie chodziło tu o długie włosy Hao, w ogóle nie chodziło o wygląd, bo pod tym względem faktycznie ciężko było znaleźć inne różnice. Chodziło o ich charaktery. Yoh wierzył, że w każdym człowieku znajduje się dobro, choćby i głęboko zakopane i dawno zapomniane przez właściciela, ono tam tkwiło. Chciał pomóc każdemu, kto zbłądził i zszedł na złą ścieżkę. Do tej pory mu się to udawało. Odmawiał zabicia, czy nawet zranienia, wyciągał dłoń w stronę wroga, leczył ich mroczne serca, wprowadzając w nie blask swojej bezinteresownej dobroci. Nie było właściwie osoby, która by się temu oparła. Yoh wierzył, że nawet Marco Lasso prędzej czy później by się poddał. 

Zaś dla Hao to były jedynie bajki. Nauczony koszmarami swojej ery, ścigany przez okrutne wizje, zatracił zupełnie umiejętność postrzegania dobra. Widział tylko zło. Wzoru ojca nigdy nie posiadał, matkę, którą kochał ponad wszystko, stracił w młodym wieku, pierwszego przyjaciela, małego demona, który go przez jakiś czas wychowywał, nauczył go pisać i starał się pokazać, że nie wszyscy ludzie są źli, stracił w walce, pochłaniając jego energię. Niewiele później, przygarnięty przez onmyouji stanął w samym środku wielkiej intrygi, tracąc kolejnego przyjaciela. Ostatniego ludzkiego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miał. Nie ufając ludziom, zaprzyjaźnił się z kotem, oddając mu część swojego furyoku, by ten nigdy go nie opuścił. Przez lata pracowali razem, starał się być dobry, ale moc, która otrzymał po połączeniu z demonem w dzieciństwie, a która z powodu nieustannej samotności nie znikała, wpędzała go w coraz większe cierpienie. W końcu nawiedziła go wizja zagłady planety przez ludzkość i postanowił zniszczyć wszystkich ludzi. Jedyny jego przyjaciel, wspomniany kot, zdradził go, to przechyliło czarę wszelkiej goryczy, nigdy nikomu już nie zaufał. Zbierał wyznawców, ale wmawiał im to, co chcieli usłyszeć, mieli się go bać i szanować, niekoniecznie lubić. Stracił większość ludzkich uczuć. Zatracił się we własnym gniewie. Stał się 'zły'.

W trzecim wcieleniu szybko stał się legendą Turnieju, a także celem wielu grup chcących się albo wykazać albo po prostu z jakiegoś powodu uznawali się za jedynych godnych mierzenia się z Asakurą. Jednak prawdziwy obowiązek wyeliminowania zła padł na osobę, która najmniej tego chciała. Na Yoh.

Ale jaki sens miała ta walka? Jaki sens miało kupowanie czasu? Za 500 lat stanie się to samo, a Hao z każdym wcieleniem stawał się coraz potężniejszy. W końcu nadejdzie to, co nieuniknione.

Więc czy to naprawdę ma sens?

================

No i mamy prolog drugiego opowiadania! W spisie treści są one rozdzielone, więc tam łatwiej się będzie pomiędzy nimi przemieszczać. To opowiadanie będzie odnogą pierwszego anime (hehe, no wiem, drugiego jeszcze nie ma), przerwie w pewnym momencie wydarzenia, które są w nim zawarte i skręci w inną stronę. 


 

Shaman King; Demon naszej duszy: Prośba, która ich przerosła

-No przecież nie jest tak źle, to tylko jedno żebro i blizna na czole, która zaraz się zagoi.- mamrotał Yoh, gdy kolejna już osoba w domu wyrażała swoje niezadowolenie z powodu odniesionych przez niego obrażeń. On nie widział w tym nic niezwykłego. Każda wiedza szamańska niosła ze sobą pewne ryzyko, każda nauczona technika wymagała wysiłku, a czasem nawet groziłą utratą życia. Yoh powoli zaczął tracić cierpliwość. To wszystko nie byłoby konieczne, gdyby Hao żył, gdyby rodzina dała mu szansę, zamiast podnosić rękę na, jak wstępnie myśleli, bezbronne dzieci. Kto wie, co Hao miał wtedy w planach, ale najmłodszy Asakura wciąż miał w głowie słowa przodka, zarówno strażnika pieczęci, jak i nauczyciela z ksiąg. 

"Rozdzieliłem dusze na dwie części."

Wprawdzie strażnik pieczęci nie wiedział, co się z nim działo po jego utworzeniu, ale Yoh nie dawała spokoju myśl, że Hao zaplanował rozdzielenie duszy. Przecież... gdyby tylko o nią chodziło, mógł ją w każdej chwili odebrać, zwłaszcza kiedy Yoh był bezbronny i słaby, zamiast tego, próbował nim kierować i za pośrednictwem wydarzeń, uczył go. Dał mu kilka razy szansę, by do niego dołączyć. Yoh powoli rozumiał, że taka była prawda, której po prostu do siebie nie dopuszczał. Taka prawda bolała bardziej niż cokolwiek innego. Myśl, że Hao chciał kogoś, kto go zrozumie i stanie u jego boku, że to dlatego oddał mu część swojej duszy, a on go tak zawiódł, bolała. Łamała jego serce, wprowadzała zwątpienie w jego umysł, wypełniała wyrzutami sumienia i powoli rosnącą nienawiścią do samego siebie. 

Hao nie chciał być sam, a zawsze był. Yoh miał to zmienić. Ale został nastawiony przeciwko niemu, nikt nie dał mu szansy, a może to właśnie tego potrzebowała dusza trawiona przez cierpienie i mrok przez tysiąc lat? Może wystarczyło wyciągnąć do niego rękę i dać mu coś, czego nie znał? Wsparcie, ciepło i miłość. Przecież to zawsze działało. Yoh nie mógł darować sobie, że po prostu posłuchał innych, podczas gdy to Hao był tym, który najgłośniej krzyczał o pomoc, a desperacja, by ktoś go wreszcie zrozumiał, doprowadziła do decyzji o podzieleniu się własną duszą. 

Oczywiście, Yoh był święcie przekonany, że nawet gdyby to odkrył wcześniej, byłoby to ogromne wyzwanie, by przekonać Hao do siebie. Trudniejsze niż skumulowany poziom trudności wszystkich, których do tej pory przekonał. Starszy bliźniak pewnie sam sobie nie zdawał sprawy z tego, co kieruje jego postępowaniem. 

-Te księgi stają się coraz bardziej niebezpieczne, mój wnuku. Uważam, że nauczyłeś się już wystarczająco, by kontynuować naukę samodzielnie. Pamiętaj, że Hao nie miał takiego nauczyciela i uczył się metodą prób i błędów.- powiedział Yohmei, również odczuwający niepokój o już jedynego wnuka.

-Może powinieneś przemyśleć słowa dziadka, synku. Jeżeli ci się uda, wciąż możesz walczyć o koronę Króla Szamanów i spróbować naprawić ten świat. - wtrąciła Keiko, która, choć wcześniej wspierała go najmocniej, powoli obawiała się o zdrowie chłopca. Jako jedyna z rodziny nie martwiła się o wpływ ksiąg na psychikę syna, ale o to, jakim próbom jest poddawany.

-A jeżeli Hao odrodzi się za 500 lat, a ty wraz z nim, będziesz mógł dokończyć to, co zacząłeś.- Yohmei kontynuował, ale cierpliwość Yoh skończyła się zaskakująco szybko.

-Za 500 lat... Bo wtedy nie będziecie musieli brać już w tym udziału? Nie będziecie musieli patrzeć na skutki swoich własnych działań?- zapytał Yoh. -To był wasz błąd, wasza pomyłka. Podnieśliście rękę na członków własnej rodziny. Myśląc, że są bezbronni. A gdybym ja był starszym bliźniakiem? Zabilibyście mnie. Daliście Hao dowód na to, że nasza rodzina nie zasługuje na nazwisko, które on nam nadał. Okłamywaliście mnie przez całe moje życie, mówiliście, że trenuję do Turnieju, a po cichu szkoliliście zabójcę. Nie, nie przestanę. Nie potrafię. A wy patrzcie teraz na swoje dzieło. Nie mieliście z tym problemu, gdy wysłaliście mnie Turniej, w którym walczy się na śmierć i życie, czy gdy kazaliście mi przejść przed Cho-Senjiryakketsu, ani walczyć z najpotężniejszym szamanem wszechczasów. - powiedział Yoh, wstając od stołu i trzymając się za złamane żebro, powoli skierował się do wyjścia.

Nikt go nie zatrzymywał. Nikt nie wiedział jak. Chociaż jego zachowanie nie było irracjonalne, to zaskakujące, w końcu to był Asakura Yoh. W dniu, gdy Mikihisa przyznał, że Hao jest jego bliźniakiem, to jego przyjaciele byli bardziej zdenerwowani, niż on sam. W gruncie rzeczy Yoh miał rację, ale nikt nie spodziewał się, że zbierze się na te słowa, wiedząc, jak bardzo wszystkich zranią. I tylko dlatego, że nie pasowało to do jego zachowania i standardowego podejścia, zmartwiło to większość zebranych.

-Yoh nie powinien kontynuować nauk Wielkiego. Powoli zaczyna się w nich zatracać.- powiedział Yohmei, przerywając ciszę. Keiko zacisnęła usta w wąską linię i zmrużyła oczy, powoli napełniające się łzami.

-Nie możemy go do niczego zmusić. Zbyt wiele razy narzucaliśmy mu naszą wolę, a może on po prostu ma rację, ojcze. Poznaje stronę Hao, której nikt nigdy nie poznał. Prawda, która była ukryta, wychodzi na jaw i Yoh dowiaduje się, jak wielki popełnił błąd. I to nasza wina, że go popełnił. Ma prawo być na nas zły, a jeśli spróbujemy go teraz powstrzymać, znienawidzi nas jeszcze bardziej. Zapędzimy się w to, czego chcemy uniknąć.- mówiła spokojnie, tak naprawdę mówiła to, co przychodziło jej teraz do głowy.

-Więc mamy patrzeć jak dalej ryzykuje?- Yohmei spojrzał na swoją córkę z niedowierzaniem, natomiast Kino i Anna ze spokojem przesłuchiwały się rozmowie, Tamao zaś była głęboko wstrząśnięta całym zajściem.

-Całe życie ryzykował za nas, więc jeżeli teraz chce ryzykować dla siebie, pozwólmy mu działać, skoro chce. Ja też boję się o jego zdrowie, ale pozwólmy jemu dokonać tego wyboru.- powiedziała stanowczo Keiko, a jej ton głosu zdecydowanie komunikował koniec tematu.


Yoh nie miał zamiaru dzisiaj rozmawiać z rodziną. Swoje kroki niemalże od razu skierował w stronę cmentarza. Amidamaru pojawił się dopiero, gdy chłopak w końcu zakończył wszystkie czynności związane z odwiedzinami nagrobka rodziny, nawet jeśli był tu poprzedniego dnia. Gdy szaman usiadł na trawie, samurai zmaterializował się koło niego.

-Byłem dla nich za ostry, prawda?- spytał cicho Yoh, wpatrując się w symbol gwiazdy na najbliższym kamieniu.

-Yoh-dono, nie sądzę, by ktokolwiek miał ci to za złe. Zostałeś zmuszony do zrobienia rzeczy, która kłóci się z tym, kim jesteś, a teraz dowiadujesz się, że może mogło być inaczej. Twój gniew jest zrozumiały.- uspokajał go duch.

-Może i masz rację.- westchnął szatyn, wpatrując się w pięknie odnowiony grób. Przypominając sobie słowa Asahy, Yoh spuścił wzrok na trawę i po chwili położył na niej dłoń. Pomyślał o czterolistnej koniczynie, podobno przynoszą szczęście. Gdy odsuwał dłoń od podłoża, jego oczom ukazała się mała, pojedyncza koniczynka, a chwilę później wyrosła druga, taka sama. Szaman uśmiechnął się do siebie, najwyraźniej ziemia pozwalała mu już na takie działania. Zerwał świeżo wyrośniętą roślinkę i wpatrywał się w nią, starając uspokoić zagubiony umysł. Zamknął oczy i po raz pierwszy od dawna naprawę oddał się medytacji. Uspokajał swoje myśli, pozbywając się z nich wyrzutów sumienia, gniewu i niechęci wobec siebie i rodziny, zastępując je spokojem i determinacją. Zaczęło się ściemniać, a temperatura powietrza powoli spadała, ale młody Asakura nie ruszył się z miejsca jeszcze przez następne godziny. Nie spieszyło mu się do domu, a tu, gdzie teraz był, było mu dobrze.


Skończyło się na tym, że tam spędził całą noc. Nie wiedział, kiedy zasnął, ale tej nocy nie nawiedziły go żadne koszmary. Może wyolbrzymiał, ale zaczął się zastanawiać czy jego działania miały na to wpływ. Zastanawiał się, czy skoro Hao umie się odradzać to, czy jest w stanie też obserwować świat żywych po śmierci, może to on miał wpływ na nawiedzające go sny? Pewnie tylko przesadzał, ale prawdopodobnie był sposób, by się o tym przekonać.

Wrócił do domu na śniadanie i starał się zachowywać, jakby wczoraj nic takiego się nie stało. Dopóki nie będą go odsuwać od jego planów, nie chciał wywoływać kolejnych kłótni. Już teraz widział, że rodzina zaczyna nabierać dystansu. Kino prawie się nie odzywała, jedynie popijała swoją herbatę, Yohmei co jakiś czas zerkał na Yoh i na około wypytywał o plany dotyczące treningu i czy chłopak potrzebuje poćwiczyć z nim, dając też lekko do zrozumienia, że chodzi o zwykłe walki, ale jeśli będzie się upierał, może spróbować mu pomóc przy użyciu mocy któregoś z żywiołów, jednak chłopiec wyraźnie dał do zrozumienia, że mocy żywiołów musi nauczyć się sam. Keiko natomiast robiła wszystko, aby nie poruszać tematu Hao czy treningów, zaoferowała nawet zaproszenie wszystkich przyjaciół Yoh na któryś z weekendów, wspomniała, że Yohmei ma całkiem dobre kontakty z Enem Tao, więc powinno się nawet udać sprowadzić przyjaciół z innych kontynentów. Ta propozycja ucieszyła słuchawkowego szamana, ale koniec końców postanowił, że pomyśli o tym, gdy skończy pracę nad księgami.

Po śniadaniu Yoh w stroju treningowym skierował się w stronę wyjścia z domu. W drzwiach jednak czekała na niego Anna.

-Wychodzisz gdzieś?- spytał, zakładając swoje buty.

-Na małe zakupy. Czekam na Keiko, odprowadzę cię do świątyni.- odparła, wzruszając lekko ramionami.

-Jakaś szansa, że kupisz mi mandarynki?- chłopak posłał jej błagalny uśmiech, gdy tylko podniósł się z ziemi.

-To nie sezon na mandarynki, ale zobaczę, co się da zrobić.- odpowiedziała, lepsze to niż proszenie o cheeseburgery.

Przez dłuższą chwilę szli w ciszy, lecz po krótkiej chwili Anna zaczęła rozmowę.

-Wiem, że nie zmienisz zdania. Czasem jednak potrafisz być bardzo uparty, Yoh. Ale proszę, uważaj na siebie. Na nic ci te moce, jeśli trening cię zabije.- powiedziała, a szatyn westchnął ciężko.

-Anna, nawet jeśli wiele ryzykuję, to nie tak wiele, jak ryzykowałem wcześniej. Nie odpuszczę, to było przeczucie, ale teraz już wiem, że Hao był kiedyś inny. To najlepsza droga, żeby dowiedzieć się kim i jaki był naprawdę. I dlaczego chciał wszystkich zabić.- odpowiedział lekko zmęczonym tonem.

-Yoh, poznałeś już podstawy, jestem pewna, że poradziłbyś sobie sam dalej...- zaczęła, lecz Asakura nie dał jej dokończyć.

-Ale to nie chodzi tylko o poznanie tej mocy. Chcę poznać jego. Nie dałem mu tej szansy za życia, więc zrobię to teraz. Proszę, nie próbuj mnie powstrzymywać.- chłopak zatrzymał się przed wejściem na zewnętrzne terytorium świątyni i spojrzał na swoją narzeczoną z powagą, którą tak rzadko było u niego widać. Choć wcześniej Yoh stwierdził, że lepiej z taką sugestią poczekać, uznał, że to może jednak jest dobry moment. -Jest inny sposób...- zaczął, a blondynka spojrzała na niego wyczekująco. 

Ale następnych słów zupełnie się nie spodziewała.

-Wezwanie ducha Hao i wykonanie Hyoi Gattai.- wypalił bez owijania w bawełnę.  Annę zamurowało.

-Chcesz...- 

-Prosić cię byś wezwała ducha Hao. Masz niesamowitą moc, jesteś w stanie wezwać każdego ducha, gdziekolwiek jest. Jeśli się ze mną połączy, będę mógł z nim szczerze porozmawiać, a wtedy...- 

Wypowiedź przerwało głośne plaśnięcie. Dłoń Anny odbiła czerwony ślad na policzku Yoh.

-Nie waż się mnie o to prosić, Yoh. Hao nawet jako duch jest zbyt potężny, a ty jako szaman z łatwością wytrzymasz jego kontrolę. Możesz wierzyć, że Hao był kiedyś inny, ale to było kiedyś. Nie otworzę mu drogi do opętania twojego ciała, nie wiemy zresztą, jak zareagują dwie połowy jednej duszy. Jego połowa jest silniejsza, ta "właściwa", jak myślisz, co się stanie, gdy zostanie połączona z twoją? Szanse, że już na zawsze się połączą w twoim ciele, są ogromne. Coś takiego nigdy nie miało miejsca, nikt nie wie, co może się wydarzyć. Ryzykujesz dla tego potwora wystarczająco dużo, a on już raz zabił cię bez skrupułów i próbował to powtórzyć. Nie chcę więcej słyszeć o jedności z nim.- warknęła, wpatrując się w odwróconą w bok twarz chłopaka. Nie zmienił pozycji, nie odezwał się ani słowem. Przez chwilę Anna czekała na jakąkolwiek reakcję, ale nie otrzymując żadnej, odwróciła się na pięcie.

-Jeśli przejdziesz próbę przed moim powrotem, czekasz na mnie.- powiedziała i odeszła, zostawiają już wyprostowanego chłopaka samego.

Amidamaru również się nie pojawił, nie chciał konfrontować się z Yoh w tej chwili. Zgadzał się z tym, co powiedziała Anna i nie chciał już bardziej dołować chłopaka.

Bez zbędnych słów i dłuższego ociągania, Asakura skierował się do świątyni, a jego wzrok padł na Księgę Wody.

===================


No i kolejny rozdział! A za chwilę pojawi się prolog do innego opowiadania, nie wiem jak szybko zacznę pisać w pełni to drugie, ale pomysł przyszedł mi do głowy dzisiaj jak myłam głowę i nie mogę się powstrzymać. Najlepsze pomysły wpadają w łazience, nie wiem co jest z tym miejscem, ale to zawsze działa.

Co do Londynu, tak, faktycznie pojawił się w poprzedniej notce jako taka zapowiedź, że niedługo zacznie się coś dziać ;) Niedługo zacznie się prawdziwa akcja i z jednej strony bardzo się ekscytuję, a z drugiej obawiam.

Co do reboota, powiem wam, że to był najpiękniejszy dzień tego roku. Powrót do dawnej miłości był za sprawą Northern Lights, które mi poleciało jakoś w kwietniu i stwierdziłam, że znowu obejrzę anime. Jak ja to nazywam, "fazy na SK" mam co kilka miesięcy, mam ściągniętą polską wersję anime i japońską z badziewnymi napisami na DVD i tak oglądałam kilka razy raz jedną raz drugą. To jest najsilniejsza i najdłuższa faza od dzieciństwa. Wiedziałam, że Hiroyuki Takei odrzucił już raz zrobienie reboota anime, więc nie spodziewałam się, że kiedykolwiek to nastąpi. W dniu wyjścia tej informacji obudziłam się jakoś w środku nocy i widziałam, że youtube mi wywalił to video w powiadomieniu (uwielbiajmy cookies i to jak internet nas śledzi, mnie to pasuje, lubię dostawać podpowiedzi facebooka i youtube, czy nawet google, a do ukrycia nic nie mam XD), ale myślałam, że to mi się śni. A rano byłam tak szczęśliwa, że się o mało do pracy nie spóźniłam, a pracuję z domu XD I nawet moi koledzy z pracy cieszyli się moim szczęściem, bo nawet na komunikatorach widać było, że byłam pełna energii. Nie mogę się bardzo doczekać. Najbardziej będzie bolało czekanie na napisy.

No, to do zobaczenia za tydzień, ewentualnie jak skończę pisać prolog drugiego opowiadania żeby po prostu mieć je zaczęte!

Ah, mam jeszcze pytanie, lubicie Star Wars? Ostatnio zrobiłam sobie maraton wszystkich filmów (oprócz Solo, okej...) i moja frustracja i gniew na najnowszą trylogię, a zwłaszcza ostatnią część jest tak wysoka, że Ciemna Strona Mocy już dawno się u mnie aktywowała, w każdym razie, chciałam napisać one-shot w postaci "Jak Skywalker.Odrodzenie powinno się zakończyć" (chociaż nie lubię praktycznie całej serii, ale zwłaszcza końcówka mnie rozwaliła). Chciałybyście coś takiego przeczytać? (Albo chcielibyście, ale póki co komentują tylko panie XD)