-Tak mało o nim wiemy.- powiedziała Keiko cicho, a w jej głosie słychać było wyrzuty sumienia, które żywiła wobec siebie samej.
-Nie obwiniaj się, skąd mieliśmy wiedzieć. Wiemy tyle, ile przekazywane było z pokolenia na pokolenie, jeśli ktoś popełnił błąd, to pierwsi Asakurowie.- powiedział Mikihisa. Choć nie należał bezpośrednio do rodu, a jedynie jako mąż Keiko, on również poczuwał się do odpowiedzialności.
-Zastanawiam się... Asaha...- Yoh zdecydował tak go nazywać, dla odróżnienia przodka od brata, a przynajmniej tego przodka, który w domyśle był jeszcze przed zmianą swojego podejścia. -Asaha powiedział "rozdzieliłem duszę na dwie części"...-
-Myślisz, że twoje narodziny wraz z nim były przez niego zaplanowane?- spytała Anna, a chłopak wzruszył ramionami, patrząc na nią, starając się ukryć swoje zagubienie i niepewność.
-Nie wiem, może po prostu tak powiedział, a ja doszukuję się nie-wiadomo czego. Ale jeśli się dowiem, że zrobił to, by nie być sam, to będę potrzebował tony cheeseburgerów, żeby zagryźć swój żal. - zażartował, choć wszyscy wiedzieli, że za tymi żartami kryły się prawdziwe wątpliwości.
-Obawiam się, że będziesz musiał znaleźć inny sposób, nie ma mowy, żebyś mi się spasł jak prosię.- odparła blondynka, a jej narzeczony zachichotał, nim powrócił do powagi sytuacji i całej rozmowy.
-Wciąż chcesz przejść przez te księgi, mój wnuku?- dopytywał Yohmei, a Yoh skinął głową. Przed każdym z nich stanęły kubki z gorącą herbatą, a różowowłosa już planowała opuścić pomieszczenie, gdy polecono jej jednak z nimi zostać.
-Jesteś naszą jedyną uczennicą, to i tak prawie, jakbyś należała do rodziny.- powiedziała ciepło matka bliźniaków.
-Poza tym, twoje wizje mogą się okazać przydatne, jeśli uda ci się nad nimi zapanować.- wtrąciła najstarsza z rodu. Tamamura skinęła głową i zajęła miejsce obok Anny.
-Nie wiem, czy Hao zaplanował moje istnienie, czy nie, ale nie zostawię tego tak. Jestem pierwszą osobą, która może zajrzeć do tych ksiąg i poznać go z czasów, gdy najwyraźniej był jeszcze normalny. To będzie niebezpieczne, a to, że on sam mnie ostrzegł, dowodzi, że było w nim dobro. Sam też powiedział, chciał pomagać innym.-
-Istnieje szansa, że również uda ci się opanować Wuxing...- zaczął Mikihisa.
-Niech tak będzie, tym lepiej, za 500 lat dopilnuję, by Hao nie zrobił żadnej głupoty. Wyobraźcie sobie jego minę, gdy stanę mu na drodzę i powiem "Hej, widziałeś, co zrobiłem? Naprawiłem planetę, nie musisz się już o nią martwić."- Yoh znowu się roześmiał. Obecni przy stole nie wiedzieli, czy to oznaka dobrego humoru czy maska, ale chyba jednak Yoh po prostu naprawdę wierzył, że uda mu się naprawić swoje błędy. Oczywiście, nie spodziewał się, że będzie łatwo i teraz i przy ewentualnym odrodzeniu, jeżeli w ogóle takie miałoby miejsce. Ale pożartować wciąż mógł, w końcu tak też uwalniał swój stres. -Pójdę za jego wskazówkami, zacznę od tej drugiej Księgi Szamanów. Możliwe, że nic nowego z niej nie wyniosę, skoro ta, którą czytaliśmy to pewnie jej aktualizacja, ale może przynajmniej dowiem się czegoś nowego o Hao. Później Księga Ziemi, Powietrza, Wody, Ognia i Duchowa. Anno, ze względu na pieczęć i zaklęcia, wolałbym byś czekała na mój sygnał.- zwrócił się w stronę narzeczonej, ta już otwierała usta, ale nie dał jej dojść do głosu. -Wiem, wiem, jesteś silna i potężna, ale pamiętaj, że ja jestem dopuszczony do tych ksiąg tylko dlatego, że po części jestem Hao.-
Nie podobało jej się to, ani trochę. Ani sam fakt, że Yoh szedł w bardzo niebezpiecznym kierunku, miał narażać się na moc Ksiąg tylko po to, by pomóc Hao. W dodatku ona miała mu w tym pomóc, a nie mogła iść z nim. Jedyne co mogła robić, to czekać na sygnał, a przez wyzwania ksiąg musiał przejść sam. Wystarczyło, że przed chwilą Kino opatrywała jego poparzone po otwarciu Księgi Ognia dłonie. Jasne, jeszcze nie tak dawno Yoh brał udział w śmiertelnie niebezpiecznym Turnieju Szamanów, ale to było co innego. Tam mniej więcej wiedzieli, czego się spodziewać. A tutaj? Nie dość, że robił to dla kogoś, kto próbował go zabić, to jeszcze był pierwszy, który się tego podjął. Mogło się okazać, że niepotrzebnie się naraża, zginie lub stanie się coś jeszcze gorszego, a za 500 lat Hao wyśmieje jego trud. Wiedziała jednak, że Yoh zrobi to z jej pomocą, lub bez. A z dwojga złego wolała być w pobliżu, niż żeby miał szukać pomocy wśród obcych, co byłoby jeszcze bardziej niebezpieczne. Poza tym, była szansa, że wyjdzie z tego potężniejszy, a przecież Turniej Szamanów miał być niedługo wznowiony. W końcu westchnęła ciężko, ale przytaknęła.
Tamao obserwowała wszystkich uważnie. Domyślała się, że w najbliższej przyszłości będzie musiała skupić wywoływanie swoich wizji na Yoh, by ewentualnie móc go przed czymś ostrzec. Z jednej strony, zawsze łatwiej szło jej wywołanie wizji na jego temat, na nim najłatwiej było jej skupić myśli, ale z drugiej, czasami niestety wizjami kierował strach i nigdy nie była pewna, co chciało ją tylko nastraszyć, a co było pewnym problemem.
Po zjedzonej kolacji, Yoh w końcu miał chwilę, by porozmawiać z Anną. Dowiedział się, że biedny Manta po raz kolejny otrzymał nakaz pozostania w domu, a żeby mieć pewność, że nie zapakuje się do pierwszego lepszego pociągu lub, co gorsza, nie wpadnie tam Ryu, który stwierdzi, że czas odwiedzić Mikihisę i Izumo, kazała mu codziennie odwiedzać Funbari Onsen i podlewać ogród oraz sprzątać, jednocześnie informując, że czekają go tortury, jeśli ominie chociaż jeden dzień. A że właściwie od niedawna był szamanem, treningi z Yoh wchodziły w grę. Tak więc rozpaczający blondynek nie miał wyboru i musiał zostać w Tokio. Słysząc o groźbie szamańskich treningów, słuchawkowy roześmiał się wesoło.
-Myślisz, że wystartuje w Turnieju?- spytał blondynkę, po umyciu zębów.
-Manta? Nie. Jest zbyt słaby, zresztą nawet nie sądzę, by chciał. Woli obserwować z boku.- odpowiedziała, wycierając twarz ręcznikiem. Yoh w tym czasie przeżywał lekki ciąg myślowy. Myśl o Mancie w Turnieju przyniosła mu do głowy pomysł na drużynę, w której byłby Yoh, Manta i Ryu albo Faust, a to podobieństwo do Hoshi-gumi. Hoshi-gumi natomiast....
-Czy wiadomo, co stało się z tą małą dziewczynką od Hao?-
-Opacho? Nie, uciekła, gdy Hao na nią nakrzyczał.- odparła. -Jeśli mi powiesz, że chcesz ją przygarnąć....
-Oj, Anna. Przecież ona nikogo teraz nie ma. Zostanie sama, miała ile 5 lat? 6? Straciła swojego opiekuna i nauczyciela, a trenowana przez niego może być naprawdę potężna, myślisz, że zostawienie jej samej spowoduje, że wyrośnie na dobrą szamankę, czy następczynie mojego brata?- wtrącił, wysuwając chyba najcięższą możliwą artylerię.
-....Możesz się skupić na jednej rzeczy, a potem myśleć o kolejnych? Skończysz z Księgami, których czytania również nie popieram, to pomyślimy o odnalezieniu Opacho. Myślę, że 5 dni sobie poradzi.- odparła ostro. Czasami miała ochotę wysłać Yoh na mordercze treningi, po których nie będzie w stanie nawet przypomnieć sobie, jak ma na imię, a co dopiero myśleć o tym, by pomagać wszystkim na około.
Szatyn roześmiał się i kiwnął głową. Miała rację, wszystko po kolei.
Następnego dnia, podekscytowanie wybudziło go zaraz po wschodzie słońca. Wszyscy w posiadłości wciąż byli pogrążeni we śnie. Tym razem, nie miał żadnych koszmarów, ale to chyba dlatego, że zanim zdążył wejść w odpowiednią fazę snu, wybudzał się i sprawdzał, czy może już wstawać. Co do pierwszej Księgi nie miał żadnych obaw, choć wolał oczekiwać nieoczekiwanego. Cały czas był przekonany, że pod względem wyzwania i wiedzy szamańskiej, będzie słabsza niż ta, którą odwiedzili w trakcie podróży do Patch Village. Jednak wczorajsze spotkanie z przodkiem, tak innym niż ten, którego znał do tej pory, sprawiało, że był pełen pozytywnych myśli.
Dzielnie odpychał od siebie te, w których tak bardzo chciał przedyskutować swoje postępy i przemyślenia z bratem. To wzbudzało u niego tęsknotę i poczucie winy, a zdecydowanie musiał teraz być silny psychicznie. W obawie przed wewnętrznymi wątpliwościami i słabościami, póki reszta spała, postanowił znów odwiedzić wodospad.
Gdy wrócił, wszyscy już byli na nogach. Tamao pomagała Keiko w przygotowywaniu śniadania, Mikihisa wraz z Anną i Yohmei siedzieli przy stole, Kino akurat kończyła przygotowywać dla Yoh napar z leczniczych ziółek, aby na pewno nie przeziębił się po drugiej w ciągu dwóch dni mroźnej kąpieli. Od razu wyczuł na sobie pytające spojrzenia i domyślił się, że chcieliby zapytać, czy znowu miał koszmary.
-Wszystko w porządku. Wolałem się po prostu upewnić.- wyjaśnił z uśmiechem.
Po śniadaniu zaczynał już poważnieć. Na wszelki wypadek, nie wiedząc, czego może się spodziewać, założył swój strój treningowy. Uśmiech zastąpił upór i determinacja, gdy wraz z Amidamaru kierował się w stronę ukrytej świątyni.
-Asaha powiedział, że to nie powinien być wymagający test, ale wciąż jakiś może być. Bądź gotów, Amidamaru.- powiedział do swojego stróża, nim weszli do Świątyni. Tym razem czuł się, jakby był właśnie tam, gdzie powinien. Jakby to było jego miejsce. Powoli podszedł do stołu po lewej, gdzie leżały Księga Szamanów, Duchowa i Powietrza. Podniósł pierwszą od wejścia powoli. Tak, jak poprzedniego dnia, nic się nie wydarzyło, gdy tylko trzymał Księgę w zabandażowanych dłoniach. Samurai zmaterializował się obok niego, a Yoh lekko poruszył nogą, sprawdzając, czy katana jest w gotowości. Wziął głęboki oddech i otworzył Księgę.
Nic się nie stało. Nic z niej nie wyskoczyło, ona sama też wciąż była normalną Księgą. Może jednak nie było testu.
-Dobra, leć po Annę.- powiedział po kilku minutach. Wszystko wskazywało na to, że Księga jest bezpieczna.
Oczekując na przybycie Itako, Yoh przyjrzał się Księdze. Przekręcając stronę, dostrzegł rysunki przedstawiające Shikigami, niesamowicie podobne do tych, które miała Anna po przełamaniu pieczęci Cho-Senjiryakketsu. Kilka stron później również pojawiła się informacja jak je pokonać. Z tego, co pamiętał z opowieści, tak właśnie chroniona była Księga za szkłem. Czyżby tworząc nową wersję Księgi, Hao przeniósł Shikigami do nowej, a tą pozostawił bez ostatniej opieki? Co prawda, tylko on i jego brat byliby w stanie w ogóle ją otworzyć, więc może po prostu jego przodek stwierdził, że ta druga Księga bardziej potrzebuje takiej ochrony. Co jednak było ciekawe, z jakiegoś powodu Hao nie zabezpieczył tamtej Księgi tak samo mocno. Możliwe, że gdy tworzył te, jeszcze nie sądził, że wiedza w nich zawarta będzie tak niebezpieczna, a po edycji i aktualizacji Księgi Szamanów tamta nie potrzebowała już takiej ochrony.
-Jak poszło?- spytała Itako, pojawiając się wraz z Amidamaru.
-Nijak. Hao przeniósł ostatnie zabezpieczenie tej Księgi na Cho-Senjiryakketsu. To były te twoje Shikigami.- powiedział odwracając otwartą Księgę, by pokazać jej zawartość. Anna natychmiast poczuła dreszcz przechodzący po plecach, kilka kropel zimnego potu pojawiło się na jej czole, a źrenice rozszerzyły w strachu. Czuła się jak wtedy, gdy myślała, że stracili Yoh na zawsze. Ten strach, gdy widziała jak dusza arzeczonego znika w ustach jego bliźniaka, a ciało opada bez życia na ziemię. Asakura natychmiast dostrzegł zmianę w jej wyrazie twarzy i wtedy przypomniał sobie o pierwszym zaklęciu Ksiąg. -Przepraszam, zapomniałem. Tylko ja jestem odporny na odstraszające zaklęcie.- powiedział starając się dodać odrobinę żartu, by rozluźnić atmosferę. Wtedy nie miał okazji zobaczyć strachu na twarzy blondynki, a to znaczyło, że pierwszy raz widział ją w takim stanie. Blondynka natychmiast zmroziła go chłodnym spojrzeniem, jakby jednocześnie chciała mieć pewność, że nigdy o tym nie wspomni, ale też, że zapamięta, by nie pokazywać jej zawartości Księgi. Zdjęła z szyi swoje korale i zamknęła oczy, trzymając je w jednej dłoni, a dwa palce drugiej trzymała między swoją twarzą i ustami. Szepnęła coś cicho, po czym rzuciła koralami przed siebie, pozwalając, by uformowały portal.
-Poczekam tu na ciebie.- powiedziała. Yoh skinął głową i posłał jej szczery uśmiech nim wszedł do środka.
Tak jak wtedy, lewitował w dziwnej niebieskiej poświacie. Jakaś siła ciągnęła go przed siebie. Otaczała go dziwna cisza, w poprzedniej musiało być tak samo, nim zobaczyli scenę walki przodka z Shikigami, ale wtedy był w towarzystwie przyjaciół. Tym razem ta cisza zdawała się niesamowicie dłużyć. W pewnej chwili, przed nim pojawił się chłopiec. Jego wyraz twarzy był niesamowicie obojętny, zimny, pusty, a Yoh natychmiast poczuł, że był to efekt cierpienia, przez które musiał przejść. Zdecydowanie był młodszy od niego, dłonie miał złączone i schowane w długich rękawach, które gdyby mogły, ciągnęłyby się po ziemi. Jego włosy upięte były w ciekawy sposób, tworząc po bokach jego głowy dwa okręgi. Były całkowicie czarne tak jak jego oczy. Im dłużej mu się przyglądał, tym bardziej rozpoznawał tę twarz. Pomijając brak charakterystycznej grzywki na boki i odcień, wyglądał dokładnie jak on sam, kiedy był dzieckiem. Więc to musiał być młody Hao, pewnie z pierwszego życia.
-Wszyscy ludzie są tacy sami, żyją tylko jedną myślą.- powiedział dziecięcym głosem. -Wszyscy żyją z myślą o sobie. I tylko sobie. Nie myślą o innych ani o planecie, naturze czy przyrodzie.- chłopiec spojrzał mu w oczy. -Ale może... Udałoby się to zmienić?- Yoh nie wiedział, czy ma mu odpowiedzieć i jak się ma do niego zwracać. Szczerze mówiąc, gubił się w tym wszystkim bardzo. Najpierw Hao jako jego bliźniak, później Wielki, okrutny szaman chcący zniszczyć ludzkość, wczoraj potężny szaman, ale najwyraźniej nie aż tak zły, jak do tej pory go znał, a teraz mały chłopiec. -Mów mi Mappa. Nie jestem jeszcze tym, kogo znasz.-
-Mappa? Myślałem, że masz na imię Asaha...- Yoh już naprawdę się gubił. Ile on miał imion? Chłopiec przechylił lekko głowę.
-Jestem Douji Asaha. Mojemu przyjacielowi myliło się to z imieniem mojej matki, Asanohy. Więc dał mi imię Mappa Douji. Później powróciłem do tego imienia, ale na razie cofnijmy się do czasów, gdy mówiono na mnie Mappa. Chcę ci coś pokazać. Choć ze mną.- powiedział i odwrócił się, po chwili pod nimi pojawiło się miasto. Dwoje ludzi, wysoki, dorosły mężczyzna i chłopiec o krótkich włosach, przypominających nieco fryzurę Ashir'a zatrzymali się między dwoma budynkami. Gdy Yoh przyjrzał się, przy czym przystanęli, aż przeszły go ciarki. Był to ten sam chłopiec, który unosił się obok niego, ale znacznie bardziej wychudzony, nieprzytomny, spod peleryny, podobnej do tej, którą nosił Hao podczas Turnieju, wystawały kościste ramiona. Wokół niego kręciła się cała zgraja małych demonów. Mężczyzna rozkazał towarzyszącemu mu chłopcu, rozprawić się z nimi, ale ten ich nie docenił. Po chwili pojawiły się znane Yoh Shikigami, a więc dlatego Zenki i Goki mieli z początku strzec tej Księgi. Hao już wcześniej miał z nimi do czynienia. Po chwili sceneria zmieniła się. Asaha wyglądał teraz dokładnie tak samo, jak ten, który był jego przewodnikiem. Jak się po chwili okazało, przymierzał strój na ceremonię wypędzenia demonów przed samym Cesarzem.
-Zaopiekowali się mną, po tym, jak zabiłem mnicha, odpowiedzialnego za śmierć mojej matki.- powiedział Mappa. Yoh spojrzał na niego zaskoczony, nie wiedział, co zrobiło na nim większe wrażenie, informacja o śmierci matki pierwszego Hao, czy sam fakt, że zabił w tak młodym wieku. -Onmyouji nazywa się Tadatomo, a chłopiec Daitaro.- przedstawił ich, po czym kontynuował. -Daitaro bardzo chciał zrobić jak największe wrażenie na mistrzu. Chciał stać się najpotężniejszy. Jednak odkąd Tadatomo mnie znalazł, skoncentrował się na mnie i faworyzował, wyczuwając we mnie wielką moc i potencjał. Daitaro nie mógł się z tym pogodzić i zdecydował się na mały podstęp. Zmówił się z innym mnichem, a podczas ceremonii miał wypuścić Chimimoryo. Nie wiedział, że potrafię czytać w myślach. Ostrzegłem go, że nie powinien przystępować do swojego planu, a Tadamoto prędzej czy później o wszystkim się dowie. Daitaro zainteresowały moje zdolności, niektórzy powiedzieliby, że był to pewien rodzaj przyjaźni. Razem chcieliśmy przewyższyć ludzkość, spojrzeć w przód, by wiedzieć co robić.- opowiadał chłopiec, a Yoh obserwował wydarzenia na ziemi, rozmowę chłopców na moście.
Sceneria znów się zmieniła. Tym razem był to dwór Cesarza. Bogaci i grubi mężczyźni w bogatych strojach bawili się, prawdopodobnie w ogóle nie biorąc na poważnie ceremonii, wszystko było dla nich jedynie przedstawieniem. Tadatomo stał z przodu, a za nimi Daitaro i Mappa, trzymający sztandary z symbolem gwiazdy.
-Spójrz na nich. Powierzchowne prosięta. Wykorzystują innych, skąpani w kosztownościach i luksusie, podczas gdy ich poddani cierpią. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ich autodestrukcyjne zachowanie jest tak kuszące dla demonów. A ci na ulicach? Bydło żyjące w kłamstwie, ale nie zrobią nic, by to zmienić. Dlatego, nie trzymam niczyjej strony. Jeśli wszyscy żyją z myślą o sobie, to ten, kto zostanie ostatni będzie panem wszystkiego. Chociaż, nie miałbym nic przeciwko, gdybym mógł otoczyć się ludźmi takimi, jak ja, z podobnymi mocami i rozumiejącymi mnie. Ale wtedy mogłem jedynie dzielnie to znosić.- mówił Mappa. Yoh obserwował całą ceremonię uważnie. -Daitaro nie chciał nikogo skrzywdzić. Wykorzystał mnicha, którego Tadatomo strącił ze stołka Onmyouji. Mówił, że ten mnich co roku próbował zniszczyć ceremonię, więc chciał go wykorzystać, by się popisać. Umożliwił uwolnienie Chimimoryo, ale oczywiście, te tłuste prosiaki nie mogły ich zobaczyć, więc myśleli, że Daitaro chciał sabotować ceremonię. Nie wiedział jednak, że to on był wykorzystywany.- Yoh aż krzyknął, gdy po uwolnieniu Chimimoryo, Daitaro chciał je zaatakować, ale Tadamoto przebił go na wylot. Widział szok w oczach Mappy.
-Tadatomo był zbyt potężny, nie słyszałem jego myśli. Nie miałem pojęcia, że to był jego plan. Daitaro myślał, że to on wykorzystuje mnicha Doumo, by pokazać, co potrafi przed Tadatomoo, podczas gdy ci dwaj zmówili się, by wykorzystać jego i zrobić z niego ludzkiego Shikigami. Daitaro ufał i uwielbiał Tadatomo, a on go wykorzystał i zabił dla własnych celów, eksperymentów i pokazu mocy Onmyouji. Wykorzystali go, a on jedynie chciał być kochany.- Chimimoryo wchodziły do ciała Daitaro przez ranę, podczas gdy Tadatomo opowiadał wymyśloną historyjkę, kłamstwa, które miały przekonać Cesarza. Yoh zacisnął usta w wąską linię. Nie wiedział, na czym bardziej skupić wzrok, na wydarzeniach wokół, czy na wyrazie twarzy Mappy, tego w dole, stojącego obok mistrza i... przyjaciela. Tak, musiał go traktować jak przyjaciela, to co zrobił po chwili to potwierdziło. Z zapartym tchem, słuchawkowy obserwował jak Mappa zrywa się do ataku. Widział niedowierzanie, smutek, gniew i ból na jego twarzy.
-Daitaro cię podziwiał! Byłeś dla niego wszystkim! Jak mogłeś to zrobić?!- krzyczał, a Tadatomo jedynie uśmiechnął się, unieruchamiając ciało chłopca, po chwili tłumacząc to przenoszeniem energii demonów na papierowe laleczki. Mappa jednak wyrwał się z jego mocy, niestety nie na długo. Ponownie pojawiły się Zenki i Goki. Przewodnik Yoh obserwował jego reakcję, jak słuchawkowy wyraźnie cierpi patrząc na błagania dziecka w dole, bezsensowne próby wyrwania się, by uratować przyjaciela. Daitaro w końcu przemienił się w Shikigami, takiego, którego widzieli wszyscy. Tadamoto jednak nie mógł nacieszyć się tym widokiem. Zginął po chwili, zgnieciony przez swój własny twór, a Mappa został puszczony wolno. Rzucił się do przodu, ale ktoś go odciągał.
-To by Doumo. Mówił, że Tadatomo od początku to planował. Chciał, aby ten Shikigami rozpoczął wojnę, wybudził tych ludzi z iluzji, którą sami sobie stworzyli. Nie widzieli problemu w chorobach, biedocie, cierpieniu i śmierci, bo nie chcieli go widzieć. Odwracali od niego wzrok i mówili, że wszystko jest dobrze. Doumo chciał mnie wyszkolić, ale... Nie chciałem być taki jak on. To tworzyło błędne koło. Użyłem więc techniki Tadatomo i własnego zaklęcia, żeby zapanować nad Zenki i Goki i zaatakować ludzkie Shikigami.- Yoh obserwował nową walkę.
-Uważaj!- zawołał nim Daitaro przebił Mappę na wylot.
-Zenki i Goki mieli jedynie sprawdzić jak działają ataki Daitaro. Pochłonął ich energię, a potem pozwoliłem się przebić, by chłonął także wytworzone przeze mnie demony. To był jedyny sposób na uratowanie jego duszy.- powiedział. I rzeczywiście po chwili Oni chłopca wspinały się po ogromnym Shikigami, który je pochłaniał aż w końcu... Zniknął. A ciało jego przyjaciela spadło na ziemię, jeszcze po raz ostatni się uśmiechając.
Wszystko zniknęło i znów unosili się w pustce. Yoh powoli przeniósł na niego wzrok. Zastanawiał się, czemu Hao wybrał tą historię do tej księgi i dlaczego ją zamienił. Czy to dlatego, że pokazywał w niej swoje uczucia?
-Każdy człowiek żyje wyłącznie z myślą o sobie.- powiedział chłopiec, a kończąc to zdanie, przemienił się w dorosłego mężczyznę. Wielkiego Onmyouji. -Ten, kto w tym egoistycznym wyścigu wygra będzie panem wszystkiego. Musiałem podjąć tę walkę. By mieć pewność, że zaprowadzę porządek. Ludzie przestaną się ranić i wykorzystywać, udawać czyiś przyjaciół, by wbić im nóż w plecy, ponieważ nie będą widzieli w tych walkach sensu. Po co walczyć o władzę, jeśli władca jest tak silny, że z góry wiesz, że go nie pokonasz? A jeśli jest on dobry, to nawet nie przychodzi ci to do głowy. Ale moim celem nie jest rządzenie innymi niczym Cesarz, a panowanie nad samymi duszami. By nikt więcej nie przechodził tego, co przeszedłem ja.- mówił, a po chwili oboje znaleźli się na dziedzińcu świątyni. Tej samej, która teraz stała w ciemnościach, ukryta przed światem jako przekleństwo rodu Asakurów. Tylko że ta tętniła życiem. Świeciło słońce, po dworzu biegały dzieci, mnisi kierowali się w stronę bramy.
-Postanowiłem, że założę nowy ród. To będzie nowy początek. Razem uda nam się zapanować nad ludzką chciwością, egoizmem, pozbędziemy się tych, co wejdą nam w drogę, tych co będą knuli przeciw matce naturze i bliźnim.- mówił, po czym wyciągnął rękę w stronę Yoh. Zupełnie, jak w Cho-Senjiryakketsu, jasne światło zakończyło wizje, a po chwili wyszedł przez portal.
Korale powoli opadły na ziemię, a Anna podniosła się z podłogi, powoli zabierając je i zakładając z powrotem na szyję. Nie odzywała się, czekała aż Yoh wykona pierwszy ruch. Widziała już, że ta księga wywarła na nim większe wrażenie niż ta, którą wcześniej poznał. Szatyn po chwili odwrócił głowę w jej stronę. Zaciskał usta, choć podbródek i tak trząsł się delikatnie. Powoli zaczynał rozumieć podejście swojego brata. Chyba cieszył się, że wszystkie Księgi zostały spisane przed zmianą nazwiska na Asakura Hao, co oznaczało, że przed staniem się całkowicie złym. Obawiał się, że za to będzie odpowiadała właśnie rodzina. Zrozumiał już, że stracił matkę, a także dwójkę przyjaciół. Jako dziecko był świadkiem ludzkich okropności, a także po raz pierwszy zabił. Czuł w sercu ogromny ból, nawet nie zwrócił uwagi, jak bardzo wzrósł jego poziom furyoku.
-On naprawdę chciał inaczej tego dokonać. Najwyraźniej ludzie tamtych czasów nie dali mu wyboru.- powiedział w końcu Yoh.
======================
No tak, więc... Mocno wzorowałam się na historii opowiedzianej z Shaman King Zero, jeżeli ktoś chcę ją przeczytać to jest tutaj. Tak jak mówiłam, trochę wzoruję się na mandze, ale nie w pełni. Jedynie na kilku wydarzeniach z przeszłości, które mieszam ze swoimi pomysłami. Jak najbardziej chcę podkreślić to, jak Yoh poznaje przeszłość Hao, jest to ważne ponieważ będzie to miało na niego ogromny wpływ. Oczywiście jeszcze nie zna całej historii o śmierci Asanohy czy połączeniu z Ohachiyo. Całe opowiadanie najprawdopodobniej będzie miało "trzy sezony". Pierwszy będzie dość mroczny. Drugi przyjemniejszy i pewnie odrobinę wzruszający, a trzeci powinien upodobnić się atmosferą do anime. Zabawny i będzie się kręcił wokół Turnieju. Wszystko jednak może się zmienić wraz z pisaniem. Ale póki co, nieco mroczniejsze chwilę i powiem wam, że praca nad Yoh będzie dla mnie naprawdę ogromnym wyzwaniem. Ale to zobaczycie ;)
Dziękuję bardzo za komentarze, Aomori i Villemo! Bardzo dużo dla mnie znaczą <3 Aomori, zostało mi tylko kilka rozdziałów! W ostatniej notce zostawię ogólny komentarz co do całości, nie przepadam za pisaniem dłuższych wypowiedzi na telefonie, hahaha. Myślę, że w piątek będzie już w 100% nadrobione!
To na prawdę cudowne że dodajesz notki tak często i do tego są takie długie *.*
OdpowiedzUsuńPrzyznaje bez bicia że jestem beznadziejna jeśli chodzi o nowe imiona/postaci więc trochę się gubię... Więc wybacz jeśli coś pokręcę ^^ w każdym razie jak czytałam ta część to od razu skojarzyłam sobie to z shaman King zero i Ohachiyo ale zaskoczyłaś mnie nie wprowadzając go jeszcze w tym rozdziale ;) swoją drogą te demony mają dziwny wygląda prawda?
Ciekawi mnie ta przemiana Yoh do której dążysz, oraz jak to wpłynie na jego udział w Turnieju skoro ewidentnie planuje wzorować się na swoim braci przynajmniej w kwestii mocy ;) pokłady dobrego humoru jak i motywacji u Yoh są niewyczerpane, ale obawiam się jednej rzeczy - jeśli na czymś Ci bardzo zależy to porażka smakuje sto razy gorzej. Boję się że Yoh w pewnym mome Cie się zatnie albo zgubi...
Bardzo mi miło że zdążyłaś już tyle nadrobić w moim opowiadaniu, liczę że Ci się podoba i że będziesz chciała czytać nadal :)
Pozdrawiam!