piątek, 29 kwietnia 2022

Shaman King; Demon Naszej Duszy: Przebudzenie

 Amidamaru zmaterializował się obok Yoh niemal natychmiast. Nie było dobrze, nagła obecność Marco, który najwyraźniej skądś dowiedział się o naukach, które Asakura aktualnie pobierał, nie mogła zwiastować niczego dobrego. W dodatku Yoh był właściwie bezbronny. Nie wziął przecież ze sobą ani Harusame, ani Futunomitama no Tsurugi, a jego ciało wciąż było poważnie uszkodzone po poprzednich walkach.

-Dowiedzieliśmy się, że planujesz znów uczyć się ze zbiorów Hao. Przybyłem sprawdzić, czy to prawda.- mruknął Marco, palcem wskazującym poprawiając swoje okulary. 

-Nic wam do tego. To sprawa rodzinna, Marco. Hao odrodzi się za 500 lat, po kolejnym treningu w piekle, a wtedy może już być niepokonany. Muszę znaleźć inny sposób niż morderstwo. Wiem, że nie jesteś w stanie pojąć takiego rozumowania, ale miałem nadzieję, że po tym, jak zabiłem własnego brata, jesteście skłonni jednak zawierzyć mojej intuicji.- odparł Yoh niechętnie.

-Wciąż pozostajesz częścią jego duszy. Jeśli zanadto zbliżysz się do jego poglądów, staniesz się taki jak on. Będziesz kolejnym zagrożeniem, które trzeba będzie zlikwidować.- 

-Ja naprawdę uważam, że powinniście zacząć pilnować swojego własnego nosa, Marco. Hao jest moim bratem i zrobię wszystko, by oczyścić jego serce ze zła, które go opanowało. Nie uczę się z tych ksiąg jedynie jego technik, ale też o jego pierwszym wcieleniu, zanim oszalał. Był zupełnie inny i wierzę, że tamten Hao gdzieś jest. Zostanę Królem Szamanów i znajdę sposób na jego nienawiść, a za 500 lat upewnię się, że nie zrobi nic głupiego.- mówił Yoh pewnym i chłodnym tonem. Blondyn zmarszczył brwi na dźwięk jego słów.

-A więc nie mam wyboru. Muszę cię powstrzymać przed kontynuacją treningu.- tak jakby słowa młodego szamana po prostu wyleciały drugim uchem, Marco wyciągnął przed siebie pistolet.

Yoh nie miał zbyt dużego wyboru. Szybko połączył się w jedność z Amidamaru, by spróbować chociaż wykonać unik, gdy tylko pojawił się Michael. 

-Co robimy Yoh? Długo tak nie damy rady.- słyszał szatyn w swojej głowie.

-Nie wiem. Nie chcę go atakować używając mocy żywiołów, dopiero wtedy oszaleje.- odparł Yoh, odskakując i próbując kupić sobie czas, chowając się za Marco. Przecież duch stróż nie zaatakuje, gdy może zranić swojego szamana. Niestety, nie przewidział, że ten miał zupełnie inny plan i właśnie takiego ruchu od młodego Asakury oczekiwał. 

Niemalże natychmiast po lądowaniu na ziemi, Yoh usłyszał za sobą donośny wybuch, a ciemność nocy rozjaśnił błysk ognia. Jego oczy się rozszerzyły. Nie chciał się oglądać za siebie, nie chciał widzieć tego, co spodziewał się zobaczyć. Modlił się, by okazało się, że po drodze do domu zemdlał i był to jedynie zły sen.

-Problem załatwiony.- powiedział Marco i odsunął się z zamiarem odejścia. W posiadłości Asakurów zapaliły się światła. Yoh stał skamieniały, po chwili jednak odwrócił głowę. To, co zobaczył, wywołało w nim szał, a po chwili poczuł nagłą pustkę. Przysiągłby, że coś w jego duszy zaśmiało się złowieszczo. Jego serce i umysł zalał mrok. Patrzył na zawaloną świątynię Hao, Michael musiał wystrzelić i uderzyć w sam jej środek, stała w płomieniach pożerających jej ruiny od wewnątrz. A wejście było zawalone kamieniami. Amidamaru w jedności krzyczał, by Yoh po prostu wycofał ogień ze świątyni, ale szaman był na to głuchy. Marco po raz kolejny wykonał ruch, którego nie rozumiał, jednocześnie odbierając Yoh możliwość kontynuacji nauki, porozmawiania z jego przodkiem po raz ostatni, a potem może nawet i odrodzenia się wraz z bratem. Chciał zachować księgi i nauczać z nich rodzinę, by jego potomkowie nie popełniali tych samych błędów. Chęć zemsty zawładnęła Yoh, a chwilę później przerodziła się w coś zupełnie innego. Siłę i bezwględność.

Oczy Yoh zabarwiły się na czerwono, a drogę Marco zagrodziła nagle ściana ognia.

-Co?- nie zdążył się nawet odwrócić, gdy Yoh za nim już nie było, a chłopak wynurzył się z płomieni, które stworzył, wymierzając Włochowi potężny cios w brzuch. Gwałtowny podmuch wiatru, który temu towarzyszył, wyrzucił go na kilka metrów, w stronę płonącej świątyni. Blondyn uniósł się do siadu, a w jego oczach pojawiło się zaskoczenie. Po raz pierwszy widział Yoh w takim stanie. Na tle płomieni, które wyraźnie go słuchały, wyglądał zupełnie jak...

-Hao...- warknął, podnosząc swój pistolet ponownie, lecz zanim wykonał kolejny ruch z ziemi wyrosły grube pnącza, owijające się wokół jego ręki tak ciasno, że dłoń automatycznie się otworzyła, wypuszczając broń.

-Mój brat nie żyje.- warknął Yoh, zbliżając się powoli w stronę powalonego na ziemię blondyna. -I to wina was wszystkich. Mogłem go uratować, obudzić drzemiące w nim dobro. Wy wszyscy nie daliście mi wyboru. Gdybyście pozwolili mi działać bez wtrącania się, znalazłbym sposób. Zawsze znajdowałem. Chciałem to naprawić, by za 500 lat ludzkości nie spotkała katastrofa. Zawiodłem jego, zawiodłem całą ludzkość. Bo wy wszyscy musieliście się wtrącać. Jestem jego częścią, tylko ja mogłem to zrobić. Zabiłem go i skazałem ludzkość na zniszczenie po następnym Turnieju. Chciałem to naprawić, a ty wszystko zaprzepaściłeś. Po raz ostatni- mówił Yoh. Płomienie wypływające z wnętrza świątyni zmieniły kształt, tak jakby niczym tsunami otwierały się nad sylwetką leżącego Marco.

-Żałosne. (czyt. chitchina)- warknął szatyn, z zamiarem spalenia Marco żywcem, lecz zanim zdążył cokolwiek zrobić, coś uderzyło w niego z ogromną siłą. Jego ciałem cisnęło o drzewo, po którym osunął się na ziemię, a pierwsze, co przyciągnęło jego wzrok... to banda liściastych Shikigami. Chłopak zacisnął mocno pięści i zwrócił gniewny wzrok w stronę Yohmei, za którym stała przerażona Tamao i Keiko.

-Yoh! Co ty wyprawiasz?- wrzasnął jego dziadek. Marco w tym czasie zdążył się podnieść i niczym tchórz zbiec, korzystając ze skupienia uwagi Yoh na rodzinie.

"Nie poznaję go, to spojrzenie w jego oczach. Czyżby ojciec miał rację?" usłyszał z myśli matki. Lecz to nie był wiatr.

"Moja przepowiednia się sprawdziła. Yoh-sama, nie idź tą drogą." myśli Tamao dołączyły do tych Keiko, a chwilę później Yohmei. "Wiedziałem, że tak się stanie. Mówiłem, by to przerwać. Przecież nie zabiję własnego wnuka."

Yoh złapał się za głowę, gdy ich myśli zaczęły go zalewać. Więc to było Reishi? Ta moc, która nękała Annę i Hao?

-Dlaczego nie? Przecież już raz chciałeś mnie zabić?- warknął Yoh, trzymając się za skroń.

-Synku, co ci jest?- Keiko chciała zrobić w jego stronę krok, ale Yohmei zatrzymał ją laską. Wiedział, że Yoh odpowiadał na jego myśli, ale po trzymaniu się za głowę i bolesnym, zdezorientowany wyrazie domyślał się, że to nie moc wiatru umożliwiła ich poznanie.

-Nie podchodź do niego.-

-Bo co? Nie skrzywdziłbym własnej rodziny.- powiedział Yoh, podnosząc się z ziemi i patrząc na nich. Jednak jego oczy były zupełnie inne. Teraz wyglądał, jakby Hao ściął włosy. Wcześniej rozróżniał ich wyraz twarzy. Yoh, niemal zawsze pogodny, a oczy Hao błyszczały bezwzględnością. -Ah, nie. Przecież już to zrobiłem. Przez was.- warknął szatyn. Jego wzrok padł na płonącą świątynię.

-Teraz nic mnie tu nie trzyma.- warknął, patrząc na trójkę, która już nic dla niego nie znaczyła. Nawet matka. I zniknął.


Nie wiedział, kiedy nauczył się teleportacji, kiedy wszystkie żywioły zaczęły go słuchać i dlaczego. Nie obchodziło go to. Pojawienie się reishi miało sens, miał do tego "genetyczne" predyspozycje, a poza tym zdrada ze strony najbliższych i utrata Anny sprawiły, że czuł się samotny, jak nigdy wcześniej. Zmaterializował się w swoim pokoju. Spakował najważniejsze rzeczy, zabrał broń, ale przed opuszczeniem domu skierował się jeszcze w stronę pokoju Anny. Widząc ją nieprzytomną, gniew na chwilę ustąpił miejsca bezsilności.

-Kiedyś po ciebie wrócę. Znajdę sposób, żeby cię obudzić.- powiedział, nachylając się nad blondynką i składając na jej ustach krótki, czuły pocałunek. Chciał zostać z nią jeszcze trochę, ale nie mógł ryzykować powrotu rodziny. Spojrzał na nią po raz ostatni, nim znów zniknął. Nie wiedział jeszcze gdzie się udać, ale miał już pewne pomysły.

Amidamaru podążał za nim, obiecał wszak zawsze go chronić i być z nim na dobre i na złe. Jednakże nawet on nie poznawał swojego szamana. Nie wychylał się, pozostał niewidoczny, umieszczony w ihai, w kieszeni Yoh. Samuraj wiedział, że jego przyjaciel zbyt wiele w swoim życiu wycierpiał, zwłaszcza w ostatnich miesiącach i zawsze podziwiał go za jego spokój ducha i pozytywne nastawienie. Jednak najwyraźniej on miał swoje granice. W gruncie rzeczy Yoh miał do tego pełne prawo. Ufał, że szatyn znajdzie sposób, ale wiedział też, że po tym wszystkim, po tym, jak zdradzić musiał go przyjaciel, który wygadał X-laws o jego treningu, oraz po stopniowej niechęci rodziny, Yoh nie mógł ufać nikomu. 

========

No i jest! Nie jest to zbyt długa notka, ale mam nadzieję, że emocjonująca. Następna również zbyt długa nie będzie, więc postaram się ją dodać trochę szybciej, zwłaszcza, że zamknie ona pierwszy sezon tego opowiadania. Przyznam, że rozplanowując serię długo się zastanawiałam, czy taka zmiana w Yoh to dobry pomysł, ale ostatecznie zdecydowałam się tym kierować i myślę, że na tle całości będzie to ciekawy obrót wydarzeń. Ciekawi mnie czy się tego spodziewaliście?

Dziękuję za komentarze, co prawda jest ich niewiele, podobnie z wyświetleniami, co mnie trochę demotywuje i spowalnia. Ale cieszę się, że chociaż wy jesteście. 

4 komentarze:

  1. Odpowiadając na Twoje pytanie - nie, zupełnie się tego nie spodziewałam o.O
    Taka zmiana u Yoh to kompletnie nie to czego oczekiwałam, byłam pewna że nie ulegnie, nie zmieni się. Jakoś zawsze go postrzegałam jako stabilnego niczym filar, właściwie chyba powinnam powiedzieć niezachwianego, a tu jednak chłopak się nam złamał...
    Trochę mnie przestraszyłaś w jaką stronę to zmierza, ale nie pozostaje mi nic innego jak czekać na rozwój wydarzeń.
    Pozdrawiam Aomori

    OdpowiedzUsuń
  2. kurcze jest w szoku w jaka strone to poszlo. Nie podobne do yoh takie zachowanie, ale nie moge powiedieć, że mi sie nie podoba. Całość poprowadzona dobrze, a i końcówka całkiem słodka w swojej brutalnosci.
    Jestem przeciekawa, w ktora strone to pójdzie!

    OdpowiedzUsuń
  3. W koncu nowa cześć. Osobiście ogromnie się cieszę, ze dalej regularnie publikujesz i nawet nie wiesz ile radości sprawia mi czytanie tego bloga, gorzej z regularnością w komentowaniu u mnie😅
    Proszę, nie każ mi długi czekać na kolejna cześć. Ta przemiana yoh jest intrygująca i ciekawi mnie gdzie to zajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałam powiedzieć, ze mega miło, ze tez dalej dla nas piszesz. Tym bardziej, ze twoja historia jest ciekawa. A końcówka tej części, wręcz rozczulająca<3

    OdpowiedzUsuń