niedziela, 10 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Izumo

Swoją obietnicę postanowił spełnić natychmiast. W południe, po przebiegnięciu kilkudziesięciu kilometrów z ciężarkami przymocowanymi do nadgarstków i kostek, postanowił porozmawiać z Anną. Wszedł do domu, kierując się w stronę salonu, gdzie blondynka nadrabiała zaległości w swojej ulubionej telenoweli. Była przekonana, że trening zajmie Yoh znacznie dłużej, więc gdy usłyszała jego kroki, zatrzymała program i odwróciła głowę, patrząc na bruneta przez ramię.

-Skończyłeś już?- spytała z lekkim niedowierzaniem. Yoh uśmiechnął się i kiwnął głową, odkładając ciężarki na bok. Blondynka skierowała swój wzrok na ducha kobiety, ale ta kiwnęła głową potwierdzając, że chłopak rzeczywiście zakończył swój dzisiejszy trening. Najwyraźniej, od czasu walki w Sanktuarium Yoh naprawdę stał się potężniejszy, również i pod względem kondycji.

-Anno, ja... chciałbym pojechać do Izumo.- zakomunikował. Itako nie była zaskoczona jego postanowieniem, wyłączyła całkowicie telewizor i podniosła się do siadu na kolanach.

-Rozumiem. Właściwie sama chciałam ci to zasugerować.- powiedziała. Asakura spojrzał na nią zaskoczony. -Yoh, znam cię nie od dziś. Nie potrzebuję Reishi by wiedzieć jak się czujesz. Wizyta w Izumo może pomóc... Lub pogorszyć sytuację. Nie dowiemy się póki nie spróbujesz.- wyjaśniła.

-Pojedziesz ze mną?- spytał, a ona w odpowie pokręciła głową.

-Uważam, że lepiej będzie jeśli pojedziesz sam. Powinieneś spędzić trochę czasu z rodziną, zwłaszcza z matką.-

Miała rację, Yoh dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że odkąd zdecydował się brać udział w walkach szamanów, Keiko rzadko kiedy z nim rozmawiała, kiedyś myślał, że po prostu nie popiera jego uczestnictwa w czymś tak niebezpiecznym. Teraz wiedział, że ona po prostu wiedziała co to oznacza. Walkę z Hao, a ten przecież mimo wszystko był jej synem. Wiedziała, że wszystkie kłamstwa wyjdą na jaw, a jedno z dzieci będzie musiało zabić drugie. W dodatku, odkąd Yoh pomógł dziadkowi odesłać ducha stacji Izumo do zaświatów, chłopiec okazywał ogromne pokłady dobroci. Z czasem nauczyli się, że ich młodszy syn był wyjątkowym dzieckiem, poszukującym dobra w każdym. Ona wiedziała, że prawda zada Yoh niewyobrażalną i nieuleczalną ranę, choć w duchu miała nadzieję, że chłopiec odnajdzie dobro i w Hao. W końcu, to nie byłby pierwszy raz, gdy znalazłby je tam, gdzie nikt inny go nie widział. Niestety, zawiódł i ją i siebie samego.

Następnego dnia Yoh wraz z Renem opuścił posiadłość Asakurów w Tokio. Starszy z nich odprowadził przyjaciela na pociąg, nim sam skierował się w stronę lotniska. Ren, choć tego nie okazywał, również martwił się o Yoh. Prawdopodobnie rozumiał go lepiej, niż ktokolwiek inny. Problem polegał na tym, że zupełnie nie wiedział jak zabrać się do rozmowy ze słuchawkowym. Ren był dla Yoh żywym dowodem na to, że wcześniejsza nienawiść może zostać pokonana. Przeobrazić się w przyjaźń. Tao niejednokrotnie widział Yoh ratującego życie wrogom, naiwnie próbującym się zaprzyjaźnić z każdym i choć wszyscy go krytykowali, on zawsze wiedział swoje. I gdyby nie ten upór, życie Chińczyka wyglądałoby zupełnie inaczej, o ile jeszcze by trwało. Chciał w jakiś sposób pomóc przyjacielowi, ale zupełnie nie wiedział od czego zacząć, a sam Yoh utrudniał to niesamowicie wiarygodną maską z uśmiechu. Nie wchodząc więc na ten temat, pożegnał przyjaciela.


Amidamaru obserwował swojego szamana w ciszy, w postaci niebieskiej kuleczki unosząc się nad jego ramieniem. W normalnych warunkach, a przecież Yoh starał się takie stwarzać, chłopak już by spał słodko w drodze do domu, on jednak całą drogę wpatrywał się w góry, lasy i pola, które mijali.

-Yoh-dono...- mruknął samuraj ostrzegawczo, gdy wolnym krokiem szli leśną ścieżką. Oczywiście, dziadek nie mógł powitać go inaczej. Chłopak westchnął ciężko i zamknął oczy wsłuchując się w szelest liści. Niektóre z nich wydawały dźwięki delikatnie odbiegające od naturalnych i to na nich skupił swoją uwagę. Po chwili pięć atakujących go Shikigami zniknęło, a przepołowione listki opadły na ziemię.

-Jeśli mnie kopniesz, przysięgam, że spotka cię los znacznie gorszy od rozcięcia.- ostrzegł, wciąż pochylając się do przodu po poprzednich atakach. Oczy wciąż miał zamknięte, dopiero po kilku sekundach wyprostował się i odwrócił patrząc na niebieskiego duszka, i do cholery, mógłby przysiądz, że to coś miało obrażoną minę. Słuchawkowy wpatrywał się w niego z niemałym zaskoczeniem, nim zachichotał przyjaźnie, ponownie zamykając przy tym oczy. Wreszcie mu się udało przechytrzyć tego małego, złośliwego stworka.

-Witaj w domu, mój wnuku.- usłyszał za sobą.

-Cześć, dziadku.- przywitał się. Amidamaru zmaterializował się u jego boku i lekko schylił głowę.

-Yohmei-sama, dobrze pana znów widzieć.- rzekł duch, a staruszek odpowiedział uśmiechem i skinieniem głowy.

-Chodźmy, rodzice już na ciebie czekają.- powiedział.

W drodze do domu, Yohmei starał się wyczuć nastrój wnuka, spodziewał się znacznie gorszego widoku. W gruncie rzeczy, wszyscy wiedzieli jakie podejście do zabijania miał Yoh. Najstarszy z rodu sam nie wiedział czy się cieszyć, czy jednak martwić. Tłumienie w sobie uczuć, choć tak doskonale opanowane w rodzinie, nie było niczym dobrym i dziadek wiedział, że Yoh musi się przed kimś otworzyć. Jednak ta rola najwyraźniej nie należała do niego, domyślał się, że przypadnie ona Keiko.

I się nie mylił. A przynajmniej co do tego, że Keiko będzie w stanie dostrzec cierpienie swojego syna, z wzajemnością. Od pierwszej chwili, gdy dostrzegł swoją matkę, wiedział jak bardzo musiała cierpieć razem z nim. Tego samego syna straciła już dwa razy. Choć uśmiechali się do siebie, rozmawiali ciepło między sobą i z innymi członkami rodziny podczas przygotowywania posiłku, co chwilę posyłali sobie ciepłe spojrzenia, pełne rodzinnej otuchy. Kolacja minęła im raczej w ciszy. Atmosfera była, cóż... dziwna, to mało powiedziane. Z jednej strony naprawdę starali się rozmawiać, by po chwili milknąć. Widmo tego, co jako rodzina zrobili, wisiało w powietrzu, wcale nie chodziło tu o samo podejście do Hao, ale o to jak źle potraktowany został Yoh. Wiele błędów popełnili i chyba woleliby żeby najmłodszy po prostu wylał z siebie żal i gniew na nich, może nawet ich znienawidził, niż by miał obwiniać o to siebie.

Po kolacji, Yoh udał się pod prysznic. Posiadłość w Izumo była ogromna i tak strasznie cicha. Choć Yoh mieszkał w głównej jej części, którą zajmowała rodzina, i tu dało się wyczuć jej ogrom. Długie, szerokie korytarze, rzadko rozmieszczone pokoje na piętrze przeznaczone dla jego rodziców, jego oraz kilka pokoi gościnnych. Przechodząc obok nich, zauważył coś, czego wcześniej nie dostrzegł. Pokoje gościnne były oddalone od siebie w równej odległości. Jednak pokój rodziców, oraz pokój, który znajdował się obok jego własnego były nieco bardziej odsunięte. Zatrzymał się przy drzwiach sąsiadującego pokoju. O ile dobrze pamiętał, nikt nigdy z niego nie korzystał, ale nie pytał, bo i tak rzadko kiedy mieli tylu gości by zapełnić wszystkie te pokoje.

-Synku? Wszystko w porządku?- z rozmyślań wyrwał go głos Keiko. Odwrócił głowę, patrząc na matkę, po raz pierwszy z bólem wypisanym na twarzy. Kobieta pobladła i zrobiła kilka szybkich kroków w jego stronę.

-To miał być jego pokój, prawda?- spytał, nim ciepłe, matczyne ramiona objęły jego ciało.

-Tak, gdy go szykowaliśmy, nie wiedzieliśmy... co zamierzał.- powiedziała cicho. -Gdy tylko usłyszeliśmy, że będziemy mieć bliźnięta, twój ojciec i ja stwierdziliśmy, że musimy przygotować dwa pokoje. Woleliśmy nie ryzykować braterskiej sprzeczki zakończonej wojną Shikigami.- zaśmiała się smutno. Yoh również lekko się uśmiechnął na tą myśl. Tak powinno być.

-Czy możemy porozmawiać? W pokoju.- spytał, a Keiko skinęła głową. Przez chwilę myślała, że Yoh chodziło o pokój, który miał należeć do Hao, jednak młodszy z bliźniaków skierował się do siebie. Brunetka podążyła za nim, zamykając za sobą drzwi, zajęła miejsce na łóżku obok syna.

-Mamo, ja...- zaczął, drżący głos zdradzał jak bardzo tłamsił w sobie uczucia. Po chwili wybuchł. Przez prawie godzinę rozpaczał rodzicielce w rękaw, mówiąc jej o wszystkich swoich wątpliwościach, odczuciach i przeczuciach. Przyznał, że aż do momentu zadania ostatecznego ciosu, nie chciał zabijać bliźniaka, że do samego końca wciąż wierzył, że uda mu się z nim porozmawiać i odkopać to drzemiące w nim dobro. Nie powiedział jedynie, że gdy zamachnął się po raz ostatni, to doskonale wiedział, że zabije Hao, sprawiając tym samym wrażenie przypadkowego zabójstwa. Nie chciał jej bardziej martwić. Chciał wpierw sam to przetrawić i zrozumieć. Keiko słuchała go uważnie, głaszcząc syna po włosach, co jakiś czas przemawiając kojącym tonem, gdy Yoh zapowietrzał się w szlochu.

-Ja... Chciałbym... Czy mogłabyś zaprowadzić mnie do komnaty Wielkiego?- spytał po kilku minutach uspokajania oddechu. To pytanie zaskoczyło Keiko.

-Ale...- zaczęła, ale chłopak jej przerwał.

-Chcę go zrozumieć. Nie mogę tego zrobić poprzez rozmowę z nim, więc chociaż chcę zrozumieć jego myślenie z ksiąg, które po sobie zostawił. Odrodzi się przy okazji następnego Turnieju. A wtedy chciałbym by nie poznał planety, by zobaczył, że można to było zrobić inaczej, bez ludobójstwa. Pozwól mi iść do komnat.- wytłumaczył się.

-Yoh, musisz wiedzieć, że nikt, nigdy nie odważył się zajrzeć do pozostałych ksiąg. Cho-Senjiryakketsu jest jedyną księgą, żaden Asakura nie zajrzał do pozostałych. Nie wiadomo co się w nich kryje.- powiedziała.

-Czy to oznacza, że nie znamy dokładnego pochodzenia Hao? Nie znamy korzeni rodziny przed nim?- dopytywał zaskoczony, w sumie to... w dzieciństwie wystarczała mu świadomość, że jest częścią jednej z największych szamańskich rodzin. I tyle. Nie dopytywał, nie interesował się. W sumie, ciekawe co by odpowiedzieli gdyby zaczął dopytywać. Czy by go okłamali, powiedzieli całą, czy częściową prawdę.

-Wiemy tyle, ile spisała rodzina po pojawieniu się Hao. To jest coś, czego nie możemy mu odebrać, nie możemy też temu zaprzeczyć, Hao nadał naszej rodzinie znaczenie, a jego siła sprzed tysiąca lat płynie w każdym Asakurze. Co było z naszą rodziną przed nim, nie wiemy. Nikt nie miał odwagi zajrzeć do jego ksiąg. Sama osobiście zastanawiam się czy Cho-Senjiryakketsu była naprawdę spisana przez niego, a może przez kogoś bardzo mu bliskiemu. Skoro ktoś wiedział, że do tej księgi można zajrzeć, ktoś albo przeczytał wszystkie, albo współpracował lub przynajmniej wiedział o powstawaniu tej.- Yoh uważnie słuchał co miała mu do powiedzenia jego matka. Po chwili ciszy, w końcu się odezwał.

-Hao zawsze uważał, że ludzie mają się go bać i wtedy będą go słuchać. Może nad księgą pracował z kimś, kto był mu drogi. I ta osoba również go zdradziła. Dolewając, za pewne, oliwy do ognia. Dosłownie. Możliwe, że nauczył się, że nie może ufać nikomu, nawet, a może zwłaszcza własnej rodzinie.- podsumował. Keiko wpatrywała się w czarne oczy syna, nim kiwnęła głową.

-Tak, to możliwe.- potwierdziła. Oboje teraz wiedzieli, że rodzina Asakura sama była sobie winna. Przez tysiące lat, nikt nie próbował z Hao rozmawiać. Nikt nie dał mu poczucia bezpieczeństwa, od każdego spodziewał się zdrady, jeśli tylko nie będą się go bać. Yoh miał zamiar to zmienić. Skoro nie mógł pomóc mu za jego trzeciego życia, to zapewni, że w następnym Hao nie będzie miał w rodzinie wroga. Choć... po tym co mu zrobił, nie spodziewał się ciepłego powitania, a przecież nie wiadomo jako kto Hao postanowi się odrodzić. -Zabiorę cię do komnaty. Ale to jutro. Tak jak mówiłam, nie wiemy co jest w tych księgach, ani jak to na ciebie zareaguje. W końcu, jesteś połową jego duszy. Wyśpij się, Yoh. Musisz zebrać siły.- powiedziała i ostatni raz pogłaskała syna po włosach, czule całując go w czoło.

-Dziękuję, mamo.- powiedział, uśmiechając się do niej ciepło. Zatrzymała się w drzwiach i odwzajemniła jego uśmiech.

-To ja ci dziękuję. Kto wie jak zraniony został Hao, może nieświadomie raniliśmy ciebie w ten sam sposób. Za 500 lat Hao nie będzie już moim synem, ale mam nadzieję, że dzięki tobie nie spotka go takie cierpienie.- odparła nim zamknęła drzwi.

-Yoh-dono... Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?- spytał duch.

-Tak, Amidamaru. Jestem mu to winien.- odpowiedział krótko szaman. Tak, miał więc plan. I zrobi wszystko by Hao był zadowolony z rezultatów.


=================================

Koniec pierwszego rozdziału! No cóż, zdaję sobie z tego, że póki co nikt tego nie czyta, ale mam nadzieję, że jacyś członkowie naszej Szamańskiej Rodzinki wciąż istnieją. Jeśli macie blogi o szamańskiej tematyce, proszę zostawiajcie linki w komentarzach. Mam nadzieję, że komuś się to opowiadanie podoba. 

1 komentarz:

  1. Genialna część! Widać że dopracowana i aż się łezka w oku kręci na te małe niuanse które wprowadzasz w opowiadanie jak np. przywitanie Yoh w Izumo przez małe upierdliwe duszki :D albo to że gdyby było wszystko w porządku to przespałby całą drogę. Cudownie odwzorowujesz jego charakter, ale zdaje też sobie sprawę z tego że takie wydarzenia mogą zmienić człowieka. Bardzo mu się również podoba to że nie przedstawiasz Anny jako ta wredna narzeczona która nic tylko wrzeszczy i biję Yoh, chwala Ci za to! No i super że nie pomijasz innych bohaterów w tym Amidamaru. Jakby nie patrzeć jest mu chyba najbliższy ze wszystkich, chociażby dlatego że był przy nim gdy padł ten ostateczny cios.
    Bardzo fajny pomysł z tym iż Keiko odnalazła wspólny język z Yoh i to w taki sposób że prawie się popłakałam jak czytałam ^^
    Czekam na ciąg dalszy i serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń