-Kiedyś nie zważałeś na to, co mówią inni.- usłyszał ponownie, tym razem jakby zza siebie. Odwrócił się gwałtownie, lecz jedyne co ujrzał to dwie dziwne kolumny, między tymi połączeniami, jakby wtyczki. Wyciągnięte do siebie, jakby powinny być połączone. Yoh przełknął głośno ślinę, a echo tego dźwięku rozniosło się po przestrzeni kilkukrotnie. -Mówili ci o Amidamaru, uparłeś się.- znów zza niego, ale tym razem ujrzał coś, na kształt bramy. -Mówili ci o Tokageroh, zaufałeś mu choć nawet Itako nie wyczuła dobrych zamiarów ducha.- głos nawiedzał go nieustannie, czasem przerywając poprzednie zdanie, za każdym zza niego lub z boku. Ale nikogo tam nie było. Yoh odwracał się próbując dostrzec tego, kto wypowiadał te bolesne zdania.
-Mówi o HoroHoro, nie wierzyłeś.-
-Mówili o Renie, uratowałeś go i zaprzyjaźniłeś się z nim.-
-Mówili o Fauście, wybaczyłeś mu.-
-Mówili o Lysergu, dawałeś mu szansę jedną za drugą.-
-Mówili o Borisie, próbowałeś go ocalić.-
-Ale gdy powiedzieli o mnie....-
Tym razem, gdy Yoh się odwrócił w panelu widoczna była postać jego brata. Peleryna, odrzucona do tyłu, włosy potargane, oczy zamknięte.
-Hao...-
-Posłuchałeś. Nie próbowałeś ze mną rozmawiać. Wierzyłeś, że nikt nie jest w pełni zły, a jednak skreśliłeś mnie.- mówił głos, choć Hao nie poruszał ustami. Yoh uznałby, że to przekaz telepatyczny, ale dźwięk roznosił się po otchłani, w której się znajdował. -Nie chciałeś mnie zrozumieć, nie chciałeś zaoferować mi innej drogi, nie próbowałeś traktować mnie z dobrocią, z której jesteś znany. Po prostu uwierzyłeś. I tyle.- mówił. Młodszy Asakura, choć lewitował, czuł, że się trzęsie. Ciepłe łzy zebrały się w oczach, a gdy poleciały, zaczęły unosić się do góry, zamiast opadać w dół. Odgonił je dłonią.
-Co w ciebie wstąpiło, Yoh? Zabiłeś mnie.- głos znów przemówił, a Hao otworzył oczy. Były puste, nie miał tęczówek, ani źrenic. Od czubka głowy w dół twarzy i dalej, do szyi, klatki piersiowej, zaczęła przechodzić czerwona kreska. W pierwszej chwili Yoh myślał, że to blizna po jego ataku, ale wtedy kreska okazała się być otwartą raną, a krew sączyła się niej, powoli zalewając twarz starszego i jego ciało. -Zabiłeś.- to słowo wypowiadało kilka głosów na raz, najpierw tylko jego, a później inne, jedne dobrze mu znane, inne całkowicie obce, wszystkie wypowiadały to słowo z wyrzutem. Nagle te same głosy nie tylko słyszał uszami, ale również w głowie.
Ogromny ból przeszył go wzdłuż ciała. Zamknął oczy, a gdy znów je otworzył, obok Hao był też on sam i wyglądał dokładnie tak samo.
-Zabiłem cię.- powiedziało jego odbicie. Zamknął oczy gwałtownie, pochylił się i schował głowę w dłoniach, czując ten ogromny ból rany przechodzącej przez jego ciało nim wrzasnął.
I to jego własny wrzask wybudził go ze snu.
-Yoh-dono!- Amidamaru natychmiast się zmaterializował obok swojego szamana, a chwilę później również liściaste duszki, najpewniej wysłane przez Yohmei. Amidamaru wpatrywał się w Yoh z zaskoczeniem, przecież zawsze widać było gdy miał zły sen, a teraz nic tego nie zapowiadało. -Yoh, wszystko dobrze, to tylko zły sen.- próbował go uspokoić, gdy szatyn siedział na łóżku i łapał powietrze, nie było łez, jedynie miał ogromne trudności ze złapaniem oddechu. Po chwili do pokoju wpadła Keiko.
-Synku, co się stało?- natychmiast chwyciła Yoh w swoje ramiona i przytuliła. Nieco to pomogło, oddech chłopaka z chaotycznego i desperackiego zmienił się po prostu w szybki, można powiedzieć podwójny, ale nie odpowiadał, więc matka chłopca spojrzała pytająco na stróża.
-Przepraszam, Asakura-sama. Czuwałem nad nim, ale nie zauważyłem by miał zły sen, zwykle go wybudzam z takich, ale tym razem nie było śladu.- powiedział duch, miał do siebie pretensję, może coś przegapił.
Yohmei spojrzał na Kino, która bez słowa skierowała się w stronę kuchni by przygotować jeden ze swoich magicznych, uspokajających naparów. Mikihisa stał oparty plecami o ścianę korytarza. Maska przysłaniała jego twarz, ale najstarszy z rodu wiedział, że obwinia się i żałuje. Nie trzeba było pytać Yoh, wszyscy wiedzieli kto mu się śnił.
-Muszę... muszę to naprawić...- wymamrotał w końcu Yoh. Keiko uciszyła go i delikatnie głaskała po włosach dopóki Kino nie przyniosła naparu. I choć był gorzki i bardzo ziołowy, Yoh bez słowa sprzeciwu wypił go do dna, niemal natychmiast czując ulgę. W pokoju została tylko jego matka i czekała aż chłopak zaśnie, by przykryć go kołdrą i po cichu opuścić jego pokój. Mikihisa czekał na nią na zewnątrz.
-Nie przypominam sobie by Yoh kiedykolwiek tak zareagował na koszmar.- mruknął mężczyzna.
-Bo tak nigdy nie było. Nawet w dzieciństwie, gdy miewał koszmary budził się po cichu i przychodził, albo dopiero rano mówił, że miał jeśli zauważyliśmy cienie pod oczami. To pierwszy raz.- odparła troskliwie.
-Jesteś pewna, że powinien wchodzić do świątyni Wielkiego? Yoh jest bardzo słaby psychicznie. A co jeżeli księgi Hao wpłyną na jego postrzeganie świata?- spytał.
-Nie wpłyną. Yoh chce dowiedzieć się co raniło Hao, jakie były jego wizje, czego się obawiał i co chciał osiągnąć, a potem znaleźć na to inny sposób niż wybicie ludzkości. Chce stać się potężniejszy by wygrać Turniej w swoim i jego imieniu, a potem ocalić i planetę i ludzkość. Kto jak kto, ale Yoh nigdy nie skrzywdzi człowieka. Dobrze o tym wiesz.-
-To wciąż bardzo niebezpieczne. Nikt tych ksiąg nie przeglądał..-
-I może tu był nasz błąd i klucz do wszystkiego.- Keiko mu przerwała. -Może już dawno powinniśmy to zrobić. Hao odradza się kiedy tylko chce. I tak będzie zawsze. Nie jesteśmy w stanie odebrać mu jego mocy, tak już jest i on zawsze będzie częścią naszej rodziny. Asakurowie mogą go zabijać w nieskończoność, ale nigdy go nie pokonają. Może to jest klucz do tego wszystkiego. Nie pokonać, a zrozumieć i pomóc mu wyjść z myślenia, w którym utknął tysiąc lat temu. Yoh był jedyną szansą by tego dokonać. Do końca wierzyłam, że da radę. Nie udało mu się ocalić Hao, ale może uda mu się osiągnąć coś, czego nikt wcześniej nie spróbował. Połączyć marzenie Wielkiego z ocaleniem niewinnych istnień. Tylko Yoh może to zrobić, bo tylko on ma w sobie tą siłę.- broniła decyzji syna.
-Skąd pomysł, że Hao to doceni. Musiałaby być w nim odrobina dobra.-
-A pamiętasz, czym jest Yoh? Dusza Yoh, to połowa duszy Hao. Jedna dusza rozdzielona na dwa, ta jedna pozostała z jaźnią Hao, a druga stworzyła nową. Yoh jest częścią Hao, jego dusza, jaźń i osobowość, choć stała się jego własną, jest częścią Hao. Jeśli Yoh potrafi być taki, jaki jest, to znaczy, że w Hao też to gdzieś siedzi.- powiedziała. Sama nie zdawała sobie sprawy z tego, jak blisko prawdy była i ile to dało do myślenia Mikihisie. Ta umiejętność wykrywania dobra tam, gdzie nikt się go nie spodziewał. Czyżby to był malutki zalążek Reishi? Który rozwinął się w ten sposób, dając Yoh możliwość trafienia do każdego człowieka, zagubionego w gniewie i nienawiści. Cóż, na pewno nie było to Reishi takie, jakie jest znane, ale kto wie, może rzeczywiście była to część mocy Hao, która w nim zgasła, przykryta negatywnymi aspektami czytania w umysłach i sercach.
-Mhm. Ale niech pójdzie nad wodospad i oczyści umysł, zanim wejdzie do jaskini lwa.- odparł w końcu ojciec bliźniąt.
Następnego dnia Yoh zszedł na śniadanie, witając się z rodziną szerokim uśmiechem. Rodzina nie wiedziała co powiedzieć. Nie miał podkrążonych oczu, nie wydawał się być przytłoczony myślami czy przybity wspomnieniami koszmaru. Tak jakby w nocy nic się nie wydarzyło. Śmiał się, gadał, jadł szybko i dużo jak nakręcony. Był pełen energii i gotowości do pracy. Ani dziadkowie, ani rodzice nie wiedzieli jak się zachować. Spytać jak się czuje? A co, jeśli to go przybije? Woleli nie ryzykować. Choć z drugiej strony, tłumienie w sobie uczuć też nie jest najlepszym pomysłem.
Yoh oczywiście przeżywał koszmar ostatniej nocy. Na szczęście, ziółka babci Kino go uspokoiły i ululały do snu jak niemowlę. Nic więcej mu się nie śniło, a rano obudził się świeży i wypoczęty. A myśl, że za chwile wprowadzi do życia swój plan pod tytułem "Jak naprawić świat tak, by nie zabijać, ale żeby Hao był zadowolony", dodawała mu energii. Starał się nie myśleć o swojej winie, którą ponosił w tej sytuacji.
-Yoh, zanim zabiorę cię do komnaty, chcielibyśmy żebyś udał się nad wodospad i oczyścił swój umysł. Nie wiemy, co czeka w księgach Wielkiego.- umyślnie omijali jego imię. Woleli nie wywoływać żadnych wyrzutów samym jego wydźwiękiem.
Nie dyskutował, ba, sam chciał to zrobić. Po śniadaniu natychmiast udał się nad lodowaty wodospad. Wiedział, że tego potrzebuje, domyślał się, że będzie musiał stawić czoła okropnym pokusom, manipulacji i zachęcie swojego przodka. Jeśli w Cho-Senjiryakettsu czaiło się niebezpieczeństwo, to w księgach nikomu nie znanych mogło być tylko gorzej.
=============================
To tyle na dziś. Krócej, głównie dlatego, że muszę już wychodzić z domu i wracam w poniedziałek, ale w przyszłym tygodniu myślę, że dodam więcej części, urlop piękna sprawa. Poza tym myślę, że zakończyłam w dobrym momencie. Aomori, mogę Ci zdradzić, że po dłuższych przemyśleniach, jednak muszę sprowadzić Annę do Izumo, więc będzie ich więcej ;) Dopiero się zorientowałam, że miałam zablokowane komentowanie bez logowania. Odblokowałam!
Ależ sen... Realistyczny bardzo, i przy tym jakby to ująć... Mocny. Biedny Yoh, to musiało być ciężkie słuchać tego wszystkiego, ale gdzieś kiedyś usłyszałam że sny to listy które piszemy do siebie samych więc wydaje się że to co widział Yoh jest odzwierciedleniem tego co mu głowie siedzi :/ pewnie po wizycie w komnacie będzie jeszcze gorzej ale może trzeba dotrzeć do dna żeby się od niego odbić. Oby plan który wymyślili Keiko i Yoh się powiódł :)
OdpowiedzUsuńYay :3!! Będzie Anna!!!! Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i zapraszam do siebie ma bloga :)
PS. Też uwielbiam urlopy i lenistwo z nimi związane ;)
Kurcze, kliknęłam wtedy opublikuj zamiast zapisz, A tyle było błędów językowych, które miałam poprawić w tramwaju i zapomniałam xD dopiero dzisiaj poprawiłam I od razu napisałam nowy rozdział. U Ciebie jestem na 24 rozdziale i czytam dalej! Mam nadzieję, że przez urlop uda mi się nadrobić całość bo bardzo przyjemnie mi się czyta!
Usuń