piątek, 22 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Próba Ziemi

Jeśli poprzedniego dnia rodzina nie czuła się komfortowo, to dzisiaj można powiedzieć, że gdyby usiedli na ostrych nożach, to fizyczna niewygoda dorównałaby psychicznej. Przyczyną wcale nie było sprawozdanie Yoh, a jego zachowanie. Wrócił, ciągnąć się powoli za Anną, wpatrując w swoje sandały. Nie odezwał się ani słowem, ale przynajmniej wciąż jadł. Jego myśli nieustannie nawiedziały sceny z Księgi Szamanów oraz słowa Wielkiego.

"Razem uda nam się zapanować nad ludzką chciwością, egoizmem, pozbędziemy się tych, co wejdą nam w drogę, tych co będą knuli przeciw matce naturze i bliźnim."

Tak bardzo chciał wiedzieć, co sprowadziło go na złą drogę. Domyślał się już, dlaczego ta Księga Szamanów została zastąpiona nową. Tworząc starszą wersję, wciąż wierzył, że wszystko można zrobić inaczej. I choć rodzina wyczekiwała sprawozdania z pierwszej lektury, to nie doczekali się ani jednego słowa na jej temat. Jedynie na twarzy Anny nie było widać troski, która zżerała ją od środka. No i oczywiście Mikihisy, ale u niego to była kwestia prawdziwej maski. Reszta rodziny starała się jak mogła, by nie wbijać zmartwionego i zaniepokojonego wzroku w Yoh. Natomiast Tamao wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać.

Po skończonej kolacji, Yoh po prostu wstał od stołu i udał się do swojego pokoju.

-Uważam, że powinniśmy to przerwać.- stwierdził Mikihisa. Keiko już chciała coś odpowiedzieć, ale mężczyzna nie dał jej dojść do głosu. -Wiem, co chcesz powiedzieć. Stanowczo nie zgadzam się na dalsze działania Yoh. Widzicie co się z nim stało.-

-Yoh odkrył coś, czego w sumie się spodziewał, ale i tak go zabolało. Dowiedział się o cierpieniu Hao i jego planach, by postąpić inaczej niż końcowo postąpił. Domyśla się, że stworzenie klanu było tym, co przelało czarę goryczy.- wstawiła się za nim Anna, choć sama też wolała, by Yoh zaniechał swojego planu.

-I co, pośmiertnie Hao nastawi teraz naszego jedynego syna przeciwko swojej rodzinie?-

-Naprawdę uważasz, że to byłoby dziwne? Jeżeli Hao stworzył Asakurów, by nie być sam, a oni z wdzięczności knuli i spiskowali, a może nawet wbili nóż w plecy, to i on i Yoh mają pełne prawo czuć wstręt.- wtrąciła Keiko.

-A jeśli Hao przeciągnie go na swoją stronę?-

-Dosyć tego.- odezwała się Kino, a jej twarz zwróciła się w stronę córki i zięcia. -Jako klan Asakura popełniliśmy wystarczająco błędów. Skoro mamy okazję je naprawić, a Yoh sam podejmuje te decyzje, nie będziemy go powstrzymywać.- powiedziała ostro, kończąc tym samym temat.

-Nie będę patrzył, jak mojego syna pochłania żal.- powiedział w końcu zamaskowany mężczyzna. Wszyscy wiedzieli, co to oznacza. Kolejne podróże i zniknięcie ojca chłopca na kilka dni.


Długo w pokoju nie wytrzymał. Przez chwilę siedział na parapecie, po czym otworzył okno i wspiął się na dach budynku. Słońce już powoli zachodziło, a czerwonawe promienie, podświetlały chmury, przebijając się przez liście drzew. Na niebie również pojawił się sierpowaty księżyc. Z każdą minutą robiło się coraz ciemniej, a on wciąż rozmyślał o tym, co dziś zobaczył.

-Chcesz o tym porozmawiać, Yoh?- spytał przyjaźnie duch, pojawiając się obok niego.

-Sam nie wiem. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, Amidamaru. Zastanawiam się, co by było, gdybym wiedział o Hao wcześniej. Czy gdybym przeszedł przez te Księgi, udałoby mi się do niego jakoś trafić.-

-Czasu nie cofniesz. Już nie masz na to wpływu.- samuraj chciał mu tymi słowami przypomnieć jego dawne motto. Rzeczywiście, Yoh od razu o tym pomyślał, ale to nie poprawiło mu humoru. Gdzieś w głębi pojawiała się pretensja do rodziny. Tajemnica, którą przed nim mieli była tak bardzo niepotrzebna.

W końcu zapadła całkowita ciemność. Yoh z lekkim uśmiechem i rękami skrzyżowanymi pod głową obserwował gwiazdy na niebie, przypominając sobie nazwy wszystkich konstelacji. Nie był w stanie powstrzymać się od wyobrażeń z rodzaju "co by było, gdyby" i w jego myślach już pojawiały się scenariusze. Yoh i Hao, może w wieku 10 lat, leżący razem na dachu, a może na jakieś polanie przy ognisku rozpalonym przez brata, Hao z początku sprawdzałby, czy Yoh nauczył się wszystkich nazw, a dla zachęty opowiadałby mu historie i legendy ze swoich czasów. Czasami długowłosy droczyłby się z nim, niczym rodzic, mówiąc, że czas spać albo że tego dnia nie zasłużył sobie na nową opowieść, ale Yoh zawsze znalazłby sposób, żeby coś z niego wyciągnąć. Wiedział, że Hao lubił opowiadać historie. Po pierwsze, Księgi tego dowodziły, a po drugie kiedyś słyszał jak Opacho go prosiła o opowieść. Na pewno cieszyłby się widząc zainteresowanie swojego bliźniaka tym, co miał do powiedzenia. Westchnął ciężko i gdy chłodny wiatr zaczął go zniechęcać do dłuższego pobytu na dachu, powoli wrócił przez okno do swojego pokoju.


Tej nocy znów miał koszmary, jednak zupełnie inne. Zbudowane ze wspomnień.

-Jesteś częścią mnie, tak jak ja jestem częścią ciebie...-

-Nie musisz umierać.-

-Długo czekałem, byśmy mogli być razem, bracie.-

-Możemy przestać walczyć, jeśli pogodzisz się ze swoim przeznaczeniem.-

-Ty i ja, to dwie połowy jednej całości.-

-Rozumiejącymi mnie.-

-By nikt więcej nie przechodził tego, co przeszedłem ja.-

-Dołącz do mnie, Yoh.-

-NIGDY DO CIEBIE NIE DOŁĄCZĘ!-

-Od naszych narodzin czekałem, by znów się z tobą połączyć.-

-Nie... -

-Możesz dołączyć do mnie i żyć lub sprzeciwić się i zginąć.-

-...chcę...-

-Tu nie ma się na co decydować, rozumiesz?!-

-...być...-

-Taka moc w niepowołanych rękach mogłaby doprowadzić do zagłady wszystkiego, co żywe.-

-...sam...-

-Rozdzieliłem duszę na dwie części.-

-Miałem nadzieję, że będzie inaczej.-

-Proszę bardzo.-

Głosy się przekrzykiwały, część należała do jego ostatniej formy, a część pochodziła z ostatnich dwóch dni, słyszał też swoje własne odpowiedzi. Ostatnie zdanie, Hao wypowiedział mniej bezczelnym tonem, a twarz, która nagle pojawiła się w otaczającej go ciemności, wyrażała głębokie rozczarowanie. To był jego wyraz twarzy z tamtej walki, gdy Yoh po raz ostatni odrzucił jego propozycję dołączenia do niego. Ani ton głosu, ani mimika nie miały w sobie pogardy. I te losowo wypowiadane słowa niczym wyrywki z innych wypowiedzi.

Zacisnął oczy, by nie widzieć tego zawodu w oczach bliźniaka. Coś ciepłego znalazło się przy jego twarzy, znajomy szelest przywodził na myśl kontrolę ducha, domyślił się więc, że to ostrze brata. Ciepło cofnęło się, świst, a potem... szczęk oręża. Yoh otworzył oczy i zobaczył, przed sobą drugiego Hao. Jeden próbował go zabić, a drugi go ocalił. Gdy obaj zwrócili się w jego stronę, ich postaci zlały się i znów byli jednym.

-Widziałeś co działo się z każdym, kto mi się przeciwstawił. Nigdy nie pomyślałeś, dlaczego tyle razy dałem ci szansę, by do mnie dołączyć?- spytał, przechylając głowę i mrużąc gniewnie oczy.


Tym razem nie obudził się z wrzaskiem, a za sprawą Amidamaru, który dostrzegł pierwsze łzy na policzkach swojego szamana. Yoh powoli podniósł się do siadu, przecierając oczy rękawem.

-To jakiś koszmar, Amidamaru.- mruknął.

-Wiem, Yoh-dono. Mogę się tylko domyślać, jak bardzo cierpisz. Do dziś pamiętam, co działo się ze mną, gdy chodziło o Mosuke. Taki ból i gniew potrafi dokonać niesamowitych przemian, a nawet swego rodzaju opętania. Wbrew pozorom, gdyby nie przodek Fudou, kto wiem czym byłbym dziś.- powiedział unosząc się przed chłopcem.

-Eh! Oczywiście, że moim duchem stróżem i przyjacielem, tylko że ja poradziłbym sobie z twoim demonicznym podejściem bez pieczętowania.- odpowiedział szatyn, siląc się na wesoły ton, a samuraj zaśmiał się serdecznie.

-Pewnie masz rację.- skwitował. I rzeczywiście, pewnie tak by było.

-Która godzina?-

-Dochodzi 4.-

Przez chwilę Yoh siedział na łóżku, po czym w końcu zdecydował wstać. Spał tylko 3 godziny, ale i tak już nie miał ochoty na sen. Amidamaru w milczeniu śledził go wzrokiem. Chyba wszyscy z otoczenia słuchawkowego zdawali sobie sprawę z tego, że nie powinni wątpić w instynkt i dobroć chłopaka. Choć żadne z nich nie pomyślałoby o zbliżeniu się do Hao, a przynajmniej do jego filozofii na tyle, by ją zrozumieć, to nie mieli zamiaru przekonywać jego, że źle robi. Jedyne co mogli robić, to obserwować jego poczynania.

Nie czekał aż reszta rodziny wstanie. Szybko złapał kawałek wczorajszego chleba, kładąc nań plasterek sera i skierował się w stronę świątyni. Tym razem czekała go pierwsza z prób, domyślał się, że zajmie ona trochę czasu i wolał mieć to za sobą. Gdzieś w głębi miał też nadzieję, że ponownie uda mu się porozmawiać z duchem pieczęci. Wchodząc do świątyni, od razu skierował się w stronę stołu po lewej. Księga Ognia wciąż leżała na podłodze i Yoh nie palił się do podniesienia jej. Oparzenia na dłoniach, których się nabawił na razie wystarczyły, a i tak niedługo będzie musiał się nią zająć. Jego wzrok padł na Księgę Ziemi. Czarna okładka, z żółtym symbolem.

-Gotowy?- spytał swojego stróża.

-Zawsze.- odparł, a Yoh w końcu podniósł Księgę. Jego nozdrza natychmiast uderzył przyjemny zapach żyznej gleby i mokrej trawy. W dotyku była niczym ubity piach. Delikatnie przejechał kciukiem po okładce, ze zdziwieniem obserwując sypiący się piasek. I nagle jego dłoń była całkowicie pusta. Księga zmieniła się w piach i rozsypała po podłodze. Chłopak cofnął się gwałtownie.

-Udowodnij, że jesteś godzien.- rozbrzmiał głos, który zdecydowanie nie należał do Hao. Piasek pozostały z Księgi zaczął wirować, tworząc coś w rodzaju portalu, z którego po chwili wyłoniły się dwa lwy. Usiadły one przed nim, a piach, wciąż wirując, uniósł się i w formie pętli zawisł za dzikimi kotami.

-Co to jest?- jęknął Yoh, a jeden z kotów spojrzał prosto w jego oczy. Ta pogarda była wręcz dobijająca.

-Wyczuwam w tobie ogromną siłę, młody Asakura. Tą samą, której służymy.- rozbrzmiał głos i choć żaden z lwów nie ruszał pyskiem, wiedział, że pochodził od nich.

-Skoro jej służycie, jaka szansa byście mi odpuścili?- spytał z niepewnym uśmiechem, a oba koty warknęły ostrzegawczo.

-Żadna. Jestem Aker. Egipskie bóstwo ziemi i świata podziemnego. Moim zadaniem jest chronić sił i wiedzy zawartej w Księdze Ziemi.-

-Bóstwo. No jasne, dlaczego mnie to nie dziwi.- mruknął Yoh.

-Yoh-dono. Nie uraź ich.- szepnął Amidamaru.

-Mądre słowa, samuraju.- lwy zmierzyły ich wzrokiem, a ogony niespokojnie uderzyły o posadzkę.

-Proszę o wybaczenie, tak reaguję, gdy się stresuję.- Yoh naprawdę nie chciał myśleć, że Hao do ochrony tej i pewnie też pozostałych ksiąg zaciągnął duchy klasy boskiej. O Akerze nigdy wcześniej nie słyszał, więc liczył, że pozostałe księgi też raczej będą opierać się o pomniejszych bogów.

-Słyszę twoje myśli.- warknął groźnie głos, a oba lwy odsłoniły swoje kły, a wibrysy napięły się ostrzegawczo. Yoh przełknął głośno ślinę. -Co jest twoim celem?-

Domyślił się, że najpierw musi je przekonać by poddały go próbie.

-Jestem połową trzeciej reinkarnacji Douji Asahy, w moich czasach znany już jako Asakura Hao. Niestety, jego przeszłość jest dla rodziny tajemnicą, a my żyjemy jedynie przekonaniem, że chciał zniszczyć całą ludzkość, jest najgorszym złem tego świata i musi zostać pokonany. Ja jednak czuję, że za jego postępowaniem kryje się coś więcej. Jestem jedynym dopuszczonym do dotknięcia tych Ksiąg, przełamałem ich pieczęć. Moim celem jest poznanie przeszłości i pierwotnych celów Asahy, dorównanie mu mocą i wsparcie go w osiągnięciu tych celów.- powiedział. Jeden z lwów wstał z ziemi i zaczął okrążać szamana. Słyszał jak pociągał nosem.

-Prawda.- osądził, nim powrócił na swoje miejsce. Wirujący piach przemieścił się do przodu, między lwami i zatrzymał się przed twarzą szamana.

-Nim zajrzysz do Księgi zostaniesz poddany próbie.- piaskowy okrąg powoli zmienił kształt i przypominając teraz małą trąbę powietrzną i opadł na ziemię. - To, co widzisz, to nie jest zwykły piach. Część rzeczywiście pochodzi z egipskich pustyni, a część... to ludzkie prochy.- Yoh spojrzał na lwy, a jego źrenice rozszerzyły się. -Twoim zadaniem jest rozdzielenie prochów od piachu. Uważaj jednak, każdy błąd zostanie odznaczony na twym ciele.- wyjaśnił lew.

Chłopak ukląkł przy kupce piachu. Teraz gdy wiedział czym jest, zauważył różnicę. Część ziarenek była żółtawa, a część szara. Wydawało się proste. Yoh wziął w dłoń tę odrobinę jaśniejszej.

-Piach układaj na wschód, prochy na zachód.- usłyszał, a po chwili na ziemi pojawiły się dwie misy. Ostrożnie przesypał ziarna do tej, która była po wschodniej stronie. Chwilę później koszmarny ból przeszył jego prawe przedramię. Jego wzrok padł na 5 wielkich zadrapań, powstałych niczym od kociego pazura, ale krew, która zaczęłą się sączyć z ran była tak ciemna, że prawie czarna.

-Czarna żółć. Symbol ziemi.- wyjaśnił głos. -Musisz być bardziej ostrożny. Jedno ziarenko prochu to jedno zadrapanie. W trakcie próby będziesz czuł się coraz bardziej przygnębiony, melancholia stanie się nie do zniesienia. Poczujesz kwaśny smak w usta i okropną suchość. Z każdą kolejną minutą będzie ci coraz zimniej.- Yoh nachylił się nad miską, w której znajdowała się odrobina oddzielonego piachu i przez kolejne 10 minut wygrzebywał zaginione ziarna prochu. Pomimo ich wyciągnięcia, rany nie zniknęły. Czuł, że to będzie bardzo trudny test.


Minęło już pięć godzin, a Yoh nie był nawet w połowie. Dwie godziny temu przyszła go odwiedzić matka, ale Amidamaru zagrodził jej drogę, gdy lwy ostrzegły, że zaatakują każdego, kto wejdzie do świątyni w trakcie trwania próby. Prawe ramię Yoh i jego plecy były pokryte krwawiącymi rozcięciami, niewielka plama ciemnej krwi zbierała się na posadzce i spływała do pobliskiego kanału. Chłopak drżał z zimna, czuł też obrzydliwy kwaśny posmak w ustach. Nie było jednak nic gorszego od tego zwątpienia w samego siebie, przygnębienie i zagłuszające wszystko inne poczucie winy. By odwrócić swoją uwagę od tego okrutnego samopoczucia, starał się utrzymać z lwami rozmowę. Dowiedział się, że choć są dwa, to są częścią jednej całości, a ich rozdwojenie jest powiązane z rolą za dnia i po zmierzchu, gdy słońce wchodzi do krainy podziemia. Niestety nie był w stanie długo utrzymywać tej rozmowy i od jakiegoś czasu pracował w milczeniu.

-Melancholia jest jednym z atrybutów ziemi. Tak samo czarna żółć, czyli ciemna krew, która powiązana jest z pracą śledziony, ta również jest jej atrybutem, suchość i kwaśny posmak również. Uczucia, które tobą teraz targają są wielokrotnie spotęgowane.- w głosie lwów dało się słyszeć współczucie, ale też i podziw. Z oczu Yoh leciały łzy, które utrudniały my rozpoznanie koloru ziaren, a to też wywoływało kolejne rany. Nie był w stanie nie jęknąć boleśnie, a więcej kropel spłynęło po jego policzkach. Oparł dłonie na podłodze i zacisnął oczy, oddychając ciężko, czując jak ciepły strumień krwi leje się po jego plecach, a jego strój nią nasiąka. Na szczęście był czarny.

-Czy nie wystarczy wam jak bardzo jest zdeterminowany?- warknął Amidamaru, sam już tracąc szacunek do bóstw. Troska o przyjaciela go zaślepiała.

-Nie, samuraju. Musi zakończyć próbę Ziemi.- pomimo sposobu, w jaki odezwał się duch, lwy nie wydawały się rozjuszone. Nie tak, jak reagowały wcześniej. Chyba nie spodziewały się takiej wytrwałości szamana. -W każdej chwili możesz się poddać, młody Asakuro.- zasugerował.

-N-nie... Nie poddam... się. Muszę to zrobić. Zrobię to dla niego.- wymamrotał Yoh i wziął w dłonie kolejną porcję ziaren. Więcej łez kapało na ziemię, mieszając się z krwią. -Jestem... Mu to winien. Ja powinienem był zrobić to.... wcześniej. Uratować go... Uda mi się...- mamrotał oddzielając w dłoniach piach od prochu. Gdy wsypał proch do miski, wreszcie nic się nie wydarzyło, ale niestety przy piasku, na lewym ramieniu pojawiły się kolejne szramy. Przez następne dwie sekundy, Yoh szlochał chcąc się poddać. Czuł się beznadziejny, był tak przybity, jak nigdy wcześniej, ale powtarzał sobie, że jego myśli są teraz skalane mocą całej próby. To nie są do końca jego myśli. -Nie...poddam...się...- powtarzał.

Lwy najwyraźniej nie były przygotowane na taki natłok myśli, poczucia winy i desperacji. Upór tego szamana jasno wskazywał, że choćby miał się tam wykrwawić, nie przerwie.

-Nigdy nie powiedziałem, że nie możesz użyć furyoku.- Yoh spojrzał na koty zaskoczony. Czy one właśnie... mu pomagały. -Ale musisz wiedzieć, że to też będzie wymagało od ciebie ogromnej siły. Możesz nie dać rady. Jeśli jednak ci się uda, zakończysz próbę z powodzeniem.- dodał głos.

Yoh usiadł na ziemi prosto. Jego myśli skupiły się na furyoku. Pomimo że od kilku godził tkwił w stanie ciężkiej melancholii, na granicy z depresją, skupił się na swoim celu i na tym, jak bardzo robił to wszystko nie da siebie, a dla niego. Po kilku minutach medytacji i uspokojeniu swojego rozżalonego umysłu pozostały piach uniósł się nad ziemią i ponownie zawirował by po krótkiej chwili rozdzielić się na dwie części. Amidamaru wpatrywał się w to z podziwem i mógłby przysiądz, że dostrzegł na pyskach kotów to samo zadowolenie. Proch i piach wylądowały w swoich miskach, a szaman zachwiał się i pewnie upadłby na ziemię, gdyby nie samuraj.

-Udało ci się, młody Asakuro. Możesz przeczytać zawartość Księgi Ziemi. Oby wiedza, którą zdobędziesz pomogła ci opanować żywioł.- Yoh uchylił oczy powoli, obserwując jak ziarna z obu mis unoszą się i ponownie mieszając, by po kilku sekundach uformować Księgę Ziemi. Chłopak uśmiechnął się w stronę lwów słabo.

-Dziękuję, Aker-sama.- powiedział cicho. Oba lwy podniosły się i pochyliły lekko głowy.

-Wiem, że moc ziemi uznawana jest za najsłabszą. Ale to ona łączy w sobie wszystkie pozostałe. Najłatwiej jest ją opanować, lecz jest kluczowa dla pozostałych. Bez niej, choćbyś nie wiem jak potężny był, powietrze, woda, ogień i dusza nie ugną się przed tobą. Nie zmarnuj tej wiedzy, młody Asakuro.- powiedział, nim oba rozpłynęły się w powietrzu.

-Jeżeli to było najłatwiejsze, to ja wolę nie myśleć, jak bardzo wymagające będą pozostałe.- odparł Yoh, po czym zaśmiał się słabo. Samuraj odetchnął z ulgą widząc nagłą i szybką poprawę nastroju swojego przyjaciela. Chłopak powoli podniósł się z podłogi i westchnął ciężko, nim podszedł do misy z bieżącą wodą. Nie miał przy sobie żadnej ścierki, więc jedyne co mógł zrobić, to nabrać wody w dłonie i wylać ją na posadzkę, klęcząc ponownie i kolanem spychając krew w stronę kanału. W myślach dziękował, że pomimo iż świątynia była raczej zakazanym miejscem, to ktoś pomyślał o założeniu odpływu w razie powodzi. Dopiero gdy podłoga była czysta, Yoh poprosił Amidamaru by przyprowadził Annę i by nie mówił jej o próbie.


Gdy blondynka weszła, jej narzeczony siedział przed stołem, całkowicie przodem do niej, układając ręce tak, by wyglądały naturalnie, ale by nie widziała jego ramion.

-Długo to trwało.- powiedziała.

-Ale za to poznałem egipskiego boga strzegącego ziemi.- odparł z szerokim uśmiechem. -Trochę mnie wykończył, ale opowiem ci później. Otworzysz portal?- spytał wyluzowanym tonem, jakby przed chwilą wcale się nie wykrwawiał na śmierć z zapłakanymi oczami. Anna skinęła głową i powtórzyła wczorajszą czynność z koralami. Gdy tylko portal się otworzył, Yoh poderwał się z ziemi i niemalże podbiegł do niego.

-Do później!- zawołał szybko. Zanim zniknął usłyszał jeszcze jej groźne "Yoh, co ty masz na ramionach?!"

=========================

I to by było na tyle! Przyznam, że wpędziłam się w bagno z tymi próbami ksiąg. Nie miałam pojęcia jak się do nich zabrać, by było to coś innego od nauki panowania nad żywiołem. Myślałam cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień i nic nie mogłam wymyślić. Dopiero jak zaczęłam pisać. Tak mi jakoś najlepiej idzie. 

Atrybuty, o których wspominał Aker, to atrybuty humorów z teorii humoralnej, jednego z głównych nurtów medycyny starożytnej. Niech mi ktoś powie, że pisanie opowiadań nie kształtuje XD Nie czytajcie o nich aż do końca wszystkich prób, bo to spoiler! 

Co do częstotliwości notek, to jest to kwestia urlopu XD Zwykle będą co tydzień, ale póki mogę, piszę częściej, zwłaszcza, że mam ogromne pokłady weny. Następna notka pewnie w niedzielę i wtedy wejdziemy do Księgi Ziemi, a więc znowu widzimy się z Asahą.


1 komentarz:

  1. Tego się obawiałam że Yoh będzie miał co raz większe problemy ze snem, a koszmary staną się intensywniejsze i jak zawsze lubił spać tak teraz wpędzi go to w bezsenność...

    Bardzo pomysłowa ta próba i miałas rację że czerpanie ze starożytnych wierzeń jest całkiem inspirujące i dodaje opowiadaniu wiarygodności :) mimo to dosyć krwawe to było ale prawdę mówiąc nie wiem dlaczego Yoh od razu nie skorzystał z foryoku. Szczególnie że można by sobie przypomnieć odcinek w którym szukali zierenka ryzu. Może to nie to samo ale jakieś podobieństwo między tymi dwoma zadaniami jest...

    To że poszedł od razu do kolejnej księgi nie jest odpowiedzialne, domyślam się że chce jak najszybciej to mieć za sobą ale takie niewyleczone rany w cale mu nie pomogą i powinien odpocząć i się w pełni zregenerować... Nie ładnie :(

    Czekam na kolejną część, super że masz wene i publikujesz tak często :)

    Co do komentarza który pozostawiłaś u mnie to był bardzo wyczerpujący ale i opowiadanie nie należy do krótkich :) i jestem Ci bardzo wdzięczna za to że zauważyłaś jak się Roxanne zmieniała! Chciałam właśnie z takiej głupiej nastolatki zrobić mądra młoda kobietę i chyba jesteś jedyną która docenia ta zmiane :D

    Dam znać jak tylko coś nowego wstawię :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń