Yoh nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że jego prośba wyglądała na lekkomyślną, pewnie naprawdę taka była, ale nie mógł nic na to poradzić. Po prostu czuł, że zawiódł, popełnił błąd i nie było sposobu, żeby go naprawić. Nie umiał pogodzić się z tym, że nie może cofnąć czasu. Nie był też przyzwyczajony do tak ogromnych ilości smutku. To miało sprawić, że nadchodząca próba wody będzie najtrudniejszą do tej pory, o ile nie najtrudniejszą ze wszystkich. Szatyn nie wiedział jeszcze, że z każdym krokiem w strony Księgi Wody, zbliżał się do ogromnego bólu i smutku, ale także do wielu odpowiedzi, które chciał poznać.
Woda była ostatnim z trzech żywiołów, która miała pamięć.
-Powodzenia, Yoh-dono.- powiedział w końcu Amidamaru, nie chcąc puszczać swojego szamana w próbę bez słów otuchy, ta ostatnia ich rozdzieliła i wolał mieć pewność, że słuchawkowy odczuje jego mentalne wsparcie. Młody Asakura skinął głową z uśmiechem, jednocześnie sięgając po księgę. Już miał odpowiedzieć, kiedy nagle spomiędzy kartek wystrzelił strumień wody, formujące trąbę, która natychmiast wchłonęła Yoh. Szybko wstrzymał powietrze i próbował nie dać się zbytnio stłamsić przez wiry. Gdy wszystko ustało, zdecydowanie nie znajdował się już w świątyni, a na dnie morza. I to niesamowicie zimnego morza. Pierwsze co chciał sprawdzić to odległość do powierzchni, właściwie to chyba go nie zdziwiło, gdy zauważył lód pokrywający taflę. To by wyjaśniało bolesny chłód, niczym tysiące igieł wbijanych w jego ciało. Asakura spuścił wzrok, natrafiając na ruiny bursztynowego zamku. Już chciał płynąć w jego stronę z nadzieją, że odnajdzie tam bóstwo, które miało go przetestować, jednak ta, której szukał odezwała się pierwsza.
-Tu jestem, chłopcze.- usłyszał delikatny, piękny i niesamowicie melodyjny głos. Odwrócił się, ale nikogo nie zauważył. -W dole.- naprowadziła go. I wtedy ją ujrzał.
Piękna syrena o długich, zaczesanych do tyłu blond włosach i głębokich, niebieskich oczach i złotym ogonie. Całe jej ciało było przywiązane łańcuchami do skały na samym dnie morza.
-Nie zawracaj sobie tym głowy, nie możesz mi pomóc. Nie po to tu jesteś.- powiedziała smutno, uśmiechając się delikatnie. Zauważyła, że wzrok chłopca błądzi po krępujących ją łańcuchach. Widziała, że chciał się odezwać, ale i tak już brakowało mu powietrza. Syrena machnęła ogonem, a Yoh otoczyła szklana klatka, przypominająca trochę te, z których korzystali magicy przy swoich wodnych sztuczkach, ale tą wypełniało powietrze.
-Nazywam się Jurate*, jestem boginią tego morza. A raczej jej odtworzonym wspomnieniem. Krępujące mnie zaklęcie zostało zdjęte przez Douji Asahę, którego księgę próbujesz odczytać. Zostałam zdegradowana i uwięziona za miłość, którą żywiłam wobec śmiertelnika. Po uwolnieniu stałam się częścią wody. Jestem wolna, nie zaprzątaj sobie tym głowy.- wyjaśniła spoglądając na otaczające ją łańcuchy. -One po prostu mnie reprezentują. Ta część świata inaczej spogląda na legendy, niż twoja.- dodała, wzruszając delikatnie nagimi, bladymi ramionami.
-Wybacz, Jurate, to już przyzwyczajenie, że chcę wszystkim pomóc.- odpowiedział szaman, uśmiechając się do syreny. Był oczarowany, nigdy nie spodziewał się, że zobaczy syrenę.
-Wiem.- odparła spokojnie, zamykając na chwile oczy. -Woda, podobnie jak powietrze i ziemia przenosi informacje. Znam twoją historię i wiem jaki jesteś. Wiem też…- znów uchyliła powieki, a jej wzrok był przepełniony żalem i współczuciem. -Że ta próba będzie dla ciebie ogromnie bolesna. Pozwól, że przedstawię ci szczegóły, nie wpłyną one na poziom trudności. Jesteś bardzo dobrym chłopcem, jesteś też bratem tego, który mnie wybawił. Gdy już dowiesz się, czym jest twoje wyzwanie, dam ci wybór. Jeśli zdecydujesz się zrezygnować, odeślę cię z powrotem do twojego świata. Choć nie powinnam, ale to nie pierwszy raz, gdy robię coś wbrew zasadom. Nie zmieni to faktu, że nie wejdziesz do Księgi Wody bez przejścia próby.- ton głosu syreny był spokojny, ale było w nim coś, co Yoh odbierał jako natrętnie wdzierające się do jego głowy ostrzeżenie.
-Zamieniam się w słuch.- odparł w końcu.
-Pamięć wody jest niemalże tak dobra, jak pamięć powietrza. W ramach tej próby woda pobierze informacje z tlenu, którym oddychasz i który znajduje się również w niej. Pozostaniesz zamknięty w szklanym akwarium, będziesz czuł gdy dotkniesz jego ścian, ale twój mózg, będący atrybutem wody, zostanie wykorzystany do wytworzenia pełnych halucynacji, wręcz wizji. Powietrze przekaże wodzie wszystkie twoje obawy, nadzieje i marzenia oraz myśli, a ona odtworzy sto** scen z przeszłości, której nie koniecznie musiałeś byś świadkiem. Każda scena będzie prawdziwa, ale każda kolejna będzie coraz bardziej dla ciebie bolesna. A każda uroniona przez ciebie łza otworzy drogę lodowatej wodzie, która zacznie cię otaczać aż w końcu zatopi. Ta próba będzie inna, niż pozostałe, Yoh.- syrena spojrzała szatynowi głęboko w oczy. -Żeby ją przejść, musisz po prostu przeżyć, to jak bardzo zagrożone będzie twoje życie zależeć będzie od tego, jak wiele łez uronisz. Nieczuły flegmatyk przeżyje całą próbę bez problemu, jednak twoje życie będzie bardzo zagrożone, drogie dziecko. Jeśli teraz podejmiesz się próby, nie będę mogła jej przerwać, przeżyjesz lub zginiesz. Nie ma tu miejsca na poddanie się. Nie powinnam w ogóle pytać, czy godzisz się na rozpoczęcie próby, Asakura Yoh?-
Czy się godził? Nie miał wyboru. Domyślał się, że zobaczy rzeczy, których nie chce widzieć. Z drugiej strony możliwe, że była to okazja by dowiedzieć się czegoś, czego nie usłyszy od nikogo.
-Cóż wygląda na to, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Otworzę sobie przejście do kolejnej Księgi i poznam historię, której nikt mi nie opowie. Zgadzam się, Jurate. Zaczynajmy, im szybciej, tym lepiej.- odpowiedział posyłając jej szeroki uśmiech. Syrena jednak nie go nie odwzajemniła. Zamknęła oczy i przez chwilę trwała w ciszy by po chwili zacząć cicho śpiewać. Jej głos się zmienił, wciąż był delikatny, ale nie należał do niej. Na ten dźwięk, Yoh otworzył szeroko oczy.
„Myśli me, zatapiane w bursztynie.
Miecz, zwierciadło i kamień, w dłoniach mych trzy skarby te.
Umysł mój wyniosły, dusza uparta, a serce okrutne.
Miecz za umysł, zwierciadło dla duszy, a serce w kamień.”***
Gdy syrena kończyła swój śpiesz, białe światło oślepiło szamana. Zasłonił ramieniem oczy, a gdy już mógł patrzeć nie widział już syreny, ani dna morza. Wciąż jednak czuł otaczający go chłód.
Gong Pierwszy
-Biegnij Boris! Biegnij! Musisz być silny!- w dole pod nim biegła para, mężczyzna i kobieta, która trzymała za rękę jasnowłosego chłopca. Kilka metrów za nimi rozwścieczona grupa ludzi z pochodniami.
Dotarli na kraniec przepaści, w dole była jedynie rzeka. Yoh rozpoznał sytuację i wygląd chłopca. Obserwował właśnie Borisa, którego później zamordowali X-laws, i jego rodziców.
Pierwszy zginął ojciec. Matka w ostatniej chwili zrzuciła syna prosto w objęcia rzeki nim podzieliła los męża.
-To nie były wampiry! Zabiliśmy niewinnych ludzi!- krzyczał Blaumro.
Gong Drugi, Trzeci, Czwarty, Piąty, Szósty, Siódmy, Ósmy
Yoh poznał więc historię większości członków X-laws. Dowiedział się kogo i jak stracili, co sprawiło, że wybrali drogę Żelaznej Damy.
Gong Dziewiąty
Po członkach X-laws przyszedł czas na samą Jeanne. Lecz tu Yoh obserwował scenę jej poświęcenia, słyszał głos Shamash i poznał szczegóły tego, na co godziła się ta młoda dziewczynka.
Gong Dziesiąty, Jedenasty, Dwunasty
Historia trzech dziewczyn, które poznał w trakcie Drugiej Rundy Turnieju, Hana-gumi, również nie była kolorowa. Wyczuwał, że coś złego musiało je spotkać, nic innego nie przekonałoby ich do dołączenia do Hao. Zwłaszcza blondynkę.
Gong Trzynasty, Czternasty, Piętnasty, Szesnasty, Siedemnasty
Sharona, Sally, Lilly, Ellie i Milly udowodniły swoją determinację w Turnieju w dniu, w którym Yoh wyzwał je do walki, by uchronić je przed Hao. Tego dnia wyznały, że nie mają dokąd wrócić. Już wiedział dlaczego.
Gong Osiemnasty
Tego staruszka już kiedyś widział. Pojawił się, gdy Yoh i jego przyjaciele czekali aż Chocolove obudzi się po walce z Peyote. Teraz został zmuszony patrzeć jak ten umiera ze starości w ramionach przyjaciela.
Gong Dziewiętnasty
-Zawiodłem się na tobie, mój synu.-
-Ale ojcze…-
Wzrok Yoh skierował padł na Mantę i niewiele wyższego od niego ojca.
-Powinieneś przygotowywać się do przejęcia firmy, a zamiast tego szlajasz się wszędzie z tym całym Asakurą. Myślisz, że nie wiem kim on jest? Syn rodziny, która wciąż żyje jakimiś zabobonami. Nic dziwnego, że twoje wyniki w nauce przestały być zadowalające. Masz natychmiast zerwać wszelkie kontakty z tym chłopakiem. Nie chcę nic więcej słyszeć…-
-Nie zrobię tego! Yoh jest moim przyjacielem! Pierwszym jakiego w życiu miałem! Potrzebuje mnie, a ja potrzebuję jego! Wreszcie czuję się potrzebny, wreszcie czuję się kimś więcej niż twoim następcą! Nie jestem narzędziem, ojcze! Ja też mam uczucia i marzenia, nie każ mi opuścić Yoh, nigdy tego nie zrobię!-
-Manta…- Yoh aż ścisnęło w gardle słysząc błagalny ton przyjaciela i jak bardzo ten go bronił.
-Najwyraźniej pomyliłem się co do ciebie. Zmarnowałem na ciebie tyle pieniędzy by cię ukształtować i tak mi się odwdzięczasz? Nie spodziewaj się, że po tym wybryku z wyjazdem do Ameryki będziesz w stanie do czegoś jeszcze wykorzystać swoją rodzinę. Od tej chwili jesteś sam, Manta. Sam.- mężczyzna odwrócił się i odszedł, a po policzkach Manty płynęły łzy.
Podbródek Yoh zadrżał.
Gong Dwudziesty
Strzał z broni palnej. Yoh aż podskoczył, czując, że uderza w coś głową. Za pewne była to ściana jego akwarium, którego nie widział. Znajdował się w miejscu, które przypominało jakąś poczekalnię. Możliwe, że była to klinika. Coś poruszyło się w ciemności. Wzrok szamana padł w tym kierunku. Złodziej zamykał kasę fiskalną i uciekł, ale to, co przykuło uwagę Yoh, to długie blond włosy.
-E...-
-ELIZO!- Yoh zacisnął mocno usta słysząc doskonale znany mu głos, po chwili do martwego ciała kobiety dopadł Faust, nie miał jeszcze tych znanych cieni pod oczami, nie był tak blady, a usta miały naturalny odcień. Lekarz uniósł delikatnie ciało ukochanej, klęcząc w kałuży jej krwi.
-Elizo, najdroższa, nie... Dlaczego... Błagam cię, nie odchodź. Przecież ja... nigdy nie widziałem innego świata, niż ten u twojego boku. Elizo, Elizo... Kochana moja...Nie odchodź, przecież.. Nie... Oddychaj, proszę... Kocham cię, słyszysz?! Uratuję cię, przyrzekam, że cię uratuję!-
Yoh oddychał ciężko obserwując rozpaczającego przyjaciela, jak ten odgarnia zakrwawione włosy ukochanej kobiety, jak dotyka jej szyi by sprawdzić tętno, głaszcze jej policzek. Po chwili poderwał się na równe nogi i pobiegł w stronę, jak Yoh się domyślił sali operacyjnej. Oparł się drżącymi dłońmi o niewidzialną szybę.
-Faust!-
Gong Dwudziesty Pierwszy
-Chcesz abym ci pomógł wygrać Turniej Szamanów, który ma odbyć się za 8 lat?- kolejny głos, którego nie znał. Na lewo od niego para. Mężczyzna o zielonych włosach i kobieta. Mężczyzna ubrany był w ten charakterystyczny, brytyjski strój detektywa. I te zielone włosy. Czyżby to byli....
-Tak.- źrenice Yoh rozszerzyły się, ten głos... Dziecięcy, ale... Powoli odwrócił głowę by spojrzeć w prawo. -Jestem jedynym, który może wygrać i połączyć się z Królem Duchów.-
-Hao...- mały chłopiec w pelerynie, tak bardzo podobny do niego samego. A więc to muszą być naprawdę rodzice Lyserga, w dniu, w którym ich zabił.
Yoh obserwował całą scenę z bijącym sercem. Zaskoczyło go, że Hao chciał odejść w pokoju. Niestety Diethel nie był na tyle 'mądry', by odpuścić.
-Nie chcę na to patrzeć...- mruknął Yoh, ale z jakiegoś powodu nie mógł zamknąć oczu, a może mógł, ale i tak wciąż wszystko widział.
Po chwili płomienie, wrzaski wypełnione bólem. Yoh przycisnął się do szklanej ściany, a jego ramiona trzęsły, gdy próbował powstrzymać łzy. To dopiero dwudziesta pierwsza wizja...
Do domu wpadł mały Lyserg i choć słuchawkowy naprawdę nie chciał tego widzieć, to miał wrażenie, że przejście emocji wypisanych na twarzy zielonowłosego chłopca z nieopisanego szczęścia, jakim było uwolnienie Morphine do szoku i dezorientacji, niedowierzania, a później pod wpływem konwersacji z Hao, ogromnego smutku i nienawiści, było w spowolnionym tempie.
I tak pierwsze łzy popłynęły z oczu szamana, a pierwsze centymetry lodowatej wody wlały się do jego szklanej pułapki.
A to dopiero dwudziesta pierwsza wizja. Pierwsza jednak, w której wyraźnie zobaczył swojego brata. W poprzednich widział tylko płomienie.
Gond Dwudziesty Drugi - Pięćdziesiąty
Śmierci i cierpieniu najbliższych nie było końca. Szatyn, choć próbował odwracać wzrok i zamykać oczy, nie był w stanie uchronić się przed widokiem, który na niego czekał. Obserwował śmierć Chroma, rozpacz Silvy za przyjacielem, szaleństwo Nichroma, a następnie Rena, który nie mógł sobie wybaczyć. Dowiedział się co stało się z rodzicami Ryu. Poznał też historię osierocenia Tamao. Obejrzał skutki tragedii sprzed 500 lat, jak lud Seminoa cierpiał po straceniu swych przywódców. Widział wiele scen z życia swoich przyjaciół, dość często pojawiał się w nich Ren, którego życie było wyjątkowo traumatyczne za sprawą jego ojca, a nawet dokładną śmierć Pyrona.
Lodowata woda najwyraźniej sięgała mu już do bioder. Trząsł się z zimna, nóg praktycznie nie czuł. Łzy powoli płynęły po jego policzkach. Jego poziom empatii i nienawiść wobec bezsilności były najsilniejszym bodźcem.
Gong Pięćdziesiąty Pierwszy - Dziewięćdziesiąty
Woda sięgnęła szyi Yoh. Choć musiał unosić głowę, wciąż widział wszystkie obrazy wyraźnie i nawet kąt patrzenia się nie zmieniał, nie ułatwiał. Od siedemdziesiątej wizji zaczęły się przedzierać fragmenty z pierwszego i trzeciego życia Hao. Te z pierwszego skupiały się na zdradzie tych, którym uczył się ufać, zaś z trzeciego wykorzystywały wiarę Yoh w to, że jego brat miał dobro w swoim sercu i udowadniał to, że miał rację. Nie musiał widzieć śmierci, by cierpieć. Widział jego ciepły uśmiech, gdy ratował życie tym, którzy później stawali się jego wiernymi poplecznikami. Widział, jak ich trenował. Jak uratował, przygarnął i zaopiekował się małą Opacho. Zobaczył też prawdopodobnie niedaleką przeszłość, w której murzynka rozpaczała całkowicie samotna, obwiniając się za gniew Hao, gdy ten skrzyczał ją w Kręgu Totemów.
Dziewięćdziesiąty obraz pokazał mu właśnie tą scenę, ale to nie ten widok bolał najbardziej. Powietrze przekazało Yoh myśli Hao z tego momentu.
"Nie mogę dopuścić by wbiegła na linię ognia. Nie może zginąć. Jeśli tu zostanie, a ja przegram na jej oczach... Nie mogę na to pozwolić. Ale nie posłucha mnie jeśli każę jej uciekać. Zresztą, nie okażę takiej słabości i zwątpienia w swoje zwycięstwo. Muszę ją przepędzić i już wiem jak. Przepraszam, Opacho. To dla twojego bezpieczeństwa. Jeśli wygram, odnajdę cię i przeproszę." Szept powietrza formował wypowiedź z myśli Hao.
Hao wtedy nie oszalał. Nastraszył Opacho, by ją ocalić, a następnie postawił wszystko na jedną kartę. Woda wlewała się do środka w zastraszającym tempie, Yoh usilnie starał się nie płakać, lecz wszystkie te dziewięćdziesiąt scen, które ujrzał osłabiły go mentalnie i choć groziła mu śmierć przez utopienie, łzy uparcie nie chciały przestać lecieć.Wyciągał szyję by jak najdłużej mieć dostęp do powietrza.
Gong Dziewięćdziesiąty Pierwszy
-Razem, przywrócimy tej planecie spokój i harmonię. Ludzie nie zasługują na to by żyć wśród nas. Rodzino moja, czy staniecie u mojego boku?- Hao sprzed tysiąca lat, znacznie starszy od tego, który trenował Yoh w Księgach stał przed klanem Asakurów. I tak Yoh stał się świadkiem pierwszej zdrady klanu Asakura, która odrzuciła głowę rodziny i wygnała go z posiadłości, po raz pierwszy próbując go pokonać.
Gong Dziewięćdziesiąty Drugi
-Już dobrze, mój przyjacielu. Za chwilę nie będzie już boleć.- znów głos dorosłego Hao. Yoh kończyła się przestrzeń z dostępem do powietrza. Onmyouji trzymał coś na kolanach, ale długi rękaw zasłaniał krótkowłosemu widok, ale tylko przez chwilę. W końcu Yoh dostrzegł rudego kociaka z paskami na głowie.
-Czy to jest...- wymamrotał.
-Już po wszystkim, a teraz...- Hao nałożył martwemu kotu naszyjnik z trzema niedźwiedzimi pazurami przez głowę. Ten sam naszyjnik, który teraz nosił Yoh. Ten, który dostał od....
-Matamune...- Yoh jęknął w ostatniej chwili łapiąc powietrze, nim lodowata morska woda całkowicie go przykryła.
Usłyszał inkantację wypowiadaną przez Hao, a po chwili na jego kolanach stał kot, którego znał słuchawkowy. Nekomata, który poświęcił się po tylu latach by pomóc Yoh ratować Annę. Wspomnienie przerwało się, by zostać zastąpione przez jego własne z momentu, gdy Matamune opowiadał o swoim panie, którego zdradził i nie potrafił sobie tego wybaczyć.
Gong Dziewięćdziesiąty Trzeci
-To twój koniec, Hao! Nie pozwolimy ci na sianie zniszczenia!- krzyczeli mężczyźni otaczający pierwszego Hao.
-Ciekawe jak macie zamiar to zrobić?! Jestem od was potężniejszy!- zaśmiał się przodek.
-Z moją pomocą.- Grupa mężczyzn z rodziny Asakura rozstąpiła się, robiąc miejsce Matamune. Yoh z zamkniętymi ustami i zatkanym dłonią nosem próbował nie stracić powietrza, lecz szloch, który próbował się wyrwać z jego gardła zdecydowanie mu to utrudniał. Czuł na twarzy łaskotanie bąbelków powietrza, które poza halucynacją musiały uciekać jego ust i nosa.
-Matamune... Ty... Zdradziłeś mnie?- Ten ból wypisany na twarzy Hao był nie do opisania. Zza zamkniętych ust Yoh dochodziło głośne bełkotanie, jakby chciał krzyczeć "nie".
-Dlaczego... Matamune, dlaczego ty?-
-Mój panie, ty sam siebie zatraciłeś. To twoja zdrada.- odpowiedział kot. Chwilę później Yoh obserwował pierwszą śmierć Hao. Pierwszą fizyczną, ale też tak najwyraźniej dokonał żywota Douji Asaha, zdradzony i pokonany przez jedyną istotę, której ufał bezgranicznie. A wspomnienia Yoh z podejścia Matamune do samego siebie, poematu, który mu zostawił sprawiały, że widok ten bolał dwa razy mocniej.
Gong Dziewięćdziesiąty Czwarty
-Nie pójdziesz dalej, Hao!- zawołał głos.
-Ah, Asakura Yohken. Widzę, że nie odpuszczacie.- odpowiedział strażnik z plemienia Patch, Hao sprzed pięciuset lat.
-Nasza rodzina poprzysięgła, że nie dopuści by ziścił się plan najgorszego z nas.- odparł wojownik.
-Tysiąc lat temu potrzeba było 180 wojowników, teraz myślisz, że zdziałasz coś sam?- zaśmiał się szyderczo.
-Nie jest sam.-
-Matamune...-
-Twój czas nadszedł, mój panie.-
Nim sceneria się zmieniła, Yoh dostrzegł 1080 korali, antyczny miecz w ręku Yohkena i kontrolę ducha Matamune.
Gong Dziewięćdziesiąty Czwarty
-To nie jest dziecko! To potwór!- krzyczał mężczyzna.
-Nie rób jej krzywdy! Nieee!- błagała kobieta.
-Odsuń się, nie masz prawa podnosić na mnie głosu! Demonico! Lisica!- pomiędzy wrzaskami, płacz dziecka, dziewczynki.Ledwie przytomny Asakura patrzył jak kobieta uciekła, trzymając na rękach dziecko.
-Wracaj tu!- mężczyzna ruszył za nią, kobieta starała się zgubić go w lesie. W końcu postawiła dziewczynkę na ziemi.
-Trzymaj to, kieruj się na północ. Uciekaj na Osorezan i odnajdź Kino Asakura, przekaż jej ten list. Ona się tobą zaopiekuje.-
-Ale mamo...-
-Odejdź stąd natychmiast! Nikt nie chce tu dzieci takich, jak ty! Wynoś się jak najszybciej, jeśli chcesz żyć!- krzyknęła kobieta, gdy zrozumiała, że inaczej córka jej nie zostawi. Yoh widział jeszcze strach w tych czarnych oczach, które tak dobrze znał. Niedowierzanie, odrzucenie, ból.-Wynoś się!!!- wrzasnęła ponownie, a dziewczynka w końcu uciekła.
-Idź moje dziecko, musisz być silna. Powodzenia. Anno.- powiedziała cicho kobieta ze łzami w oczach obserwując jak dziewczynka ucieka. Chwilę później kula przebiła jej klatkę piersiową.
Gong Dziewięćdziesiąty Piąty
-Lisica! Zabić damona! Niech pokaże swoją prawdziwą postać! Potwór!- krzyczeli ludzie zgromadzeni za grubym mężczyzną. Yoh powoli tracił przytomność. -Douji Asanoha! Ty i twój syn Asaha zostajecie skazani na śmierć w trybie natychmiastowym!- krzyknął mężczyzna.
Asanoha... matka Asahy? Pierwsza matka Hao?
Yoh zdał sobie sprawę, że im bliżej końca próby, tym więcej informacji poznawał na temat przeszłości Hao. Nie mógł się teraz poddać, nie kiedy był tak blisko. Nie podda się. Otworzył oczy z determinacją, choć nie zmieniło to zupełnie jego "widoczności".
-Przepraszam cię, mój synu. Chyba nie doczekam twojego powrotu.- powiedziała cicho kobieta. -Nie będę uciekać, wolę by skupili się na mnie. Może wtedy ty przeżyjesz, mój mały cudzie.- wyszeptała ze łzami w oczach. Yoh przyglądał się blondwłosej kobiecie, niesamowicie przypominała mu Annę. Więc to była matka jego przodka. Podobnie jak matka Anny poświęciła się by ratować swoje dziecko. Dom, w którym byli stanął w płomieniach. Sceneria zmieniła się i Yoh widział teraz małego chłopca w pelerynie, który obserwował płomienie trawiące jego domostwo, słuchając krzyków matki i śmiechu jej mordercy.
-Mamo...-
-Hao...- Yoh odezwał się tracąc tym samym resztkę powietrza, a lodowata woda wdarła się do jego gardła.
Gong Dziewięćdziesiąty Szósty
-Asaha, syn Asanohy. Myli się. Będę nazywał cię Mappa.- demon o lekko króliczym wyglądzie przemówił do chłopca. Yoh nie był w stanie skupić jednocześnie w walce o życie i szczegółach sceny.
"Proszę, jeszcze trochę. Ja muszę to przeżyć. Muszę dowiedzieć się więcej i naprawić swoje błędy." myślał Yoh, podczas gdy wizja w przyśpieszeniu pokazywała przywiązanie małego Asahy do demona, który starał się mu pokazać inną stronę ludzi, uczył go czytać i pisać.
Mężczyzna, którego widział wcześniej nim Asanoha została zamordowana atakował teraz Asahę, ale Yoh widział dalej tylko ciemność, docierały do niego jednak wszystkie dźwięki. Dziecko zamordowało mnicha, ale pozostając za długo w jedności z Ohachiyo pochłonęło jego energię. Ohachiyo przepadł. Tak jak przepadł Matamune.
Gong Dziewięćdziesiąty Siódmy
"Już prawie, muszę... wytrzymać... jeszcze trochę..." Yoh unosił się bezwładnie, nie ruszał się. Nie wiedział co się dzieje, jak przez ścianę słyszał tylko rozmowę. Głosy były niewyraźne, stłumione.
-Nie..... Bliźniacza..... Chłopcy......Turniej...... W rodzinie........Matamune....... Hao......... Powstrzymać........ Zabić.......- te słowa układały się w umyśle Yoh. Najprawdopodobniej natrafił na wspomnienie z rozmowy rodziny, gdy dowiedzieli się, że jednym z bliźniaków ma zostać Hao.
"Powietrze.... Muszę wytworzyć sobie.... Powietrze.... Potrafię..... Nie poddam się. Proszę. Ja się nie poddam." Myślał Yoh, zagłuszając to wspomnienie niemal kompletnie. I wtedy niewielka ilość powietrza wypełniła jego płuca.
-Musimy go zabić. Tylko zaraz po narodzinach będzie bezbronny.- powiedział Yohmei. Nim scena się zmieniła, Yoh dostrzegł, że brzuch Keiko nie był jeszcze tak duży.
Gong Dziewięćdziesiąty Ósmy
-Musimy zabić oboje dzieci.-
Yoh zabolały te słowa. Jak oni mogli podjąć taką decyzję? Ten błąd mógł kosztować ich wszystko. W Yoh żal i smutek mieszały się z gniewem. Nie rozumiał, jak jego rodzina mogła podnieść rękę na dziecko. Skreślili ich oboje. Gdyby Hao się nie ujawnił lub pozwolił by Yoh urodził się pierwszy... Nim tamten by uciekł niewinna istota zostałaby pozbawiona życia przez własną rodzinę. Czy oni naprawdę byli w stanie to zrobić? Jakim trzeba być potworem, by zabić noworodka?
Ciepłe łzy Yoh mieszały się z lodowatą wodą, powietrze znów zaczynało mu się kończyć, więc musiał się opanować, nie wiedział czy powietrze po raz kolejny go posłucha i mu pomoże.
Shikigami dziadka ruszyły na płaczące dziecko. Znał tą historię. Pojawił się Duch Ognia, porywając małego Hao w powietrze, kolejny atak Yohmei i Mikihisy został powstrzymany, a twarz tego drugiego poparzona. Keiko poderwała się z miejsca.
-Ostrożnie Keiko. Nie chcę żeby coś stało się mojemu bratu. Jest dla mnie bardzo ważny. - mówił głos. Jednak.... okazało się, że to nie na tym był koniec wypowiedzi Hao, ojciec nie powiedział całej prawdy. -Szkoda, że podjęliście tak pochopną decyzję, ale to nie pierwszy raz, gdy Asakurowie mnie zawiedli. Yoh ma część mojej duszy. Mam nadzieję, że go nie zepsujecie i okaże się inny, niż wy.- dopiero potem zniknął.
Gong Dziewięćdziesiąty Dziewiąty
"Przecież to ja..." Yoh obserwował siebie bawiącego się na skarpie. Tego dnia dziadek zabrał go na kolejny trening z kontroli liściastych Shikigami. Yoh w końcu udało się wezwać stworka i teraz, gdy dziadek zostawił go na chwilę samego, by wrócić do posiadłości po zasłużony dla chłopca obiad, biegał za nim w tą i z powrotem.
-Wreszcie się nauczył.- powiedział głos. Słuchawkowy spojrzał w stronę, z którego dochodził. Pomiędzy gałęziami siedział mały Hao. -Dobra robota, Yoh, choć trochę ci to zajęło.- dodał i wtedy Yoh przypomniał sobie dokładnie ten dzień. Natychmiast spojrzał w stronę swojej młodszej wersji. Tak, jak pamiętał. Tego dnia wydawało mu się, że ktoś go pochwalił i spojrzał właśnie w stronę gałęzi, czując wtedy jakieś dziwne ciepło.
-O proszę. Nie wie, a wyczuł.- zaśmiał się cicho długowłosy widząc, że Yoh patrzy w jego stronę, ale nie widzi go przez gałęzie i liście. Chłopczyk przez chwilę nie patrzył dokąd biegnie i nagle stracił równowagę. Powinien wtedy spaść ze skarpy, ale silnych powiew wiatru popchnął go do tyłu. Starszy Yoh powoli spojrzał z powrotem na swojego brata. -Co za niezdara. Gdyby mnie tu nie było już byłby martwy. Zaczynam myśleć, że zostawienie go Asakurom to zły pomysł.- mruknął, a wiatr zatańczył wokół niego.
Jak długo Hao sprawował nad nim pieczę? Yoh miał nieskończoną ilość historii, w których był bardzo nieostrożny, a jednak jakoś wychodził z sytuacji z niewielkimi obrażeniami. Lub żadnymi. Ojciec wyjeżdżał, matka się przepracowywała, babcia przebywała w Osorezan, a dziadek... to dziadek.
-Hao....- Starszy Yoh znów się odezwał, tracąc przy tym całe uzyskane powietrze. Ale została już tylko jedna historia...
Gong Setny
Mógł się tego spodziewać. Yoh zatrzymał lodowatą wodę w ustach i nie podejmował walki by skupić się na scenie przed sobą. Scenie walki w Kręgu Totemów raz jeszcze. Nie ruszał się, nie walczył, w głowie tylko prosił o "jeszcze jedna chwilkę"
-To nie tak miało wyglądać. Ty miałeś walczyć ze mną, a nie przeciw mnie. Miałeś stać obok mnie. Miałeś mnie wspierać. Mieliśmy to zrobić razem. Powinienem był cię wtedy zabrać. Dlaczego mnie nie rozumiesz, dałem ci część swojej duszy, a ty wciąż jesteś tacy, jak oni. Zabiję cię, Yoh, zniszczę cię i nie obchodzi mnie co się stanie z drugą połową mojej duszy. Ty nigdy nie powinieneś istnieć. Stworzyłem swoją własną porażkę.- myśli Hao przeniesione w powietrzu trafiły do uszu Yoh. Widział nienawiść brata, to był ten moment, gdy próbował go zniszczyć strumieniem ognia.
-Nienawidzę cię, Yoh. Najbardziej ze wszystkich Asakurów.- usłyszał jeszcze, nim furyoku jego przyjaciół zmiotło atak starszego.
Do samego końca walki Yoh słyszał, jak jego brat powtarza jak bardzo go nienawidzi.
-Beze mnie byłbyś nikim.- pomyślał jeszcze Hao nim zapadł ostateczny cios.
Gong
Znów był na dnie morza. Syrena nie była już uwięziona. Unosiła się na wodzie tuż przy szklanej ścianie. W sekundę poziom wody opadł, a Yoh odkaszlnął i zaczął wypluwać lodowatą wodę.
-Czy... wszystko... było prawdą?- spytał zachrypniętym głosem, podnosząc wzrok na boginię. Ona smutno pokiwała głową.
-Wszystko.- odparła. Yoh upadł na kolana, wciąż kaszląc i oddychając ciężko, wybuchając teraz już niepohamowanym szlochem. -Bardzo mi przykro, Yoh. Ale zakończyłeś próbę. Możesz wrócić do swojego świata. Powodzenia w dalszej drodze.- powiedziała, ale szatyn nie zareagował, nie miał jak. Syrenia bogini po raz ostatni spojrzała na niego smutno, nim machnęła ogonem, tworząc portal, który przeniósł chłopaka z powrotem do świątyni.
Słuchawkowy nie zareagował na zmianę otoczenia. Wciąż słaniał się na ziemi, trzęsąc z zimna, w kompletnie mokrych ubraniach, a z jego oczu leciały łzy.
-Yoh-dono!- Amidamaru zawołał radośnie, minęło kilka dobrych godzin od zniknięcia szamana. Po chwili jednak dostrzegł stan przyjaciela. Kilkukrotnie wołał jego imię, lecz on nie reagował, a wręcz pochylił się i mając nogi pod sobą, schował też twarz w ramionach na podłodze, nim opadł całkowicie z wycieńczenia, tracąc przy tym przytomność. Samurai natychmiast wyleciał ze świątyni w stronę głównej posiadłości po pomoc.
*Jurate - litewska bogini Bałtyku
** sto - w japońskim folklorze liczba sto miała ogromne znaczenie
*** przerobiony fragment "Fukidokuritsu" - piosenki śpiewanej przez Minami Takayamę, aktorkę, która dała głos Hao. Ta piosenka i Inyou no Chigiri to character songs Hao.
==================
To najdłuższa i najtrudniejsza notka. Sama nie wiem czy jestem z niej zadowolona, czy nie. Jednak jest ona bardzo ważna dla dalszego rozwoju sytuacji Yoh, który wreszcie poznaje przeszłość Hao i powoli rozumie co się z nim działo. Jest smutna, a przynajmniej starałam się, żeby była smutna, a wyszło, jak wyszło. Nie muszę za bardzo tłumaczyć teorii humoralnej, ponieważ Jurate zrobiła to sama. Wodę reprezentuje zima (temperatura morza i zamrożona powierzchnia), mózg (wizjo-halucynacje), starość (tutaj pokazana raczej jako upływ czasu, czyli przejście przez historię), biel (białe światło), słony smak (morze i łzy są słone) oraz flegmatyzm (bezemocjonalna osoba lepiej by sobie poradziła, ale wytrwałość w działaniu łączy się z pozostałymi trzecha żywiołami).
To tyle. Do zobaczenia za tydzień! Albo za dzień lub dwa jeśli zdecyduję się dodać pierwszy rozdział drugiego opowiadania, zwłaszcza, że w porównaniu do tego, tamtej jest raczej śmieszny.
Wow... Na prawdę... Wow...
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu miałabyś nie być zadowolona bo wyszło Ci to idealnie. Trafiłaś ze wszystkim w punkt. Widać ile pracy w to włożyłaś i wysiłku :)
Sam fakt żeby znalesc 100 osób o których należało by pisać jest już dla mnie czymś trudnym i dodatkowo każda z tych osób ma za sobą jakąś bolesna przeszłość.
Wydaje mi się że to jest ten moment kiedy Yoh pęknie, zawsze był empata i to się nie zmieni ale tak ogromna fala cierpienia do której on się poniekąd przyczynił mam wrażenie że go złamie. Trochę żałuję że przerwałaś w tym momencie bo chciałabym wiedzieć co się stanie jak go znajdą.
Mam nadzieję że jak zwykle przyjaciele (nie ukrywajmy ze na rodzinę nie za bardzo może liczyć) go ocala przed analizowaniem wszystkiego i myślami co by było gdyby...
Jeszcze raz gratuluję wspaniałego opisu i czekam z niecierpliwością na kolejną część :)
Pozdrawiam
Eeeee..nie za bardzo wiem co napisać, bo właśnie zbieram szczękę z podłogi...Jak do tej pory to (przynajmniej według mnie) Twoja najlepsza część. W trakcie czytania mi także zaczęły udzielać się emocje no i oczy zrobiły mi się trochę wilgotne^^
OdpowiedzUsuńP.S Nie wiem czy to było zamierzone ale masz dwa razy napisane Gong dziewięćdziesiąty czwarty ;))