poniedziałek, 8 czerwca 2020

Shaman King; Demon naszej duszy: Próba Powietrza

-Żałosne. Myślisz, że coś tym zmienisz? Nigdy nie spojrzę na ciebie inaczej niż jak na największą pomyłkę. Chitchi na.-

Yoh otworzył gwałtownie oczy, wypuszczając powietrze z ust. Cóż, jak na ostatnie dni ten sen i tak był wyjątkowo dobry. Nie prześladował go obraz brata i większości albo nie pamiętał, albo po prostu nie było. Jedynie na sam koniec usłyszał jego głos, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Bądź co bądź, wcale nie liczył na zmianę spojrzenia brata na jego osobę. Może gdzieś tam w głębi miał cichą nadzieję, ale była to taka nadzieja, o której mówi się, że umiera ostatnia. Nie zawierzał jej, ale ją miał. Przecież wszystko się musi jakoś ułożyć. 

Powoli podniósł się do siadu i przeciągnął, ziewając, po chwili natychmiast opuścił ramiona. Rany, które pokrywały je i plecy wciąż nie zagoiły się na tyle, by nie dać o sobie znać. A to przypomniało mu, że czas było sięgnąć po kolejną księgę. Tym razem, podążając dalej za wskazówkami Strażnika Pieczęci, miała to być Księga Powietrza. 

Podczas śniadania atmosfera była napięta. Dzięki wczorajszej przerwie stan psychiczny Yoh znacznie się poprawił, ale powrót do ksiąg oznaczał, że znów zacznie się pogarszać. Jedynie Anna nie dawała żadnych oznak niepokoju. Keiko, choć wspierała i najsilniej wierzyła w przekonania syna, była tak niespokojna, że przelała szklankę z herbatą. Tamao szybko zabrała się za sprzątanie gorącego napoju, ale i jej niepokój odznaczał się większą niż zwykle nieostrożnością. Nic dziwnego, że po chwili Kino przyniosła wyjątkowo mocno cuchnący specyfik do złagodzenia delikatnego oparzenia.

Yoh ignorował zachowanie rodziny, uśmiechał się i zajadał pysznym śniadaniem, po czym wrócił do pokoju, przebrać się w świeżo wyprany kostium do treningów. 

-Gdy tylko skończę, przyślę po ciebie Amidamaru. Nie wiem, ile to potrwa, ale proszę, trzymajcie się z dala od Świątyni. Strażnicy atakują każdego, kto wejdzie do pomieszczenia, w którym odbywa się próba.- powiedział Yoh, zakładając w wejściu swoje sandały. Gdy się wyprostował, stała przed nim Anna. Tym razem, w jej oczach widział troskę, której inni mogliby nie dostrzec. Blondynka skinęła głową.

-Uważaj na siebie.- powiedziała w końcu. Po krótkim milczeniu i kontakcie wzrokowym uśmiechnął się szeroko, zamykając oczy i uniósł dłoń w szerokim uśmiechu.

-Jasne. Do później, Anna.- odparł i odwrócił się, wybiegając na zewnątrz. - Ścigamy się do bramy, Amidamaru?- zawołał, a duch zmaterializował się obok niego. Anna oparła się dłonią o framugę, a wolną zacisnęła na swoich koralach. Na czole, między brwiami pojawiła się delikatna zmarszczka. Mogła mieć tylko nadzieję.


Amidamaru doskonale znał styl życia swojego szamana, powoli też przejmował jego zdolności zachowywania spokoju, ale im bliżej Świątyni byli, tym bardziej zastanawiał się jakie wyzwanie na nich czeka. Yoh spokojnym krokiem wszedł do komnaty i od razu skierował się do właściwej Księgi. 

-Ciekawe, kto jej strzeże.- mruknął i w końcu otworzył Księgę. 

Wiatr, który się zerwał, niemal natychmiast zatrzasnął drzwi i zgasił wszystkie świece, sprawiając, że oboje znaleźli się w całkowitej ciemności. Yoh zasłonił twarz ramieniem, chroniąc się przed ostrymi powiewami. Miał wrażenie, że co jakiś czas wiatr był tak chłodny, że już myślał, że uderzają go lodowe igły. 

-Asakura Yoh.- to było dziwne. Czuł się, jakby to wiatr wymówił jego imię. Głos nie miał żadnego tonu ani wysokości, najbliżej było mu do szeptu, ale tak naprawdę mógł to opisać tylko w jeden sposób. Podmuchy składały się w słowa. Po chwili pojawił się przed nim mężczyzna w czymś, co przypominało koronę. Miał ciemną brodę, sięgającą jego klatki piersiowej, a z pleców wyrastała para skrzydeł, kształtem przypominająca skrzydła motyla, ale zbudowane były z piór, niczym aniele. -Wiatr wiele mi o tobie powiedział.- dźwięk znów zabrzmiał w jego uszach.

-Mówi się, że woda ma pamięć, a drzewa są świadkami wydarzeń zachodzących wokół nich. Ale tak naprawdę, siła powietrza jest niezrównana. Tlen, którym oddychasz, przechodzi przez twój organizm i opuszcza go w postaci dwutlenku węgla.- szeptał wiatr.

-Cóż... W końcu czym byłaby szkoła bez podstaw biologii.- mruknął Yoh z lekkim uśmiechem. Mężczyzna spojrzał na niego surowo.

-Wiem o tobie więcej niż ktokolwiek inny, Asakura. Znam każdy najmniejszy sekret, każdą twoją myśl i wspomnienie. Wiatr mi je opowiedział. A teraz one staną się twoim przeciwnikiem.- powiedział.

-Rozumiem, czyli już wiem czego mniej więcej się spodziewać. Cóż, wiesz już też pewnie, że nie zamierzam się poddać, nieważne jak bardzo będziesz mnie torturować. Pewnie znajdę się na krawędzi życia i śmierci, ale to nic. Zresztą nie muszę ci tego mówić.- szatyn ponownie się uśmiechnął. -Może powiesz mi, kim jesteś?- zapytał uprzejmie.

-Jestem Enlil*. Pan Wiatru i Powietrza, syn Ziemi i Nieba. Ten, który zatopił awanturniczą i głośną ludzkość.- przedstawił się.

-Zatopił? Ale przecież władasz powietrzem.-

-Ale wiatr może poruszać wodą i tworzyć ogromne fale.- mężczyzna zamknął oczy i przez chwilę wiatr krążył wokół jego głowy. -A więc udało ci się zjednać sobie ziemię. Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo.- szeptał głos wiatru. Bóstwo wiedziało jednak, że to on będzie musiał się bardzo postarać, bo jego żywioł reprezentował temperament, którego ten szaman był przedstawicielem. 

-W porównaniu do Akera, nie mam zamiaru mówić ci, co będzie ci towarzyszyć, wiedz jednak, że każdy uśmiech będzie kosztować cię brakiem tlenu w organizmie. Możesz stracić swoje życie. Ale tak jak mówisz, nie muszę o nic pytać, twoja odpowiedź na moje niezadane pytanie dotarła do mnie wraz z twoim wydechem. Zacznijmy więc.- mężczyzna zmarszczył brwi i machnął ręką. 

Wiatr uformował niewielką trąbę powietrzną, która otoczyła chłopaka i oderwała go od ziemi. Po chwili wirowania w ciemności, nagle zrobiło się jasno, a on został rzucony o ziemię. Oparł się dłońmi o zieloną trawę i otworzył oczy. Wszystko wciąż mu wirowało, czuł też lekkie mdłości, ale po kilku sekundach wzrok wrócił do normy i dopiero wtedy zauważył, że jego dłonie są znacznie mniejsze. Nie było też bandaży ani ran na przedramionach. Spojrzał po sobie i zamrugał zaskoczony.

-Dlaczego jestem dzieckiem?- mruknął do siebie.

-Znowu gadasz do siebie Yooooooo Asakuuuuura? - usłyszał za sobą znajomy mu głos. Odwrócił się szybko i spojrzał na przynajmniej trzy razy wyższego i pięć razy szerszego chłopaka. 

-Do-Dokugamushi...- wymamrotał zaskoczony. Ale co on tu robił? O co tu chodziło.

-Ooooh, no proszę, aż taki wpływ na ciebie wywarłem, że mnie pamiętasz?- zadrwił chłopak. 

-Tsk.. Wpływ. Jak mógłbym zapomnieć kogoś takiego, jak ty.- mruknął Yoh niechętnie. Nie rozumiał tego, dlaczego był dzieckiem, gdzie właściwie był, dlaczego toważyszył mu Dokugamushi i czemu Enlil mówił o uśmiechu. Młody Asakura odwrócił się i już planował odejść w poszukiwaniu odpowiedzi, kiedy nagle poczuł szarpnięcie i został rzucony o ziemię, z taką siłą, że aż zabrakło mu tchu.

-Ale zdążyłeś zapomnieć, że mnie się nie ignoruje.- zażartował, śmiejąc się głupkowato, jak to zwykle robił, udowadniając swoją wyższość nad Yoh. Chłopak poderwał się z ziemi, zaciskając dłonie w pięści i zagryzając dolną wargę. Nie po to przez tyle przechodził, nie po to nauczył się, jak nie reagować by teraz wszystko wzięło w łeb. Nie przez takiego kretyna. Dzieciaka, który zniszczył całe jego dzieciństwo, nastawiając wszystkich wokół przeciwko Yoh, sprawiając, że każde dziecko w okolicy albo go dręczyło, naśmiewało się i wyzywało, albo się go bało. Przez niego był samotny i przepełniony nienawiścią do ludzi. Z jakiegoś powodu te emocje i uczucia wracały, zastępując ten dobrze znany wszystkim spokój. Choć miał swoje wszystkie wspomnienia i wiedzę, to teraz czuł się jak wtedy. Jak tamto zranione i samotne dziecko.

-Wciąż nosisz te durne słuchawki? Nie mów, że rosły razem z tobą?- drwił z niego dalej, zrywając mu je z głowy. Wargi Yoh rozchyliły się w złości, a jego źrenice zwężyły. -Co się dzieje, kurduplu, czyżbym cię rozzłościł? Ojejej...- drażnił go dalej. Nie wiadomo skąd, w dłoni szatyna pojawił się kamień, który cisnął prosto w głowę znęcającego się nad nim kolegi. Silny podmuch wiatru odbił go, nim ten trafił w cel, a sam Yoh upadł do tyłu od uderzenia prosto w czoło. -Ojejeje, rozzłościłem cię? Jak mi przykro, ale ja dopiero zaczynam.- 

Yoh otworzył oczy, czując ciepłą ciecz spływającą po jego twarzy, dotknął zranionego miejsca palcami, a na opuszkach pozostała jego krew.

O co tutaj chodziło? Dlaczego to tak wyglądało. Enlil zmienił go w dziecko, sprowadził Dokumagushiego, a także ożywił uczucia, które go wtedy zjadały. Dlaczego ostrzegał go przed uśmiechaniem się? Z jakiej racji miał się teraz uśmiechać?

-Dlaczego mi to robisz, Dokugamushi?- spytał, podnosząc się do siadu i ocierając dłonią krew z twarzy.

-Bo jesteś beznadziejny, jedyne, do czego się nadajesz to do bycia popychadłem i narzędziem wykorzystywanym przez innych.- zarechotał głupio. Szatyn zmrużył lekko oczy. - Leniwy obibok bez żadnych ambicji**.-

Słysząc ostatnie słowa, źrenice Yoh się rozszerzyły. To przecież były te same słowa, jakich użył wobec niego Ren podczas ich turniejowej walki. 

-Hehehe, a tak naprawdę?- spytał, siadając na ziemi po turecku i posyłając swojemu oprawcy delikatny uśmiech.

I wtedy to poczuł. Koszmarny ból w klatce piersiowej, czuł jak wszystkie pęcherzyki zwężały się, zadając koszmarny ból. Rozchylił usta i spróbował złapać powietrze, po chwili znów mógł oddychać. Gdy podniósł głowę, Dokugamushi szczerzył się do niego.

-Kurde no, w życiu nie widziałem, żebyś się uśmiechał, może spróbuj jeszcze raz?- mówił niskim tonem, dodając do tego nutę drwiny.

-Ch-chciałbyś.- wymamrotał Yoh.

-Dziwię się, że potrafisz jeszcze się uśmiechać. Po tym, co zrobiłeś.- chłopak przy kości kopnął szatyna, a on przeturlał się kilka metrów dalej.

-A więc miałeś brata? Kurde, jaka szkoda, że taki nieudacznik, jak ty tu został, a twój brat odszedł. Chociaż, skoro dał się tobie pokonać, to pewnie był tak samo żałosny, co ty. Beznadzieja, co za rodzeństwo. Nieudacznik i szaleniec.-

-ZAMILCZ!- Yoh sam siebie nie poznawał. Poderwał się na równe nogi i ruszył na swojego przeciwnika. Usłyszał tylko rozbawiony śmiech, zanim dziwna siła odepchnęła go w powietrze, a potem rzuciła nim o ziemię, twarzą w dół. Poczuł, że chyba pękło mu żebro, jedno lub więcej. Nie, to nie o to tu chodziło. 

-No tak, zabawny jesteś.- zarżał Dokugamushi. Yoh podniósł lekko głowę. Dokugamushi znowu użył zwrotu Rena. To nie mógł być przypadek. Ren zaczął zmieniać swoje podejście, po walce w Turnieju, z której cytat padł już po raz kolejny. 

"Zedrę ten durny uśmieszek z tej durnej twarzy!" 

"Ale ty... Ty jesteś spokojny... Jak wiatr." 

Te słowa, kiedyś wypowiedziane przez Rena, rozbrzmiał w jego głowie. Spokój, uśmiech. No tak, wracając do postaci dziecka, wiatr odebrał mu to, czego nauczył się w Yomi, zatracił spokój i dał się ponieść, jak wtedy, gdy był dzieckiem. Miał się nie uśmiechać, bo wtedy będzie tracił dech w piersi. Jego wzrok padł na zieloną trawę. Ziemia... Żywioł, który łączył wszystkie inne. Rośliny w procesie fotosyntezy wytwarzały tlen, który miał być mu odbierany, za każdym razem, gdy się uśmiechnie. Determinacja. Determinacja musiała być cechą, która będzie obecna w każdym teście, jak ziemia jest potrzebna, by pozostałe żywioły mogły funkcjonować. To ona będzie sprawdzana. A więc ostrzeżenie, które dał mu Enlil, było wskazówką. 

-Tak, no wiem, nie jesteś pierwszy, który mi to mówi.- odparł Yoh i odwrócił się, trzymając się za żebra, po chwili posyłając przeciwnikowi uśmiech. Okropny ból w klatce piersiowej powrócił. Ledwo utrzymał się na dłoni, cały zaczął się trząść, ale wytrzymał, po chwili płuca znów przyjęły tlen.

-Ale wiesz, nigdy nie dałeś mi specjalnie okazji, żeby pokazać, że nie jestem taki zły.- dodał.

Kolejny uśmiech i kolejna koszmarna fala bólu. Od niedotlenienia czuł, że zaczyna mu pękać głowa i co gorsza, ból nie znikał, nawet gdy płuca znów były w stanie przyjąć powietrze. 

-Zastanawiam się, kto cię do tego sprowadził. Myślisz, że nikt nie przyjaźniłby się z tobą, gdybyś nie udowadniał swojej wyższości nad innymi?- spytał, patrząc na swojego wroga łagodnie.

-ZAMILCZ!- tym razem to Dokugamushi wrzasnął, a jego pięść wymierzyła Yoh silny cios w twarz. Czerwona plama skapnęła na zieloną trawę z nosa chłopca.

-Śmiali się z ciebie wcześniej, prawda? Kiedyś to ty byłeś ofiarą znęcania się, mam rację? Więc wiesz, jak ja się czuję?- zwrócił w jego stronę zakrwawioną twarz i ponownie posłał mu szczery uśmiech. Jego mięśnie odmówiły współpracy, gdy tylko tlen został mu ponownie odebrany. Opadł na ziemię bezsilnie, trzęsąc się i wijąc w dłuższej chwili bez tlenu. Dokugamushi obserwował go, zaciskając dłonie w pięści.

-Więc, gdy... trafiłeś do nowej szkoły, postanowiłeś się natychmiast postawić wyżej niż inni. Upewniłeś się, że nikt nie będzie miał odwagi przeciwstawić się wielkiemu Dokugamushiemu.- wymamrotał Yoh. -Tak naprawdę nic do mnie nie masz, prawda? Wybrałeś mnie, bo jestem słaby.- przekręcając się na plecy, znów się uśmiechnął. 

Dokugamushi patrzył, jak szatyn kulił się przy ziemi, czerwona krew, płynęła z jego nosa oraz rany na czole, był siny. Pulchna dłoń rozluźniła się i cała drżała.

-Miałeś swoje powody, by się tak zachowywać, prawda? Każdy ma swoje powody. To nie tak, że ktoś od początku rodzi się zły.- kolejny uśmiech. Yoh poczuł metaliczny smak, słodki w ustach, a gdy je rozchylił, próbując łapać powietrze, czerwona krew popłynęła po jego policzku. Serce biło boleśnie, błagając o tlen, a umysł powoli zaczął odmawiać posłuszeństwa. Odkaszlnął krwią, która tylko bardziej splamiła jego twarz, ale nie przestawał się uśmiechać, choć nie mógł oddychać.

-Może... za-cznie...my... od...no-wa...- wymamrotał, patrząc na swojego dotychczasowego wroga. 

-Jak ty... wciąż możesz się uśmiechać....?- jęknął Dokugamushi.

-Wiesz... Ża-Żałuję, że to...tylko próba...- Yoh przekręcił się na bok, by wypluć kolejną porcję krwi, żeby się nią nie zadławić. -Może... jak już stąd wyjdę... powinienem cię... odwiedzić.... Wciąż... Wciąż mieszkasz w Izumo?- spytał, choć całe jego ciało trzęsło się, a każdą praktycznie sylabę przerywała próba wciągnięcia powietrza. Miał otwarte oczy, ale świat stawał się coraz czarniejszy. Serce biło coraz wolniej i coraz słabiej walczył o powietrze. Ale uśmiech nie znikał z jego twarzy. I nagle wszystko ustało. Ból serca i klatki piersiowej, prócz złamanych żeber, minął. Tlen powoli rozchodził się po jego ciele, choć on łapczywie wciągał powietrze. Gdy podniósł wzrok do góry, w miejscu Dokugamushiego był Enlil.

-Bez wątpienia jesteś niezwykłą osobą, Asakura Yoh. Twym największym wrogiem był kolega z dzieciństwa, twoje serce nienawidziło go najbardziej ze wszystkich znanych ci osób. Właściwie, był jedyną osobą, którą nienawidziłeś. Twoim zadaniem było wybaczyć mu, ale też sprowadzić go do momentu, kiedy poczuje wobec ciebie szacunek i sympatię. Masz w tym dość duże doświadczenie, potrafisz odczytywać innych ludzi i być przy tym spokojny, jak wiatr. Nawet jeśli, na włosku wisi twe życie i marzenia. To nie tak, że się tego nie spodziewałem, ale wiatr zna przeszłość, nie przyszłość. Możesz wejść do Księgi Powietrza.- powiedziało bóstwo, po czym machnęło ręką. Niewielki wir znów otoczył Yoh, przenosząc go z powrotem do jego wymiaru. Zamknął oczy, starając się nie zwymiotować i tak trwał przez chwilę, nawet gdy wylądował na podłodze.

-Yoh-dono!- zawołał Amidamaru, materializując się obok szamana.

-Nic mi... nie jest...- wymamrotał głosem osoby, która mogła zwrócić śniadanie w każdej chwili. Podniósł się słabo na drżących ramionach, a wzrok obojga przykuła książka, niesiona przez delikatny wiatr, kładący ją przed chłopakiem.

-Powodzenia, Asakura Yoh.- usłyszeli jeszcze. 

-Yoh-dono! Twoja twarz!- jęknął samuraj, widząc zakrwawioną buzię swojego przyjaciela.

-Aaa... Trochę mi się oberwało, ale przynajmniej nie ubrudziłem kostiumu.- jęknął chłopak, prostując się nieco, natychmiast sycząc z bólu od złamanych żeber. -Zabiją mnie...- mruknął na myśl o przyznaniu się do złamań przed rodziną.

-Zawołasz Annę?- spytał, powoli wstając i kierując się do misy z wodą, z której korzystał ostatnio. Amidamaru kiwnął głową i zniknął. Yoh spodziewał się kilku minut, nim narzeczona do niego dołączy, więc nie śpieszył się ze spłukiwaniem krwi z twarzy. I to był błąd, bo jak się okazało, Anna czekała pod świątynią.

-Yoh?!- wrzasnęła blondynka, a chłopak aż podskoczył, po chwili stękając boleśnie i chwytając za połamane żebra, a zaczerwieniona od krwi woda w jego dłoniach rozlała się po jego kostiumie.

-Ugh, a już się cieszyłem, że jest czysty...- jęknął.

-Czekam na wyjaśnienia!- blondynka natychmiast znalazła się przy szatynie.

-Anna, daj spokój, nie spodziewaj się, że będę wychodził cało z prób...- chłopak powrócił do spłukiwania krwi z twarzy.

-Nie podoba mi się to, Yoh. Tak wiele ryzykujesz, a nawet nie wiesz, czy to ci coś da....-

-Myślałem, że chciałaś, żebym stał się potężniejszy. Chcesz przecież, żebym zapewnił ci spokojne życie jako Królowa Szamanów, sama mówiłaś, że nie wyjdziesz za słabeusza, więc nawet jeśli te próby mnie wykończą, to tylko znaczy, że jestem słaby. Jakoś nie przeszkadzało ci, kiedy walczyłem na śmierć i życie, więc teraz też niech ci to nie przeszkadza.- warknął chłopak, a Anna zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się, jak Yoh się do niej odezwał, w jaki sposób mówił o niej i jej podejściu do niego. Przecież wiedział, że tak nie było. Po kilku sekundach sam Yoh zrozumiał, co właśnie powiedział i nie był w stanie stwierdzić, co w niego wstąpiło. -Przepraszam Anna, nie wiem, czemu to powiedziałem. Chyba po prostu nie chcę, żebyś tak bardzo się o mnie martwiła. Po prostu potrzebuję wsparcia, a zamartwianie się całej rodziny zdecydowanie mi go nie daje. Przecież mi ufasz, prawda?- spytał, uśmiechając się do niej szeroko. Zarówno twarz blondynki, jak i jej spojrzenie się nie zmieniły. Bez słowa zdjęła korale z szyi i wymawiając inkantację, z dwoma palcami drugiej ręki przy ustach, rzuciła je w powietrze, by stworzyły one bramę do Księgi Powietrza.

-Idź.- mruknęła i już miała się odsunąć, kiedy Yoh, chwycił ją za łokieć i przyciągnął do siebie, zamykając w delikatnym uścisku.

-Proszę, zaufaj mi. Potrzebuję tego teraz najbardziej.- powiedział cicho. Znad jego ramienia, czarne oczy blondynki wpatrywały się z zaskoczeniem w ścianę. Nie pamiętała czy Yoh kiedykolwiek ją tak przytulił. Czy w ogóle kiedykolwiek miał odwagę ją przytulić. 

-Ufam ci. Nie ufam Hao.- powiedziała, obejmując chłopaka lekko, ale ten natychmiast się skurczył.

-Aj tatatata....- wymamrotał, puszczając dziewczynę i chroniąc swoje żebra.

-Yoh.....-

-To do później!-

-YOH!- krzyknęła za nim, gdy ten szybko pokuśtykał, trzymając się w pasie i zniknął w portalu. -No naprawdę...- przewaliła oczami, zdając sobie sprawę, że chłopak musiał mieć uszkodzone żebra.

*Enlil - bóg powietrza z mitologii sumeryjskiej. 
** Ren w mandze nazwał Yoh ambitionless slacker, przyznam, że szukałam czegoś w anime, bo w wydarzeniach od przyjazdu Yoh do Tokio do walki w Sanktuarium wzoruję się na anime, ale nie mogłam znaleźć nic pasującego, więc skorzystałam z mangi, którą teraz ponownie czytam.


=====================


I znowu wracam po tygodniu! Mam nadzieję, że tym razem wyłapałam śmieszne literówki XD Z tym szatanem, to pamiętam, że nie mogłam się zdecydować czy napisać "szatyn" czy "szaman" no i wyszło, jak wyszło. 

Jeśli chodzi o tą próbę, znów wzoruję się na teorii humoralnej. Dla powietrza atrybutami są: dzieciństwo (stąd przemiana Yoh w dziecko), wiosna (zielona trawa), krew (krew z ust), słodki smak (jej posmak), serce (ból, który czuł, gdy tracił powietrze), a temperament - sangwinik. Yoh zdecydowanie jest typem Sangwinika, o czym świadczy jego nie przejmowanie się tym, na co się nie ma wpływu, uznawanie, że wszystko jakoś się ułoży i wieczny uśmiech. 

No i co, do zobaczenia za tydzień? :D 

2 komentarze:

  1. Ależ miło znowu było przeczytać Twoje opowiadanie :) tym razem próba bardziej mi się podobała. Była taka w stylu Yoh a wręcz bym powiedziała że była łatwiejsza niż poprzednia. W końcu jak to ujął Enlil Yoh umie odczytywac ludzi :D
    No i ta miła scenka pomiędzy Yoh i Anna... To znaczy miła jak miła wiadomo że takie warknięcie na medium nie było zbyt urocze ale dzięki temu Yoh powiedział Annie prawdę :) no i się przytulili <3 dziękuję Ci za to :D

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :) pojawił się u mnie oneshot :) serdecznie zapraszam na bloga

    OdpowiedzUsuń