wtorek, 12 maja 2020

Shaman King; One-Shot: Urodziny

Bądźmy szczerzy, Yoh dopiero od niedawna miał przyjaciół. Odkąd przeprowadził się do Tokio, a od tego czasu nie minął nawet rok. Mieszkając w Izumo był raczej skazany na samotność. Inne dzieci albo go unikały z własnej bądź przymuszonej woli, a jeszcze inne znęcały się nad nim. Jedynie duchy były mi bliskie i to właśnie to powodowało niechęć rówieśników. W końcu, kto chciałby się przyjaźnić z dzieciakiem, który gada do wymyślonych przyjaciół. Nikogo więc nie powinno dziwić, że chłopak nie przywiązywał zbytniej uwagi do dnia, jakim był 12 maja, jego urodziny. Dzień jak co dzień, jeśli ktoś złożył mu życzenia, uprzejmie dziękował, jeśli nie, nie ruszało go to. Wciąż chodził uśmiechnięty i zachowywał się, jakby nic się nie działo. Bo nie działo.

Dziś były jego 15 urodziny. Tak jak się spodziewał, nie działo się nic z tym związanego, nikt nie złożył mu życzeń, prócz Amidamaru z samego rana, wcale go to nie dziwiło, o ile dobrze pamiętał, nikomu nie mówił, kiedy się urodził. Wszystko po staremu. To tylko jeden rok więcej. Nic niezwykłego. Prócz tego, że dziś cały świat się na niego uwziął.

Amidamaru, w postaci prezentu urodzinowego postanowił obudzić go przed Anną, która z jakiegoś powodu zerwała go na równe nogi znacznie wcześniej.

-Nie z jakiegoś, Yoh. Dzisiaj macie walkę, przed wami walczy Team X-I, Ryu upiera się, by iść zobaczyć, a po was Hoshi-gumi. Nie ma dzisiaj czasu na leżakowanie. Wstawaj i natychmiast na trening! Dzisiaj tylko 5 kilometrów, pół godziny krzesełka 100 pompek i 100 przysiadów. Przed walką nie powinieneś się aż tak przemęczać.- powiedziała tonem nieznoszącym nawet najmniejszego sprzeciwu. Gdy wyszła, posłał Amidamaru obolałe spojrzenie.

-Yoh-dono.....- wymamrotał samuraj współczującym tonem. Niestety, nikt nie mógł z Anną dyskutować, dlatego bez większego ociągania się podniósł się i udał na trening.

Jak na złość, pomiędzy treningiem a walkami nie znalazł się ani moment, by udać się do knajpy, w której zwykle jedli posiłki. A szkoda, Yoh wiedział, że rano zmianę miał Karim, a Silva po walce Funbari Onsen. Po cichu liczył, że plemię Strażników wie co nieco o uczestnikach walk i uda mu się naciągnąć najpierw jednego, a potem drugiego na darmowe cheesburgery. Tak, w prezencie.

Niestety, musiał obejść się smakiem i pocieszyć owsianką na śniadanie i miską ryżu na stadionie po swojej walce. Niesamowicie trudnej walce, ponieważ Mikihisa znów zabronił im używać Wielkiej Kontroli Ducha. Co prawda, od walki z Trójką Oceanu wiele się nauczyli, ale wciąż było to... niewykonalne. Zawiedziony nastolatek podjął decyzję o użyciu Wielkiej Kontroli Ducha i w kilka sekund pokonali swojego przeciwnika.

Jeżeli wczesna pobudka, trening, walka drużyny Lyserga, która pozostawiła po sobie niesmak, konfrontacja z zielonowłosym ("czy nie uważasz, że takie postępowanie raczej przybliża was do Hao, niż się mu przeciwstawia?"), kilka potężnych kopniaków od przeciwników i pokonanie ich w sposób, którego mieli nie używać, brak porządnego posiłku, nie mówiąc już o niespełnionych marzeniach o darmowych cheeseburgerach, były niewystarczające do uznania tego dnia za koszmar, to wychodząc ze stadionowej knajpy, musiał oczywiście wpaść na swojego bliźniaka.

-Twoja walka była bardzo rozczarowująca.- powiedział lekko przemądrzałym tonem Hao.

-Taaak, mnie też miło cię widzieć.- mruknął Yoh.

-Mikihisa najwyraźniej nie sprawdza się w roli nauczyciela, jeśli do tej pory nie nauczył was innych metod walki. Z takimi umiejętnościami nie dojdziecie nawet do ćwierćfinałów Turnieju. Musisz być silniejszy, Yoh.- kontynuował starszy z braci.

-Wiesz, jakoś nigdy nie zauważyłem, żebyś sam używał innych metod. Każdego przeciwnika podpalasz, więc nie dziwne, że wygrywasz. Chciałbym zobaczyć, jak walczysz naprawdę.- mruknął Yoh, patrząc bratu w oczy. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Prawie cała kawiarnia zamarła. Tylko Yoh miał wystarczającą odwagę, by nagadać Hao. Pewnie dlatego, że wiedział, że jest mu potrzebny, więc wspomniane podpalenie mu nie groziło.

-Mistrz Hao nie musi nic udowadniać! Mistrz Hao po prostu nie marnuje czasu i energii na tych słabeuszy.- zapiszczała Opacho.

-Aha, czyli potwierdzasz, że "Mistrz" Hao idzie na łatwiznę.- mruknął Yoh, uśmiechając się szeroko.

-Jak śmiesz mówić w ten...- zaczął Luchist, ale Hao im przerwał.

-W porządku. Niech będzie. Skoro tak bardzo prosisz, zademonstruję ci, jak powinno się walczyć. Rodziny tych szamanów na pewno będą ci wdzięczne, a miałem dziś wyjątkowo dobry humor, by kogoś oszczędzić.- powiedział długowłosy, uśmiechając się złośliwie, po czym wyminął brata.

-Taa, jasne.- mruknął Ren, gdy Hoshi-gumi w końcu się oddaliło.


Jak powiedział, tak zrobił. Asakura Hao nie rzucał słów na wiatr. Duch Ognia pojawił się na arenie jedynie na kilka sekund. Starszy Asakura spojrzał w stronę swojego bliźniaka, a jego głos rozbrzmiał mu w głowie "Patrz i ucz się, braciszku."

Duch Ognia nagle zaczął się rozpływać, tworząc wirującą, ognistą łunę, która otoczyła ramię Hao, po chwili w jego dłoni pojawił się płomienny miecz. To, że Hao naprawdę miał zamiar walczyć, zaskoczyło szamanów do tego stopnia, że nie zauważyli, jak miecz skrócił się o dobre kilka metrów, ale Yoh to dostrzegł. A więc o to chodziło? O skumulowanie tej samej ilości energii w mniejszej broni?

"Właśnie tak." Głos bliźniaka znów nawiedził jego myśli, nim ten ruszył do walki. No i tak, po kilku sekundach, choć Hao nie używał swej standardowej kontroli ducha, przeciwnicy Hoshi-gumi leżeli poranieni i poparzeni na ziemi, pozbawieni furyoku. Długowłosy zwrócił swój wzrok w stronę Yoh, uśmiechając się przy tym zarozumiale i triumfalnie. Chciał wiedzieć, o czym myśli młodszy więc ponownie skupił Reishi na jego osobie.

"Proszę, nie zabijaj ich, chociaż dzisiaj. Dzisiaj zrób ten jeden wyjątek. Nie zabijaj ich. Proszę." Powtarzał słuchawkowy. Hao zorientował się, że Yoh miał przy tym minę tak cholernie śmieszną, że starszy nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu pełnego politowania. Yoh wyglądał jak dziecko, które usilnie próbowało siłą umysłu poruszyć przedmiotem, wargi lekko wygięte ku dołowi, policzki nieznacznie nadęte i te zmarszczone brwi w połączeniu z intensywnym spojrzeniem. Hao domyślał się, że Yoh próbował przebić się przez szum innych myśli, by dotrzeć do jego głowy. A to, że jego uśmiech go zdradzał, spowodowało jeszcze większy upór wypisany na twarzy młodszego. W końcu peleryna starszego opadła i przewalając oczami, jakby mówiąc "niech ci będzie", odwrócił się... darując życie pokonanym szamanom. Gdy tylko się od nich odsunął, sędzia ogłosił zwycięstwo Hoshi-gumi, z niemałym zaskoczeniem, a medycy niepewnie wbiegli na arenę.

-Stary, normalnie nie wierzę, że darował im życie!- zawołał Horo Horo.

-Będzie ogień w odb....- zaczął Chocolove, ale w ostatniej chwili Guan-dao znalazło się przed jego nosem i komik nie zdążył dokończyć swojego żartu.

-No właśnie, to dziwne, zwłaszcza po tym, jak odgrażał się Mistrzowi Yoh.- wtrącił Ryu, ignorując kłótnię The Ren.

-Ah, właśnie, Yoh, zapomniałabym. Skocz z Mantą do sklepu, kończą nam się zapasy.- powiedziała Anna. No tak, to nie mógł być jeszcze koniec dnia. Asakura westchnął i bez sprzeciwu skierował się z małym przyjacielem w stronę sklepu.

Zupełnie się nie spodziewał, że to było zaplanowane. Podczas gdy on i Manta robili zakupy, cała grupa przyjaciół szykowała przyjęcie niespodziankę. Faust pobiegł szybko do knajpy i razem z Silvą zabrali sporą porcję cheeseburgerów, podczas gdy Ryu, Tamara i Jun zajęli się przygotowywaniem czekoladowego tortu przełożonego dżemem truskawkowym i mandarynkową pianką, nadając mu postać cheeseburgera. Na stole zebrali wszystkie prezenty, a Horo Horo i Chocolove zajęli się wieszaniem urodzinowego banera. Manta specjalnie przedłużał spacer, czekając na znak przekazywany pocztą pantoflową, a mianowicie, Tokageroh dał znać Basonowi, a Bason Amidamaru i dopiero gdy samuraj się pojawił mógł zacząć naprowadzać Yoh na powrót do domu.

-NIESPODZIANKA!!!- wrzasnęli chłopcy, gdy tylko drzwi się otworzyły. Asakura zamrugał oczami z niedowierzaniem. A więc jednak. Po chwili uśmiechnął się szeroko.

-Hehehe, dzięki wszystkim! Nie musieliście.- powiedział z naprawdę szczęśliwym uśmiechem. Nigdy się nie spodziewał, że jednak będzie miał prawdziwe urodziny.

Najpierw wszyscy po kolei złożyli mu życzenia, a później nadszedł czas na jedzenie. Chyba wszyscy żałowali, że nie zrobili Yoh zdjęcia, gdy ten zobaczył górę cheeseburgerów, obok tortu w kształcie cheeseburgera. To była miłość od pierwszego wejrzenia.

-Prezent ode mnie i Karima.- powiedział Silva, gdy krewniak spojrzał na niego ze łzami uwielbienia. Jak pysznie wyglądały, tak też smakowały. Po pochłonięciu większości z nich, oczywiście, wspólnymi siłami zabrali się za tort. I tego też jeszcze zostało, gdy z pełnymi brzuchami chłopcy leżeli na podłodze, a Anna ledwo się powstrzymywała, aby nie spróbować choć trochę postawić ich do pionu, ale... Nie po to zorganizowała całą niespodziankę, by teraz psuć nastroje. No nie dzisiaj.

W końcu nadszedł czas na prezenty. Większość była ręcznie robiona, małe drobiazgi, które tak naprawdę znaczyły dla niego wszystko. Niektóre jednak były zakupione w którymś sklepie w Patch Village. I to był jeden z prezentów od Ryu (który swoją drogą dał mu ich aż pięć) oraz prezent od Choco.

-Ty papugo! - żalił się komik, widząc, że jego prezent różni się jedynie wzorem. Był to okrągły talizman, czarny z pomarańczowym symbolem. Ten od Ryu miał słuchawki, a ten od Choco gwiazdę. I pomimo tego, widać było, że to jeden produkt, z tego samego sklepu.

-Dajcie spokój, chłopaki. Liczy się gest przecież.- przerwał im Yoh, z rozbawionym uśmiechem, gdy Ryu wypominał, że jego prezent jest przynajmniej jednym z wielu.

Tak więc minęła większość wieczoru. Koło dziesiątej w nocy Silva i Mikihisa zostawili dzieciaki same, a przed północą większość szamanów już słodko spała.... Na podłodze. Yoh przenosił właśnie prezenty do pokoju, gdy zauważył Annę, siedzącą na tarasie. Trzymając w dłoni szklaną figurkę, podszedł do niej i usiadł obok.

-Dziękuję.- powiedział wesoło. Blondynka spojrzała na niego pytająco. -O moich urodzinach wiedział tylko mój tata, pewnie Silva, Amidamaru i ty. Zakładam, że to ty i Amidamaru zorganizowaliście to całe zamieszanie.- wyjaśnił, uśmiechając się jeszcze szerzej. Ten uśmiech wystarczył, by wynagrodzić Annie te wszystkie poświęcenia dzisiejszego wieczoru.

-Należało ci się.- odparła, nie za bardzo wiedząc co innego powiedzieć.

-No i dziękuję za to.- dodał, pokazując figurkę kota ze szła o rdzawym odcieniu. -Wiem, że to od ciebie, bo od taty dostałem łapacz snów z piórami. Tylko ty znałaś Matamune.- powiedział, wpatrując się w prezent od narzeczonej. Blondynka ponownie obdarzyła chłopaka uśmiechem, tym razem znacznie cieplejszym. -No tak, to skoro wszyscy posnęli, to została mi jeszcze jedna rzecz do zrobienia.- powiedział w końcu chłopak i wstał, wracając do kuchni, przechodząc cicho przez labirynt śpiących przyjaciół. Gdy wrócił na taras, trzymał w ręku oba talizmany, ten od Ryu i Choco oraz torbę z dwoma cheeseburgerami i zapakowanym bezpiecznie ciastem.

-A ty dokąd z tym idziesz?- spytała zaskoczona.

-Nie tylko ja mam dzisiaj urodziny.- odparł z szerokim uśmiechem. Blondynka była tak zaskoczona, że nie zdążyła nawet zareagować, nim słuchawkowy zniknął.

Yoh nie wiedział, co nim kierowało, dlaczego to robił i czego może się spodziewać. Jednak to były pierwsze urodziny, które coś więcej dla niego znaczyły i pierwsze odkąd dowiedział się, że ma bliźniaka. W najgorszym wypadku Hao go wyśmieje. Przecież go nie zwęgli za przyniesienie kawałka tortu i prezentu. Chyba.

-Hao? Jesteś tu? Hao!- wołał, wychodząc z lasu w kolejną już polanę.

-Mogę wiedzieć, czemu się wydzierasz w środku nocy?- odpowiedział mu poirytowany głos, a po chwili starszy Asakura pojawił się na polanie. Oczywiście stał na ramieniu Ducha Ognia, bo jakże by inaczej.

-A mógłbyś do mnie zejść? Szukam cię po całym lesie od pół godziny.- zawołał. Długowłosy westchnął głośno, z wyraźną niechęcią nim jego Stróż rozpłynął się w powietrzu, a on sam gładko wylądował na ziemi.

-Więc? Czemu zawdzięczam tę wizytę, braciszku?- spytał z wyraźną pogardą w głosie, lecz Yoh zupełnie się tym nie przejął.

-No właśnie, braciszku.- powtórzył po nim i odwrócił się do niego plecami, przez kilka sekund szamotał się z opakowaniem, wzbudzając coraz większą irytację w ognistym szamanie, zwłaszcza że Yoh w głowie śpiewał randomowe piosenki, żeby się tylko nie zdradzić.

-Jeżeli to jakiś podstęp to naprawdę beznadziej...- zaczął, lecz wtedy przed jego nosem pokazał się talerz z ukrojonym kawałkiem tortu i wbitą w niego świeczką, bez ognia, ale zawsze.

-Wszystkiego najlepszego, bracie.- powiedział nagle. Hao dosłownie zamurowało. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego, że bliźniak przyjdzie do niego z kawałkiem tortu życzyć mu wszystkiego najlepszego.

-Eee.. Co?-

-Dziś są nasze urodziny. A raczej jeszcze były kilka minut temu. - wyjaśnił mu Yoh, z lekkim zawodem przy ostatnim zdaniu. Hao naprawdę bardzo chciał być opryskliwy, ale życzliwość młodszego była na tyle potężną bronią, że na myśl o chamskim odrzuceniu tortu, nawet Hao zrobiło się przykro. W głowie natomiast zadawał sobie pytanie "Dlaczego?".

-Bo wiesz, ja też nigdy nie przejmowałem się swoimi urodzinami, nie odczuwałem takiej potrzeby. Wychowywałem się samotnie, wiem, nie miałem aż tak źle, jak ty, ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To moje pierwsze i jedyne życie, więc samotność i dokuczliwość innych dzieci trochę mi doskwierała. Nie martwiłem się więc urodzinami. Jednak dzisiaj moi przyjaciele zrobili przyjęcie niespodziankę i uznałem, że to naprawdę miły gest. Stwierdziłem, że ty pewnie też nigdy nie obchodziłeś urodzin. Nie muszę znać całej historii, by wiedzieć, że przez wszystkie życia byłeś samotny, tak wiem, nie przeszkadza ci to, przynajmniej tak chcesz stwierdzić, ale wiesz, może to jedyne życie, kiedy masz z kim spędzić urodziny, a właściwie nawet je razem obchodzić. Więc pomyślałem, że wizyta z zaskoczenia i zawieszenie broni na jedną noc nie zaszkodzi.- wyjaśnił słuchawkowy, a Hao coraz bardziej zastanawiał się, czy młodszy też nie otrzymał odrobiny Reishi. Wpatrywał się w niego zaszokowany i nawet nie wiedział, czy jest sens okłamywać młodszego bliźniaka, jednak postanowił spróbować.

-Marnujesz tylko czas, Yoh.- mruknął, siląc się na ostry ton, ale to nie zrobiło na młodszym wrażenia.

-Możliwe, pomarnujemy go razem.- stwierdził. -I nie, nie mam twojej umiejętności czytania w myślach, po prostu... Chcesz czy nie, jesteśmy bliźniakami. Zawsze chciałem mieć starsze rodzeństwo, kiedyś nawet powiedziałem rodzicom, że chciałbym mieć starszego braciszka i żeby mi dali takiego w prezencie, no tak, nie do końca wtedy rozumiałem, jak to działa. No i, interesowałem się więzią między bliźniakami. Powiedzmy, że po prostu wyczuwam, co sobie myślisz pod tą bujną czupryną.- swoją wypowiedź zakończył kolejnym szerokim uśmiechem. Hao prychnął i dość agresywnie zabrał młodszemu talerz z ciastem. Starał się nie okazywać żadnych uczuć, jednak to, że Yoh tak się przed nim otwierał, jednocześnie wyprowadzało go z równowagi i rozczulało, a to drugie jeszcze bardziej irytowało.

-Mam jeszcze cheeseburgera. I prezent. W sumie może usiądziemy?- zasugerował młodszy.

Na to jeszcze starszego namówił, czy raczej pociągnął go do ziemi za pelerynę. Że też Yoh naprawdę się go nie bał. I tak siedzieli, oparci o drzewo, Hao nie spróbował ciasta, duma mu nie pozwalała, lecz Yoh nie miał z tym problemu. Skakał z tematu na temat byle tylko podtrzymać rozmowę z bratem, co okazało się nie być tak trudne, jak mu się wydawało. Unikał tematu królestwa szamanów, ale z zainteresowaniem wysłuchiwał historii brata z poprzednich żyć. W końcu wyciągnął do niego dłonie z oboma talizmanami.

-Ryu i Choco się nie dogadali i kupili mi praktycznie to samo, ale ja uznałem to za znak. Nie mogę się tylko zdecydować czy dać ci ten z gwiazdą, który bardziej reprezentuje ciebie, czy ten ze słuchawkami, tak żebyś miał coś reprezentującego mnie, nawet jeśli za Chiny do ciebie nie dołączę.- powiedział z szerokim uśmiechem.

-Dlaczego niby miałbym coś od ciebie przyjąć?- mruknął Hao.

-Bo ty już dałeś mi prezent. A nawet dwa. - odparł wyluzowanym tonem, zupełnie zbijając starszego z tropu.

-Nic ci nie...-

-Owszem, darowałeś życie tamtej drużynie. Wiem, że słyszałeś moje myśli.-

-Jeden szaman, jedno życie, jeden prezent? Bez sensu, poza tym ich była trójka- a więc o to chodziło z tym "dzisiaj" w myślach młodszego.

-Nieee, to był jeden prezent. Drugi to możliwość porozmawiania. Dałeś mi starszego brata, którego zawsze chciałem na jedną noc.- powiedział nieco ciszej i choć wciąż promieniowała od niego radość, Hao wyczuł zmianę w nastroju młodszego. Wyraźnie odczuwał jego tęsknotę i żal, smutek, że tak właśnie wyglądało ich życie. A marzenie by było inaczej, było tak silne, że Hao poczuł się przytłoczony tym uczuciem i sam nagle zaczął mieć wątpliwości czy to na pewno są uczucia samego Yoh.

-Jesteś strasznie naiwny, nie przyzwyczajaj się.- mruknął starszy, ale niechęć w jego głosie, udawana zresztą, nie zrobiła na Yoh żadnego wrażenia, zwłaszcza, że ognisty szaman sięgnął po talizman ze słuchawkami. I to właśnie na to zareagował Yoh, obdarzając starszego szerokim uśmiechem. Hao pozwolił sobie na ten jeden moment słabości i delikatnie go odwzajemnił.

-Wiem, ale chociaż to było wspaniałym doświadczeniem. Jutro znów będziemy sobie skakać do gardeł.-

-To ty się łatwo irytujesz. Nic nie na to nie poradzę.- wtrącił starszy, podnosząc się z trawy, zaczynało już świtać, a jutro rano walczyła The Ren i doskonale wiedział, że bliźniak będzie chciał obejrzeć walkę, zresztą, on też, przyjaciele Yoh nie byli tak słabi, jak mu się wydawało. Czas było kończyć te urodzinową sielankę. - Tak już chyba mają... starsi bracia. Że dokuczają młodszym.- mruknął. Te słowa z trudnością przechodziły mu przez usta. Do dziś nie widział w Yoh brata, a teraz...

-Za to młodsi nie szanują starszych.- wesoły głos Yoh oderwał go od myśli. Złośliwy uśmieszek pojawił się na twarzy Hao.

-To doskonale do ciebie pasuje. A teraz wracaj do domu. Koniec tego dobrego.- powiedział stanowczym tonem. Yoh zarechotał i zasalutował.

-Ta jest! Dobranoc, Hao. I dziękuję, że... no wiesz, nie spaliłeś mi włosów razem z tortem.- zażartował, zanim w końcu się rozstali. Hao wyczuwał rosnący smutek Yoh, gdy ten nie chciał się rozstawać. Czuł to nawet wtedy, gdy słuchawkowy zniknął w lesie. A może to były też i jego własne odczucia. Szybkim krokiem wrócił do obozu, siadając przy zgaszonym ognisku. W dłoni trzymał talerz z ciastem, a w kieszeni znajdował się talizman od Yoh. Przez chwilę wpatrywał się we wbitą w tort świeczkę, nim ta zapaliła się na czubku.

-Wszystkiego najlepszego, Yoh.- mruknął cicho, a świeczka zgasła.

-Hao-sama....?- zaspana Opacho wyszła z namiotu. -Czy to... ciasto?- spytała zaskoczona.

-Tak Opacho, chodź, podzielę się z tobą.- powiedział ciepło, tylko wobec niej okazywał jakiekolwiek uczucia.

-A co to za okazja, Hao-sama?- dziewczynka wdrapała się na kolana swojego mistrza, który dłońmi podzielił ciasto na dwa. Najpierw odpowiedziała jej cisza, a później ciche "Moje urodziny."


Następnego dnia Yoh był cholernie niewyspany. Właściwie to miał wrażenie, że wczorajsza noc była jedynie dobrym snem. I pewnie takie miałby przekonanie do końca, gdyby nie to, że gdy zszedł na śniadanie, zaczepiła go Anna.

-Yoh, to leżało rano pod drzwiami. Do ciebie.- powiedziała, wręczając mu małą, papierową torebeczkę. Zaskoczony szatyn otworzył ją i wyjął ze środka niewielki, piękny, czarny kamień w kształcie płomyka z małą, metalową zawieszką na czubku. Anna przyjrzała mu się uważnie. Do pomieszczenia akurat wszedł Manta. -Ej maluchu, wiesz, co to jest?- spytała blondynka. Manta przyjrzał się kamieniowi uważnie.

-Wygląda jak obsydian, ale obsydiany zdecydowanie bardziej się błyszczą. Moim zdaniem to mógł być kiedyś zwykły kamień, który roztopił się pod wpływem naprawdę wysokiej temperatury, następnie został uformowany i wsadzony do wody, ulegając natychmiastowemu ostudzeniu.- powiedział, oglądając kamień w dłoni. Tyle wystarczyło, by wiedzieć od kogo to. W torebce była jeszcze karteczka z pięknym pismem "Wszystkiego najlepszego, Yoh."

-Od kogo to masz?- spytał Manta, oddając przyjacielowi kamień. -Niesamowita robota. Ciekawe jak to zrobili.-

-Ręcznie.- odpowiedział Yoh przywieszając kamień do talizmanu z gwiazdą.

-Nie obraź się Yoh, ale to wymagało naprawdę dużej precyzji i wysokiej temperatury. Naprawdę myślisz, że ktoś to zrobił ręcznie? Niby kto?-

-Hao.-

To jedno słowo wystarczyło. Yoh spojrzał na zaskoczonego Mantę, a następnie na uśmiechniętą Annę. Była z niego dumna.

1 komentarz:

  1. Cudo *.*
    Teraz bardziej żałuję że nie napisałam również urodzinowego braterskiego oneshota...
    Przepiękne opowiadanie, i tyle emocji!!! Yoh rozegrał to kapitalnie z Hao, widac że mimo tego iż nie dorastali razem, boję od nich ta bliźniacza więź!
    Najbardziej mi się spodobał fragment kiedy rozmawiali o tym iż Yoh jako młodszy brat nie szanuje starszego brata, za to starszy brat dokucza młodszemu.
    Bardzo realnie to wszystko opisałaś, nie było to w ogóle wymuszone i wręcz ociekało szczerością!
    Jeśli planujesz w swoim głównym opowiadaniu ożywić Hao to już się nie mogę doczekać aż będziesz opisywała ich relacje i rozmowy!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń