poniedziałek, 18 maja 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Świątynia

Nikomu raczej nie sprawia przyjemności siedzenie w lodowato zimnej wodzie, nieustannie lejącej się prosto na głowę. Jednak na Yoh działało to niczym spray odkażający na ranę. Spowalniało jego gnające we wszystkich kierunkach myśli i opanowało niespokojne serce. Czuł, jakby ktoś go wyłączył. Nie myślał o niczym ani o przeszłości, ani przyszłości. Pod strumieniem spędził dobre kilka godzin, a skutki zaczął odczuwać dopiero po wyjściu. Wszystkie części ciała mu zdrętwiały z zimna, a po kilku sekundach zaczął szczękać zębami. Już czuł, że nieźle mu się oberwie za to zasiedzenie się. Miał tylko nadzieję, że pozwolą mu wejść do świątyni jeszcze dzisiaj.

-Wciąż nie jesteś wystarczająco skupiona, Tamao.- usłyszał głos dziadka jeszcze zanim wszedł na teren posiadłości. Yoh uśmiechnął się do siebie i cichutko zakradł się w stronę, z której dochodziły odgłosy ćwiczeń. Tamao, choć jakiś czas temu była pełna wątpliwości, dała się przekonać do powrotu do treningów, jej przyjaciele wierzyli w nią, więc nie mogła się poddać. Poprzedniego dnia młody Asakura nigdzie jej nie widział, domyślił się, że rodzina poprosiła ją, by dała mu chwilę dla siebie, więc teraz nie mógł się powstrzymać, by trochę nie podejrzeć. Wychylił się zza ściany, ale nie przyszło mu do głowy, że dziadek może stać tyłem do niego, a ona przodem. Różowowłosa widząc chłopaka, natychmiast się wyprostowała i niechcący machnęła ręką, przez co atak został skierowany w jeden z kwiatów, który natychmiast zajął się różowawym płomieniem. Dziewczyna pisnęła i zaczęła przepraszać, podczas gdy Yohmei ocalił roślinkę falą swojego furyoku. Nim się odwrócił, już słyszał chichot Yoh.

-No nareszcie, twoja matka już planowała wyciągnąć cię stamtąd siłą.- skomentował, a Tamao wciąż przepraszała z twarzą ciemniejszą od jej włosów. Yoh wyszczerzył się do obojga.

-Ile można, jeszcze trochę i przymarzłbym tam na zawsze.- stwierdził. -To ja jej w takim razie poszukam. Do zobaczenia później, powodzenia Tamao!- zawołał, machając im na pożegnanie.


Całe szczęście, pomimo długiego siedzenia pod strumieniem wodospadu, matka Yoh nie dała się długo prosić i wkrótce, po dwóch gorących herbatach i armii witamin dla układu immunologicznego, ruszyli przez całą posiadłość do części, w której nigdy nie był, znajdowała się pomiędzy dwoma wysokimi górami na tyłach posiadłości. Choć nie było jeszcze bardzo późno, to okolicę otaczał dziwny mrok, a sama atmosfera wyraźnie dowodziła, że było to miejsce, które klan Asakurów traktował jako przekleństwo i coś, czego nie chcieli puszczać na światło dzienne. Yoh zwolnił kroku, przechodząc przez Torii*. Poczuł się naprawdę bardzo dziwnie, jakby... już tu kiedyś był, choć był pewien, że rodzina nigdy nie dopuściła go do tego miejsca. Słyszał opis od Anny, stąd też wiedział, że ono istnieje, a także, że znajduje tu się więcej ksiąg, ale to nie powinno sprawiać, że będzie się czuł tak pewnie.

-To miejsce jest przesiąknięte dziwną energią.- mruknął Amidamaru, pojawiając się u boku swojego szamana.

-Tę świątynię stworzył sam Hao, ponad 1000 lat temu.- wyjaśniła Keiko, oglądając się za siebie, na swojego syna i jego stróża. Yoh przełknął głośno ślinę i powoli kierował się ścieżką za swoją rodzicielką, rozglądając się po okolicy. Wyobraźnia płatała mu figle, w głowie widział mnichów i innych duchownych, władców oraz zwykłych ludzi w starych tradycyjnych strojach, dzieci, może uczniowie, a może krewni odwiedzających jego przodka, może członkowie rodu. Część z nich widział jakby z boku, a część wpatrywała się w niego. Te obrazy w głowie udowadniały mu, że jest i będzie częścią Hao.

-Wszystko w porządku?- spytała Keiko stając w samym wejściu do głównego budynku. Zarówno drzwi, jak i lampiony po obu ich stronach miały symbol gwiazdy, Yoh już wiedział, że jest to odniesienie do pentagramu Wuxing [w polskiej wersji Gwiazda Jedności].

-Zastanawiam się jakim cudem nigdy się tu nie zakradłem.- odparł z rozbawieniem.

-Shikigami dziadka strzegły tego miejsca równie mocno, co ciebie samego.- odpowiedziała ze smutnym uśmiechem. Teraz tego żałowała, gdyby sam się dowiedział, nie mieliby wyboru i musiałby poznać prawdę. -Gotowy?- chłopak kiwnął głową, a brunetka otworzyła przed nim drzwi.

Sala była dość duża i stosunkowo pusta, wszędzie, gdzie się dało widniał symbol gwiazdy. Drewniana posadzka wciąż miała ślady niegdysiejszych walk czy obrzędów. Na ścianach wisiały pojedyncze pergaminy, również oznaczone pentagramem. Na stołach pod ścianami, w równych odstępach od siebie leżały księgi i choć wyglądało to, jakby wystarczyło je podnieść i zacząć czytać, Yoh domyślał się, że to nie będzie takie proste. Na samym końcu pomieszczenia Yoh dostrzegł Butsudan**, nad którym królował stary obraz przedstawiający Wielkiego w jego pierwszej formie, takiej jak widział w Cho-Senjiryakketsu, a pod nim, za szkłem właśnie ta książka. Yoh zastanawiał się, dlaczego to właśnie ona była chroniona dodatkowym szkłem, a pozostałe nie. Jedyne co przychodziło mu do głowy to to, że pozostałe po prostu tej ochrony nie potrzebowały, albo dlatego, że nikt nie miał odwagi do nich zajrzeć albo, co potwierdzało jego przeczucia, one miały swoją własną ochronną moc.

-Tu cię zostawię, Yoh. Te księgi po bokach, to właśnie te, których nikt nigdy nie czytał. Nie siedź tu do późna, masz tyle dni, ile tylko będziesz chciał i proszę, bądź ostrożny.- powiedziała. Chłopak kiwnął głową, po czym odczekał chwilę, aż będzie miał pewność, że matka oddali się wystarczająco. Powoli podszedł do podwyższenia i wspiął się na relikwiarz, przyglądając się twarzy swojego przodka. W porównaniu do wspomnienia sprzed 500 lat, gdy ten odrobił się w plemieniu Patch, ten zdecydowanie wyglądał jak jego starszy brat. Przez myśli Yoh nawet przeszło, że w przyszłości właśnie tak będzie wyglądał. To nie Hao był podobny do Yoh, a on do niego. Młody Asakura odepchnął od siebie myśl, że jest jedynie bezużyteczną pomyłką. Nie może tak o sobie myśleć, przecież nie jest głupi i wie, ile znaczy i ile zrobił dla innych. Nie może sobie wmawiać, że jest inaczej, jeśli nie tak dawno cały świat szamański, a przynajmniej część obecna w Patch oddała mu swoje furyoku, zawierzając mu całkowicie. Jedynie sam Hao miał prawo uznawać go za bezużytecznego, ale też nie w sposób, którego się obawiał. Księga za szkłem zadrżała lekko, a Yoh przeniósł na nią wzrok.

-Nie tym razem, ciebie już znam.- mruknął, po czym odwrócił się i zszedł z podestu, spoglądając po kolekcji sześciu ksiąg. -Jak myślisz, Amidamaru, o co chodzi z tymi księgami i jak bardzo niebezpieczne będą?- spytał Yoh, przyglądając się każdej po kolei.

-Nie mam pojęcia, Yoh-dono. Ale musisz być bardzo ostrożny. Wyczuwam ogromne pokłady energii szamańskiej, a same księgi chronią potężne zaklęcia.- mruknął.

-No cóż, nie przekonamy się, póki nie sprawdzimy.- powiedział, po czym sięgnął po pierwszą książkę. Nic się nie stało. Słuchawkowy stał nieruchomo, nasłuchując uważnie. Powoli otworzył książkę i natychmiast ją upuścił z głośnym sykiem. Jego wzrok padł na dłonie, na których powoli zaczęły pojawiać się zaczerwienienia i bąble. Takie jak po oparzeniach. A więc jednak coś je chroniło. Co bardziej go zdziwiło, Amidamaru nie zareagował. Podniósł głowę i dopiero po chwili zorientował się, że jego stróż gdzieś zniknął.

-Witaj.- usłyszał za sobą. Natychmiast się odwrócił, a jego wzrok napotkał spojrzenie Wielkiego, stał przed nim, jak gdyby nic. Niczym żywy.

-Ty jesteś...- zaczął, nie wiedząc, jak się do niego zwrócić. Wielki uśmiechnął się lekko, w jego oczach nie było nienawiści, jedynie ciekawość.

-Przecież doskonale wiesz, mój bracie.- stwierdziła postać.

-Ty... Ty mnie znasz? To znaczy, wiesz, kim jestem?- nie wiedział, jak ma zadać to pytanie, na szczęście on zrozumiał.

-Nie.- odparł z lekkim uśmiechem, przymykając oczy, tak jak i Yoh miał to w zwyczaju. -Byłem ciekaw twej reakcji. Nie, nie wiem, kim dokładnie jesteś. Jestem tu, ponieważ przełamałeś pieczęć moich ksiąg, a także przyprowadziłeś ze sobą swego stróża, który wspaniałomyślnie, a raczej nie mając wyboru, udzielił mi na krótko swojej postaci, bym mógł się z tobą spotkać.- wyjaśnił.

-W takim razie, skąd wiedziałeś, że jestem twoim bratem?- zapytał Yoh.

-Domyśliłem się.- odparł, lecz widząc minę młodszego Asakury, zaśmiał się dziwnie serdecznie. -Moje wspomnienia i wiedza kończą się wraz z dniem, w którym zostałem stworzony.-

-Jesteś strażnikiem jakieś pieczęci?- spytał słuchawkowy, a mężczyzna kiwnął głową. -Ale to dalej nie wyjaśnia, skąd wiesz, kim jestem.-

-Czy domyślasz się, czym są te księgi?- Yoh spojrzał na każdą z nich, a następnie na swoje poparzone dłonie i na księgę leżącą na podłodze.

-Wuxing...- powiedział cicho.

-Zgadza się. Każda z tych ksiąg opisuje drogę, jaką pokonałem, by opanować każdy z punktów pentagramu. Ogień.- wskazał na tę leżącą na podłodze, a następnie na jej sąsiadujące -Ziemia i Woda. Tam zaś...- wskazał na pozostałe trzy -Powietrze, Świat Duchowy oraz Księga Szamanów.- powiedział, na to ostatnie Yoh spojrzał na niego gwałtownie.

-Cho-Senjiryakketsu? Ale przecież.... Ona leży tam.- zawołał, wskazując na gablotę. Duch pieczęci spojrzał w tamtą stronę.

-Ta księga nie istniała przede mną. Musiałem ją spisać później.- odpowiedział i znów zwrócił się w stronę Yoh. - Stworzyłem pieczęć niewiele po opanowaniu wszystkich pięciu elementów. Moc i wiedza, zawarte w tych księgach jest tak ogromna i piękna, jak i niebezpieczna. Wiedziałem, że w strachu przede mną, inni mogą chcieć mnie zniszczyć. Będą chcieli stać się tak potężni, by móc się ze mną równać. Nie mogłem do tego dopuścić. Taka moc w niepowołanych rękach mogłaby doprowadzić do zagłady wszystkiego, co żywe.- wyjaśniał. Yoh słuchał jego słów z niedowierzaniem. Starał się ukrywać szok, w którym tkwił. Czy to właśnie taki był jego przodek, zanim w jakiś sposób zszedł na złą drogę? -Stworzyłem więc potężne zaklęcia i pieczęć, by chronić tę wiedzę. Każdego, komu przyjdzie przez myśl podniesienie którejkolwiek z ksiąg, przeszywa nieokiełznany strach. Zmierzenie się z nim jest niemalże niemożliwe, im bliżej do podjęcia decyzji o przejrzeniu zawartości, tym silniejszy strach. Jeśli pomimo to, ktoś po nie sięgnie, miał odbyć walkę ze mną. Uznałem jednak, że nie wiem, jakie zdolności mogą rozwijać się w przyszłości, więc dodatkowo zabezpieczyłem je zaklęciami, mającymi poddać każdego, kto je dotknie, a nie opanował konkretnych elementów, próbom. Bolesnym. - wyjaśniła postać, powoli przemieszczając się wzdłuż stołu. -Zaklęcia miały być wystarczające, by nikt nie był w stanie otworzyć ksiąg, oprócz mnie.-

-To wciąż nie wyjaśnia, skąd wiesz, kim jestem.- stwierdził Yoh.

-Wyjaśnia.- mężczyzna znów zwrócił się w jego stronę. -Nie wyczuwasz strachu, ja również nie mogę cię zaatakować. Zostałeś jednak poparzony przez Księgę Ognia, co oznacza, że nie masz opanowanych pięciu elementów Wuxing. Nie możesz być mną, ale też nie jesteś zwykłym Douji. Wnioskuję więc, że odradzając się, rozdzieliłem duszę na dwie części, a ty jesteś drugą połową. W takim wypadku musisz być moim bratem. Posiadając część mojej duszy, nie odczuwasz strachu, a ja obowiązku zaatakowania cię.- Hao wyjaśnił w lekkim politowaniem. To miało sens, nawet ogromny. -Czas na moje pytanie, co tu robisz?-

-Ja... Ty naprawdę nie wiesz co się z tobą działo po stworzeniu pieczęci?- zapytał Yoh, bojąc się opowiadać całą historię.

-Cóż. Przeczuwałem, że chcą mnie zniszczyć. Obawiano się mnie, przez moją potęgę i to, jak chroniłem swoje tajemnice. Nie ufano mi, choć ja robiłem wszystko, aby pomagać innym. Czułem, że niedługo stanie się coś, co nie powinno nigdy mieć miejsca. Domyślam się, że to się wydarzyło, nie wiem, jak długo po stworzeniu tych ksiąg.-

-Myślę, że bardzo długo. Mówisz, że powstałeś niewiele po opanowaniu Wuxing, zamordowany zostałeś znacznie później przez ród Asakurów.- wyjaśnił Yoh i mógł przysiąc, że na ostatnie słowo, duch pieczęci zareagował. Przez chwilę był pewien, że widzi zaskoczenie, jednak zaraz ustąpiło poprzedniemu wyrazowi twarzy.

-Jak się zwiesz?-

-Asakura... Yoh.- odpowiedział, a mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.

-Nazywam się Douji Asaha. Klan Asakura to ród, który planowałem stworzyć. Tego dnia, gdy zdecydowałem się zakląć księgi, podjąłem również decyzję o założeniu nowego rodu. Najwyraźniej to zrobiłem, a ty znasz mnie pod imieniem Asakura Hao.- duch uśmiechnął się, gdy słuchawkowy kiwnął głową. Szok to zbyt delikatne słowo. A więc Hao nie tylko nadał rodzinie znaczenia, ale całkowicie ją stworzył, a sam nie nazywał się tak od zawsze.

-Dlaczego tu jesteś, Yoh? Co cię sprowadza do tych ksiąg? Powiedziałeś, że twój ród mnie zamordował, ale znacznie później, więc co ty tutaj robisz?- spytał.

-Jestem połową twojej duszy z trzeciego wcielenia. Nasz ród... popełnił wiele błędów i teraz chciałbym je naprawić, ale do tego potrzebuję cię zrozumieć. Pomożesz mi?-

Duch wpatrywał się w niego w ciszy przez chwilę, nim pokręcił głową.

-Chcesz mnie poznać, Yoh, a w tym ci nie pomogę. Jedyne, co mogę zrobić, to poradzić ci kolejność czytania ksiąg. Zacznij od Księgi Szamanów, ta jako jedyna nie podda cię wymagającemu testowi, ale wiedza i moc, które posiądziesz dadzą ci umiejętności wymagane, by sprostać próbom pozostałych ksiąg. Następnie Księga Ziemi, jest najłatwiejsza i najsłabsza. Księga Powietrza, znacznie trudniejsza, ale opanowanie tego żywiołu umożliwi ci przetrwanie testu Wody, a ta testu Ognia. Jako ostatnia jest Księga Duchowa. Każda z tych Ksiąg może cię zabić i do każdej będziesz potrzebował portalu. Nic ci nie da czytanie znaków. Opanowanie umiejętności zawartych w księgach nie oznacza, że opanujesz Wuxing. Zbliży cię to do natury i ułatwi osiągnięcie tego, co ja. A to powinno ci szanse na poznanie mnie.- rzekł, nim jego postać zaczęło blaknąć. -Mój czas się kończy, Yoh...-

-Zaczekaj. Czy mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie?- spytał, a mężczyzna kiwnął głową. -Jakie jest twoje podejście do ludzkości?-

Przez chwilę milczeli, postać wciąż znikała, a mgła w kształcie Amidamaru ją zastępowała.

-Mam swoje powody, by większości z nich nienawidzić.- odparł jedynie, zanim całkowicie zniknął.

-Czekaj!- zawołał Yoh, ale było już za późno. Amidamaru natomiast spojrzał na niego zaskoczony.

-Yoh-dono?- spytał, ale szaman pokręcił tylko głową i rozejrzał się po pomieszczeniu. To nie do końca tak miało wyglądać. Yoh chciał jedynie poznać bliżej poznać swojego brata, a nie jedynie opanowywać te same moce, które niegdyś on. Zajął miejsce na podłodze pod ścianą, po czym w końcu opowiedział Amidamaru o całym zajściu.

-Co zamierzasz zrobić?- spytał w końcu jego stróż.

-Cóż, mam okazję poznać Hao od strony, której nie zna nikt. A jeżeli mam wygrać Turniej Szamanów, muszę stać się silniejszy.- odparł spokojnie szatyn, wpatrując się w stół gdzie leżała pierwsza z ksiąg. -Ale najpierw muszę sprowadzić tu Annę i jej korale.- dodał z rozbawieniem, choć po cichu miał nadzieję, że blondynka nie będzie stawiała oporów, ani też nie dowali mu treningami.


Myślał, że będzie miał na to kilka dni. Najwyraźniej nie docenił swojej rodziny, która już spodziewała się, że pomoc Anny będzie konieczna.

-Wróciłem! Cześć Anna.... Huh? Chwila. Anna?!-

*Torii - główna brama świątyni
**Butsudan - japoński ołtarz-relikwiarz
=========================
No i to by było na tyle! Myślę, że następny rozdział dodam w środę, ale to zależy! Wiele się będzie teraz działo. Czasami będę wzorować się na niektórych wydarzeniach z mangi, ale tylko czasami. Niezmienne pozostają wydarzenia z anime, natomiast i ta część i następne mocno wchodzą w przeszłość Hao, a ta będzie się różniła od oryginału z mangi.

2 komentarze:

  1. Miło że akurat trafiłam na nowy rozdział przed snem :3
    Trochę m je zastanawiają te postacie które widział Yoh idąc przez świątynie... Myślę że to przez moc jaka wypełnia pomieszczenie jak i krzesa fakt że Yoh ma w sobie cześć duszy Hao, pozwoliło mu zobaczyć jakieś odległe wspomnienia. Tak jakby był Douji Asaha :)
    Trochę mi się przykro zrobiło jak Hao powiedział że Księga Ziemi jest najsłabsza :( przecież Yoh dostał Ducha Ziemi w mandze i tak mi się to jakoś skojarzyło niefajnie... Chociaż dalsza wypowiedź brzmi logicznie ;)
    Fajny pomysł z tym że Hao użyczył sobie formy Amidanaru :D taka jedność ducha w duchu... INCEPCJA

    Jest i Anna!!! Co prawda nie odezwała się ale dobrze ze jest już ;)

    Fragment z Tamao mnie rozbawił ;) biedna się zawstydziła i podpaliła kwiatka, chociaż ciekawi mnie to że płomień był różowy... Jakieś nawiązanie do jej włosów czy przypadek?

    Super że będziesz czerpać też z mangi, zawsze uważałam że jest ona mądrzejsza od Anime. No i Yoh nie zabija tam swojego brata!

    Bardzo mi miło że czytasz moje opowiadanie :) jestem ciekawa co powiesz jak dojdziesz do obecnych części ;) na pewno mogę powiedzieć że trochę poprawił mi się styl pisania, ale w zasadzie bardziej się zastanawiam nad Twoja opinia odnośnie fabuły ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę ten komentarz drugi raz, bo za pierwszym razem chyba coś spartoliłam^^
    Znalazłam tego bloga całkiem przypadkowo, szukając mangi Shaman King po polsku;)
    Przeczytałam wszystkie rozdziały i mega mi się podobają. Super, że nie zamierzasz (chyba) zmieniać drastycznie charakterów postaci jakie zostały ukształtowane w anime i mandze.
    Już nie mogę się doczekać dalszych przygód Yoh i spółki!
    Trafiłam tu przypadkiem, ale na pewno zostanę na dłużej i będę co jakiś czas tu wpadać:))

    OdpowiedzUsuń