wtorek, 13 grudnia 2022

Notka organizacyjna

 Cześć wszystkim!

Bardzo was przepraszam, że odzywam się dopiero teraz, powinnam to zrobić wcześniej.

Chciałabym tylko dać wam znać, że żyję, ale jestem strasznie zawalona pracą i uczelnią. To ostatni rok studiów wobec czego przygotowuję się też do licencjatu. W związku z tym muszę niestety zawiesić na razie opowiadanie. Wrócę, obiecuję, ale dopiero po zakończeniu studiów. Chyba, że nadaży się jakaś wena i okazja twórcza żeby wpaść z czymś, ale nawet nie zabrałam się jeszcze za poprawki w tym, co już napisane.

Przepraszam was bardzo, ale uczelnia w tej chwili jest moim priorytetem i naprawdę, obiecuję że wrócę. Mam nadzieję, że w lipcu, czyli po potencjalnej obronie!

niedziela, 22 maja 2022

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Klątwa [Koniec sezonu 1]

 Na zewnątrz nie zaczęło jeszcze świtać, ale w posiadłości Asakurów nikt nie zamierzał już wracać do łóżka.

Yoh zniknął. 

Zabrał broń, jedzenie, trochę ubrań. Jego energia była niewyczuwalna. Yohmei, Keiko i Tamao siedzieli w jadalni w milczeniu. Pożar świątyni został ugaszony, ale w powietrzu, nawet w posiadłości wciąż czuć było swąd ognia, a na zewnątrz unosił się dym. Popykanie fajki i ciche szlochy różowowłosej były jedynymi dźwiękami. Nikt się nie odzywał przez już prawie godzinę. Każdy próbował przetrawić, co właśnie się stało. Najstarszy był na siebie zły, za to, że pozwolił Yoh na kontynuację swoich planów. Kto wie, może to właśnie o to chodziło Hao. Widząc, że przegrywa z siłą przyjaźni, wypuścił Yoh wraz z kawałkiem własnej duszy, by później go wykorzystać. A on do tego dopuścił. Ledwie pokonali jedno zło tego świata, zaczęło tworzyć się kolejne. Tak, Yohmei nie widział innego wyjaśnienia, jak plan Hao. Zagrał im wszystkim na nosie. A może Yoh już nie istniał, może ich przodkowi udało się po prostu opanować ciało słuchawkowego, aż stali się jednym, tak jak chciał. Jedynie nie w tym ciele. Zabawne, że Yoh przecież nie mówił nic szalonego, nie zaczął odgrażać się ludzkości, a Yohmei osądził, że chłopak jest stracony.

Tamao zaś usilnie próbowała dostrzec co się stało, bądź stanie z chłopakiem. Niestety, była zbyt roztrzęsiona. Nie mogła uwierzyć, że jej wizja się sprawdziła i na własne oczy ujrzała Yoh, który siebie już nie przypominał. Obwiniała się, że nie porozmawiała z nim, zarówno przed ujawnieniem wizji Yohmei, jak i po. Przecież wiedziała, że jej szuka, dlatego go unikała. Może wspólnie zapobiegliby temu wydarzeniu. Wciąż myślała, że to musi być jakiś zły sen. Czy to możliwe, by zawsze opanowany Yoh zmienił się tak bardzo? Przed jej oczami znów stanęła jego twarz, oświetlona blaskiem ognia i to puste, acz bezwzględne spojrzenie, które dosłownie odziedziczył po bracie. To było niemożliwe. Za tym wszystkim musiało kryć się coś więcej. Może gdyby Anna tu była, przemówiłaby mu do rozsądku.  Jej różowe oczy zwróciły się w stronę matki chłopaka, która właśnie szmatką zbierała przelaną herbatę. 

-Nie trzeba było go dopuszczać do tych ksiąg. Miałeś racje, ojcze.- powiedziała Keiko, a najstarszy jedynie coś odmruknął. Tamamura wiedziała już, że straciła jedynego sojusznika, jedyną osobę, która mogła ją wesprzeć w nadziei, że do młodego Asakury da się jeszcze jakoś dotrzeć. 

-Jeżeli Yoh stanie się taki jak Hao, nie wiem, czy ktokolwiek zdoła go pokonać.- mruknął Yohmei, a Tamao podniosła gwałtownie głowę, słowo "pokonać" nie zabrzmiało, jakby tylko pokonanie miało oznaczać. A bardziej jako synonim czegoś znacznie gorszego.

-Chcecie go zabić?- jej głos drżał z niedowierzania. To nie mogła być prawda. Ponownie zapadła głucha cisza, po kilku sekundach przerwana przez szlochanie Keiko. Tamao spojrzała najpierw na nią, a potem na swojego mistrza. -Marco go sprowokował! Przecież widzieliście!  Zmienił się, ale to nie znaczy, że stał się mordercą, Yoh by nigdy...-

-Dosyć, Tamao! - przerwał jej Yohmei - Obawiam się, że nie mamy wyboru. Gdyby Yoh miał wciąż dobre zamiary, dlaczego by stąd uciekał? Zagłębiając się w te księgi, musiał ulec woli Hao, to samo zagrożenie pochodziło z Cho-senjiyakketsu, ale tamta była tylko jedną księgą. Nie możemy po prostu czekać, aż Yoh otwarcie powie o swoich zamiarach, bo wtedy może już być zbyt silny.- odparł starzec i wzdychając ciężko, podniósł się z krzesła, przechadzając powoli w stronę okna. Przez moment wpatrywał się w jaśniejące już niebo. Tamamura nie mogła w to uwierzyć. Była przyzwyczajona do wyszukiwania dobroci, sposobu na nawrócenie kogoś na właściwą drogę. Tak, jak to robił Yoh. Był kompletnym przeciwieństwem innych, oni już zdążyli go skreślić. Szukali zła, a nie dobra. Oprócz niej. Czy ona jedyna wciąż wierzyła w Yoh? 

-Jak mogliście tak szybko go przekreślić? - pisnęła, nie spodziewając się, że zdobędzie się na odwagę. Ale tylko ona mogła coś zrobić. -Jeśli teraz go zostawicie... to na pewno stanie się drugim Hao.- powiedziała, patrząc przede wszystkim na Keiko, ale ta zacisnęła oczy i jedną z dłoni w pięść.

-Tamao, dusza Yoh to kawałek Hao. Yoh i Hao to jedna osoba. Nie możemy wykluczyć, że część osobowości Hao z tego wcielenia została w nim i to ona teraz nim kieruje. Musimy przygotować się na najgorsze.- westchnął, masując skroń palcami. Słońce powoli zaczęło pojawiać się za wzniesieniami, barwiąc niebo na ogniście czerwone barwy. Jego słowa wciąż nie przekonywały młodej uczennicy. Dziewczyna zdawała sobie jednak sprawę, że jest bezsilna i bała się podjąć jakiekolwiek kroki sama. Nie pozostało jej nic innego jak czekać na rozwój wydarzeń, może na powrót Kino, choć ta na pewno nie stanęłaby po jej stronie. 


Stara medium wróciła już następnego dnia, jednak atmosfera, która ją zastała, z niemała ją zaskoczyła. Nie potrzebowała oczu, by wyczuć nieobecność najważniejszej wśród nich osoby, a jednocześnie smutku, rozgoryczenia i wściekłości u pozostałych.

-Czy ktoś umarł?- spytała, gdy tylko przekroczyła próg jadalni, w której reszta próbowała konsumować posiłek. Próbowała, bo od wczoraj nie za bardzo to komukolwiek szło. Yohmei po krótce opowiedział małżonce, co zaszło podczas jej nieobecności. Jednocześnie, zapaliło się światło nadziei, że Kino przyniosła jakieś dobre wieści, na temat stanu Anny. Blondynka mogła być jedyną osobą, która dotarłaby do Yoh. W gruncie rzeczy Yoh na pewno poczuł się osamotniony, nic innego nie aktywowałoby Reishi, a kto jak nie Anna poradziłby sobie z tym lepiej. I z samym Yoh.

-A jakie wieści przynosisz ty, droga Kino?- spytał w końcu Yohmei. Staruszka westchnęła ciężko i zacisnęła obie dłonie na lasce. Zaistniała sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Jej reakcja szybko zgasiła ten mały płomyk nadziei, który dopiero co gdzieś tam się tlił. -Nie znalazłaś nic?-

-Znalazłam.- powiedziała chłodno. -Wiedziałam, że gdzieś już widziałam ten znak. Jednakże był on związany z praktykami, które, ze względu na ogromne straty wśród Itako zostały zakazane. Itako i tak sporo wycierpiały z rąk rządów japońskich, które nie za bardzo chciały kultywowania naszych tradycji, a to tylko przysporzyło dodatkowych strat.- zaczęła, wyciągając przed siebie czarno białe zdjęcie niewidomych kobiet w różnym wieku, wszystkie ze znakiem na czole, takim samym jak u Anny i nieprzytomne.

-W czasie II Wojny Światowej, wielu Japończyków zwracało się do Itako z prośbą o kontakt ze zmarłymi żołnierzami, lub rodzinami z Okinawy, lub Iwo-jimy. Zdarzało się jednak, że przychodzili ludzie, którzy po prostu nie otrzymywali wiadomości od bliskich i kłamali w sprawie ich śmierci. Czasami oczywiście był to przypadek. Rodzinie zgłaszano śmierć, a tak naprawdę dana osoba była jeńcem wojennym.- Kino przerwała na chwilę, by zaczerpnąć łyka zielonej herbaty, podanej przez Keiko, nikt jednak nie śmiał się w tym momencie odezwać. -Jeżeli Itako spróbowała wywołać ducha osoby żyjącej, mantra odbijała się i uderzała w medium klątwą. Karą za próbę rozdzielenia ciała od duszy. Uprzedzając wasze pytania, Hao odbierający duszę Yoh, mimo iż ten żył, to coś innego. Dusza Yoh jest częścią Hao. Tu mamy do czynienia z obcymi sobie duszami. Itako była w ten sposób karana za łamanie praw natury i mocy, którą otrzymujemy od kami. Efektem takiej klątwy była duchowa śpiączka, którą pieczętował znak na czole przeklętej.- Yohmei przeniósł wzrok na zdjęcie.

-Czy jest jakiś sposób na zdjęcie tej klątwy?- spytała Keiko.

-Tak. Jeden.- westchnęła głęboko staruszka. -Osoba, której dusza była wzywana, również nosi znak, ale na dłoni. Ta osoba musi osobiście i dobrowolnie zdjąć klątwę łącząc ze sobą oba znaki w akcie przebaczenia.- mruknęła, po chwili kontynuując. -To dlatego tak wiele nas przepadło. Najcięższe czasy przyszły po atakach na Hiroshimę i Nagasaki, ale w czasie nalotów dywanowych też nie było łatwo. Najmłodsze z nas trzymano z dala, by nikt nie mógł nas wykorzystać. Itako ubywało niczym mrówek po zatruciu ziemi. Dlatego zakazano udzielania pomocy tym, którzy szukali rodzin zamordowanych na wojnie, lub zabitych w atakach. Przez pewien czas całkowicie wstrzymano kontakty z zaświatami, by ludzie nie mogli nas okłamywać. Tłumaczyliśmy to obecnością wojsk amerykańskich, które nas kontrolowały. W istocie niezbyt ich to obchodziło, nie mieli zamiaru niszczyć naszej kultury. Jednak był to dobry argument.- 

-A więc wystarczy znaleźć tego, którego Anna próbowała wezwać!- zawołała Tamao, prostując się w  lekkim, znacznie przedwczesnym entuzjazmie.

-Tak? Zastanów się, Tamao...- warknęła kobieta, zaciskając palce mocniej na lasce, przysuwając ją bliżej swojego podbródka. -Anna korzystała z zaklęcia z księgi Hao, by stworzyć potężną barierę. Prawdopodobnie jej celem było zamknięcie w niej silnego ducha. Jak myślisz, kogo mogła próbować wezwać?- wysyczała. Yohmei gwałtownie pobladł, dłoń Keiko zatrzymała się z kubkiem w drodze do jej ust. 

-Chyba nie myślisz...- zaczął mężczyzna.

-On żyje. Choć ledwo.-  usłyszeli nagle znajomy, męski głos w wejściu do pomieszczenia.

-Mikihisa!- Keiko poderwała się z krzesła i rzuciła w ramiona męża. -Jak dobrze, że wróciłeś...- wymamrotała, wtulając się w jego ramiona.

-Jestem Keiko- powiedział cicho, przytulając ukochaną do siebie, po chwili położył dłonie na jej ramionach i odsunął delikatnie. -Gdzie jest Yoh?- spytał, a kobieta zacisnęła mocno usta, starając się od razu nie rozpłakać. 

-On... zniknął. Ja...- zaczęła.

-Wiecie, gdzie może być?- spytał towarzyszący Mikihisie Silva. Keiko przeniosła na niego wzrok z zamiarem odpowiedzi, lecz jej uwagę przyciągnął nie strażnik plemienia, a to, co znajdowało się na grzbiecie jego wilczego stróża . Leżał na brzuchu, głowa zwisała luźno, a przez środek twarzy przechodził zaschnięty ślad krwi, przykrywający potężną ranę, która prawdopodobnie sięgała również do torsu. Włosy miał posklejane i oblepione krwią, a peleryna była poszarpana i zaplamiona. Na zwisającej dłoni widniał znak, niczym wytatuowany, ten sam, co na czole Anny.

-Gdy Anna próbowała go wezwać, wyczuliśmy w pobliżu Patch Village jego energię. Chwilę później otrzymaliśmy też wiadomość od Yohmei. Znaleźliśmy go kilka kilometrów od wioski. Ledwo żyje, ale żyje. - wyjaśnił Mikihisa, widząc, że jego żona już dostrzegła bezwładne ciało.

-Hao....-


=======

A to było spodziewane? :) No i jest! Ostatnia część pierwszego sezonu! Mamy to! W starym anime jest ten urok, że jest bardzo otwarte zakończenie dzięki przerwaniu i można sobie kminić, co mogłoby być dalej, ale ostatni odcinek nowego nie zawiódł ani trochę. Od razu uprzedzam, że klątwa Itako jest całkowitym wymysłem (chyba XD) więc nie ma sensu jej szukać. 

Jeśli chodzi o kolejny sezon... Rozważam przeniesienie się na wattpada, tam chyba więcej osób by czytało i może komentowało, a nawet jeśli nie to i tak będę kontynuować bo pisanie tej historii sprawia mi ogromną przyjemność. I ogólnie pisanie. Jednocześnie dziękuję za wszystkie komentarze do tej pory! Jesteście super!

Swoją drogą, zachęcam do zakupu magazynu Torii, ostatnich dwóch numerów, znajdziecie tam moje artykuły m.in. w obu o Abe no Seimei'u, pierwowzorze Hao. 

Aomori, mam nadzieję, że nie złamałam Ci serducha przemianą Yoh! 

piątek, 29 kwietnia 2022

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Przebudzenie

 Amidamaru zmaterializował się obok Yoh niemal natychmiast. Nie było dobrze, nagła obecność Marco, który najwyraźniej skądś dowiedział się o naukach, które Asakura aktualnie pobierał, nie mogła zwiastować niczego dobrego. W dodatku Yoh był właściwie bezbronny. Nie wziął przecież ze sobą ani Harusame, ani Futunomitama no Tsurugi, a jego ciało wciąż było poważnie uszkodzone po poprzednich walkach.

-Dowiedzieliśmy się, że planujesz znów uczyć się ze zbiorów Hao. Przybyłem sprawdzić, czy to prawda.- mruknął Marco, palcem wskazującym poprawiając swoje okulary. 

-Nic wam do tego. To sprawa rodzinna, Marco. Hao odrodzi się za 500 lat, po kolejnym treningu w piekle, a wtedy może już być niepokonany. Muszę znaleźć inny sposób niż morderstwo. Wiem, że nie jesteś w stanie pojąć takiego rozumowania, ale miałem nadzieję, że po tym, jak zabiłem własnego brata, jesteście skłonni jednak zawierzyć mojej intuicji.- odparł Yoh niechętnie.

-Wciąż pozostajesz częścią jego duszy. Jeśli zanadto zbliżysz się do jego poglądów, staniesz się taki jak on. Będziesz kolejnym zagrożeniem, które trzeba będzie zlikwidować.- 

-Ja naprawdę uważam, że powinniście zacząć pilnować swojego własnego nosa, Marco. Hao jest moim bratem i zrobię wszystko, by oczyścić jego serce ze zła, które go opanowało. Nie uczę się z tych ksiąg jedynie jego technik, ale też o jego pierwszym wcieleniu, zanim oszalał. Był zupełnie inny i wierzę, że tamten Hao gdzieś jest. Zostanę Królem Szamanów i znajdę sposób na jego nienawiść, a za 500 lat upewnię się, że nie zrobi nic głupiego.- mówił Yoh pewnym i chłodnym tonem. Blondyn zmarszczył brwi na dźwięk jego słów.

-A więc nie mam wyboru. Muszę cię powstrzymać przed kontynuacją treningu.- tak jakby słowa młodego szamana po prostu wyleciały drugim uchem, Marco wyciągnął przed siebie pistolet.

Yoh nie miał zbyt dużego wyboru. Szybko połączył się w jedność z Amidamaru, by spróbować chociaż wykonać unik, gdy tylko pojawił się Michael. 

-Co robimy Yoh? Długo tak nie damy rady.- słyszał szatyn w swojej głowie.

-Nie wiem. Nie chcę go atakować używając mocy żywiołów, dopiero wtedy oszaleje.- odparł Yoh, odskakując i próbując kupić sobie czas, chowając się za Marco. Przecież duch stróż nie zaatakuje, gdy może zranić swojego szamana. Niestety, nie przewidział, że ten miał zupełnie inny plan i właśnie takiego ruchu od młodego Asakury oczekiwał. 

Niemalże natychmiast po lądowaniu na ziemi, Yoh usłyszał za sobą donośny wybuch, a ciemność nocy rozjaśnił błysk ognia. Jego oczy się rozszerzyły. Nie chciał się oglądać za siebie, nie chciał widzieć tego, co spodziewał się zobaczyć. Modlił się, by okazało się, że po drodze do domu zemdlał i był to jedynie zły sen.

-Problem załatwiony.- powiedział Marco i odsunął się z zamiarem odejścia. W posiadłości Asakurów zapaliły się światła. Yoh stał skamieniały, po chwili jednak odwrócił głowę. To, co zobaczył, wywołało w nim szał, a po chwili poczuł nagłą pustkę. Przysiągłby, że coś w jego duszy zaśmiało się złowieszczo. Jego serce i umysł zalał mrok. Patrzył na zawaloną świątynię Hao, Michael musiał wystrzelić i uderzyć w sam jej środek, stała w płomieniach pożerających jej ruiny od wewnątrz. A wejście było zawalone kamieniami. Amidamaru w jedności krzyczał, by Yoh po prostu wycofał ogień ze świątyni, ale szaman był na to głuchy. Marco po raz kolejny wykonał ruch, którego nie rozumiał, jednocześnie odbierając Yoh możliwość kontynuacji nauki, porozmawiania z jego przodkiem po raz ostatni, a potem może nawet i odrodzenia się wraz z bratem. Chciał zachować księgi i nauczać z nich rodzinę, by jego potomkowie nie popełniali tych samych błędów. Chęć zemsty zawładnęła Yoh, a chwilę później przerodziła się w coś zupełnie innego. Siłę i bezwględność.

Oczy Yoh zabarwiły się na czerwono, a drogę Marco zagrodziła nagle ściana ognia.

-Co?- nie zdążył się nawet odwrócić, gdy Yoh za nim już nie było, a chłopak wynurzył się z płomieni, które stworzył, wymierzając Włochowi potężny cios w brzuch. Gwałtowny podmuch wiatru, który temu towarzyszył, wyrzucił go na kilka metrów, w stronę płonącej świątyni. Blondyn uniósł się do siadu, a w jego oczach pojawiło się zaskoczenie. Po raz pierwszy widział Yoh w takim stanie. Na tle płomieni, które wyraźnie go słuchały, wyglądał zupełnie jak...

-Hao...- warknął, podnosząc swój pistolet ponownie, lecz zanim wykonał kolejny ruch z ziemi wyrosły grube pnącza, owijające się wokół jego ręki tak ciasno, że dłoń automatycznie się otworzyła, wypuszczając broń.

-Mój brat nie żyje.- warknął Yoh, zbliżając się powoli w stronę powalonego na ziemię blondyna. -I to wina was wszystkich. Mogłem go uratować, obudzić drzemiące w nim dobro. Wy wszyscy nie daliście mi wyboru. Gdybyście pozwolili mi działać bez wtrącania się, znalazłbym sposób. Zawsze znajdowałem. Chciałem to naprawić, by za 500 lat ludzkości nie spotkała katastrofa. Zawiodłem jego, zawiodłem całą ludzkość. Bo wy wszyscy musieliście się wtrącać. Jestem jego częścią, tylko ja mogłem to zrobić. Zabiłem go i skazałem ludzkość na zniszczenie po następnym Turnieju. Chciałem to naprawić, a ty wszystko zaprzepaściłeś. Po raz ostatni- mówił Yoh. Płomienie wypływające z wnętrza świątyni zmieniły kształt, tak jakby niczym tsunami otwierały się nad sylwetką leżącego Marco.

-Żałosne. (czyt. chitchina)- warknął szatyn, z zamiarem spalenia Marco żywcem, lecz zanim zdążył cokolwiek zrobić, coś uderzyło w niego z ogromną siłą. Jego ciałem cisnęło o drzewo, po którym osunął się na ziemię, a pierwsze, co przyciągnęło jego wzrok... to banda liściastych Shikigami. Chłopak zacisnął mocno pięści i zwrócił gniewny wzrok w stronę Yohmei, za którym stała przerażona Tamao i Keiko.

-Yoh! Co ty wyprawiasz?- wrzasnął jego dziadek. Marco w tym czasie zdążył się podnieść i niczym tchórz zbiec, korzystając ze skupienia uwagi Yoh na rodzinie.

"Nie poznaję go, to spojrzenie w jego oczach. Czyżby ojciec miał rację?" usłyszał z myśli matki. Lecz to nie był wiatr.

"Moja przepowiednia się sprawdziła. Yoh-sama, nie idź tą drogą." myśli Tamao dołączyły do tych Keiko, a chwilę później Yohmei. "Wiedziałem, że tak się stanie. Mówiłem, by to przerwać. Przecież nie zabiję własnego wnuka."

Yoh złapał się za głowę, gdy ich myśli zaczęły go zalewać. Więc to było Reishi? Ta moc, która nękała Annę i Hao?

-Dlaczego nie? Przecież już raz chciałeś mnie zabić?- warknął Yoh, trzymając się za skroń.

-Synku, co ci jest?- Keiko chciała zrobić w jego stronę krok, ale Yohmei zatrzymał ją laską. Wiedział, że Yoh odpowiadał na jego myśli, ale po trzymaniu się za głowę i bolesnym, zdezorientowany wyrazie domyślał się, że to nie moc wiatru umożliwiła ich poznanie.

-Nie podchodź do niego.-

-Bo co? Nie skrzywdziłbym własnej rodziny.- powiedział Yoh, podnosząc się z ziemi i patrząc na nich. Jednak jego oczy były zupełnie inne. Teraz wyglądał, jakby Hao ściął włosy. Wcześniej rozróżniał ich wyraz twarzy. Yoh, niemal zawsze pogodny, a oczy Hao błyszczały bezwzględnością. -Ah, nie. Przecież już to zrobiłem. Przez was.- warknął szatyn. Jego wzrok padł na płonącą świątynię.

-Teraz nic mnie tu nie trzyma.- warknął, patrząc na trójkę, która już nic dla niego nie znaczyła. Nawet matka. I zniknął.


Nie wiedział, kiedy nauczył się teleportacji, kiedy wszystkie żywioły zaczęły go słuchać i dlaczego. Nie obchodziło go to. Pojawienie się reishi miało sens, miał do tego "genetyczne" predyspozycje, a poza tym zdrada ze strony najbliższych i utrata Anny sprawiły, że czuł się samotny, jak nigdy wcześniej. Zmaterializował się w swoim pokoju. Spakował najważniejsze rzeczy, zabrał broń, ale przed opuszczeniem domu skierował się jeszcze w stronę pokoju Anny. Widząc ją nieprzytomną, gniew na chwilę ustąpił miejsca bezsilności.

-Kiedyś po ciebie wrócę. Znajdę sposób, żeby cię obudzić.- powiedział, nachylając się nad blondynką i składając na jej ustach krótki, czuły pocałunek. Chciał zostać z nią jeszcze trochę, ale nie mógł ryzykować powrotu rodziny. Spojrzał na nią po raz ostatni, nim znów zniknął. Nie wiedział jeszcze gdzie się udać, ale miał już pewne pomysły.

Amidamaru podążał za nim, obiecał wszak zawsze go chronić i być z nim na dobre i na złe. Jednakże nawet on nie poznawał swojego szamana. Nie wychylał się, pozostał niewidoczny, umieszczony w ihai, w kieszeni Yoh. Samuraj wiedział, że jego przyjaciel zbyt wiele w swoim życiu wycierpiał, zwłaszcza w ostatnich miesiącach i zawsze podziwiał go za jego spokój ducha i pozytywne nastawienie. Jednak najwyraźniej on miał swoje granice. W gruncie rzeczy Yoh miał do tego pełne prawo. Ufał, że szatyn znajdzie sposób, ale wiedział też, że po tym wszystkim, po tym, jak zdradzić musiał go przyjaciel, który wygadał X-laws o jego treningu, oraz po stopniowej niechęci rodziny, Yoh nie mógł ufać nikomu. 

========

No i jest! Nie jest to zbyt długa notka, ale mam nadzieję, że emocjonująca. Następna również zbyt długa nie będzie, więc postaram się ją dodać trochę szybciej, zwłaszcza, że zamknie ona pierwszy sezon tego opowiadania. Przyznam, że rozplanowując serię długo się zastanawiałam, czy taka zmiana w Yoh to dobry pomysł, ale ostatecznie zdecydowałam się tym kierować i myślę, że na tle całości będzie to ciekawy obrót wydarzeń. Ciekawi mnie czy się tego spodziewaliście?

Dziękuję za komentarze, co prawda jest ich niewiele, podobnie z wyświetleniami, co mnie trochę demotywuje i spowalnia. Ale cieszę się, że chociaż wy jesteście. 

sobota, 12 lutego 2022

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Wygrać ze śmiercią

 Yoh nie zważał na żadne rany, czy zmęczenie. Ile sił w nogach biegł do świątyni, a za nim Keiko, zaalarmowana przez Kino i Yohmei. Gdy młody szaman wpadł do środka, jego wzrok od razu spoczął na leżącej na podłodze, nieprzytomnej Annie. W mgnieniu oka znalazł się przy niej, kucając i opierając jej głowę na swoich kolanach, zauważając też otwartą ranę na jej nadgarstku.

-Co to jest?- spytał, patrząc na dziwny znak na jej czole, dopiero teraz podnosząc wzrok na dziadków, którzy stali obok.

-Anna próbowała rzucić jakieś zaklęcie. Z tej księgi.- odparł Yohmei, wskazując na Senjiryakketsu, która faktycznie nie leżała na swoim miejscu, ale była zamknięta. -Nie wiemy niestety jakie. Nie jesteśmy w stanie zbliżyć się do księgi.- dodał. Zanim Yoh zdążył się odezwać, zrobiła to Kino, która właśnie skończyła badać energię dziwnego pola w kształcie niewielkiego okręgu.

-Wygląda mi to na barierę, ale nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam, nie jestem w stanie powiedzieć, do czego służyła. - mruknęła, a następnie ukucnęła przy Annie po jej drugiej stronie i położyła palec na jej czole. Jej okulary skierowane były w ścianę, a pomimo to palec perfekcyjnie podążał śladami znaku. Kino zmarszczyła brwi.

-Co to jest, droga Kino?- spytał Yohmei, rozpoznając zaniepokojenie w wyrazie twarzy małżonki.

-Nie jestem pewna. Nigdy osobiście nie trafiłam na ten znak, ale chyba o nim słyszałam. Zanim jednak cokolwiek stwierdzę, muszę wrócić do Aomori. Porozmawiać z tamtejszymi Itako w okolicy Osorezan.- mówiąc to, położyła całą rękę na czole medium. - Jedno jest pewne, cokolwiek próbowała zrobić z tej księgi, zaatakowało ją. Żyje, ale najprawdopodobniej trafiła ją klątwa, albo jej własne zaklęcie. Pojadę do Aomori z samego rana. Cokolwiek się nie wydarzyło, dopóki ten znak widnieje na jej czole, nie obudzi się. - powiedziała. Yoh poderwał głowę gwałtownie, odrywając wzrok od nieprzytomnej blondynki, przenosząc go na babcię. Nieprzytomna? Dopóki ma ten znak? Poczuł, jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody, a pomimo iż na jego ramieniu spoczęła dłoń matki, nagle poczuł się całkowicie sam. Jedyna osoba, której mógł powierzyć wszystko, miała pozostać nieprzytomna na nie wiadomo ile.

-Zabierzmy ją do domu.- powiedziała Kino. Yoh już chciał ją podnieść, ale rana po wczorajszej walce zdecydowanie mu to uniemożliwiła. Syknął, nie będąc w stanie nawet na centymetr unieść medium. 

-Ja się tym zajmę.- mruknął Yohmei, a liściaste duszki skupiły się wokół Anny, po czym uniosły w powietrze. 


Tej nocy Yoh już nie zasnął. Siedział na fotelu przy łóżku Anny, z kolanami podkulonymi do siebie. Jego myśli krążyły wokół całego wydarzenia. Co Anna próbowała znaleźć w księdze, jakie zaklęcie próbowała rzucić i jak wyciągnąć ją z tego stanu. Wiedział też, że cała sytuacja na pewno jeszcze bardziej przekonała wszystkich o złu czyhającym w księgach. Nad ranem słyszał, jak przed swoim wyjazdem Kino powiedziała Yohmei, by nie pozwolił Yoh zbliżyć się do ksiąg i że może w nich czyhać jeszcze więcej zagrożeń. Miał czekać do jej powrotu. Oczywiście, że nie miał takiego zamiaru. Po dłuższym rozmyślaniu uznał, że odpowiedzi na pewno znajdzie albo w Senjiryakketsu lub Księdze Duszy. Zwłaszcza że doskonale już wiedział, co ma zrobić, by dostać pozwolenie na wejście do niej. Czekał jedynie aż zapadnie noc. I tak, Yohmei oczywiście spodziewał się, że młody szaman będzie próbował się wymknąć i pozostawił przy nim liściaste Shikigami. Najwyraźniej zapomniał jednak, że silny szaman był w stanie wpłynąć na istniejącego shikigami. Tak jak Anna zrobiła to z Zenki i Goki. Tak samo Yoh użył swojego furyoku, by liściaste potworki skupiły się nie na nim, a na dziadku i ostrzegły go, gdyby ten się obudził. Jednoczesnie nie niszczył ich by zaklęcie Yohmei całkowicie się nie odbiło powracając do niego. Yoh zabrał ze sobą oba miecze i przez okno wymknął się z posiadłości. Co nie było łatwe, ze względu na ranę w barku, ale jakoś się udało.

Do świątyni dotarł jakoś przed północą. Bariera, którą utworzyła Anna, wciąż błyszczała bladym, niebieskim światłem. Wyminął ją i podszedł do Księgi Duszy. Kilka minut później z portalu wyłoniła się Hel. 

-Tak szybko? Twoja rana jeszcze nie wygląda na zagojoną.- powiedziała, kościstą dłonią wskazując na zabandażowany bark.

-Nie będzie mi potrzebny.- odparł i wyciągnął Harusame, klękają na jedno kolano i opierając ostrze o posadzkę, pochylił głowę, stykając się czołem z rękojeścią.

-Przyjmij moje przeprosiny. Myśl, że mógłbym pokonać boginię śmierci, wprawioną w jej zadawanie sprawia, że czuję się zawstydzony. Powinienem wiedzieć, że nie da się pokonać jej pani. Nie zdziwiłbym się, gdyby pomimo moich refleksji zdecydowałabyś się jednak mnie zabić. Nie zasłużyłem na twoją łaskę, próbując cię zgładzić wbrew prawom natury.- powiedział ze słyszalnym w głosie wstydem.

-A więc już wiesz, o co chodziło.- powiedziała.

-Tak. Śmieszne, ponieważ podobny egzamin już przechodziłem. Przed ostateczną walką z bratem. Nie chodzi o walkę. Walka może prowadzić do zniszczenia i śmierci. Bogini, choć śmierci, choć córka boga oszustw, nie jest oszustem. Więc jeśli sam na śmierć się nie wystawię w bezsensownej walce, której wygrać nie mogę, to ona mnie nie dotknie.- odparł, wciąż trzymając pochyloną głowę.

-Wstań, Asakura.- ludzką dłonią pokierowała go do podniesienia się. - Masz rację. To właśnie było od ciebie oczekiwane. Czasem jedyny sposób, by wygrać ze śmiercią, to się na nią nie wystawiać. Masz moje pozwolenie na użycie Księgi. Wyczuwam w tobie obecność Asahy i wiem, że jesteś dobry. Wiem jednak, jaki on był wcześniej i jaki jest teraz. Twoje dobre serce wraz z rosnącą siłą stanie się pożywką dla demonów.- powiedziała.

-Czy możesz mi o nim opowiedzieć?- spytał, gdy jego serce wypełniło się nadzieją. Bogini westchnęła ciężko.

-Nie powinnam. Wiedz jedno. Ten, którego ty poznałeś, nie jest już tym, którego znałam ja. Jego serce sczerniało, zgniło pod wpływem zła ludzi na waszym świecie i wizją zniszczenia, do którego stopniowo ludzkość zmierza. Stworzyło demona z jego własnej duszy, tak potężnego, że nawet, a może tym bardziej, on sam nie mógł się przed nim chronić.- odparła, kierując się w stronę portalu.

-Gdyby jego dusza była całkowicie zepsuta, moja również by temu uległa.- odpowiedział Yoh, a bogini zatrzymała się o krok od wyjścia.

-I nikt nie powiedział, że tak nie będzie. Twoja dusza jest częścią Hao, może i należy do ciebie, ale jest jego bezpośrednim odłamem. Demon, którego ona stworzyła, jest również twoim demonem.- 

-Czy... czy Hao tam jest? Czy mogę z nim porozmawiać?- spytał Yoh wskazując dłoń na świat za portalem.

-Do piekła nie może wejść nikt żywy. Przykro mi.- odpowiedziała po krótkim śmiechu. - Powodzenia, młody Asakuro.- dodała, zanim zniknęła za zamykającym się portalem. Nie minęła chwila, a obok Yoh zmaterializował się Amidamaru.

-Nie wierzę, że wystarczyło odmówić walki. Tyle odniesionych ran na nic.- mruknął samuraj.

-E tam znowu na nic. Na pewno była to bardzo intensywna lekcja.- powiedział z szerokim uśmiechem, który jednak niemal od razu zniknął, gdy tylko dotarło do niego, iż może i dostał pozwolenie na użycie Księgi Duszy, ale Anna, która otwierała portale, była nieprzytomna. -Choć z drugiej strony, gdybym wcześniej się zorientował, nie odniósłbym tak poważnych obrażeń. Mogę się założyć, że Anna próbowała wezwać Hao, bym zaprzestał walk z Hel.- mruknął Yoh. Amidamaru spojrzał na niego zaskoczony. -Teraz rozumiem, czemu Anna została wtedy w świątyni po moim wyjściu z Księgi Wody. I do czego byli jej Zenki i Goki. Ta dwójka miała chronić Senjiryakketsu, siłą rzeczy zaklęcie odstraszające nie powinno stanowić dla nich przeszkody. W tej księdze musi coś być.- Yoh podszedł do wspomnianego tytułu i otworzył, kartkując ją. Po kilku minutach zatrzymał się i odwrócił z książką w rękach. - No i jest. Klatka duchowa. Pewnie planowała uwięzić w niej Hao, ale zaklęcie z jakiegoś powodu ją zaatakowało. Jednak nie ma tu nic na temat tego symbolu, który pojawił się na jej czole. Nie chce mi się wierzyć, że była za słaba.- mruknął, zamykając księgę i odkładając ją na miejsce.

-Co teraz, Yoh-dono?- spytał Amidamaru.

-Teraz wracamy do domu, zanim ktoś się obudzi. Wrócę tu w nocy. Babcia na pewno znajdzie sposób na wybudzenie Anny, a do tego czasu po prostu przeczytam Księgę Duszy.- mruknął Yoh, zabierając ze sobą swoją broń i kierując się w stronę wyjścia ze świątyni. Nie spieszył się, wciąż było ciemno, szanse, że ktoś się wybudzi były małe, ale sam też planował skorzystać z kilku godzin snu. Ulga, która przyszła wraz ze zdaniem próby Hel zdecydowanie mogła ułatwić młodemu szamanowi sen. 

-A więc to prawda, co mówiła najświętsza panienka i ten typ z dziwnym czubem. Trenujesz zakazane techniki.- odezwał się znajomy głos, gdy tylko Yoh opuścił świątynie Hao. Oczy szatyna rozszerzyły się i natychmiast zwrócił się w stronę, z której pochodził głos. Na jednej ze skał stał...

-Marco? Co ty tu robisz?- spytał Yoh, z jednej strony starając się brzmieć sympatycznie, przecież kiedy ostatnio się widzieli wszystko było między nim a X-laws w porządku. Z drugiej jednak, nagłe pojawienie się, dokładnie w tym miejscu, z takim powitaniem, zwiastowało potencjalne kłopoty.

======

Heja!! Dzisiaj mam ostatnie zaliczenia w tej sesji i pomiędzy egzaminami napisałam sobie notkę, próbując zabić czas przed filozofią i dla rozkręcenia kreatywnego myślenia, bo na pewno będzie potrzebne. Pozostały już tylko dwie notki do końca tego sezonu! Nie obiecuję, że napiszę ją w tym miesiącu, acz postaram się. Nie będzie mnie jednak w domu w następny i jeszcze następny weekend, a potem już mam kolejny semestr, więc też muszę japoński powtarzać. Stypendium jednak warto mieć XD Ale postaram się nie zostawić bloga na tak długo jak ostatnio, bo nie ukrywam strasznie się nakręcam na drugi "sezon". Możliwe, że w miedzy czasie wprowadzę jakieś poprawki, a po zakończeniu tej serii skupię się na Innej Drodze. Potem pewnie napiszę inną wersję tego opowiadania, ale już w oparciu o prawdzie onmyodo. Nie zmieszanie z potasowaniem z wersją angielską/polską, która zmieniła żywioły. Mogłabym to poprawiać w trakcie pisania, bo dość szybko się dowiedziałam, że zmienili te żywioły, ale szczerze mówiąc, czuję głęboką więź z powietrzem XD


niedziela, 9 stycznia 2022

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Rytuał

Yoh bardzo niechętnie wrócił do domu. Spodziewał się nieprzychylnych spojrzeń wywołanych przez obrażenia obniesione podczas walki. Dlatego też i żeby uniknąć kolejnych konfrontacji w sprawie słuszności podejmowanych przez niego działań, przemknął przez dom najszybciej jak tylko mógł, odmawiając tym samym wspólnej kolacji. Zmartwiło to oczywiście Keiko. Mama chłopca nie chciała, żeby ten czuł się osamotniony. Zebrała więc jedzenie na tacę oraz leki i bandaże i udała się do pokoju syna.

-Odpocznij. Musisz zregenerować siły na jutro.- powiedziała, gdy tylko skończyła opatrywać jego ranę.

-Dziękuję. Za wszystko.- powiedział Yoh uśmiechając się lekko, dając znak, że naprawdę docenia starania Keiko oraz fakt, że nie próbowała go odciągać od zamierzonego celu.

-To ja powinnam dziękować tobie, synu. Jesteś jedynym, które próbuje zachować się odpowiednio i nie daje sobie wmówić, że jest to złe. Próbujesz oczyścić rodzinę z grzechu popełnianego co 500 lat. Jestem z ciebie dumna. Ale proszę, uważaj.- powiedziała, jeszcze zanim opuściła pokój. Niewiele później, Yoh zasnął.


Następnego dnia, tak jak zaplanował, zabrał ze sobą Harusame. I tak jak się spodziewali z Amidamaru, Hel dopasowywała sposoby walki do poziomu szamana. Cokolwiek nie zrobił, bogini była w stanie odpierać ataki, a co gorsza, zaskakiwać kontratakami. Yoh z tej walki nie wyszedł bez kolejnych ran. Nie to jednak było najgorsze, a przynajmniej dla niego. Świątynia Hao również cierpiała na walce, dlatego też, niechętnie, bo niechętnie, poprosił Hel, by kolejne walki odbywały się w jej świecie. Bogini zgodziła się, więc następnego dnia Yoh musiał wkroczyć do świata bogini śmierci. Doświadczenie było niesamowicie podobne do tego, co odczuwał, gdy wszedł do Yomi, jednak tutaj działały wszystkie zmysły. W dodatku miał wrażenie, że korzystanie z mocy Amidamaru stało się znacznie bardziej wyczerpujące.

-Oczywiście, jesteś na pograniczu światów. Zbliżyłeś się do śmierci, zamiast się od niej oddalić- wyjaśniła Hel. Właściwie było to oczywiste. Utrudnił sobie zadanie, chcąc jedynie chronić świątynie. 


I to spotkanie nie przyniosło nic, oprócz kolejnych ran. Tym razem opatrywała je Anna. Asakura mógł być zmęczony, ale widział, że wyraz twarzy blondynki był kompletnie pusty, co oznaczało, że była zmartwiona.

-Pokonam ją.- powiedział w końcu, nie będąc w stanie znieść tej ciszy między nimi.

-Jak na razie, jedyny postęp, jaki widzę, to w rosnącej ilości ran.- mruknęła w odpowiedzi.

-Wiem, ale chyba wiem, co zrobić.- odparł, przyciągając tym samym spojrzenie dziewczyny. - Martwi nic nie czują, prawda? Nie czują wiatru, bólu, ognia, lodu. Opanowanie duszy ma połączyć wszystkie żywioły. Więc może, jako szaman, mając większą siłę duchową, będę w stanie użyć siły żywiołów przeciwko Hel. Ona zna walkę wręcz, ale może nie zna walki z użyciem czegoś bardziej nadnaturalnego.- wyjaśnił. Anna w tym czasie powróciła do bandażowania ręki.

-Czy Hao nie mówił przypadkiem, że nie będziesz potrzebował tych zdolności?- spytała w końcu.

-Wiele razy coś mówił, a później okazywało się podstępem.-

-Nie jestem pewna czy to podziała.- 

-Nie mam zbyt dużego wyboru. Nic do tej pory nie pomogło, a zostały mi już tylko dwie próby, zanim zostanę w jej świecie.- mruknął.

-Uważam, że twoje umiejętności w zupełności wystarczą, by opanować ostatni punkt, a następnie i samo Taizan Fukun No Sai. Yoh, dwie próby, ale ta druga oznacza śmierć.- mało delikatnie zacisnęła bandaż przed zaczepieniem go.

-Jakoś to będzie.- usłyszała jedynie. No tak, czego innego mogła się od niego spodziewać niż standardowej śpiewki. Nie było sposobu, żeby Yoh zmienił zdanie, musiała mieć nadzieję, że po prostu nie zginie. 


Następnego dnia, przed udaniem się do świątyni, Yoh zdecydował się na wycieczkę do wodospadu. Chciał tym samym otworzyć sobie drogę umysłu, by móc pokonać Hel z użyciem siły żywiołów. Uspokoił myśli i starał się nawiązać kontakt z żywiołami, wyczuć je, połączyć się z nimi. W głowie powtarzał przeróżne mantry, prosząc bóstwa żywiołów o wsparcie. Dopiero gdy jego myśli zamilkły i czuł obecność żywiołów, zdecydował się wrócić w końcu do świątyni. Hel pojawiła się niemal natychmiast po dotknięciu Księgi, zapraszając Yoh dłonią do przekroczenia progu jej świata. Niemal natychmiast Yoh podjął atak. Kontrolę Ducha wykonał w mgnieniu oka. Zamachnął się pomniejszonym mieczem, odwracając uwagę bogini. Gdy Hel z łatwością odparła atak, umysł Yoh sięgnął do mocy ziemi. Z podłoża nagle wystrzeliły pnącza obwijające się wokół kończyn bogini powstrzymując ją od ruchu. Pamiętając, jak podczas pierwszej walki Hel po prostu doczepiła sobie z powrotem rękę i nogę, Yoh zamachnął się rozcinając pół kobietę - pół szkielet na pół. W chwili zadania ciosu, przed oczami stanął mu jego brat. Mógłby przysiąc, że nawet usłyszał jego głos w głowie. To niemal natychmiast go zdekoncentrowało. 

-Hao...- Yoh szybko się odwrócił, rozglądając. Przez chwilę pomyślał, że skoro znajduje się na granicy jednej z bram do piekieł to może jego brat faktycznie gdzieś tam jest. Rozkojarzony zupełnie nie zauważył, gdy pnącza puściły, a bogini po prostu złożyła się z powrotem. Zanim się odwrócił, jej miecz rozciął skórę na jego plecach. Gdyby chciała, to właśnie podzieliłby los swojego brata. Yoh upadł na kolana, czując piekący ból przechodzący wzdłuż kręgosłupa i ciepłą krew spływającą po jego ciele. Szybko jednak poderwał się, czując poniekąd gniew za przerwanie jego desperackich prób użycia mocy powietrza, do odnalezienia brata w piekle. Jednak powietrze nie chciało go słuchać, a Hel w dodatku jeszcze wzbudziła w młodym szamanie ogromną desperację. Pnącza ponownie ją uchwyciły, a oczy Yoh zmieniły nieznacznie barwę na czerwoną. Ogień dosłownie wyrósł z ziemi, pokrywając ciało kobiety i nie opadł, dopóki ta całkowicie nie zniknęła. Asakura nawet nie zauważył, że przerwał swoją Kontrolę Ducha, a Amidamaru przygląda mu się z niepokojem. Yoh w tej chwili przypominał bardziej Hao niż samego siebie. Ogień zniknął. Wraz z nim bogini.

-To chyba koniec walki.- mruknął chłopak, ale nawet jego głos nie brzmiał jak zwykle. Nawet nie jak wtedy, gdy Yoh trawiła złość podczas walki z Faustem. Odwrócił się, kierując w stronę portalu, jednak nim się do niego zbliżył, poczuł, że jego nogi nie mogą oderwać się od ziemi. Schylił głowę i ku swojemu zdziwieniu i przerażeniu ujrzał dwie dłonie wyrastające z ziemi, jedna koścista, a druga ludzka. Pomieszczenie wypełnił donośny śmiech, a chwilę później ciało Yoh wyrzuciło w powietrze i cisnęło o kamienny stół.

-Głupi chłopcze, chyba zapomniałeś czego do tej pory miałeś się nauczyć. Wszystkie żywioły mają ścisłe powiązanie ze śmiercią. Każdy z nich może zabić. Ale żaden z nich przed nią nie uchroni. Śmierć jest częścią kręgu. Dusza jest jedyny co je kontroluje. Czyż nie po to jest Ci potrzebne opanowanie jej punktu? To ona pozwoli ci kontrolować resztę. Naprawdę myślałeś, że z użyciem żywiołów możesz ze mną wygrać?- ciało bogini powoli wyrosło z ziemi. Rzuciła się do przodu i zanim Yoh zdążył zareagować, jej miecz wbił się w jego ramię. Głośny krzyk bólu rozniósł się po mrocznym pomieszczeniu.

-Yoh-dono!- zawołał Amidamaru próbując rzucić się na ratunek, ale Hel wyciągnęła w jego stronę dłoń. Nieznana wcześniej samurajowi siła uniemożliwia mu jakikolwiek ruch. Kobieta ponownie zwróciła twarz w stronę szamana.

-Popełniłeś ogromny błąd, Asakura. Żywioły nie temu mają służyć. Nie możesz ich użyć do oszukania śmierci. Żywioły są częścią natury, tak samo i śmierć, i z natury śmierci nie można oszukać, można z nią jedynie współpracować. No, chyba że mówimy o rytuałach nieśmiertelności, ale one też wiążą się z pewną współpracą.- warknęła kobieta, choć w jej głosie słychać było pewne zadowolenie. Zarówno Yoh, jak i Amidamaru odebrali jej jako za satysfakcja ze zbliżającej się przegranej szamana. Kilka sekund zajęło chłopakowi przetrawienie treści jej wypowiedzi, a gdy już te informacje przeszły przez jego umysł, uniósł głowę i obolałym wzrokiem spojrzał na boginię.

-Współpraca...- mruknął cicho. Hel uśmiechnęła się lekko, choć ta jej koścista część twarzy nie mogła się uśmiechną to wyraźnie dostrzegł, że był to przebiegły uśmiech. Miecz wysunął się z jego ramienia, wywołując kolejne bolesne stęknięcie. 

-Możesz potrzebować kilku dni na uleczenie rany. Wracaj do siebie. - powiedziała i odsunęła się. Nim zdążył się odezwać, bogini machnęła ręką, a portal otwierający drogę do jego świata gwałtownie zbliżył się do chłopaka, przenosząc go z powrotem na teren świątyni.

-Współpraca...- mruknął Yoh, nim uśmiechnął się boleśnie i uderzył głową o ścianę budynku nim osunął się po nim bezsilnie, tracąc przytomność.

-Yoh-dono!- zawołał Amidamaru, ale szaman nie reagował. 


-Jesteś strasznie uparty, wiesz?- mruknęła Anna, gdy tylko Keiko i Kino opuściły sypialnie szamana, który do tej pory nie odzyskał przytomności. Na wieść od Amidamaru, Anna wysłała po chłopaka Zenki, by ten przyniósł jego ciało do domu i choć z początku wraz z Keiko same chciały zająć się szamanem, to nie obyło się bez pomocy Kino. Rana w ramieniu Yoh była dość głęboka i nie dałoby się go opatrzyć bez jej pomocy. Gdy w końcu Anna została w pomieszczeniu sama z szamanem, mogła w końcu zwolnić swoje emocje ze smyczy. Amidamaru również rozpłynął się w powietrzu dając jej chwilę samotności z narzeczonym.

-Nie odpuścisz, ja wiem. Nigdy nie byłeś dobry w odpuszczeniu, a gdy raz to zrobiłeś, okropnie pożałowałeś. Kolejna walka może cię zabić, ale... Może mogę jej zapobiec. Poprosiłeś mnie o to wcześniej, nie zamierzam w pełni spełnić twojej prośby, ale chociaż po części. Mam nadzieję, że gdy się obudzisz, nie będzie już potrzeby stawania do walki z Hel.- powiedziała Anna, nim podniosła się krzesła.

W drodze do świątyni Hao jej umysł zaprzątało wiele myśli. Kiedyś wielokrotnie mówiła, że nie pozwoli, by Yoh był słaby, chciała wzmocnić go na tyle na ile mogła, żeby uchronić go przed śmiercią w Walkach Szamańskich, a później w walce z Hao. Dziś, Yoh był prawdopodobnie jedną z najsilniejszych znanych jej istot, a jego plan był wielce ryzykowny. Nie chciała wymuszać na nim żadnej decyzji, nie tym razem. To była kwestia zbyt prywatna, by czegokolwiek mu zakazywać. Yoh jednak sam powiedział, że jest inny sposób.

W końcu dotarła do świątyni, a jej wzrok od razu skierował się na Senji Ryakketsu. Zgodnie z obietnicą Asahy strzegącego księgi, ta pozostała niechroniona przed nią i mogła jej dotknąć, otworzyć i zapoznać się z treścią. W końcu udało jej znaleźć upragniony rytuał. Klatka duchowa, zaklęcie stworzone przez Hao do ujarzmienia mocy potężnych duchów i demonów, by te pozostały w zasięgu przywołującego je medium i nie mogły wyrwać się na świat. To na pewno była technika, o której wspominał Asaha, gdy z nią rozmawiał. Anna zapoznała się z instrukcjami dotyczącymi wykonania odpowiedniej "klatki". Nie była ona zbyt... pozytywna jednak nie miała wyboru. Otworzyła jedną ze starych szuflad, gdzie według instrukcji miał być ukryty srebrny sztylet. Znalazła go bez najmniejszych trudności i choć leżał w skrytce przez tysiąc lat, wyglądał na nowy i wciąż był ostry. Blondynka stanęła na środku pomieszczenia i przyłożyła ostrze płaską stroną do wskazującego i środkowego palca, na wysokości ust, mrucząc cicho zaklęcie. Ostrze zajarzyło się na chwilę na jasnoniebiesko, by po chwili zgasnąć. Wtedy Anna przyłożyła je do nadgarstka i szybkim ruchem przeciągnęła. Zacisnęła mocno usta, tłumiąc jęk bólu, gdy ostrze rozcinało skórę, a następnie złożyła je na podłodze i rozpoczynając od prawej strony, zgodnie z ruchem wskazówek zegara rozpoczęła rysowanie własną krwią okręgu. Niezbyt dużego, wystarczającego na otoczenie osoby. Gdy tylko skończyła, usiadła w środku na kolanach i zmówiła kolejne zaklęcie. Okrąg zajarzył się tym samym światłem, którym wcześniej ostrze, ale tym razem nie zgasło. Gdy medium podniosła się z ziemi i wyszła z kręgu dostrzegła, że w powietrzu również unosiła się łuna, przypominająca kraty. Zgodnie z opisem, rytuał został wykonany poprawnie. Zdjęła więc korale i stanęła tuż za sztyletem.

"Jeden za ojca, a drugi za matkę. Trzeci za rodzeństwo. W ojczyźnie modlę się za dusze. Jeśli słyszycie moje wołanie, powstańcie! Usłyszcie moje korale i przybądźcie!"

Ogniki zaczęły pojawiać się wokół Anny i tworzyć kształt. Anna wsunęła rękę w barierę.

-Przybądź duchu Asakury Hao! Użyj mej mocy, by utworzyć postać i w zamknięciu pozostać!- jej głos odbił się echem w świątyni, a ogniki skumulowały się w duchowym więzieniu. Nagle zmieniły barwę na czarną niczym ropa i po ręce Anny wystrzeliły prosto w nią. Nie zdążyła nawet zauważyć co się stało. Niebieskawa bariera nie zniknęła, ale zmalała, natomiast światło wokół korali całkowicie się rozpłynęło, chwilę później na czole blondynki pojawił się znak przypominający kanji, jednak żaden z istniejących w Japonii. Znak mienił się na czarno. Anna była nieprzytomna.


-Anna...- Yoh obudził się nagle, niemal natychmiast podrywając się do siadu, co przypłacił ogromnym bólem.

-Yoh-dono!- Amidamaru pojawił się obok szamana natychmiast.

-Amidamaru, znajdź Annę.- wymamrotał szaman.

-Już to zrobiłem. Leży nieprzytomna w świątyni Hao.- 

=======

A jednak udało mi się dokończyć rozdział dzisiaj. No jakoś mnie wena naszła więc kasuję notkę organizacyjną i przenoszę informacje tutaj. Przepraszam was bardzo za taką długą nieobecność. Przyznam, że miałam zastój weny. Dodatkowo zostały tylko trzy rozdziały do końca pierwszego "sezonu" Demona. Później miałam w planach poprawić całość i zacząć tłumaczyć na angielski na wattpada. I chociaż nie mogę się doczekać drugiego sezonu, to bardzo mnie to spowalnia i za każdym razem, gdy znajduję czas żeby popisać, ostatecznie robię coś innego. A ostatnio to i czasu nawet nie miałam. Póki co, znów jestem w okresie przygotowań do sesji, w dodatku piszę artykuły dla Torii (możecie znaleźć mój pierwszy artykuł o Abe no Seimeiu w 51 numerze), także i to jest problemem. Dziś jakoś wyjątkowo napadło mnie żeby coś napisać. Nie wiem, kiedy będzie następna część, ale mam nadzieję, że niedługo. Możliwe jednak, że dopiero w lutym po sesji.