Yoh bardzo niechętnie wrócił do domu. Spodziewał się nieprzychylnych spojrzeń wywołanych przez obrażenia obniesione podczas walki. Dlatego też i żeby uniknąć kolejnych konfrontacji w sprawie słuszności podejmowanych przez niego działań, przemknął przez dom najszybciej jak tylko mógł, odmawiając tym samym wspólnej kolacji. Zmartwiło to oczywiście Keiko. Mama chłopca nie chciała, żeby ten czuł się osamotniony. Zebrała więc jedzenie na tacę oraz leki i bandaże i udała się do pokoju syna.
-Odpocznij. Musisz zregenerować siły na jutro.- powiedziała, gdy tylko skończyła opatrywać jego ranę.
-Dziękuję. Za wszystko.- powiedział Yoh uśmiechając się lekko, dając znak, że naprawdę docenia starania Keiko oraz fakt, że nie próbowała go odciągać od zamierzonego celu.
-To ja powinnam dziękować tobie, synu. Jesteś jedynym, które próbuje zachować się odpowiednio i nie daje sobie wmówić, że jest to złe. Próbujesz oczyścić rodzinę z grzechu popełnianego co 500 lat. Jestem z ciebie dumna. Ale proszę, uważaj.- powiedziała, jeszcze zanim opuściła pokój. Niewiele później, Yoh zasnął.
Następnego dnia, tak jak zaplanował, zabrał ze sobą Harusame. I tak jak się spodziewali z Amidamaru, Hel dopasowywała sposoby walki do poziomu szamana. Cokolwiek nie zrobił, bogini była w stanie odpierać ataki, a co gorsza, zaskakiwać kontratakami. Yoh z tej walki nie wyszedł bez kolejnych ran. Nie to jednak było najgorsze, a przynajmniej dla niego. Świątynia Hao również cierpiała na walce, dlatego też, niechętnie, bo niechętnie, poprosił Hel, by kolejne walki odbywały się w jej świecie. Bogini zgodziła się, więc następnego dnia Yoh musiał wkroczyć do świata bogini śmierci. Doświadczenie było niesamowicie podobne do tego, co odczuwał, gdy wszedł do Yomi, jednak tutaj działały wszystkie zmysły. W dodatku miał wrażenie, że korzystanie z mocy Amidamaru stało się znacznie bardziej wyczerpujące.
-Oczywiście, jesteś na pograniczu światów. Zbliżyłeś się do śmierci, zamiast się od niej oddalić- wyjaśniła Hel. Właściwie było to oczywiste. Utrudnił sobie zadanie, chcąc jedynie chronić świątynie.
I to spotkanie nie przyniosło nic, oprócz kolejnych ran. Tym razem opatrywała je Anna. Asakura mógł być zmęczony, ale widział, że wyraz twarzy blondynki był kompletnie pusty, co oznaczało, że była zmartwiona.
-Pokonam ją.- powiedział w końcu, nie będąc w stanie znieść tej ciszy między nimi.
-Jak na razie, jedyny postęp, jaki widzę, to w rosnącej ilości ran.- mruknęła w odpowiedzi.
-Wiem, ale chyba wiem, co zrobić.- odparł, przyciągając tym samym spojrzenie dziewczyny. - Martwi nic nie czują, prawda? Nie czują wiatru, bólu, ognia, lodu. Opanowanie duszy ma połączyć wszystkie żywioły. Więc może, jako szaman, mając większą siłę duchową, będę w stanie użyć siły żywiołów przeciwko Hel. Ona zna walkę wręcz, ale może nie zna walki z użyciem czegoś bardziej nadnaturalnego.- wyjaśnił. Anna w tym czasie powróciła do bandażowania ręki.
-Czy Hao nie mówił przypadkiem, że nie będziesz potrzebował tych zdolności?- spytała w końcu.
-Wiele razy coś mówił, a później okazywało się podstępem.-
-Nie jestem pewna czy to podziała.-
-Nie mam zbyt dużego wyboru. Nic do tej pory nie pomogło, a zostały mi już tylko dwie próby, zanim zostanę w jej świecie.- mruknął.
-Uważam, że twoje umiejętności w zupełności wystarczą, by opanować ostatni punkt, a następnie i samo Taizan Fukun No Sai. Yoh, dwie próby, ale ta druga oznacza śmierć.- mało delikatnie zacisnęła bandaż przed zaczepieniem go.
-Jakoś to będzie.- usłyszała jedynie. No tak, czego innego mogła się od niego spodziewać niż standardowej śpiewki. Nie było sposobu, żeby Yoh zmienił zdanie, musiała mieć nadzieję, że po prostu nie zginie.
Następnego dnia, przed udaniem się do świątyni, Yoh zdecydował się na wycieczkę do wodospadu. Chciał tym samym otworzyć sobie drogę umysłu, by móc pokonać Hel z użyciem siły żywiołów. Uspokoił myśli i starał się nawiązać kontakt z żywiołami, wyczuć je, połączyć się z nimi. W głowie powtarzał przeróżne mantry, prosząc bóstwa żywiołów o wsparcie. Dopiero gdy jego myśli zamilkły i czuł obecność żywiołów, zdecydował się wrócić w końcu do świątyni. Hel pojawiła się niemal natychmiast po dotknięciu Księgi, zapraszając Yoh dłonią do przekroczenia progu jej świata. Niemal natychmiast Yoh podjął atak. Kontrolę Ducha wykonał w mgnieniu oka. Zamachnął się pomniejszonym mieczem, odwracając uwagę bogini. Gdy Hel z łatwością odparła atak, umysł Yoh sięgnął do mocy ziemi. Z podłoża nagle wystrzeliły pnącza obwijające się wokół kończyn bogini powstrzymując ją od ruchu. Pamiętając, jak podczas pierwszej walki Hel po prostu doczepiła sobie z powrotem rękę i nogę, Yoh zamachnął się rozcinając pół kobietę - pół szkielet na pół. W chwili zadania ciosu, przed oczami stanął mu jego brat. Mógłby przysiąc, że nawet usłyszał jego głos w głowie. To niemal natychmiast go zdekoncentrowało.
-Hao...- Yoh szybko się odwrócił, rozglądając. Przez chwilę pomyślał, że skoro znajduje się na granicy jednej z bram do piekieł to może jego brat faktycznie gdzieś tam jest. Rozkojarzony zupełnie nie zauważył, gdy pnącza puściły, a bogini po prostu złożyła się z powrotem. Zanim się odwrócił, jej miecz rozciął skórę na jego plecach. Gdyby chciała, to właśnie podzieliłby los swojego brata. Yoh upadł na kolana, czując piekący ból przechodzący wzdłuż kręgosłupa i ciepłą krew spływającą po jego ciele. Szybko jednak poderwał się, czując poniekąd gniew za przerwanie jego desperackich prób użycia mocy powietrza, do odnalezienia brata w piekle. Jednak powietrze nie chciało go słuchać, a Hel w dodatku jeszcze wzbudziła w młodym szamanie ogromną desperację. Pnącza ponownie ją uchwyciły, a oczy Yoh zmieniły nieznacznie barwę na czerwoną. Ogień dosłownie wyrósł z ziemi, pokrywając ciało kobiety i nie opadł, dopóki ta całkowicie nie zniknęła. Asakura nawet nie zauważył, że przerwał swoją Kontrolę Ducha, a Amidamaru przygląda mu się z niepokojem. Yoh w tej chwili przypominał bardziej Hao niż samego siebie. Ogień zniknął. Wraz z nim bogini.
-To chyba koniec walki.- mruknął chłopak, ale nawet jego głos nie brzmiał jak zwykle. Nawet nie jak wtedy, gdy Yoh trawiła złość podczas walki z Faustem. Odwrócił się, kierując w stronę portalu, jednak nim się do niego zbliżył, poczuł, że jego nogi nie mogą oderwać się od ziemi. Schylił głowę i ku swojemu zdziwieniu i przerażeniu ujrzał dwie dłonie wyrastające z ziemi, jedna koścista, a druga ludzka. Pomieszczenie wypełnił donośny śmiech, a chwilę później ciało Yoh wyrzuciło w powietrze i cisnęło o kamienny stół.
-Głupi chłopcze, chyba zapomniałeś czego do tej pory miałeś się nauczyć. Wszystkie żywioły mają ścisłe powiązanie ze śmiercią. Każdy z nich może zabić. Ale żaden z nich przed nią nie uchroni. Śmierć jest częścią kręgu. Dusza jest jedyny co je kontroluje. Czyż nie po to jest Ci potrzebne opanowanie jej punktu? To ona pozwoli ci kontrolować resztę. Naprawdę myślałeś, że z użyciem żywiołów możesz ze mną wygrać?- ciało bogini powoli wyrosło z ziemi. Rzuciła się do przodu i zanim Yoh zdążył zareagować, jej miecz wbił się w jego ramię. Głośny krzyk bólu rozniósł się po mrocznym pomieszczeniu.
-Yoh-dono!- zawołał Amidamaru próbując rzucić się na ratunek, ale Hel wyciągnęła w jego stronę dłoń. Nieznana wcześniej samurajowi siła uniemożliwia mu jakikolwiek ruch. Kobieta ponownie zwróciła twarz w stronę szamana.
-Popełniłeś ogromny błąd, Asakura. Żywioły nie temu mają służyć. Nie możesz ich użyć do oszukania śmierci. Żywioły są częścią natury, tak samo i śmierć, i z natury śmierci nie można oszukać, można z nią jedynie współpracować. No, chyba że mówimy o rytuałach nieśmiertelności, ale one też wiążą się z pewną współpracą.- warknęła kobieta, choć w jej głosie słychać było pewne zadowolenie. Zarówno Yoh, jak i Amidamaru odebrali jej jako za satysfakcja ze zbliżającej się przegranej szamana. Kilka sekund zajęło chłopakowi przetrawienie treści jej wypowiedzi, a gdy już te informacje przeszły przez jego umysł, uniósł głowę i obolałym wzrokiem spojrzał na boginię.
-Współpraca...- mruknął cicho. Hel uśmiechnęła się lekko, choć ta jej koścista część twarzy nie mogła się uśmiechną to wyraźnie dostrzegł, że był to przebiegły uśmiech. Miecz wysunął się z jego ramienia, wywołując kolejne bolesne stęknięcie.
-Możesz potrzebować kilku dni na uleczenie rany. Wracaj do siebie. - powiedziała i odsunęła się. Nim zdążył się odezwać, bogini machnęła ręką, a portal otwierający drogę do jego świata gwałtownie zbliżył się do chłopaka, przenosząc go z powrotem na teren świątyni.
-Współpraca...- mruknął Yoh, nim uśmiechnął się boleśnie i uderzył głową o ścianę budynku nim osunął się po nim bezsilnie, tracąc przytomność.
-Yoh-dono!- zawołał Amidamaru, ale szaman nie reagował.
-Jesteś strasznie uparty, wiesz?- mruknęła Anna, gdy tylko Keiko i Kino opuściły sypialnie szamana, który do tej pory nie odzyskał przytomności. Na wieść od Amidamaru, Anna wysłała po chłopaka Zenki, by ten przyniósł jego ciało do domu i choć z początku wraz z Keiko same chciały zająć się szamanem, to nie obyło się bez pomocy Kino. Rana w ramieniu Yoh była dość głęboka i nie dałoby się go opatrzyć bez jej pomocy. Gdy w końcu Anna została w pomieszczeniu sama z szamanem, mogła w końcu zwolnić swoje emocje ze smyczy. Amidamaru również rozpłynął się w powietrzu dając jej chwilę samotności z narzeczonym.
-Nie odpuścisz, ja wiem. Nigdy nie byłeś dobry w odpuszczeniu, a gdy raz to zrobiłeś, okropnie pożałowałeś. Kolejna walka może cię zabić, ale... Może mogę jej zapobiec. Poprosiłeś mnie o to wcześniej, nie zamierzam w pełni spełnić twojej prośby, ale chociaż po części. Mam nadzieję, że gdy się obudzisz, nie będzie już potrzeby stawania do walki z Hel.- powiedziała Anna, nim podniosła się krzesła.
W drodze do świątyni Hao jej umysł zaprzątało wiele myśli. Kiedyś wielokrotnie mówiła, że nie pozwoli, by Yoh był słaby, chciała wzmocnić go na tyle na ile mogła, żeby uchronić go przed śmiercią w Walkach Szamańskich, a później w walce z Hao. Dziś, Yoh był prawdopodobnie jedną z najsilniejszych znanych jej istot, a jego plan był wielce ryzykowny. Nie chciała wymuszać na nim żadnej decyzji, nie tym razem. To była kwestia zbyt prywatna, by czegokolwiek mu zakazywać. Yoh jednak sam powiedział, że jest inny sposób.
W końcu dotarła do świątyni, a jej wzrok od razu skierował się na Senji Ryakketsu. Zgodnie z obietnicą Asahy strzegącego księgi, ta pozostała niechroniona przed nią i mogła jej dotknąć, otworzyć i zapoznać się z treścią. W końcu udało jej znaleźć upragniony rytuał. Klatka duchowa, zaklęcie stworzone przez Hao do ujarzmienia mocy potężnych duchów i demonów, by te pozostały w zasięgu przywołującego je medium i nie mogły wyrwać się na świat. To na pewno była technika, o której wspominał Asaha, gdy z nią rozmawiał. Anna zapoznała się z instrukcjami dotyczącymi wykonania odpowiedniej "klatki". Nie była ona zbyt... pozytywna jednak nie miała wyboru. Otworzyła jedną ze starych szuflad, gdzie według instrukcji miał być ukryty srebrny sztylet. Znalazła go bez najmniejszych trudności i choć leżał w skrytce przez tysiąc lat, wyglądał na nowy i wciąż był ostry. Blondynka stanęła na środku pomieszczenia i przyłożyła ostrze płaską stroną do wskazującego i środkowego palca, na wysokości ust, mrucząc cicho zaklęcie. Ostrze zajarzyło się na chwilę na jasnoniebiesko, by po chwili zgasnąć. Wtedy Anna przyłożyła je do nadgarstka i szybkim ruchem przeciągnęła. Zacisnęła mocno usta, tłumiąc jęk bólu, gdy ostrze rozcinało skórę, a następnie złożyła je na podłodze i rozpoczynając od prawej strony, zgodnie z ruchem wskazówek zegara rozpoczęła rysowanie własną krwią okręgu. Niezbyt dużego, wystarczającego na otoczenie osoby. Gdy tylko skończyła, usiadła w środku na kolanach i zmówiła kolejne zaklęcie. Okrąg zajarzył się tym samym światłem, którym wcześniej ostrze, ale tym razem nie zgasło. Gdy medium podniosła się z ziemi i wyszła z kręgu dostrzegła, że w powietrzu również unosiła się łuna, przypominająca kraty. Zgodnie z opisem, rytuał został wykonany poprawnie. Zdjęła więc korale i stanęła tuż za sztyletem.
"Jeden za ojca, a drugi za matkę. Trzeci za rodzeństwo. W ojczyźnie modlę się za dusze. Jeśli słyszycie moje wołanie, powstańcie! Usłyszcie moje korale i przybądźcie!"
Ogniki zaczęły pojawiać się wokół Anny i tworzyć kształt. Anna wsunęła rękę w barierę.
-Przybądź duchu Asakury Hao! Użyj mej mocy, by utworzyć postać i w zamknięciu pozostać!- jej głos odbił się echem w świątyni, a ogniki skumulowały się w duchowym więzieniu. Nagle zmieniły barwę na czarną niczym ropa i po ręce Anny wystrzeliły prosto w nią. Nie zdążyła nawet zauważyć co się stało. Niebieskawa bariera nie zniknęła, ale zmalała, natomiast światło wokół korali całkowicie się rozpłynęło, chwilę później na czole blondynki pojawił się znak przypominający kanji, jednak żaden z istniejących w Japonii. Znak mienił się na czarno. Anna była nieprzytomna.
-Anna...- Yoh obudził się nagle, niemal natychmiast podrywając się do siadu, co przypłacił ogromnym bólem.
-Yoh-dono!- Amidamaru pojawił się obok szamana natychmiast.
-Amidamaru, znajdź Annę.- wymamrotał szaman.
-Już to zrobiłem. Leży nieprzytomna w świątyni Hao.-
=======
A jednak udało mi się dokończyć rozdział dzisiaj. No jakoś mnie wena naszła więc kasuję notkę organizacyjną i przenoszę informacje tutaj. Przepraszam was bardzo za taką długą nieobecność. Przyznam, że miałam zastój weny. Dodatkowo zostały tylko trzy rozdziały do końca pierwszego "sezonu" Demona. Później miałam w planach poprawić całość i zacząć tłumaczyć na angielski na wattpada. I chociaż nie mogę się doczekać drugiego sezonu, to bardzo mnie to spowalnia i za każdym razem, gdy znajduję czas żeby popisać, ostatecznie robię coś innego. A ostatnio to i czasu nawet nie miałam. Póki co, znów jestem w okresie przygotowań do sesji, w dodatku piszę artykuły dla Torii (możecie znaleźć mój pierwszy artykuł o Abe no Seimeiu w 51 numerze), także i to jest problemem. Dziś jakoś wyjątkowo napadło mnie żeby coś napisać. Nie wiem, kiedy będzie następna część, ale mam nadzieję, że niedługo. Możliwe jednak, że dopiero w lutym po sesji.