niedziela, 31 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Cmentarz

Tej nocy nie tylko Yoh nie mógł spać. Dwa pokoje dalej, pusty pozostawiając ten, który był przygotowany dla drugiego z bliźniaków, pewna blondynka również nie mogła zmrużyć oka. Siedziała na parapecie, z nogami zgiętymi lekko w kolanach, a delikatny wiatr lekko rozwiewał jej jasne włosy i choć było już późno, a temperatura nieco spadła, nie marzła. Można nawet rzec, że rześkie powietrze działało kojąco.

To nie tak, że Anna nigdy nie martwiła się o Yoh, jedynie inaczej to okazywała, a jej wiara w zdolności narzeczonego była silniejsza od strachu. A może po prostu nie umiała sobie wyobrazić, że któregoś dnia mógłby po prostu nie wrócić. Tak przynajmniej było przed informacją o istnieniu Hao. Wciąż jednak zachowywała spokój, aż do dnia sabotażu turnieju. Wiedziała, że Hao jest silniejszy, na własne oczy widziała zaciętą walkę, która miała miejsce po powrocie Yoh do życia. Może ze względu na poziom adrenaliny, tamto zamartwianie się było zupełnie inne niż to, co odczuwała teraz. Coś jej mówiło, że droga obrana przez Asakurę jest bardzo niebezpieczna, czuła, że coś złego czyha w nadchodzących dniach. Wiedziała jednak, że nie może nic zrobić. Słuchawkowy był zbyt uparty i nawet jeśli rozkazałaby mu zaprzestać czytania ksiąg Wielkiego, nie posłuchałby. Nie tym razem. Najprawdopodobniej wspomniałby o zaklęciu otaczającym Księgi, a że to ona otwiera portale do ich świata, to strach, który mają wywoływać wpływa i na nią. Właściwie, skąd miała wiedzieć, czy to rzeczywiście nie jest tym spowodowane? Skoro to nie ona wchodzi do świata Ksiąg, a jedynie umożliwia to Yoh, to może Księgi jedynie wywołują u niech silniejszy strach o chłopaka.

Niepokoiło ją kilka aspektów. Przede wszystkim próby, którym poddawany miał być chłopak. Pierwsza pozostawiła po sobie te straszne, głębokie i czarne zadrapania. Mogły doprowadzić do wykrwawienia się chłopaka, a pozostałe miały przecież być jeszcze bardziej niebezpieczne. Kolejną przyczyną zmartwień blondynki był wpływ zawartości na młodego Asakurę. Wciąż stała po jego stronie i chciała go wspierać, ale jej podejście nie różniło się wiele od podejścia Mikihisy. Już teraz widziała, że chłopak zaczął się zmieniać. Częściej był pogrążony we własnych przemyśleniach, nie jadł, wyraźnie się nie wysypiał, nie za bardzo chciał się dzielić swoimi przeżyciami czy myślami, nie wiedziała co siedzi w jego głowie, ale zaczynała się obawiać, że choć Hao został pokonany, to jego wspomnienie może trwale zmienić Yoh.

A zmiana w cichego chłopaka, żyjącego wyrzutami sumienia mogła się okazać lepszą wersją zmian, które mogły im grozić.

Wiedziała jednak, że najgorsze co mogą zrobić, to odsunąć się od Yoh. Musieli okazać mu wsparcie i zrozumienie.

Tej nocy, oboje prawie w ogóle nie spali, siedząc na parapetach ich własnych pokoi, wpatrując się w gwiazdy na niebie.


Niewyspana Anna to zła Anna. Yoh szybko to odczuł, gdy blondynka dwa razy ostrzej niż wczoraj przypomniała mu, że ma zakaz zbliżania się do świątyni Wielkiego w ciągu najbliższych 24 godzin. Oraz kiedy próbował nie zjeść całego śniadania. Grzecznie więc skończył poranny posiłek i obiecując kilka razy, a następnie akceptując obecność Shikigami dziadka, które miały pilnować dotrzymania obietnicy, wyszedł. Podczas wczorajszego spaceru z Anną, jego wzrok przykuła pewna brama i doskonale wiedział dokąd ona prowadzi. To też był jego cel. Przywitał się z trenującą Tamao, dopingując ją przez kilka minut, po czym skierował swoje kroki we właściwą stronę.

Stara brama zaskrzypiała, gdy Yoh powoli ją otworzył. Przed nim znajdował się piękny cmentarz. Był zupełnie inny niż te w Tokio. Miał w sobie coś, co pozwalało Yoh odczuć czas i historię tego miejsca. Porośnięte lekkim mchem kamienne schodki i starsze, wysokie nagrobki dawały mu niesamowity wygląd, od razu świadcząc, że pochowani na nim są wszyscy członkowie klanu Asakura. Yoh podniósł drewniane wiaderko i nalał do niego wody, a do kieszeni spodni schował gąbkę i szczotkę oraz zapałki, natomiast w drugiej dłoni trzymał świeczkę. Im głębiej się zapuszczał, tym starsze były groby. Patrzył na każde z imion, a nazwisko za każdym razem było takie samo. Asakura. Zatrzymał się przy imieniu, które ostatnio "obiło mu się o uszy". Yohken.

Zastanawiał się, jaki był i jakie miał podejście wobec Hao. Pewnie zupełnie inne niż on. Nie był jego bratem, nie dzielił z nim duszy, ba, wtedy nawet nie byli wtedy rodziną. To była reinkarnacja Hao, ale z plemienia Patch i siłą rzeczy było inaczej. Yoh powoli, lecz dokładnie zajął się oczyszczaniem grobu swojego poprzednika. Jak na coś, co stało tu 500 lat był naprawdę dobrze zachowany, najwyraźniej musiał być często odwiedzany. Nawet stała tu jeszcze dość świeża świeca, nie do końca wypalona. Przed Yoh wciąż była dość sporo część cmentarza, pnąca się w górę między drzewami. Postanowił w końcu zapalić świeczkę, która już stała na grobie, a sam szczyt polał wodą nabraną z drewnianego wiaderka. Dłonie złożył razem i zamknął oczy, przez kilka minut oddając się modlitwie.

Opuszczając grób Yohken'a, skierował się dalej, na wzgórze w głąb cmentarza. Im wyżej, tym starsze były nagrobki i coraz mniej zadbane, ale na pewno lepiej niż na publicznych miejscach pochówku. W końcu dotarł na sam szczyt. Gdyby szedł tędy rozmawiając z kimś, na pewno odebrałoby mu mowę. Okolica była tak bardzo zaniedbana, że miał wrażenie, że odkąd to miejsce powstało, nikt tu nie wchodził. Drzewa i krzewy rosły wszędzie, tworząc mały las na szczycie wzgórza. Szczerze mówiąc, z daleka patrząc na cmentarz, nawet nie wiedział, że wzgórze jest jego częścią. W gęstwinach wysokiej trawy widać było niewielkie kamienne bloki z symbolem gwiazdy i to właśnie one świadczyły o tym, że warto iść dalej, choć ścieżka była kompletnie zarośnięta i musiał uważać, żeby nie kopnąć w któryś z kamieni. W sandałach byłoby to bardzo bolesne przeżycie. Niewielka brama miała zawaloną górną część, a zaraz za nią stał kamień ze znakami kanji, który pewnie w ogóle by nie zrozumiał, nawet gdyby nie były wyblakłe i porośnięte mchem. Górna część kamienia również była pęknięta, a kawałek, który odpadł leżał kilka kroków dalej. Po lewej omszałe schodki kierowały na najwyższą i docelową część wzgórza.

Imię i nazwisko umiał odczytać. Więc jednak rodzina zajęła się odpowiednim pochówkiem pierwszego z Asakurów. Choć wyraźnie na nagrobku tkwiła też inkantacja, która najpewniej była złożona w celu utrzymania ducha Hao z dala od świata żywych zaraz po jego zamordowaniu. Obok zniszczonego, porośniętego mchem kamiennego grobu stała też sotoba, drewniana tabliczka z datami sprzed 500 lat. Zapewne postawiona przez Yohken'a. Yoh poczuł jak w gardle rośnie gula, a oczy zachodzą lekką mgłą. Zacisnął mocno usta w cienką linię i ostrożnie podszedł do tabliczki, klękając przy niej. Nie miał niestety nic, czym mógłby wyciąć na niej nowe daty. Obiecał sobie, że wróci następnego dnia.

Z jednej strony cieszył się, że tu przyszedł, a z drugiej, stojąc właściwie na grobie swojego przodka, który w trzecim życiu był jego bratem bliźniakiem, sprawiało, że teraz przechodził przez prawdziwą żałobę. Powoli, zabrał się za zbieranie gałęzi i zwiędłych liści z samego grobu.

-Amidamaru...?- zaczął Yoh, a stróż zmaterializował się obok niego.

-Nie wiem jak mam o to zapytać, przepraszam, jeśli przywołam jakieś przykre wspomnienia, ale... czy ktoś kiedyś przyszedł na twój grób?- spytał niepewnie. Samuraj odpowiedział dopiero po chwili milczenia.

-Większość czasu spędziłem uwięziony przez rodzinę Fudou, nawet jeśli ktoś przyszedł, nie było mnie wtedy na Strasznym Wzgórzu.- odpowiedział. Szaman kiwnął głową ze zrozumieniem. Samuraj przez chwilę wpatrywał się w niego, domyślając, co kryło się za tym pytaniem. -Wiem jednak, że duchy przodków słyszą modlitwy składane nad ich grobem. Nawet jeśli są w zaświatach.- dodał. Wyraźnie było to coś, co Yoh chciał usłyszeć.

Siedział tam już ponad godzinę, a grób nie wyglądał ani trochę lepiej. Gałęzie odrzucił na bok, planując wyniesienie ich w ciągu kilku dni, ale mech i bluszcz oraz wyrastająca spomiędzy kamieni trawa były bardzo upierdliwe. Końca jego pracy nie było widać. W pewnym momencie, gdy próbował wyrwać chwast z naprawdę głębokim korzeniem, poślizgnął się na mchu i upadł do tyłu obijając swoje cztery litery boleśnie o kamienną krawędź. Przelało to czarę tego, co już bardzo chciał zrobić. Przechylił się jedynie by usiąść na kolanach, a dłonie położył na udach, zaciśnięte w pięści.

-Wybacz mi, Hao, że nie uprzątnąłem twojego grobu przed modlitwą. Właściwie, nie jest to jedyna rzecz, którą chciałbym, żebyś mi wybaczył. Mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz jesteś, czekając na następny Turniej Szamanów, usłyszysz moją modlitwę.- Amidamaru zdematerializował się, chcąc dać Yoh pełną prywatność. -Tak bardzo żałuję... Rozumiem twoją niechęć do rodziny, przyznaję, że i ja ją odczuwam. Nie tylko do tych, sprzed tysiąca czy pięciuset lat. Gdybym wiedział wcześniej o twoim istnieniu, może... dałoby się to załatwić inaczej. Może... mógłbym cię uratować. Wiesz, kiedyś miałem przyjaciela, mój pierwszy duch stróż, Matamune, był nekomatą. Właściwie, pewnie go znasz, miał ponad tysiąc lat. On też... kogoś kiedyś zawiódł i do końca tego żałował. Dlatego poświęcił się, żebym mógł uratować Annę. Ona mu przypominała osobę, którą stracił i przez tysiąc lat żył wyrzutami sumienia. Teraz rozumiem jego ból, o którym mi opowiadał, zanim wykonałem na nim Hyoi Gattai. Tak jak o tym myślę, to zastanawiam się, czy nie mówił czasem o tobie. Gdybym tylko miał taką samą okazję na ocalenie cię, jaką miałem z Anną. Przysięgam, że zrobiłbym wszystko.- po policzkach zaczęły ciec słone łzy, które skapywały na mech przed nim. Yoh potrzebował kilku minut, by znów móc mówić. -Przepraszam cię, Hao. Nie wiem, dlaczego nie próbowałem tego zrobić inaczej, a przecież dawałeś mi szansę. Może gdybym do ciebie dołączył i spędził z tobą trochę czasu, udałoby się nam wspólnie odnaleźć lepszą drogę. Boję się myśleć, że może ty specjalnie rozdzieliłeś swoją duszę na dwie części, bo nie chciałeś być sam, a ja... Zamiast pokazać ci, że nie musisz i wspólnie z tobą znaleźć sposób na ocalenie planety.... Poszedłem za tym, co mówiła rodzina. Tak naprawdę wbrew sobie. Hao, nie wiem, czy czujesz, kiedy otwieram twoje dawne księgi, ale... Przysięgam, że nie zostawię tego tak. Nie... Nie oczekuję wybaczenia, tego, co zrobiłem chyba nie da się wybaczyć. - jego głos drżał, gdy to mówił. Bardzo chciał wierzyć, że tak będzie, ale wiedział, że w oczach starszego nie zasługiwał.

-Przysięgam ci, Hao, zostanę Królem Szamanów i spełnię twoje marzenie, ale po swojemu. Naprawię tę planetę, przypomnę ludziom co naprawdę się liczy i czym jest ta planeta. Znajdę sposób. Musi jakiś być. Musi się udać. Nie odpuszczę, nigdy. Kto wie, może uda mi się powtórzyć twoje osiągnięcie. Opanować wszystkie punkty Wuxing i odrodzić się razem z tobą, a wtedy dać ci to, czego nie miałeś przez ostatnie trzy życia, podczas gdy planeta będzie przeze mnie naprawiona. Obiecuję, że to zrobię, obiecuję.- powtarzał, jednocześnie motywując samego siebie.

-Przeszedłem już przez Senji Ryakketsu* i Księgę Ziemi. Zostały jeszcze cztery. Wiem, że będą trudniejsze, ale ja się nie poddam, słyszysz? Przejdę wszystkie próby. Poznam cię lepiej, Asaho, od innej strony niż wszyscy. Nie zostawię cię tak.- zatracony w monologu, osłabiony przez płacz, ale też przeżycia z ostatnich dni sprawiły, że Yoh musiał podeprzeć się dłońmi o ziemię.

-Twój grób jest taki zaniedbany. To cud, że ktoś w ogóle pomyślał, by go postawić, ale nikt najwyraźniej nie palił się do dbania o niego. Wiem, mają swoje powody, ale... Tak nie powinno być.- Yoh pochylił się i oparł przed ramionami o pokrywę grobu, chowając w nich swoją twarz. Jego łzy spływały na mech. Minęło chyba pół godziny, nim Yoh się uspokoił.

-Przepraszam, jeśli naprawdę mnie słyszysz, musisz uważać mnie za słabego i żałosnego.- powiedział i zaśmiał się cicho. -Chitchi na**- mruknął, cytując często określenie padające z ust Hao. Podniósł głowę i otarł twarz bandażem na dłoni, wciąż chroniącym jego poparzenia. Gdy otworzył oczy... widok zaparł mu dech w piersi.

Trawa, liście i chwasty zniknęły. Sam nagrobek był jedynie poszarzały, a bluszcz piął się po nim i delikatnie owijał go, ale w zupełnie inny sposób, jakby był specjalnie ułożony by obejmował kamień niczym ozdoba, nie jak coś, co nie powinno tu rosnąć, natomiast płyta nagrobka pokrywa była równomiernym mchem, tworząc piękny, zielony całun. Jedynie u podstawy kamienia było puste miejsce na świecę. Oniemiały szatyn spojrzał na swoje dłonie, a później znów na oczyszczony i ozdobiony darami ziemi grób.

-Ja to zrobiłem?- wymamrotał, a zaraz uśmiechnął się szeroko. Oczywiście nie oznaczało to, że ziemia już postanowiła się mu podporządkować w pełni, ale przynajmniej teraz otrzymał odrobinę zaufania. Poderwał się z miejsca i trzymając w dłoni gąbkę zająć się oczyszczaniem samego kamienia nagrobka z resztek brudu, a następnie polał jego szczyt. Podniósł z ziemi świecę, którą przyniósł i zapalił ją zapałką, stawiając ją na czystym od mchu miejscu.

Zostało jeszcze jedno. Nie był pewien czy to zadziała. W niektórych wierzeniach dotyczących pięciu żywiołów drewno było oddzielnym elementem. Jednak Wuxing nie brał go pod uwagę, a najbliżej mu było mimo wszystko do ziemi. Podszedł do drewnianej tabliczki i zamknął oczy, palcem rysując nowe znaki, tym razem oczyszczając myśli ze wszystkiego, prócz treści, którą zapisywał palcem na drewnie i wierze w moc żywiołu.

Gdy otworzył oczy ujrzał to, co chciał, wycięty w drewnie napis.

"Mojemu bratu. 12.05.1985 - 20.06.2000***"

Yoh podniósł się z zadowolonym z siebie uśmiechem, dziękując opiekunom ziemi za ich zaufanie i pozwolenie na użycie mocy na takim poziomie, nie był pewien na jak dużo mu pozwolili i postanowił, że zapyta o to przy okazji następnej wizyty w kolejnej księdze. Gdy się odwrócił, obok niego znów był Amidamaru. Patrzył na słuchawkowego z nieukrywaną dumą. Był dumny z tego, jak Yoh się rozwijał jako szaman. Białowłosy przeniósł wzrok na grób, a w jego głowie pojawiła się myśl, że w gruncie rzeczy ma Hao za co dziękować. To on rozpoczął historię rodu Asakura, a Yoh szedł coraz dalej dzięki motywacji, jaką wzbudziła chęć odpłacenia się bratu za zło wyrządzone przez poprzednich członków rodziny. Zamknął oczy i pochylił nisko głowę, tym samym okazując pierwszemu Asakurze szacunek.

-Dziękuję, Amidamaru.- powiedział Yoh kilka minut później, gdy kierowali się do wyjścia z cmentarza.

-Zdążyłem się już przekonać, że twoja intuicja jest niepowtarzalna. Myślę, że Hao słyszał twoją modlitwę. Będę ci towarzyszył na drodze do zostania Królem Szamanów i wspierał twoją misję z opanowaniem Wuxing.- odpowiedział duch.

-Skoro o tym mowa...- Yoh wyrzucił gałęzie, które wcześnie odłożył na bok do kontenera, a kierując się w stronę domu, podrapał się niepewnie po karku. -Czy jeśli uda mi się odrodzić za 500 lat, mogę liczyć na twoją obecność? Może mógłbym cię po prostu zabrać tak, jak Hao zabrał z powrotem Ducha Ognia.- zaśmiał się Yoh.

-Czułbym się urażony, gdybyś mi tego nie zaproponował, Yoh-dono.- odpowiedział z rozbawieniem samuraj, po czym oboje wybuchli śmiechem.


Reszta dnia minęła Yoh znacznie lepiej niż poprzednie dni. Wszyscy dostrzegli tę nagłą zmianę w zachowaniu szatyna, nieschodzący z twarzy uśmiech, typowe dla niego poczucie humoru i pozytywne nastawienie. Trzeba przyznać, że nawet Yohmei odetchnął z ulgą. Mieli nadzieję, że ten nastrój utrzyma się dłużej i starali się nie myśleć o powrocie do Ksiąg wraz z następnym dniem.



*Senji Ryakketsu - zmieniłam nazwę Księgi Szamanów, którą Yoh czytał w notce "Księga Szamanów", wyjaśnię dlaczego poniżej.
** Chitchi na - czasami zapisywane jako "Chicci na". To znane "So tiny/small/pathetic". Hao wypowiada to zarówno w mandze jak i japońskim anime (pokonując ostatniego z Wodzów, przerywając atak Yohmei po narodzinach, w stronę młodego Lyserga po zamordowaniu jego rodziców, w trakcie swojej pierwszej walki w II Rundzie Turnieju, chwytają Jeanne pod Bramą Babilonu i walcząc z Mikihisą.)
*** data śmierci Hao jest przeze mnie wymyślona. Akcja Turnieju ma miejsce w 2000 roku wypchnęłam to więc tak, jakby szamani wyruszyli do Patch pod koniec marca, w kwietniu przeszli przez pustynię, a w maju i czerwcu trwała II Runda.

======================

Witam po tygodniu! Ah, jak mi brakowało pisania! Ale miałam zajęcie, kupiłam książkę o Yokai i przez cały tydzień się w nią zaczytuję. Przyznam, że nie miałam pojęcia, że postać Hao jest wzorowana na postaci historycznej, wokół której krążą legendy. Abe no Seimei jest naprawdę fascynującą postacią, ale powiem wam, że brak świadomości wcześniej i odkrycie tego wraz z poznaniem tej postaci w książce było bardzo fajnym przeżyciem. Kiedy czytałam, w jakich czasach żył, potężny onmyouji zgłębiający tajemnice filozofii Wuxing i moje pierwsze "heh, normalnie jak Hao", później informacje o symbolach gwiazdy, Shikigami, które według legendy posiadał, informacje o matce, która była ocalonym lisem, co łączy się z nazywaniem Asanohy "demon fox", ale jak dotarłam do informacji, że przed staniem się onmyouji nazywał się Douji, czyli tak jak Hao, to już nie wytrzymałam. Po głośnym przekleństwie upewniłam się i rzeczywiście, Hao jest wzorowany na Abe no Seimei. Mało tego, Seimei stworzył albo brał udział w powstaniu księgi Senji Ryakketsu. Tytuł bardzo bardzo podobny to Cho-Senjiryakketsu, prawda? Stąd ta powyższa zmiana, wiem, że nie powinnam jej wprowadzać w trakcie opowiadania, ale nie mogłam się powstrzymać.

Polecam tą książkę, jak wpiszecie "Yokai" na empik.com to będzie, tak samo o Yurei, za którą się jeszcze nie zabrałam. Możliwe, że będę lekko opóźniać opowiadanie ze względu na nowe informacje z książek, które mogą mi się przydać, ale tylko możliwe, za bardzo lubię tą historię, więc pewnie znajdę sposób albo będę wrzucać one-shoty jeżeli będę potrzebować chwili na zapoznanie z książkami.

Widzę też, że trochę osób czyta moje opowiadanie, a przynajmniej ostatnia notka miała 22 wyświetlenia. Nie zmuszam oczywiście, ale byłoby mi miło przeczytać kolejne komentarze! To tylko takie tam marzenie, same wyświetlenia też mnie cieszą, więc drogi czytelniku, nie czuj się jakoś bardzo zobowiązany, to po prostu miłe przeczytać komentarz :D

Jednocześnie dziękuję Aomori i Villemo za komentarze! <3

Do zobaczenia za tydzień!

niedziela, 24 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Księga Ziemi

Gdy tylko Yoh przeszedł przez portal, odetchnął z ulgą. Gdyby Anna zauważyła jego rany, na pewno nie pozwoliłaby mu jeszcze dzisiaj wejść do świata tej Księgi. Poza tym musiałby się tłumaczyć i opowiadać o przeżyciach z ostatnich dwóch dni i jej i rodzinie, a tego chciał uniknąć. Na razie. To znaczy, wiedział, że i tak musi to zrobić, ale w tym przypadku wolał później niż wcześniej. Chociaż fakt, że Anna zauważyła rany, gdy wbiegał do portalu oznaczał, że będzie na niego podwójnie zła.

-Niczego się nie nauczysz, jeśli twoje myśli będą zupełnie gdzie indziej, niż tu.- przed nim pojawiła się sylwetka jego przodka i choć słuchawkowy był obolały i zmęczony, a przed nim było jedynie wspomnienie zamknięte w księdze, uśmiechnął się szeroko.

-Przepraszam, już się skupiam.- odpowiedział, a mężczyzna zlustrował go wzrokiem.

-Widzę, że Aker dał ci dużą lekcję. Zastanawia mnie czy ją zrozumiałeś.- słysząc imię bożka, krótkowłosy spojrzał na swoje ramię. Odkąd próba zakończyła się powodzeniem, rany przynajmniej przestały krwawić. -To dobrze, że wszedłeś tu od razu. Widzisz, Yoh, może ci się wydawać, że to był test na wytrzymałość albo coś, co miało cię odstraszyć. Nie każdy przeszedłby ten test. Nawet używając furyoku nie dałbyś rady, gdyby nie cały zestaw pewnych umiejętności.- wyjaśnił duch, a sceneria zmieniła się. Oboje stali na czarnej niczym węgiel ziemi.

-Strażnikiem Księgi Szamanów były Shikigami...- zaczął Yoh, poniekąd kłamiąc, ale nie był pewien czy powinien wchodzić w dyskusję z Asahą na temat powstania nowej księgi. -Dlaczego tutaj zdecydowałeś się na starożytnego boga?- spytał, a na twarzy mężczyzny pojawił się delikatny uśmiech.

-Zadając to pytanie, poniekąd widzisz już pewną zależność. To proste. Shikigami kontrolowane przez szamana, itako czy onmyouji nie mają własnej woli. Zwykłe duchy postawione w roli strażnika również potrafią głównie walczyć. Duch klasy boskiej potrafi spojrzeć w głąb twojej duszy i serca. Podczas gdy ty jesteś poddawany okrutnym próbom, one widzą czy w ogóle możesz posiąść taką moc. Musisz mieć serce wypełnione zrozumieniem, miłością do natury i determinacją by ta pozwoliła ci się do siebie zbliżyć. Jeżeli potrzebujesz tej mocy tylko po to, by zdobyć potęgę i położyć każdego innego szamana, który stanie na twej drodze, bogowie żywiołu nigdy nie dadzą ci szansy na zbliżenie się do punktu Wuxing.- wyjaśnił mężczyzna.

-Ziemia jest najważniejsza. Tylko ona łączy w sobie wszystkie punkty. Ogień jest w stanie istnieć bez wody, woda bez ognia, powietrze też sobie bez niego poradzi, choć ono jest potrzebne by płomień mógł się palić. A ziemia... Ziemia to nie tylko grunt, na którym rośnie trawa, piach tworzący wydmy i pustynie czy roślinność. To również góry, jaskinie w nich powstałe i magiczne piękno w nich skryte, to również skały i różne ich odmiany, dno oceanów i innych zbiorników. To wszystko, co tworzy wierzchnią warstwę naszej planety.- podczas gdy Asaha mówił, wszystko, co opisywał pojawiało się wokół nich. -Gdyby nie ziemia, woda nie miałyby gdzie się gromadzić, gdyby nie ruchy tektoniczne nie istniałyby rowy ani góry, gdyby nie roślinność nie byłoby tlenu w powietrzu, ale też ogień na naszej planecie nie miałby się jak rozprzestrzeniać. Symbolizuje spokój i harmonię. Potrafi być dobra, jak i okrutna. Wszystko od niej się zaczyna.... i na niej kończy.- przed nimi pojawiło się leżące na ziemi ciało starca, Yoh cofnął się lekko, gdy w ciągu kilku sekund na nim zaprezentowany został rozkład ludzkiego ciała, a po chwili został po nim tylko pył.

-Wszyscy jesteśmy połączeni w wielkim kręgu życia.- mruknął do siebie Yoh, w formie raczej cichego komentarza, bo nie byłby sobą, gdyby nie powiedział czegoś tak błahego, jak cytat z "Króla Lwa".

-Mądre słowa, Yoh.- odpowiedział duch, który oczywiście bajki znać nie mógł i Yoh musiał naprawdę mocno ugryźć wewnętrzną stronę policzków, by się nie roześmiać. Choć przodek słyszał jego myśli, nie skomentował tego, a kontynuował wypowiedź.

-Gdybyś tego nie rozumiał, nawet z tą ilością furyoku, które zgromadziłeś po wizycie w Księdze Szamanów, nie rozdzieliłbyś ludzkich prochów od zwykłego, egipskiego piachu. Aker musiał ci na to pozwolić, inaczej ziemia by cię nie posłuchała. Bóstwa ziemi, jak i każdego innego żywiołu muszą dopuścić cię do tej wiedzy, musisz okazać im szacunek i dobroć, by wiedziały, że nie wykorzystasz tej wiedzy wbrew naturze. Byś nie spowodował trzęsień ziemi, które unicestwią twych wrogów. Te moce, mają służyć jedynie dobru planety.-

-A jeżeli w grę wchodzi zniszczenie ludzi?- spytał niepewnie Yoh, a Wielki spojrzał na niego, przez chwilę mrożąc go wzrokiem.

-To zależy czy potrafią żyć w symbiozie z naturą, czy są jedynie jej szkodnikami.- odparł w końcu. Yoh przyglądał mu się równie uważnie, co on jemu. -Jestem wspomnieniem. Nie umiem odpowiedzieć na dręczące cię pytania, co mną kierowało później. Wiem jedno, gdy powstałem, nie planowałem zagłady. Co stało się później, musisz odkryć sam.-

-Musisz czytać mi w myślach?- mruknął z niezadowoleniem słuchawkowy.

-Nie mam wyboru. Nie panuję nad tą zdolnością. Stała się częścią mnie jak jeden ze zmysłów. Nawet jeśli zasłonisz uszy, niektóre dźwięki i tak do ciebie dotrą. Zamykając oczy w dzień, światło i tak dotrze przez powieki, tak wybudza nas słońce. Wyczuwam w tobie ogromny żal i wyrzuty sumienia, ale kimkolwiek nie stałem się w swojej przyszłości, myślę, że docenię to, co próbujesz zrobić. A teraz wróćmy do lekcji.- Wielki ruszył przed siebie, a Yoh szedł obok niego.

-Każdy z żywiołów jest inny, reprezentują go inne cechy i uczucia, nie zdobędziesz ich siłą. Możesz być najpotężniejszym z szamanów, ale żywioły nie pozwolą się opanować, jeśli nie udowodnisz ich opiekunom, że jesteś ich wart. A że każdy jest inny, to każdemu musisz udowodnić to w inny sposób. Próba, której poddała cię Księga miała za zadanie zwrócić uwagę bóstw ziemi. To oni zdecydują czy możesz posiąść tę zdolność, jeśli będziesz wytrwale ćwiczył swój kontakt z żywiołem. Czy wiesz ,dlaczego wykonaniu próby towarzyszyła ci melancholia?- Asaha ukucnął i położył dłoń na ziemi, po chwili jego dłoń owinął bluszcz.

-Determinacja. Melancholia miała sprawić bym stracił wiarę w siebie, poddał się i odpuścił.-

-Zgadza się. Jak mówiłem, ziemia symbolizuje spokój i harmonię, jeżeli uległbyś smutkowi na tyle, by się poddać, choć twoje ciało pokrywały bolesne rany, to nie jesteś godzien. Aker umożliwił twojemu furyoku rozdzielenie, bo dostrzegł twoją wartość. Te próby nie mają sprawdzić twojej siły jako szaman, a siłę twojego ducha i serca.-

-Dlaczego duch pieczęci powiedział, że ziemia jest najprostszym i najsłabszym z żywiołów?-

-Gdy powstawały Księgi nie miało być żadnej pieczęci. Aker również nie miał być tak brutalny, a księgi nie chroniło żadne zaklęcie. Jednak, gdybym to ja sam przyprowadził cię do ksiąg, również tak bym powiedział. Słysząc, że jest proste i słabe, przywiązujesz najmniejszą uwagę. Czyli podchodzisz do czegoś z najmniejszym poziomem determinacji. Bo przecież miało być proste. To prawda, że Księga Ziemi nie zabiłaby cię tak łatwo. Są różne rodzaje determinacji. Możesz czegoś chcieć, bo chcesz pomóc i masz dobre serce, a możesz czegoś chcieć, by wszystko unicestwić. W tym drugim przypadku, bóstwo ziemi nigdy nie dopuściłoby cię do Księgi, a ty wykrwawiłbyś się od poniesionych ran.-

-Czy żywioły wciąż mogą być posłuszne, nawet jeśli robisz z mocy zły użytek?-

-Tak. Nie rozdrabniając się na bogów przeróżnych wierzeń, żywioł musi ci zaufać, poznać cię i twoje zamiary, stopniowo widzieć jak rozwijasz swoje zdolności, czym się kierujesz i jakie podejmujesz następne kroki. Gdy już ci zaufa, pozwoli się opanować i nie może ci już tego odebrać. Jeżeli w trakcie opanowywania żywiołu zaczniesz przejawiać negatywne ich zdaniem cechy, żywioł nie dopuści cię do wiedzy. Jednak raz dane nie może zostać odebrane. A poza tym, znów myślisz o ludzkości. A musisz wiedzieć, że natura bardzo cierpiała już za moich czasów.-

Yoh pokiwał głową i ponownie spojrzał na swojego przodka.

-Pewnie mi nie powiesz, czego spodziewać się w pozostałych Księgach?- zapytał z niewinnym uśmiechem.

-Nie. Nie tylko dlatego, że musisz to sam przejść, ale też dlatego, że nie wiem jak zostało to wszystko zmienione później. Każda z następnych Ksiąg będzie wystawiać cię na ponowne próby, nie ma sensu używać furyoku zbyt wcześnie, niektóre w ogóle go nie wymagają, a inne potrzebują zdolności nabytych z poprzednich.- wyjaśnił, stając teraz przodem do Yoh. -Przekazałem ci wszystko, co powinieneś wiedzieć o ziemi, dalej musisz już iść sam, w swoim świecie. Pamiętaj, czego się nauczyłeś i staraj się współpracować z tym żywiołem, do zobaczenia w następnej księdze, Yoh.-

-Tak, do zobaczenia, Asaha-sama.- odpowiedział szatyn, a po chwili portal wyciągnął go ze świata Księgi.

I natychmiast położył go silny cios pięścią w twarz.

-Do domu! Natychmiast!- warknęła Anna, wciąż ogromnie wściekła na chłopaka za tak, według niej, nieodpowiednie zachowanie. Yoh nawet nie próbował pyskować, tylko w ciszy szedł za nią.


-Ała...- jęknął, prostując się gwałtownie. Szatyn siedział na krześle w samych krótkich spodenkach, jego kostium był w praniu, a on opierał się na łokciach o oparcie, podczas gdy Anna przemywała jego rany leczniczym naparem odkażającym i przyspieszającym gojenie, przygotowanym przez Kino. Keiko sama chciała się tym zająć, ale po chwili stwierdziła, że lepiej będzie, jeśli przygotuje rodzinny obiad. Jej syn był teraz pod dobrą opieką.

-Dobrze ci tak.- mruknęła dziewczyna, bezlitośnie przemywając kolejne zadrapania. Chłopak zdążył już opowiedzieć wszystko, czego dowiedział się wczoraj o samym Hao, a także skąd wzięły się zadrapania. Uznał jednak, że nie będzie zdradzał sekretów żywiołów, które nie bez powodu były zamknięte w Księgach, poza tym, mimo wszystko czuł rosnące w nim pokłady furyoku. To było jednym, ale i tak nie mógł go użyć na żywiołach, jeśli te nie wyrażały na to zgody. Na pytanie, dlaczego ręcznie oddzielał proch od piachu wzruszył ramionami.

-To nie był test umiejętności szamańskich. Zresztą, gdy szukaliśmy ryżu, to działało zupełnie inaczej. Furyoku zostało skupione na znalezieniu ziarenka, a tu chodziło o coś więcej.- odpowiedział. Na szczęście zarówno Keiko, jak i Anna zrozumiały, że Yoh po prostu nie może powiedzieć więcej.

-Gdzie tata?- spytał w końcu Yoh, zauważając, że tylko jego nie widział w drodze powrotnej.

-Musiał wyjechać.- odpowiedziała krótko jego matka. Nie chciała mu mówić prawdy, ale też nie chciała okłamywać, zdecydowała się więc na niewielkie przemilczenie. Nie chciała, by Yoh poczuł, że nie ma wsparcia w rodzinie. -Synku, nie zabronię ci kontynuować, ale wolałabym żebyś jutro odpoczął. To ci nie ucieknie, a na nic ci wiedza i umiejętności, jeśli się wykończysz.- powiedziała spokojnie.

-Ale mamo...-

-Żadne 'ale'! Jesteś cały poraniony, nic nie jadłeś, pewnie jeszcze krótko spałeś. Chcesz coś ćwiczyć to ćwicz to, czego już się nauczyłeś. Sam mówiłeś, że następne próby będą trudniejsze, więc jutro tam nie idziesz i bez dyskusji.-  ton Anny był znacznie bardziej stanowczy i tym razem Yoh nie miał zamiaru dyskutować. Potulnie czekał aż narzeczona skończy opatrywać jego rany, a mama skończy przygotowywać obiad. Nie był głodny, ale nie chciał nikogo już bardziej martwić, więc po prostu pochłonął swoją porcję.

-Może pójdziemy się przejść?- zaoferował blondynce, widząc, że cały czas jest na niego zła. Chciał ją jakoś uspokoić i wiedział, że spacer to jeden z lepszych pomysłów. Tak jak się spodziewał, nie odmówiła.

Szli razem, ramię w ramię, w milczeniu, podziwiając przy tym piękne budynki posiadłości Asakurów i otaczające ją drzewa.

-Wciąż się gniewasz?- spytał w końcu, przyglądając jej się uważnie. Dziewczyna westchnęła ciężko, ale pokręciła głową.

-Nie. Tylko... Ja...- rozmawianie o uczuciach nigdy nie przychodziło jej łatwo. - Martwię się o ciebie, Yoh. Ufam ci i wiem, jaki jesteś, ale nie ufam Hao, a ty najwyraźniej uparłeś na znalezienie odpowiedniej drogi do zaufania mu. Boję się, że jeśli nie same Księgi cię zabiją, to zrobi to twój własny żal do samego siebie. Im głębiej w to będziesz wchodził, tym gorzej może być.- wyjawiła.

-Nie będzie, Anno. Poradzę sobie. Jeszcze będziesz ze mnie dumna.- powiedział uśmiechając się szeroko. Nie odpowiedziała na to, ale ona już była z niego dumna. Zerknęła w stronę chłopaka, wyłapując, że jego wzrok padł na bramę za niewielką świątynią, ale szybko przeniósł go z powrotem na drogę przed nimi.

-Dzwonił Manta. - postanowiła zmienić temat. -Ryu wrócił z Hokkaido i zaproponował mu wspólną wycieczkę do Anglii. Chcą odwiedzić Lyserga. Natomiast Faust postanowił otworzyć klinikę w Tokio i pewnie się do nas wprowadzi.- Yoh uśmiechnął się szeroko na myśl o swoich przyjaciołach.

-Jak skończę to całe Księgowe wyzwanie to trzeba będzie coś zorganizować. Chyba że wcześniej wznowią Turniej.-

Chociaż przed Turniejem nie miał zbytnio przyjaciół, to teraz, gdy poznał i zżył się z tą głośną grupką, naprawdę mu ich brakowało. Nawet głupich żartów Chocolove.

Tak bardzo chciał, by ktoś wymazał ostatnie miesiące z jego życia, ale tak by wiedział, co może się stać i przygotował się na spotkanie z bratem.

=========================

I to tyle na dzisiaj! Niestety dzisiaj też kończy się mój urlop, co znaczy, że wrócę do pisania jednej notki na tydzień, chociaż kto wie, jak to będzie z moją weną.

Mam nadzieję, że nieco rozjaśniłam na czym polegała ta próba i dlaczego Yoh od początku nie użył furyoku. To nie o samo furyoku tu chodzi, ale tak, ono też jest bardzo ważne. Cytując na pewno polską wersję, nie pamiętam, czy w japońskiej też to pada "Siły szamana nie mierzy się tylko w furyoku" i to tym się kieruję przy próbach, jak i zdobywaniu kolejnych umiejętności związanej z Wuxing/Gwiazdą Jedności.

piątek, 22 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Próba Ziemi

Jeśli poprzedniego dnia rodzina nie czuła się komfortowo, to dzisiaj można powiedzieć, że gdyby usiedli na ostrych nożach, to fizyczna niewygoda dorównałaby psychicznej. Przyczyną wcale nie było sprawozdanie Yoh, a jego zachowanie. Wrócił, ciągnąć się powoli za Anną, wpatrując w swoje sandały. Nie odezwał się ani słowem, ale przynajmniej wciąż jadł. Jego myśli nieustannie nawiedziały sceny z Księgi Szamanów oraz słowa Wielkiego.

"Razem uda nam się zapanować nad ludzką chciwością, egoizmem, pozbędziemy się tych, co wejdą nam w drogę, tych co będą knuli przeciw matce naturze i bliźnim."

Tak bardzo chciał wiedzieć, co sprowadziło go na złą drogę. Domyślał się już, dlaczego ta Księga Szamanów została zastąpiona nową. Tworząc starszą wersję, wciąż wierzył, że wszystko można zrobić inaczej. I choć rodzina wyczekiwała sprawozdania z pierwszej lektury, to nie doczekali się ani jednego słowa na jej temat. Jedynie na twarzy Anny nie było widać troski, która zżerała ją od środka. No i oczywiście Mikihisy, ale u niego to była kwestia prawdziwej maski. Reszta rodziny starała się jak mogła, by nie wbijać zmartwionego i zaniepokojonego wzroku w Yoh. Natomiast Tamao wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać.

Po skończonej kolacji, Yoh po prostu wstał od stołu i udał się do swojego pokoju.

-Uważam, że powinniśmy to przerwać.- stwierdził Mikihisa. Keiko już chciała coś odpowiedzieć, ale mężczyzna nie dał jej dojść do głosu. -Wiem, co chcesz powiedzieć. Stanowczo nie zgadzam się na dalsze działania Yoh. Widzicie co się z nim stało.-

-Yoh odkrył coś, czego w sumie się spodziewał, ale i tak go zabolało. Dowiedział się o cierpieniu Hao i jego planach, by postąpić inaczej niż końcowo postąpił. Domyśla się, że stworzenie klanu było tym, co przelało czarę goryczy.- wstawiła się za nim Anna, choć sama też wolała, by Yoh zaniechał swojego planu.

-I co, pośmiertnie Hao nastawi teraz naszego jedynego syna przeciwko swojej rodzinie?-

-Naprawdę uważasz, że to byłoby dziwne? Jeżeli Hao stworzył Asakurów, by nie być sam, a oni z wdzięczności knuli i spiskowali, a może nawet wbili nóż w plecy, to i on i Yoh mają pełne prawo czuć wstręt.- wtrąciła Keiko.

-A jeśli Hao przeciągnie go na swoją stronę?-

-Dosyć tego.- odezwała się Kino, a jej twarz zwróciła się w stronę córki i zięcia. -Jako klan Asakura popełniliśmy wystarczająco błędów. Skoro mamy okazję je naprawić, a Yoh sam podejmuje te decyzje, nie będziemy go powstrzymywać.- powiedziała ostro, kończąc tym samym temat.

-Nie będę patrzył, jak mojego syna pochłania żal.- powiedział w końcu zamaskowany mężczyzna. Wszyscy wiedzieli, co to oznacza. Kolejne podróże i zniknięcie ojca chłopca na kilka dni.


Długo w pokoju nie wytrzymał. Przez chwilę siedział na parapecie, po czym otworzył okno i wspiął się na dach budynku. Słońce już powoli zachodziło, a czerwonawe promienie, podświetlały chmury, przebijając się przez liście drzew. Na niebie również pojawił się sierpowaty księżyc. Z każdą minutą robiło się coraz ciemniej, a on wciąż rozmyślał o tym, co dziś zobaczył.

-Chcesz o tym porozmawiać, Yoh?- spytał przyjaźnie duch, pojawiając się obok niego.

-Sam nie wiem. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, Amidamaru. Zastanawiam się, co by było, gdybym wiedział o Hao wcześniej. Czy gdybym przeszedł przez te Księgi, udałoby mi się do niego jakoś trafić.-

-Czasu nie cofniesz. Już nie masz na to wpływu.- samuraj chciał mu tymi słowami przypomnieć jego dawne motto. Rzeczywiście, Yoh od razu o tym pomyślał, ale to nie poprawiło mu humoru. Gdzieś w głębi pojawiała się pretensja do rodziny. Tajemnica, którą przed nim mieli była tak bardzo niepotrzebna.

W końcu zapadła całkowita ciemność. Yoh z lekkim uśmiechem i rękami skrzyżowanymi pod głową obserwował gwiazdy na niebie, przypominając sobie nazwy wszystkich konstelacji. Nie był w stanie powstrzymać się od wyobrażeń z rodzaju "co by było, gdyby" i w jego myślach już pojawiały się scenariusze. Yoh i Hao, może w wieku 10 lat, leżący razem na dachu, a może na jakieś polanie przy ognisku rozpalonym przez brata, Hao z początku sprawdzałby, czy Yoh nauczył się wszystkich nazw, a dla zachęty opowiadałby mu historie i legendy ze swoich czasów. Czasami długowłosy droczyłby się z nim, niczym rodzic, mówiąc, że czas spać albo że tego dnia nie zasłużył sobie na nową opowieść, ale Yoh zawsze znalazłby sposób, żeby coś z niego wyciągnąć. Wiedział, że Hao lubił opowiadać historie. Po pierwsze, Księgi tego dowodziły, a po drugie kiedyś słyszał jak Opacho go prosiła o opowieść. Na pewno cieszyłby się widząc zainteresowanie swojego bliźniaka tym, co miał do powiedzenia. Westchnął ciężko i gdy chłodny wiatr zaczął go zniechęcać do dłuższego pobytu na dachu, powoli wrócił przez okno do swojego pokoju.


Tej nocy znów miał koszmary, jednak zupełnie inne. Zbudowane ze wspomnień.

-Jesteś częścią mnie, tak jak ja jestem częścią ciebie...-

-Nie musisz umierać.-

-Długo czekałem, byśmy mogli być razem, bracie.-

-Możemy przestać walczyć, jeśli pogodzisz się ze swoim przeznaczeniem.-

-Ty i ja, to dwie połowy jednej całości.-

-Rozumiejącymi mnie.-

-By nikt więcej nie przechodził tego, co przeszedłem ja.-

-Dołącz do mnie, Yoh.-

-NIGDY DO CIEBIE NIE DOŁĄCZĘ!-

-Od naszych narodzin czekałem, by znów się z tobą połączyć.-

-Nie... -

-Możesz dołączyć do mnie i żyć lub sprzeciwić się i zginąć.-

-...chcę...-

-Tu nie ma się na co decydować, rozumiesz?!-

-...być...-

-Taka moc w niepowołanych rękach mogłaby doprowadzić do zagłady wszystkiego, co żywe.-

-...sam...-

-Rozdzieliłem duszę na dwie części.-

-Miałem nadzieję, że będzie inaczej.-

-Proszę bardzo.-

Głosy się przekrzykiwały, część należała do jego ostatniej formy, a część pochodziła z ostatnich dwóch dni, słyszał też swoje własne odpowiedzi. Ostatnie zdanie, Hao wypowiedział mniej bezczelnym tonem, a twarz, która nagle pojawiła się w otaczającej go ciemności, wyrażała głębokie rozczarowanie. To był jego wyraz twarzy z tamtej walki, gdy Yoh po raz ostatni odrzucił jego propozycję dołączenia do niego. Ani ton głosu, ani mimika nie miały w sobie pogardy. I te losowo wypowiadane słowa niczym wyrywki z innych wypowiedzi.

Zacisnął oczy, by nie widzieć tego zawodu w oczach bliźniaka. Coś ciepłego znalazło się przy jego twarzy, znajomy szelest przywodził na myśl kontrolę ducha, domyślił się więc, że to ostrze brata. Ciepło cofnęło się, świst, a potem... szczęk oręża. Yoh otworzył oczy i zobaczył, przed sobą drugiego Hao. Jeden próbował go zabić, a drugi go ocalił. Gdy obaj zwrócili się w jego stronę, ich postaci zlały się i znów byli jednym.

-Widziałeś co działo się z każdym, kto mi się przeciwstawił. Nigdy nie pomyślałeś, dlaczego tyle razy dałem ci szansę, by do mnie dołączyć?- spytał, przechylając głowę i mrużąc gniewnie oczy.


Tym razem nie obudził się z wrzaskiem, a za sprawą Amidamaru, który dostrzegł pierwsze łzy na policzkach swojego szamana. Yoh powoli podniósł się do siadu, przecierając oczy rękawem.

-To jakiś koszmar, Amidamaru.- mruknął.

-Wiem, Yoh-dono. Mogę się tylko domyślać, jak bardzo cierpisz. Do dziś pamiętam, co działo się ze mną, gdy chodziło o Mosuke. Taki ból i gniew potrafi dokonać niesamowitych przemian, a nawet swego rodzaju opętania. Wbrew pozorom, gdyby nie przodek Fudou, kto wiem czym byłbym dziś.- powiedział unosząc się przed chłopcem.

-Eh! Oczywiście, że moim duchem stróżem i przyjacielem, tylko że ja poradziłbym sobie z twoim demonicznym podejściem bez pieczętowania.- odpowiedział szatyn, siląc się na wesoły ton, a samuraj zaśmiał się serdecznie.

-Pewnie masz rację.- skwitował. I rzeczywiście, pewnie tak by było.

-Która godzina?-

-Dochodzi 4.-

Przez chwilę Yoh siedział na łóżku, po czym w końcu zdecydował wstać. Spał tylko 3 godziny, ale i tak już nie miał ochoty na sen. Amidamaru w milczeniu śledził go wzrokiem. Chyba wszyscy z otoczenia słuchawkowego zdawali sobie sprawę z tego, że nie powinni wątpić w instynkt i dobroć chłopaka. Choć żadne z nich nie pomyślałoby o zbliżeniu się do Hao, a przynajmniej do jego filozofii na tyle, by ją zrozumieć, to nie mieli zamiaru przekonywać jego, że źle robi. Jedyne co mogli robić, to obserwować jego poczynania.

Nie czekał aż reszta rodziny wstanie. Szybko złapał kawałek wczorajszego chleba, kładąc nań plasterek sera i skierował się w stronę świątyni. Tym razem czekała go pierwsza z prób, domyślał się, że zajmie ona trochę czasu i wolał mieć to za sobą. Gdzieś w głębi miał też nadzieję, że ponownie uda mu się porozmawiać z duchem pieczęci. Wchodząc do świątyni, od razu skierował się w stronę stołu po lewej. Księga Ognia wciąż leżała na podłodze i Yoh nie palił się do podniesienia jej. Oparzenia na dłoniach, których się nabawił na razie wystarczyły, a i tak niedługo będzie musiał się nią zająć. Jego wzrok padł na Księgę Ziemi. Czarna okładka, z żółtym symbolem.

-Gotowy?- spytał swojego stróża.

-Zawsze.- odparł, a Yoh w końcu podniósł Księgę. Jego nozdrza natychmiast uderzył przyjemny zapach żyznej gleby i mokrej trawy. W dotyku była niczym ubity piach. Delikatnie przejechał kciukiem po okładce, ze zdziwieniem obserwując sypiący się piasek. I nagle jego dłoń była całkowicie pusta. Księga zmieniła się w piach i rozsypała po podłodze. Chłopak cofnął się gwałtownie.

-Udowodnij, że jesteś godzien.- rozbrzmiał głos, który zdecydowanie nie należał do Hao. Piasek pozostały z Księgi zaczął wirować, tworząc coś w rodzaju portalu, z którego po chwili wyłoniły się dwa lwy. Usiadły one przed nim, a piach, wciąż wirując, uniósł się i w formie pętli zawisł za dzikimi kotami.

-Co to jest?- jęknął Yoh, a jeden z kotów spojrzał prosto w jego oczy. Ta pogarda była wręcz dobijająca.

-Wyczuwam w tobie ogromną siłę, młody Asakura. Tą samą, której służymy.- rozbrzmiał głos i choć żaden z lwów nie ruszał pyskiem, wiedział, że pochodził od nich.

-Skoro jej służycie, jaka szansa byście mi odpuścili?- spytał z niepewnym uśmiechem, a oba koty warknęły ostrzegawczo.

-Żadna. Jestem Aker. Egipskie bóstwo ziemi i świata podziemnego. Moim zadaniem jest chronić sił i wiedzy zawartej w Księdze Ziemi.-

-Bóstwo. No jasne, dlaczego mnie to nie dziwi.- mruknął Yoh.

-Yoh-dono. Nie uraź ich.- szepnął Amidamaru.

-Mądre słowa, samuraju.- lwy zmierzyły ich wzrokiem, a ogony niespokojnie uderzyły o posadzkę.

-Proszę o wybaczenie, tak reaguję, gdy się stresuję.- Yoh naprawdę nie chciał myśleć, że Hao do ochrony tej i pewnie też pozostałych ksiąg zaciągnął duchy klasy boskiej. O Akerze nigdy wcześniej nie słyszał, więc liczył, że pozostałe księgi też raczej będą opierać się o pomniejszych bogów.

-Słyszę twoje myśli.- warknął groźnie głos, a oba lwy odsłoniły swoje kły, a wibrysy napięły się ostrzegawczo. Yoh przełknął głośno ślinę. -Co jest twoim celem?-

Domyślił się, że najpierw musi je przekonać by poddały go próbie.

-Jestem połową trzeciej reinkarnacji Douji Asahy, w moich czasach znany już jako Asakura Hao. Niestety, jego przeszłość jest dla rodziny tajemnicą, a my żyjemy jedynie przekonaniem, że chciał zniszczyć całą ludzkość, jest najgorszym złem tego świata i musi zostać pokonany. Ja jednak czuję, że za jego postępowaniem kryje się coś więcej. Jestem jedynym dopuszczonym do dotknięcia tych Ksiąg, przełamałem ich pieczęć. Moim celem jest poznanie przeszłości i pierwotnych celów Asahy, dorównanie mu mocą i wsparcie go w osiągnięciu tych celów.- powiedział. Jeden z lwów wstał z ziemi i zaczął okrążać szamana. Słyszał jak pociągał nosem.

-Prawda.- osądził, nim powrócił na swoje miejsce. Wirujący piach przemieścił się do przodu, między lwami i zatrzymał się przed twarzą szamana.

-Nim zajrzysz do Księgi zostaniesz poddany próbie.- piaskowy okrąg powoli zmienił kształt i przypominając teraz małą trąbę powietrzną i opadł na ziemię. - To, co widzisz, to nie jest zwykły piach. Część rzeczywiście pochodzi z egipskich pustyni, a część... to ludzkie prochy.- Yoh spojrzał na lwy, a jego źrenice rozszerzyły się. -Twoim zadaniem jest rozdzielenie prochów od piachu. Uważaj jednak, każdy błąd zostanie odznaczony na twym ciele.- wyjaśnił lew.

Chłopak ukląkł przy kupce piachu. Teraz gdy wiedział czym jest, zauważył różnicę. Część ziarenek była żółtawa, a część szara. Wydawało się proste. Yoh wziął w dłoń tę odrobinę jaśniejszej.

-Piach układaj na wschód, prochy na zachód.- usłyszał, a po chwili na ziemi pojawiły się dwie misy. Ostrożnie przesypał ziarna do tej, która była po wschodniej stronie. Chwilę później koszmarny ból przeszył jego prawe przedramię. Jego wzrok padł na 5 wielkich zadrapań, powstałych niczym od kociego pazura, ale krew, która zaczęłą się sączyć z ran była tak ciemna, że prawie czarna.

-Czarna żółć. Symbol ziemi.- wyjaśnił głos. -Musisz być bardziej ostrożny. Jedno ziarenko prochu to jedno zadrapanie. W trakcie próby będziesz czuł się coraz bardziej przygnębiony, melancholia stanie się nie do zniesienia. Poczujesz kwaśny smak w usta i okropną suchość. Z każdą kolejną minutą będzie ci coraz zimniej.- Yoh nachylił się nad miską, w której znajdowała się odrobina oddzielonego piachu i przez kolejne 10 minut wygrzebywał zaginione ziarna prochu. Pomimo ich wyciągnięcia, rany nie zniknęły. Czuł, że to będzie bardzo trudny test.


Minęło już pięć godzin, a Yoh nie był nawet w połowie. Dwie godziny temu przyszła go odwiedzić matka, ale Amidamaru zagrodził jej drogę, gdy lwy ostrzegły, że zaatakują każdego, kto wejdzie do świątyni w trakcie trwania próby. Prawe ramię Yoh i jego plecy były pokryte krwawiącymi rozcięciami, niewielka plama ciemnej krwi zbierała się na posadzce i spływała do pobliskiego kanału. Chłopak drżał z zimna, czuł też obrzydliwy kwaśny posmak w ustach. Nie było jednak nic gorszego od tego zwątpienia w samego siebie, przygnębienie i zagłuszające wszystko inne poczucie winy. By odwrócić swoją uwagę od tego okrutnego samopoczucia, starał się utrzymać z lwami rozmowę. Dowiedział się, że choć są dwa, to są częścią jednej całości, a ich rozdwojenie jest powiązane z rolą za dnia i po zmierzchu, gdy słońce wchodzi do krainy podziemia. Niestety nie był w stanie długo utrzymywać tej rozmowy i od jakiegoś czasu pracował w milczeniu.

-Melancholia jest jednym z atrybutów ziemi. Tak samo czarna żółć, czyli ciemna krew, która powiązana jest z pracą śledziony, ta również jest jej atrybutem, suchość i kwaśny posmak również. Uczucia, które tobą teraz targają są wielokrotnie spotęgowane.- w głosie lwów dało się słyszeć współczucie, ale też i podziw. Z oczu Yoh leciały łzy, które utrudniały my rozpoznanie koloru ziaren, a to też wywoływało kolejne rany. Nie był w stanie nie jęknąć boleśnie, a więcej kropel spłynęło po jego policzkach. Oparł dłonie na podłodze i zacisnął oczy, oddychając ciężko, czując jak ciepły strumień krwi leje się po jego plecach, a jego strój nią nasiąka. Na szczęście był czarny.

-Czy nie wystarczy wam jak bardzo jest zdeterminowany?- warknął Amidamaru, sam już tracąc szacunek do bóstw. Troska o przyjaciela go zaślepiała.

-Nie, samuraju. Musi zakończyć próbę Ziemi.- pomimo sposobu, w jaki odezwał się duch, lwy nie wydawały się rozjuszone. Nie tak, jak reagowały wcześniej. Chyba nie spodziewały się takiej wytrwałości szamana. -W każdej chwili możesz się poddać, młody Asakuro.- zasugerował.

-N-nie... Nie poddam... się. Muszę to zrobić. Zrobię to dla niego.- wymamrotał Yoh i wziął w dłonie kolejną porcję ziaren. Więcej łez kapało na ziemię, mieszając się z krwią. -Jestem... Mu to winien. Ja powinienem był zrobić to.... wcześniej. Uratować go... Uda mi się...- mamrotał oddzielając w dłoniach piach od prochu. Gdy wsypał proch do miski, wreszcie nic się nie wydarzyło, ale niestety przy piasku, na lewym ramieniu pojawiły się kolejne szramy. Przez następne dwie sekundy, Yoh szlochał chcąc się poddać. Czuł się beznadziejny, był tak przybity, jak nigdy wcześniej, ale powtarzał sobie, że jego myśli są teraz skalane mocą całej próby. To nie są do końca jego myśli. -Nie...poddam...się...- powtarzał.

Lwy najwyraźniej nie były przygotowane na taki natłok myśli, poczucia winy i desperacji. Upór tego szamana jasno wskazywał, że choćby miał się tam wykrwawić, nie przerwie.

-Nigdy nie powiedziałem, że nie możesz użyć furyoku.- Yoh spojrzał na koty zaskoczony. Czy one właśnie... mu pomagały. -Ale musisz wiedzieć, że to też będzie wymagało od ciebie ogromnej siły. Możesz nie dać rady. Jeśli jednak ci się uda, zakończysz próbę z powodzeniem.- dodał głos.

Yoh usiadł na ziemi prosto. Jego myśli skupiły się na furyoku. Pomimo że od kilku godził tkwił w stanie ciężkiej melancholii, na granicy z depresją, skupił się na swoim celu i na tym, jak bardzo robił to wszystko nie da siebie, a dla niego. Po kilku minutach medytacji i uspokojeniu swojego rozżalonego umysłu pozostały piach uniósł się nad ziemią i ponownie zawirował by po krótkiej chwili rozdzielić się na dwie części. Amidamaru wpatrywał się w to z podziwem i mógłby przysiądz, że dostrzegł na pyskach kotów to samo zadowolenie. Proch i piach wylądowały w swoich miskach, a szaman zachwiał się i pewnie upadłby na ziemię, gdyby nie samuraj.

-Udało ci się, młody Asakuro. Możesz przeczytać zawartość Księgi Ziemi. Oby wiedza, którą zdobędziesz pomogła ci opanować żywioł.- Yoh uchylił oczy powoli, obserwując jak ziarna z obu mis unoszą się i ponownie mieszając, by po kilku sekundach uformować Księgę Ziemi. Chłopak uśmiechnął się w stronę lwów słabo.

-Dziękuję, Aker-sama.- powiedział cicho. Oba lwy podniosły się i pochyliły lekko głowy.

-Wiem, że moc ziemi uznawana jest za najsłabszą. Ale to ona łączy w sobie wszystkie pozostałe. Najłatwiej jest ją opanować, lecz jest kluczowa dla pozostałych. Bez niej, choćbyś nie wiem jak potężny był, powietrze, woda, ogień i dusza nie ugną się przed tobą. Nie zmarnuj tej wiedzy, młody Asakuro.- powiedział, nim oba rozpłynęły się w powietrzu.

-Jeżeli to było najłatwiejsze, to ja wolę nie myśleć, jak bardzo wymagające będą pozostałe.- odparł Yoh, po czym zaśmiał się słabo. Samuraj odetchnął z ulgą widząc nagłą i szybką poprawę nastroju swojego przyjaciela. Chłopak powoli podniósł się z podłogi i westchnął ciężko, nim podszedł do misy z bieżącą wodą. Nie miał przy sobie żadnej ścierki, więc jedyne co mógł zrobić, to nabrać wody w dłonie i wylać ją na posadzkę, klęcząc ponownie i kolanem spychając krew w stronę kanału. W myślach dziękował, że pomimo iż świątynia była raczej zakazanym miejscem, to ktoś pomyślał o założeniu odpływu w razie powodzi. Dopiero gdy podłoga była czysta, Yoh poprosił Amidamaru by przyprowadził Annę i by nie mówił jej o próbie.


Gdy blondynka weszła, jej narzeczony siedział przed stołem, całkowicie przodem do niej, układając ręce tak, by wyglądały naturalnie, ale by nie widziała jego ramion.

-Długo to trwało.- powiedziała.

-Ale za to poznałem egipskiego boga strzegącego ziemi.- odparł z szerokim uśmiechem. -Trochę mnie wykończył, ale opowiem ci później. Otworzysz portal?- spytał wyluzowanym tonem, jakby przed chwilą wcale się nie wykrwawiał na śmierć z zapłakanymi oczami. Anna skinęła głową i powtórzyła wczorajszą czynność z koralami. Gdy tylko portal się otworzył, Yoh poderwał się z ziemi i niemalże podbiegł do niego.

-Do później!- zawołał szybko. Zanim zniknął usłyszał jeszcze jej groźne "Yoh, co ty masz na ramionach?!"

=========================

I to by było na tyle! Przyznam, że wpędziłam się w bagno z tymi próbami ksiąg. Nie miałam pojęcia jak się do nich zabrać, by było to coś innego od nauki panowania nad żywiołem. Myślałam cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień i nic nie mogłam wymyślić. Dopiero jak zaczęłam pisać. Tak mi jakoś najlepiej idzie. 

Atrybuty, o których wspominał Aker, to atrybuty humorów z teorii humoralnej, jednego z głównych nurtów medycyny starożytnej. Niech mi ktoś powie, że pisanie opowiadań nie kształtuje XD Nie czytajcie o nich aż do końca wszystkich prób, bo to spoiler! 

Co do częstotliwości notek, to jest to kwestia urlopu XD Zwykle będą co tydzień, ale póki mogę, piszę częściej, zwłaszcza, że mam ogromne pokłady weny. Następna notka pewnie w niedzielę i wtedy wejdziemy do Księgi Ziemi, a więc znowu widzimy się z Asahą.


czwartek, 21 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Księga Szamanów

W pomieszczeniu nie było chyba ani jednej osoby, która czułaby się w tej chwili swobodnie i pewnie. Opowieść Yoh ze spotkania z duchem pieczęci Wielkiego, choć krótkie, wystarczyło, by wzbudzić ogromne wątpliwości dotyczące zła drzemiącego w Hao, a filozofia Yoh, że każdy, kto wyrządza jakieś zło, musi mieć swój powód, nabierała coraz większego sensu.

-Tak mało o nim wiemy.- powiedziała Keiko cicho, a w jej głosie słychać było wyrzuty sumienia, które żywiła wobec siebie samej.

-Nie obwiniaj się, skąd mieliśmy wiedzieć. Wiemy tyle, ile przekazywane było z pokolenia na pokolenie, jeśli ktoś popełnił błąd, to pierwsi Asakurowie.- powiedział Mikihisa. Choć nie należał bezpośrednio do rodu, a jedynie jako mąż Keiko, on również poczuwał się do odpowiedzialności.

-Zastanawiam się... Asaha...- Yoh zdecydował tak go nazywać, dla odróżnienia przodka od brata, a przynajmniej tego przodka, który w domyśle był jeszcze przed zmianą swojego podejścia. -Asaha powiedział "rozdzieliłem duszę na dwie części"...-

-Myślisz, że twoje narodziny wraz z nim były przez niego zaplanowane?- spytała Anna, a chłopak wzruszył ramionami, patrząc na nią, starając się ukryć swoje zagubienie i niepewność.

-Nie wiem, może po prostu tak powiedział, a ja doszukuję się nie-wiadomo czego. Ale jeśli się dowiem, że zrobił to, by nie być sam, to będę potrzebował tony cheeseburgerów, żeby zagryźć swój żal. - zażartował, choć wszyscy wiedzieli, że za tymi żartami kryły się prawdziwe wątpliwości.

-Obawiam się, że będziesz musiał znaleźć inny sposób, nie ma mowy, żebyś mi się spasł jak prosię.- odparła blondynka, a jej narzeczony zachichotał, nim powrócił do powagi sytuacji i całej rozmowy.

-Wciąż chcesz przejść przez te księgi, mój wnuku?- dopytywał Yohmei, a Yoh skinął głową. Przed każdym z nich stanęły kubki z gorącą herbatą, a różowowłosa już planowała opuścić pomieszczenie, gdy polecono jej jednak z nimi zostać.

-Jesteś naszą jedyną uczennicą, to i tak prawie, jakbyś należała do rodziny.- powiedziała ciepło matka bliźniaków.

-Poza tym, twoje wizje mogą się okazać przydatne, jeśli uda ci się nad nimi zapanować.- wtrąciła najstarsza z rodu. Tamamura skinęła głową i zajęła miejsce obok Anny.

-Nie wiem, czy Hao zaplanował moje istnienie, czy nie, ale nie zostawię tego tak. Jestem pierwszą osobą, która może zajrzeć do tych ksiąg i poznać go z czasów, gdy najwyraźniej był jeszcze normalny. To będzie niebezpieczne, a to, że on sam mnie ostrzegł, dowodzi, że było w nim dobro. Sam też powiedział, chciał pomagać innym.-

-Istnieje szansa, że również uda ci się opanować Wuxing...- zaczął Mikihisa.

-Niech tak będzie, tym lepiej, za 500 lat dopilnuję, by Hao nie zrobił żadnej głupoty. Wyobraźcie sobie jego minę, gdy stanę mu na drodzę i powiem "Hej, widziałeś, co zrobiłem? Naprawiłem planetę, nie musisz się już o nią martwić."- Yoh znowu się roześmiał. Obecni przy stole nie wiedzieli, czy to oznaka dobrego humoru czy maska, ale chyba jednak Yoh po prostu naprawdę wierzył, że uda mu się naprawić swoje błędy. Oczywiście, nie spodziewał się, że będzie łatwo i teraz i przy ewentualnym odrodzeniu, jeżeli w ogóle takie miałoby miejsce. Ale pożartować wciąż mógł, w końcu tak też uwalniał swój stres. -Pójdę za jego wskazówkami, zacznę od tej drugiej Księgi Szamanów. Możliwe, że nic nowego z niej nie wyniosę, skoro ta, którą czytaliśmy to pewnie jej aktualizacja, ale może przynajmniej dowiem się czegoś nowego o Hao. Później Księga Ziemi, Powietrza, Wody, Ognia i Duchowa. Anno, ze względu na pieczęć i zaklęcia, wolałbym byś czekała na mój sygnał.- zwrócił się w stronę narzeczonej, ta już otwierała usta, ale nie dał jej dojść do głosu. -Wiem, wiem, jesteś silna i potężna, ale pamiętaj, że ja jestem dopuszczony do tych ksiąg tylko dlatego, że po części jestem Hao.-

Nie podobało jej się to, ani trochę. Ani sam fakt, że Yoh szedł w bardzo niebezpiecznym kierunku, miał narażać się na moc Ksiąg tylko po to, by pomóc Hao. W dodatku ona miała mu w tym pomóc, a nie mogła iść z nim. Jedyne co mogła robić, to czekać na sygnał, a przez wyzwania ksiąg musiał przejść sam. Wystarczyło, że przed chwilą Kino opatrywała jego poparzone po otwarciu Księgi Ognia dłonie. Jasne, jeszcze nie tak dawno Yoh brał udział w śmiertelnie niebezpiecznym Turnieju Szamanów, ale to było co innego. Tam mniej więcej wiedzieli, czego się spodziewać. A tutaj? Nie dość, że robił to dla kogoś, kto próbował go zabić, to jeszcze był pierwszy, który się tego podjął. Mogło się okazać, że niepotrzebnie się naraża, zginie lub stanie się coś jeszcze gorszego, a za 500 lat Hao wyśmieje jego trud. Wiedziała jednak, że Yoh zrobi to z jej pomocą, lub bez. A z dwojga złego wolała być w pobliżu, niż żeby miał szukać pomocy wśród obcych, co byłoby jeszcze bardziej niebezpieczne. Poza tym, była szansa, że wyjdzie z tego potężniejszy, a przecież Turniej Szamanów miał być niedługo wznowiony. W końcu westchnęła ciężko, ale przytaknęła.

Tamao obserwowała wszystkich uważnie. Domyślała się, że w najbliższej przyszłości będzie musiała skupić wywoływanie swoich wizji na Yoh, by ewentualnie móc go przed czymś ostrzec. Z jednej strony, zawsze łatwiej szło jej wywołanie wizji na jego temat, na nim najłatwiej było jej skupić myśli, ale z drugiej, czasami niestety wizjami kierował strach i nigdy nie była pewna, co chciało ją tylko nastraszyć, a co było pewnym problemem.

Po zjedzonej kolacji, Yoh w końcu miał chwilę, by porozmawiać z Anną. Dowiedział się, że biedny Manta po raz kolejny otrzymał nakaz pozostania w domu, a żeby mieć pewność, że nie zapakuje się do pierwszego lepszego pociągu lub, co gorsza, nie wpadnie tam Ryu, który stwierdzi, że czas odwiedzić Mikihisę i Izumo, kazała mu codziennie odwiedzać Funbari Onsen i podlewać ogród oraz sprzątać, jednocześnie informując, że czekają go tortury, jeśli ominie chociaż jeden dzień. A że właściwie od niedawna był szamanem, treningi z Yoh wchodziły w grę. Tak więc rozpaczający blondynek nie miał wyboru i musiał zostać w Tokio. Słysząc o groźbie szamańskich treningów, słuchawkowy roześmiał się wesoło.

-Myślisz, że wystartuje w Turnieju?- spytał blondynkę, po umyciu zębów.

-Manta? Nie. Jest zbyt słaby, zresztą nawet nie sądzę, by chciał. Woli obserwować z boku.- odpowiedziała, wycierając twarz ręcznikiem. Yoh w tym czasie przeżywał lekki ciąg myślowy. Myśl o Mancie w Turnieju przyniosła mu do głowy pomysł na drużynę, w której byłby Yoh, Manta i Ryu albo Faust, a to podobieństwo do Hoshi-gumi. Hoshi-gumi natomiast....

-Czy wiadomo, co stało się z tą małą dziewczynką od Hao?-

-Opacho? Nie, uciekła, gdy Hao na nią nakrzyczał.- odparła. -Jeśli mi powiesz, że chcesz ją przygarnąć....

-Oj, Anna. Przecież ona nikogo teraz nie ma. Zostanie sama, miała ile 5 lat? 6? Straciła swojego opiekuna i nauczyciela, a trenowana przez niego może być naprawdę potężna, myślisz, że zostawienie jej samej spowoduje, że wyrośnie na dobrą szamankę, czy następczynie mojego brata?- wtrącił, wysuwając chyba najcięższą możliwą artylerię.

-....Możesz się skupić na jednej rzeczy, a potem myśleć o kolejnych? Skończysz z Księgami, których czytania również nie popieram, to pomyślimy o odnalezieniu Opacho. Myślę, że 5 dni sobie poradzi.- odparła ostro. Czasami miała ochotę wysłać Yoh na mordercze treningi, po których nie będzie w stanie nawet przypomnieć sobie, jak ma na imię, a co dopiero myśleć o tym, by pomagać wszystkim na około.

Szatyn roześmiał się i kiwnął głową. Miała rację, wszystko po kolei.


Następnego dnia, podekscytowanie wybudziło go zaraz po wschodzie słońca. Wszyscy w posiadłości wciąż byli pogrążeni we śnie. Tym razem, nie miał żadnych koszmarów, ale to chyba dlatego, że zanim zdążył wejść w odpowiednią fazę snu, wybudzał się i sprawdzał, czy może już wstawać. Co do pierwszej Księgi nie miał żadnych obaw, choć wolał oczekiwać nieoczekiwanego. Cały czas był przekonany, że pod względem wyzwania i wiedzy szamańskiej, będzie słabsza niż ta, którą odwiedzili w trakcie podróży do Patch Village. Jednak wczorajsze spotkanie z przodkiem, tak innym niż ten, którego znał do tej pory, sprawiało, że był pełen pozytywnych myśli.

Dzielnie odpychał od siebie te, w których tak bardzo chciał przedyskutować swoje postępy i przemyślenia z bratem. To wzbudzało u niego tęsknotę i poczucie winy, a zdecydowanie musiał teraz być silny psychicznie. W obawie przed wewnętrznymi wątpliwościami i słabościami, póki reszta spała, postanowił znów odwiedzić wodospad.

Gdy wrócił, wszyscy już byli na nogach. Tamao pomagała Keiko w przygotowywaniu śniadania, Mikihisa wraz z Anną i Yohmei siedzieli przy stole, Kino akurat kończyła przygotowywać dla Yoh napar z leczniczych ziółek, aby na pewno nie przeziębił się po drugiej w ciągu dwóch dni mroźnej kąpieli. Od razu wyczuł na sobie pytające spojrzenia i domyślił się, że chcieliby zapytać, czy znowu miał koszmary.

-Wszystko w porządku. Wolałem się po prostu upewnić.- wyjaśnił z uśmiechem.

Po śniadaniu zaczynał już poważnieć. Na wszelki wypadek, nie wiedząc, czego może się spodziewać, założył swój strój treningowy. Uśmiech zastąpił upór i determinacja, gdy wraz z Amidamaru kierował się w stronę ukrytej świątyni.

-Asaha powiedział, że to nie powinien być wymagający test, ale wciąż jakiś może być. Bądź gotów, Amidamaru.- powiedział do swojego stróża, nim weszli do Świątyni. Tym razem czuł się, jakby był właśnie tam, gdzie powinien. Jakby to było jego miejsce. Powoli podszedł do stołu po lewej, gdzie leżały Księga Szamanów, Duchowa i Powietrza. Podniósł pierwszą od wejścia powoli. Tak, jak poprzedniego dnia, nic się nie wydarzyło, gdy tylko trzymał Księgę w zabandażowanych dłoniach. Samurai zmaterializował się obok niego, a Yoh lekko poruszył nogą, sprawdzając, czy katana jest w gotowości. Wziął głęboki oddech i otworzył Księgę.

Nic się nie stało. Nic z niej nie wyskoczyło, ona sama też wciąż była normalną Księgą. Może jednak nie było testu.

-Dobra, leć po Annę.- powiedział po kilku minutach. Wszystko wskazywało na to, że Księga jest bezpieczna.

Oczekując na przybycie Itako, Yoh przyjrzał się Księdze. Przekręcając stronę, dostrzegł rysunki przedstawiające Shikigami, niesamowicie podobne do tych, które miała Anna po przełamaniu pieczęci Cho-Senjiryakketsu. Kilka stron później również pojawiła się informacja jak je pokonać. Z tego, co pamiętał z opowieści, tak właśnie chroniona była Księga za szkłem. Czyżby tworząc nową wersję Księgi, Hao przeniósł Shikigami do nowej, a tą pozostawił bez ostatniej opieki? Co prawda, tylko on i jego brat byliby w stanie w ogóle ją otworzyć, więc może po prostu jego przodek stwierdził, że ta druga Księga bardziej potrzebuje takiej ochrony. Co jednak było ciekawe, z jakiegoś powodu Hao nie zabezpieczył tamtej Księgi tak samo mocno. Możliwe, że gdy tworzył te, jeszcze nie sądził, że wiedza w nich zawarta będzie tak niebezpieczna, a po edycji i aktualizacji Księgi Szamanów tamta nie potrzebowała już takiej ochrony.

-Jak poszło?- spytała Itako, pojawiając się wraz z Amidamaru.

-Nijak. Hao przeniósł ostatnie zabezpieczenie tej Księgi na Cho-Senjiryakketsu. To były te twoje Shikigami.- powiedział odwracając otwartą Księgę, by pokazać jej zawartość. Anna natychmiast poczuła dreszcz przechodzący po plecach, kilka kropel zimnego potu pojawiło się na jej czole, a źrenice rozszerzyły w strachu. Czuła się jak wtedy, gdy myślała, że stracili Yoh na zawsze. Ten strach, gdy widziała jak dusza arzeczonego znika w ustach jego bliźniaka, a ciało opada bez życia na ziemię. Asakura natychmiast dostrzegł zmianę w jej wyrazie twarzy i wtedy przypomniał sobie o pierwszym zaklęciu Ksiąg. -Przepraszam, zapomniałem. Tylko ja jestem odporny na odstraszające zaklęcie.- powiedział starając się dodać odrobinę żartu, by rozluźnić atmosferę. Wtedy nie miał okazji zobaczyć strachu na twarzy blondynki, a to znaczyło, że pierwszy raz widział ją w takim stanie. Blondynka natychmiast zmroziła go chłodnym spojrzeniem, jakby jednocześnie chciała mieć pewność, że nigdy o tym nie wspomni, ale też, że zapamięta, by nie pokazywać jej zawartości Księgi. Zdjęła z szyi swoje korale i zamknęła oczy, trzymając je w jednej dłoni, a dwa palce drugiej trzymała między swoją twarzą i ustami. Szepnęła coś cicho, po czym rzuciła koralami przed siebie, pozwalając, by uformowały portal.

-Poczekam tu na ciebie.- powiedziała. Yoh skinął głową i posłał jej szczery uśmiech nim wszedł do środka.

Tak jak wtedy, lewitował w dziwnej niebieskiej poświacie. Jakaś siła ciągnęła go przed siebie. Otaczała go dziwna cisza, w poprzedniej musiało być tak samo, nim zobaczyli scenę walki przodka z Shikigami, ale wtedy był w towarzystwie przyjaciół. Tym razem ta cisza zdawała się niesamowicie dłużyć. W pewnej chwili, przed nim pojawił się chłopiec. Jego wyraz twarzy był niesamowicie obojętny, zimny, pusty, a Yoh natychmiast poczuł, że był to efekt cierpienia, przez które musiał przejść. Zdecydowanie był młodszy od niego, dłonie miał złączone i schowane w długich rękawach, które gdyby mogły, ciągnęłyby się po ziemi. Jego włosy upięte były w ciekawy sposób, tworząc po bokach jego głowy dwa okręgi. Były całkowicie czarne tak jak jego oczy. Im dłużej mu się przyglądał, tym bardziej rozpoznawał tę twarz. Pomijając brak charakterystycznej grzywki na boki i odcień, wyglądał dokładnie jak on sam, kiedy był dzieckiem. Więc to musiał być młody Hao, pewnie z pierwszego życia.

-Wszyscy ludzie są tacy sami, żyją tylko jedną myślą.- powiedział dziecięcym głosem. -Wszyscy żyją z myślą o sobie. I tylko sobie. Nie myślą o innych ani o planecie, naturze czy przyrodzie.- chłopiec spojrzał mu w oczy. -Ale może... Udałoby się to zmienić?- Yoh nie wiedział, czy ma mu odpowiedzieć i jak się ma do niego zwracać. Szczerze mówiąc, gubił się w tym wszystkim bardzo. Najpierw Hao jako jego bliźniak, później Wielki, okrutny szaman chcący zniszczyć ludzkość, wczoraj potężny szaman, ale najwyraźniej nie aż tak zły, jak do tej pory go znał, a teraz mały chłopiec. -Mów mi Mappa. Nie jestem jeszcze tym, kogo znasz.-

-Mappa? Myślałem, że masz na imię Asaha...- Yoh już naprawdę się gubił. Ile on miał imion? Chłopiec przechylił lekko głowę.

-Jestem Douji Asaha. Mojemu przyjacielowi myliło się to z imieniem mojej matki, Asanohy. Więc dał mi imię Mappa Douji. Później powróciłem do tego imienia, ale na razie cofnijmy się do czasów, gdy mówiono na mnie Mappa. Chcę ci coś pokazać. Choć ze mną.- powiedział i odwrócił się, po chwili pod nimi pojawiło się miasto. Dwoje ludzi, wysoki, dorosły mężczyzna i chłopiec o krótkich włosach, przypominających nieco fryzurę Ashir'a zatrzymali się między dwoma budynkami. Gdy Yoh przyjrzał się, przy czym przystanęli, aż przeszły go ciarki. Był to ten sam chłopiec, który unosił się obok niego, ale znacznie bardziej wychudzony, nieprzytomny, spod peleryny, podobnej do tej, którą nosił Hao podczas Turnieju, wystawały kościste ramiona. Wokół niego kręciła się cała zgraja małych demonów. Mężczyzna rozkazał towarzyszącemu mu chłopcu, rozprawić się z nimi, ale ten ich nie docenił. Po chwili pojawiły się znane Yoh Shikigami, a więc dlatego Zenki i Goki mieli z początku strzec tej Księgi. Hao już wcześniej miał z nimi do czynienia. Po chwili sceneria zmieniła się. Asaha wyglądał teraz dokładnie tak samo, jak ten, który był jego przewodnikiem. Jak się po chwili okazało, przymierzał strój na ceremonię wypędzenia demonów przed samym Cesarzem.

-Zaopiekowali się mną, po tym, jak zabiłem mnicha, odpowiedzialnego za śmierć mojej matki.- powiedział Mappa. Yoh spojrzał na niego zaskoczony, nie wiedział, co zrobiło na nim większe wrażenie, informacja o śmierci matki pierwszego Hao, czy sam fakt, że zabił w tak młodym wieku. -Onmyouji nazywa się Tadatomo, a chłopiec Daitaro.- przedstawił ich, po czym kontynuował. -Daitaro bardzo chciał zrobić jak największe wrażenie na mistrzu. Chciał stać się najpotężniejszy. Jednak odkąd Tadatomo mnie znalazł, skoncentrował się na mnie i faworyzował, wyczuwając we mnie wielką moc i potencjał. Daitaro nie mógł się z tym pogodzić i zdecydował się na mały podstęp. Zmówił się z innym mnichem, a podczas ceremonii miał wypuścić Chimimoryo. Nie wiedział, że potrafię czytać w myślach. Ostrzegłem go, że nie powinien przystępować do swojego planu, a Tadamoto prędzej czy później o wszystkim się dowie. Daitaro zainteresowały moje zdolności, niektórzy powiedzieliby, że był to pewien rodzaj przyjaźni. Razem chcieliśmy przewyższyć ludzkość, spojrzeć w przód, by wiedzieć co robić.- opowiadał chłopiec, a Yoh obserwował wydarzenia na ziemi, rozmowę chłopców na moście.

Sceneria znów się zmieniła. Tym razem był to dwór Cesarza. Bogaci i grubi mężczyźni w bogatych strojach bawili się, prawdopodobnie w ogóle nie biorąc na poważnie ceremonii, wszystko było dla nich jedynie przedstawieniem. Tadatomo stał z przodu, a za nimi Daitaro i Mappa, trzymający sztandary z symbolem gwiazdy.

-Spójrz na nich. Powierzchowne prosięta. Wykorzystują innych, skąpani w kosztownościach i luksusie, podczas gdy ich poddani cierpią. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ich autodestrukcyjne zachowanie jest tak kuszące dla demonów. A ci na ulicach? Bydło żyjące w kłamstwie, ale nie zrobią nic, by to zmienić. Dlatego, nie trzymam niczyjej strony. Jeśli wszyscy żyją z myślą o sobie, to ten, kto zostanie ostatni będzie panem wszystkiego. Chociaż, nie miałbym nic przeciwko, gdybym mógł otoczyć się ludźmi takimi, jak ja, z podobnymi mocami i rozumiejącymi mnie. Ale wtedy mogłem jedynie dzielnie to znosić.- mówił Mappa. Yoh obserwował całą ceremonię uważnie. -Daitaro nie chciał nikogo skrzywdzić. Wykorzystał mnicha, którego Tadatomo strącił ze stołka Onmyouji. Mówił, że ten mnich co roku próbował zniszczyć ceremonię, więc chciał go wykorzystać, by się popisać. Umożliwił uwolnienie Chimimoryo, ale oczywiście, te tłuste prosiaki nie mogły ich zobaczyć, więc myśleli, że Daitaro chciał sabotować ceremonię. Nie wiedział jednak, że to on był wykorzystywany.- Yoh aż krzyknął, gdy po uwolnieniu Chimimoryo, Daitaro chciał je zaatakować, ale Tadamoto przebił go na wylot. Widział szok w oczach Mappy.

-Tadatomo był zbyt potężny, nie słyszałem jego myśli. Nie miałem pojęcia, że to był jego plan. Daitaro myślał, że to on wykorzystuje mnicha Doumo, by pokazać, co potrafi przed Tadatomoo, podczas gdy ci dwaj zmówili się, by wykorzystać jego i zrobić z niego ludzkiego Shikigami. Daitaro ufał i uwielbiał Tadatomo, a on go wykorzystał i zabił dla własnych celów, eksperymentów i pokazu mocy Onmyouji. Wykorzystali go, a on jedynie chciał być kochany.- Chimimoryo wchodziły do ciała Daitaro przez ranę, podczas gdy Tadatomo opowiadał wymyśloną historyjkę, kłamstwa, które miały przekonać Cesarza. Yoh zacisnął usta w wąską linię. Nie wiedział, na czym bardziej skupić wzrok, na wydarzeniach wokół, czy na wyrazie twarzy Mappy, tego w dole, stojącego obok mistrza i... przyjaciela. Tak, musiał go traktować jak przyjaciela, to co zrobił po chwili to potwierdziło. Z zapartym tchem, słuchawkowy obserwował jak Mappa zrywa się do ataku. Widział niedowierzanie, smutek, gniew i ból na jego twarzy.

-Daitaro cię podziwiał! Byłeś dla niego wszystkim! Jak mogłeś to zrobić?!- krzyczał, a Tadatomo jedynie uśmiechnął się, unieruchamiając ciało chłopca, po chwili tłumacząc to przenoszeniem energii demonów na papierowe laleczki. Mappa jednak wyrwał się z jego mocy, niestety nie na długo. Ponownie pojawiły się Zenki i Goki. Przewodnik Yoh obserwował jego reakcję, jak słuchawkowy wyraźnie cierpi patrząc na błagania dziecka w dole, bezsensowne próby wyrwania się, by uratować przyjaciela. Daitaro w końcu przemienił się w Shikigami, takiego, którego widzieli wszyscy. Tadamoto jednak nie mógł nacieszyć się tym widokiem. Zginął po chwili, zgnieciony przez swój własny twór, a Mappa został puszczony wolno. Rzucił się do przodu, ale ktoś go odciągał.

-To by Doumo. Mówił, że Tadatomo od początku to planował. Chciał, aby ten Shikigami rozpoczął wojnę, wybudził tych ludzi z iluzji, którą sami sobie stworzyli. Nie widzieli problemu w chorobach, biedocie, cierpieniu i śmierci, bo nie chcieli go widzieć. Odwracali od niego wzrok i mówili, że wszystko jest dobrze. Doumo chciał mnie wyszkolić, ale... Nie chciałem być taki jak on. To tworzyło błędne koło. Użyłem więc techniki Tadatomo i własnego zaklęcia, żeby zapanować nad Zenki i Goki i zaatakować ludzkie Shikigami.- Yoh obserwował nową walkę.

-Uważaj!- zawołał nim Daitaro przebił Mappę na wylot.

-Zenki i Goki mieli jedynie sprawdzić jak działają ataki Daitaro. Pochłonął ich energię, a potem pozwoliłem się przebić, by chłonął także wytworzone przeze mnie demony. To był jedyny sposób na uratowanie jego duszy.- powiedział. I rzeczywiście po chwili Oni chłopca wspinały się po ogromnym Shikigami, który je pochłaniał aż w końcu... Zniknął. A ciało jego przyjaciela spadło na ziemię, jeszcze po raz ostatni się uśmiechając.

Wszystko zniknęło i znów unosili się w pustce. Yoh powoli przeniósł na niego wzrok. Zastanawiał się, czemu Hao wybrał tą historię do tej księgi i dlaczego ją zamienił. Czy to dlatego, że pokazywał w niej swoje uczucia?

-Każdy człowiek żyje wyłącznie z myślą o sobie.- powiedział chłopiec, a kończąc to zdanie, przemienił się w dorosłego mężczyznę. Wielkiego Onmyouji. -Ten, kto w tym egoistycznym wyścigu wygra będzie panem wszystkiego. Musiałem podjąć tę walkę. By mieć pewność, że zaprowadzę porządek. Ludzie przestaną się ranić i wykorzystywać, udawać czyiś przyjaciół, by wbić im nóż w plecy, ponieważ nie będą widzieli w tych walkach sensu. Po co walczyć o władzę, jeśli władca jest tak silny, że z góry wiesz, że go nie pokonasz? A jeśli jest on dobry, to nawet nie przychodzi ci to do głowy. Ale moim celem nie jest rządzenie innymi niczym Cesarz, a panowanie nad samymi duszami. By nikt więcej nie przechodził tego, co przeszedłem ja.- mówił, a po chwili oboje znaleźli się na dziedzińcu świątyni. Tej samej, która teraz stała w ciemnościach, ukryta przed światem jako przekleństwo rodu Asakurów. Tylko że ta tętniła życiem. Świeciło słońce, po dworzu biegały dzieci, mnisi kierowali się w stronę bramy.

-Postanowiłem, że założę nowy ród. To będzie nowy początek. Razem uda nam się zapanować nad ludzką chciwością, egoizmem, pozbędziemy się tych, co wejdą nam w drogę, tych co będą knuli przeciw matce naturze i bliźnim.- mówił, po czym wyciągnął rękę w stronę Yoh. Zupełnie, jak w Cho-Senjiryakketsu, jasne światło zakończyło wizje, a po chwili wyszedł przez portal.

Korale powoli opadły na ziemię, a Anna podniosła się z podłogi, powoli zabierając je i zakładając z powrotem na szyję. Nie odzywała się, czekała aż Yoh wykona pierwszy ruch. Widziała już, że ta księga wywarła na nim większe wrażenie niż ta, którą wcześniej poznał. Szatyn po chwili odwrócił głowę w jej stronę. Zaciskał usta, choć podbródek i tak trząsł się delikatnie. Powoli zaczynał rozumieć podejście swojego brata. Chyba cieszył się, że wszystkie Księgi zostały spisane przed zmianą nazwiska na Asakura Hao, co oznaczało, że przed staniem się całkowicie złym. Obawiał się, że za to będzie odpowiadała właśnie rodzina. Zrozumiał już, że stracił matkę, a także dwójkę przyjaciół. Jako dziecko był świadkiem ludzkich okropności, a także po raz pierwszy zabił. Czuł w sercu ogromny ból, nawet nie zwrócił uwagi, jak bardzo wzrósł jego poziom furyoku.

-On naprawdę chciał inaczej tego dokonać. Najwyraźniej ludzie tamtych czasów nie dali mu wyboru.- powiedział w końcu Yoh.

======================

No tak, więc... Mocno wzorowałam się na historii opowiedzianej z Shaman King Zero, jeżeli ktoś chcę ją przeczytać to jest tutaj. Tak jak mówiłam, trochę wzoruję się na mandze, ale nie w pełni. Jedynie na kilku wydarzeniach z przeszłości, które mieszam ze swoimi pomysłami. Jak najbardziej chcę podkreślić to, jak Yoh poznaje przeszłość Hao, jest to ważne ponieważ będzie to miało na niego ogromny wpływ. Oczywiście jeszcze nie zna całej historii o śmierci Asanohy czy połączeniu z Ohachiyo. Całe opowiadanie najprawdopodobniej będzie miało "trzy sezony". Pierwszy będzie dość mroczny. Drugi przyjemniejszy i pewnie odrobinę wzruszający, a trzeci powinien upodobnić się atmosferą do anime. Zabawny i będzie się kręcił wokół Turnieju. Wszystko jednak może się zmienić wraz z pisaniem. Ale póki co, nieco mroczniejsze chwilę i powiem wam, że praca nad Yoh będzie dla mnie naprawdę ogromnym wyzwaniem. Ale to zobaczycie ;)

Dziękuję bardzo za komentarze, Aomori i Villemo! Bardzo dużo dla mnie znaczą <3 Aomori, zostało mi tylko kilka rozdziałów! W ostatniej notce zostawię ogólny komentarz co do całości, nie przepadam za pisaniem dłuższych wypowiedzi na telefonie, hahaha. Myślę, że w piątek będzie już w 100% nadrobione!

poniedziałek, 18 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Świątynia

Nikomu raczej nie sprawia przyjemności siedzenie w lodowato zimnej wodzie, nieustannie lejącej się prosto na głowę. Jednak na Yoh działało to niczym spray odkażający na ranę. Spowalniało jego gnające we wszystkich kierunkach myśli i opanowało niespokojne serce. Czuł, jakby ktoś go wyłączył. Nie myślał o niczym ani o przeszłości, ani przyszłości. Pod strumieniem spędził dobre kilka godzin, a skutki zaczął odczuwać dopiero po wyjściu. Wszystkie części ciała mu zdrętwiały z zimna, a po kilku sekundach zaczął szczękać zębami. Już czuł, że nieźle mu się oberwie za to zasiedzenie się. Miał tylko nadzieję, że pozwolą mu wejść do świątyni jeszcze dzisiaj.

-Wciąż nie jesteś wystarczająco skupiona, Tamao.- usłyszał głos dziadka jeszcze zanim wszedł na teren posiadłości. Yoh uśmiechnął się do siebie i cichutko zakradł się w stronę, z której dochodziły odgłosy ćwiczeń. Tamao, choć jakiś czas temu była pełna wątpliwości, dała się przekonać do powrotu do treningów, jej przyjaciele wierzyli w nią, więc nie mogła się poddać. Poprzedniego dnia młody Asakura nigdzie jej nie widział, domyślił się, że rodzina poprosiła ją, by dała mu chwilę dla siebie, więc teraz nie mógł się powstrzymać, by trochę nie podejrzeć. Wychylił się zza ściany, ale nie przyszło mu do głowy, że dziadek może stać tyłem do niego, a ona przodem. Różowowłosa widząc chłopaka, natychmiast się wyprostowała i niechcący machnęła ręką, przez co atak został skierowany w jeden z kwiatów, który natychmiast zajął się różowawym płomieniem. Dziewczyna pisnęła i zaczęła przepraszać, podczas gdy Yohmei ocalił roślinkę falą swojego furyoku. Nim się odwrócił, już słyszał chichot Yoh.

-No nareszcie, twoja matka już planowała wyciągnąć cię stamtąd siłą.- skomentował, a Tamao wciąż przepraszała z twarzą ciemniejszą od jej włosów. Yoh wyszczerzył się do obojga.

-Ile można, jeszcze trochę i przymarzłbym tam na zawsze.- stwierdził. -To ja jej w takim razie poszukam. Do zobaczenia później, powodzenia Tamao!- zawołał, machając im na pożegnanie.


Całe szczęście, pomimo długiego siedzenia pod strumieniem wodospadu, matka Yoh nie dała się długo prosić i wkrótce, po dwóch gorących herbatach i armii witamin dla układu immunologicznego, ruszyli przez całą posiadłość do części, w której nigdy nie był, znajdowała się pomiędzy dwoma wysokimi górami na tyłach posiadłości. Choć nie było jeszcze bardzo późno, to okolicę otaczał dziwny mrok, a sama atmosfera wyraźnie dowodziła, że było to miejsce, które klan Asakurów traktował jako przekleństwo i coś, czego nie chcieli puszczać na światło dzienne. Yoh zwolnił kroku, przechodząc przez Torii*. Poczuł się naprawdę bardzo dziwnie, jakby... już tu kiedyś był, choć był pewien, że rodzina nigdy nie dopuściła go do tego miejsca. Słyszał opis od Anny, stąd też wiedział, że ono istnieje, a także, że znajduje tu się więcej ksiąg, ale to nie powinno sprawiać, że będzie się czuł tak pewnie.

-To miejsce jest przesiąknięte dziwną energią.- mruknął Amidamaru, pojawiając się u boku swojego szamana.

-Tę świątynię stworzył sam Hao, ponad 1000 lat temu.- wyjaśniła Keiko, oglądając się za siebie, na swojego syna i jego stróża. Yoh przełknął głośno ślinę i powoli kierował się ścieżką za swoją rodzicielką, rozglądając się po okolicy. Wyobraźnia płatała mu figle, w głowie widział mnichów i innych duchownych, władców oraz zwykłych ludzi w starych tradycyjnych strojach, dzieci, może uczniowie, a może krewni odwiedzających jego przodka, może członkowie rodu. Część z nich widział jakby z boku, a część wpatrywała się w niego. Te obrazy w głowie udowadniały mu, że jest i będzie częścią Hao.

-Wszystko w porządku?- spytała Keiko stając w samym wejściu do głównego budynku. Zarówno drzwi, jak i lampiony po obu ich stronach miały symbol gwiazdy, Yoh już wiedział, że jest to odniesienie do pentagramu Wuxing [w polskiej wersji Gwiazda Jedności].

-Zastanawiam się jakim cudem nigdy się tu nie zakradłem.- odparł z rozbawieniem.

-Shikigami dziadka strzegły tego miejsca równie mocno, co ciebie samego.- odpowiedziała ze smutnym uśmiechem. Teraz tego żałowała, gdyby sam się dowiedział, nie mieliby wyboru i musiałby poznać prawdę. -Gotowy?- chłopak kiwnął głową, a brunetka otworzyła przed nim drzwi.

Sala była dość duża i stosunkowo pusta, wszędzie, gdzie się dało widniał symbol gwiazdy. Drewniana posadzka wciąż miała ślady niegdysiejszych walk czy obrzędów. Na ścianach wisiały pojedyncze pergaminy, również oznaczone pentagramem. Na stołach pod ścianami, w równych odstępach od siebie leżały księgi i choć wyglądało to, jakby wystarczyło je podnieść i zacząć czytać, Yoh domyślał się, że to nie będzie takie proste. Na samym końcu pomieszczenia Yoh dostrzegł Butsudan**, nad którym królował stary obraz przedstawiający Wielkiego w jego pierwszej formie, takiej jak widział w Cho-Senjiryakketsu, a pod nim, za szkłem właśnie ta książka. Yoh zastanawiał się, dlaczego to właśnie ona była chroniona dodatkowym szkłem, a pozostałe nie. Jedyne co przychodziło mu do głowy to to, że pozostałe po prostu tej ochrony nie potrzebowały, albo dlatego, że nikt nie miał odwagi do nich zajrzeć albo, co potwierdzało jego przeczucia, one miały swoją własną ochronną moc.

-Tu cię zostawię, Yoh. Te księgi po bokach, to właśnie te, których nikt nigdy nie czytał. Nie siedź tu do późna, masz tyle dni, ile tylko będziesz chciał i proszę, bądź ostrożny.- powiedziała. Chłopak kiwnął głową, po czym odczekał chwilę, aż będzie miał pewność, że matka oddali się wystarczająco. Powoli podszedł do podwyższenia i wspiął się na relikwiarz, przyglądając się twarzy swojego przodka. W porównaniu do wspomnienia sprzed 500 lat, gdy ten odrobił się w plemieniu Patch, ten zdecydowanie wyglądał jak jego starszy brat. Przez myśli Yoh nawet przeszło, że w przyszłości właśnie tak będzie wyglądał. To nie Hao był podobny do Yoh, a on do niego. Młody Asakura odepchnął od siebie myśl, że jest jedynie bezużyteczną pomyłką. Nie może tak o sobie myśleć, przecież nie jest głupi i wie, ile znaczy i ile zrobił dla innych. Nie może sobie wmawiać, że jest inaczej, jeśli nie tak dawno cały świat szamański, a przynajmniej część obecna w Patch oddała mu swoje furyoku, zawierzając mu całkowicie. Jedynie sam Hao miał prawo uznawać go za bezużytecznego, ale też nie w sposób, którego się obawiał. Księga za szkłem zadrżała lekko, a Yoh przeniósł na nią wzrok.

-Nie tym razem, ciebie już znam.- mruknął, po czym odwrócił się i zszedł z podestu, spoglądając po kolekcji sześciu ksiąg. -Jak myślisz, Amidamaru, o co chodzi z tymi księgami i jak bardzo niebezpieczne będą?- spytał Yoh, przyglądając się każdej po kolei.

-Nie mam pojęcia, Yoh-dono. Ale musisz być bardzo ostrożny. Wyczuwam ogromne pokłady energii szamańskiej, a same księgi chronią potężne zaklęcia.- mruknął.

-No cóż, nie przekonamy się, póki nie sprawdzimy.- powiedział, po czym sięgnął po pierwszą książkę. Nic się nie stało. Słuchawkowy stał nieruchomo, nasłuchując uważnie. Powoli otworzył książkę i natychmiast ją upuścił z głośnym sykiem. Jego wzrok padł na dłonie, na których powoli zaczęły pojawiać się zaczerwienienia i bąble. Takie jak po oparzeniach. A więc jednak coś je chroniło. Co bardziej go zdziwiło, Amidamaru nie zareagował. Podniósł głowę i dopiero po chwili zorientował się, że jego stróż gdzieś zniknął.

-Witaj.- usłyszał za sobą. Natychmiast się odwrócił, a jego wzrok napotkał spojrzenie Wielkiego, stał przed nim, jak gdyby nic. Niczym żywy.

-Ty jesteś...- zaczął, nie wiedząc, jak się do niego zwrócić. Wielki uśmiechnął się lekko, w jego oczach nie było nienawiści, jedynie ciekawość.

-Przecież doskonale wiesz, mój bracie.- stwierdziła postać.

-Ty... Ty mnie znasz? To znaczy, wiesz, kim jestem?- nie wiedział, jak ma zadać to pytanie, na szczęście on zrozumiał.

-Nie.- odparł z lekkim uśmiechem, przymykając oczy, tak jak i Yoh miał to w zwyczaju. -Byłem ciekaw twej reakcji. Nie, nie wiem, kim dokładnie jesteś. Jestem tu, ponieważ przełamałeś pieczęć moich ksiąg, a także przyprowadziłeś ze sobą swego stróża, który wspaniałomyślnie, a raczej nie mając wyboru, udzielił mi na krótko swojej postaci, bym mógł się z tobą spotkać.- wyjaśnił.

-W takim razie, skąd wiedziałeś, że jestem twoim bratem?- zapytał Yoh.

-Domyśliłem się.- odparł, lecz widząc minę młodszego Asakury, zaśmiał się dziwnie serdecznie. -Moje wspomnienia i wiedza kończą się wraz z dniem, w którym zostałem stworzony.-

-Jesteś strażnikiem jakieś pieczęci?- spytał słuchawkowy, a mężczyzna kiwnął głową. -Ale to dalej nie wyjaśnia, skąd wiesz, kim jestem.-

-Czy domyślasz się, czym są te księgi?- Yoh spojrzał na każdą z nich, a następnie na swoje poparzone dłonie i na księgę leżącą na podłodze.

-Wuxing...- powiedział cicho.

-Zgadza się. Każda z tych ksiąg opisuje drogę, jaką pokonałem, by opanować każdy z punktów pentagramu. Ogień.- wskazał na tę leżącą na podłodze, a następnie na jej sąsiadujące -Ziemia i Woda. Tam zaś...- wskazał na pozostałe trzy -Powietrze, Świat Duchowy oraz Księga Szamanów.- powiedział, na to ostatnie Yoh spojrzał na niego gwałtownie.

-Cho-Senjiryakketsu? Ale przecież.... Ona leży tam.- zawołał, wskazując na gablotę. Duch pieczęci spojrzał w tamtą stronę.

-Ta księga nie istniała przede mną. Musiałem ją spisać później.- odpowiedział i znów zwrócił się w stronę Yoh. - Stworzyłem pieczęć niewiele po opanowaniu wszystkich pięciu elementów. Moc i wiedza, zawarte w tych księgach jest tak ogromna i piękna, jak i niebezpieczna. Wiedziałem, że w strachu przede mną, inni mogą chcieć mnie zniszczyć. Będą chcieli stać się tak potężni, by móc się ze mną równać. Nie mogłem do tego dopuścić. Taka moc w niepowołanych rękach mogłaby doprowadzić do zagłady wszystkiego, co żywe.- wyjaśniał. Yoh słuchał jego słów z niedowierzaniem. Starał się ukrywać szok, w którym tkwił. Czy to właśnie taki był jego przodek, zanim w jakiś sposób zszedł na złą drogę? -Stworzyłem więc potężne zaklęcia i pieczęć, by chronić tę wiedzę. Każdego, komu przyjdzie przez myśl podniesienie którejkolwiek z ksiąg, przeszywa nieokiełznany strach. Zmierzenie się z nim jest niemalże niemożliwe, im bliżej do podjęcia decyzji o przejrzeniu zawartości, tym silniejszy strach. Jeśli pomimo to, ktoś po nie sięgnie, miał odbyć walkę ze mną. Uznałem jednak, że nie wiem, jakie zdolności mogą rozwijać się w przyszłości, więc dodatkowo zabezpieczyłem je zaklęciami, mającymi poddać każdego, kto je dotknie, a nie opanował konkretnych elementów, próbom. Bolesnym. - wyjaśniła postać, powoli przemieszczając się wzdłuż stołu. -Zaklęcia miały być wystarczające, by nikt nie był w stanie otworzyć ksiąg, oprócz mnie.-

-To wciąż nie wyjaśnia, skąd wiesz, kim jestem.- stwierdził Yoh.

-Wyjaśnia.- mężczyzna znów zwrócił się w jego stronę. -Nie wyczuwasz strachu, ja również nie mogę cię zaatakować. Zostałeś jednak poparzony przez Księgę Ognia, co oznacza, że nie masz opanowanych pięciu elementów Wuxing. Nie możesz być mną, ale też nie jesteś zwykłym Douji. Wnioskuję więc, że odradzając się, rozdzieliłem duszę na dwie części, a ty jesteś drugą połową. W takim wypadku musisz być moim bratem. Posiadając część mojej duszy, nie odczuwasz strachu, a ja obowiązku zaatakowania cię.- Hao wyjaśnił w lekkim politowaniem. To miało sens, nawet ogromny. -Czas na moje pytanie, co tu robisz?-

-Ja... Ty naprawdę nie wiesz co się z tobą działo po stworzeniu pieczęci?- zapytał Yoh, bojąc się opowiadać całą historię.

-Cóż. Przeczuwałem, że chcą mnie zniszczyć. Obawiano się mnie, przez moją potęgę i to, jak chroniłem swoje tajemnice. Nie ufano mi, choć ja robiłem wszystko, aby pomagać innym. Czułem, że niedługo stanie się coś, co nie powinno nigdy mieć miejsca. Domyślam się, że to się wydarzyło, nie wiem, jak długo po stworzeniu tych ksiąg.-

-Myślę, że bardzo długo. Mówisz, że powstałeś niewiele po opanowaniu Wuxing, zamordowany zostałeś znacznie później przez ród Asakurów.- wyjaśnił Yoh i mógł przysiąc, że na ostatnie słowo, duch pieczęci zareagował. Przez chwilę był pewien, że widzi zaskoczenie, jednak zaraz ustąpiło poprzedniemu wyrazowi twarzy.

-Jak się zwiesz?-

-Asakura... Yoh.- odpowiedział, a mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.

-Nazywam się Douji Asaha. Klan Asakura to ród, który planowałem stworzyć. Tego dnia, gdy zdecydowałem się zakląć księgi, podjąłem również decyzję o założeniu nowego rodu. Najwyraźniej to zrobiłem, a ty znasz mnie pod imieniem Asakura Hao.- duch uśmiechnął się, gdy słuchawkowy kiwnął głową. Szok to zbyt delikatne słowo. A więc Hao nie tylko nadał rodzinie znaczenia, ale całkowicie ją stworzył, a sam nie nazywał się tak od zawsze.

-Dlaczego tu jesteś, Yoh? Co cię sprowadza do tych ksiąg? Powiedziałeś, że twój ród mnie zamordował, ale znacznie później, więc co ty tutaj robisz?- spytał.

-Jestem połową twojej duszy z trzeciego wcielenia. Nasz ród... popełnił wiele błędów i teraz chciałbym je naprawić, ale do tego potrzebuję cię zrozumieć. Pomożesz mi?-

Duch wpatrywał się w niego w ciszy przez chwilę, nim pokręcił głową.

-Chcesz mnie poznać, Yoh, a w tym ci nie pomogę. Jedyne, co mogę zrobić, to poradzić ci kolejność czytania ksiąg. Zacznij od Księgi Szamanów, ta jako jedyna nie podda cię wymagającemu testowi, ale wiedza i moc, które posiądziesz dadzą ci umiejętności wymagane, by sprostać próbom pozostałych ksiąg. Następnie Księga Ziemi, jest najłatwiejsza i najsłabsza. Księga Powietrza, znacznie trudniejsza, ale opanowanie tego żywiołu umożliwi ci przetrwanie testu Wody, a ta testu Ognia. Jako ostatnia jest Księga Duchowa. Każda z tych Ksiąg może cię zabić i do każdej będziesz potrzebował portalu. Nic ci nie da czytanie znaków. Opanowanie umiejętności zawartych w księgach nie oznacza, że opanujesz Wuxing. Zbliży cię to do natury i ułatwi osiągnięcie tego, co ja. A to powinno ci szanse na poznanie mnie.- rzekł, nim jego postać zaczęło blaknąć. -Mój czas się kończy, Yoh...-

-Zaczekaj. Czy mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie?- spytał, a mężczyzna kiwnął głową. -Jakie jest twoje podejście do ludzkości?-

Przez chwilę milczeli, postać wciąż znikała, a mgła w kształcie Amidamaru ją zastępowała.

-Mam swoje powody, by większości z nich nienawidzić.- odparł jedynie, zanim całkowicie zniknął.

-Czekaj!- zawołał Yoh, ale było już za późno. Amidamaru natomiast spojrzał na niego zaskoczony.

-Yoh-dono?- spytał, ale szaman pokręcił tylko głową i rozejrzał się po pomieszczeniu. To nie do końca tak miało wyglądać. Yoh chciał jedynie poznać bliżej poznać swojego brata, a nie jedynie opanowywać te same moce, które niegdyś on. Zajął miejsce na podłodze pod ścianą, po czym w końcu opowiedział Amidamaru o całym zajściu.

-Co zamierzasz zrobić?- spytał w końcu jego stróż.

-Cóż, mam okazję poznać Hao od strony, której nie zna nikt. A jeżeli mam wygrać Turniej Szamanów, muszę stać się silniejszy.- odparł spokojnie szatyn, wpatrując się w stół gdzie leżała pierwsza z ksiąg. -Ale najpierw muszę sprowadzić tu Annę i jej korale.- dodał z rozbawieniem, choć po cichu miał nadzieję, że blondynka nie będzie stawiała oporów, ani też nie dowali mu treningami.


Myślał, że będzie miał na to kilka dni. Najwyraźniej nie docenił swojej rodziny, która już spodziewała się, że pomoc Anny będzie konieczna.

-Wróciłem! Cześć Anna.... Huh? Chwila. Anna?!-

*Torii - główna brama świątyni
**Butsudan - japoński ołtarz-relikwiarz
=========================
No i to by było na tyle! Myślę, że następny rozdział dodam w środę, ale to zależy! Wiele się będzie teraz działo. Czasami będę wzorować się na niektórych wydarzeniach z mangi, ale tylko czasami. Niezmienne pozostają wydarzenia z anime, natomiast i ta część i następne mocno wchodzą w przeszłość Hao, a ta będzie się różniła od oryginału z mangi.

sobota, 16 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Koszmar

-A więc zdecydowałeś. Posłuchałeś innych.- rozbrzmiał głos. Yoh otworzył oczy, przekonany, że za chwilę ujrzy sufit swojego pokoju, chciał podnieść się do siadu, lecz on już był w pozycji pionowej. Lewitował w ciemnej pustce, a przed nim nie było ani spodziewanego sufity, ani ścian. Tylko jakieś jasno szare nici, tworzące coś w rodzaju dziwnych połączeń. Widział to już, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie.

-Kiedyś nie zważałeś na to, co mówią inni.- usłyszał ponownie, tym razem jakby zza siebie. Odwrócił się gwałtownie, lecz jedyne co ujrzał to dwie dziwne kolumny, między tymi połączeniami, jakby wtyczki. Wyciągnięte do siebie, jakby powinny być połączone. Yoh przełknął głośno ślinę, a echo tego dźwięku rozniosło się po przestrzeni kilkukrotnie. -Mówili ci o Amidamaru, uparłeś się.- znów zza niego, ale tym razem ujrzał coś, na kształt bramy. -Mówili ci o Tokageroh, zaufałeś mu choć nawet Itako nie wyczuła dobrych zamiarów ducha.- głos nawiedzał go nieustannie, czasem przerywając poprzednie zdanie, za każdym zza niego lub z boku. Ale nikogo tam nie było. Yoh odwracał się próbując dostrzec tego, kto wypowiadał te bolesne zdania.

-Mówi o HoroHoro, nie wierzyłeś.-

-Mówili o Renie, uratowałeś go i zaprzyjaźniłeś się z nim.-

-Mówili o Fauście, wybaczyłeś mu.-

-Mówili o Lysergu, dawałeś mu szansę jedną za drugą.-

-Mówili o Borisie, próbowałeś go ocalić.-

-Ale gdy powiedzieli o mnie....- 

Tym razem, gdy Yoh się odwrócił w panelu widoczna była postać jego brata. Peleryna, odrzucona do tyłu, włosy potargane, oczy zamknięte.

-Hao...-

-Posłuchałeś. Nie próbowałeś ze mną rozmawiać. Wierzyłeś, że nikt nie jest w pełni zły, a jednak skreśliłeś mnie.- mówił głos, choć Hao nie poruszał ustami. Yoh uznałby, że to przekaz telepatyczny, ale dźwięk roznosił się po otchłani, w której się znajdował. -Nie chciałeś mnie zrozumieć, nie chciałeś zaoferować mi innej drogi, nie próbowałeś traktować mnie z dobrocią, z której jesteś znany. Po prostu uwierzyłeś. I tyle.- mówił. Młodszy Asakura, choć lewitował, czuł, że się trzęsie. Ciepłe łzy zebrały się w oczach, a gdy poleciały, zaczęły unosić się do góry, zamiast opadać w dół. Odgonił je dłonią.

-Co w ciebie wstąpiło, Yoh? Zabiłeś mnie.- głos znów przemówił, a Hao otworzył oczy. Były puste, nie miał tęczówek, ani źrenic. Od czubka głowy w dół twarzy i dalej, do szyi, klatki piersiowej, zaczęła przechodzić czerwona kreska. W pierwszej chwili Yoh myślał, że to blizna po jego ataku, ale wtedy kreska okazała się być otwartą raną, a krew sączyła się niej, powoli zalewając twarz starszego i jego ciało. -Zabiłeś.- to słowo wypowiadało kilka głosów na raz, najpierw tylko jego, a później inne, jedne dobrze mu znane, inne całkowicie obce, wszystkie wypowiadały to słowo z wyrzutem. Nagle te same głosy nie tylko słyszał uszami, ale również w głowie.

Ogromny ból przeszył go wzdłuż ciała. Zamknął oczy, a gdy znów je otworzył, obok Hao był też on sam i wyglądał dokładnie tak samo. 

-Zabiłem cię.- powiedziało jego odbicie. Zamknął oczy gwałtownie, pochylił się i schował głowę w dłoniach, czując ten ogromny ból rany przechodzącej przez jego ciało nim wrzasnął.

I to jego własny wrzask wybudził go ze snu.

-Yoh-dono!- Amidamaru natychmiast się zmaterializował obok swojego szamana, a chwilę później również liściaste duszki, najpewniej wysłane przez Yohmei. Amidamaru wpatrywał się w Yoh z zaskoczeniem, przecież zawsze widać było gdy miał zły sen, a teraz nic tego nie zapowiadało. -Yoh, wszystko dobrze, to tylko zły sen.- próbował go uspokoić, gdy szatyn siedział na łóżku i łapał powietrze, nie było łez, jedynie miał ogromne trudności ze złapaniem oddechu. Po chwili do pokoju wpadła Keiko.

-Synku, co się stało?- natychmiast chwyciła Yoh w swoje ramiona i przytuliła. Nieco to pomogło, oddech chłopaka z chaotycznego i desperackiego zmienił się po prostu w szybki, można powiedzieć podwójny, ale nie odpowiadał, więc matka chłopca spojrzała pytająco na stróża.

-Przepraszam, Asakura-sama. Czuwałem nad nim, ale nie zauważyłem by miał zły sen, zwykle go wybudzam z takich, ale tym razem nie było śladu.- powiedział duch, miał do siebie pretensję, może coś przegapił. 

Yohmei spojrzał na Kino, która bez słowa skierowała się w stronę kuchni by przygotować jeden ze swoich magicznych, uspokajających naparów. Mikihisa stał oparty plecami o ścianę korytarza. Maska przysłaniała jego twarz, ale najstarszy z rodu wiedział, że obwinia się i żałuje. Nie trzeba było pytać Yoh, wszyscy wiedzieli kto mu się śnił.

-Muszę... muszę to naprawić...- wymamrotał w końcu Yoh. Keiko uciszyła go i delikatnie głaskała po włosach dopóki Kino nie przyniosła naparu. I choć był gorzki i bardzo ziołowy, Yoh bez słowa sprzeciwu wypił go do dna, niemal natychmiast czując ulgę. W pokoju została tylko jego matka i czekała aż chłopak zaśnie, by przykryć go kołdrą i po cichu opuścić jego pokój. Mikihisa czekał na nią na zewnątrz.

-Nie przypominam sobie by Yoh kiedykolwiek tak zareagował na koszmar.- mruknął mężczyzna.

-Bo tak nigdy nie było. Nawet w dzieciństwie, gdy miewał koszmary budził się po cichu i przychodził, albo dopiero rano mówił, że miał jeśli zauważyliśmy cienie pod oczami. To pierwszy raz.- odparła troskliwie.

-Jesteś pewna, że powinien wchodzić do świątyni Wielkiego? Yoh jest bardzo słaby psychicznie. A co jeżeli księgi Hao wpłyną na jego postrzeganie świata?- spytał.

-Nie wpłyną. Yoh chce dowiedzieć się co raniło Hao, jakie były jego wizje, czego się obawiał i co chciał osiągnąć, a potem znaleźć na to inny sposób niż wybicie ludzkości. Chce stać się potężniejszy by wygrać Turniej w swoim i jego imieniu, a potem ocalić i planetę i ludzkość. Kto jak kto, ale Yoh nigdy nie skrzywdzi człowieka. Dobrze o tym wiesz.-

-To wciąż bardzo niebezpieczne. Nikt tych ksiąg nie przeglądał..-

-I może tu był nasz błąd i klucz do wszystkiego.- Keiko mu przerwała. -Może już dawno powinniśmy to zrobić. Hao odradza się kiedy tylko chce. I tak będzie zawsze. Nie jesteśmy w stanie odebrać mu jego mocy, tak już jest i on zawsze będzie częścią naszej rodziny. Asakurowie mogą go zabijać w nieskończoność, ale nigdy go nie pokonają. Może to jest klucz do tego wszystkiego. Nie pokonać, a zrozumieć i pomóc mu wyjść z myślenia, w którym utknął tysiąc lat temu. Yoh był jedyną szansą by tego dokonać. Do końca wierzyłam, że da radę. Nie udało mu się ocalić Hao, ale może uda mu się osiągnąć coś, czego nikt wcześniej nie spróbował. Połączyć marzenie Wielkiego z ocaleniem niewinnych istnień. Tylko Yoh może to zrobić, bo tylko on ma w sobie tą siłę.- broniła decyzji syna.

-Skąd pomysł, że Hao to doceni. Musiałaby być w nim odrobina dobra.-

-A pamiętasz, czym jest Yoh? Dusza Yoh, to połowa duszy Hao. Jedna dusza rozdzielona na dwa, ta jedna pozostała z jaźnią Hao, a druga stworzyła nową. Yoh jest częścią Hao, jego dusza, jaźń i osobowość, choć stała się jego własną, jest częścią Hao. Jeśli Yoh potrafi być taki, jaki jest, to znaczy, że w Hao też to gdzieś siedzi.- powiedziała. Sama nie zdawała sobie sprawy z tego, jak blisko prawdy była i ile to dało do myślenia Mikihisie. Ta umiejętność wykrywania dobra tam, gdzie nikt się go nie spodziewał. Czyżby to był malutki zalążek Reishi? Który rozwinął się w ten sposób, dając Yoh możliwość trafienia do każdego człowieka, zagubionego w gniewie i nienawiści. Cóż, na pewno nie było to Reishi takie, jakie jest znane, ale kto wie, może rzeczywiście była to część mocy Hao, która w nim zgasła, przykryta negatywnymi aspektami czytania w umysłach i sercach.

-Mhm. Ale niech pójdzie nad wodospad i oczyści umysł, zanim wejdzie do jaskini lwa.- odparł w końcu ojciec bliźniąt. 


Następnego dnia Yoh zszedł na śniadanie, witając się z rodziną szerokim uśmiechem. Rodzina nie wiedziała co powiedzieć. Nie miał podkrążonych oczu, nie wydawał się być przytłoczony myślami czy przybity wspomnieniami koszmaru. Tak jakby w nocy nic się nie wydarzyło. Śmiał się, gadał, jadł szybko i dużo jak nakręcony. Był pełen energii i gotowości do pracy. Ani dziadkowie, ani rodzice nie wiedzieli jak się zachować. Spytać jak się czuje? A co, jeśli to go przybije? Woleli nie ryzykować. Choć z drugiej strony, tłumienie w sobie uczuć też nie jest najlepszym pomysłem.

Yoh oczywiście przeżywał koszmar ostatniej nocy. Na szczęście, ziółka babci Kino go uspokoiły i ululały do snu jak niemowlę. Nic więcej mu się nie śniło, a rano obudził się świeży i wypoczęty. A myśl, że za chwile wprowadzi do życia swój plan pod tytułem "Jak naprawić świat tak, by nie zabijać, ale żeby Hao był zadowolony", dodawała mu energii. Starał się nie myśleć o swojej winie, którą ponosił w tej sytuacji.

-Yoh, zanim zabiorę cię do komnaty, chcielibyśmy żebyś udał się nad wodospad i oczyścił swój umysł. Nie wiemy, co czeka w księgach Wielkiego.- umyślnie omijali jego imię. Woleli nie wywoływać żadnych wyrzutów samym jego wydźwiękiem.

Nie dyskutował, ba, sam chciał to zrobić. Po śniadaniu natychmiast udał się nad lodowaty wodospad. Wiedział, że tego potrzebuje, domyślał się, że będzie musiał stawić czoła okropnym pokusom, manipulacji i zachęcie swojego przodka. Jeśli w Cho-Senjiryakettsu czaiło się niebezpieczeństwo, to w księgach nikomu nie znanych mogło być tylko gorzej.

=============================

To tyle na dziś. Krócej, głównie dlatego, że muszę już wychodzić z domu i wracam w poniedziałek, ale w przyszłym tygodniu myślę, że dodam więcej części, urlop piękna sprawa. Poza tym myślę, że zakończyłam w dobrym momencie. Aomori, mogę Ci zdradzić, że po dłuższych przemyśleniach, jednak muszę sprowadzić Annę do Izumo, więc będzie ich więcej ;) Dopiero się zorientowałam, że miałam zablokowane komentowanie bez logowania. Odblokowałam!